-Dziękuję.-szepnęłam jedynie rozglądając się po malutkim,
pustym mieszkaniu.
-Obiecałem ci. Zawsze dotrzymuję słowa, Ru. –usłyszałam mój
ukochany, miękki, męski głos. Jego dłonie oparły się na mojej talii.
-Mamy na razie śpiwory. Znajdziemy ręcznik, umyjemy podłogę
i położymy się spać. –oznajmił i ucałował mnie w policzek. Dotyk jego
szorstkich ust i lekkiego zarostu działał na mnie kojąco. –Może usiądź…gdzieś.
I odpocznij.
-Dziękuję. Chwilę usiądę, mi naprawdę nogi odpadają.
-Wiem, kochanie.
Wędrówka zajęła nam dwa dni. Naszym zbawieniem okazywały się
zatrzymujące samochody. Z Kolonii do Düsseldorfu przeszliśmy na piechotę
czterdzieści kilometrów. Bez żadnego przystanku. Stamtąd złapaliśmy stopa prosto
do Essen, gdzie czekała na nas stara, opuszczona kawalerka. Była ona własnością
zmarłej ciotki Leona. Byłam jego dłużniczką, za wszystko co dla mnie zrobił.
Kochałam go za jego dobre serce i poświęcenie. Nie zastanawiał się długo. Kiedy tylko zawitałam w progi jego rodzinnego domu zalana łzami i razem ze mną uciekł
i wszystko zorganizował. Nie myślałam nawet jak on będzie odczuwał tę nową
sytuację. On pewnie nawet nie wiedział, ale widział jedno-że chce zapewnić mi
bezpieczeństwo.
Mieszkanie było zupełnie zapuszczone. Bałam się niesamowicie
pająków, a tych były tu miliardy. Mogliśmy również zapomnieć o jakichkolwiek
meblach. Jedynie w łazience znalazłam stary prysznic z rozpadającymi się
drzwiami i toaletę. Umywalka została zerwana. Kafelki zarosły pleśnią i grzybem. Przez pewien czas mieszkanie było
opuszczone i otwarte, stąd nie można było się spodziewać porządku. Ani Leonowi
ani jego rodzicom i rodzeństwu to mieszkanie nie było do niczego potrzebne. Miałam
nadzieję, że nie domyślą się, że tu przyjechaliśmy. Nie mogliśmy tu zostać na
stałe, bo jego rodzice mogli zgłosić nasze zaginięcie na policji. Co prawda on
skończył pełnoletność i to już sześć lat temu, mógł decydować sam za siebie, to ja mimo wszystko jeszcze w
świetle prawa i wyroku sądu musiałam być pod opieką rodziców, w domu. No dobra,
jeszcze przez trzy dni. Czekały nas trzy dni ukrywania, dopiero kiedy będę miała
dwudzieste urodziny możemy wylecieć, wyjechać czy po prostu zameldować się w
hotelu.
Zdjęłam brudne
ubrania i weszłam pod prysznic. Strugi delikatnie ciepłej wody spływały po moim
ciele i sprawiały, że moje mięśnie stawały się bardziej rozluźnione. Napięcie,
zbolałe mięśnie i stres zmywały się a ja zaczęłam uczuć ulgę i spokój. Moje
długie, blond włosy przykleiły się pod wpływem wody do pleców. Nie miałam ani
szamponu ani mydła. Na razie woda była dla mnie czymś zbawiennym.
Zanim wyszłam z kabiny wycisnęłam włosy i strzepałam
ostatnie kropelki wody z mojego brzucha, rąk i nóg. Wyjęłam z mojego plecaka
świeże ubrania i skarpetki, a na stopy włożyłam stare trampki.
Wracając do pokoju zastałam Leo, który na gruby koc w
rogu dużego pokoju kładł dwa duże śpiwory.
-I jak? Odświeżona?-uśmiechnął się spoglądając na mnie z
czułością.
-Tak. Widzę, że nic dla mnie nie zostawiłeś do sprzątania?
-Nie. Chodź do mnie, księżniczko. –usiadł na swoim śpiworze
i wyciągnął do mnie ręce. Z uśmiechem podeszłam do niego i usiadłam między jego
udami.
