sobota, 28 stycznia 2017

Dwa



Facet, blondyn. Pewnie z kilka lat starszy ode mnie. Ubrany w czarny garnitur i elegancki krawat. Biznesmen albo z mafii. Oczy jednak miał szczere i dobre. Jasnobłękitne. A delikatne blond loki dodawały mu uroku.

-Do Dortmundu? –zapytał wychylając głowę przez otwarte okno samochodu uśmiechając się lekko.
-Tak.-powiedziałam wycierając policzek mokry od łez wierzchem dłoni.
-Dokąd dokładnie? Muszę zatrzymać się w sumie nie do końca w centrum. Nie wiem czy zdążę..
-Po prostu do Dortmundu.
-W porządku. Wsiadaj. –uśmiechnął się otwierając mi drzwi. Podziękowałam skinieniem głowy. Mężczyzna wziął mój plecak i wrzucił go na tylne siedzenie. Usiadłam na wygodnym fotelu i zapięłam pas.

-Chusteczkę?-zapytał włączając się do ruchu.
-Jeśli mogłabym…-powiedziałam niepewnie. On kiwnął głową i sięgnął do skrytki przed moim siedzeniem, z której wyjął paczkę i podał mi ją. Otarłam łzy i wytarłam nos. Moje ręce strasznie się trzęsły. Nie rozumiałam jak w ogóle mogłam go zostawić. Niby ratowałam siebie ale… Zaczęłam mocniej płakać. Oparłam głowę z boku i próbowałam jakkolwiek się uspokoić. Jeszcze by mnie wysadził. Dziesięć minut później chyba wypłakałam wszystkie łzy. Wzięłam jeszcze jedną chusteczkę.

-Przepraszam. –powiedziałam.
-W porządku. Otworzyć lekko okno?
-Gdyby pan mógł..-powiedziałam, przez co on lekko się zaśmiał
-Żaden pan. Daj spokój. Pewnie jestem niewiele starszy od ciebie…
-W porządku, przepraszam..-przerwałam mu i wzięłam głęboki oddech świeżego powietrza, które z impetem wpadało do samochodu poprzez ogromną prędkość.
-Przestań mnie przepraszać. W ciągu ostatnich kilkunastu minut przeprosiłaś mnie już dwa razy. Boję się co będzie dalej. A kawał drogi przed nami. Przykro mi, jeśli coś cię trapi. Jeśli chcesz się wygadać do wal, czasem jest lepiej jak się komuś obcemu zwierzy i może ulży.
-Ktoś bardzo mi bliski zmarł… Krótki czas temu…-powiedziałam cicho. Blondyn westchnął cicho i położył swoją dłoń na moim ramieniu.
-Przykro mi… -powiedział ciężko zamyślając się. -Tylko tyle mogę ci powiedzieć, bo nie umiem inaczej pocieszyć. Śmierć kogoś bliskiego to duża strata.
-Tak, przepraszam, ale nie chcę o tym mówić.
-W porządku. Możemy pomilczeć.
-Dzięki. W ogóle, dziękuję, że mnie zabrałeś.
-Nie ma za co. Wydawałaś się roztrzęsiona…
-Mogę cię o coś zapytać?
-No, dawaj.-uśmiechnął się pokazując swoje białe zęby.
-Jesteś biznesmenem?-zapytałam a ten od razu ryknął śmiechem. 
Śmiał się dobre kilka minut spoglądając na mnie jakbym była co najmniej jakimś klaunem.
-Dobra, nie było pytania. –bąknęłam opierając się o szybę.
-Spoko, ale nie, nie jestem biznesmenem. Czemu tak sądziłaś?
-No wiesz, po stroju… Nie na co dzień chodzi się w niezłych garniturach, i to nietanich.
-Spostrzegawcza. Jadę na ślub przyjaciela. Na razie jadę pod jego dom, ale jak już mówiłem, nie jest to typowe centrum, jeśli tam jedziesz. Możesz podjechać autobusem albo metrem.
-Dziękuję.-odpowiedziałam i znów oparłam głowę. Nie umiałam wymazać obrazu bladego i poturbowanego Leona leżącego na ulicy. 
Zawsze będzie w moim sercu. Miał rację, że to co było między nami nie było miłością, jednak chyba mu ją dawałam. On jej potrzebował. I ja tego potrzebowałam. On robił to bardziej naturalnie, to ja z naszej dwójki zawsze analizowałam każdy gest, co powinnam zrobić w danej sytuacji. Tak chyba nie powinno być, to powinno stawać się samo.. Był mi bliski. Był zawsze, kiedy go potrzebowałam. Może był moim chłopakiem, który pełnił rolę przyjaciela.. A może na odwrót? Przyjacielem, który był chłopakiem. Nawet nie umiałam opisać tego, co było między nami. Byliśmy po prostu razem. Zawsze, wszędzie, w każdej sytuacji. Na dobre i złe. A w chwili, kiedy go najbardziej potrzebowałam-odszedł…




