sobota, 1 września 2018

Sześćdziesiąt


Stanęłam przed lustrem i uśmiechnęłam się lekko. Zakupy z Ann czyniły cuda. Nie dbałam o siebie i swój wygląd przez ostatnie dwa lata i to można było zauważyć. Przestałam być atrakcyjna na co dzień, jednak sukienka, którą wybrała dla mnie modelka była przepiękna i odrobinę bardziej siebie lubiłam, kiedy miałam ją na sobie. Zapomniałam już, jak zawsze lubiłam chodzić w czerwieni. Teraz potrzebowałam jej jak nigdy na rozprawę sądową. Związałam włosy do tyłu w ciasny koczek, zrobiłam mocniejszy makijaż i do tego założyłam wysokie, czarne szpilki. Atrakcyjna i pewna siebie. Rose wraca do gry. 

Usłyszałam puknie do drzwi. Spojrzałam na zegarek na ręku. Mario był idealnie. Otworzyłam drzwi mieszkania. Od razu podbiegł do mnie mały szczeniak Tony merdając ogonkiem. Mario trzymał go na smyczy, co ograniczyło odrobinę jego rozbieg i ciekawość obwąchania całego mojego nowego lokum. W drugim ręku trzymał dwa kubki ze Starbucksa z pachnącą kawą. Spojrzałam na niego z uśmiechem, wiedział, czego mi potrzeba. 

-Dzień dobry –uśmiechnęłam się szeroko i wzięłam kubek ze swoim imieniem. –Powiedz, że latte z karmelem?
-Latte z karmelem –przyznał z dumą i przebiegł wzrokiem po moim ubraniu. Gwizdnął i zaśmiał się. –Sexy mama.
-Tak miało być –wyszczerzyłam szeroko żeby, a potem wzięłam łyk mojej ulubionej kawy. Przytulas Mario zawsze dodawał otuchy. W takim stroju byłam gotowa skopać tyłki Marco i jego prawnika. –Wiesz co gdzie jest. Mari jeszcze drzemie, śniadanie masz gotowe, podgrzej najwyżej w mikrofali.
-Spoko. Idź, bo się spóźnisz. Jak coś to tak, wiem, że napiszesz.
-Jesteś najlepszy –uśmiechnęłam się i przytuliłam bruneta. Wzięłam torebkę, sprawdziłam, czy miałam wszystko co potrzebne i tuż przed opuszczeniem mieszkania dostałam kopniaka w tyłek od przyjaciela. Uśmiechnęłam się i pomachałam mu na pożegnanie. Marisa bardzo lubiła swojego wujka i ciocię Ann, więc nie bałam się zostawić jej z nimi. Taksówka już na mnie czekała. Ruszyłam prosto w kierunku sądu.

Na początku musiałam pokazać zawartość torebki wielkiemu, napakowanemu ochroniarzowi, a potem udałam się na drugie piętro ogromnego budynku, gdzie znajdowała się sala rozpraw. Tam już czekał mój adwokat.

-Dzień dobry –przywitałam się. Zakładał właśnie swoją togę na elegancki garnitur.
-Witam, wyspała się pani?
-Bywało lepiej. Jestem trochę zdenerwowana –uśmiechnęłam się i zacisnęłam dłonie na torebce. Starszy mężczyzna poprawił swój prawniczy ubiór i podniósł z podłogi aktówkę.
-Za to wygląd bardzo rekompensuje. Proszę być spokojną. Nie pierwszy raz mam taką sprawę. Zapraszam, usiądźmy już w środku.
Przeszliśmy do sali sądowej, zajęliśmy miejsca naprzeciw ławy, gdzie ostatnio siedział Marco z prawnikiem. Sprawdziłam wiadomości na telefonie. Była jedna od Elli. Uśmiechnęłam się, wczoraj podczas rozmowy dała mi tyle ciepłych słów i siły. 

„Nie poddawaj się i walcz. Dla swojej ślicznej córeczki i Marco, który mam nadzieję, że zrozumie swój błąd i szybko się ogarnie. Ściskamy całą czwórką i tęsknimy mocno! x.”

Uśmiechnęłam się do telefonu, ale podniosłam powoli wzrok znad niego, kiedy poczułam dobrze znane mi spojrzenie na sobie.
Właśnie wchodził do sali, tuż za swoim prawnikiem. Miał na sobie czarne, jeansowe spodnie, które leżały na nim idealnie. Zapatrzyłam się na jego tyłek.. W spodnie została wetknięta biała koszula, ostatnie dwa guziki zostały odpięte, odsłaniając kawałej jego umięśnionego torsu.. Miałam ochotę rozpiąć resztę. Na to czarna marynarka zapięta niedbale na jeden guzik. Włosy miał odrobinę za długie, trochę opadały mu na czoło, jednak nadal wyglądał w nich zabójczo przystojnie. 
Ale potem zobaczyłam coś innego, co zupełnie mnie zmroziło. 
Już nie chciałam zdejmować jego koszuli. Przez próg sali przeszła, trzymając za rękę Marco Scarlett, dotrzymując kroku mojemu mężowi. Miała na sobie elegancką małą czarną, czarną kopertówkę i wysokie, czarne szpilki. Makijaż miała prawie niewidoczny, a włosy pofalowane jak w jakiejś reklamie szamponu. Od spotkania z nią w kinie nie zapałałam do niej sympatią, nie natrafiła się żadna sytuacja, w której mogłabym ją polubić i zmienić swoje nastawienie. 

