sobota, 4 lutego 2017

Trzy



Kiedy drzwi się otworzyły stanęłam w miejscu jak wryta. Dokładnie jak i właściciel mieszkania. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Zupełnie. Był ostatnią osobą, jakiej się teraz spodziewałam.

-I to ja mam zapędy prześladowcze?-zaśmiał się pięknooki blondyn. Był przebrany w normalny strój. Jeansowe, ciemne rurki i materiałową bluzę czarno-żółtą z napisem „Borussia Dortmund”. Kibic. Może szedł na mecz…ale jakim cudem, skoro kilka godzin temu wziął ślub? Chciałam zobaczyć, czy ma obrączkę, jednak prawą ręką trzymał drzwi od środka.

-Cześć, Marco…
-Znacie się z Rosalie? To ten, o którym mówiłaś, że zgasił ci papierosa? –dopytywał się wyraźnie zaskoczony André
-Nie, nie Rosalie. Ruby. –zmarszczył tym razem brwi Marco.
-Oba poprawne. –wyjaśniłam –I tak… To ten. –powiedziałam lekko zmieszana zaistniałą sytuacją.
-Dobra, wchodźcie, nie będziemy stać w drzwiach. –zaśmiał się właściciel mieszkania i wszedł do środka.
Zabrał ode mnie plecak i położył w przedpokoju. Zaprosił nas na duże kanapy w przestronnym salonie. Przepiękny widok na miasto można było dostrzec za wielkim oknem, które sięgało od sufitu aż do podłogi. Z tyłu był duży aneks kuchenny z miejscami przy wyspie na wysokich krzesłach. Całe wnętrze było urządzone bardzo surowo, ale nowocześnie. W bardzo męskim stylu. Głównie przeważała kolorystycznie biel i szarości z odważniejszymi, kolorowymi dodatkami. Największe wrażenie na mnie zrobiły zdjęcia oprawione w mocne, szerokie ramki w kolorach czerwonym, żółtym i czarnym. Aż chciałam podejść i zobaczyć co przedstawiają fotografie.
Usiadłam jednak na wielkiej kanapie, koło mnie André.

-Chcecie coś do picia?
-Wody, jeśli mogę.
-Zrób jej coś do jedzenia. Nie jadła prawie nic cały dzień ani nie piła. –wtrącił się André. Marco spiął wargi w niezadowoleniu i zgromił mnie wkurzonym spojrzeniem.
-Ja… Nie musisz nic…
-Jeszcze powiedz, że nie jesteś głodna. –powiedział niezadowolony i poszedł do kuchni. Nie powiedziałam nic. 
Rzuciłam André niezadowolone spojrzenie. Miałam mieszkać u Marco a przez niego czuję się jakbym go wykorzystywała. Zwłaszcza, że już dzisiaj raz kupił mi jedzenie. Z André w ogóle się do siebie nie odzywaliśmy. Byłam cholernie zawstydzona i zażenowana. Nigdy nie prosiłam kogoś o pomoc. Nikogo obcego. Nie znałam ich, nie wiedziałam, kim byli, coś jednak mówiło mi, że mogę im zaufać. Nie wiem, jakim cudem kwadrans później dostałam przed nosem ciepły obiad. Kaszę, gulasz i surówkę z czerwonej kapusty.

-Dziękuję. –powiedziałam czując napływające łzy do oczu. Może i go nie znałam, ale już wiedziałam, że był cholernie dobrym człowiekiem. Kto by wziął do swojego mieszkania i to tak bogato urządzonego zupełnie obcą osobę?
-Na zdrowie. –uśmiechnął się szczerze i usiadł z boku na fotelu. Ukroiłam kawałek mięsa i włożyłam do ust. Aż zamknęłam oczy. Byłam szczęśliwa, że mogłam zjeść dobry, normalny posiłek, bardziej odżywczy od hot-doga. 

–Pyszne, sam robiłeś?
-Nie, mama zostawiła jakiś czas temu to w zamrażarce. Stwierdziła, że Scarlett mnie źle odżywia. –na jego ustach pojawił się szczery uśmiech. –Oczywiście zamierzała mnie tym utuczyć. –zatrzymał się spoglądając prosto w moje oczy - Nie patrz na mnie. Jesteś tak chuda, że ci nie zaszkodzi. –zaśmiał się a ja przełknęłam kolejny kęs z uśmiechem.
-Mówiłem, że świat jest mały. –zaczął André. –Czekaj, czekaj. To ty się z nią spotkałeś wtedy na górce, Woody?
-Tak się złożyło. Świat jest mały. –odpowiedział mu z uśmiechem patrząc na mnie jak jem. Trochę mnie to krępowało, jednak nie przejmowałam się tym aż tak, bo byłam wściekle głodna. Po kilku minutach zostało jedynie pół talerza. Byłam głodna.

-Naprawdę mogę tu zostać? Jutro rano już mnie nie będzie. Postaram się znaleźć coś innego.
-Możesz tu zostać tyle, ile będziesz potrzebowała. Nie mieszkam tu, mieszkanie stoi puste.
-Mówisz to przez grzeczność, czy szczerze? Posłuchaj, za trzy dni znajdę pracę. Jak choć trochę zarobię to za tydzień już mnie tu nie będzie. Może być, że na tydzień?
-Rosalie, możesz i pół roku. A czemu trzy dni?
-Za trzy dni mam urodziny. Mogę się legalnie zatrudnić…


-Przepraszam na chwilę, muszę odebrać. –przerwał André wyjmując swój telefon z garniturowych spodni. Wyszedł gdzieś za kuchnię i mogłam sobie rękę uciąć, że wchodził po schodach. Cholera, dwupoziomowe mieszkanie? Oboje muszą nieźle zarabiać.


-Będziemy musieli pogadać. –powiedział Marco. Zaniemówiłam przez chwilę jednak zostałam uspokojona przez jego opanowane, błękitno-zielone oczy. Kiwnęłam głową i kończyłam posiłek. Siedzieliśmy w milczeniu. Kiedy już zjadłam ostatni kawałek mięsa odłożyłam razem sztućce i chciałam odnieść, jednak Marco wyrwał się i zabrał pierwszy.