-Hej, obudź się…-usłyszałam męski głos i czyjąś dłoń na moim przedramieniu. Zamrugałam oczami i zobaczyłam, że nadal jestem w samochodzie. Staliśmy w miejscu. Blondyn odpiął pas i z troską patrzył na mnie.
-Już?
-Tak, zasnęłaś, cały czas płakałaś. I czasem krzyczałaś, żeby ktoś cię nie zostawiał…
-Przepra…
-Nie. Żadnego przepraszam.
-W porządku.
-Dalej naprawdę nie mam czasu cię podwieźć, jestem już spóźniony. Potrzebujesz pomocy? Masz gdzie się zatrzymać?
-Tak, spokojnie, nie musisz się mną przejmować. Dziękuję za wszystko.
-Nie ma za co. Może w ramach rekompensaty podasz mi swój numer telefonu?
-Może to się wdawać dziwne, ale nie mam telefonu.
-W ogóle?
-W ogóle.-uśmiechnęłam się słabo widząc jego minę.
-Może chociaż powiesz jak masz na imię.
-Rosalie.
-Ładnie. Jak coś, to szukaj i pytaj o André.
-W porządku. Na pewno cię znajdę w wielkim mieście.
-Wbrew pozorom łatwo mnie znaleźć.
-W takim razie do zobaczenia, André. Dziękuję ci za wszystko.
-Trzymaj się.-mrugnął okiem i pomógł mi zabrać mój plecak z tylnych siedzeń. Wyszłam z samochodu i przeszłam kilka kroków dalej, żeby nie stać na ulicy. Zamachałam do André na pożegnanie. Może faktycznie kiedyś jeszcze się spotkamy.


A więc Dortmund. Rozejrzałam się dookoła. Przede mną rozpościerała się długa droga prowadząca prosto na ogromny stadion. Może to niedaleko centrum? Zaczęłam się kierować w jego stronę, może spotkam tam kogoś żeby zapytać o drogę. Albo, żeby coś zjeść. Głód dawał się już we znaki.
Stadion robił ogromne wrażenie. Był przeogromny, pokazywał siłę. Na długim, betonowym murze, który rozciągał się po jego prawej stronie, były naklejone lub też napisane hasłami kibiców graffiti. Nigdy nie interesowałam się piłką, ale wiedziałam, że kibice Borussii są najbardziej oddani i zawsze wspierają swoją drużynę. I to było widać. Od razu rzuciłam się do budki z przekąskami. Kupiłam jednego hot-doga. Pierwszy gryz był niczym coś do jedzenia najbardziej wyrafinowanego, co mogłabym w życiu zjeść. Nie jadłam dobrych kilkanaście godzin. Nie chcąc być w centrum, tuż przy wejściu na stadion, gdzie było trochę kibiców postanowiłam usunąć się trochę na bok. Kiedy wychodziłam z uliczki koło stadionu biorąc kolejny kęs wpadłam na kogoś, a hot-dog poleciał dokładnie na tą osobę. Widząc wysokiego mężczyznę w garniturze od razu się wystraszyłam.  Nie spojrzałam nawet na niego, od razu zaczęłam wycierać plamę z ketchupu z jego czarnej marynarki.