Mój dawny profesor nachylił się do mnie, pytając, kim ona jest. 
Nikim. Właśnie była nikim. Może to tym planem Marco był ostatnio tak zaabsorbowany? Wytłumaczyłam mu, że była jego narzeczoną zanim się pobraliśmy, ale ograniczyli swoje kontakty. Jeszcze wydzwaniała do nas, kiedy byliśmy na naszej podróży na Karaibach. Powiedziałam mu o swoich podejrzeniach. Musiała udawać jego partnerkę, żeby Marco miał większe szanse na odebranie mi Marisy. Wszystkie, tylko nie ona.
Usiedli oboje naprzeciwko mnie. Marco odsunął jej krzesło i pomógł usiąść. Usiadł po środku, między nią a swoim adwokatem. Na stole położył splecioną dłoń z dłonią jego byłej. Chwilowo teraźniejszej. 
Ściskało mnie w żołądku, mogłam sobie darować kawę z karmelem. Gdyby nie puder i bronzer, pewnie byłabym blada jak papier. Niedługo potem na salę weszła sędzina i dwóch ławników.
Otworzyła ponownie rozprawę. Pierwszy przemówił prawnik mojego męża. Zaczął od tego, że Marco jest w stanie zapewnić doskonałe warunki dla dziecka. Oświadczył, że jego klient i Scarlett tworzą udaną, kochającą się parę i planują w najbliższej przyszłości ślub. Ja nie byłam w stanie zapewnić dobrych warunków przez brak zatrudnienia, a mieszkanie, które wynajmowałam w Dortmundzie mogłam w każdej chwili stracić. Potem zaczął nawijkę o tym, jak dziecko potrzebuje obojga rodziców. Rodziców? Ta blondi lasia nie była rodzicem mojej córki. Zapewnił nawet, że Scarlett jest gotowa pokochać moją córkę jak matka. 
Przepraszam co? Chciało mi się śmiać, płakać, rzucić się na Marco i powyrywać mu włosy. Nie mógł mi tego zrobić. Nie mogłam dłużej tego słuchać.
Nalałam sobie wody do szklanki, która stała na naszym stole. Upiłam trzy duże łyki i próbowałam uspokoić oddech i oszalały rytm serca. Marco cały czas na mnie patrzył, ale ja nie odwzajemniałam spojrzenia. Cały czas patrzyłam w stół albo w swoje dłonie. 

Słowa mojego prawnika trochę mnie pokrzepiły. Był równie dobry. Punktem wyjściowym jego przemowy był fakt, że najważniejsze we wszystkim jest dobro dziecka. Powiedział, że Marisa nie zna dobrze swojego ojca, widziała go kilka razy w życiu, a jego partnerki nigdy wcześniej. Uznał chęć odebrania Marisy przez Marco za chwilową fanaberię piłkarza. Zaznaczył, że Marco często wyjeżdza i nie byłby w stanie zaopiekować się Marisą na wyłączność, bez mojego udziału w jej życiu. Uznał, że najważniejsze są uczucia dziecka. Powtarzał kilkakrotnie, że Marisa mnie kocha i ufa mi bezgranicznie. Powiedział też, że ja jako matka, która nie opuściła ani jednego dnia życia małej, wiem najlepiej, co dla niej jest najlepsze, umiem przewidzieć jej każdą potrzebę. Zaproponował możliwość widywania się Marco z córką w dowolnym czasie, po wcześniejszym ustaleniu tego ze mną oraz to, że Marisa powinna pozostać ze mną pod moim adresem zamieszkania w Liverpoolu. 

Sędzia wyszła z ławnikami, a my mieliśmy chwilę przerwy. Marco zaczął rozmawiać z prawnikiem. Razem z zamknięciem drzwi za sędziną, puścił dłoń Scarlett. Ona zajęła się swoimi paznokciami, a potem wyciągnęła swój telefon i zaczęła coś w nim oglądać. Nie mogłam znosić widoku tej dwójki. Wyszłam z sali rozpraw, głośno stukając obcasami. Na końcu korytarza były toalety. Poszłam tam, chociaż dlatego, żeby mieć cztery ściany dla siebie i własnych myśli. Gdyby nie makijaż, pewnie bym chlusnęła sobie w twarz zimną wodą. Wciąż nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie stało się na sali. On naprawdę był gotów odebrać mi dziecko. Moje dziecko. Nasze dziecko. To ja zasługiwałam na wszystko, co złe. Marisa powinna być daleko od tego, a tymczasem to ona miała być najbardziej pokrzywdzona, jako karta przetargowa. Musiałam wrócić na salę,choć nie chciałam słyszeć orzeczenia sądu. Grand stwierdził, że dzisiaj jeszcze się nic nie rozstrzygnie, a proces zostanie przeciągnięty o kilka dni. 

Kiedy wychodziłam z łazienki o mało nie zderzyłam się z Marco. Wyciągnął rękę, żeby w razie czego mnie złapać, ale złapałam w porę równowagę. Naciągnęłam nerwowo w dół sukienkę, jakby nagle była o kilka centymetrów za krótka i spojrzałam do góry. Jego oczy mieniły się intensywną zielenią. Patrzył na mnie, czekając na mój ruch. Ja czekałam, aż coś zrozumiem, cokolwiek z jego postępowania. Jego szczęka była napięta, usta ściśnięte. Wzrok nie zdradzał nic. Kolejna maska. Tej jeszcze nie znałam. Znałam tą, która pokazywała dokładnie to, co miałam zobaczyć, to, czego się obawiałam. Potem przyzwyczaiłam się do maski przezroczystej, która pozwalała mi dostrzec tak wielką część jego duszy i serca, którą pokochałam i którą miałam nadzieję ściągnąć do końca, razem ze wszystkimi tajemnicami. W zamian za to dostałam najtwardszą maskę ze stali, która nie pokazywała nic. Zupełnie nic. Ale jak wszystkie pozostałe była…piękna. Pociągająca, męska, idealnie zarysowana. Nie mogłam dziwić się, że kobietom miękły kolana na jego widok. Mnie z resztą też. Tylko widok to nie to samo, co wnętrze. Co maski. One ich nie rozróżniały, ja co chwila spotykałam się z kolejną, pragnąc pozbyć się wszystkich.

-Może i popełniłam błąd, chcesz mnie ukarać, nie rozmawiasz ze mną, a mi pęka serce. Możesz robić to dalej, możesz chodzić ze Scarlett czy z kim tylko chcesz za rękę.. Ale nie masz prawa swojego krzywdzenia mnie, przenosić na krzywdzenie dziecka, które nie jest niczemu winne. Nie masz prawa, Reus –powiedziałam zaciskając zęby. Nie dostałam i tym razem odpowiedzi. Ruszyłam z powrotem do sali rozpraw. Profesor Grand rozmawiał ze swoim kolegą z branży. O ile widziałam, konwersacja nie była zbyt przyjemna, rozeszli się, uśmiechając sarkastycznie na pożegnanie. Scarlett siedziała na Instagramie i przeglądała zdęcia swoich sztucznych przyjaciółek i koni, możliwe, że prawdziwych. Fascynujące.  Dopiłam swoją wodę i znów nalałam do szklanki. Do połowy. Zamierzałam się zastanawiać nad tym, czy jest pełna czy pusta, dopóki sędzina nie wróci z decyzją.

