sobota, 25 lutego 2017

Sześć




Kiedy wyszłam z łóżka założyłam nową spódniczkę przed kolano, którą mi kupił, a właściwie kupiła Yvonne. Do niej idealnie pasowała bokserka. Wczorajsza gorsza pogoda za oknem zamieniła się z powrotem w upalne lato. Nie robiłam nic z włosami, pozostawiłam je rozczochrane po śnie, bo zupełnie nie miałam teraz ochoty się z nimi użerać. Wymagało to ode mnie zbyt wielkiego poświęcenia.
 Zbiegłam bosymi stopami po schodach na dół i wzięłam szklankę, do której nalałam wody i włożyłam do niej różę. Oparłam ją o lodówkę. Było już przed jedenastą, więc Marco powinien się niedługo obudzić. Postanowiłam upichcić dla nas śniadanie. Także w ramach małego podziękowania za niespodziankę i przeprosin za ostatni wybuch. Zrobiłam rozeznanie po szafkach i przygotowałam wszystkie potrzebne składniki. Znalazłam ku uciesze dżemy i nutellę, a także na dole w szafce zapakowany w karton ekspres do kawy. Ciasta było na tyle, że miałam już piętnaście naleśników z nadzieniem gotowych do zjedzenia. Kiedy nalewałam ciasta na ostatni raz ktoś przekręcił zamek w drzwiach mieszkania. Stanął w nich Marco, który od razu uśmiechnął się na mój widok.

-Cześć, myślałam, że jeszcze śpisz.-powiedziałam podrzucając naleśnika do góry. –Zrobiłam śniadanie ale chyba już jadłeś..? –naleśnik został elegancko złapany na patelni odwrócony w drugą stronę.
-Tak, w ośrodku szkoleniowym ale dla naleśników się poświęcę. Wyglądają genialnie.
-Widziałam w szafce ekspres. Można go użyć?
-Jasne. Ja bardzo rzadko piję kawę, więc tam stał. Zaraz podłączę. –odstawił czarną torbę z logiem Borussii i ściągnął trampki. Wszedł za blat i schylił się do szafki koło mnie.

-Ile zjesz?
-Trzy wzwyż. –zaśmiał się wyciągając urządzenie i podłączył je do prądu. Nałożyłam wszystkie naleśniki na talerz i wystawiłam dwa mniejsze talerzyki dla nas. Wzięłam dwa kubki i postawiłam je na blacie.
-Też chcesz kawy?
-Wyjątkowo tak, daj, ja zrobię. –uśmiechnął się i przesunął mnie kładąc dłonie na moich biodrach. Zajęłam miejsce na wysokim krześle i nałożyłam jednego naleśnika z nutellą na talerz. Kiedy akurat wzięłam duży gryz Marco podłożył kubek pod ekspres.
-Jaką chcesz kawę?
-Hahe..-próbowałam powiedzieć z pełną buzią jednocześnie parząc się naleśnikiem. On odwrócił się, a na jego twarzy jak i błyszczących oczach widniało duże rozbawienie.

-Chyba coś niedosłyszałem…
-Latte. –poprawiłam się po przełknięciu kawałka naleśnika.
-Okej.

Sprawnymi ruchami obsłużył maszynę a chwilę później do moich nozdrzy dotarł cudowny zapach kawy. Po chwili postawił przede mną parujący kubek.

-Dziękuję. –uśmiechnęłam się i podmuchałam lekko na napój.
-Rose.. –westchnął ciężko stawiając swój kubek z kawą i usiadł na krześle tuż koło mnie. –Przepraszam, naprawdę. Mogłem cię poinformować, że cię zostawiam.
-Mogłeś. Bałam się tam być sama, nie wiedziałam nawet jak wrócę, miałam nawet myśli, że coś ci się mogło stać.
-Martwiłaś się? –uśmiechnął się zaczepnie i ugryzł kawałek naleśnika.
-Trochę, to takie dziwne?
-Nie.

