Zbliżyłam się delikatnie do niego. Uważnie obserwowałam
mimikę jego twarzy. Delikatnie rozchylił usta, przymknął oczy, a jego oddech
stawał się coraz głębszy. Nachyliłam się do jego twarzy i delikatnie musnęłam
wargami jego policzek.
-Wybacz, ale nie potrafię. –szepnęłam i oddaliłam się od
niego nim zdążył cokolwiek powiedzieć.
Łazienka była urządzona w bardzo męskim stylu. Duże,
prostokątne, błyszczące kafelki w kolorze czerwonym i podobne, tylko czarne na
podłodze. Pod sufitem wisiała lampa z czarnymi kryształkami, która dawała
przytłumione światło. Zdjęłam ubranie i ułożyłam je tuż koło mojej piżamy na
pralce. W prysznicu odkręciłam zimną wodę. Tylko taka była mi teraz potrzebna.
Stanęłam pod lodowatym strumieniem. Na całym ciele pojawiła mi się gęsia
skórka. Nie chciałam używać żelu André. Jeszcze tego mi brakowało, żebym na
sobie czuła jego zapach. Jeszcze najlepiej spryskałabym się jego perfumami.
Matko. To by było straszne. Za dużo André jak na ostatni czas. I jeszcze miałam
z nim spać. Ile jeszcze mam mu dawać sprzecznych sygnałów? Biedaczek trafi na
oddział zamknięty jako maltretowany we friendnzone. A ja pójdę siedzieć.
Na szczęście moja piżama nie była na tyle wyzywająca. Getry
do kolan i luźna tunika w kwiatki.
Wracając do salonu zobaczyłam, że kominek delikatnie się
pali. Piłkarz przebrany w swoją piżamę-zwykły t-shirt i krótsze spodenki
zasłaniał ciemne zasłony na uchylone okna, żebyśmy mieli dostęp do powietrza.
Całe szczęście, że istniał jakiś piłkarz, przeciwieństwo mojego szanownego
męża, który raczył spać w ubraniu. Kanapa była rozsunięta, a na niej ułożone
dwie poduszki, cienka kołdra i koc.
-Co wolisz? Koc czy kołdrę?
-A ty?
-Pierwszy zapytałem. –uśmiechnął się pogodnie i poszedł
usiąść na kanapie.
-To zaryzykuję i powiem kołdra.
-No to ja biorę koc. Chodź, już późna godzina.
-Długo byłam w łazience?
-Nie aż tak.
-Chcesz być miły.-stwierdziłam czując, że kręci. Blondyn
pokiwał głową i roześmiał się.
Usiadłam koło niego na łóżku i wyprostowałam nogi.
-Jest w porządku?-upewniłam się.
-Tak. Wiesz, że już po północy?
-To ile ja tam siedziałam…
-Film długo trwał.
-Znów próbujesz być miły. –westchnęłam i położyłam się
wygodnie po swojej stronie.
-Ja po prostu jestem miły. –stwierdził kładąc się obok mnie.
–Śpij dobrze.
-Ty także. –uśmiechnęłam się zamykając powieki. Musiałam przyznać, że łóżko było całkiem wygodne. –Dobranoc, André.
-Dobranoc, Ruby.
***
W nocy obudziłam się. Było mi zbyt gorąco. Pewnie to była po
części wina kominka, jednak głównym tego sprawcą był André, który śpiąc
obejmował mnie szczelnie ramionami. Próbując go nie budzić powoli i żmudnie
wyślizgnęłam się z zastawionej przez niego pułapki.
Wstałam powoli z kanapy i podeszłam do okien, jednak
zawróciłam prosto do mojej torby zmieniając decyzję. Nie chcąc o tym dłużej myśleć wyjęłam z niej
telefon i postanowiłam wyjść z nim na zewnątrz. Po cichu otworzyłam drzwi
prowadzące na taras i przekręciłam klamkę. Obejrzałam się, czy André nadal
spał.
I to jak niedźwiedź.
Wychodząc na zewnątrz otoczyło mnie dość chłodne
powietrze. Zamknęłam za sobą drzwi i oparłam o duże okno obok, by w spokoju
pomyśleć.
Wszystko się jednak sprowadzało do mojego telefonu.
Postanowiłam go włączyć. I dostał szału. W porę przytrzymałam przycisk
głośności, żeby co chwila sygnalizowane przychodzące wiadomości nie zbudziły
blondyna. A było ich pełno. Wibracje nie ustawały. Jedynie były segregowane do
odpowiednich kontaktów. Ann, Mario, Yvonne, Marco i trzy połączenia od
nieznanego numeru. Większość wiadomości informowała o nieodebranych
połączeniach. Bałam się wiadomości od Marco, postanowiłam więc otworzyć
konwersację z Mario.
Najpierw dziesięć wiadomości o nieodebranych połączeniach. A
potem wiadomości.
„Rose, gdzie jesteś?”
„Martwimy się o
ciebie. Zadzwoń jak odczytasz wiadomość.”
„Marco odchodzi od
zmysłów. Wiem, że się pokłóciliście i nie musisz do niego wracać, możesz zostać
u nas.”
„Ann dzwoniła po
szpitalach. Boimy się o ciebie, mała. Odezwij się.”
