sobota, 30 grudnia 2017

Trzydzieści trzy




Następnego dni mimo wyraźnych protestów Marco zadzwoniłam po jego lekarza, żeby przyszedł na wizytę domową. Sama też kazałam blondynowi leżeć w łóżku, nakryłam go kołdrą i kocem. Praktycznie co dwadzieścia minut przynosiłam mu ciepłą, malinową herbatę z miodem, na zmianę z ogrzanym sokiem pomarańczowym. Musiałam też uwierzyć w siebie i moje umiejętności kulinarne w przygotowaniu dla niego pełnowartościowych posiłków. Starałam się na śniadanie o jajka w koszulkach. I może pierwsza próba nie całkiem wyszła, bo zapomniałam o zamieszaniu wody w garnku, jednak druga wyszła na tyle dobrze, że zyskała by podziw i owacje na stojąco w niemieckim Masterchefie. Byłam wdzięczna Yvonne za zakupy, uzupełniła naszą lodówkę w same witaminy, które jak wierzyłam, miały pomóc w szybszym dojściu do zdrowia. Mimo, że Marco się strasznie puszył, że nie pozwalam mu wstać z jego łóżka.. Tak, jego podkreślał dużo razy. Nie chciałam być niemiła i polemizować o przynależności mebli. Widziałam, że ukrycie cieszy się, że mu pomagam i się o niego troszczę, choć wcale tego nie okazywał. Ja byłam szczęśliwa, kiedy za każdym razem widziałam pusty talerz. Miałam nadzieję, że to było oznaką zdrowienia.  
Lekarz stwierdził, że Marco jest jak na siebie w nie za dobrym stanie, jednak jak zrelacjonowałam objawy w poprzedniego dnia i te, które dzisiaj badał stwierdził, że jest duża poprawa. Kamień spadł mi z serca. Chciałam skakać, piszczeć i tańczyć taniec hula jak mała dziewczynka. Wahał się, czy nie dać mu antybiotyku, jednak Marco wtedy powiedział coś, co już zupełnie było miodem dla mojego zbolałego serca. „Mam przecież dobrą opiekę, nie potrzebuję antybiotyku. Ona wierzy, że jej się uda. Ja wierzę w nią.”  Lekarz uśmiechnął się lekko i kiwnął głową. Pożegnał się z Marco a dla mnie dał wskazówki, jakie witaminy powinien przyjąć. Z tym, żeby wykupić wskazane witaminy zadzwoniłam do Mario. On na pewno nie przyjechałby z moją teściową. Miałam nadzieję, że się nie zarazi, poza tym brunet miał świetny wpływ na Marco. Chciałam, żeby się trochę więcej uśmiechał.
Mario już od samych drzwi powitał mnie szczerym, szerokim uśmiechem. Podał mi siateczkę z lekami, jakie wypisałam mu w SMS.

-Jak się ma moja ukochana szwagierka?-zapytał i przytulił mnie mocno.
-Obowiązki małżeńskie w trochę innym wymiarze –odpowiedziałam ze śmiechem. Odebrałam od niego kurtkę i czapkę, ponieważ strasznie mu się spieszył do Marco.
-Zejdę zaraz do ciebie.
-Spokojnie, nie spiesz się ale też się nie zaraź!
-Spokojna twoja rozczochrana!

Rozczochrana? Od razu podbiegłam do lustra i chwyciłam za grzebień. Nie było jednak aż tak źle. Przeczesałam włosy kilka razy i zamiast kitki zrobiłam sobie dobieranego warkocza. Może powinnam była zadbać bardziej o siebie? Chodziłam w dresie bo tak było najwygodniej, jednak pojawiła mi się w głowie myśl, czy nie powinnam czegoś zmienić?
Korzystając z tego, że Marco miał towarzystwo, a na obiad przewidywałam zupę pomidorową z makaronem, którą ugotowałam w nocy, stwierdziłam, że mam wreszcie okazję, żeby pobuszować w mojej nowej garderobie. Z makaronem naprawdę powinnam sobie poradzić, tego nie da się zepsuć. Przy okazji jednak zrobiłam herbatę z lipy dla Marco, żeby zbić jak najszybciej gorączkę. Weszłam do sypialni z parującym kubkiem w ręku. Marco usiadł na łóżku, a Mario rozłożył się wygodnie w fotelu, który sobie przysunęłam do łóżka i bawił się moim tuszem do rzęs. Zaraz.

-Po co ci mój tusz do rzęs?-zapytałam stawiając herbatę na stolik nocny i odruchowo, jak za każdym razem sprawdziłam ciepło czoła blondyna, a następnie złożyłam na nim krótki pocałunek. Wzięłam też kołdrę, która opadła i okryłam nią bardziej jego ciało.
-Choroba niespokojnych rąk –stwierdził, na co prychnęłam ze śmiechem. Marco również.
-Nie wnikam ale ten jest nowy, od Marco i naprawdę go lubię. Możesz sobie raz użyć.
-Okej! –powiedział wesoło i zaczął przerzucać nim z ręki do ręki. Musiałam zadzwonić do Ann i upewnić się, czy Mario na pewno był zdrowy.
-Idę do garderoby, ale spokojnie, nie będę was podsłuchiwać.
-W porządku –odpowiedział brunet, Marco jedynie spojrzał na mnie bez wyrazu. Ale cóż. Takie już moje życie.

Zamknęłam za sobą drzwi i rozejrzałam się z podziwem po tych wszystkich moich nowych ubraniach. Na pewno były drogie i markowe, na co próbowałam nie zwracać uwagi. Podeszłam do płaszczy i kurtek. Były jesienne i zimowe. Pod sufitem Marco miał zamykane szafki, w których trzymał mniej używane rzeczy, jednak stwierdziłam, że tych kurtek nie trzeba było chować. Miałam przeczucie, że zima przyjdzie szybciej, jesień i tak była bardzo chłodna. Przeszłam do bluzek i sweterków. Wszystkie materiały były bardzo solidne i milutkie. Nie patrzyłam na spodnie wnikliwiej, jednak miałam trzy pary jeansów, jedne czarne, białe i koloru buraków. Były też dwie pary materiałowych, lejących się, które wydawały się być naprawdę wspaniałe, jednak obawiałam się, czy w tym wszystkim będę dalej sobą, czy będę się z tym wszystkim dobrze czuła. Szafka z butami była naprawdę duża, a moja nowa kolekcja pokaźna. Wiele butów miało aplikacje z wyszywanymi wzorami, inne przyczepione, błyszczące kryształki. Miałam też kilka par szpilek więcej, były też kryte botki, wysokie sandałki w różnych kolorach, też wiązane na łydce. To wszystko było tak piękne, aż nie umiałam uwierzyć, że jest moje. W szafce znalazłam kilka kompletów naprawdę wspaniałej bielizny. Miała metki, więc domyśliłam się, że jeśli coś nie będzie mi pasowało będzie można zwrócić. Bardzo spodobał mi się koronkowy, czarny komplet. Góra była bardzo wycięta, stringi… No cóż. Miały tylko niewielki kawałek materiału z przodu. Prawie ledwo można go było dojrzeć. Stawiając na to, że Marco się spodoba nowa bielizna, włożę ją, kiedy tylko się lepiej poczuje. Miałam też czarny, prześwitujący szlafrok, który idealnie by się komponował z tym kompletem. Jego materiał był praktycznie przezroczysty, założenie go po kąpieli na gołe ciało na pewno nie pozwoliłoby mi ot tak zasnąć, jeśli w domu obecny by był Marco. Do tego srebrne szpilki. Sama już zaczęłam się sobie podobać. I na miejscu Marco byłabym szalenie zadowolona.
W jednej z szufladek miałam też kilka nowych kosmetyków, w tym cienie do powiek i różne paletki do konturowania. Marco, bój się. Twoja żona niedługo zrzuci dres.
Zaśmiałam się sama do siebie i postanowiłam wyjść z garderoby i pójść ugotować makaron. Kiedy tylko otworzyłam drzwi panowie zamilkli, oboje mieli niewyraźne twarze, jednak widziałam, że nie chcą to przede mną ukryć. Nie chciałam denerwować już Marco, z resztą, nie powinnam była wtrącać się w ich życie. 