W ciszy zjedliśmy naleśniki. Sama czułam się jak grubas, bo zjadłam ich z cztery. Marco na szczęście więcej, więc miałam nadzieję, że nie weźmie mnie za dziwoląga. To były pierwsze naleśniki jakie zrobiłam od początku do końca sama. Zwykle robiłam je razem z Leo. Tamte wychodziły naprawdę niezwykle pysznie. Może dlatego, że dodawaliśmy do składników ogrom naszego uczucia.

-Dziękuję, było pyszne. –uśmiechnął się kończąc posiłek i wstawił swój kubek i talerz do zmywarki. –Mogę wziąć też twój?
-Tak. Dziękuję. –uśmiechnęłam się i dopiłam ostatni łyk kawy. –Dziękuję za różę, jest przepiękna.
-Cieszę się. Miałaś dobry wieczór z Yvonne?
-Tak, jest bardzo miła. I ma ślicznego synka.
-To prawda.-uśmiechnął się na myśl o swoim siostrzeńcu. –Yvonne przyjdzie po ciebie za jakąś godzinę, żeby wybrać sukienkę.
-W porządku. A, i jeszcze jedno. Dziękuję za ubrania. Nie musiałeś ale to naprawdę miłe z twojej strony.
-Staram się. Chcę, żebyś się ze mną dobrze czuła.
-Chciałabym, żeby tak było. Pójdę wziąć prysznic.
-Jasne. Jak będziesz chciała myć plecy to zawołaj.
-Coś ci humor dopisuje. Chyba powinnam to zapisać w kalendarzu. –uśmiechnęłam się i pobiegłam po schodach na górę. 
Byłam naprawdę szczęśliwa widząc go w takim nastroju. Radosnego, pełnego energii. Nie wiedziałam z czym to ma związek ale cieszyłam się i to strasznie. Wolałam jego tę stronę niż tą drugą, mroczniejszą, której czasem się bałam.
Wzięłam nowy t-shirt z siatki, bieliznę i baleriny. Kiedy wyszłam z pokoju na korytarzu trafiłam na blondyna. Uśmiechnęłam się lekko i przemknęłam do łazienki. Zamykając już za sobą drzwi przyszło mi coś na myśl.

-Marco?
-Tak? –odwrócił się w moją stronę i oparł o próg ściany.
-Bo jest taka sprawa.. Nie wiem jak to stoi ale czy będzie mnie stać na suknię ślubną.
-Ja płacę za suknię i wszystko co będziesz chciała kupić.
-Nie mogę od ciebie brać tyle pieniędzy.
-Możesz. Jutro dostaniesz dokumenty o dostęp do konta.
-Nie chcę twoich pieniędzy.
-Rose. –powiedział lekko zdenerwowany i podszedł do mnie zdecydowanym krokiem. –Wiem, że nie chcesz moich pieniędzy ale nie zaprzeczysz, że nie masz nic na koncie i nie stać cię na suknię. Chcę, żebyś miała dostatnie życie. Będziesz mogła kupić co tylko chcesz. Nie mów, że nie, bo nie wyżyjesz za swoje pieniądze. Przykro mi, jeśli to cię boli ale taka prawda.
-Pójdę do pracy.
-Nie pójdziesz.
-Słucham!? Chyba żartujesz.
-Moje zasady.
-Nic o nich nie mówiłeś. Mogę decydować sama za siebie! Ach, zostaw mnie w spokoju!
-Zimny prysznic polecam. –westchnął ciężko i wszedł do swojej sypialni.
-Dupek!-warknęłam pod nosem i weszłam do łazienki z trzaskiem drzwi. Mówiłam przypadkiem, że kocham go w takim nastroju?!