-Jest dalej tak samo wkurzający jak przedtem. Pewny siebie, myśli, że wygra tą sprawę –zaśmiał się prawnik i sam nalał sobie resztkę wody, która została w butelce. –Nie wziął pod uwagę tego, że my ją wygramy –zaśmiał się i poprawił kołnierz togi. Mnie nie było do śmiechu. Upiłam łyk wody, żeby wygrała opcja do połowy pustej szklanki.
Słyszałam, że do sali wchodzi Marco. Zajął miejsce naprzeciwko mnie. Kilka chwil później weszła sędzia. To, co powiedziała, nie było zdziwieniem ani dla mnie ani dla mojego byłego profesora. Do czasu następnej rozprawy opieka miała być dzielona między mnie a Marco. Scarlett miała przejść wywiad przez psychologa i kuratora. Musiała wykazać, że myśli o Marco poważnie i jest gotowa założyć rodzinę dla jego dziecka. Wątpiłam, że to się uda, jednak kiedy wyszliśmy wszyscy przed salę, w rozmowie z adwokatem usłyszałam, że fakt, że Marco przedstawił Scarlett jako swoją przyszłą żonę działa korzystnie na jego stronę. I nawet jeśli byłam przekonana, że to największa szopka roku, to bez dowodów nie mogłam nic zrobić. Przecież to nie miało prawa się udać. Nie mogło. Marco nie mógł mi zabrać Isy.

Pożegnałam się z mecenasem i wyminęłam rozmawiających na korytarzu Marco ze swoim adwokatem. Scarlett tępo na nich patrzyła, nie wiedziałam, czy cokolwiek rozumiała z ich rozmowy. Nie chciałam więcej widzieć jej na oczy. Jego też. Ich adwokata. I miałam dość budynku sądu. Czekałam dość długo na windę. Słyszałam, że Marco też się zbiera, ale na szczęście drzwi windy się przede mną otworzyły, wcisnęłam parter i szybkie zamykanie.

Z głośnym wydechem wyszłam przed gmach budynku. Zapomniałam zamówić taksówkę, więc zaczęłam szukać telefonu, żeby to zrobić.
-Może przejedzie się pani ze mną taksówką?-zapytał ktoś obok. Odwróciłam się, żeby mu odmówić, ale jednak tego nie zrobiłam. Rozpromieniłam się na widok twarzy znajomej twarzy mężczyzny.
-Emre! –pisnęłam zaskoczona takim obrotem spraw. Rzuciłam się mu w ramiona i mocno go objęłam. On mocno mnie ścisnął i zaczął kręcić dookoła. Zaśmiałam się głośno i zatrzepotałam nogami w powietrzu.  –Co ty tu robisz? –zapytałam, kiedy postawił mnie na ziemi. –Nie mówiłeś nic mi wczoraj, że zamierzasz mnie odwiedzić.
-Na tym polegają niespodzianki. Podobno jako narzeczony nie robiłem ci ich zbyt wiele, to może jako przyjaciel..

-Jako kto, możesz powtórzyć? –usłyszałam obok szorstki, oschły głos. Do moich nozdrzy dotarł znajomy zapach moich ukochanych perfum. Każda literka była jak pocisk wyrzucany z jego ust. Emre wziął głęboki oddech, a ja nawet nie chciałam się odwracać. Domyślałam się, że stoi tuż za mną, czułam to doskonale. Brunet chciał się odezwać, jednak prędzej oberwał z całej siły pięścią w szczękę. Pisnęłam głośno przestraszona, widząc, jak Can zatacza się do tyłu, trzymając za żuchwę. Marco chciał jeszcze raz go uderzyć, ale na szczęście został odciągnięty przez swojego prawnika. Podeszłam chwiejnym krokiem do przyjaciela, żeby upewnić się, czy wszystko w porządku. Złapałam go za ramię i spojrzałam się w stronę Marco. Patrzył na mnie z takim.. obrzydzeniem. Ciarki przeszły przez moje plecy. Kolejne spojrzenie, które widziałam pierwszy raz.. Brzydził się mną. 

-Chodź tutaj –powiedział cicho Emre. Przytulił mnie, a mnie zebrały się łzy w oczach. Marco je widział. Patrzył na mnie cały czas, obrócony przez ramię. Zamrugałam powiekami kilka razy, żeby się ich pozbyć. Już go nie było. Potem odwróciłam się do niego plecami i pozwoliłam się przytulić Emre.
-Wszystko się wali.. Nie panuję już nad tym. Myślałam.. Myślałam, że kiedyś może go odzyskam, a teraz on mnie nienawidzi..
-Ciii –szepnął i mocno mnie przyciągnął. –Wierzę, że się ułoży. Jedziemy po Marisę? Musicie pokazać mi Dortmund –powiedział ciepło, chcąc zmienić szybko temat.
Kiwnęłam twierdząco głową i wzięłam głęboki oddech. Marco nie miał tak się dowiedzieć, miałam mu tyle do powiedzenia, ale moje zaręczyny nie były na pierwszym planie. A może to lepiej? Może przetrawi to sobie, uspokoi się i potem już będzie tylko łatwiej? Pewnie to tylko moje kolejne złudne nadzieje..

-Wszystko z tobą w porządku? –oprzytomniałam. Przecież przed chwilą został uderzony. Spojrzałam na jego twarz. Jego policzek był zaczerwieniony, a w jednym miejscu lekko rozcięty. Od razu zaczęłam szukać w torebce chusteczek.
-Daj spokój, Rosie –zaśmiał się i potarł mnie pocieszająco po ramieniu. –Nic mi nie będzie. Najpierw idziemy na jedzenie, bo jesteś głodna i pewnie znając ciebie nie zjadłaś nic przed rozprawą.
-Ale twoja rana.. To trzeba zszyć.
-Nie trzeba –parsknął i zabrał moją dłoń od skaleczenia. Przyjrzałam się dokładniej. Może nie było aż takie głębokie?
-Masz rację, nie jadłam. Pójdziemy do bistro, widziałam na rogu, kanapki, myślę, że są moim przeznaczeniem.
-Może i ze mną się zaprzyjaźnią –wyszczerzył się szeroko i pociągnął mnie za rękę. Złapałam go pod ramię i obraliśmy kierunek do bistro. Wreszcie się uśmiechnęłam. Chociaż nie mogłam pozbyć się bólu i kłucia w sercu przez jego zimne spojrzenie, mogłam zająć się na kilka chwil czymś i kimś innym.


