sobota, 23 grudnia 2017

Rozdział Świąteczny ~retrospekcja~






Drogi Mikołaju!

W tym roku byłam bardzo grzeczna.
Pomagałam mamie gotować, chociaż nie umiałam wszystkiego zrobić, ale za to wyniosłam kilka razy śmieci. Sprzątałam tez swoje zabawki.
Dlatego na święta chciałabym:
-różową karetę dla mojej lalki Messy
-kokardę na zmianę dla mojego misia
-złotą koronę
-nowe kredki do szkoły
-(chciałabym też brata, najlepiej starszego jakbyś mógł)
Będzie mi miło jeśli coś z tego dostanę pod choinką. Jeżeli nie uda ci się do mnie dotrzeć, bo przecież masz tyle dzieci na całym świecie, to poczekam jeszcze rok.
Rosalie Rebecca Müller, 6 lat, Köln, Niemcy.




Zacisnęłam w rękach list do Świętego Mikołaja, którego pisałam co roku. Musiałam jeszcze sprawdzić w kuchni, czy mama przypadkiem zrobiła dobrze ciasteczka. Pokruszona czekolada na wierzchu nie mogła się spalić. Mikołaja by rozbolał jeszcze jego wielki brzuch i przeze mnie żadne dziecko na świecie nie dostałoby prezentu. Nie wybaczyłabym sobie tego.
Nie puszczając białej kartki z rąk, pobiegłam korytarzem do kuchni, skąd wydobywały się naprawdę pyszne zapachy. 

-Mamo! Czy czekolada dobrze wygląda?-zapytałam, widząc moją mamusię wkładającą do piekarnika wielką blachę.
-Myślę, że Mikołajowi bardzo zasmakują. Chcesz zobaczyć? Tylko nie jedz, surowe!

Podstawiła mi blachę pod nos. Ciasteczka wyglądały względnie dobrze. Mama jednak zawsze piekła pyszności, chociaż nigdy nie pozwalała mi ich zbyt wiele jeść. Nie rozumiem. Dlaczego więc piekła takie pyszne rzeczy, których i tak nie mogłam zjeść? 

-Dodałam trochę cynamonu. Myślę, że będą przez to jeszcze pyszniejsze. –wyjaśniła mama.
-A jak on wygląda?-zapytałam wbijając spojrzenie w blachę ginącą w środku czarnego piekarnika, który aż buchał gorącem. 

Mama ostrożnie zamknęła piekarnik i odeszła do swojego stanowiska kuchcika. Zajęłam swoje miejsce na taborecie obok niej, kiedy razem zwykle coś gotowałyśmy. Tata wracał zawsze późnym wieczorem z pracy, często słyszałam, że wracał w nocy, kiedy powinien był już spać. W przyszłości chciałam być nauczycielką, one kończą pracę jak ja w szkole i mogą chodzić spać tak jak trzeba.

Popatrzyłam na laskę cynamonu, która wcale nie wyglądała jak ten z paczki. Kiedy nachyliłam się do niej, żeby ją powąchać, od razu zakręciło mi się w nosie i kichnęłam, zrzucając cały cynamon na blat. Mama się roześmiała i podniosła go, żeby go schować. 

-Muszę jeszcze trochę popracować w kuchni i nie mam nic dla ciebie do pomocy. Jak chcesz, możesz poczytać mi na głos lekturę do szkoły, co ty na to?
-Pewnie! Ta jest całkiem fajna! –uśmiechnęłam się szeroko i pobiegłam do swojego pokoju, żeby wygrzebać z dna szafy grubą książkę.

Kiedy tata wrócił późnym wieczorem zastał mamę nadal pracującą w kuchni przed Wigilią. Ja mimo późnej pory i słabego światła czytałam książkę z zapałem. Lubiłam okres świąt. Wszystko było takie magiczne. Chyba przez Mikołaja wszyscy starali być dla siebie mili. Poza świętami Bożego Narodzenia rodzice często się kłócili, ale nie przejmowałam się tym. Tato zawsze mi tłumaczył, że dorośli mają swoje problemy. Ja też miałam! Szkoła to straszne utrapienie. Nie lubiłam w dodatku moich koleżanek, które twierdziły, że ubieram się jak dziecko. A to nie była prawda. Zawsze wyglądałam dobrze. Mama kupowała mi naprawdę ładne rzeczy, w dodatku bardzo tanio, przez co mogłyśmy ich mieć całe szafy!
Na zewnątrz już zupełnie się ściemniło. Tata zabrał mi książkę, zapominając zaznaczyć momentu, w którym skończyłam. Nie chciałam się na niego denerwować, w końcu Mikołaj widział wszystko, a mi bardzo zależało, żeby moja lalka miała czym jeździć, no i, żebym ja miała tego starszego brata. Poszłam się wykąpać. Przypadkowo wlałam cały płyn do kąpieli. Piana była wspaniała i pachniała jak kąpiel prawdziwej księżniczki, jednak przez to aż dywaniki w łazience były mokre.
Przed pójściem spać poszłam do kuchni zabrać kilka ciasteczek, które położyłam na talerzyk. Do szklanki nalałam też mleka, żeby smaczniej było Mikołajowi zjeść ciasteczka. Do kominka w salonie specjalnie przeniosłam taboret z przedpokoju, na którym położyłam śliczną, bożonarodzeniową chusteczkę, która wyglądała prawie jak świąteczny obrus. Ułożyłam wszystko elegancko. Mama potwierdziła, że Mikołaj na pewno wszystko zauważy, ucieszy się i poczęstuje. Tym samym też zostawi mały upominek w skarpecie, żeby nie zapomnieć o mnie w Wigilię.  Ze spokojem mogłam już pójść do łóżka. Święta zapowiadały się wspaniale…