Tekst sms’ów delikatnie się zamazywał. Coś się stało z tym
telefonem. Dopiero chwilę później poczułam łzy na moich policzkach. To był
prawdziwy przyjaciel. On i Ann. Martwili się o mnie, prawie poruszyli niebo i
ziemię, żeby mnie znaleźć. Już miałam mu odpisać, że wszystko w porządku żeby
się nie martwił jednak przyszła nowa wiadomość. Z poczty głosowej. Spojrzałam
na godzinę nagrania. Dwie minuty temu. Przecież był już środek nocy!
Wpisałam numer poczty głosowej żeby odsłuchać czekające na
mnie wiadomości.
Na początku ciche szmery. Później głośny oddech.
-Wracaj do domu Rose.
Jest mi smu… O kurwa wąż! Wąż!
I tak skończyła się pierwsza wiadomość. To był w sztok
pijany Reus. Ciężko było rozpoznać po jego pijackim bełkocie ale miałam
pewność, że to on. Co robił o tej porze pijany. W dodatku nie wiadomo gdzie. I
co tam do jasnej cholery robił wąż.
Odsłuchałam kolejną wiadomość.
-To nie wąż.
–powiedział pewnie a po chwili usłyszałam głośną czkawkę. –To kurwa żżżo... żżżżoo.. żo... Gąsienica. Robak. Taki. Ale się schlałem.
Wróć do domu.
Chciało mi się śmiać. Pijany Marco jest ciekawą osobą. Bardziej
mnie niepokoiło, że sam gdzieś się szwendał późno w nocy. Nie był też osobą
anonimową. Jedno zdjęcie i mógł mieć problemy. Sms do Mario zmienił się w
telefon. Było w pół do trzeciej. Mario przepraszam, ale sam mówiłeś kiedyś, że
zawsze mogę dzwonić. Może nie było to zbyt na serio. Ale musiałam. Dla dobra
Marco. Bo zamiast na niego się gniewać po prostu się martwiłam.
Mario odebrał po pięciu sygnałach.
-Tak?-usłyszałam
jego zaspany głos.
-Cześć Mario, tu Rose.
-Rose! –rozbudził
się, jego głos był znacznie bardziej ożywiony. Usłyszałam obok zaspany głos
Ann. Mario powtórzył ciszej moje imię. –Gdzie
ty jesteś? Wszystko z tobą w porządku?
-Nie martwcie się. Jest w porządku. Posłuchaj Mario,
dziękuję, że się o mnie martwicie. To bardzo miłe. Jesteście dla mnie bardzo
ważni.
-Rose…Wiesz, że ty dla
nas też. Rano chcieliśmy jechać na policję.
-Wrócę rano. Mam
prośbę. Wiem, że już tak wiele dla mnie zrobiliście..
-Nie, mów. Przecież
wiesz, że możesz na nas polegać.
-Marco nagrał mi
się kilka minut temu na skrzynkę. Jest pijany i to naprawdę ostro. Nie wiem
gdzie jest…
-Serio się upił?
-Dżdżownicę nazywa atakującym go wężem i nawet nie umie
poprawnie tego wymówić.
-Powaliło go.
Spokojnie, zajmę się tym.
-Dziękuję. Naprawdę nie wiem jak mam ci dziękować.
-Marco to dupek, robię
to dla ciebie.
-Dziękuję.
-Jesteś dla niego za
dobra, Rose. Pójdź spać i odpocznij, napiszę ci sms jak go znajdziemy.
-Dziękuję. Ogromnie.
-Dobranoc, mała.
-Dobranoc.
Połączenie się rozłączyło. Westchnęłam i zablokowałam
telefon. Zaczęłam nim delikatnie kręcić w dłoniach. Chciałam czekać na
wiadomość od Götzego o jego mini-śledztwie jednak byłam strasznie zmęczona. Weszłam
do środka zamykając za sobą drzwi. Torbę z rzeczami położyłam tuż przy sofie
chowając w niej też telefon, żeby w razie czego móc zajrzeć, żeby być
uspokojonym do końca.
Wąż. No naprawdę. Uśmiechnęłam się i położyłam się z
powrotem na kanapie. Otuliłam się kołdrą i przewróciłam na bok, plecami do
André.
-Rose?-usłyszałam jego zaspany głos.
-W porządku. Śpij, jeszcze noc.-powiedziałam.
Zamknęłam oczy i unormowałam oddech. Leżałam tak jakiś czas.
W salonie panowała kompletna cisza. Nie mogłam zmrużyć oka przez to okropne
oczekiwanie. Cholera, żeby tylko mu się nic nie stało. Ile przecież jest
wypadków z udziałem pijanych osób. A jeśli jeszcze był samochodem… Serce
podskoczyło mi do gardła. Wygrzebałam telefon z torby. Wybrałam nową wiadomość
do Mario.
„Ja nie zasnę. Im
więcej myślę tym jest gorzej. Proszę, jeśli tylko czegoś się dowiesz-napisz.”
Westchnęłam i
czekałam wlepiając się w ekran telefonu. Sprawdzałam co jakiś czas godzinę.
Minuty mijały niemiłosiernie długo. Nie chciałam wstawać, bo bym znów obudziła
André.
Siedem minut później dostałam odpowiedź.