Pod prysznicem musiałam znów użyć jego żelu. Wszędzie jego zapach. Potrzebowałam dystansu, dystansu i jeszcze raz dystansu. Był zbyt bardzo intensywny, wywierał na mnie pełno różnych emocji, z którymi nie umiałam sobie poradzić.
Mokre włosy jeszcze rozczesałam, żeby pozbyć się kołtunów i wysuszyłam niezbyt ciepłym nadmuchem. Rozczesałam je dobrze i zaplotłam z nich długiego warkocza-kłosa. Założyłam nową koronkową bieliznę, śliczny t-shirt i czarną, rozkloszowaną spódnicę. Zrobiłam delikatny makijaż i założyłam beżowe baleriny.

Zorientowałam się, że nie mam żadnej torebki. Musiałam jakąś dzisiaj kupić, skoro mam nieskończony limit pieniędzy, a klucze na razie dam Yvonne do chwilowego przechowania nie mając ich w czym przechować.
Będąc na korytarzu słyszałam, jak Marco rozmawia z kimś przez telefon ale zupełnie mnie to nie obchodziło. Zamknęłam się w swoim pokoju i wzięłam telefon. Odblokowałam i postanowiłam napisać wiadomość do Yvonne. Miałam nadzieję, że miałam jakieś pieniądze na koncie.

„Hej Yvonne. O której dzisiaj będziesz? Nie chcę cię pospieszać ale po prostu chcę już jak najszybciej stąd wyjść. Twój brat ma chyba okres bo ledwo z nim idzie wytrzymać.. Rose”.

Po wysłaniu zablokowałam urządzenie i zaczęłam okręcać go między palcami. Oparłam się plecami o ramę łóżka i czekałam na jakąkolwiek odpowiedź. W końcu usłyszałam piknięcie sygnalizujące nową wiadomość.

„Ja z nim się rozmówię!... Możesz w sumie już wyjść przed klatkę, będę za 3 minuty!:)”

Nie musiałam długo czekać. Wyszłam z pokoju i podeszłam do drzwi sypialni Marco. Lekko zapukałam i uchyliłam drzwi.

-Wychodzę, Yvonne czeka na mnie na dole. Biorę klucze. –oznajmiłam i zamknęłam drzwi nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź. Odwróciłam się na pięcie i zaczęłam iść przed siebie. Kiedy już schodziłam po stopniach schodów usłyszałam wołanie mojego imienia.

-Rose! Rose, poczekaj. –dobiegł do mnie w ułamku sekundy i złapał mnie za rękę delikatnie ją ściskając.
-Proszę cię, daj mi spokój. Czasem mnie przerastasz i nie umiem znieść twoich nastrojów. Nie umiem się z tobą nie kłócić… Chcę odetchnąć na tych zakupach i dobrze się bawić nie martwiąc się o nic, nic związanego z tobą. Jesteś zbyt intensywny.
-Przykro mi. Mówiłem ci, że będę się starać.
-Staraj się bardziej, bo na naszym rozwodzie sędzia skieruje mnie do psychiatry.
-Baw się dobrze. –powiedział wbijając we mnie swoje intensywne spojrzenie.
-Dzięki.. To.. Mogę już iść? –zapytałam niepewnie spoglądając na niego spod przymrużonych powiek.
-Tak. –powiedział nie puszczając mojej dłoni. Zbliżył się do mnie na tyle blisko, że czułam doskonale jego oddech na swoim policzku. Spojrzałam prosto w jego oczy, które płonęły. Cholera, jeśli chciałby mnie naprawdę pocałować chyba nie miałabym nic przeciwko. Miałam nogi jak z waty. On dostrzegając chyba mój stan położył dłoń na wcięciu mojej talii i nachylił się do mojego ucha.
-Ślicznie dziś wyglądasz. I pachniesz…mną. Cieszę się, że podobał ci się wtedy tamten sen. Cholernie dobrze mi było ciebie taką obserwować. Chciałbym w przyszłości być prawdziwym tego sprawcą…
-Ja.. –powiedziałam ochryple nie wiedząc zupełnie co powinnam zrobić. Przełknęłam głośno ślinę.
-Baw się dobrze, ale niezbyt dobrze. Zabieram cię do kina. Kup coś na wieczór.