-Mario zjesz z nami zupę?-zapytałam uśmiechając się. Brunet podzielił uśmiech i pokiwał ochoczo głową. Zostawiłam ich znów samych i zeszłam na dół.
Wstawiłam makaron i zupę i przygotowałam trzy miski. Musieliśmy naprawdę pójść kupić naczynia. Ceniłam zrzutkę od rodziców Marco, Yvonne, Melanie, Mario i Ann, jednak chciałam sama wybrać jednolitą zastawę.
Przygotowałam dwie tace, które postawiłam jedna pod drugą. Zwykle jadałam razem z Marco, towarzysząc mu na fotelu, dzisiaj jednak moje miejsce otrzymał Mario, więc postanowiłam zjeść na dole. 

Zaniosłam im ciepłą zupę, z nadzieję, że będzie im smakować. Najpierw dałam tacę spod spodu Mario, druga miała mocowane nóżki, dzięki którym mogłam ją rozstawić na łóżku, żeby Marco miał wygodniej. Kiedy już wychodziłam Mario odezwał się. 

-Nie zjesz z nami?
-Nie, dziękuję. Ale miło, że pytasz –odpowiedziałam uśmiechając się. Zjadłabym z nimi chętnie, jednak nie miałam już tacy, ani do końca gdzie usiąść.  

Na dole dotarło do mnie, że ostatnie trzy dni byłam bardzo zapracowana. Chyba trochę stałam się kurą domową. Pranie piżam Marco, żeby po prysznicu wieczorem miał zawsze świeżą, pachnącą i wyprasowaną, co chwila gotowanie i urozmaicanie posiłków, żeby wyzdrowiał. Siedzenie po nocach, poprawiając wpadki kucharskie, bo naprawdę miałam do tego dwie lewe ręce. Co chwila coś kipiało, to za dużo soli dodałam do ziemniaków i musiałam przepraszać Marco za opóźnienie obiadu i robiłam je raz jeszcze. Nauczyłam się, że ziemniaki robiłam już najwcześniej, żeby w razie czego nie zostać z upieczonym mięsem i sałatką.
Sama zjadłam porcję zupy i włożyłam miskę do zmywarki. Przygotowałam dla Marco witaminy i rozpuściłam w wodzie kapsułkę wapna. Wzięłam też szklankę ze zwykłą wodą, może wapno od razu po zupie nie byłoby dobrym wyjściem. 


-Rosie, to była najlepsza pomidorówka, zaraz po pomidorówce mojej mamy. Naprawdę! –powiedział szczerze Mario i aż wstał z fotela, żeby mnie przytulić.
-Ej, ej, to moja żona –upomniał go Marco i westchnął pod nosem.
-Moja przyjaciółka. I co?-odpowiedział mu, wytykając język.
-Dobra, panowie. –wzięłam tackę od Mario, a potem schyliłam się, żeby zabrać miskę i tacę Marco. W misce jednak został jeden świderek. Tak. To był moment grozy i zawału serca. Patrzyłam na makaron tak morderczym wzrokiem, żeby został unicestwiony. Nie wierzyłam, że zawaliłam nawet z gotowaniem makaronu. 
-Makaron był niedogotowany? Naprawdę się starałam i..-zaczęłam, jednak po chwili Marco wziął na łyżkę makaron i włożył go do buzi. Spojrzałam na niego z wdzięcznością i radością.
-Był idealny. –odpowiedział i uśmiechnął się szczerze.
-Przełknąłeś?
-Tak! –roześmiał się i na dowód tego jak u lekarza otworzył szeroko buzię. Wrócił mój kochany Marco?
-Grzeczny chłopiec. –uśmiechnęłam się i złożyłam buziaka na czubku jego nosa, chichocząc niczym nastolatka. –Tu jest wapno, wypij później, teraz witaminy i tutaj masz wodę. –poinstruowałam, odstawiając wszystko po kolei z moim wyjaśnieniem.
-O bracie.. –westchnął Mario. –Gdyby moja żona tak się mną opiekowała a nie mówiła mi „nie symuluj idziesz na trening” to ja byłbym w niebie.
-Rose nawet do Jürgena zadzwoniła, żeby mnie zwolnić z treningu.
-Poważnie? –roześmiał się brunet. –To nieźle. Co właściwie u niego?

Nie chciałam im przeszkadzać. Korciło mnie, żeby im przerwać i powiedzieć Mario, że żeby jego żona tak się nim opiekowała to najpierw trzeba poprosić o rękę. Ann byłaby niesamowitą panną młodą i wyglądałaby zjawiskowo w białej, dopasowanej sukienki z długim trenem. Chciałabym ją w tym zobaczyć. 

Na dole wstawiłam wszystkie naczynia do zmywarki, która razem z talerzami ze śniadania była już gotowa do mycia. W tym czasie znalazłam chwilę dla siebie. Zwykle to ja siedziałam u Marco i czytaliśmy coś w internecie, głównie śledziliśmy Bundesligę i obejrzeliśmy też mecz Borusii na laptopie. Na początku remisowaliśmy, jednak później Auba zdobył bramkę i to tuż przed ostatnim gwizdkiem. Marco od czasu do czasu coś komentował, denerwował się, kiedy rywal grał nieczysto ale też wkurzał się na zawodników BVB mrucząc pod nosem wyzwiska. Chciało mi się z tego śmiać. Nie mogłam się doczekać, żeby zobaczyć go na boisku. Wiedziałam, że będę strasznie dumna, kiedy i on wyjdzie jako ostatni na… Jedenastka jest bardzo myląca i sprawia, że człowiek zapomina, że numeracja jest trochę inna. Bo naprawdę to zrozumiałam i wiedziałam, że Marco wychodzi najczęściej drugi jako vice kapitan.
Byłam naprawdę zmęczona i potrzebowałam chwili relaksu, a przede wszystkim snu. W nocy zawsze czuwałam, czy Marco dobrze śpi, czy się męczy, czy powinnam mu podać syrop łagodzący kaszel czy tabletkę na gardło, czy gorącą herbatę. Przez to, że Mario zajął moje miejsce pozwoliłam sobie rozsiąść się na kanapie i wziąć tablet Marco. 