🌟🌟🌟
 


Święty Mikołaju.
W tym roku poproszę o coś super.
Na początku może być kilka butelek piwa, czarne BMW z napędem na cztery koła i najnowsza konsola i parę skrętów z RPA. Ale nie zapomnij o piwie.
Dobra, mamo, żartuję. Po prostu naprawdę moje siostry są wredne i już ze dwa lata jestem uświadomiony. Nie musisz nas wypędzać w Wigilię, żeby znaleźć pierwszą gwiazdkę. Już całą trójką widzieliśmy jak podkładacie prezenty, co nie zmienia faktu, że jesteśmy z nich równo zadowoleni…


Spojrzałem na jeszcze niedokończony list. Po tym całym czasie wiecznej tradycji miałem już dość. Kevin, Grinch, opłatek, kolacja, „idźcie poszukać gwiazdki”, prezenty… Było nawet tak, że tato przebrał się za Mikołaja. A potem wrócił, bo naprawiał samochód i nie wiedział co się stało. Albo minął się z Mikołajem w przedpokoju. To było naprawdę żenujące. Jeszcze ja, jako najmłodszy z rodzeństwa byłem uważany za zupełne dziecko. A miałem przecież czternaście lat. Byłem już nastolatkiem, tak jak Yvonne i Melanie. One też były wkurzające, ale jakoś im wszystko uchodziło płazem.
Z drugiej strony?...
Podarłem list i zbiegłem na dół po schodach, rozglądając się, czy nie było gdzieś w pobliżu rodziców. Tata zawsze mnie odganiał, kiedy byłem w pobliżu kominka. Raz o mało się prosto do niego nie przewróciłem. Od tej pory rodzice naprawdę już fiziowali.
Wrzuciłem kartkę do środka i przypilnowałem, żeby aby na pewno się wszystko spaliło.
Kilkanaście minut później kończyłem już pisać drugą, oficjalną wersję listu do świętego Mikołaja.


„Święty Mikołaju,
Może nie byłem zawsze grzeczny ale myślę, że widziałeś, że się starałem. W te święta chciałbym dostać nową piłkę do gry w nogę. Stara pękła mi w jednym miejscu i nie gra już tak dobrze jak na początku. Byłby mi miło dostać ją pod choinką na święta. No i też przydałyby się nowe korki. Rozmiar 37 w jakimś super kolorze, najlepiej czarno-żółtym.
Marco.”


Zgiąłem kartkę w pół i poszedłem do pokoju Melanie i Yvonne, żeby wziąć od nich kopertę.

-Ooo, list do Mikołaja! –zaśmiała się starsza, na co przewróciłem jedynie oczami.
-Marcusek-lizusek. –zawtórowała jej Yvonne i wstała z miejsca, żeby ścisnąć dłońmi moje policzki i powyciągać je na wszystkie strony. Prychnąłem i bez pytania zacząłem grzebać w biurku Meli, poszukując białej koperty.
-Podtrzymuję magię świąt, bezbożnice –mruknąłem pod nosem, na co obie moje siostry się roześmiały głośno.
-Może w te święta zrobimy akcję, że jak rodzice będą podkładać prezenty to wbiegniesz do salonu, hę? –zaśmiała się Melanie
-Będę stać z chusteczkami, żeby otrzeć twoje łzy i będę starała się ciebie pocieszyć. Marco! Oczywiście, że Mikołaj istnieje! To tylko rodzice mu pomagają, zostawił prezenty bo nie miał czasu!
-To już było, Yv –westchnąłem z rozczarowaniem. Moje siostry czasem były naprawdę głupie.
Oooo..
-A co tu mamy za list do Mikołaja?-zaśmiałem się chytrze, natrafiając na jeden z listów miłosnych mojej siostry do Grega. Pomachałem nim zaskoczonej Meli przed oczami i wybiegłem jak najszybciej z pokoju. Na schodach wyminąłem mamę, która krzyknęła za mną „Ostrożnie!”.
Chwilę później powtórzyła to samo, do goniących mnie sióstr. Chciałem wykorzystać moment, żeby otworzyć kopertę. Nie miałem zamiaru tego czytać, chyba prędzej bym się porzygał. Ale lubiłem je wkurzać. To był przywilej młodszego brata. 

-Stój durniu!
-Młody oddawaj! To nie jest śmieszne!
-Marco, ani się waż tego otwierać! A co dopiero czytać, rozumiesz?

Udałem, że otworzyłem list i zacząłem czytać tekst tak naprawdę wymyślany na bieżąco.

-Mój tygrysku. Kupiłam dzisiaj super, ekstra, wściekłoczerwoną bieliznę i pójdziemy niczym simsy na bara-bara.
W tym samym czasie moja siostra próbowała podskoczyć i wyrwać list z moich rąk. Mimo, że byłem od nich młodszy kilka lat, jednak miałem większą siłę no i byłem znacznie wyższy od nich. 

-Co tu się dzieje? Co to jest?
Houston, mamy problem. Z kuchni wyszedł tata. Miał w ręku swoją gazetę, czyli przerwał swoje „święte”, codzienne, wręcz rytualne czytanie.
-List do Mikołaja Meli sprzed kilku lat. Żenujące, całe życie wokół pustych, różowych, nadętych lalek –powiedziałem i przewróciłem oczami, żeby zabrzmiało to bardziej prawdziwie. Lubiłem je wkurzać, ale byłem też ich bratem i jednak je kochałem, i niezależnie co było w tym liście, tata nie powinien był go czytać. To sprawa Melanie. Oczywiście, jeśli ten chłopak będzie coś od niej chciał, to będzie miał ze mną do czynienia.
-A mam wyciągnąć twój? Model samolotu, piłka,model samolotu, model samolotu, piłka model samolotu, piłka! –roześmiał się i wyminął nas, wracając do kuchni. –Marco, zrób jeszcze w tym roku przysługę mamie, żeby nie osiwiała, za rok jakoś to ugramy. No i oddaj Melanie ten list. Fajna pamiątka. 

Gdy wrócił do kuchni i do naszych uszu dobiegł szelest otwieranego dziennika, Melanie odetchnęła. Tak głośno, jakby zdmuchała ze sto świeczek na torcie na raz. 