„Twój kochaś właśnie
mi zarzygał tapicerkę. Wisisz mi obiad w dobrej restauracji. Odstawiam go do
was, rano może go nie być, bo będzie mi samochód sprzątał. Nie martw się, Rosie
i idź już spokojnie spać. Buzi xx.”
No pięknie. Mój głupi, pijany mąż.
Mario chyba faktycznie
był dość zły za ten samochód. W końcu samochód to jak ukochane dziecko.
„Dziękuję ci! <33
Niech sprząta. Należy mu się. Dobrej nocy. x.”
Mogłam już zasnąć spokojnie. Prawie. Z lekkimi obawami przed
jutrzejszą konfrontacją.
***
Na śniadanie zjadłam przepyszną jajecznicę zrobioną przez blondyna. Nie miałam ochoty na kawę, moje ciśnienie wystarczająco już
skakało. A jakiś wewnętrzny głos mi mówił, że jeszcze dzisiejszego dnia mi
podskoczy bardziej. Jakie mój mąż zapewnia mi przewidywalne życie.
Zielona herbata była
przepyszna i poprawiła mi choć na chwilę humor. Dochodziło już prawie południe, trochę nam się pospało.
Ani Mario ani Ann się nie odzywali. Marco pewnie albo leczył kaca życia albo
robił w uroczym fartuszku z falbankami za sprzątaczkę w samochodzie Mario. Ja
wiedziałam, że brunet mu tego samochodu nie daruje. Ani ja. Niech ma karę.
-Mógłbyś mnie odwieźć? Miałbyś teraz chwilę?
-Nie wiesz, teraz będzie leciał mój ulubiony film no i
wiesz, Rose, no nie bardzo. –powiedział wzruszając ramionami przepraszająco i
wstał od stołu ze swoim talerzykiem. Zupełnie odebrało mi mowę.
Kiedy jednak odłożył naczynie do zmywarki ryknął głośnym
śmiechem.
-Gdybyś ty widziała swoją minę! –roześmiał się jeszcze
głośniej łapiąc za brzuch.
-Menda.-uśmiechnęłam się i odniosłam także swój talerzyk.
-To nie zadawaj głupich pytań. –uśmiechnął się szczerze i
poczochrał moje włosy. –Jeszcze ja się
przebiorę i zaraz jedziemy.
-Super, dzięki. –uśmiechnęłam się i zaczęłam szukać swojego
grzebienia w torbie. Znów układanie włosów.
Zwilżyłam szczotkę w kuchni i zaczęłam przeczesywać dopóki
nie były idealnie proste. Gdyby nie André pewnie by już takie pozostały.
-Jestem. A ty?
-Ja tak, moje włosy nie. Dzięki blondasku. –westchnęłam i
ruszyłam do drzwi frontowych. –Idziesz?
-Idę, idę. Ładnie wyglądasz.
-Na razie robię za Piękną, Bestią będę jak dorwę mojego
męża.
-Takie nastawienie mi się podoba.-roześmiał się i przepuścił
mnie w drzwiach.
Wsiedliśmy do jego samochodu. Za pomocą pilota brama się
otworzyła wypuszczając nas na drogę. Słońce świeciło, jednak wiedziałam, że
zbliża się ochłodzenie i zerwanie pogody. W końcu zaczynał się
wrzesień.
-Plany na dzisiaj?
-Po południu mam trening. Mam lekkie problemy z plecami,
więc będę miał indywidualny…razem z twoim mężem. Znów będzie na mnie patrzył
jakbym mu kotka zabił.-zaśmiał się pod nosem i ruszył na zielonym świetle.
-Jest mi naprawdę przykro, że to wszystko tak odbiło się na
waszej przyjaźni.
-Daj spokój, Rosie. Nawet nie próbuj się za to obwiniać. To
Reus jest palantem, że nie umie się z tym pogodzić.
-Obiecuję, że nie pozwolę, żeby nasza przyjaźń była przez
niego zniszczona.
-Nie pozwolę na to. Nie martw się. –uśmiechnął się i złapał
mnie za rękę. Trochę dziwne. I nie wiem nawet czy przyjacielskie.
Przez resztę drogi się nie odzywaliśmy. Patrzyłam przez okno
rozpoznając coraz bardziej okolicę. W końcu dotarliśmy i na Phoenix See. Dużo
ludzi już tam spacerowało. Pełno młodych mam z wózkami albo z biegającymi
maluchami. Uśmiechnęłam się na ten obrazek. To piękna okolica, idealna na
rodzinne spacery.
André wjechał na osiedle i zaparkował tuż koło mojej klatki.
Puściłam jego dłoń i chwyciłam moją torbę z tylnych siedzeń.
-Naprawdę, nie wiem jak ci dziękować. Cieszę się, że mam
takiego przyjaciela jak ty.
-Żaden problem, mała. Jeśli nie masz dalej siły albo coś
pójdzie nie tak to zadzwoń do mnie, będę raczej u siebie w domu skręcał resztę
rzeczy.
-Jasne. To ja lecę, jeszcze raz dziękuję. –uśmiechnęłam się
i nachyliłam w jego stronę delikatnie przytulając.
Tuż po chwili wyskoczyłam z samochodu i poszłam do klatki.
Wpisałam kod domofonu i przeszłam w stronę wind. W myślach miałam nadzieję, że
Marco może jest u Mario. Raptem moja energia jakby wyparowała.