Znalazłam strony, które opublikowały nasze wywiady. Stwierdziłam, że jak na pierwszy raz było całkiem dobrze. Przewijałam kilka razy moment, kiedy Marco wchodził w kadr obejmując mnie stanowczo ręką, jakby chcąc pokazać, że byłam tylko jego. Też gest uściśnięcia przeze mnie jego dłoni w obliczu niewygodnego pytania został uchwycony, a wręcz zostało zrobione zbliżenie na nasze splecione dłonie i widoczną platynową obrączkę.
W internecie było naprawdę mnie pełno. Rosalie, Rose, Rose i Marco. Te hasła głównie przewijały się po wpisaniu samego balu w wyszukiwarkę. Artykuły o wysokich kwotach usunęły się na bok artykułom z miniaturkami mojej twarzy bądź pozującej z Marco w czerwonej sukience. To mi jedynie przypomniało, że w przedpokoju wciąż stały nierozpakowane walizki z Berlina, które przywiózł jakiś mężczyzna, który był z firmy zajmującej się zepsutym samochodem.
Weszłam na kolejną stronę. „William i Kate świata niemieckiej Bundesligi!”. Ten nagłówek przykuł moją uwagę, również też wywołując śmiech. Zanim zabrałam się za czytanie pościągałam wszystkie zdjęcia przedstawiające nas na białym dywanie prowadzącym do hotelu, a także mnie samej, kiedy to zapozowałam podczas gdy Marco udzielał wywiadu. Najbardziej jednak podobały mi się nasze wspólne. Na jednym zwłaszcza zostało uchwycone, kiedy oboje uśmiechnięci spoglądamy sobie w oczy. Na kolejnym nawet nieświadomie, delikatnie pochyliłam głowę do jego ramienia, a on spojrzał na mnie z ogromną czułością. Na następnym staliśmy już bliżej hotelu. Biłam sobie brawo, że naprawdę cały dywan przeszłam z podniesioną głową i wyprostowanymi plecami niczym rasowa modelka. Sukienka też wyglądała niesamowicie. Nawet nie pamiętam, kiedy Marco zaczesał mi kosmyk włosów za ucho. To również zostało sfotografowane i umieszczone na stronie. Wszystkie zdjęcia ociekały słodyczą, uroczością i zakochaniem. Dobre pozory. Na końcu znajdowały się też dwa ujęcia, kiedy wychodziliśmy z hotelu do naszego transportu, zabierającego nas po wszystkim do hotelu. Mimo, że było naprawdę ciemno flesz pomógł nas w miarę wyraźnie uchwycić. Miałam zarzuconą marynarkę Marco na ramiona, a on sam otaczał mnie rękami, chroniąc przed zimnem, a także przed paparazzi, którzy już jak hieny czatowali pod hotelem mając nadzieję na skandal. Zdjęć w galerii było dwadzieścia pięć. Chyba byłam jedyną czytelniczką, które wszystkie dokładnie przejrzała, a co dopiero ściągnęła. 

Przeszłam do artykułu z niecodziennym nagłówkiem. Stwierdzono w nim, że jako para zauroczyliśmy wszystkich, a przy nas, o zgrozo, miłość unosi się w powietrzu. Wyglądaliśmy na zakochanych, czule się na siebie patrzyliśmy, Marco Reus zakochany, Marco Reus usidlony, czułe gesty pary, bla, blabla, blablabla.. Chyba było mi aż niedobrze od samego czytania. Potem jednak został przytoczony kawałek wywiadu, gdzie mówię o wydarzeniu charytatywnym, przez co jak widać dziennikarka jeszcze bardziej się rozpływa, uważając mnie za wspaniałomyślną, dobrą i skromną.
Wychodzę z tej strony szybciej niż na nią weszłam, a zupa pomidorowa daje się we znaki w żołądku. Poziom cukru we krwi też mógł trochę się podnieść. Stwierdziłam, że nie lubię portali plotkarskich.
Poszukałam jeszcze wywiadu Marco, którego byłam najbardziej ciekawa. Yvonne twierdziła, że mój mąż co chwila odwracał się w moją stronę.
No i znalazłam. Marco stojący pewnie w cudownym garniturze i z przyklejonym uśmiechem spogląda na dziennikarkę, która przedstawia zarys sytuacji, miejsce gdzie jest, jednak ja nie zwracam na to uwagi i przyglądam się zafascynowana blondynowi. Wita się uśmiechem i skinieniem głowy.


-Marco, dużo mówi się o twoim powrocie do gry i braku powołania do kadry Niemiec. To już kolejna kontuzja wykluczająca cię z tego typu imprez.
-Tak, to prawda. Będąc piłkarzem kontuzja to najgorsze co może ci się przytrafić. Niemoc, złość na pewno osłabiają, jednak są też inne czynniki, które sprawiają, że chce się walczyć i wrócić jak najszybciej na boisko. Trzeba walczyć.
-A powołanie do kadry?
-O tym będzie można mówić dopiero, kiedy wrócę do formy.

Mój kochany Marco. Nie chciałam, żeby czuł niemoc, a na pewno nie złość. Myślałam, że w jakikolwiek sposób mu w tym pomagam. Jednak on mi o tym nie mówił i przez to trochę było mi smutno. I faktycznie, zaraz po wypowiedzi odwrócił się na bok, szukając mnie wzrokiem. Chyba zauważył, jednak kiedy dziennikarka zaczęła zadawać kolejne pytanie odwrócił się już do niej.
 