-Tak bardzo pana przepraszam. To moja wina. Przepraszam.. –mówiłam rozgoryczona. Garnitur pewnie cholernie drogi a ja nie miałabym nawet jak zwrócić jego koszt za zniszczenia.
-Nie szkodzi. Cholera, szkodzi, ale proszę się nie przejmować. –powiedział dźwięcznym, lekko ochrypłym tonem. Od razu wzięłam z plecaka portfel i wyjęłam z niego dwadzieścia euro i wręcz wcisnęłam mu pieniądze do ręki.
-Proszę, na pralnię, nie wiem czy to wystarczy…
-Ale proszę mi nie dawać pieniędzy. –zaśmiał się i chciał mi je zwrócić, jednak odsunęłam się na krok. Dopiero teraz na niego spojrzałam. 
I utopiłam się w jego niesamowitych oczach. Miały tyle kolorów! Począwszy na niebieskim, przez zielony aż po lekko złoty. Pierwszy raz takie widziałam. Idealnie komponowały się z jego ciemnoblond włosami. Jego smukłe usta zakrzywiały się w okropnie seksownym uśmiechu i ten jednodniowy zarost, który sprawiał, że wyglądał jak grecki bóg… Szerokie ramiona, umięśnione. Sylwetka nie pozostawiała nic do życzenia. Była wręcz idealna i pewnie nie zawierała ani grama zbędnego tłuszczu. Pierwszy raz w życiu mężczyzna zrobił na mnie aż takie wrażenie. Moje nogi zmiękły. 

-Przepraszam. Tak bardzo przepraszam. –powiedziałam cicho, a po moich oczach spłynęła łza. Leo, tak bardzo go potrzebowałam.
-To ja na ciebie wpadłem, chodź, odkupię ci tego hot-doga. –z uśmiechem pociągnął mnie za rękę i podszedł do kramiku, w którym przed chwilą kupowałam. Sprzedawcy od razu zaświeciły się oczy i jąkając się spełnił zamówienie. Blondyn wyjął drobne z portfela z kieszeni garnituru i zapłacił. Odebrałam jedzenie jednak pokręciłam przecząco głową, kiedy znów zostało mi podane dwadzieścia euro.

-Dziękuję za śniadanie.. Yhm.. Znaczy hot-doga.
-To jest twoje śniadanie?-zmarszczył brwi niezadowolony.
-Jeszcze raz przepraszam za garnitur, i dziękuję, ja muszę już iść. –powiedziałam i szybkim krokiem go wyminęłam.
A szkoda. Był cholernie przystojny. 
Zeszłam z drogi i skierowałam się na polanę. Wdrapałam się na wzgórze, z którego widać było panoramę miasta, a przede wszystkim stadion, przed którym przepływała rzeka. Było to wspaniałe miejsce. Wrzuciłam papier po skończonym jedzeniu do plecaka i wyjęłam paczkę papierosów. Wyjęłam jednego, zapaliłam od zapałki i zaciągnęłam się nim mocno. Dym wypełnił moje płuca. Moje serce wypełniał smutek i rozpacz. Nigdy, ale to nigdy nie przypuszczałabym, że może mi się zdarzyć coś tak strasznego. Nie wiedziałam, co mnie czeka. Nie wiedziałam, co zrobię za chwilę, gdzie się podzieję. Gdzie pójdę spać… Nie mam domu, prawie nie mam pieniędzy. Musiałam po prostu się przyznać, stałam się nagle bezdomna. Z nieba zaczął padać delikatny deszcz. Razem z nim pokrywały się moje łzy na policzkach. Nie wiedziałam już, czy to moje łzy czy może jednak już nie płaczę a to sam deszcz. Poczułam, że ubrania mi przemykają. Oh, i w dodatku się rozchoruję.