-Słuchajcie, muszę się zbierać. Obiecałem Aubie, że zostanę z Curtysem, bo z Alishą wychodzą. Naprawdę obiecałem, Ruby, przepraszam. Marco jest całkiem spoko, jesteś w dobrych rękach. Odwiedzę cię jutro.
-Dziękuję André za wszystko. –uśmiechnęłam się podnosząc z kanapy i przytuliłam blondyna. Pocałowałam go w policzek na do widzenia i przesunęłam się, żeby zrobić miejsce dla Marco, który objął go po kumpelsku klepiąc po plecach.


Kiedy już opuścił mieszkanie czułam się jak na przesłuchaniu albo na egzaminie. Usiadł na kanapie na przeciwko mnie.

-Uciekłaś od rodziców?-zapytał bezpośrednio
-Nie chciałabym o tym mówić.
-Mogę mieć przez ciebie problemy. Nie wiem skąd jesteś, kim jesteś.
-Jednak pozwoliłeś mi się tu zatrzymać…
-Ufam André, on ma nosa do ludzi.
-Zaufaj mi. Tak jak zaufałeś mi wtedy mówiąc o problemach.
-To dwie różne sprawy.
-Nie wziąłeś ślubu. –powiedziałam bezpośrednio w takim samym stylu jak on. Zaobserwowałam, że jednak nie miał żadnej obrączki na palcu.
-Nie, nie wziąłem. Odłożyłem w czasie. Nie mówimy o mnie.
-Jesteś bezpieczny. Nie chcę poruszać tematu mojej historii. Mój chłopak dzisiaj zginął w wypadku. Mam zbyt wiele wyrzutów sumienia, że go tam zostawiłam mimo tego, że mnie o to prosił. Zbyt bardzo to mnie boli. Proszę cię. Zaufaj mi na tyle. Pozwól mi zasnąć, pozwól mi się uspokoić, pozwól mi oddychać.
-Rosalie…
-Ruby.
-Masz na imię Rosalie, więc tak się do ciebie zwracam.
-Nie lubię tego imienia.
-Jest piękne. Rosalie. Podoba mi się. Na górze pierwsze drzwi to łazienka. Kolejne, tuż obok to gościnny- twoja sypialnia. –oznajmił uśmiechając się do mnie.
-Dziękuję, Marco. Za wszystko. Wiem, że może robisz to wbrew sobie, jednak nie pożałujesz. Nie zawiedziesz się na mnie.
-Dobranoc, Rose.



***




Kiedy weszłam do łazienki od razu zdjęłam wybrudzone jeansy i przełożyłam je na ogromnej wannie. Łazienka jak i reszta mieszkania była bardzo spektakularna. Czarne kafelki i wręcz ogromny żyrandol z kryształami zwisający z sufitu. Jeśli on sam to wybierał, to chapeau bas.
Gdy zdejmowałam akurat t-shirt przez głowę usłyszałam pukanie do drzwi. Zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować otworzyły się.

-Ups! –uśmiechnął się Marco zastając mnie w samej bieliźnie. Co prawda lubiłam swoje ciało i nie miałam się czego wstydzić, jednak ta sytuacja była dość inna. Może to dziwne, że wiele dziewczyn miało dużo kompleksów, ale mi się poszczęściło. Nie tyłam genetycznie, nie narzekałam na malutki biust ani na zbyt wielki. Moje nogi były dość długie i zgrabne. Nie lubiłam ćwiczyć, nie ćwiczyłam i nie uważałam, że coś w tym temacie by się u mnie zmieniło. Miałam idealną wymówkę-geny i już nic więcej mnie nie obchodziło.
Jednak to, że Marco zastał mnie tak a nie inaczej wzbudziło we mnie poczucie wstydu i zażenowania. Pisnęłam niczym mała dziewczynka i próbowałam zakryć się t-shirtem. Blondyn zakrył oczy dłonią a drugą położył na pralce dwa ręczniki, a obok mój plecak, który musiałam zostawić. To by dopiero było, gdybym paradowała przez pół jego mieszkania w samym ręczniku.

-Dla ciebie.
-Dziękuję.-powiedziałam speszona. Odetchnęłam dopiero jak zniknął za drzwiami. 

Spojrzałam na siebie na lustro. Włosy w nieładzie jak na złość, bo rano przecież było w porządku, a na policzkach dwa wielkie czerwone rumieńce. Onieśmielał mnie. Był tak cholernie tajemniczy. Uparcie nazywał mnie Rosalie, no i Rose, choć tak jeszcze nikt nigdy mnie nie nazwał. I kurcze, podobało mi się to. Choć on sam był nadal dla mnie zagadką. Był idealnym w każdym aspekcie. Jak model. I miał tyle pieniędzy! To wręcz przytłaczające. Przecież nie może istnieć aż tak perfekcyjny facet. Chyba, że nie był perfekcyjny a ja dopiero się miałam o tym przekonać?
Rozwiązałam kitkę i zdjęłam bieliznę. Weszłam pod prysznic z letnią wodą. Chciałam dać początkowo zimną, żeby ochłonąć, jednak trochę dzisiaj przemarzłam i wolałam nie ryzykować. Woda obmywała moje ciało ze wszystkich możliwych kierunków. Wbudowane masażery ze wszystkich stron były najlepszym wynalazkiem pod słońcem. Kto je wymyślił-chwała mu.
Nalałam na dłoń odrobinę żelu pod prysznic Marco, żeby się umyć. No i trochę jego szamponu, bo tego zupełnie nie miałam.

Kiedy wyszłam wytarłam się danymi mi ręcznikami i zawiązałam włosy w turban, z plecaka wyjęłam moją piżamę, która była po prostu starą koszulą Leo. Dał mi ją jeszcze przed moimi siedemnastymi urodzinami… W sumie sama mu ją zabrałam, a on nie miał nic przeciwko.
Zabrałam swoje rzeczy i plecak i przeszłam korytarzem do pokoju obok. Czy mogło mi się tu nie podobać? W niczym nie wybiegała od wystroju reszty apartamentu. Ze szczęścia aż rzuciłam się na ogromne łóżko. Przestraszyłam się, kiedy poczułam pod sobą coś dziwnego.