***


-Myślę, że jedyna osoba, która może udowodnić, że ten związek to największy żart świata to ty..
-No, na pewno Marco mi się przyzna. A jak już, to będzie słowo przeciw słowu –westchnęłam i założyłam nogę na nogę. Wzięłam kolejny kęs olbrzymiej kanapki, na którą namówił mnie Can. Emre zamyślił się, spoglądając przez okno.
-Nagrałabyś –rzucił beznamiętnie. –Myślę, że Marco nadal ma słabość do ciebie. Nie rzuciłby się na mnie przed sądem, gdyby było inaczej.
-Nie wiem..-szepnęłam. Czy to był wynik słabości? Może po prostu chciał się na kimś wyżyć? Albo był zazdrosny, zły za to, bo wciąż byłam jego żoną? Albo myślał, że to do niego uciekłam. Mógł sobie myśleć, gdyby ze mną chociaż porozmawiał..
-Idziemy do Marisy? Stęskniłem się za nią.

Pokiwałam twierdząco głową i wstałam od stolika, zabierając ze sobą kanapkę do dokończenia. Wyszliśmy przed lokal i cudem złapaliśmy nadjeżdżającą taksówkę. Podałam taksówkarzowi adres domu Mario, bo tam zamierzał zabrać moją małą, kiedy się obudzi.
W drodze przekonałam Emre, żeby wprowadził się do nas na kilka dni, kiedy zostanie w Liverpoolu. I ja i Marisa nadrobimy zaległości. Klopp też już wrócił do domu, ale zlecieli mu się na głowę synowie i zapowiedzieli, że następne dwa tygodnie pobędą z ojcem. Mimo to codziennie rozmawialiśmy i nie czułam tej koszmarnej odległości, która nas dzieliła. Nawet Marisa się przyzwyczaiła do rozmów przez telefon. Trochę dłużej już siedziała na moich kolanach i ze śmiechem odpowiadała na zaczepki dziadków.
Emre stwierdził, że powinnam pojechać do Liverpoolu po kilka rzeczy, których nie zabrałam z mieszkania. Nie miał wątpliwości, że zostanę tu jeszcze na dłużej. Twierdził, że jeśli nie ze względu na rozprawy, to przez wzgląd na Marco i naszą miłość.. Jego wiara w to, że moje uczucie do piłkarza w końcu wygrają i w to, że będziemy razem była obezwładniająca. Pomyśleć, że byliśmy zaręczeni i planowaliśmy ślub, a teraz on kibicował mnie i facetowi, który solidnie uderzył go w szczękę. To było niepojęte.
Dotarliśmy pod dom Götze. Wpisałam od razu kod do bramki i nacisnęłam klamkę drzwi wejściowych. Nie ustąpiła. Stwierdziłam, że zapukam, bo może Marisa spała? Nigdy nic nie wiadomo.

-Przemyję ci tę ranę –odwróciłam się i spojrzałam na Cana. Krew już zaschła, ale w razie czego postanowiłam się tym zająć. Czułam się winna za to, co zaszło. Gdyby nie ucieczka pewnie Emre byłby cały.. Z drugiej strony, gdyby nie ucieczka, Mari nie miałaby wspaniałych dziadków, a ja tylu dobrych ludzi koło siebie.
-Jak już naprawdę musisz –zaśmiał się Emre, rozglądając się po okolicy. –Całkiem spoko dom. Ale brakowałoby mi moich widoków.
Uśmiechnęłam się. Chciałam znów pukać, ale usłyszałam po drugiej stronie tupot moich małych nóżek. Zamek przekręcił się dwa razy.
-Mówiłem, że to będzie mama? –uśmiechnął się do mnie mój przyjaciel, a potem zobaczył za moimi plecami Cana. Chciał już coś powiedzieć, ale przeszkodziłam mu, witając się z córką. Podniosłam ją do góry, była już naprawdę ciężka.
-Wizyty u wujka są wspaniałe na poprawienie wagi, co niunia? –zaśmiałam się, lekko podrzucając ją na rękach. Marisa zaśmiała się, na co wujek Mario prychnął urażony. Przepuścił nas w progu, żebyśmy weszli do środka. Kiedy stawiałam Mari na ziemię zauważyłam, że Mario mówi coś do Emre. Can uśmiechnął się lekko, słuchając słów kolegi. Podali sobie ręce, piłkarz Liverpoolu pokręcił głową i coś odpowiedział, wzruszając przy tym ramionami. Po chwili objęli się po kumpelsku, klepiąc w plecy. 

-Cześć mała. Pamiętasz wujka Emre? –odwrócił się do mojej małej dziewczynki. Ona pokiwała głową i zaczęła przyglądać się jego ranie na policzku. –To nic takiego. Wujka ugryzła ruda mysz. Nic mi nie będzie.

Przewróciłam oczami i uwolniłam się od szpilek, których miałam już dość na najbliższy czas. Ja i szpilki? Chyba ostatni raz na imprezie urodzinowej Mario, po której domyśliłam się ciąży. Może jeszcze wcześniej? Także pół dzisiejszego dnia to było zdecydowanie za dużo. Zostawiłam troskliwych wujków i poszłam do łazienki, bo wydawało mi się, że tam właśnie w szafce pod umywalką mają koszyczek z apteczką.
Zawołałam Emre do kuchni i pomimo jego zapewnień i sprzeciwów odkaziłam ranę i zakleiłam plastrem. Stwierdził, że wygląda z nim jak ciota, a to właśnie rana dodawała mu męskości. Zaśmiałam się i postawiłam mu proste ultimatum. Albo mi straszy dziecko raną i zostaje stąd wywalony z kopniakiem w tyłek, albo ma plasterek i może bawić się w szpital. Na szczęście należał do tych fajniejszych wujków i wybrał drugą opcję. Zresztą nie miał wyboru, gdyby wybrał pierwszą, obraziłabym się i już nigdy więcej nie odezwała!