-Zajęłaś moje miejsce. –usłyszałam głos. Chyba już go gdzieś.. 
Odwróciłam się a tuż za mną pod czarnym, dużym parasolem stał ten blondyn w garniturze, co przed chwilą na niego wpadłam. Wyglądał jeszcze lepiej. Trochę mroczniej, w deszczu z rzucającym na jego twarz cieniem od parasola.

-Masz jakieś obsesje prześladowcze?-zapytałam się zaciągając już gasnącym przez deszcz papierosem.
-Nie, zawsze tu przychodzę, kiedy potrzebuję pomyśleć. –wyjaśnił siadając koło mnie dając mi też skrawek miejsca pod parasolem. –Zgaś to świństwo. –powiedział z niezadowoleniem zabierając mi z ręki papierosa i zgasił go na trawie.
-Nie prosiłam cię o nic. Nie musisz tu być, a ja mogę palić ile chcę.
-Ty też nie musisz tu być. Możesz sobie iść.
-Jasne…
-Jak już przeszliśmy na „ty”, to jestem Marco. –powiedział podając mi dłoń.
-Ruby. –powiedziałam niedbale ujmując jego rękę. Starałam się zbyt długo na niego nie patrzeć, choć przysięgam, mogłabym.  –To? Masz problemy?
-Tak.
-Ktoś mi dzisiaj powiedział, że jest łatwiej jak się komuś obcemu wygada. Na mnie trochę zadziałało.
-Masz jakiś problem? Płakałaś?
-Nie chcę o tym mówić. Jeśli ty chcesz, możesz mówić. Podobno umiem słuchać.
-W porządku.. Miałaś kiedyś tak, że kochałaś kiedyś ale w pewnym momencie zaczęłaś się zastanawiać co to za uczucie?
-Dzisiaj w nocy. –powiedziałam smutno przypominając sobie rozmowę z Leo.
-To chyba oboje mieliśmy ciężkie noce. Mam ślub za pięć minut. Na drugim końcu miasta.
-Więc? Co cię tu trzyma?
-Nie jestem pewny, czy to ta jedyna… -powiedział zapatrując się na stadion.
-Kochasz ją?
-Tak. Ona mnie kocha, zawsze mogę na nią liczyć, jest kiedy jej potrzebuje…
-Przepraszam, nie, nie mogę. –szepnęłam i rozpłakałam się mocniej. Deszcz ustawał, czyli jednak płakałam. To co mówił przypominało mi tak bardzo nocną rozmowę z Leo. Czasem byłam cholernie zła, że nie istnieją dobre wróżki, albo złote rybki, co mogą spełnić choć jedno życzenie. Wtedy Leo by żył. On mnie kochał i przeze mnie zginął. Gdyby nie pieprzone śniadanie, gdyby wstał wcześniej… Gdybym uciekła bez niego… Zaczęłam już powoli wariować. Nie byłam w stanie udźwignąć ciężaru tej sytuacji.

-Chyba powinienem pójść. Powodzenia z narzeczonym. –uśmiechnął się składając parasol i zaczął oddalać się w stronę drogi, z której przyszłam. Zaczęłam się zastanawiać o jakiego narzeczonego mogło mu chodzić, jednak gdy spojrzałam na moją prawą dłoń, na której widniał prześliczny złoty pierścionek z białym oczkiem  wszystko się wyjaśniło. Dostałam go od Leo na naszą rocznicę jako pary. Nie był w żadnym razie zaręczynowy. Nie zamierzałam go zdejmować, choć może odstraszam nim mega przystojnych blondynów.. Ten kto by podrywał widząc pierścionek okazałby się niewierny.. I tak źle i tak nie dobrze. Na razie nie jestem gotowa na jakiekolwiek związki i długo nie będę.