Objął mnie w pasie i przyssał się do mojej szyi robiąc tym samym
malinkę. Zaśmiałam się i oparłam wygodnie o jego ciało kładąc głowę na
ramieniu. Może nie był wyjątkowo umięśniony ale nie odejmowało to jego
przystojności. Bo był szalenie przystojnym mężczyzną. Ciemne włosy i piwne
oczy. Włosy miał wygolone z jednej strony, z drugiej opadały na oko. Mogłam się
chwalić, że od zawsze mu je obcinałam.
Każde z nas miało swoją trudną sytuację życiową. Każde
diametralnie inną ale przez to, że ufaliśmy sobie i darzyliśmy się wyjątkowym
uczuciem jedno za drugim skoczyłoby w ogień. Mówi się, że przeciwieństwa się
przyciągają. On pochodził z zamożnej rodziny. Jego rodzice posiadali największą
willę w mieście, byli zaślepieni pieniędzmi i nie uznawali w życiu innych
wartości niż pragnienie wzbogacenia się. Jego siostra Linda była naprawdę
śliczną dziewczyną. Ciemnobrązowe włosy do pasa i ciemne oczy, identycznie jak posiadał Leo. Była ode mnie rok starsza i chodziłyśmy razem do szkoły i to już od
podstawówki. Zawsze miała na sobie markowe, najdroższe ubrania, jako pierwsza
nałożyła na siebie kilogram tapety, jako pierwsza zrobiła sobie operację
plastyczną powiększenia biustu i korekty nosa, jako pierwsza straciła
dziewictwo, jako pierwsza zaszła w ciążę i jako pierwsza ją usunęła.
Śmiałam się, że ja od zawsze byłam obserwatorem-doskonale
widziałam jej zmianę i byłam świadkiem coraz to nowych osiągnięć, którymi się
chwaliła. W liceum uważała się za księżniczkę i z resztą tak była traktowana. Przez
uczniów jak i nauczycieli, którzy w podzięce za sponsorowanie szkoły jej
rodzicom stawiali jej lepsze stopnie i niezależnie ile wagarowała zawsze dostawała
się do następnej klasy. Ja zawsze byłam szarą myszką, indywidualistką. Nie
potrzebowałam fałszywych przyjaciół, których hipotetycznie mogłam mieć w szkole
na pęczki. Byłam wręcz niewidzialna, a koleżanki znały mnie tylko na tyle, żeby
wiedzieć, że jakaś Müller chodzi do ich klasy. Może to niesamowite, że z moją
popularnością poznałam Leona. Ale on był inny. Co prawda był lubiany przez
swoich kolegów, kiedy jeszcze chodził do szkoły ale tak, był inny. A może
właśnie nie? On był normalny. Kiedyś przyszedł do szkoły odebrać od dyrektora
siostrę, która uwzięła się na moją koleżankę z klasy, bo ta jej się postawiła.
Przez cały semestr nie miała w szkole życia. Dopiero jak została oblana
niegroźnym kwasem na chemii poniosła za to konsekwencje. Leon wtedy potrącił
mnie na schodach. Pamiętam jak wtedy, że miałam na sobie zwykłe spodnie
dresowe, t-shirt, a moje długie włosy były związane w kucyk. Niby nic
niezwykłego, jednak on przepraszał mnie długo i upewniał się, że nic mi nie
jest, a jako przeprosiny zaprosił mnie na obiad do restauracji. Odmówiłam. Do
teraz nie wiem jakim sposobem znalazł miejsce, gdzie mieszkam i to na obrzeżach
miasta i wyciągnął mnie bez żadnego sprzeciwu. Chcąc nie chcąc musiałam się
choć trochę przed nim otworzyć i mu zaufać. Zrobić coś pierwszy raz w życiu, co
było dla mnie bardzo trudne. W rekompensacie on opowiedział mi dużo o sobie.
Spotkań było naprawdę wiele, powstała między nami naprawdę piękna przyjaźń, a z
czasem przerodziło się w coś więcej. Po prostu, stało się samo. Byłam naprawdę
szczęśliwa. Poczułam się otoczona miłością, szczęśliwa, tak prawdziwie
szczęśliwa.
-Późno już? –zapytałam spoglądając na jego zegarek.
-Za pół godziny północ. Może pójdziemy spać?
-Tak. Przepraszam, że pytam, ale wziąłeś jakieś pieniądze?