-Jak oceniasz szanse Borussii na zdobycie Pucharu Niemiec? Wygraną w Bundeslidze?
-Przez nowych zawodników Borussia stała się dość młodym klubem, pełnym energii i świeżości. Niewątpliwie są to utalentowani zawodnicy, jednak potrzebują jeszcze chwili na zaaklimatyzowanie się i zrozumienie praw jakimi rządzi się Bundesliga. Jeśli to już się stanie i poczujemy że jesteśmy drużyną na tyle gotową, żeby móc walczyć o puchary na pewno będziemy walczyć.
-Ominęła cię ostatnia walka o Puchar, o Mistrzostwa Świata… Nie jesteś głodny nagród? Może poznanie Premier League? Dużo się o tym ostatnio mówi.
-Jestem w Dortmundzie szczęśliwy. Tu jest moja rodzina. –tu znów się obejrzał, delikatnie się spinając, może dlatego, że zaczepiła mnie dziennikarka?  -Na razie nie planuję żadnego transferu. Zobaczymy co czas pokaże. Teraz moim priorytetem jest wrócić do formy i zdobyć nagrody z Borussią.
-Co powiesz o dzisiejszym wydarzeniu? Masz też swoją aukcję.
-Myślę, że to ważne wspierać takie akcje jak ta. Duży rozmach to zwykle duże pieniądze. I cieszę się, że wszystkie te pieniądze przejdą na szczytny cel, a organizatorzy zrzekli się dochodów. Sam nie przepadam za wyjściami, lecz bycie tutaj było dla mnie ważne. Chciałem być też obecny przy mojej licytacji.
-Pojawiłeś się też dzisiaj z przepiękną towarzyszką, na którą swoją drogą co chwilę zerkasz. Rozumiem, że nie można oderwać wzroku? –dziennikarka się zaśmiała i sama na mnie spojrzała. O rety, naprawdę o mnie plotkowali?
-Jestem tylko mężczyzną.­-odpowiedział śmiejąc się i włożył dłoń do kieszeni. –Cieszę się, że Rose zechciała mi dzisiaj towarzyszyć.
-To prawda, ze wygląda niesamowicie. Powinnam wam gratulować?
-Z okazji?
-Chronicie swoją prywatność, jednak media dużo pisały o domniemanym ślubie.
-Ach tak. –odpowiedział uśmiechając się. Nic nie mówiąc podniósł dłoń ukazując swoją obrączkę. –Nigdy nie lubiłem mówić o prywatności. Rose zależy na tym równie mocno, dlatego też nie pojawiło się żadne zdjęcie z naszego ślubu, oczywiście też się nie pojawi. Jest mi niezmiernie miło, kiedy dostaję gratulacje od fanów, ich wsparcie… Są jednak chwile w życiu, które chce się zatrzymać tylko dla siebie, swoich najbliższych. Jeśli ktoś był ciekawy jak wygląda Rosalie może zobaczyć ją teraz.
-W takim razie w imieniu całej redakcji gratuluję. Rose także jest modelką?”

Od razu pomyślałam „o ty babsztylu”. A już cieszyłam się, że jest na tyle przyzwoitą dziennikarką, żeby nie wspominać o jego byłej. A tu proszę. Po minie Marco także zauważyłam, że to mu się nie spodobało. Ojj… 

-Nie, nie jest. Jest bardzo prosperującą fizjoterapeutką, z czego jestem dumny. Ma niesamowitą urodę, jednak cieszę się, że wybrała tak ambitny zawód, w czym będę ją zawsze wspierał. Teraz jeśli to wszystko chciałbym już pójść po żonę i zabrać ją na bal.”

Siedziałam w szoku. Moja buzia była zupełnie rozdziawiona. Prosperująca fizjoterapeutka? Przecież ja się na tym nie znam. I nie miałam styczności z fizjoterapią poza jednym, jedynym wykonanym na Marco masażem. Chciało mi się śmiać z tego, jak umiejętnie wbił szpilę w Scarlett. Oj bardzo mi się chciało śmiać. Wiedziałam, że nosił do niej urazę, bo to ona chciała zająć moje miejsce podczas balu.. Z troski o mnie, oczywiście. Jednak.. Musiałam mu za to naprawdę pogratulować. I podziękować za to, jak pięknie o mnie mówił. Ale to jutro, plan z bielizną wydawał się być dobrym planem na taką okazję. 


Korzystając, że Mario jeszcze siedział na górze, postanowiłam zadzwonić do Ann. Modelka odebrała po kilku sygnałach.

-Cześć Ro, właśnie miałam do ciebie dzwonić i pytać jak tam u was? Jak Marco?
-Mario jest u niego, dzisiaj już trochę lepiej ale i tak kaszle, boli go gardło, chusteczki co chwila się kończą.
-Niedobrze. A ty? Dajesz sobie jakoś radę?
-Chyba jakoś tak. Mario mi powiedział, że bardzo mu smakowała pomidorowa, więc to chyba dobry znak.
-Mario zna się na pomidorowych jak nikt inny. A Marco smakuje?
-Nie wiem, nic w sumie nigdy nie mówi, ale grzecznie dziękuje i zjada wszystko więc.. Wiec to całkiem możliwe.
-Palant!
-Ann! –upomniałam ją przewracając oczami. –Jest chory, nie musi skakać pod sufit i mi dziękować. Jestem jego żoną więc się nim opiekuję.
-Kochasz go i nie odstępujesz go na krok. A on jest palantem, chociaż też cię kocha.
-Jakieś zakłócenia są. Chyba cię nie słyszę? Zadzwonię później.
-Później jadę do LA. Chciałam ci właśnie powiedzieć, że nie będzie mnie aż dwa tygodnie.
-Och.. Mario się chyba u mnie zadomowi –powiedziałam bardziej do siebie, jednak Ann to wyraźnie rozbawiło.
-Myślę, że Marco będzie go wypraszał, jak go skutecznie do tego przekonasz. Widziałaś co ci kupiłam?
-Fakt. Dziękuję ci. To wszystko jest piękne. Buty spełnienie marzeń. Mam nadzieję, że wszystko będzie leżeć idealnie.
-Czyli nie widziałaś. –zachichotała.
-Czego?
-Czerwona torebka z czarnymi serduszkami. Lepiej otwórz ją zanim zrobi to Reus.
-Coś ty kupiła..
-Idź zobacz. Teraz. I nie rozłączaj się. Chcę chociaż usłyszeć twoją reakcję.

Trochę się wystraszyłam. Wbiegłam szybko po schodach i wpadłam do sypialni, rzucając szybko „w porządku!” do zaskoczonych Marco i Mario. Przeszłam szybko do garderoby zamykając za sobą z hukiem drzwi.

-Gdzie to jest!?
-Szuflada, pod bielizną. I spokojniej bo dostaniesz zawału. 

Otwierałam kolejno szuflady. Nic. Zrobiłam to raz jeszcze, i wtedy wkładając głębiej rękę poczułam torebkę prezentową. Wyjęłam ją i faktycznie pasowała do opisu Ann.
Otworzyłam ją, i wyciągnęłam z niej parę delikatnych czarnych pończoch zakończonych koronką. Były naprawdę urocze i jednocześnie seksowne. Nie miały jednak żadnych żelowych pasków, żeby się same trzymały. Zajrzałam do torebki i wszystko się wyjaśniło. Był do nich koronkowy pas z klamerkami. Bardzo seksowne. 

-Ann.. Wow. To jest naprawdę wow.. Ale ten pasek jest zdecydowanie za mały dla mnie i..
-To pasek na talię. –wytłumaczyła się śmiejąc się.
-Ja mam to założyć?
-Ty zakładasz, Marco zdejmuje. Taka zabawa.
-Kochana, naprawdę, nie musisz się troszczyć o moje życie seksualne bo je mam i naprawdę udane..
-Robiłaś przed Marco striptiz?
-Słucham?-roześmiałam się nerwowo, a chwilę później zakrztusiłam nabieranym powietrzem.
-Pamiętasz jak mówiłyśmy, że powinnaś poznać siebie? Proszę bardzo. Masz wyzwanie. Poza tym, potrenujesz pewność siebie, której ci brakuje. Dlatego jest jeszcze drugi prezent. 