Dopóki nie wróciła Ann, spędzaliśmy czas w ogrodzie. Przygotowałam dla wszystkich lemoniadę i pokroiłam arbuza. Marisa zrobiła połączenie basenu z kulkami z basenem z wodą. Z tego pierwszego przeniosła wszystkie kulki do tego większego, do którego nalaliśmy jej letniej wody. Radość też była podwójna. Nie podejmowaliśmy tematu rozprawy, Mario nie pytał kto przywalił Emre, ale określenie „ruda mysz” mówiło samo przez siebie. Dobrze, że nie dowiedział się o Scarlett. Pewnie gdyby usłyszał jej imię, nie miałby już tak dobrego nastroju.
Po południu dołączyła do nas Ann. Zrobiłyśmy razem obiad, to jej właśnie przy przyrządzaniu posiłku powiedziałam o wszystkim. Wszystko co powiedziała to było „suka” oraz „debil”. Powtarzała te słowa co chwilę, przerywając mi w niektórych momentach mojego streszczenia. Na koniec wyznała, że chciałaby, żeby to wszystko się już skończyło. I ja niczego innego bardziej nie pragnęłam.
Wieczorem z Mari i Emre wróciliśmy do mojego mieszkania. Piłkarz wymeldował się z hotelu, miałam pokój gościnny, więc nie było żadnego problemu z przenocowaniem go. Kolacja była również zjedzona u Ann i Mario, więc tylko wykąpałam dziecko i utuliłam je do snu, wymyślając jej na poczekaniu jakąś historię o małej wróżce. Musiałam się kiedyś odpłacić Mario i Ann tymi wszystkimi obiadami i kolacjami. Dla nich to nie było nic wielkiego i cieszyli się, że tyle czasu z nimi spędzamy, ale pewnie też potrzebowali wspólnej kolacji, czy wspólnego obiadu.
Kiedy mała usnęła mogliśmy z Emre pogadać jak za starych, spokojnych czasów. Rozmowy przez Skype nie mogły się równać z tymi na żywo. 

Rozmowy nie były łatwe, bo tyczyły się przyszłości. A ja nie wiedziałam zupełnie, co ona przyniesie. Najpierw doradził mi, żebym przeprowadziła się na stałe do Dortmundu. Sto razy podkreślał, że to moje miasto i mam tu każdego, kogo kocham. Stwierdził, że Kloppowie mają tutaj dom, więc nie będzie to dla nich problemem, żeby zjawiać się tu raz na jakiś czas w sezonie. Zwłaszcza dla Ulli, która nie ma zobowiązań wobec klubu jak jej mąż. A co do rodziny Montgomerych, wiedział, że nie dadzą rady przyjeżdżać tutaj, ale był pewien, że utrzymamy swoją znajomość, a ja przecież też mogę latać do Liverpoolu. Jakiekolwiek były pobudki, którymi kierował się Marco, wiedziałam, że nie pozwoli mi odejść z Mari. To było jednak pokrzepiające. Chciał żebyśmy zostały. A przynajmniej, żeby została Marisa.
Obiecałam Emre, że przemyślę ten pomysł. Na pewno wiedziałam, że zostanę na dłużej w Dortmundzie niż przewidywałam i kilka ubrań na krzyż strasznie mnie denerwowało. Nie mieściłam się we wszystkie sukienki Ann, a bluzki, które zwykle podkreślały moją nienaganną sylwetkę, teraz przyprawiały mnie o kolejne kompleksy. Musiałam też zabrać resztę dokumentów z mieszkania i parę innych drobiazgów. Chociaż oferował swoją pomoc, wolałam to załatwić sama, żeby nie robić potem dwa razy. 

Nie przespałam ani minuty tej nocy. Siedziałam u siebie w sypialni i myślałam nad tym wszystkim, co się wydarzyło. Może Emre miał rację, że tylko ja mogłam udowodnić, że ten koszmarny związek to ściema?.. A jeśli to nie ściema i oni naprawdę.. Przez moją głowę zaczęły przelatywać wyobrażenia, jak się całują, chodzą za rękę, przytulają, opiekują się moim dzieckiem.. To tym bardziej nie pozwoliło mi na sen.


 ***


Dwa dni później Emre wrócił do Liverpoolu. Dopiero w dzień wyjazdu zdradził mi, że interesuje się nim Juventus. Byłam naprawdę szczęśliwa z tego powodu, bo widziałam, że aż błyszczą mu się oczy, kiedy o tym mówił. Bardzo kochał Liverpool i trenowanie pod okiem Kloppa, ale jak mówił, chciał spróbować czegoś nowego i to w tak wielkim klubie. Byłam z niego dumna i kazałam mu pisać na bieżąco o wszystkich zmianach i postępach w tej sprawie. 

Tego dnia też zdecydowałam się na zdetronizowanie panowania Scarlett jako kobiety mojego męża. Był już wieczór, prosto z lotniska odwiozłam Marisę do Mario, mówiąc, że muszę coś załatwić. Założyłam krótkie spodenki, luźną bluzkę z krótkim rękawkiem i baleriny. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Marco je takie lubił, a dla mnie to była nowość, bo zwykle przy opiece nad dzieckiem mi przeszkadzały i je niedbale wiązałam.
Zamówiłam taksówkę, a kiedy wsiadłam powiedziałam jedynie dwa słowa. „Phoenix See”. Stres zżerał mnie od środka. Dłonie zaczynały mi się pocić, a to dopiero początek przed tym, co miało być na miejscu. Jedyny sposób, żeby to z niego wyciągnąć był..jedynym oczywistym dla mnie. Jeśli miał do mnie słabość jak twierdził Can..musiałam to wykorzystać. Wiedziałam, że to cios poniżej pasa, ale ta gra przestała być fair-play. Walka o dziecko nigdy nie będzie czystą walką, kiedy wchodziły w to uczucia i emocje. Nie wiedziałam, czy Marco jakiekolwiek miał, ale ja miałam. I chociaż robiłam to wbrew sobie, chociaż serce mi pękało, bo wiedziałam, że to okrutne względem Marco, do którego nadal czułam to, czego już nie powinnam i naprawdę zachowam się jak podła, wyrachowana suka.. Musiałam. 