-Dwieście euro w portfelu i karta kredytowa. Damy radę, Ru.
Nie bój się o nic. Jesteśmy razem i poradzimy sobie ze wszystkim. Chodź,
wygrzej się. Jutro pójdziemy po coś do jedzenia.
-Dziękuję, że jesteś.
-Zawsze przy tobie będę. Zawsze. –uśmiechnął się chwytając
moje policzki w obie dłonie i złożył na moich ustach czuły pocałunek.
Z jego pomocą weszłam do śpiwora i zwinęłam się w kuleczkę
czekając dopóki Leo się nie umyje i nie przyjdzie do mnie.
Kiedy już wykąpany był obok w swoim śpiworze przytulił mnie do siebie
składając ostatni pocałunek na dobranoc. Bezpieczna i kochana. Tyle w tej
chwili mi wystarczyło.
***
W środku nocy sama się obudziłam. Głupi koszmar nie pozwalał
mi na dalszy sen. Usiadłam ostrożnie nie chcąc obudzić bruneta. Wygrzebałam się
ze śpiwora i podeszłam do parapetu. Widok z okna padał na dość biedną
dzielnicę. Stare, szare blokowiska z kilkoma wyznaniami miłości napisanych
graffiti, parę wyzwisk w stronę kibiców nielubianej drużyny piłkarskiej…
Musiałabym zapytać Leo co sądzi o tych dwóch klubach, bo ja zupełnie nie byłam
w temacie jeśli chodziłoby o piłkę nożną.
Na samym środku podwórza stał trzepak, na którym o dziwo
wisiał jeszcze jakiś stary dywan. Nie wydawało mi się, że okolica należała do
najbezpieczniejszych jednak liczyło się, że mamy jakiekolwiek suche
schronienie, a ostatnie dni lata były deszczowe a nawet burzowe. Dla mnie nie
było to problemem, bo uwielbiałam deszcz, jednak bardziej lubiłam deszcz, kiedy
było sucho i ciepło w miejscu skąd go obserwowałam. Gdyby nie to mieszkanie,
gdyby nie Leo, byłabym zupełnie sama. Nie myślałam teraz co przyniesie
przyszłość. Teraz była teraźniejszość i na niej musiałam się skupić.
-Nie możesz spać?-usłyszałam głos tuż koło mojego ucha.
Odwróciłam się i próbowałam przyzwyczaić moje oczy do panującego mroku w
pokoju.
-Miałam zły sen. Przyszłam tutaj posiedzieć i pomyśleć…
-Nad?-zapytał i usiadł na parapecie naprzeciwko mnie.
-A tak.. Zobacz. –wskazałam napisy na ścianach bloku –Który
klub lepszy?
-Borussia. –zaśmiał się w odpowiedzi jakby to był dla niego
największy banał.
-I jak ty teraz będziesz oglądał mecze, hmm?
-Przeżyję bez nich. Teraz ty jesteś najważniejsza.
-Dziękuję ci. Tyle dla mnie robisz.-uśmiechnęłam
się i złapałam go za rękę. Leo zasępił się patrząc w jeden wyznaczony punkt na
horyzoncie.
-Nie mów tak.-szepnął cicho.
-Jak mam nie mówić?
-Że mnie kochasz.
-Leo, kocham. Jesteś dla mnie taki dobry, jesteś zawsze
przy mnie, dajesz mi tak wiele.
-To ja cię kocham. Wiem, że darzysz mnie silnym uczuciem
ale…
-Proszę cię, nie mów tak… -powiedziałam czując napływające
łzy do moich oczu. Zeskoczyłam razem z nim z parapetu i podeszłam do niego po
czym mocno się do niego przytuliłam.
-Nie płacz, Ruby. Od dawna wiedziałem, że to nie miłość..
-Nieprawda!-krzyknęłam odpychając go od siebie.
-Nie bądź na mnie zła. To nic złego, że nie możesz czuć tego
samego co ja do ciebie. Wiem, że może ci się wydawać.. Ale ja wiem, że to tylko
przyjaźń. Że jestem twoim najlepszym przyjacielem i w to nie wątpię. Chyba
będzie nam lżej, gdy ty nie będziesz się do niczego zmuszała, ani ja nie będę
miał złudzeń.