O nie nie nie. Włożyłam rękę i wyjęłam mniejszą siateczkę, w której były.. 

-Chyba sobie żartujesz! Ann, naprawdę! To już jest przesada. Ja rozumiem, że..
-Ciszej! Za ścianą masz Marco! –powiedziała ściszonym głosem i znów się śmiała.
-Ty jesteś niepoważna.
­-Nie podobają ci się?
-Oczywiście, że nie! Co najwyżej to mogę sobie do nich przyczepić koszulkę na lince na pranie.
-To ułatwi sprawę. Marco je zdejmie i założy tam, gdzie powinny być.
-Ann, czy ty coś ćpałaś? Przepraszam cię bardzo –zaczęłam dość głośno, jednak ściszyłam głos przypominając sobie o obecności Marco i Mario za ścianą. –Kto normalny kupuje komuś na prezent kajdanki?!
-Wyręczyłam tylko Marco.
-On chciał to kupić?
-Każdy facet chce, Rosalie. Po prostu mi podziękuj.
-Ann! Nie rób tego nigdy więcej.
-Dobra, podziękujesz mi po przetestowaniu.
-Jest do tego w ogóle kluczyk?
-Oczywiście, że jest. Ale widzisz? Rozważasz sprawę. Poszło łatwiej niż myślałam.
-Nie no, bo byś jeszcze sama przyjechała z tego LA i mnie nimi skuła i zaniosła Marco.
-Jestem aż tak wredna?­-zapytała z wyraźnym przejęciem ale też rozbawieniem w głosie. I mi już przeszły nerwy i miałam ochotę się z tego wszystkiego śmiać. Moja przyjaciółka zwariowała. Ona naprawdę zwariowała.
-Tak, jesteś.
-A no w sumie.. Jestem. Schowaj już to wszystko i działaj jak Marco przybędą siły.
-Chcę o tym zapomnieć.
-O nie, to będzie zdecydowanie niezapomniane. 
-Rozłączam się.
-Nie zrobisz tego!
-Zrobię! –powiedziałam i po chwili rozłączyłam połączenie. Wiedziałam, że Ann nie będzie się gniewać. Ona zupełnie mnie rozbiła na łopatki. Wiedziałam, że była czasami nieobliczalna, jednak.. Zapakowałam pudełko z kajdankami do torebki i zakryłam je pończochami i pasem.
Usiadłam na podłodze z prezentem i zaczęłam się śmiać. Przeraźliwie głośno. I naprawdę nie umiałam tego powstrzymać. Skuliłam się na wykładzinie i z trudnością brałam oddech między kolejnymi napadami śmiechu. Usłyszałam pukanie, a w drzwiach pojawił się Mario trzymając w ręku swój telefon. Spojrzał na mnie i sam zaczął się śmiać. 

-Ann chce z tobą pilnie porozmawiać.
-Twoja dziewczyna jest niepoprawna polityczno-moralnie jakbyś nie wiedział. W ogóle jest niepoprawna!
-Słyszę to! –zawołała Ann. Mario miał telefon na głośniku. Śmiał się jeszcze bardziej widząc mnie w takim stanie i leżącą przez to na podłodze. Dobrze, że nie wiedział, co było tego przyczyną. Chyba nie wiedział. 

-Daj mi ją –westchnęłam ocierając łzy z kącików oczu.
Mario podał mi swój telefon kręcąc głową i opuścił naszą garderobę.

-Jeny, Ann. Rozłożyłaś mnie tym na łopatki. Leżę i się śmieję. Naprawdę potrzebowałam tego. Po ostatnim spięciu z matką Marco właśnie potrzebowałam się pośmiać.
-Miło mi. Słyszałam od Mario co się stało i bardzo mi przykro.
-Mi też. Od tego czasu z Marco w ogóle o tym nie rozmawialiśmy. Odciął się od tego tematu. A mnie to boli Ann. –powiedziałam zgodnie z prawdą, a łzy szczęścia zamieniły się w płacz, smutny i gorzki.
-Och słońce. Nie martw się tą starą raszplą. Ma kompleksy, widzi, że już się tak nie liczy jak kiedyś.
-Ale ja potrzebuję to usłyszeć od Marco, Ann. Ja mogę myśleć dużo co on myśli. Mogę się domyślać co powie. A póki tego nie powie, cały czas będzie mnie przy tym trzymało. Wiem, że Marco mi o wszystkim nie mówi. I to szanuję, uwierz. Ale potrzebuję przebrnąć przez to z nim jeszcze raz. Oczywiście, kiedy wyzdrowieje, bo teraz to jest najważniejsze, nic nie jest ważniejsze od niego i..
-Ty jesteś ważniejsza. –usłyszałam. Podniosłam zapłakane oczy. O próg stał oparty Marco i uważnie mnie obserwował. W słuchawce telefonu usłyszałam pisk Ann. Aż skrzywiłam się i odsunęłam telefon od ucha. Marco uśmiechnął się delikatnie. Podszedł do mnie i wystawił dłoń po telefon. Myślałam, że chce mnie podnieść, jednak nie. Przyłożył telefon do ucha.

-Ann, Rosie jeszcze do ciebie zadzwoni. Albo i nie.

Moja przyjaciółka coś odpowiedziała podekscytowanym głosem i rozłączyła się.
Marco wyszedł z garderoby, zostawiając mnie na podłodze. W sypialni usłyszałam krótką rozmowę, a po chwili blondyn znów do mnie wrócił, zamykając za sobą drzwi. Zabrał z półki swoją bluzę widząc moje spojrzenie, które wyrażało dezaprobatę co do nie siedzenia w łóżku. Stanął patrząc chwilę na mnie a potem westchnął i pokręcił głową.

-Dobra –oznajmił i schylił się, podrywając mnie szybko na ręce. Pisnęłam z początku przerażona, jednak później tylko objęłam jego szyję i położyłam głowę na jego ramieniu. Przeniósł mnie do sypialni i jedną ręką odsunął kołdrę i mnie ostrożnie ułożył. 
Sam obszedł łóżko i położył się z drugiej strony.