Przed drzwiami stanęłam próbując wygrzebać z torby klucze.
Jak zawsze umiałam je zapodziać. Ze zdenerwowaniem położyłam torbę na
wycieraczce, żeby ułatwić sobie szukanie. Równocześnie, kiedy poczułam klucze
pod palcami dojrzałam wystający spod wycieraczki czubek białej koperty.
Wyciągnęłam klucze i tą samą ręką złapałam kopertę…która była zaadresowana do
mnie. A właściwie widniało tylko na niej moje imię naklejone na wydrukowanej
karteczce. Wrzuciłam ją niedbale do torby i powróciłam myślami do mojego
starcia z Marco.
Wchodząc do mieszkania o mało nie potknęłam się o
porozrzucane butelki piwa w salonie, w tym jedna rozlana po parkiecie. No
świetnie. I jeszcze ten okropny smród. Kładąc torbę na komodę pobiegłam do
kuchni po ręcznik papierowy, żeby ratować parkiet. Jak można tak go zniszczyć.
Nie zaskoczyło mnie, kiedy w kuchni zastałam pełno potłuczonych szklanek z
wczorajszego pobojowiska. Jasne, Rose będzie sprzątać.
Wytarłam podłogę i wyrzuciłam papier do kosza. Zapach piwa
był dla mnie obrzydliwy. Skierowałam się na górę, bo wyczuwałam, że Marco może
mieć takiego kaca, że jeszcze się nie podniósł z łóżka. Oj, my już się
policzymy.
Weszłam do naszej sypialni. Od kiedy byłam jasnowidzem?
Pierwsze co, to uderzył mnie okropny zaduch. Zasłony szczelnie zasłaniały okna
i blokowały promienie słoneczne. Tak się nie będziemy bawić.
-Marco, wstawaj. Już południe. –powiedziałam głośno i
odsłoniłam energicznie zasłonki. –Wstawaj, słyszysz?-powtórzyłam
i otworzyłam na oścież oba skrzydła okna. Z łóżka usłyszałam odgłos jakiegoś
warkotu, szmeru, piszczenia i kołatania starego traktora. Oczywiście jak mogłam
się domyśleć, te dźwięki wydobywały się z gardła mojego małżonka.
-Budzimy się. – powiedziałam stając nad naszym łóżkiem. On
jedynie przewrócił się zaspany na bok zasłaniając oczy od światła.
O nie. Chwyciłam kołdrę na jej brzegach i pociągnęłam z
całej siły w górę, żeby jak najszybciej ściągnąć go z łóżka. Pisnęłam niczym
nastolatka, kiedy zobaczyłam go kompletnie nagiego. Rzuciłam kołdrę na niego,
żeby go…przykryć.
Mój pisk wystarczająco go rozbudził, na jego ustach pojawił
się chytry uśmiech. Otarł oczy, przeczesał palcami swoje rozczochrane włosy.
-Nie przyzwyczaiłaś się, że śpię nago?-powiedział z zachrypniętym
głosem.
-Nie przyzwyczaiłam się do ciebie pijącego i szlajającego
się po nocach nie wiadomo gdzie. I takiego chama i prostaka jakim byłeś
ostatnio. I nie myśl sobie, że ja będę sprzątać.
-Rose… -powiedział wygrzebując się spod kołdry. –Przepraszam
za tamto. Naprawdę. Nie miałem prawa tak robić. Ani później tak się zachować.
Ale ty też powinnaś być bardziej wyrozumiała i nie zwiewać.
-Cieszę się, że rozumiesz. I nie chodzi tylko o to, że rano
nie powiedziałeś gdzie idziesz tylko głównie o poprzedni wieczór. Wiem, że
drażni cię jak tak mówi, ale wtedy naprawdę dałeś mi znaki, żeby tak się
poczuć. Brakowało tylko pieniędzy na koniec.
-Wiesz, przecież…
-Przestań zakładać, że coś wiem. Rób tak, żebym nie miała
żadnych wątpliwości.
-Dobrze, będę nieomylny.
-Marco.
-Rose.
-Ubierz się.
-Nie. Najpierw porozmawiamy. –powiedział pewnie stając
naprzeciw mnie. Zaśmiałam się. Miałam już ochotę wyjść.
-W takim razie ja nic nie mam do powiedzenia. Ogarnij się i
jedziesz do Mario czyścić mu samochód. A potem czeka cię salon i kuchnia.
–powiedziałam wychodząc z sypialni, aby też podkreślić moje słowa pięknie
trzasnęłam drzwiami. Cudownie.
Zabrałam moją torbę z ubraniami, część w nich wrzuciłam do
pralki i nastawiłam pranie. Uczesałam też włosy w warkocz, żeby mi nie
przeszkadzały. Bo może bitwa się skończyła ale nie wojna.
Kiedy wniosłam torbę z rzeczami do mojego starego pokoju
usłyszałam pukanie do drzwi. Lepiej, żeby był już ubrany.
-Mogę?-powiedział wychylając głowę przez drzwi.
-Ubrany?
-Tak. –powiedział delikatnie się uśmiechając a po chwili
znów przybrał poważną minę wchodząc do środka. –Posłuchaj, Rose. Popełniłem
błąd i postaram się więcej tego nie robić. Ale i ciebie proszę o trochę więcej
cierpliwości.