-Marco?-zdziwiłam się, jednak roześmiałam się, kiedy zrozumiałam, że ta dziwna miękkość to po prostu łóżko wodne. Śmiałam się jak nigdy. Mogli mnie wziąć za wariatkę, ale trudno. Co by było, gdybym naprawdę wskoczyła na blondyna? Jak jakaś desperatka?

-Rose? W porządku?-usłyszałam jego głos. O wilku mowa.
-Tak, w porządku. –odpowiedziałam zanosząc się śmiechem.
-Mogę?-wychylił się niepewnie zza drzwi. Kiwnęłam głową i próbowałam opanować śmiech. –Coś się stało?
-Nie, nic. Po prostu sama siebie rozśmieszyłam. Przepraszam, jeśli cię obudziłam. –O CHOLERA. CHOLERA. CHOLERA. Moje policzki paliły, kiedy zobaczyłam, że ubrany jest tylko w bawełniane spodnie luźno trzymające się na jego biodrach. W ciemności pokoju mogłam i tak doskonale dostrzec jego wyrzeźbione ciało. Zarysowany wyraźnie brzuch, tors, umięśnione barki i ramiona. Nagle zupełnie przestało mi się chcieć śmiać. Rozbroił mnie zupełnie. W tej chwili mógł ze mną zrobić co chciał. Jakieś nieznane mi wcześniej uczucie w podbrzuszu dawało mi znać. Wszystkie mięśnie się we mnie spięły. Zaczęłam ciężko oddychać i miałam nadzieję, że nie zauważył, w jaki stan mnie wprawił.

-Nie obudziłaś. –oświadczył spokojnie wpatrując się w mnie przeszywająco. Nie wiedziałam już czy chciałam moją kusą piżamę pociągnąć w dół, do góry czy już w ogóle najlepiej z siebie zedrzeć. –Chciałem się upewnić, że wszystko w porządku.
-Tak, dziękuję Marco. Przepraszam, jeśli byłam dla ciebie niemiła.
-Nie szkodzi. Każdy ma gorszy dzień. –uśmiechnął się seksownie i zbliżył się do mojego łóżka. Usiadł z tyłu, koło moich stóp. Na jego brzuchu utworzyła się maluteńka, płaska fałdka. Cholera. Może jednak powinnam zacząć ćwiczyć.

-Nie chcę być wścibska… Twoja narzeczona nie będzie zła, że zostajesz tu na noc?
-Nie, wie o całej sytuacji. Ufamy sobie.
-To dobrze. Dobrze zniosła wiadomość o zawieszeniu ślubu? –zapytałam. Jego wzrok się zmienił, na chłodniejszy. Miałam wrażenie, że moje serce zaczęło mocniej bić. Nie wiedziałam co to spojrzenie oznacza.
-Nie przepytuj mnie. Chciałem ci powiedzieć, że możesz to mieszkanie wynajmować. Tylko dzisiaj już zostanę, bo wypiłem, nie prowadzę nigdy nietrzeźwy.
-W porządku. To…-zająknęłam się chowając pod przemiłą i miękką kołdrą.
-To dobranoc. –powiedział zdecydowanie i opuścił pokój. Wypuściłam głośno powietrze z płuc i schowałam twarz w poduszce. Długo, oj długo nie mogłam zasnąć. Przed oczami miałam cały czas ten widok. I nie chciałam się go pozbywać, choć może powinnam. Jeszcze nikt tak nie zawrócił mi w głowie jak on. Ale był zajęty. Zbyt wiele silnych emocji jak na jeden dzień.




***



Mój oddech stawał się coraz krótszy. Miałam przymknięte oczy, myślami odpływałam hen daleko. Poddawałam się każdemu jego dotykowi, muśnięciu skóry. Nagość nam zupełnie nie przeszkadzała. Czułam się jak w niebie. Kiedy czułam, że powoli oboje dochodzimy do spełnienia jęknęłam głośno i przeciągle drapiąc go po silnych, umięśnionych ramionach.
Otworzyłam szeroko oczy ciężko dysząc. Miałam wypieki na twarzy. Moje ciało jak po wielkim spięciu zaczęło się rozluźniać. Zaczęłam się rozglądać dookoła. Cały czas ta sama sypialnia, Marco nie było koło mnie. Czy to możliwe, że przez sen… Marco aż tak musiał mi odebrać rozum? Zawsze miałam bujną wyobraźnię i lubiłam pisać różne historie, ale ta.. Jeszcze żadna nie była aż tak realistyczna. Musiałam naprawdę ochłonąć.
Zegar wskazywał szóstą trzydzieści rano. Musiałam wstać do łazienki i chlusnąć sobie wodą w twarz, żeby wyzbyć się durnych myśli i wypieków na twarzy. Wstałam na drżących nogach z łóżka i wręcz na palcach naciągając sobie piżamę na uda przemknęłam do łazienki.
Skorzystałam z toalety, a w kranie puściłam zimną wodę. Kiedy była już naprawdę lodowata przemyłam nią twarz i odetchnęłam. Zamykając za sobą drzwi zauważyłam, że jedne drzwi w korytarzu są uchylone. Z ciekawości podeszłam kilka kroków.
Ciekawość, to pierwszy stopień do piekła.

-Ymm.. Cześć. Nie wiedziałam, że tu jesteś… -powiedziałam speszona widząc Marco ubranego już w codzienny strój. Stał akurat przed lustrem przesuwanej szafy i przeczesywał włosy grzebieniem. Perfekcja perfekcją, ale ile już nie spał? Ile słyszał?
-Dobrze się spało? –zapytał spoglądając na mnie z błyskiem w oku. Wiedział, dobrze wiedział, lub po prostu to moja wyobraźnia płatała niezłe figle. Byłam w stanie uwierzyć już w to drugie.
-Tak. Bardzo. Od dawna na nogach?
-Jakiś czas. Muszę wracać do domu. Jedzenie jest w lodówce. Na lodówce jest mój numer telefonu. Dzwoń, jeśli będziesz coś potrzebować. –powiedział odkładając grzebień do szuflady w szafce nocnej. Pewnie musiał być po niego w łazience, która była tuż koło mojego pokoju… Po co tak się nakręcać? Może nie słyszał. Drzwi były zamknięte.