-Kochanie.. –zaczął i złapał moje obie dłonie w swoje. –Skarbie. Przepraszam, że po tym nie rozmawialiśmy. Byłem w szoku.
-Wiem, Marco. A ja chciałam ci pomóc. Chciałam, żebyś się uśmiechnął.
-To nie było wcale łatwe.
-Nie było. Ale jestem tu po to, żeby było łatwiejsze. Powiedziałeś, że mi ufasz… To nadal prawda?
-Oczywiście, Rose.
-Ale w to zwątpiłeś. –szepnęłam. To mnie bolało.
-Nie zwątpiłem. Miałem mętlik w głowie po tym, co mówiła matka a ty milczałaś. Milczałaś! Chciałaś mi pomóc i nic nie powiedziałaś! Trzymałaś buzię na kłódkę i chciałaś odejść! Nawet nie wyobrażasz sobie jak byłem wtedy wściekły! –podniósł głos jednak ścisnęłam jego dłonie, starając się mu dać do zrozumienia, że nie powinien. I ze względu na mnie i na siebie.
-Nie powiedziałam, bo powinieneś mieć cudowne relacje z mamą. Nic nie jest ważniejsze od rodziny.
-Tak, masz rację. Ale nie mówiąc chciałaś, żeby ta relacja oparła się na kłamstwie.
-Mama cię kocha. Chce dla ciebie dobrze.
-Wiem to, ale czasami chce przedobrzyć. Wiem, że jej było ciężko, wiem, że dzwoniła kiedy byliśmy na Karaibach, też nie odebrałem kilku połączeń, bo po prostu byliśmy zajęci. Taka jest kolej rzeczy. Jako dziecko byłem zawsze przy mamie. Ale dorosłem, już nie potrzebuję jej tak jak kiedyś, nie potrzebuję jej nadzoru. Rady, odwiedziny jasne. Jest granica, Rose. Której ona nie zauważyła.
-Boi się, jak to małżeństwo na ciebie wpłynie. Ja też się boję. I to rozumiem.
-Ja się nie boję. Wiem co robię i myślałem, że ty też to wiesz.
-Wiem –odpowiedziałam pewnie, zirytowana, że rozmowa w taki sposób zmieniła tory.
-Rose..
-Nie, to chyba nie ma sensu –stwierdziłam i zaczęłam się podnosić z łóżka.
-Rose. Poczekaj.
-Nie umiemy chyba rozmawiać. Jesteś chory, powinieneś odpoczywać..
-Przestań. –szepnął i mocno przyciągnął mnie do siebie obejmując mocno. –Jest po wszystkim, a ja z tym się już dobrze czuję. Wiem, że chcesz pomóc. Wiem, że zawsze jesteś dla mnie i jestem ci za to ogromnie wdzięczny. Jesteś wspaniała i doceniam to bardzo.
-Twoja mama była tak miła, kiedy przyszła razem z tatą. Przecież też kazała mnie ucałować, jak z tobą rozmawiała. Co się stało? Czy ja coś zrobiłam złego?
-Nie, nie ty. Naprawdę, poczuła się zagrożona. Rozmawiałem o tym z tatą, Yvonne wszystko mu powiedziała, Melanie dzwoniła do mnie i pytała się jak się czujesz. Wszyscy się o ciebie troszczą.
-A twoja mama nie.
-Ona to widzi. Widzi, że wszyscy cię kochają. Urzekłaś mojego tatę, Yvonne ma cię za przyjaciółkę, a Melanie mimo tego, że nie była nigdy za naszym małżeństwem i tak się o ciebie martwi. Nie wiem, czy robi to dla mnie, czy to wreszcie zaakceptowała. I nie obchodzi mnie to, choć by było fajnie gdyby zaakceptowała.  
-Myślisz, że to głównie przez zazdrość?
-Myślę, że tak. Nie roztrząsajmy, kto popełnił błąd. To była trudna sytuacja dla nas obojga. Ale wyszliśmy z niej, chyba trochę bardziej doświadczeni i mądrzejsi. Widzisz? Wynosimy wnioski z tego, to jest najważniejsze.
-Wiesz, że jesteś mądry?
-Oczywiście, że wiem –odpowiedział uroczo zadzierając nos. Zaśmiałam się i pocałowałam go w policzek.
-Zdrowiej, kochanie, bo będę miała dla ciebie niespodziankę.
-Jaką?-zapytał, a jego oczy pojaśniały.
-Dużą. Myślę, że bardzo ci się spodoba. Ale.. Nie mogę ci powiedzieć jeszcze co to takiego.
-Rosie… Rosieńku, moje kochane kochanie. –zaczął, jednak sięgnął po chusteczkę, żeby wydmuchać nos. Potem jednak jakby nigdy nic kontynuował. –Mój najsłodszy, najpiękniejszy skarbie. Powiedz mi, proszę, co przygotowałaś.
Zupełnie się rozpłynęłam. Prawie, że wsiąknęłam w materac i nic by po mnie nie zostało, albo tylko oczy, jak to bywa w kreskówkach.
-Mój kochany Marco. Strasznie mi się miło tego słucha, jednak naprawdę nie mogę ci powiedzieć. To niespodzianka. Ale musisz być do tego zdrowy i na siłach, więc proszę nie chorować.
-Wiesz ile razy bym cię już pocałował przez te trzy dni?-wypalił nagle jakby urywając temat niespodzianki. –Chyba ze sto. Nie chcę jednak cię zarazić.
-Doceniam to. Niech to będzie motywacją, żebyś wyzdrowiał, dobrze?
-Obiecuję, że te wszystkie pocałunki odpracuję.
-W takim razie trzymam za słowo. Wiesz, że na tą niespodziankę warto zdrowieć?
-Dla niej wyzdrowieję szybciej.
-Nie dla treningu?-zaśmiałam się, przesuwając nos po jego szyi i trzydniowym zarostem. Był taki naprawdę atrakcyjny.
-Nie.
-W takim razie wiem, że muszę się bardzo z nią postarać.
-Cokolwiek to będzie, Rose i tak będę zadowolony.
-Nie tylko pańska satysfakcja jest ważna, panie Reus.
-Rozumiem. Nawet bardzo. –stwierdził wbijając we mnie pożądliwe spojrzenie. A kto jeszcze rano umierał przez chorobę?
-Więc proszę się przespać.
-Z panią? Zawsze.
-Położę się koło ciebie, a potem zejdę na dół wyładować zmywarkę.
-Nie przemęczaj się –odpowiedział, kładąc się na swojej poduszce. –To ja się muszę wyładować. I to wkrótce, z tobą.

Marco był czasem piekielnie słodki. Nie wiedziałam, czy taki się stał, czy taki już był zanim się pojawiłam. Jednak nie był taki od początku znajomości ze mną, więc w pewnym sensie ja to odkryłam. Przytuliłam się do niego i okryłam go szczelnie kołdrą. 