-Dzięki, młody. Wiesz, że jesteś super bratem?-uśmiechnęła się Melanie i podeszła do mnie, żeby mnie przytulić. Poklepałem ją trzy razy po plecach i odepchnąłem od siebie. Przytulanie było niemęskie, a ja przecież byłem mężczyzną.
-Sprzątasz dzisiaj mój pokój. Nie sprzątałem od miesiąca, są już pierwsze oznaki rozwoju nowego ekosystemu.
-Co za..
-Kochasz mnie, wiem. Ja ciebie też –powiedziałem, oddając jej nienaruszoną kopertę. –A jak ten czaruś będzie się narzucał to daj mi znać.
-Spokojna twoja rozczochrana. Yv zaraz ci przyniesie kopertę.
-Lubię z wami robić interesy.





~🌟~
Wigilia



W Wigilię zawsze było magicznie. Niezależnie co działo się w domu, co czułam ja sama. Czy nachodziły mnie wyrzuty sumienia, czy płakałam, czy tęskniłam.. Natura nigdy nie była piękniejsza. Śnieg skrzył się jasno, drzewa, jakby zamarłe, stały dumnie wzdłuż ulicy, tworząc mistyczne cienie. Ale i one nie sprawiały, że człowiek się bał. Całe miasto, zwykle przepełnione ludźmi, w wiecznym, nieustającym pędzie, stawało się w Wigilię małą wioską, w której nagle wszyscy się znali. Każdy mówił „dzień dobry”, „wesołych świąt”, „miłego dnia”.
Biel, czystość, nowa karta, nowy rok, nowe szanse. Chociaż ten jeden wieczór w roku chciałam w to tak prawdziwie wierzyć. Nie, mówiąc Leo „wszystko dobrze”, czy „czuję się świetnie”, a już w ogóle „wierzę w siebie”. Ale myśląc w głowie, nie dzieląc się tym z nikim. Że może jeszcze kiedyś w moim życiu zalśni taka piękna, jasna gwiazdka. Gwiazdka wśród całego, czarnego nieba przeszłości, bólu, tragedii. W pewnym sensie mogłam być uważana za rozwydrzoną, dziewczynkę, która mówi do rodziców, że ona chce gwiazdkę z nieba i koniec. Ale „chcę” a „pragnę” dzieliło wiele. Cała, ogromna przepaść. Moja gwiazdka była dalej niż ta, która świeciła nad moją głową. Było też całkiem możliwe, że ta moja gwiazdka nie istniała, albo, że zgasła. Ja jednak wciąż chciałam wierzyć. I wierzyłam, właśnie w ten jedyny, wyjątkowy wieczór w roku.
Mimo mrozu, tafla jeziora nie zamarzła. Pozrywałam główki kwiatu gwiazdy betlejemskiej jeszcze w domu, teraz  ułożyłam je ostrożnie na wodzie. Stworzyłam maleńką falę, która odepchnęła kwiaty od brzegu.

-Wesołych świąt, mamo.

Zagajnik był tak cichy, nawet nie śpiewały żadne ptaki. Mogłam usiąść na mojej gałęzi i opowiedzieć mamie o wydarzeniach z całego roku, które zostały mi w pamięci. Nie było świąt, podczas których bym nie przyszła w to miejsce. Leo bardzo to szanował, nawet mnie krył przed ojcem i macochą. Przed macochą nie musiał, nie istniałam dla niej. I słusznie.
Spojrzałam na ekran telefonu, by upewnić się, że Leo jeszcze nie pisał. Dał mi czas, żebym mogła tu pobyć. Nie był tu nigdy, nie chciałam, żeby to się zmieniło. Chyba on też się tego domyślał. Był naprawdę wspaniałym człowiekiem.


🌟🌟🌟


Czułam się źle. Wręcz okropnie. Chciałam wyjść z tego domu jak najszybciej, wiedziałam od początku, że to był zły pomysł. Ale Leo powiedział nie, nie i nie. I koniec. Wiedziałam, że nie pozwoliłby mi zostać na święta samej. Dlatego też wylądowałam w jego domu, wśród ludzi, którzy przebijali się wzajemnie kto kupił droższy prezent, których ubrania były szyte na miarę u krawcowej. Pani domu założyła złotą suknię w same cekiny, w dodatku z niewielkim trenem. Ale trenem. Jej mąż, który nie zaszczycił mnie ani razu spojrzeniem, wybrał elegancki, czarny surdut z kamizelką, która wyszywana była srebrnymi nićmi. Była też panna Barbie, którą znałam już od wczesnych czasów szkolnych. Nigdy w życiu nie przypuściłabym, że usiądę z nią kilka lat później przy wigilijnym stole. Ona miała prawdopodobnie ten sam model sukni co swoja matka, jednak cekiny były czarne. Leo również ubrany był w drogi, elegancki garnitur i przysięgam, nie pasował mu. Na co dzień nie ubierał się w drogie rzeczy, nikt by nie powiedział, że jego rodzice są właścicielami niemałej fortuny. A ja? Szara sukienka z lumpeksu z białą koronką na wysokości kolan i długim rękawem. Zero cekinów, zero zainwestowanej fortuny.
Rodzina przykładna, która co niedziela zasiadała w pierwszej ławce w kościele, ani razu nie wspomniała, co tak właściwie obchodzi się w Wigilię. Nie było czytania Pisma, nie było życzeń, nie było kolęd. Jedynie komercyjne piosenki Mariah Carey i Shakin’a Stevensa. Jedzenie zamówione z luksusowej restauracji. Indyk, węgorz, homar, krewetki, kilka butelek drogiego wina. Nawet nie chciałam go pić, jednak możliwe, że to uraziłoby rodzinę Leo, która traktowała mnie jak nieproszonego… A właściwie, niezapowiedzianego gościa. W ich spojrzeniu widziałam litość, na równi z pogardą, w końcu daleko mi było do ich poprzeczki. Mama Leo czasem była jednak miła. Proponowała mi kolację, kiedy coś przyrządziła. Chcąc polepszyć z nią kontakt zawsze przyjmowałam ofertę z uśmiechem, chociaż smak jej potraw z pewnością nie sprawiał, że się uśmiechałam, a już wolałam skoczyć przez okno.
Po wieczerzy, kiedy wszyscy zaczęli sobie wręczać prezenty, przemknęłam na werandę, zakładając na ramiona ciepłą kurtkę Leo. 