-Dziękuję ci za wszystko.-powiedziałam. On jedynie uśmiechnął się z dystansem i wymijając mnie uprzednio w drzwiach zbiegł schodami na dół. Stałam nadal oparta o próg, kiedy usłyszałam jak znów wbiega do góry.
-Jeszcze jedno. –powiedział podchodząc do mnie. Na dekolcie jego t-shirta zwisały ciemne Ray-Bany z malutkim logiem klubu piłkarskiego z boku. –Na razie nie wychodź z domu. Co prawda w salonie są klucze ale możesz na razie nimi otwierać od środka. Może przyjdzie dzisiaj André po…pracy.
-Dlaczego nie mogę?
-Ze względów bezpieczeństwa. Jak coś to dzwoń. Na razie. –rzucił i ponownie zbiegł po schodach.
Stałam jeszcze kilka minut w miejscu, żeby dojść do siebie. Skurczybyk był przystojny. Facet z bajki. Jego narzeczona naprawdę była szczęściarą. To słodkie, że biegł do niej już z samego rana. Może faktycznie ją kochał. Tak jak Leo kochał mnie. Miałam jedynie nadzieję, że ona też go kocha, bo wyglądał naprawdę na dobrego człowieka. Po prostu to czułam.
Nie miałam telefonu. Zbiegłam po schodach w dół, żeby spojrzeć przez okno, czy Marco już wyszedł z klatki. Niestety widziałam tylko odjeżdżający samochód.
No cóż.

Poszłam na górę wziąć rzeczy na przebranie. Z poprzedniego dnia włożyłam do pralki i próbowałam ustawić program. Więcej przycisków się nie dało. Naprawdę.
Niezadowolona wyjęłam moje rzeczy z bębna i przełożyłam do umywalki, gdzie musiałam prać ręcznie. Dobrze, że umiem obsługiwać zmywarkę, bo zmywania ręcznego bym nie przeżyła.
Kiedy znalazłam już suszarkę, wystawiłam ją na balkon i powiesiłam moje pranie.
Dopiero w kuchni moja irytacja zelżała. Otworzyłam dwudrzwiową lodówkę a tam.. Raj. Dosłownie raj. Mogłam tam znaleźć wszystko. Owoce, warzywa… Nie wiedziałam kiedy to kupił. Może zamówił do domu wczoraj wieczorem?

Nie byłam asem w gotowaniu, umiałam coś zrobić jedynie jak miałam przepis, jednak kanapka i gorąca herbata wychodziły mi zawsze wybitnie. Zwykle wtedy, kiedy miałam dużo składników. I dzisiaj był ten dzień.
Do śniadania włączyłam w salonie telewizor i usiadłam wygodnie na dużej kanapie z talerzykiem w ręku. W sumie nic ciekawego. Prezenter kończył wiadomości i zapraszał na wiadomości sportowe, które za nic mnie nie obchodziły. Przełączyłam na jakiś niemiecki serial. Dziewczyna, która podkochiwała się w chłopaku, swoim współlokatorze dostała zaproszenie na jego wesele. Całkiem niezła fabuła. Marco, nie dawaj mi zaproszenia na ślub jak się już zdecydujesz.
Nie, ja nie podkochiwałam się w nim. No dobra. Trochę. Ale bardziej to wyglądało jak nastolatka w swoim idolu czy szkolnym obiekcie westchnień.

Po skończonym serialu zaczęłam się naprawdę koszmarnie nudzić. Doprowadziło to do tego, że pozmywałam ręcznie naczynia. Ręcznie. Posłałam też łóżko i wyjęłam rzeczy z plecaka i włożyłam je do komody. Nie zajęło to nawet całej jednej szuflady. Cztery bluzki, spodnie, spodnie dresowe, jeansy, krótkie spodenki i bielizna. Nawet miałam tylko jedne jedyne buty. Jutro musiałam już iść szukać pracy. Mogłabym najlepiej dzisiaj a jutro już zacząć pracować.
Nie rozumiałam, o co mogło chodzić Marco. Jeśli policja naprawdę mnie szuka, w co szczerze wątpię to będę i tak ostrożna.
Poszłam do łazienki, żeby uczesać moje włosy. Związałam je tradycyjnie w wysokiego kucyka. Zrobiłam delikatny makijaż, założyłam moje Conversy i zeszłam na dół po schodach. Z drzwi lodówki zabrałam kartkę z zapisanym numerem telefonu do Marco i schowałam ją do tylnej kieszeni krótkich spodenek. Ze stołu zabrałam klucze i wyszłam zamykając za sobą drzwi.
Osiedle w dzień robiło jeszcze większe wrażenie. Wszystko było ogromne i nowoczesne. Rodziny z małymi dziećmi przesiadywały nieopodal na kolorowym placu zabaw, inne spacerowały z wózkami wzdłuż pobliskiego jeziora.

Poszłam do bramy prowadzącej na ulicę i otworzyłam ją z łatwością naciskając guzik. Do miasta było dość daleko. Samochody, co jakiś czas tędy przejeżdżały kierując się w tamtą stronę, jednak ja miałam już serdecznie dość łapania stopów na ten tydzień. Ruszyłam więc prostą drogą, przy której stały przeróżne drzewa, krzewy a także gdzieniegdzie klomby kolorowych kwiatów. Przez zieleń też mogłam dopatrzeć się jeziora, które prawie stykało się z osiedlem, na którym mieszkałam.
Droga zajęła mi pół godziny. Centrum miasta było ogromne, tętniło tu od turystów, wiele z nich było poubieranych w żółte koszulki a także bluzy z logiem tutejszego klubu. Marco też z resztą miał podobną. Nie wiedziałam do końca gdzie na początku powinnam się rozejrzeć.

Jako kobietę nogi zaprowadziły mnie prosto do galerii handlowej. Niestety nie na zakupy. Może mogłam i kupić jakąś rzecz dla siebie, ale wolałam oszczędzać tę garstkę pieniędzy, która mi została. Przeszłam całe jedno piętro wchodząc prawie do każdego sklepu pytając czy nie potrzebują kogoś do pomocy. Oczywiście w każdym mnie zbywano, mówiąc, że już mają zbyt dużą ilość personelu lub, że nikogo nowego nie chcą i to w dodatku bez doświadczenia. Kiedy wychodziłam ze sklepu i szłam prosto w kierunku kolejnego zostałam mocno popchnięta na ziemię. W porę wyciągnęłam ręce przed siebie, żeby zamortyzować upadek.