-Prosperująca fizjoterapeutka, hę?
-Marzę o tamtym masażu z Karaibów odkąd tylko przestałaś go robić.
-Postaram się uwzględnić masaż w mojej niespodziance.
-Jutro będę zdrowy.
-W porządku. Ale najpierw ja mam kilka spraw, które chcę załatwić.
-Powiesz mi jakie? –zapytał oplatając mnie ręką i położył dłoń na moich plecach.
-Tak, ale zamknij już oczy –poleciłam i zaczęłam, kiedy już to zrobił. –Chciałabym poszukać szkoły na prawo jazdy i je w końcu zrobić o ile pożyczysz mi pieniądze..
-Dam ci je, ale kontynuuj –przerwał ze spokojem, nie otwierając oczu.
-Pożyczysz pieniądze i..
-Dam.
-Dasz. Potem chcę odwiedzić twoich rodziców i porozmawiać z twoją mamą.
-Pojedziemy tam razem.
-Sama.
-Razem.
-Razem ale pożyczysz mi pieniądze. –odpowiadałam mu z takim spokojem, jak on to robił.
-Razem ale zabiorę tatę na spacer, więc będziesz sama i dam ci pieniądze.
-Nienawidzę robić interesów z tobą. Musimy pojechać kupić ładną zastawę. Potem chcę dokończyć mój tatuaż.
Wtedy otworzył oczy.
-Ważka to część?
-Na początku nie, teraz tak. Chciałabym pójść w czerń i biel, tak jak masz na ręku. Wymyśliłam już wzór. To będzie bardzo delikatne, nic ordynarnego. Będzie ci się to podobało?
-To tobie powinno się podobać, kochanie –szepnął i położył dłoń na moim policzku.
-Też jesteś po części właścicielem tego ciała. –zaśmiałam się, nie umiejąc dobrać do końca słów, żeby oddać sens przekazu. –Jesteś moim mężem, wiem, że rok i tak dalej. Ale do roku czasu jeszcze daleko. Chcę ci się podobać i wciąż cię pociągać. Nie wiem, czy lubisz kobiety z tatuażami. Wiem, że mam ważkę, ale nie jest aż tak wielka i…
-Rose, nie mów „kobiety z tatuażami” bo to względne pojęcie. Pokażesz mi jakąś modelkę, która będzie miała tatuaże i nawet mnie to nie wzruszy. Za to ty to już zupełnie co innego i nie będę mógł odkleić od ciebie rąk.
-Czyli nadal ci się będę podobać?
-Nawet bardzo. Będę mógł zobaczyć najpierw projekt?
-Będzie mi miło, jeśli też będziesz miał w to angaż. W pewnym sensie mój tatuaż będzie miał też znaczenie powiązane z tobą.
-Ze mną? –teraz już w ogóle otworzył oczy i podniósł się zaciekawiony na łokciu.
-Tak –uśmiechnęłam się delikatnie.
-Jesteś tego pewna? Wyżej masz przecież tatuaż dla swojej mamy.
-Jak nigdy w życiu. Myślę, że moja mama by cię pokochała. I nie obraziła się, że jesteś dla mnie ważny tak jak ona.
-Mówiłem ci, że jesteś wyjątkowa?
-Ty też jesteś.
-Nie. Ty.
-Idź spać.
-Jestem ciekawy tego tatuażu.
-Idź spać.
-Dobrze, ale pojutrze idziemy do studia.
-Dobrze, idź spać.
-Dobranoc. 

Roześmiałam się i objęłam go mocno, przeczesując palcami jego włosy. Chociaż i tak bym się kłóciła o to pożyczenie i danie, ale on by naprawdę już nie zasnął. Chociaż był już tak rozemocjonowany wszystkim, co mu powiedziałam.

-Rose, nie pójdziesz do mojej mamy. Przecież ty żartujesz.
-Idź spać. Pojadę, chcę z nią porozmawiać. Jestem dużą dziewczynką.
-Porozmawiamy o tym.
-Jak się wyśpisz. 

Kiedy zasnął, poszłam schować do szafki prezent od Ann. Kto nie ryzykuje ten nie pije szampana. Może już w przyszłości mój przyszły mąż będzie nudziarzem i nie będzie tolerował takich rzeczy. Coś mi mówiło, że Marco na to zdecydowanie by poszedł. 

Na dole zajęłam się układaniem naczyń i znów mogłam usiąść wygodnie na kanapie. Na krótko, bo po domu rozległo się pukanie do drzwi. Podbiegłam szybko, żeby nikt nie użył dzwonka, budząc tym samym Marco. 

Stanęłam zdumiona w drzwiach. Kurier kurierem, jednak obok niego stały dwa ogromne kosze pełne różowych i białych peonii. Stałam w szoku, że nawet nie zwróciłam uwagi na to, że doręczyciel coś do mnie mówił. Dwa kosze peonii! Kosze! Była ich ponad setka. Dobry Boże. 

-Przepraszam, mówił pan coś?
-Tak, pytałem czy pani Reus?-zapytał życzliwie. Pewnie był zadowolony z zarobku, był więc i miły.
-Tak zgadza się.
-Dwie przesyłki. Proszę podpisać pokwitowanie.
Na podkładce podał mi niewielki druczek. Podpisałam się samym nazwiskiem i oddałam go mu.
-Czy wnieść? Są dość ciężkie –zaoferował się. Będąc nadal w szoku pokiwałam twierdząco głową.
-Niech pan je postawi przy kanapie.
-Oczywiście.
Najpierw chwycił kosz z białymi peoniami, wnosząc go do środka. Każdy kosz był niesamowity. Kwiaty były tak piękne i pachnące…
-Przepraszam ale.. Peonie w październiku?
-Wciąż są hodowle kwiatów, pani Reus. Oczywiście w wyższej cenie ale są. Białe są niezwykle rzadkie..
-Ale niesamowicie piękne.
-Zgadza się –odpowiedział i ustawił drugi kosz zaraz obok pierwszego. –To wszystko z mojej strony.
-Oczywiście, dziękuję.
-Przyjemność po mojej stronie. Miłego dnia –odpowiedział zamykając za sobą drzwi.
-Wzajemnie –powiedziałam już będąc sama w salonie. 

Uklęknęłam koło plecionych, wiklinowych koszów i już do moich nozdrzy dobiegł niesamowicie intensywny i piękny zapach. Nachyliłam się do białych, następnie różowych kwiatów. Pachniały prawdopodobnie tak samo, jednak z tego wszystkiego zakręciło mi się w głowie. Prawdopodobnie od intensywności i… szoku. Do rączek każdego z koszów doczepione były malutkie koperty. Jedna miała numer 1, druga 2. 
Odwiązałam wstążkę i wzięłam pierwszą kopertkę do ręki. Wysunęłam z niej przepiękną malutką karteczkę z nadrukowanym na nim moim imieniem. Wyglądała trochę jak naprawdę miniaturowa kartka urodzinowa.
Otworzyłam ją niepewnie.

„Przepraszam,
za wszystko, co robię co chwilę źle”

Trzęsącymi się dłońmi odwiązałam drugą, różową wstążkę z różowych peonii. Niepewnie wysunęłam karteczkę.

„Dziękuję,
za wszystko co robisz, pomimo wszystko, co robię ja,
Że jesteś przy mnie.
Twój M.”