Nadal ta piękna noc. Mogłam wziąć głęboki oddech i uspokoić się. Moje serce biło jak oszalałe, nie wiedziałam, że ta cała sytuacja wywoła na mnie aż taki stres. 

-Wszystkiego najlepszego, moja Ruby.
Usłyszałam ochrypły głos Leo koło mojego ucha, a przede mną pojawiło się śliczne, czerwone, kwadratowe pudełeczko.
-Leo.. Przecież mówiliśmy, że nie robimy żadnych prezentów.
-To nic.
-Nie rozumiesz, nic nie mam dla ciebie.
-Jesteś tu ze mną, to najlepszy prezent, jaki mogłem sobie wymarzyć. Kobieta twojego serca, koło ciebie przy rodzinnym stole. Wiem, że nie jest idealnie dla ciebie, nie chcę żebyś się tu czuła niekomfortowo.
-Jest w porządku…
-Przecież widzę. Ale oni naprawdę cię lubią. Rzadko okazują uczucia.
-Ale ty to robisz.
-Od małego byłem buntownikiem. Może coś z tego zostało. No otwórz.
-Dziękuję, Leo –uśmiechnęłam się i położyłam zamarznięte dłonie na pudełeczku. Kiedy je otworzyłam, moim oczom ukazał się złoty łańcuszek z zawieszką w kształcie znaku nieskończoności. Uśmiechnęłam się i odwróciłam przodem do czarnowłosego, żeby złożyć delikatny pocałunek na jego ustach. –Jest piękny.
-Jak ty. Daj, założę ci –powiedział i zabrał z pudełeczka naszyjnik i stanął za mną, żeby zapiąć go na szyi. Chwilę później poczułam delikatny łańcuszek, i mimo, że uważałam znak nieskończoności za dość przereklamowany i komercyjny to od razu polubiłam nową błyskotkę. –Wracamy? Może włączymy jakiś film u mnie w sypialni? Rodzice pewnie będą teraz omawiać sprawy firmy na nowy rok przy winie, więc zanudzilibyśmy się na śmierć.
-Możesz włączyć, ja zaraz przyjdę.
-W porządku –uśmiechnął się  i pocałował mnie w policzek, obejmując od tyłu rękoma.


Kiedy zamknęły się za nim drzwi wejściowe, jeszcze raz spojrzałam w niebo. Chciałam się doszukać mojej białej gwiazdki. Jednak jej już nie było. Uciekła. Może Leo ją speszył? Może nie był zapisany mi w gwiazdach? Jednak nie było innej osoby, z którą mogłam spędzić życie. Leo mnie kochał, to naprawdę dużo znaczyło. Zabrakło mi czasu, kiedy mama opowiedziałaby mi o swojej miłości na początku związku z ojcem. Skąd wiedziała, że to ten jedyny. I po czym poznała, że była szczęśliwa? Może nie była.. Może szczęście nie istniało. Może miłość nie istniała. Bałam się tego, że nie istnieje. Jednak akceptując to, że nie istnieje, cieszyłam się wszystkim tym, co miałam obecnie.
Nie wiedziałam nawet, kiedy zaczęłam nucić moją ulubioną kolędę.

Cicha noc, święta noc,
Pokój niesie ludziom wszem…





~🌟~

-Nad dzieciątka snem, nad dzieciątka snem..-dokończyła śpiewać Yvonne, a po całym salonie rozległy się gromkie brawa. Uśmiechnąłem się, bo wreszcie udało mi się przypomnieć tę melodię w grze na gitarze. Oparłem instrument o kanapę i wróciłem do stołu, przy którym prawdopodobnie siedziało pół mojej rodziny. Byłem dumny z mamy, że jak co roku idealnie sprawdzała się w roli gospodyni. Wiele rzeczy też powtarzało się co roku. Babcia i ciotka Amanda rozpływały się, jaki ja jestem przystojny i umięśniony, karcąc przy tym wzrokiem tatę, który stawał się z roku na rok grubszy. Już od dwóch lat moje siostry zaczęły ze sobą przyprowadzać mężów, w zeszłym roku, pojawił się najmłodszy Reus w rodzinie –Nico. I mimo, że nie planowałem mieć dzieci, ten malec od momentu, kiedy się urodził, zawładnął moim sercem. Był uroczym chłopcem, który przy swoim wujku stanie się jego godnym następcą w Dortmundzie. Teraz zaczynał chodzić. Yvonne strasznie przeżywała, że nie rozwijał się na początku jak inne dzieci. Miałem w związku z tym swoje zdanie, Adam od zawsze był niedorozwojem. Już na drugiej randce z Yvonne zaczął pakować jej język do gardła. Aż wyszedłem przed dom i zabrałem stamtąd siostrę. Ona mi jednak nie podziękowała, tylko trzasnęła drzwiami przed nosem i nie odzywała się całe dwa tygodnie. Może i przesadzałem, ale moja siostra mogła naprawdę mieć kogoś lepszego. Oczywiście, zapewniała mi, że kocha, że to miłość jej życia, jest zakochana po uszy, nie umie o nim przestać myśleć.. Przewróciłem jedynie oczami i nigdy już nie wróciliśmy do tego tematu. Szybko wzięli ślub, niedługo później oświadczyli, że spodziewają się dziecka, co wywołało histeryczny płacz mamy, która od zawsze marzyła o wnuku. Teraz była kolej Meli i Grega, i chociaż nikt otwarcie im o tym nie mówił, całkiem prawdopodobne było, że się tego domyślali. 