-Leo.. Potrzebuję cię, słyszysz? Powiedz mi, co mam zrobić. Może miałeś rację, że nie kochałam cię jak dziewczyna kocha chłopaka ale kochałam jak najlepszego przyjaciela. Obiecałeś, że cały czas będziesz przy mnie.. Skoro tak jest, to daj mi jakiś cholerny znak co mam zrobić…-mówiłam cicho. 
Nachyliłam się do plecaka. Na wierzchu znalazłam papierowy banknot z dwudziestoma euro. Jednak się uparł i mi je oddał, choć nie miałam pojęcia kiedy to zrobił i jakim cudem. Miło z jego strony. Zapaliłam kolejnego papierosa. W sumie i może był to mój drugi w życiu.. To Leo zawsze palił a ja mu mówiłam, że ma rzucić. Nie rozumiem ich działania, ale może dopiero po jakimś czasie zaczną mnie uspokajać.

Cztery godziny później zaczęło się ściemniać. Marco nie wrócił, więc pewnie ma teraz wesele. Nie umiałam powiedzieć, czy będzie szczęśliwy. Czy gdyby Leo żył, a ja bym z nim wzięła ślub byłabym szczęśliwa? Może tak. Może małżeństwo opierające się na przyjaźni nie byłoby takie złe. Niestety straciłam na nie szanse…
Postanowiłam się przejść po mieście i może uda mi się znaleźć jakiś wybitnie tani nocleg, a może jakieś schronisko?

Od stadionu odbiłam drogą na wprost. Znalazłam przystanek autobusowy jednak nie wsiadałam, wolałam się przejść. Upewniłam się jedynie, że wybrałam dobrą drogę. Kiedy mój zegarek na ręku pokazywał dziewiętnastą usiadłam na ławce niedaleko centrum. Był to jakiś park. Swoją drogą bardzo zadbany. Kwiaty mające pełno różnorodnych kolorów i pełno drzew, które tworzyły klimatyczne alejki.  Tak oto z nudów napatoczył się trzeci papieros dzisiejszego dnia, jak i ostatni, bo więcej nie było w pudełku. Nie chciałam kupować nowych, bo byłoby mi szkoda pieniędzy, których i tak było szalenie mało. Leon wziął kartę kredytową, więc tak nie mielibyśmy żadnego problemu…
Coraz bardziej się ściemniało, a ja zupełnie nie miałam gdzie przenocować.. Zostawał mi zawsze ten uroczy park.

-Palenie zabija!-usłyszałam męski głos, a po chwili koło mnie usiadł sam André.
-Patrz, nawet cię nie szukałam, a się znalazłeś.
-Widzisz? To miasto jest małe. Co tu robisz? –zapytał z ciekawością zabierając mi papierosa z ręki i zgasił go rzucając na piasek i depcząc.
-Hej, to moje!
-Albo papieros albo ja.
-Już wybrałeś. –westchnęłam rozsiadając się wygodnie na ławce. –Jeden facet, którego dzisiaj spotkałam zrobił to samo.
-Widzisz? Wszyscy się troszczą o twoje zdrowie. To jak, co tu porabiasz?
-Siedzę.
-A potem?
-Zasnę.-wzruszyłam ramionami i przeniosłam wzrok z niego na skaczącą na najbliższym drzewie wiewiórkę.
-Tu?
-Nie mam gdzie indziej. Ale jest w porządku, jest ciepło, jest lato.
-Ja akurat nie mam jak ci pomóc, bo dopiero buduję tu dom i mieszkam u kumpla, a on ma jeszcze żonę i dziecko, ale wiesz, mam jeszcze drugiego. Ma mieszkanie, puste. On mieszka w domu.
-Nie musisz się mną przejmować, André. Dziękuję ci.
-Daj spokój. Zaraz do niego zadzwonię. Nie ma „ale”.
-Dlaczego mi pomagasz?-zapytałam niepewnie obserwując jego reakcję.
-Bo wydajesz się w porządku, dobrym człowiekiem, tylko potrzebującym pomocy. Zwłaszcza, że zginął ci ktoś bliski…
-Chłopak. –wytłumaczyłam spoglądając na moje paznokcie.
-Niedawno rozstałem się z narzeczoną. Choć oboje tego chcieliśmy to długo czułem pustkę. Nie chcę sobie nawet wyobrażać, co możesz czuć.
-Lepiej nie wyobrażać. –powiedziałam posępnie. On skinął głową i oddalił się kilka kroków wybierając jakiś numer w telefonie. Chwilę później zaczął z kimś rozmawiać od czasu do czasu spoglądając na mnie. Przez ten cały czas zerkałam na niego, na jego gesty i wyraz twarzy, próbując rozczytać jak ma się sytuacja. Szło mi to jednak dosyć ciężko.