I rozpłakałam się. Jak dziecko. Objęłam kosz, jakbym chciała się do niego przytulić. Najchętniej pobiegłabym do niego i pocałowała, całowała tak długo, dopóki nie zabrakłoby mi tchu. Z tylnej kieszeni dresów wyciągnęłam mój telefon i wybrałam połączenie do Ann.
-Ann, proszę, pojedź do Ikea czy gdziekolwiek i kup mi pięć wazonów. Albo nie, dziesięć.
-Rosie, płaczesz?
-Ja ryczę, Ann –czując gulę w gardle. –Chciałabym krzyczeć, walić pięściami w ściany…
-Co się stało? Pokłóciliście się?
-Ann.. –zaczęłam choć na chwilę próbując powstrzymać płacz. –On mi kupił kwiaty.
-I płaczesz przez to?
-On mi kupił dwa pieprzone kosze peonii. Zakochałam się w tych kwiatach już dawno..
-Chyba powinnaś powiedzieć, że zakochałaś się w Marco już dawno.
-Tak, tak powinnam powiedzieć.
-Przyjadę i pogadamy. Marco śpi?
-Tak.. Ann, to mnie przerosło.
-To bardzo duże zakochanie.
-Jak się można w nim nie zakochać? On mnie rozbroił w zupełności. Potrzebuję być na niego zła.
-Po co, skoro i tak się skończy kwiatami i seksem na zgodę? Wpadłaś.
-Wpadłam i poszło szybciej niż myślałam. 












~~~
Jutro ostatni dzień roku, za chwilę będzie rok tego opowiadania i już mój kolejny w ogóle z Wami na Bloggerze, jak to leci... Ogromnie jeszcze raz dziękuję, dłuższy monolog pisałam pod poprzednim rozdziałem, więc teraz już nie będę Was zanudzać.. Po prostu dziękuję, że jesteście i mam nadzieję, że nadal zostaniecie i będziecie cały czas mnie tak pięknie wspierać💘
Na nadchodzący rok życzę Wam samych sukcesów, zarówno w życiu prywatnym, zawodowym, żeby się spełniały wasze cele, marzenia i żebyście poznały mnóstwo wspaniałych ludzi, wszystkiego co najlepsze!
Wracamy już teraz do publikacji co 2 tygodnie, mam co raz więcej roboty w szkole i wątpię, żeby to się do maja zmieniło, ale postaram się, żeby cały czas wszystko tu funkcjonowało.
Ściskam Was mocno i do napisania za rok!😆😚
Buziaki! xx.



7 komentarzy:

  1. Boże, jakie te dziewczyny niegrzeczne, a mówią, że to facetom jedno w głowach. Ale jak się ma takiego Marco... >:) So... wracając do tematu. Rosie to wzorowa żonka, Marco nie wypuszczaj jej z rąk. <3 NIGDY. I zupkę ugotuje, i chce dogadać się z jego matką i się o niego troszczy. Zawsze się stara, żeby tu Mu było dobrze. Miłość.. Jak nic miłość. ❤❤❤❤❤❤❤❤ I w ogóle na ten moment są tacy uroczy i do wycałowania i do wyściskania... Miodzio. Czekam niecierpliwie na 34! Ściskam i szczęśliwego nowego roku! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Haha, Ann trochę z tym zwariowaniem przypomina mi samą mnie! :D
    Mario łasuch pewnie zadomowi się na dłużej u Reusów, jak jego ukochana wyleci do LA - w sumie to nawet bardziej niż pewne XD
    A Marco... Cholernie seksowny u kochany nawet wtedy, kiedy jest chory. Takiego faceta to bym chciała! :D
    Pomysł Rosie z tatuażem ujął mnie za serce. Już się nie loge doczekać, jaki to będzie wzór, mając w pamięci ten cudowny tatuaż Marco z poprzedniego opowiadania. (tak by the way - w moim opo o Rafinhi też pojawi się pewien znaczący tatuaż :p)
    Nie pozostaje mi nic innego, jak podziękować Ci za ten rok i życzyć, by przyszły okazał się jeszcze lepszy.
    Buziaki!

    PS W planach powrót do opowiadania o Rafinhi jeszcze w TYM roku :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest już kolejny! :D
      http://loca-como-yo.blogspot.com/2018/01/xvi-i-am-nothing-without-you-on-my-skin.html

      Usuń
  3. Nie wiem od czego zacząć, to może od początku.;)
    Pomidorowa, moja ulubiona! Haha, no to rzeczywiście Mario będzie co dziennie. Ann przynajmniej będzie miała najnowsze wieści, co dzieje się u młodych małżonków ;) Ah ten Marco i to w jaki sposób mówi o swojej żonie przy tym wywiadzie..ktoś tu: Kocha, lubi, szanuje <3 (polecam , jest film o takim tytule).
    Hahahaha Uwielbiam Ann! Mistrzyni niespodzianek, pomysłów(tych dobrych oczywiście) i w punkt wniosków. Rosie ma szczęście, że ma taką przyjaciółkę. Marco oszaleje jak zobaczy Rosie w tej seksownej bieliźnie. Sądzę, że samej Rosie spodoba się jej odbicie w lustrze.
    Rosie mówi, że wpadła. Oboje wpadli i to po same uszy!
    Jeden z moich ulubionych rozdziałów, absolutnie! I ta scena na sam koniec...
    Oh i znów co dwa tyg, ale rozumiem;) Powodzenia w ogarnianiu nauki.
    I na sam koniec: Wszystkiego co najlepsze w nowym, nadchodzącym nowym roku. Aby był on przede wszystkim spokojny i szczęśliwy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję!!!❤ Dla ciebie również wszystkiego co najlepsze na nowy rok!🎆🎆🎆 A myślę, że po moich maturach wrócimy do częstszych rozdziałów😊

      Usuń
  4. I mimo, że coraz rzadziej wchodzę na bloggera to dziś coś mnie podkusiło, aby zajrzeć tu w te twoje skromne progi!
    Uwielbiam twój styl pisania. Przeczytałam ten rozdział i już widzę, że szykuje mi się zajęcie na całą noc :)
    Pamiętam jak jeszcze ja pisałam opowiadania, które teraz poszły w niepamięć haha i pamiętam jak napisałaś mi pod rozdziałem komentarz, a potem ja zakochałam się w twoim opowiadaniu! Wracam, nadrabiam to opowiadanie, ale już na wstępie chce ci powiedzieć, że piszesz przegenialnie! Zakocham się po raz kolejny w twoim opowiadaniu! :)
    Mam cały weekend i mam nadzieje, że zdążę wszystko przeczytać.
    A i spóźnione Szczęśliwego Nowego Roku! Aby nigdy nie zabrakło ci weny, bo bez niej ani rusz! Powodzenia również na maturze! Dużo zdrowia i pomyślności :)

    Dobra, nie przedłużam i uciekam czytać haha :D
    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana!!!!❤❤❤ Dziękuję dziękuję dziękuję! Cieszę się, że jesteś!Dla ciebie również wszystkiego co najlepsze w nowym roku, samych sukcesów i wspaniałych, niezapomnianych, szczęśliwych chwil! xx

      Usuń

Zapraszam do komentowania!❤️ To bardzo motywuje do pisania kolejnych rozdziałów!