-Marco, pomożesz mi z naczyniami?-poprosiła mnie mama, schylając się koło taty, żeby zabrać jego pusty talerz.
-Pewnie –powiedziałem od razu i wstałem z miejsca. Ciocia chciała pomóc, jednak postawiłem na swoim mówiąc jej, że przecież jest gościem. Całe szczęście, że zapomniała o tym, że na początku mówiłem, że ma się czuć jak w domu.

W kuchni, pomagając pakować wszystkie naczynia do nowej zmywarki rodziców, którą im niedawno kupiłem, zostałem zaczepiony przez detektyw-mamę i zalany masą pytań. 

-Co u Scarlett?
-Nie wiem, jest pewnie w domu ze swoją rodziną –odpowiedziałem, wzruszając obojętnie ramionami.
-Nie rozmawiałeś z nią teraz ostatnie dwadzieścia minut?
-Nie..
-Jak to.. Nie wiem o czymś?
-Rozmawiałem z Mario. Kazał was wszystkich ucałować, więc przekazuję.
-Och.. –westchnęła, choć nie umiałem wywnioskować czy to było „och” zmartwienia, „och” zawodu, „och” zakłopotania czy „och” ulgi. Kobiety były zawsze trudne do zrozumienia. Szkoda, że nikt nie opatentował jakiegoś słownika albo fiszek do nauki. –Podziękuj Mario. Nie chciała przyjechać z tobą? Przecież ci mówiłam, żeby przyjechała. Ostatni raz widzieliśmy was razem trzy miesiące temu.
-Nie zaproponowałem jej. Przecież nie należy do rodziny.
-Przecież jesteście razem! Źle wam się układa?
-Nie mamo, jest dobrze. Nie masz się o co martwić.
-Nie jesteś z nią szczęśliwy? –zapytała, nie rezygnując z dalszego wiercenia dziury w brzuchu.
-Jestem, przecież mieszkamy razem, jesteśmy razem.
-A zaręczyny? Nie myślałeś o tym? Zaraz młodość przeminie…
-Mamo. To, że moje siostry wyszły szybko za mąż, nie znaczy, że ja muszę się szybko ożenić. Masz już wnuka, dwóch zięciów, więc nie martw się o mnie.
-Och, w porządku… Przepraszam. Chcę, żebyś i ty był szczęśliwy.
-Nic się nie stało, jestem szczęśliwy, tutaj, teraz, z moją rodziną–uśmiechnąłem się słabo i pocałowałem rodzicielkę w policzek, przez co od razu się rozchmurzyła.

-A co kupiłeś jej na święta?
-Jeszcze nic. Ale pewnie wykupię jakąś wycieczkę na Ibizę, ostatnio się cieszyła i mówiła, że chce tam wrócić, to wrócimy.
-Ciekawy prezent. Jak będziesz z nią rozmawiał to pozdrów ją od nas.
-W porządku –uciąłem, bo nie zamierzałem tłumaczyć już mamie, że nie zadzwonię. Ten wieczór należał wyłącznie do mojej rodziny, przez piłkę rzadko miałem okazję, żeby spędzić z nimi czas. Szybki upływ czasu chyba najbardziej mogłem dostrzec po moim siostrzeńcu, dlatego, kiedy wróciłem do salonu, od razu porwałem go na ręce i zacząłem się z nim bawić w strażaków, w samolot i wszystko, czego sobie tylko zażyczył. Był idealnym dzieckiem. I nawet nie zmieniły tego narzekania Yvonne o jego późnym rozwoju, uargumentowane tym, że ja jako dwulatek już biegałem i posługiwałem się zdaniami. Już nie mogłem się doczekać, kiedy zabiorę go na stadion i będę mógł pokazać mu szatnię i pobiegać z nim na boisku. 

Podczas gdy wszyscy poszli na pasterkę, ja zostałem z Nico. Obiecałem Yvonne, że go ułożę do snu, tym czasem nie opuszczaliśmy nowych zabawek na krok. Cieszyłem się, kiedy Nico od razu wziął klocki ode mnie i zaczął z nich budować wieżę. Musiałem go podtrzymywać, kiedy stał. Nie chciałem, żeby przewrócił się prosto na plastikowe klocki, jeszcze nie daj Boże by mu się cos stało.
Kiedy szliśmy już do łóżka, mały szkrab przewrócił torebkę Melanie, której najwyraźniej zapomniała. Zostawiłem ją, chciałem najpierw wykąpać i przebrać małego do snu. Wziąłem jego nową książeczkę Kubusia Puchatka i zacząłem czytać pierwszy rozdział. Po chwili maluch już spał twardym snem.


W salonie chciałem pozbierać rzeczy, które wypadły z torebki Meli. Szminka, chusteczki, telefon, portfel… Była jeszcze malutka koperta, szczelnie zamknięta, jednak na jej przodzie napisane było imię i nazwisko mojej siostry, a pod spodem dopisane nieestetycznym pismem „3 tydzień”. Melanie w ciąży? Zacząłem sobie odtwarzać kolację, chcąc przypomnieć, czy piła wino czy z niego zrezygnowała. Nie dane mi jednak było pomyśleć, gdyż właśnie wszyscy wrócili z pasterki. Mela przekroczyła próg salonu jako pierwsza, zastając mnie pochylającego się nad jej torebką i trzymającego w ręku białą kopertę. Wyglądało to co najmniej jakbym grzebał bez pozwolenia w jej torebce, dlatego musiałem się jak najszybciej z tego wytłumaczyć.