Wysiadłam na osiedlu. Przeszłam się kawałek do jego bloku, nawet nie rozglądałam się po okolicy. Nie chciałam, żeby dawne wspomnienia mnie zaatakowały i nie pozwoliły się skoncentrować. Weszłam do klatki schodowej. Pamiętałam nawet kod. Gdyby nie winda, wycofałabym się. 
Moje nogi się trzęsły, podobnie jak ręce. Zamieniałam sie w galaretkę. Stanęłam przed drzwiami jego mieszkania. Kiedyś naszego. Ostatni raz tu byłam, kiedy odeszłam.. Nie musiałam już myśleć, jak zagram stres, bo byłam jednym wielkim, ledwo poruszającym się stresem. Włączyłam nagrywanie w telefonie i wrzuciłam go do torebki. Położyłam dłoń na dzwonku do drzwi, jednak dopiero kilka głębokich, uspokajających oddechów później zebrałam wszystkie siły, żeby go nacisnąć. Jak mantrę zaczęłam powtarzać w głowie słowa „żeby nie było go w domu, żeby nie było go w domu, żeby nie było go w domu”. Prośby jednak zostały odrzucone, bo po chwili usłyszałam szczęk przekręcanego zamka drzwi.

Marco stanął w nich, podpierając się ręką o futrynę. Miał na sobie krótkie, dresowe spodenki i luźną, białą koszulkę na ramiączkach, która odsłaniała jego umięśnione barki i piękne tatuaże. Na stopach miał zwykłe klapki japonki. Był nieogolony, na brodzie miał krótkie rudawe włosy, które zwykle kuły mnie, rozpalając do reszty. Na jego twarzy malowało się lekkie zdziwienie. Cóż, raczej nie spodziewał się mnie w tym miejscu.. Kiedy pojadę do Liverpoolu wezmę też ze sobą klucze, żeby mu je oddać.

-Cześć.. Mogę wejść?  -zapytałam niepewnie. Głos lekko mi drżał, bałam się spojrzeć mu w oczy. Przeszedł krok do tyłu, robiąc dla mnie miejsce. Rozejrzałam się po mieszkaniu. Nic tu się nie zmieniło odkąd byłam tu ostatni raz. Utkwiłam wzrok w kanapie. Od razu poczułam motyle w brzuchu, które prawie mnie rozsadziły od środka. Na tej kanapie pocałowałam go. Pierwszy pocałunek, który pociągnął za sobą to wszystko..

-Chcesz coś do picia? –zapytał cicho, wpatrując się we mnie intensywnie. Mnie coraz trudniej było o jakiekolwiek zdobycie oddechu.
-Nie –odpowiedziałam, powoli odwracając się ku niemu. Zadarłam głowę i spojrzałam ponownie na jego twarz. Wyrażała zmęczenie i lekkie zagubienie. W duchu poczułam ulgę, że wreszcie widzę jakieś emocje. Wcześniej był też zły i obrzydzony na wieść o moim krótkim narzeczeństwie. To było lepsze od masek. Staliśmy tak chwilę, patrząc na siebie. W głowie miałam tak mnóstwo myśli, chciałam nawet się rozpłakać i go przytulić.. Ale plan był inny i musiałam go dokończyć. Byłam już tak blisko, tylko przejść do działania. Moja mantra z „żeby nie było go w domu”, zmieniła się na „robisz to dla Mari”.
-Co.. Dlaczego tu…-zaczął pierwszy. Przerwałam mu w pół zdania. Rzuciłam się na niego jak dzika, zaplatając ręce dookoła jego szyi, ustami zaatakowałam jego w żarliwym pocałunku, przylgnęłam do niego całym ciałem, a w myślach żałowałam, że mamy na sobie ubrania. On stał nieruchomo kilka chwil, jednak kiedy zrozumiał, co się właśnie dzieje, ścisnął mnie mocno za uda i podniósł, jakbym ważyła tyle co piórko. Naprał na moje usta z jeszcze większą siłą, językiem drażnił moje wargi, aż w końcu wtargnął do środka, przyprawiając mnie o zawroty głowy. Po plecach przeszły mnie dreszcze podniecenia. Nie byłam w stanie myśleć racjonalnie. Nie wzięłampod uwagę takiej opcji, że pójdzie aż tak dobrze. Plan zakładał jednak, że musiałam przestać, a ja.. Nie potrafiłam.
Do reszty poddałam się jego namiętnym pocałunkom, miałam do nich ogromną słabość, miałam słabość do Marco. „Robisz to dla Mari”. Dopiero kiedy poczułam, że kładzie mnie na sofę w salonie oprzytomniałam. Odepchnęłam go i pierwsze co, to złapałam głęboki oddech. Opierał się o poduszki kanapy z obu stron mojej głowy. Jego oczy pociemniały, rozchylił usta i oddychał ciężko. Czułam ten oddech na swoich napuchniętych od żawliwych pocałunków wargach. Chciał znów się do mnie zbliżyć, ale nie mogłam na to pozwolić. 

-Nie mogę.. –zaczęłam i przełknęłam ślinę. –Jesteś ze Scarlett. Nie chcę, żeby wasz związek się rozpadł.
-Przestań –zaśmiał się cicho. Dotknął palcem moich ust i zaczął obrysowywać ich kontur. –Dobrze wiesz, że nie ma żadnego związku.
To mi wystarczyło. Chciał znów mnie pocałować ale przechyliłam głowę w bok.
-Przepraszam, nie mogę. Nie rozumiem po co w ogóle tu przyszłam.. –powiedziałam i wstałam z kanapy. Poprawiłam torebkę, przeczesałam włosy palcami i ruszyłam w stronę wyjścia.
-Też nie rozumiem –odpowiedział sucho. 
Odwróciłam się przez ramię. Siedział na kanapie z rękoma opartymi o kolana. Głowę miał pochyloną i opartą o ściśnięte pięści. Znów założył kolejną maskę.
-Przepraszam –powtórzyłam, jakby to miało naprawić to, co się stało oraz to, co miało dopiero nadejść. Zamknęłam za sobą drzwi, wsiadłam w windę, wyłączyłam nagrywanie w telefonie.. Miałam to, czego chciałam. Ale jednak myśli były zupełnie gdzie indziej, a ulga wcale nie nadeszła. Dotknęłam napuchniętych warg, które jeszcze mrowiły, jakbyśmy nadal się całowali.. Boże, przecież tak niewiele wystarczyło, a poszlibyśmy na całość. To brzydzi się mną czy chce przelecieć? Może przelecieć i porzucić, bo się mną brzydzi i nadal mnie nienawidzi, a to miałaby być kolejna forma zadania ciosu. Dobrze, że do tego nie doszło. Na trzęsących się nogach wyszłam przed klatkę i usiadłam na najbliższej ławce. Zamówiłam taksówkę i czekałam. Siedziałam i ślepo wpatrywałam się w punkt naprzeciwko. 
Po kwadransie wsiadłam do samochodu i pojechałam do mojej córki. Zostanie ze mną. Tego chciałam.. Więc nie rozumiałam, dlaczego moje serce znów pękło..