-W porządku. –kiwnęłam głową z wytchnieniem.
-Martwiłem się. Nie wiedziałem gdzie jesteś, zwłaszcza,
kiedy nie wróciłaś na noc.
-To nie powód, żeby zalewać się w trupa. Mówisz, że kariera
jest dla ciebie najważniejsza, a z pewnością twój trener byłby niezadowolony z
czegoś takiego.
-Wiem. Mój błąd i więcej tego nie zrobię. Gdzie byłaś?
Dzwoniłem gdzie tylko mogłem, Mario mi pomagał. Musiałaś jeszcze wyłączyć ten
cholerny telefon.-westchnął ściskając pięść i oparł się o drzwi. Poprawiłam się
na łóżku i przekrzywiłam głowę na bok.
-Nie musiałeś się martwić. Byłam u André. Nie odeszłabym
daleko, nie znam nikogo w tym mieście poza twoimi kolegami z klubu.
-Sukinsyn. Mówił, że nie ma cię u niego.
-Spokojnie. To ja go o to prosiłam. –powiedziałam broniąc
blondyna mówiąc delikatną półprawdę. W prawdzie on sam o tym zdecydował, jednak
zgodziłam się na to. –Nie miej mu tego
za złe.
-Jak mam mu tego nie mieć za złe? Jesteś głupia czy ślepa,
Rose? –podszedł do mnie z wyrzutem –On się do ciebie ślini jak pies. Tylko
czeka na pierwszą lepszą okazję, żeby cię przelecieć. O ile już tego nie
zrobił!
-Nie mów tak! –zaprzeczyłam wstając. Naprawdę z kłótni na
kłótnię? Gdyby ktoś jeszcze nie wiedział co to małżeńskie niedopasowanie to
zapraszam do naszej uroczej patologii. –Nic nie wiesz. Nic.
-Nawet nie wiem, czy chcę cokolwiek kurwa wiedzieć!
–krzyknął i kopnął z całej siły łóżko, które z łoskotem uderzyło o ścianę. A ja
zaczęłam się bać. Miałam nadzieję, że nie jest w stanie mnie uderzyć. Nie on.
Wierzyłam, że na tyle się ogarnie.
-Wyjdź. –powiedziałam cicho. –Wynoś się z tego mieszkania,
idź się przewietrz, pomóż Mario, cokolwiek. Nie chcę cię widzieć.
-Jasne, zadzwonić do twojego gogusia, że chata wolna i może
przyjść, bo moja żona czeka?
-Wyjdź. –powtórzyłam czując zbierające się łzy pod
powiekami.
-Albo powiedz. Kto lepszy w łóżku?-zapytał zirytowany. Jego
oczy przybrały czysto czarny kolor.
-Nie przespaliśmy się. Marco uspokój się. I nie życzę sobie,
żebyś na mnie krzyczał.
-Całowaliście się?-drążył temat. Przygryzłam wargę zębami i
próbując powstrzymać szloch. Gdzie był mój Marco? Ten w którym się
zakochiwałam? Ten, przez którego widok się zawsze uśmiechałam? Bo tego szczerze
nienawidziłam. Nie chciałam go. Odrażał mnie.
Po chwili mojego milczenia z jego ust padło głośne
przekleństwo, a następnie stałam już sama w pustym pokoju ogłuszona od trzasku
drzwi.
Wróciłam na moje dawne łóżko i skuliłam się pozwalając sobie
na danie upustu swoim emocjom. Potrzebowałam przytulenia. Żeby ktokolwiek mi
powiedział, że będzie dobrze. Podeszłam jeszcze do torby biorąc telefon i nie
myśląc więcej zadzwoniłam do Ann.
Czekałam równe sześć sygnałów, a kiedy już miałam się rozłączyć
usłyszałam dość dziwny głos Mario.
-Tak?-powiedział a w tle słyszałam jakiś szum.
-Przeszkadzam?-zapytałam próbując z wszystkich sił, by mój
głos nie załamywał się aż tak bardzo. Wyszło to dość dziwnie.
-Nigdy, mała. Czekaj, wszystko w porządku?-zapytał
odchrząkując.
-Nie, nic. Nie przeszkadzam. Jest ok.
-Rosalie. Ty płaczesz. –powiedział poważniej, a po chwili
szum ucichł. W tle usłyszałam niewyraźny głos Ann.
-Tak.-powiedziałam i rozhisteryzowałam się jak mała
dziewczynka. Kolejne napady płaczu, ciągnięcie nosem i prawie krztuszenie się,
i to wszystko koło słuchawki. Po drugiej stronie nie słyszałam odpowiedzi
Mario. Nie wiedziałam, co się dzieje, czy zawiesił połączenie. Chciałam
zapytać, jednak mój głos odmówił posłuszeństwa. Nie mogłam wypowiedzieć ani
jednego słowa.
Leżałam tak płacząc ponad pięć minut. Po drugiej stronie
słyszałam jakieś szuranie, a po chwili usłyszałam ciepły głos Ann.
-Kochanie, jesteś w
domu?
-Tak. –powiedziałam cicho ocierając niezdarnie oczy.
-Jeśli chcesz, możemy
być na łączu ale właśnie wsiadam z Mario do auta i będziemy zaraz u ciebie.