-I?-zapytałam widząc, jak blondyn o jasnych oczach podchodzi do mnie uśmiechając się.
-Nie ma problemu. Chodź, niedaleko mam zaparkowany samochód.

Przeszliśmy razem przez park, skręciliśmy w boczną uliczkę, a po prawej znajdował się już parking. Z łatwością rozpoznałam czarny samochód André, którym jechałam dziś rano. Ruszyliśmy znów oświetlonymi ulicami Dortmundu. Przez centrum przejechaliśmy do bogatej dzielnicy, gdzie najpierw znajdowały się duże domy, jednak te minęliśmy i pojechaliśmy jeszcze dalej. Koło dużego jeziora znajdowało się bardzo nowoczesne osiedle. Zaparkowaliśmy na parkingu przed jednym z bloków. André pomógł mi wysiąść.

-Piękne osiedle.
-Też mi się tu podoba.
-Twój przyjaciel nie chce tu mieszkać?
-Ma dom i to niezły. To osiedle i mieszkanie to przy nim pikuś.
-Też bym mogła tak zarabiać. Macie miejsce w waszej mafii?-zapytałam się, a blondyn tylko się głośno roześmiał.
-To nie mafia, ale przykro mi. To nie zawód dla kobiet.

Podeszliśmy do ostatniej klatki. André wybrał na domofonie numer dwadzieścia. Żaden głos się nie odezwał, jednak drzwi otworzyły się z brzękiem. Razem z blondynem przeszliśmy przez klatkę schodową i włączyliśmy windę. Wcisnął guzik ostatniego, piątego piętra. Kiedy wyszliśmy na korytarz skręciliśmy w drzwi na prawo. Blondyn krótko zadzwonił dzwonkiem, a ja z łomoczącym sercem czekałam, aż ujrzę właściciela.





~~~
Jest Marco!!!😁🎉🎉 
Niestety Wasze pomysły z właścicielem samochodu okazały się nietrafne..Oj, tu jeszcze będzie dużo niespodzianek!! Dziękuję za wszystkie komentarze! Cieszę się z nich wszystkich jak małe dziecko!💓💓💓 Teraz będzie dużo więcej Marco, (PĄCZEK TEŻ BĘDZIE!!😄😄(ale trochę później jeszcze..)) wszystko, powoli wskakuje na swoje tory. Czekam naprawdę równo z wami na te soboty, żeby sobie jeszcze przypomnieć od początku i widzieć Wasze reakcje i opinie, są ogromnie ważne! No i jeszcze 2k wyświetleń po zaledwie prologu i pierwszej części..Sama w to nie wierzę, z takim tempem jeszcze przebijemy poprzedni! Dziękuję, że jesteście!
W 3-ce się podzieje i to nieźle😇
Buziaki!!😗

17 komentarzy:

  1. Jejkuuuuu. No... Jejjjkuuu! Marco na pewno nie wziął tego ślubu. Nie da sią przejechać w 5 min na drugi koniec Dortmund. No to jest niewykonalne. I w ogóle co to ma znaczyć że się żeni... No nie! NIE POZWALAM. No mam nadzieję że przyjaciel Andre, właściciel tego mieszkania to już na pewno bd Mareczek? No chociaż po tobie może spodziewać się nawet Watzke czy tam Zorca. :D ale teraz naprawde mam chciałbym żeby tak było. No. Faktycznie się działo. I faktycznie teraz jeszcze bardziej nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. ~ footballove

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział, jak każdy twój, czekam na dwójeczkę

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem tu nowa. Twojego poprzedniego bloga przeczytałam praktycznie w 2 dni. Postanowiłam że tego będę śledzić na bieżąco. Mam nadzieję że będzie to równie piękna historia z happy endem co poprzednia. Naprawdę szczerze gratuluję talentu pisarskiego. A tak w ogóle mam pytanie ile planujesz rozdziałów?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam w takim razie i dziękuję za ciepłe słowa!❤ Nie jestem w stanie niestety powiedzieć ile będzie rozdziałów-na pewno sporo! Zakładam co najmniej 50. Na poprzednim blogu też tyle zakładałam, wyszło jak widać!:)) Wyjdzie w praniu!😉