-Nico podczas zabawy pociągnął za twoją torebkę i się wszystko rozsypało. Chciałem powkładać i..
-Nic się nie stało –odpowiedziała spokojnie, uśmiechając się. Wstałem z podłogi i podałem jej torebkę z kopertą. Odebrała obie rzeczy ode mnie i wetknęła kopertę między swoje szpargały.
-Melanie…
-Jestem taka szczęśliwa, Marco –szepnęła, a w jej oczach mieniły się łzy. –Miłość to najpiękniejszy dar na świecie. To jest taka siła… Nigdy nie czułam takiego szczęścia, takiej miłości do wszystkich ludzi. Wiesz? Nie wiem, czy kiedyś ci to mówiłam, ale jestem z ciebie szalenie dumna. Zawsze będę. Wierzyłam w ciebie od dziecka, chociaż może mieliśmy takie etapy, że sobie tego nie okazywaliśmy, ale odkąd miałeś cztery lata rozpierała mnie duma, mówiłam wszystkim w klasie, że mój brat jest super piłkarzem. Całe życie wszystkim mówiłam, że mam takiego brata. Teraz się to zmieni, choć niezmiennie będę dla ciebie zawsze o każdej porze dnia i nocy, zawsze będziesz moim najukochańszym, małym braciszkiem… Ale… Ale teraz, kiedy będę miała nowe koleżanki, będę najpierw mówić, że jestem spełnioną kobietą, kochaną i kochającą żoną.. i mamą…
-Meli.. –szepnąłem poruszony i mocno przytuliłem moją zapłakaną siostrę. –Nawet nie wiesz jak się cieszę –powiedziałem jej na ucho, jeszcze mocniej ją tuląc do siebie. –Też jestem z ciebie dumny. Zawsze byłyście dla mnie z Yvonne wzorem i będziecie. Może kiedyś chciałbym założyć własną rodzinę, chociaż nie wiem.. Ale jeślibym miał, to chciałbym, żeby była tak piękna i szczęśliwa jak wasza.
-Nasza. Nigdy nie mów „wasza”, okej? Ślub nie jest odcinaniem się, tylko przyłączeniem się, powiększeniem o kolejną rodzinę. Zapamiętaj.
-Wytłumaczysz mi to kiedyś. Greg wie?
-Nie, jesteś pierwszy –zaśmiała się, ocierając łzy i rozcierając swój makijaż. Mimo to i tak dobrze wyglądała. Ona naprawdę promieniała.
-Przepraszam, jeśli miało wyjść inaczej…
-Nie mogło wyjść lepiej. Będziesz cudownym wujkiem. Wiedz, że ja też nie będę czekać w nieskończoność, żeby być cudowną ciotką.
-Nico zasnął, ale jak się obudzi? Działaj.
-Wolę dziewczynkę.
-Pogadaj z Yv.
-Uparty jak osioł.
-I tak mnie uwielbiasz.
-Wiem –zaśmiała się i przywołała do nas Yvonne. I właśnie jako rodzeństwo, objęliśmy się mocno we trójkę na środku salonu, przy świątecznym stole. I to był najpiękniejszy moment tego wieczoru.
Tej nocy zasnąłem o czwartej trzydzieści nad ranem. Razem z Yvonne i Melanie przesiedzieliśmy i przegadaliśmy całą noc w pokoju dziewczyn, który nie zmienił się, odkąd obie wyprowadziły się z domu. Wspominaliśmy wszystko. Dzieciństwo, wszystkie zabawne historie, nie tylko te świąteczne. Yvonne przyniosła wino i kilka albumów z salonu. Dla Melanie wzięła oczywiście sok pomarańczowy. Chyba równo go uwielbialiśmy, bo po jednym kieliszku wina, wypełniłem go właśnie sokiem. Yv zrobiła dokładnie to samo. Oczywiście Mela podzieliła się z nią wieściami, przez co znów musiałem przytulać dwie, płaczące kobiety. Najwidoczniej taka moja rola. Nad ranem zasnęliśmy całą trójką na niewielkim, rozkładanym łóżku. Nie pamiętałem, kiedy ostatnio mieliśmy taki czas tylko dla siebie, ale ta noc była całej naszej trójce potrzebna. Nie zdawałem sobie sprawy, jak zapracowany byłem i ile mnie ominęło, skupiając się tylko na sobie. Obiecałem sobie, że postaram się częściej dzwonić do nich na co dzień, po treningu, albo pójść z nimi do restauracji. Rodziny się nie wybiera, ale gdybym miał wybrać, to właśnie byłyby te dwie wspaniałe, mądre kobiety. No i jeszcze Mario. Nigdy nie doceniałem tego co mam. A rodzina była tak niezwykle ważna. 