-Ale..
-Nie ma ale. Poczekaj.
–powiedziała i usłyszałam kolejne szmery. I jej głos. „Kochanie, mój samochód, ja kieruję”. Na moich ustach pojawił się
krzywy uśmiech. Moja zbuntowana Ann. „Pożałujesz”.
–Już jestem, rybko. –wróciła do
telefonu.
-Dziękuję. –powiedziałam drżącym głosem i wzięłam głęboki
oddech.
-Nie masz za co. Miśka,
nie ma korków będziemy za dziesięć minut. –usłyszałam głos Mario. Nie
zasługiwałam na nich. Byli niesamowitymi osobami.
-Jesteście wspaniali.-powiedziałam podnosząc się lekko na
łóżku. Wlazłam pod kołdrę, która od zawsze dawała mi pewne poczucie bezpieczeństwa.
-Ty jesteś wspaniała. –odpowiedział
brunet.
-Dobrze, że do nas
zadzwoniłaś. –dodała modelka.
-Przepraszam, że…
-Nie masz za co
przepraszać. Zaraz będziemy przy Phoenix.
-Pójdę się ogarnąć. Wyglądam jak zombie. –powiedziałam i
rozłączyłam się.
Wstałam z łóżka i poszłam wolno do łazienki. Polałam sobie zimną
wodę na twarz i wytarłam ręcznikiem.
Oparłam się o umywalkę i spojrzałam na swoją cholerną
obrączkę. Co się stało z moim Marco?
Po niedługim czasie usłyszałam dzwonek domofonu. Zeszłam po
schodach na niższy poziom mieszkania, gdzie nadal panowało naczyniowo-butelkowe
pobojowisko.
Kiedy otworzyłam drzwi i zobaczyłam za nimi zmartwionych Ann
i Mario od razu rzuciłam się im w ramiona. Cieszyłam się, że są.
-Wejdźcie do środka, tylko uważajcie pod nogi. –powiedziałam
wpuszczając ich do mieszkania.
-Wow. –stwierdziła Ann rozglądając się dookoła. W jej ślady
poszedł Mario z niezbyt zaskoczoną miną.
-W nocy to wyglądało lepiej. –stwierdził z przekąsem brunet.
–Chodźmy na górę.
Przeszliśmy do mojej sypialni. Ann usiadła ze mną przy
oparciu łóżka i przytuliła mnie mocno. Mario usiadł naprzeciwko nas nic nie
mówiąc.
-Oskarżył mnie, że zdradziłam go z André. Pytał kto lepszy.
Krzyczał na mnie.. I bałam się go, wtedy jak za pierwszym razem. Jak był taki
zimny… Nie wiem co się z nim dzieje. Nie chcę takiego Marco. On nie jest moim
mężem. Nie takiego poślubiłam. –powiedziałam ściszając głos.
-Oh, Rose..-szepnęła Ann i mocniej otoczyła mnie ramionami.
Ucałowała mnie w głowę otarła palcami moje mokre od nowych łez policzki.
Poczułam jak Mario podnosi się z łóżka ale nie widziałam co robi. Potrzebowałam
papierosów. Naprawdę dawno ani jednego nie miałam w ustach. I nie zwracałam na
to uwagi do teraz. –Nie zasługujesz na takiego
palanta.
-André mnie pocałował. Ja byłam w szoku, nie rozumiałam co
się dzieje. On się we mnie zakochał a ja mu powiedziałam, że nie mogę. Bo mam
Marco. I on chciał mnie pocałować ale się nie zgodziłam. Nie zgodziłam, Ann.
Wiem, że pocałunek to zdrada i mam do siebie o to żal, ale…
-Wiem, wszystko wiem. –powiedziała uspokajająco głaszcząc
mnie po plecach. –To nie twoja wina.
Siedziałyśmy tak w ciszy dopóki nie usłyszałyśmy obie
zapinania zamka. Podniosłam wzrok.
-Idziemy. –oznajmił Mario trzymając w ręku moją torbę, którą
miałam spakowaną u André.
-Jak..idziemy?
-Tak. Nie pozwolę ci tu zostać, zamieszkasz u nas, dopóki
lama nie będzie się przed tobą płaszczyć. Spakowałem twoje rzeczy.
-Dziękuję, Mario. –wstałam z łóżka i podeszłam go przytulić.
–W ogóle.. Czemu macie mokre włosy?
-Bo braliśmy..prysznic. –powiedziała Ann a jej policzki
przybrały czerwony kolor.
-Oh… Przeszkadzałam.
-Chodź już lepiej. –zaśmiał się Mario i pociągnął mnie za
rękę na korytarz.
Zapakowaliśmy się do samochodu i ponownie pojechaliśmy na
osiedle Mario. Małżeństwo to stabilizacja? Ja ostatnio coś żyję na walizkach. I
niech Marco znów mi nie mówi, że uciekam przed problemem jak było z André. Bo
po pierwsze, teraz naprawdę przesadził a ja byłam na skraju załamania. A po
drugie, to Mario mnie zabrał.
Położyłam głowę na ramieniu Ann, która usiadła ze mną, żebym
nie musiała jak ten wyrzutek siedzieć sama na tyłach.