Wokół zrobiło się zamieszanie. Włączył się alarm. Wstałam podpierając się dłońmi o chłodne kafelki i w ostatnim momencie zobaczyłam wybiegającego złodzieja z centrum. Gonił go ochroniarz, a w drzwiach sklepu z biżuterią stała zrozpaczona sprzedawczyni. Może zwolni się stanowisko specjalnie dla mnie?

W jednej chwili zmroziły mnie dwie rzeczy. Nie wiedziałam, która gorsza. Która bardziej mnie przerażała. Pierwszym, co usłyszałam to syreny wozów policyjnych. Chciałam już uciekać, kiedy zobaczyłam na wystawie w sklepie prasowym pierwszą stronę Bilda. Marco. Ten sam Marco, u którego mieszkam. Marco Reus i jego zdjęcie w trykocie klubu oraz kilka ujęć ze śliczną blondynką, choć jak mniemam niższą ode mnie. Włosy miała prawie białe, tlenione. Sądząc po odrostach była brunetką, lecz jej kształty… Były cholernie perfekcyjne. Jej uśmiech.. Drażnił mnie.
Buzowała we mnie okropna złość. Brzydziłam się kłamstwem. Co prawda nie okłamał mnie, że pracuje w innej branży, ale też nie odpowiedział, kiedy go pytałam. Czyli André… Kolega z pracy. Nie wiedziałam dokładnie czy mam ogromne szczęście czy ogromnego pecha. Chciałam jedynie wydrapać oczy Marco-Pieprzonej-Gwieździe-Piłki-Nożnej-Reusowi, i nakrzyczeć na André, którego uważałam za naprawdę poczciwego, serdecznego człowieka… Chyba nigdy tak się nie zawiodłam na ludziach jak właśnie w tym momencie. Nigdy tak niespodziewanie.

-Dzień dobry, porucznik Fischer. Podobno była pani świadkiem napaści. Musi pani złożyć zeznania. –twardy głos wyrwał mnie z zamyślenia. Wysoki mężczyzna, dobrze zbudowany w policyjnym mundurze stał tuż koło mnie. Moje serce dudniło ze strachu. Próbowałam głośno oddychać żeby się uspokoić.
-Oczywiście. Tutaj?-odpowiedziałam ze spokojem.
-Nie, musi pani pojechać na komendę. Teraz z nami albo dojedzie pani do dwudziestej we własnym zakresie.
-W porządku, możemy teraz. –kiwnęłam głową. Policjant kiwnął głową do swoich kolegów, którzy przesłuchiwali wystraszoną ekspedientkę.

Przeszłam z mężczyzną przez galerię i zostałam poprowadzona do radiowozu.
Bez żadnych sygnałów przemierzaliśmy dortmundzkie ulice. Dopiero dziesięć minut później stanęliśmy pod komisariatem.

Zostałam poprowadzona do pokoju przesłuchań. Tam zauważyłam zaschniętą krew na lewym kolanie. Musiałam się zranić podczas upadku, jednak wcale tego nie poczułam. Przez całe przesłuchanie skubałam nerwowo skórkę przy kciuku drugiej ręki. Modliłam się w myślach, żeby nie było żadnych problemów. Chyba jednak byłam czarnym kotem podczas piątku trzynastego. Wszystko zawaliło się na sam koniec.

-Tu proszę podpisać i będzie wszystko. Potrzebuję jeszcze pani dowód osobisty.-powiedział funkcjonariusz podając mi wydrukowany dokument. Odebrałam go i położyłam przed sobą. Próbowałam uspokoić się jak tylko mogłam. Myślałam, że zaraz zemdleję ze stresu.
-Niestety nie mam ze sobą dowodu.-powiedziałam próbując wydobyć z siebie jak najbardziej pewny głos.
-Musi pani zadzwonić do kogoś, kto będzie mógł poświadczyć za panią.
-Ktoś z rodziny?
-Nie, nie koniecznie.-odparł marszcząc brwi. Skinęłam głową. 
Nie chciałam jednak musiałam zadzwonić do Marco. Był jedyną osobą, do której mogłabym zadzwonić, bo tylko do niego miałam numer telefonu.

Został mi podany czarny telefon stacjonarny, policjant wyszedł zostawiając mnie samą w pokoju. Drżącą ręką wyjęłam z kieszeni numer do Marco i ledwo go wystukałam. Mój stres sięgał właśnie zenitu, kiedy słyszałam sygnały połączenia. Po dokładnie trzech sygnałach usłyszałam znany mi głos.

-Słucham?
-Cześć Marco… To ja.. Ruby. Znaczy Rose.. Rosalie. –zacięłam się. Czułam jak w gardle robiła mi się wielka gula. Nie wiedziałam jak zacząć..
-Wiem. –odpowiedział, myślałam, że mógł się nawet uśmiechnąć. –Wszystko w porządku?
-No właśnie nie…
-To znaczy?
-Ja właśnie… Nie złość się, ale.. Jestem na policji i..
-Słucham?-w jego głosie wyraźnie słyszałam gniew i irytację. To po mnie. –Gdzie ty jesteś? Mówiłem ci, żebyś do cholery nie wychodziła! Czy to tak trudno! Miałem ci to napisać, żebyś zapamiętała coś tak prostego?
-Posłuchaj, byłam w sklepie i był napad. Jestem tu jako świadek. Nie mam dokumentu, więc musi ktoś za mnie poświadczyć…
-Czekaj tam.-warknął wkurzony do telefonu i się rozłączył. Miałam przechlapane. Sama powinnam być na niego wkurzona za tego piłkarza!

Powiedziałam policjantowi, że niedługo ktoś przyjdzie. Zostałam wpuszczona do poczekalni, gdzie mogłam usiąść.
Po obgryzieniu trzeciego paznokcia po około dwudziestu minutach na komisariat wszedł André. Od razu do niego wstałam i podeszłam szybko.