      Usuń
  4. Jeśli Ty piszesz, że będzie tu wiele niespodzianek, a na dodatek pojawi się PĄCZEK... To jak ja mam stąd wyjść?! :o Muszę tu zostać do końca - nie ma innej opcji. <3
    Kocham Twoją twórczość i sposób pisania. ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział. Kurczę, a myślałam, że to Marco będzie w tym samochodzie, a tu takie zaskoczenie XD Na twój pierwszy blog natknęłam się akurat tydzień po tym jak go skończyłaś, ale na tym będę od teraz wszystko komentować. Już nie mogę doczekać się rozdziału z Pączkiem :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja tam wcale nie uważam, że to będzie Marco... Ale w sumie to może być on. Kto Cię tam wie! Polsatowski zakończenia to przy tobie pikuś. Teraz cały tydzień się będę męczyć. :p

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem!
    Rozdział jest naprawdę genialny! Kurczę, kochana, ja ci zazdroszczę talentu do tworzenia takich historii, wiesz? ^^
    Hmm... teraz powiem ci szczerze mam jeszcze większy mętlik w głowie niż ostatnio :D Ty jesteś zdolna do wszystkiego, coś czuję, że to dopiero początek niespodzianek.
    Czekam niecierpliwie, buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  8. Ha! Czułam, że zrobisz nas w balona i w tym samochodzie wcale nie będzie Marco. Podpuściłaś nas pisząc o tym Astonie Martinie :)
    No proszę, dziwnym trafem nasza bohaterka jednego dnia wpada na samych cholernie przystojnych blondynów, którzy są piłkarzami. Ja bym tam nie pogardziła ^^ ale cóż, takie rzeczy tylko w opowiadaniach.
    Jestem strasznie ciekawa czy Mareczek jednak wziął ten ślub, ale coś mi się wydaje, że raczej nie. Przecież nie zdążyłby w pięć minut przedostać się na drugi koniec miasta, no chyba że potrafi się teleportować, to zmienia postać rzeczy hehe.
    Ale ten nasz Mareczek działa na kobiety. Wystarczy, że Rose spojrzała mu w oczy i już zmiękły jej nogi, w sumie nie dziwie się jej, ja na jej miejscu już dawno leżałabym jak długa xD
    Nie będę się nastawiać, że właścicielem tego mieszkania będzie Reus, bo znów wpuścisz nas w maliny. Po tobie można się spodziewać, że to będzie każdy, nawet trener Borussi :) swoje przypuszczenia rozwieje w kolejnym rozdziale.
    Czekam na następny.
    Pozdrawiam,
    ~Karolina.

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny rozdział( tak jak i poprzedni oraz prolog)! Tylko tyle mogę powiedzieć :) <3 !

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja wiem, że animce, mangi i gejowe historyjki zawładnęły moją duszą, ale od razu uznałam, że jak garnitur to yakuza i będzie idealny seme, ale potem przypomniałam sobie, że to Twój blog.. No cóż.. Geje potem…
    Omg przepraszacz! Moja bratnia dusza! Też ciągle wszystkich za wszystko przepraszamXD