***

Stałam przed salą sądową ze swoim adwokatem. Ponownie. Marisa znów musiała zostać z Mario, naprawdę mnie to denerwowało, że nie mogłam spędzać czasu z córką, bo Marco sobie wymyślił, że chce mi ją odebrać. Przekazałam mojemu byłemu profesorowi najistotniejszy kawałek nagrania na pendrive, mówiąc mu, że to ostateczność. To miał być nasz As w rękawie w razie, gdyby coś poszło nie tak. Wolałam jednak, żeby nie został użyty. Potrzebowałam wizyty w Liverpoolu i domowego, kalorycznego obiadu Ulli i ich obecności przy mnie, szerokiego uśmiechu Louisy oraz ciepłego wzroku Elli. Nawet byłam gotowa na głupie zaczepki Cana. Jeden dzień bez myśli o Dortmundzie i Marco. 

Na drugim końcu korytarza zauważyłam idących w naszą stronę Marco, adwokata i oczywiście pannę Scarlett. Tym razem założyła rozkloszowaną, czarną sukienkę z kołnierzykiem w serek przy niewielkim dekolcie. Włosy miała proste, twarz chociaż umalowana, nadal była bez wyrazu. Trzymała Marco za rękę. Wcale mnie nie bolał ten widok. Wcale. Kiedy podeszli bliżej chyba równo z Grandem zauważyliśmy złoty pierścionek z przeogromnym, kwadratowym oczkiem na serdecznym palcu jej prawej ręki. Wcale, Rosalie…
Westchnęłam ciężko i spojrzałam niepewnie na mecenasa. Nie był pocieszony tym faktem. Przybrał po chwili swoją profesjonalną minę i uścisnął dłoń temu pajacowi, który próbował pomóc Marco zdobyć moje dziecko. Zdobyć. Jak można zdobyć dziecko, przecież to dziecko, a nie towar do przehandlowania.

Nie wszystko poszło tak, jak sobie wyobrażałam. Już na początku rozprawy w pierwszych zdaniach Grand powiedział o udawanym związku Marco i Scarlett i podał pendrive sędzinie. 
Marco kiedy usłyszał rozmowę na nagraniu wykrzywił jeden kącik ust w uśmiechu, a potem zaśmiał się cicho pod nosem. Spojrzał na mnie rozbawiony i kiwnął głową z uznaniem, co mnie zupełnie wybiło z tropu.
Potem już zupełnie wszystko się działo dookoła mnie i nie nadążałam nad tym wszystkim. Prawnicy się przekrzykiwali, sędzia uważnie wszystkiego słuchała i notowała. Traciłam trochę grunt pod nogami, bałam się, że może wizja ślubu Scarlett i Marco.. Przecież on był moim mężem. Może to wszystko minęło przez moją decyzję, może już nigdy nie będziemy tak blisko jak przedtem.. W moich oczach zebrały się łzy, ale wytarłam je szybko chusteczką. Słyszałam wycinki z kłótni obu prawników. 

-Mój klient nie był w stanie trzeźwości, mówiąc te słowa. Razem ze swoją narzeczoną planują ślub w jak najszybszym terminie.
-Jeśli pan Reus bywa tak pijany, że nie wie, o czym mówi, czy więc takiemu człowiekowi można powierzyć opiekę nad dzieckiem?
-Zapewniam, że to był jednorazowy incydent, a pańska klientka go po prostu wykorzystała. Jaką trzeba być osobą, żeby posunąć się do takich metod?
-Pozwolę sobie pokazać kilka gazet z artykułami, gdzie znajdują się zdjęcia pańskiego klienta w różnych klubach, z różnymi kobietami u boku, jednak w takim samym stanie upojenia alkoholowego. To nie jest materiał na ojca, a obca kobieta, która podobno jest jego narzeczoną nie nadaje się na matkę. Małoletnia ma już matkę i jest nią moja klientka.
-Jaka matka ucieka do innego kraju i nie mówi nic ojcu? Gdzie odpowiedzialność?

I tak wkoło. Miałam wrażenie, że walka między mną a Marco już dawno przestała istnieć, a teraz przejęli ją odwieczni konkurenci w pracy. Dwa koguty. Dla nich przestała się już liczyć sprawa, Marisa, etyka. Każdy chciał za wszelką cenę wygrać, naszym kosztem. Wyszłam na najgorszą matkę świata, a Marco na karierowicza poważnie uzależnionego od alkoholu. Zacięta dyskusja na nasz temat trwała całą godzinę. Nasz temat to trochę na wyrost, bo to było bardzo pozorne. My byliśmy daleko w tyle. Marco nie był uzależniony, a widząc go z Nico i Mią wiedziałam, że ma podejście do dzieci. Nie zrobiłby krzywdy Marisie, widziałam jak ostrożnie obejmował ją w ramionach, gdy spała, kiedy pomagał jej zrywać kwiatki i układać klocki. Myślę, że on też wiedział, że ona była dla mnie całym światem. Zawsze patrzył na nas tym swoim nieodgadnionym wyrazem twarzy, kiedy się przytulałyśmy, śmiałyśmy i dawałam jej buziaki w policzek. To byliśmy my.Nie skrajny obraz wykreowany przez adwokatów.
W końcu sędzina przerwała tą bezsensowną, zaciekłą kłótnię. Miałam wrażenie, że sprawa znów nie ulegnie rozstrzygnięciu. Miałam już tak strasznie dość tego wszystkiego. I jeszcze ta Scarlett… Cały czas rozprawy trzymała jego dłoń w widocznym miejscu w taki sposób, żeby wszyscy dokładnie widzieli jej pierścionek.

-Mam jeszcze jedną uwagę odnośnie dokumentacji złożonej przez państwa –zaczęła sędzina, trochę zakłopotana. –Żadna ze stron nie doniosła odpisu wyroku o rozwodzie. Posiadacie może państwo je dzisiaj ze sobą?