-Cześć. Dzwoniłam do Marco…
-Tak, wiem. Marco do mnie zadzwonił. –uśmiechnął się łagodnie. On akurat nie był zły. Dobre i to. –Poczekaj, zaraz się dowiem gdzie mam podpisać i odwiozę cię do domu.
-Dziękuję.

André podszedł do okienka i zaczął rozmawiać z policjantem. Ten podał mu stosowne dokumenty, które podpisał i oddał mu je. Blondyn odwrócił się do mnie z uśmiechem i pokazał ręką, że mogę już iść. Dołączyłam do niego i wyszliśmy razem przed budynek, gdzie czekał na nas zaparowany samochód. André pomógł mi wsiąść na miejsce pasażera.

-Marco jest bardzo zły?-zapytałam ciekawa. Możliwe, że już nie będę miała gdzie mieszkać.
-Nie aż tak. Trochę. Przejdzie mu.-powiedział uspokajająco. Jednak jak dla mnie nie było to zbyt wystarczające.
-To w takim razie czemu on nie przyjechał tylko wysłał ciebie?-zadałam kolejne pytanie, kiedy stanęliśmy na światłach. Widziałam lekkie zmieszanie na jego twarzy.
-Nie mógł się wyrwać z pracy. –odpowiedział. Pracy! To dopiero.
-To wy razem nie pracujecie?
-Nie no.. Wiesz jak to jest w pracy, nie zawsze razem…
-Oj przestań już kłamać. –westchnęłam patrząc w przednią szybę. –Po prostu powiedz, że jest na treningu czy na meczu i tyle!

Na jego twarzy wymalowało się dość duże zdziwienie. Ja sama zaciskałam pięści, żeby bardziej nie wpaść w furię. Może jeszcze by mi powiedział, że jest w ściśle tajnym biurze, do którego nie możemy pojechać.

-To ty.. Wiesz? Skąd?
-Z pierwszych okładek Bilda? Gwiazda Borussii Dortmund Marco Reus odwołał ślub! Mówi ci to coś? Jak mogliście… Nienawidzę, brzydzę się kłamstwem!
-Ruby… Nie wiem, co mam ci powiedzieć. Przepraszam może nie załatwić sprawy. Po prostu, kiedy wsiadłaś wtedy do mojego samochodu… I mnie nie rozpoznałaś… Wadą sławy jest to, że ludzie na ciebie patrzą jak na gwiazdę, bogatą, sławną i dzięki nim też mogą się wybić. Odkąd zacząłem grać profesjonalnie w piłkę ciężko mi było znaleźć przyjaciół spoza boiska. Tak samo Marco i Mario. Mario nie znasz, ale jest też fajny. Trzymamy się we trójkę. Ciężko było nam znaleźć dziewczynę, która pokocha ciebie, jakim jesteś a nie kasę i sławę. –wyznał skruszony. Zrobiło mi się go naprawdę żal. –Dlatego rozstałem się ze swoją dziewczyną. Scarlett, narzeczona Marco jest naprawdę fajna. Poznali się przez przypadek, ale jako przyjaciel mam pewność, że ona jest dla niego samego, nie całej otoczki.
-A ten Mario?
-Też ma dziewczynę. Są już szmat czasu razem i znają się jak łyse konie. Naprawdę przykro mi, że tak wszystko wyszło…
-Powiedzielibyście mi sami? Tak po prostu?
-Tak, ale później. Wtedy, kiedy byśmy się lepiej poznali. Ruby… Postaraj się zrozumieć..
-W porządku. Aczkolwiek trochę mnie to zraniło. –powiedziałam zmuszając się do lekkiego uśmiechu. André pogładził mnie po ramieniu opiekuńczo.
-W takim razie Marco nie mógł przyjechać, bo jest na rehabilitacji.
-Coś mu się stało? Znaczy o ile mogę wiedzieć. Nie pójdę z tym do gazety.
-Wiem.-zaśmiał się blondyn. –Pauzuje już od maja. Ma problemy z mięśniem przywodziciela. Na najbliższy czas wyklucza go to z gry i treningów.
-Och.. Przykro mi..
-Kocha piłkę, kocha to, co robi..ale cóż. Bywają też gorsze momenty.
-A propos tych gorszych momentów. Myślisz, że Marco mnie wyrzuci z mieszkania? Był naprawdę wkurzony jak do niego zadzwoniłam.
-Możesz być pewna, że jak będzie chciał to zrobić, to ja z nim pogadam i zostaniesz, okej?
-Dziękuję. –uśmiechnęłam się i zaczęłam obserwować widoki za oknem. Wjechaliśmy właśnie w drogę, którą szłam do miasta.

André wszedł na chwilę do mieszkania, żeby dotrzymać mi towarzystwa. Pokroiłam nam arbuza i postawiłam na stoliku przed telewizorem. Rozmawialiśmy o różnych bzdurach przez całe dwie godziny. Potem musiał zbierać się na popołudniowy trening. Nie wiedział, czy Marco od razu do mnie przyjdzie, czy dopiero wieczorem. Tak więc znów zostałam sama. Mogłam na spokojnie przyjrzeć się zdjęciom powieszonym na ścianie w ramkach, na które zwróciłam uwagę tuż po wejściu tutaj. Jedno było z André i jeszcze jednym, bardziej papuśnym. Możliwe, że to był właśnie ten Mario. Cała trójka była roześmiana. No i mieli ubrane koszulki Borussii. Na kolejnym był Marco, możliwe, że ze swoimi rodzicami. Starsi państwo. Wyglądali oboje bardzo mile. Na kolejnym były dwie dziewczyny, bardzo do siebie podobne, trzymające na rękach dzieciaki. Chłopca i mniejszą dziewczynkę. Możliwe, że to jego rodzina i najbliżsi. Byli dla niego ważni, skoro zajmowali tak widoczne, honorowe miejsce w mieszkaniu.