-Nie..-szepnęłam a po chwili przyciągnęłam go do siebie i
wpiłam mu namiętnie w usta. Na początku nie czułam żadnej reakcji z jego strony
jednak potem oddał mój pocałunek. Oplotłam dłońmi jego kark pogłębiając
pocałunek. Chciałam mu udowodnić, że go kocham… Chciałam udowodnić sobie…
Kiedy zaczynałam rozpinać guziki jego koszuli i delikatnie
ściągać ją z jego barków zostałam od razu złapana mocno za nadgarstki.
-Nie rób tego.-powiedział cicho i pocałował mnie lekko w
czoło.
-Chcę tego. Pragnę cię. Zawsze odkładaliśmy to na później.
Ja naprawdę jestem gotowa.-szepnęłam mu do ucha i pocałowałam miejsce tuż za
nim. Próbowałam wyrwać ręce z jego uścisku jednak na próżno. Splótł silnie moje
dłonie między naszymi ciałami. Drugą ręką przyciągnął mnie do siebie obejmując.
-Zostaw to dla tego, kogo będziesz kochać całym sercem.
Prawdziwie. Obiecaj mi to.
-Leo, ja naprawdę…-zaczęłam, lecz zdałam sobie sprawę, że
nie wiem co mam powiedzieć. Czułam się jak skarcone dziecko. Odeszłam do
naszych śpiworów. Ustawiłam trampki koło koca i weszłam do mojego śpiwora. Łzy
powoli spływały po moich policzkach. Usłyszałam pstrykanie zapalniczki, a kilka
chwil później do moich nozdrzy dotarł trochę drażniący dym papierosów. Próbowałam oddychać głęboko w celu
uspokojenia. Przez to, że Leo podjął moje uczucia wątpliwości ja nie umiałam mu
do końca zaprzeczyć. Nie umiałam pogodzić się z tym. A on cholera miał
pieprzoną rację. Może on cały czas był dla mnie najlepszym przyjacielem, a
uczucie, którym go darzyłam było wielkie jak miłość ale pomyliłam je z czymś
innym.
Poczułam jak kładzie się koło mnie i przytula mnie do
siebie.
-Nie zmieniajmy nic. Nie teraz. –powiedziałam zamykając
powieki.
-W porządku, Ru. –szepnął i pocałował mnie jak zwykle to
robił na dobranoc w szyję. Uśmiechnęłam się lekko i czując powracający spokój udało
mi się znów zasnąć.
***
Słońce o poranku przedzierało się przez okna. Przez to, że
pokój był pusty, a zwłaszcza biały stało się szybko jasno. Mruknęłam
niezadowolona i schowałam głowę mocniej w śpiwór.
-Wstajemy, słonko.-usłyszałam jego cudowny głos. Mimowolnie
uśmiechnęłam się i podniosłam na łokciach. Na dzień dobry dostałam czułego
buziaka.
-Nie chce mi się. Chcę spać. –jęknęłam wtulając się w jego
szyję. Zostałam objęta jego ramionami. Było mi tak szalenie dobrze. Spędziliśmy
tak kilka dobrych minut, żeby się dobudzić. Kompletną ciszę przerwało burczenie
mojego brzucha.
-Widzisz. Czas iść do sklepu.
-Mogę pójść.
-Lepiej zostań, ja pójdę. Sama nie powinnaś tu wychodzić. Tu
jest niebezpiecznie.
-Pójdę z tobą.
-Chciałaś spać. Poza tym chcę pójść coś do restauracji i
kupić dla ciebie coś specjalnego.
-Nie ustąpisz, hmm?
-Zapomnij.-zaśmiał się i ucałował mnie w policzek. Podniósł
się i poszedł przebrać się do łazienki. Nie chciałam już walczyć bo miał zbyt
mocne argumenty. Zamknęłam na chwilę oczy jednak nie zasnęłam.
-Kochanie, wychodzę! Zostawiłem portfel na szafce, zamknij
się od środka, dobrze?
-Okeej.
-Ale teraz.
-Tak, wstaję. –westchnęłam niezadowolona i poszłam do małego
korytarzyka. Pocałowałam go na pożegnanie i zamknęłam za nim drzwi. Poszłam
jeszcze na chwilę się położyć.