    Kuso. Jedzenie, poważnie?! Leżę z jelitówką od wczoraj nie jadłam praktycznie nic, a jak zjadłam to wiesz co się działo, a tu hot dogi. KOCHAM HOT DOGI! Szczególnie te z żabki, omg kocham je. Jak żałuję, że już nie mam pod szkołą żabki  Hot dog + żabkowa kawa + papieros, Jezus aż mi się stare dobre lo przypomniało, za co Oliwia?! ZA CO?!
    Ta twoja bohaterka prawie taka głupia jak ty. Dobrze wiesz o czym mówię. SZAFKI, TRAMWAJ, HEHE.
    Znowu palenie? Serio? Ty chcesz mnie dziś jakoś zamęczyć czy coś? 
    „masz jakieś obsesje prześladowcze?” – ja mam. Mocno. Omg. XD
    Ej no ona nie powinna się tak obwiniać (tak wiem, ostatnia osoba, która powinna tak mówić), ale kurde.. No to nie była jej wina, on podjął pewne decyzje.. To ich konsekwencja.
    „To nie zawód do kobiet” pomyślałam o klubie z męskim striptizem.. YAOI MNIE SPACZYŁO :”D
    Dobra, komentarz wyjątkowo krotki jak na mnie, więc trzeba się wypowiedzieć?
    No więc.
    UWAGA.
    Pisałam, że z jadem, ale nie pykło. No cóż, jestem milutką osobą, nie gryzę, nie zabijam.. Przynajmniej na początku znajomości c: Rozdział bardzo mi się podoba, jest tajemniczo, jest fajnie. Trochę klimat jak w Piekielnej Dziewicy, ale to tylko chyba ja rozumiem ten bełkotXD mniejsza. Kocham to opowiadanie już, mimo, że miałam czytać na bieżąco.. Ale no.. Znasz mnie
    XD Nie mam co pisać, seria czeka na skończenie a ja robię wszystko, żeby nie wracać do tamtego uniwersum bo moja ukochana postać.
    #spoilerdlamangozjebów Depresja jak po śmierci Erena 
    No więc tego, dobrze wiesz na co mocno czekam, tam buzia mi się nie zamknie, hehe.
    Kocham mocno!
    Miły jeż dominator terrorysta~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. WŁAŚNIE, ZAPOMNIAŁAM O NAJWAŻNIEJSZYM! OD DZIŚ JESTEŚ POLSAT, ZMIENIAJ NAZWĘ!

      Usuń
    2. PS: tak czytam te komentarze i ja jednak myślę, że to BĘDZIE ON. Chociaż.. Ty i te Twoje pomysły MNIE czasem nawet zaskakują :") *mówi przewidując końcówki większości filmów/seriali/mang/anime/czy tego co tam aktualnie oglada. Jesteś gorsza niż Toboso i Isayama razem wzięci.. XD

      Usuń
    3. Chryste, napisałam, że mangi się ogląda! XD Skreślić mangi tam!!^
      Sorki za tyle komentarzy <3

      Usuń
    4. Ymmm...Nie wiem nawet od czego zacząć, bo na pewno wszelkie szafki i środki transportu są do pominięcia(i wykreślenia! Mangi pal licho..) Po prostu dziękuję! Chciałaś krótko to masz 4 komentarze! Prawie ci sie udało😂😂 Jesteś zbyt kochaną osobą ale też na równi->wariatka!! #spoilerdlamangozjebów #polecamtegoallegrowicza!😂❤❤❤
      Nie obiecuję mniej jedzenia, zwłaszcza, że piszę że pojawi sie pączek, hot dogów na razie nie przewiduję-mozesz czuć się bezpieczna!<33
      Chyba kończę, jak coś mnie natchnie to dopiszę ale już gdzie indziej, bo zaraz tu będzie 81718 komentarzy-NIE ŻE MAM COŚ PRZECIWKO!!!!!💓🙏😎
      Buziaki!❤❤❤

      Usuń
  11. Świetnie piszesz! Zapraszam do mnie http://hey-a-ngel.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Jeny jakie cudo *.*
    Rudy jak zawsze w Formie XDDDD
    Wspaniałe ❤
    Piękne ❤
    Z niecierpliwością czekam na kolejny <333333
    KC ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do komentowania!❤️ To bardzo motywuje do pisania kolejnych rozdziałów!