-Musimy pójść razem na imprezę. Potrzebujesz luzu i
rozrywki. –stwierdziła pewnie Ann uśmiechając się.
-W porządku. –zgodziłam się dość niepewnie.
-Nie wrócisz szybko do niego, Rose. Wiem, że to twoja
decyzja ale ja ci nie pozwolę łatwo się ugiąć. Jesteś dla niego za dobra i on
nie zasługuje dla ciebie. Musi się tym razem naprawdę nagimnastykować.
-Popieram Ann! –wtrącił się Mario, który dotychczas nie
wtrącał się do naszej rozmowy. Był naprawdę aż nienaturalnie cichy i spokojny.
Coś było nie w porządku. Na dobrą sprawę to wszystko było nie w porządku, ale u
Mario to wyjątkowo rzadkie.
W mieszkaniu pary mogłam rozpakować się do nowej szafy,
która docelowo miała znajdować się w nowym domu. Już niebawem mieli się
przecież przeprowadzać. Ann poszła do kuchni gotować a Mario przepraszając nas
poszedł do sypialni zamykając za sobą drzwi z delikatnym trzaśnięciem.
Wiedziałam co musiałam zrobić. Nogi poniosły mnie za nim.
Zapukałam do drzwi, jednak nie otrzymałam żadnej odpowiedzi.
Otworzyłam drzwi sama. Mario stał oparty o parapet ze spuszczoną głową.
-Mario..-zaczęłam cicho. On się jednak nie odwracał.
Zaczęłam powoli do niego podchodzić. Jak byłam już blisko zobaczyłam jak brunet
pociera dłonią oczy i powoli się odwraca. Od razu wychwyciłam, że jego oczy
były zaczerwienione. Mój kochany Mario. Sama zaczęłam płakać i od razu
przytuliłam się do niego. Mario mocno objął mnie i pozwolił się oprzeć o jego
bark.
-Tak mi przykro, Rose. To nie jest ten Marco. Ja nie wiem
zupełnie co się dzieje…
-Mario..-westchnęłam podnosząc głowę i ocierając łzy z
policzków. Nie wiedziałam co powinnam mu powiedzieć.
-Wiem, że na urlopie…relacja między wami się bardziej
zacieśniła, więc może wiesz czego to jest przyczyną..
-Na Kubie wszystko było bajkowo. Obyło się prawie bez
kłótni, ale to była moja sprawka. On był taki… Spokojny, naturalny… A teraz? Ja
się go wtedy naprawdę bałam. A to jest mój mąż. Mąż. Nie takiemu Marco mówiłam
„tak”.
-Nie wiem jak mam z nim rozmawiać. Może woli rozmawiać z
tobą, ale ja naprawdę się martwię.
-Posłuchaj. –zaczęłam ciągnąc go, żebyśmy mogli usiąść na
łóżku. –Chcę, żebyś wiedział, że nigdy
ale to nigdy nie zastąpię Marco ciebie. Nigdy. I nigdy nie stanę wam na drodze,
bo uwielbiam i cenię waszą przyjaźń, choć niewiele razy was razem widziałam. Ale
widziałam między wami ogromną miłość. Ogromną miłość. Jak brat z bratem.
-Rosalie. Nie każ mi ryczeć.
-Nie robię tego. Ale musimy działać razem i być przy nim. Na
dobre i złe.
-Ann miała rację, masz za dobre serce. Najpierw jednak musi
trochę pocierpieć, niezależnie co z nim ale to co zrobił tobie.. Musi
zrozumieć, przeprosić i to skutecznie. Potem możemy mu pomóc. Ale. Sam uznam,
czy cię wystarczająco przeprosił, ok?
-Jesteś naprawdę wspaniałym przyjacielem i niesamowitą
osobą. Nie przypuszczałam, że wiesz… Piłkarze mogą być normalni.
-Nie uważam się za normalnego!-roześmiał się Mario obejmując
mnie opiekuńczo ramieniem –Przykro mi, skarbie, ale ty też nie. Lama trafił na
za wielki skarb.
-Ale wiesz o co mi chodzi.
-Wiem, doskonale wiem. Muszę iść na trening, pewnie się
jeszcze po nim zobaczymy, chyba że coś z chłopakami zaplanujemy. Ale nie jadę
do Reusa. To tak już na zapas, baw się dzisiaj dobrze z Ann.
-Postaram się. Dziękuję za tą rozmowę.
-Ja bardziej.-uśmiechnął się podnosząc z łóżka i pocałował
mnie w głowę.
-Jesteś najlepszym przyjacielem pod słońcem, Mario.
-Wiem, mała. –uśmiechnął się szeroko i poszedł wybierać
rzeczy z szafy. I mój humor już się poprawił.
~~~
Witam po dłuugiej przerwie! Czy ktoś jeszcze został?
Ogromnie cieszę się, że przybyło też nowych czytelników-mam nadzieję, że Wam się tu spodoba i zostaniecie na dłużej!💕
Cieszę się, że w końcu wracam. Za mną ciężki miesiąc.. Wiele osiągnięć z teatrem szkolnym-wygraliśmy konkurs wojewódzki!
Co więcej-zdałam!😃 Z ocenami takimi jakimi zakładałam, że chciałabym mieć. Wywalczone!