Chciałam sięgnąć po swój telefon, jednak zapomniałam, że go
wyłączyłam i na razie musiał taki pozostać. Wstałam do swojego plecaka i
zabrałam rzeczy na przebranie. Wybór padł na zwykłe jeansowe, opinające spodnie
i czarny t-shirt. Przeczesałam moje długie włosy szczotką kilka razy i na
szczęście ułożyły się idealnie, co nieczęsto się zdarzało. Związałam je i
zrobiłam delikatny makijaż.
Wracając do salonu usłyszałam ogromny huk z
zewnątrz przez otwarte okno. Moje serce stanęło w jednym momencie. Wiedziałam,
że coś musiało się stać. Przekręciłam klucz w zamku i zbiegłam po klatce
schodowej. Kiedy wyszłam przed blok wręcz zamarłam. Jakiś srebrny samochód
odjeżdżał w oddali a na ulicy leżał nie kto inny jak Leo. Podbiegłam do niego
najszybciej jak mogłam.
-Leo, możesz wstać? Hej, słyszysz mnie?-zapytałam czując
zbierające się łzy w oczach. Był ledwo przytomny, spod jego głowy wyciekała
ciemna krew.
-Ru..-szepnął cicho łapiąc mnie za rękę. Nawet nie potrafił
jej ścisnąć.
-Gdzie masz telefon? W kieszeni?-zapytałam szukając
urządzenia po jego kieszeniach.
-Nie mam. Kochanie, uciekaj. Zostaw mnie. –powiedział a
potem zaczął kasłać krwią.
-Pójdę po swój telefon i wezwę pogotowie. Posłuchaj, nie
trać przytomności. Może licz w myślach…
-Nie, Ru. Poczekaj.
-Nie mogę… Musisz żyć, jasne? Dla mnie..
-Nie dam rady. Uciekaj. Znajdź pracę, nawet w swoje urodziny.
Bardzo cię kocham, dasz radę…
-Ja ciebie też, dlatego walcz dla mnie.
-Chciałbym tak myśleć… Znajdziesz swoją miłość. Znajdziesz
taką, jaką ja znalazłem. Dziękuję ci, Ru za nasze wspólne lata. Byłaś cudowną
przyjaciółką.
-Nie żegnaj się.
-Idź już. –powiedział i przechylił głowę w bok, a z jego ust
wydobywała się nadal krew.
-Nie zostawię cię.
-Jeśli mnie kochasz idź i ratuj siebie. Nie wrócisz tam.
-Kocham.-szepnęłam cicho patrząc prosto w jego oczy. One
nie gasły. One cały czas patrzyły na mnie z ogromną miłością.
-Wiem, idź. Ja zawsze będę przy tobie. –powiedział szeptem i
stracił przytomność. Zacisnęłam zęby czując kolejne napady histerii. Czułam
jeszcze jego słabnący puls. Tak jak prosił-wstałam z miejsca i pobiegłam do
mieszkania. Założyłam jak najprędzej plecak na plecy, zabrałam pieniądze z jego
portfela, przełożyłam przez szelkę plecaka swój śpiwór, zabrałam mój telefon
oraz jego, na którym wybrałam szybko numer na pogotowie. Połączyłam się z
dyspozytorką, kiedy sprawdzałam czy zabrałam wszystkie swoje rzeczy, nie mogłam
zostawić przecież ani jednego znaku policji, że były tu dwie osoby. Przecież
mogłam być już poszukiwana.
Wybiegłam tylnymi drzwiami na podwórze, które widziałam. Gdy dyspozytorka zapytała mnie o nazwisko podałam zmyślone pierwsze lepsze i
od razu się rozłączyłam. Wyjęłam kartę z telefonu i złamałam ją w pół. Razem z
telefonem zostały wrzucone na dno rzeki, a dodatkowo wrzuciłam też mój dla
większego bezpieczeństwa.
Łzy nie mogły przestać płynąć. Bałam się, nie wiedziałam
zupełnie co miało się teraz ze mną stać. Podczas, gdy szłam wzdłuż drogi minęła mnie
pędząca karetka na sygnale. Modliłam się, żeby przeżył, choć były na to nikłe
szanse.