Zaczęłam zastanawiać się nad samą jego osobą. Był w pewnym stopniu bardzo skryty, nie zdradzał nic o sobie, ale miał też w sobie pewien pokład dobroci i współczucia, co świadczyło choćby przyjęcie mnie do tego mieszkania. Rodzina także była dla niego ważna, pasje.. Narzeczona? To była jeszcze zbyt trudna sprawa do rozwiązania dla mnie. Czasem naprawdę mnie przerażał i onieśmielał, a potem znów czarował uśmiechem i był naprawdę miły. Bipolarny-to było dobre stwierdzenie.
Wkrótce miałam dopiero jednak poznać go naprawdę i żałować, że go spotkałam…






~~~
 Jest Marco!! Naprawdę rozwaliły mnie na łopatki, że spodziewacie się tu Watzke i Zorca! 😂😂HIT! Nawet zastanawiałam się czy nie zmienić fabuły przez chwilę, serio. Dla fanów pana Watzke-możecie sobie wyobrażać, że za każdym razem, kiedy pokaże się imię "Marco" możecie zmieniać sobie imię na Hansa😄
Dziękuję dziękuję dziękuję za wszystkie komentarze, i że jesteście ze mną! 3 tysiące wyświetleń po 2 rozdziałach..To jest dla mnie nie do pomyślenia, coś niesamowitego..Wasze opinie w komentarzach..uskrzydla! Już czekam, żeby przeczytać, co myślicie o Marco jakie macie pierwsze wrażenia o jego postaci, która będzie naprawdę dość ciekawa...Nie zdradzam!
Za tydzień kolejny!
Buziaki! xx

8 komentarzy:

  1. Żałować, że poznać Marco? Bo co ty zwariowałaś? Jak tak można? Jejku. Zawariowałaś jak nic. A no poza tym to.. No.. noż kurczaczek.... wow. I WANT MORE! I zabrakło mi słów. Mega jest. Jest bardziej niż mega i już wkrecilam się w tą historię na maxa. Aleś mnie zrobiła.... normalnie sto teorii na raz i żadna dobra. A i proszę się tu nie śmiać z Hansa... to było bardzo... prawdopodobne... przy twoich rozdziałach w których zwykle trzeba spodziewać się najmniejspodziewanego. Dobra... Czekam na czworeczkę BARDZO NIECIERPLIWIE! ~ footballove

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyli jednak Marco jest właścicielem mieszkania, a już myślałam, że nas zaskoczysz. Rzeczywiście zabawne, że typowaliśmy wśród Zorca i Watzke, no, ale po tobie można było spodziewać się każdego :D
    To miło ze strony Reusa, że przyjął Ruby pod swój dach chociaż zupełnie nic o niej nie wie, ale w sumie on sam też praktycznie nic jej o sobie nie powiedział, więc się wyrównało. Jego zachowanie czasami jest rzeczywiście dziwne. W jednej chwili jest oschły i chłodny jak sopel lodu, a za później czaruje naszą Rose uśmiechem i swoją dobrocią. On coś na pewno ukrywa! ^^ Jestem ciekawa, dlaczego jest taki bipolarny.
    No i najważniejsze. Nasz Mareczek nadal jest wolny (i kurewsko tajemniczy)! :D Wiedziałam, że jednak nie weźmie tego ślubu. Niby Andre mówi, że Scarlett jest fajna i nie leci na kasę, ale coś mi się wydaje, że prędzej czy później wyjdzie szydło z worka i jeszcze będzie darła koty z Rosalie o Marco :)
    Mam nadzieję, że Reus nie będzie bardzo zły ma Rose za tę akcję z policją. Może Andre go jakoś udobrucha skończy się jedynie na reprymendzie, a nie na wyrzuceniu z mieszkania.
    Teraz Ruby wie z kim ma do czynienia. Nieźle się wkurzyła jak zobaczyła jak zobaczyła okładkę Bilda, ale w sumie się nie dziwię, że chłopaki nie chcieli od razu mówić, że są profesjonalnymi piłkarzami. I nie mogę omieszkać, że już jest zazdrosna o narzeczoną Marco ^^ bo jak sama stwierdziła, drażni ją jej uśmiech.
    Że niby będzie żałować, że poznała Mareczka?! Ta, jasne, sralis magdalis, a ja jestem Matka Teresa. Później to ona będzie dziękować Bogu, że postawił go na jej drodze. Trzeba przyznać, że on nieźle na nią działa, poznała go zaledwie poprzedniego dnia, a już się troche w nim zauroczyła :D No, ale to Marco, koło niego nie da się przejść obojętnie.
    Czekam na kolejny rozdział. Kurcze, strasznie się wciągnęłam w tę historię i jestem mega ciekawa jak dalej potoczą się losy bohaterów i kiedy pojawi się Pączek?
    Pozdrawiam,
    ~Karolina.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja tam wiedziałam, że w drzwiach będzie stał Marco. ;p I byłam pewna, że nie wziął ślubu. :D
    Ale wracając do rozdziału - tak jak zawsze, a więc nie rozczarowałam się. Tylko, że Ty już wiesz, że ja uwielbiam wszystko, co piszesz, bo bardzo, ale to bardzo odpowiada mi Twój styl. ;)
    Jestem ciekawa, jak będzie przebiegała rozmowa Rose i Marco. Nie mogę się tego doczekać, bo znając Ciebie, może się wydarzyć wszystko - od wyrzucenia jej z mieszkania, aż po to, że wylądują ze sobą w łóżku!
    Och, chyba właśnie sprawiłaś, że znowu niecierpliwie czekam na soboty. :o No to nie pozostaje mi w takim wypadku nic innego, jak tylko odtańczyć jakiś szamański taniec i powiedzieć "Niedzielo, stań się już kolejną sobotą". XD Tak więc... CZEKAM!!
    Przesyłam buziaki i mnóstwo pozytywnej energii ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Usunęło mi cały komentarz. Cały. Pisałam go 20 minut.