🌟🌟🌟



„Najukochańsza mamo.
W tym liście chciałabym cię przeprosić, bo chyba jeszcze tego przez te lata nie zrobiłam. Mam nadzieję, że wiesz, jak bardzo żałuję tego, co zrobiłam. Ojciec ma rację, nie zasługuję na miłość. Będąc w tym otoczeniu czuję jedynie ból, co dnia rozdrapuję na nowo rany, nie pozwalając im się zagoić. Dlatego muszę odejść. Wiem, że ten rok przyniesie wiele zmian. W tym roku skończę dwadzieścia lat. Mam świadomość, że wtedy będę mogła tak po prostu się wyprowadzić ale wiem też, że nie dam rady czekać aż do sierpnia. Ucieknę. Prędzej czy później. Ufam Leo i wiem, że on mnie nie zostawi. Jeśli to twoja sprawka, że się nie dowiedział-dziękuję. Sprawiłaś, że mam jeszcze szansę na życie. Nie wymagam normalnego, szczęśliwego czy pięknego życia. Ja chcę żyć. Pomimo bólu, ran. Obiecałam Ci, że będę walczyć i się nie poddam. I nawet jeśli ty też jesteś na mnie zła, wiem, że jesteś i mnie kochasz. Dzięki Tobie nie jestem sama. W przenośni. Bo teraz, mimo Leo, czuję się zupełnie sama. Ty mnie zawsze potrafiłaś zrozumieć. Leo powiedział mi, że mnie kocha. Zachowałam się trochę niemiło, bo nie odpowiedziałam mu na początku tego samego. Potem już chyba tak, chociaż nie jestem pewna… Muszę to nadrobić, żeby ze mną został. Nie chcę zabrzmieć samolubnie, ale bez niego sobie nie poradzę. Przecież te słowa i tak nie mają żadnego znaczenia. Mogę mówić, że lubię Nutellę, chociaż wiem, że jej nie znoszę. Z tym kochaniem pewnie też nie będzie tak trudno.
Mamo, boję się. Nie wiem, co mnie czeka, ale czuwaj nade mną. Miej też swój wolny czas, oczywiście, ale potrzebuję cię. Potrzebuję przestać być sama. W te święta też tu sama posiedzę, chociaż powiedziałam Leo, ze zostaję w domu. Czuję się czasami, że to drzewo jest moim domem. To miejsce sprawia, że jestem szczęśliwsza niż we własnym pokoju. Odwiedzę Cię tu jeszcze. W następne święta też przyjadę, cokolwiek się wydarzy, zawsze jestem. Trzymaj za mnie kciuki, dobrze?
Wesołych świąt.
Twoja Ruby Rosalie.”









~~~


Kochane, z okazji Świąt Bożego Narodzenia chciałabym wam wszystkim życzyć mnóstwa radości, ciepła, miłości, żebyście wypoczęły przez tą króciutką przerwę i nabrały sił na nowy, nadchodzący rok. 
Przy tej okazji (i żeby nadrobić krótki rozdział) chciałabym napisać jeszcze kilka słów.
Chyba przede wszystkim: dziękuję. Rok temu poinformowałam Was właśnie w święta o nowym opowiadaniu, które wystartowało w styczniu..to już zaraz rok.. Ten rok był strasznie trudny dla mnie, pełen wzlotów i upadków, ukradzione opowiadanie, chroniczny brak weny, sto prób rozstania się z tą historią.. nie wiedziałam, czy to wszystko ma sens.. Ale pokazałyście mi, że MA, bo tu jesteście, czytacie..I obiecuję, że dopóki wy tu jesteście ja będę pisać. Ostatnio przeczytałam wszystkie komentarze od początku..za każdym razem jestem strasznie wzruszona czytając je wszystkie, wiedząc, że przeżywacie razem ze mną tworzoną przeze mnie historię, to naprawdę piękne, czuję się zaszczycona. Wierzę, że też te kochane anonimowe dziewczyny, które były na początku nadal są, że jest też trochę więcej osób, którym czytanie mojego śmiesznego wytworu wyobraźni daje szczęście, daje coś więcej.. Cudownie czytać, że ta historia ma wpływ na Wasze życie..💕Mimo tego, że patrząc na liczby moje pierwsze opowiadanie radzi sobie lepiej niż to bieżące, mam nadzieję, że i ono zdobędzie serca, jak nie teraz, to już za moment, bo będzie się działo naprawdę wiele.. 
I jeśli robię coś źle, jeśli przynudzam piszcie, bo jeśli to ja robię coś nie tak to postaram się poprawić, jestem tylko człowiekiem, nieidealnym, więc jestem otwarta na uwagi,zarówno pozytywne jak i negatywne...(jeśli chodzi o polsatowskie zakończenia-sorry, z tego nigdy nie zrezygnuję😎) (ale ktoś kiedyś napisał, że je bardzo lubi, więc zostają tym bardziej!).
I na razie nie wymieniam z nazw/imion dziewczyn, które są tak naprawdę zawsze, jeszcze się nie rozstajemy (wiem że się rozpisałam ale to nie pożegnanie!), myślę, że wiecie, że o Was chodzi.. Mówi się jeden głupi komentarz ale nawet nie wiecie ile te kilka słów daje siły.. dziękuję Wam za nią, za szczerość, za wasze uczucia, serce, teorie spiskowe, przez które sama zaczynam kminić i co raz to nowsze pomysły przychodzą do głowy.. Jesteście wspaniałe, dziękuję, że jesteście i mam nadzieję, że zostaniecie❤
I tym którzy również czytają gdzieś z ukrycia-dziękuję. "Suche liczby" mają tu naprawdę znaczenie, w końcu za nimi kryją się czytelnicy!💋Dziękuję wszystkim, że jesteście!💓(chyba, że to jedna osoba klika średnio 300 razy rozdział to nie było tematu!😆)
Plany na przyszły rok? Od stycznia do końca moich matur trzymamy tok 2-tygodniowy, po maturze jak ze mnie zostanie więcej niż wrak człowieka to postaram się coś zmienić, te rozdziały co tydzień jednak coś w sobie mają, też się na nie cieszę!
Postanowienia? Żeby było jak jest teraz, a nawet lepiej, żebyśmy razem rośli w siłę, (cieszy mnie zawsze, kiedy ktoś pisze, że koleżanka poleciła to opowiadanie i zostaje ze mną do końca..💗), a ja sobie marzę, żeby to wsparcie i ta siła od Was nadal była tak ogromna, bo to tak naprawdę wy tworzycie to opowiadanie, ja cieszę się, że mogę ubierać moje wyobrażrnia,serce, myśli w słowa i przelewać je tu, przekazać Wam... Mam nadzieję, że dobijemy tych 50.000 wyświetleń a rozdziałów drugie tyle, też taki mały cel😛🙉🙈
Nie zatrzymuję was dłużej, pewnie wszystkie kuchnie są istnym polem bitwy ludzkość vs. kolacja wigilijna, w tym roku to ja biorę większość pichcenia na siebie, więc zobaczymy, może wyjdzie, że nie będzie czego jeść i nie przytyję!😉