Po dwóch godzinach drogi zatrzymałam się przy chodniku i
usiadłam na krawężniku. Byłam głodna i zmęczona. Znalazłam jakimś cudem przy
ulicy kartonik z napisem „Dortmund”. Nie wiedziałam jak daleko jest to miasto
ale wiedziałam, że może to być moja jedyna szansa. Zostawiłam plecak na uboczu
i stanęłam przy drodze z wyciągniętym kartonem. Czułam lekki strach, bo byłam
sama. Przy Leo czułam się pewniej, czułam się bezpiecznie.. Teraz nawet nie
wiedziałam kto się zatrzyma. A łzy nie mogły przestać płynąć. Czekałam niecały kwadrans, aż w końcu
zatrzymał się jakiś czarny sportowy samochód. Moja szansa czy moja zguba?
~~~
Miałam pisać o tym osobny post, nawet pojawił się tu na chwilę, jednak zrezygnowałam, postanowiłam napisać tu, w skrócie, niż pozostawiać Wam moje długie żale.
W zeszłym tygodniu znalazłam uroczy duplikat mojego poprzedniego bloga, te same sytuacje, styl pisania..no wszystko, poza imionami bohaterów. Jako autorkę naprawdę zalała mnie krew, bo mimo, że jestem wyrozumiała do jakiegoś stopnia, to ten stopień został zbyt bardzo przekroczony. Dziękuję fulmine, która się za mną wstawiła w komentarzach u tamtej osoby, szkoda, że nasze oba zostały usunięte.. Koniec końców, blog też został usunięty, mnie kamień spadł z serca. Może to się nie wydawać, ale pisanie to ogrom pracy, wyrzeczeń ale także ogromy wkład serca, emocji, własnych uczuć, wspomnień, bez względu czy opowiadanie jest napisane dobrze czy źle, to zawsze jest cząstka mnie i naprawdę, kopia tego... Uwierzcie, nie jest fajne. Mam nadzieję, że takie sytuacje się nie powtórzą. Chcąc nie chcąc, to kradzież. Dzisiaj czuję ulgę i cieszę się, że to już mam za sobą.
Tak a propos jeszcze rozdziału... Śmieję się do teraz, bo 1-ka miała być prologiem...I zapomniałam jej jakoś przeprawić, żeby wyglądała bardziej po ludzku. A jak przypomniało mi się, nie miałam na to kompletnie weny, także zostawiłam. Przez to jest krótszy-tak, tak, będą stopniowo dłuższe wraz z rozkręcaniem się fabuły!;)
Ogromnie dziękuję za tyyle wspaniałych komentarzy pod prologiem.. Byłam naprawdę poruszona tyloma pięknymi słowami, tym, że czekałyście..i byłam z siebie dumna, bo pojawiło się też kilka wspomnień o wyglądzie bloga..nad którym się napracowałam i jestem szczęśliwa, że moja praca się opłaciła i dobrze się tu czujecie, bo trochę tu posiedzimy, nie ma co!:)
Coś ostatnio mnie wena opuściła, chyba pojechała na ferie, a ja z nich nie korzystam tylko cały czas latam z angielskiego na niemiecki i z powrotem..
Za tydzień 2-ka! Będzie ciekawie(j)! Obiecuję!😊
Zapraszam do komentowania! Do następnego!💕
Lubię to! ❤️ O mój Boże... BARDZO LUBIĘ! Mega początek, mega nie mogę doczekać się rozdziału drugiego.... ❤️
OdpowiedzUsuńW trakcie dnia jeszcze piszesz mi kropki nienawiści. :) i uśmieszki.
OdpowiedzUsuńCzuje się mile doceniona, aczkolwiek już mi dziekowalas wiec nie musiałas robić tego znowu :p powtórzę się, nie ma za co, jako ze jestem twoja fanka i kims wiecej (hehe, brakuje tu lennego) to uznałam to za najbardziej oczywistą rzecz na świecie.
Jak mi pisałaś ze masz trupa w 1, myślałam o czymś drastycznym, no nie wiem jakiś postrzał, kanibal czy coś.. (za duzo wattpada, za duzo ereriego.. pamiętaj ze to nie kolejne chore ereri...)