I tu nastał moment, kiedy nasi adwokaci spojrzeli się na nas pytająco, jednak ja i Marco patrzyliśmy sobie w oczy z dwóch oddalonych od siebie końców sali. Tak, jak dawno tego nie robiliśmy. Nigdy nie podjęliśmy tematu rozwodu. Odkąd przyjechałam nie mieliśmy między sobą normalnej rozmowy. Nie powiedzieliśmy sobie, że tak naprawdę tęskniliśmy. Nie powiedziałam mu, że jest mi przykro ani tego, że jest dla mnie wszystkim i nadal moje serce bije dla niego. Tak samo jak dla mojego dziecka. Naszego dziecka. I zamiast nadrabiać dwa lata, w których tak wiele się stało, my traciliśmy kolejne tygodnie na ciąganie się po sądach i znoszenie przerośniętych ambicji naszych prawników. Oni nawet nie wiedzieli, że się nie rozwiedliśmy.. Bo nawet my nie dopuszczaliśmy takiej myśli. Kiedyś chciałam się rozwieść dla Emre. Ale to był błąd. I rozwód i Emre. Tak miało być, że ja nie odebrałam telefonu, kiedy Marco chciał o tym porozmawiać. Tylko potem to wszystko potoczyło się w złą stronę. Wszystko było nie tak. Bałam się, że nie można było już tego naprawić..

Rozprawa zakończyła się określeniem terminu następnej, która miała unieważnić nasze małżeństwo.







 ~~~
Takim właśnie akcentem rozpoczynamy wrzesień.. Powroty, powroty, nie tylko do szkoły, ale też powrót (Sr)Emre i Scarlett. I chociaż ten pierwszy już wrócił, tak.. no cóż. I 60 rozdział.. Ale to minęło.. Dziękuję, że jesteście tyle ze mną, pomimo niczenia nerów, zdrowia i psychiki.. Jesteście niemożliwe i przekochane💗 Mam nadzieję, że będziecie tak dalej.
Tym którzy zaczynają rok szkolny-(wiem, jeszcze sobota i niedziela!) trzymam mocno kciuków-oby wszystko szło po waszej myśli, nauka łatwo przychodziła, mało nerwów (te trzeba zostawiać na soboty!) Trzymam za Was kciuki!!
Mój zabieg przesunął się z poprzedniej środy na tą, co będzie, więc korzystam, siedzę i piszę dla Was dłuuugie rozdziały.
Koniecznie dajcie znać w komentarzach, co z tego wyniknie, co myślicie o tym wszystkim, bo jestem szalenie ciekawa. Kolejny rozdział będzie naprawdę bardzo długi i ciekawy. Jest na co czekać!:))
Do następnego za tydzień! Buziaki! x.

3 komentarze:

  1. Nie wiem od czego zacząć, ale byłam tak zestresowana przez cały ten rozdział, że o matko... Po pierwsze, to kiedy zobaczyłam, że przyjechał Sremre, to... tak jakoś się ucieszyłam i naprawdę NIE WIEM dlaczego!! A kiedy ruda wiewiórka go ugryzła, to się wkurzyłam, bo zrobiło mi się go zal, a za razem tez poczułam takie ciepło w brzuszku na myśl, że Marco jest cholernie zazdrosny o Rose. No, ale jak mówimy o cieple w brzuchu, to chyba i tak wygrało to, które pojawiło się przy ich pocałunku. Tak długo na to czekałam, a musiało się stać w takich okolicznościach... Nie wiem, mam wrażenie, że kiedy się tak uśmiechał i kiwał głową z uznaniem, to po prostu z żalu i zawodu, bo może miał nadzieje, ze Rose coś do niego czuje. I może się stać tak, ze oboje w to zwątpią i zaś będzie problem... Scarlett to my podziękujemy, skoro już wiemy wszystko o jej zadaniu w tym opowiadaniu. CHOCIAŻ CHWILA jak teraz o tym pomyslałam, to może Marco wiedział, ze Rose przyszła wyciągnąć od niego tą informacje... i może serio się chajtną. Japierdziele mam mętlik w głowie, kobieto. Nie rób mi już tak więcej, bo czuje się zle, hahaha. Ja się nie zgadzam na żadnen rozwód, ty to wiesz, prawda? No, ale za razem jak się rozwiada, to będą mogli sobie potem walnąc jeszcze lepszy ślub niż ten poprzedni, wiec w sumie niech się rozwodzą ;D jestem bardzo zmienna i pogubiona dzidiaj w tym rozdziale, ale to przez ciebie i dlatego, ze dopiero się obudziłam...
    pozdrawiam, kocham, sle buziaki, czekam na następny! <3 i czekam na tą niespodziankę, o której mówiłaś, chociaż się jej boje.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ostro grasz siostro!, Oj Marco, co ty masz za adwokata kreatyna... W tym momencie to Rose, gdyby była na tyle perfidna to mogła by zarządzać rozwodu z orzerzeczniem o winie i jeszcze puścić Cię z torbami. Tak mi się wydaje. Mając żonę to nie przyprowadzasz do sądu swojej narzeczonej. Bo w tym momencie to przyznaje się do zdrady. Co jest podstawą do zwalnia na Ciebie całej winy. A ta wasza umowa.. Przedmalzenska to i tak nie ma większej mocy prawnej... Ot świstek papieru. Zmień adwokata. Na choćby takiego co nie bd robil z Ciebie wariata. Jeśli już musisz oczywiście zachowywać się w ten sposób. Którego nie akceptuje. Ale który rozumiem. ROSE, Rose. ROSE.... Nie żebym zaczęła Cię znowu lubić. Ale bardzo sprytne posunięcie. Tylko to chyba było obustronne ostrze i też się na nie nadzialas. Więc skoro już wiesz ze ten facet bardziej się zagrywa i próbuje być badboyem niż nim faktycznie jest. To może ustawiła by go do pionu i porozmawiala z nim jak człowiek z drugim człowiekiem. Przecież wiemy tutaj wszyscy że potrafisz go ogarnąć. Ale nie oni ciągle muszą się zachowywać jak dzieci. Wasza córka ma więcej oleju w głowie. Fajnie ze w końcu sąd uświadomił im gdzie leży sedno ich problemów, może w końcu przestaną przepychac się Mari.... Dobra. Zmykam, bo zaczynam robić zaraz jazdy. W końcu odwazylam się zacząć robić prawko... Strach się bać! Do następnego. Trzymaj się zdrowo. ❤️�� girlwithaball

    OdpowiedzUsuń
  3. Unieważnienie małżeństwa? Żartujesz sobie? Nie! Powiadam - nie! Nie zgadzam się zupełnie!

    Pozdrawiam ze Starej Wsi ;p

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do komentowania!❤️ To bardzo motywuje do pisania kolejnych rozdziałów!