No i chyba najważniejsze dla mnie-udało mi się podtrzymać wspaniałą relację, o którą bałam się, że po zakończeniu roku i szkoły nie przetrwa..przetrwała. I druga z resztą też, naprawdę..nie wierze, że wszystko ułożyło się tak po mojej myśli.
Obawiam się jedynie czy zdążę z rozdziałami, nie chcę już poślizgów ale mam (jeszcze) kolejną komplikację-rehabilitacja i przeprowadzka..w domu jestem gościem,ostatnio tylko nocuję.. Muszę znaleźć chociaż minutę, żeby pisać, bo mam tyyyyle pomysłów!🙊 Potrzeba mi waszej komentarzowej motywacji, bo mi mocno tego brakowało przez ten caały czas.
Zaraz notka będzie dłuższa niż cały rozdział, więc jeszcze chciałabym Wam życzyć wspaniałych, bezpiecznych wakacji, dużo odpoczynku, pięknej pogody i relaksu!
Za tydzień następny!
Ściskam mocno!💖🌷🌞
Na razie napiszę tylko jedno: zawsze potrafisz mnie zaskoczyć. - footballove
OdpowiedzUsuńPo pierwsze to bardzo, bardzo się cieszę, że wrociłaś. Strasznie tęskniłam i nie mogłam się doczekać. Ale ten Marco tajemniczy... ludzie nie zachowują się w ten sposób bez powodu... I na pewno jest jakaś przyczyna takiego zachowania u Marco. Bardzo ciekawi mnie co to za kopertę znalazła i kto wiedział gdzie ją zaadresowac.... No bo przecież ich ślub to nie była jakaś głośna sprawa. Andre irytuje ale sprawia, że to opowiadanie jest jeszcze ciekawsze więc dobrze, że jest! :D Mario to (w rzeczywistości już nie pulpecik! Strasznie się cieszę że mu się poprawia, no i zaręczyny z Ann... Bravo Mario) to taki chłoptaś do przytulaniaaaaaaa. Uroczy. Kocham go. No i przede wszystkim to ja również życzę Ci wymarzonych wakacji! Odpoczywaj i dużo weny! Buźka! Czekam niecierpliwie na 21.
UsuńWspaniale ze znow jestes z nami :) gratuluję sukcesów i również życzę udanych wakacji :) wprawdzie liczylam ze po przerwie będzie dlugasny rozdzial ale taki tez jest super ;) a ten Marco to chyba zwariowal! Okropny cham i prostak sie z niego zrobil. Za to Ann i Mario sa cudowni, szczególnie Mario jest taki uroczy :) dobrze ze Rosalie ich ma :) czekamy na więcej :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję!❤❤❤ Na długaśny też przyjdzie czas. Ten jest jeszcze z serii pisana przed przerwą i "na szybko".. chociaż.. 11 stron Worda, to nie tak znowu mało haha!
UsuńBuziaki😘
Rozdział wspaniały ale Marco to nie ten sam którego poznawaliśmy,ale z drugiej strony Rose nie musiała całować Andre, dobrze że wokół siebie ma przyjaciół, którzy wspierają ją na każdym kroku. Coś czuję że następny rozdział będzie pełen emocji, oby Marco pokazał Andre gdzie jest jego miejsce w szeregu, oraz że jego Rose jest tylko jego. Bardzo dobrze że wreszcie wróciłaś do nas,z niecierpliwością czekam na kolejny rodział. Udanych wakacji życzę wszystkim :* <3. Buziaki
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńNo i przeczytałam wszystkie :D Zostajeee tutaj,jakoś nie mogłam sie przekonac do opowiadań z piłkarzami,ale Tobie to się udało :D
OdpowiedzUsuńMarco świetny facet ! :)
Czekam na kolejny rozdział :)
Poinformuj mnie o rozdziale na moim blogu http://wojnamiloscsmierc.blogspot.com/
Pozdrawiam :)
~And nobody loves you, baby, the way I do, It's been so long, it's been so long, maybe we're fireproof, 'Cause nobody saves me, baby, the way you do.~
OdpowiedzUsuńTen cytat z każdym rozdziałem nabiera nowego/większego znaczenia! Uwielbiam. Świetne opowiadanie.
Kochana, nawet nie wiesz, jak bardzo czekałam na ten rozdział! :D Tak się cieszę, że wróciłaś. <3
OdpowiedzUsuńMarco znowu zachował się jak cham i prostak, ale mam nadzieję, że w końcu przejrzy na te swoje śliczne oczka i będzie błagał Rose o przebaczenie. Mnie się wydaje, że on po prostu nie może się pogodzić z tym, jak ważna stała się dla niego Rosalie i to dlatego tak reaguje. No, ale zobaczymy. Czekam na next, kochana! ;*
Po tym ślubie i miłości zapomniałam, że to już nie jest ten sam Reus od Ingi który blagałby na kolanach o przebaczenie Ale ten krnąbrny, cyniczny dupek Reus. Co poradzić na to, że kobiety kochają łobuzów... Bo ja tego Reusa lubię jeszcze bardziej niż tamtego po mimo wszystko. Wiedziałam, że po tej sielance zwalisz nam coś dużego na karki. :D i tak też się stało. Uwielbiam to opowiadanie, kocham. Nie mogę doczekać się nowego rozdziału. Cieszę się że wrocilas.
OdpowiedzUsuń