No nieważne! Dobrze radzę pominąć większość nawiasow bo znasz mnie, lubię sobie pogadać... XD szczególnie jak mam czas
Boli mnie to ze rozdziały sa w soboty o 9... ty szatanie, dobrze wiesz ze ja wstaje pozno i niewazne ile budzikow nastawie to nigdy nie wstane o tak nie ludziej porze
Szczególnie ze wczoraj przez pewnego osobnika zasnelam w okolicach 5 rano. Zabijcie mnie, ale nadal bym pospala mimo ze niedługo 15
Moze by wypadało jakies śniadanie zjeść eh
Wracając do rozdziału, nie rozumiem czemu wczoraj w nocy panikowalas ze jest kiepski, jest świetny, trzyma w napięciu i kurde, polubiłam tego nieżyjącego kolesia, co juz Ci zdążyłam powiedzieć z zachowania mega przypomina Levi'a, a z wyglądu takiego dupka z Wielkiej Piątki z Assasination Classroom czy jakoś tak xd przynajmniej tak go sobie wyobrażałam :v
Zakładam ze w samochodzie siedzi ten z którym straci swoją cnotę nasza główna bohaterka! I to oby szybko.. bardzo szybko *szatanski smiech*
Dobra, oczy mi zaczęły lzawic, brat się pyta czy wszystko w porządku więc chyba pora kończyć ten komentarz :p
Tęsknilam za wylewaniem moich emocji i przeżyć u Ciebie w komentarzach xd
Pozdrawiam cieplutko<3
Słońce, jeśli Ty obiecujesz, że będzie ciekawie, to ja Ci wierzę, bo absolutnie nie mam nawet najmniejszych powodów do zwątpienia. I dlatego też nie mogę się doczekać następnego rozdziału! ;D
OdpowiedzUsuńCo do tej sytuacji z blogiem... Przykro mi, bo doskonale rozumiem, jak musiało Cię to zaboleć. Wkładasz dużo pracy, czasu i serca w pisanie, a potem ktoś inny czerpie z tego korzyści.. To nie fair. Mam nadzieję, że takie sytuacje nie będą już miały miejsca. Nie tylko w Twoim przypadku, ale ogólnie. ;)
Jeszcze jedno - wygląd tego tutaj bloga... Powaliłaś mnie na kolana. <3 Jest tu tak pięknie, że aż się nie chce zamykać strony. *.*
No to co? Czekam, aż pojawi się Marco. :D
Buziaki i zapraszam do mnie ;*
Dlaczego mam wrażenie, że ten czarny sportowy samochód to jakiś przypadkowy Aston Martin Vanquish? Z jakimś super przystojnym farbowanym rudym blondynem za kierownicą? Naprawdę mam nadzieję, bo tak MUSI BYĆ. Kropka. A tak po za tym to jejejejejejej! YOU ARE BACK! A ja jestem tak przeszczęśliwa. Tęskniłam za sobotami z twoim blogiem. I tak pięknie, że o 9! Budzę się i pierwsze co robię to czytam twojego bloga. Gdyby nie to, to pewnie spałabym dłużej bo jestem okropny śpioch. Jeszcze raz: Naprawdę cieszę się, że wróciłaś. Piękny blog. Piękny nowy początek. Czekam na więcej. Pozdrawiam <3
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo!!❤❤❤ Również się cieszę ogroomnie!😘
Usuń❤❤❤❤❤❤
OdpowiedzUsuńKocham <3 <3
OdpowiedzUsuńLedwo pierwszy rozdział, a my już mamy trupa na pokładzie. Ruszyłaś z pełną pompą, tego to się zupełnie nie spodziewałam.
OdpowiedzUsuńMam dziwne wrażenie, że w tym samochodzie siedzi ktoś kogo wszyscy dobrze znamy. Chyba że wywiniesz nam niezły numer i tą osobą okaże się zupełnie ktoś inny niż myślę.
To dopiero początek, a ja jestem zachwycona tą historią. Trzyma w napięciu i jest tutaj nutka tajemnicy, co bardzo lubię w opowiadaniach. Chyba jesteś jedyną autorką, która potrafi mnie porwać od początku swoim stylem pisania.
Tak jak pisałam pod prologiem świetnie się zaczyna i oby tak zostało :)
Czekam na drugi rozdział i oczywiście na pierwsze spotkanie naszej głównej bohaterki i Marco :)
Pozdrawiam ;*
~Karolina
Okay, tego się nie spodziewałam. Pierwszy rozdział i trupy ;D No, ale jak można zacząć lepiej opowiadanie? hahaha
OdpowiedzUsuń