Wspaniałych świat raz jeszcze!🎄🎅
(Cieszę się, że mogę to napisać👇)
Następny za tydzień!!!👀
Buziaki xx 





7 komentarzy:

  1. Z takim opóźnieniem jak dziś to chyba na tym blogu jeszcze nie komentowałam? No, ale co zrobić z moją mamą w święta nie wygrasz. ;) I właśnie urwałam się między jedną sałatką a biszkoptem w piekarniku i piszę. Ostatnio mówiłaś, że kogoś ci w tych moich teoriach brakuje. A więc postanowiłam to przemyśleć a ty mi po prostu powiedz czy w którymś momencie jestem ciepło - nie mów w którym. tylko czy jest ciepło.
    A więc od początku...
    - Tata Rose..- jakoś mi się nie wydaje mimo wszystko... po prostu nie. Z tego wszystkiego co wiem do tej pory to wydawałoby się, że ma Rose w dupie. Wiec myślę, że to nie on.
    - Macocha Rose..- tutaj już bardziej bo wydaje mi się, że to jest naprawdę wredna pinda i ona może jeszcze zdrowo namieszać.
    - Ci z klubu - no bo mówi, to samo przez się, że są podejrzani i moim zdaniem to wszystko ma związek z tą historią bardzo poważny. Te dragi i to wszystko no bankowo. I wydaje mi się, że to właśnie może mieć nawet wiązek z tą panią wymienianą wyżej.
    - Andre - no bo jest żałośnie zakochany i takie kwiaty np. byłyby w stylu zakochanego ukrytego wielbiciela.
    - Mario.. - :)))) no nie.... po prostu nie.
    - Marco - bo otwarcie nie potrafi powiedzieć jej, że ją kocha. <3 Ale z drugiej strony to nie podrzucałby listów pod własne drzwi. Nie podrzucałby prawda?
    - Can - no jakoś też mi się nie wydaje, z tego powodu, że się nie znali.
    - Klopp - mimo, że moja teoria o ukrytej ciemnej stronie jest ciekawa, to nie sądzę żeby była prawdziwa (a może jednak?)
    - Piłkarzy z klubu nie biorę pod uwagę.
    - Rodziców Marco też nie biorę..
    - Dziewczyn też nie, sióstr Marco tym bardziej.
    - Leo - zmartwychwstanie? Może na wielkanoc? Nie mówię nie.
    - Siostra Leo? - podobno też była wredna pinda. Może jakaś forma zemsty i też była zamieszana z tymi gośćmi z klubu.
    .....

    Najpiękniejszy, najbardziej dający do myślenia w tym rozdziale jest list Rosie do mamy. Piękny. Wzruszający. I najpiękniej pokazuje, jak ta dwójka do siebie pasuje. "Cause nobody saves me baby the way you do..." (Pierwszy list Marco - też świetny).

    A więc jeśli dobrnęłaś do końca i nie zgubiłaś się w moich zakręconych myślach które tu wylałam, a jest to pewnie nie składne bo moja mam już na mnie krzyczy, bo śledzie trzeba kroić...
    Chciałam Ci życzyć wszystkiego pięknego, dużo zdrowia, szczęścia, pomyślności, radości, miłości, dużo weny i radości z pisania, żeby Ci matura poszła tak jak sobie tego życzysz i żebyś potem mogła zrealizować wszystkie swoje marzenia. Wszystkiego, wszystkiego co najlepsze na święta i w nowym roku! ❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję kochana moja!❤❤❤🎄 Tobie również życzę wspaniałych świąt!!❄ Miło mi, że znalazłaś chwilę, bo wiem jak to ciężko, też sama dzisiaj trochę się narobiłam i czekam aż będę mogła jutro to wszystko zjeść!:D
      A teorie? Osoba o której myślałam to pojawiła się tym razem w twoich teoriach ale nie mówię jaka i czy to słuszne podejrzenie. Ale jeśli chodzi o ciepło/zimno to.. chyba wyczerpałaś wszystkie możliwe teorie, więc jest nawet ciepło...:)
      Ściskam mocno!🎄

      Usuń
  2. Na początku pomyślałam sobie, że to dwa różne święta. Ona ma smutne(to później) a on piękne.
    A to nie tak...bo oni są do siebie bardzo podobni. Są tacy sami, tylko płeć inna. Ja przeczytałam między wersami też, to, że oboje byli nieszczęśliwi. On ze S. A ona z L. I niby wszystko ok, ale jednak to nie to. Obojgu brak czegoś więcej. Ah smutne trochę...
    Rozweseliłaś mnie za to tą ciążą Meli. :)

    Życzę, Ci wesołych, spokojnych Świąt Bożego Narodzenia. Takich jakich sobie wymarzyłaś. Abyś ten czas spędziła tak jak tego pragniesz:)
    Ps: Tak to wszystko ma sens;) Większy niż można sobie wyobrazić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tobie również życzę wspaniałych świąt i żeby Mikołaj też zawitał pod choinkę!!!🎄🎄🎄 A sens? To idealnie złapany sens tego rozdziału❤️
      Wszystkiego co najlepsze! ❤️🎄 Buziaki!

      Usuń
  3. Moja droga! Specjalnie zostawiłam sobie przeczytanie rozdziału na pierwszy dzień świąt - by było tak miło i nastrojowo. ;) Myślę, że to, co nam tutaj zaproponowałaś pokazuje, jak bardzo różniły się rodziny Rose i Marco. Mam jednak nadzieję, że nie stanie się to kolejną przeszkodą na ścieżce ich życia! Bo choć oboje mogli pozornie wyglądać na szczęśliwych podczas świąt, to widać, że byli jednak bardzo samotni...
    No nic, pozostaje mi jedynie czekać na kolejny rozdział. :D
    Wesołych Świąt, kochana! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I zapraszam Cię do mnie na kolejną część przygód Cary ;)
      https://amigos-con-derecho-a-roce.blogspot.com

      Usuń
  4. Święta już trwają więc mam nadzieję, że wszyscy tutaj spędzają tak jak sobie wymarzyli i że to pyszne jedzonko smakuje. <3 Też zwróciłam uwagę na to, że Rosie i Marco to takie zagubione, zranione duszyczki. Dwie połówki serducha. Jedno mnie tylko zastanawia bo o ile "powody" zagubienia Rose są nam przynajmniej pobieżnie znane to wydawałoby się, że Marco wychowywał się w szczęśliwej rodzinie i coś musiało się wydarzyć, że poczuł, że on nie może, nie potrafi? kochać... Do następnego! - NAT.

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do komentowania!❤️ To bardzo motywuje do pisania kolejnych rozdziałów!