    OdpowiedzUsuń
  5. Więc dodam nowy. Juz nie taki super jak tamten bo po pierwsze 15 procent a po drugie juz nic nie będzie takie samo! :)))
    DLA LUDZI CHCĄCYCH TO PRZECZYTAĆ, ZALECA SIĘ WCZEŚNIEJSZA KONSULTACJĘ Z LEKARZEM GDYŻ MOJE KOMENTARZE NIEWŁAŚCIWIE CZYTANE MOGĄ ZASZKODZIĆ ZDROWIU PSYCHICZNEMU BĄDŹ ŻYCIU, DZIĘKUJĘ
    Tak więc, zacznę od tego, ze już nic nie pamiętam z rozdziału. Kompletnie nicXD
    Znaczy pamiętam Marco w wersji yandere. Ooootak. Pisałaś mi, że się zdziwię. Ale szczerze? Spodziewałam się tego. I bardzo się cieszę, że nie wykreowalas kolejnego z miliona Marco w wersji "słodki chłopiec"tch.. nienawidzę.
    Naprawdę się cieszę, że to kompletnie inna odsłona Marco. Szczególnie że jest w wersji yandere. Takie troszkę pseudo yandere, ale yandere. Pamiętaj. #pieprzeniemangozjeba
    Wracając, serio mam wrażenie, że mnie zaskoczysz taka wersją Marco aczkolwiek niczego nie mogę być pewna. Znając mnie dowalilabym mu jakąś chorobę psychiczną typu osobowość dysocjalna (BO PASUJE MI HARDO) Albo zrobiła z niego psychopate, wiesz zwłoki w piwnicy, ewentualnie w pralce. Killing stalking tak mocno.. serio. Fajnie by mi się czytało Marco w wersji Sangwoo, ale ciężko jest tak dobrze wykreować postać psychopatyczna z odpowiednim podłożem i motywami.. dlatego chylę czoła autorce Killing Stalking.
    Chociaż, Marco też jest ciekawą postacią. Mam nadzieję i to szczerą, że mnie zaskoczysz. Że będzie ostro, ale jesteś troszkę zbyt niewinna na takie rzeczy bubuli moje <3
    Tak więc, usiłuje sobie przypomnieć co ja tu wcześniej pisałam.. a tak tak! Marco trochę Levi z hard ererich hehe
    Mniejsza.
    Rozdział jest świetnie napisany, a pamiętam! Pisałam o tym, ze mam minfuck jak przy oglądaniu Death Note'a! Kira jest Kira ale nie jest Kira bo zakopal dziennik ale jest Kira bo Ryuk cos tam, nieważne XD
    W każdym razie. Rose mnie wkurwia. Hardo. ZNOWU SIE WKURZYLAM NA NIA NO! JESTEM W NAJBARDZIEJ STRESUJACYM MOMENCIE HAIKYUU A TY MI DOWALASZ ROSE NO NA BOGA, ZA CO?! MÓWIĄ CI ZOSTAŃ W DOMU TO ONA NIE! MUSI WYJŚĆ JEBANA KSIĘŻNICZKA BO KURWA MUSI. BO JEJ SIĘ NUDZI. NO JAK MNIE CHUJ STRZELIL. JESZCZE MUSIAŁA KURWA WPAŚĆ NA ZŁODZIEJA, ZROBIĆ MARCO I ANDRE PROBLEM I JECHAĆ NA POLICJĘ! ZABIĆ JĄ TO MAŁO! DO PIWNICY JĄ, ZWIAZAC I NIE WYPUSZCZAC, BĄDŹ JAK SANGWOO MARCO! BĄDŹ NIM!
    Poniosło mnie.
    Wracając do Rose (napisałam na początku Reus, jeż medium? Hehe) to szybko ją Marco zauroczyl, ale znam omg
    To trochę ja i pewna osoba na d. Tylko Rose potrafi przy nim mówić no i ja nie miewam mokrych snów XD oj rose
    A właśnie Ty mi pisałaś, że będzie coś co lubię czy sobie roje?
    Bo kurde, nie jestem AZ TAK zboczona.
    No dobra trochę jestem
    Ale troszkę
    Boże kogo ja próbuje oszukać
    Wracając(jak zawsze odbiegam od tematu) to tak
    JEDZENIE. GULASZ?! KASZA?! KAPUSTA?! Fu. Wolę zdecydowanie potrawkę wieprzowa aka Yuri Katsudon Katsuki z yuri on ice!!!
    Hehe włącza mi się pieprzenie mangozjeba więc kończę
    Podsumowując
    Kocham Cie
    Kocham Andre
    Czekam na papusnego Mario(zabilas nnie)
    Czekam na mocno yandere marco
    Czekam na opierdol (Marco musi ja opierdolic mocno)
    Czekam na następny rozdział! Chociaż wątpię, że będę rano czy wgl w sobotę bo znasz moje plany na piątek
    Dobra, juz nic nie mówię
    Słodkich snów dla mnie, dla Ciebie miłego poranka bo pewnie jak będziesz to czytać to będę spać jeszcze i będzie mi się śnić matematyka, wielomiany, ciągi, twierdzenie Bezouta te sprawy. Ewentualnie jakiś cykl rozwojowy plazincow albo może jakieś alkany, może stechiometria <3
    Kocham Cie mocno, rozdział cudowny! Buziaczki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za wszystkie błędy przepraszam ale po pierwsze zobacz która godzina a po drugie. Telefon. Zapomniałam dopisać wyżej, że Rose nie ma prawa być zła na Andre i Marco, że jej nie powiedzieli gdzie pracują. Z policji nie jest eh.
      Dobranoc juz naprawdę <3

      Usuń
  6. Melduję się!
    Kochana, co ja ci mogę powiedzieć... przyzwyczaiłaś nad do strasznie wysokiego poziomu ze swoimi rozdziałami, że każdy jest po prostu świetny. I tak, nadal cię podziwiam za takie objętości, bo to jednak trzeba umieć pisać, żeby wszystko się trzymało i miało jakiś sens ^^
    Kurczę, wiedziałam, że Marco będzie w tych drzwiach, no wiedziałam :D Jestem strasznie ciekawa tej ich rozmowy. Po tobie to się można spodziewać wszystkiego, od fajerwerków po wojny :D
    Czekam!
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  7. O boziu, Marco jest to jestem i ja! Piszesz genialnie i tak pięknie się to czyta szczególnie z tą cudowna muzyką! Czekam na nowy rozdział <33 Wpadnij do mnie jak chcesz :)

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do komentowania!❤️ To bardzo motywuje do pisania kolejnych rozdziałów!