Jego usta musnęły delikatnie moją szyję a po chwili puścił mnie i odszedł w stronę swojej sypialni pozostawiając mnie w szoku na drżących nogach. Wzięłam kilka głębszych oddechów aby się uspokoić i zbiegłam na dół. Zakluczyłam za sobą drzwi i przywołałam windę.
Na dole w swoim srebrnym samochodzie czekała na mnie Yvonne. Wsiadłam z przodu na miejsce pasażera i przywitałam się buziakiem w policzek z siostrą Marco.

-W porządku? W sumie czekałam tu trochę, kolejna kłótnia z Marco?
-Nie.. Nie tym razem.
-Chcę wnikać?
-Nie chcesz. Mam wodę zamiast mózgu. Zostałam zaproszona do kina dzisiaj.
-Serio?-pisnęła radośnie i zaklaskała dłońmi. Ruszyłyśmy w stronę wyjazdu z osiedla. –Poza suknią ślubną kupimy coś na wieczór. Lekka spódniczka, zabójcze szpilki i jakaś jedwabna bluzeczka z dekoltem.
-Nie przesadzaj.
-Czerwone szpilki i czerwone usta. Na niego to zadziała.
-Yvonne!-roześmiałam się łapiąc za głowę. Otworzyłam delikatnie okno, żeby złapać oddech i pozbyć się zarumienionych policzków.
-Ale tak wiesz, podoba ci się?
-Wiesz co? Chyba wkurzanie mnie macie genetyczne.
-Ojj tam. Nie przesadzaj!-mruknęła z przekąsem i popatrzyła na mnie przelotnie skupiając się na drodze.-Nie no, pewnie. –dodała po chwili mojego milczenia. - W ogóle. Masz niesamowite włosy! Takie długie i błyszczące. Chyba dawno nie obcinałaś, co?
-W zeszłym roku podcinałam końcówki. Ale nie chcę ich ścinać, zbyt bardzo jestem do nich przyzwyczajona.
-I dobrze! Też bym nie miała serca… Gdybym takie miała. Włosy, nie serce. Ogólnie, wiesz już jaką chcesz sukienkę?
-To chyba ślub w urzędzie, prawda?
-Z tego co wiem to tak.
-W takim razie nie chcę długiej. Krótka, delikatna. Może z jakąś koronką?
-Oj tak. Pokażesz swoje zabójcze nogi i zemdleje.
-I może nie będzie chciał już brać ślubu…-westchnęłam opierając się o szybę.
-Hej, Rose. –Yvonne złapała mnie za rękę –Przykro mi, że tak się stało i nie umiem wytłumaczyć mojego brata… Ja wiem, że on jest dobry, chciałabym, żebyś też to dostrzegła. Jest ci ciężko…Ale zawsze ale to zawsze masz we mnie wsparcie. Dzwoń kiedy będziesz potrzebować.
-Dzięki, Yv.
-Nie ma za co.- uśmiechnęła się szczerze, choć w jej wzroku widziałam nutkę współczucia i smutku.




***



Po piętnastu minutach drogi zaparkowałyśmy pod wyglądającym naprawdę luksusowo salonie sukien ślubnych. Yvonne zgasiła silnik i wysiadła na zewnątrz. Sama poszłam jej śladami. Weszłyśmy po schodach i przeszłyśmy do środka. Zewsząd biła biel. Pod ścianą stało kilkanaście manekinów z przeróżnymi krojami i długościami sukni z przepięknymi zdobieniami, uszyte z wyjątkowych i drogich tkanin.

-Witam w salonie sukien ślubnych. Nazywam się Monica. Czy mogłabym w czymś paniom pomóc?-zza lady podeszła do nas ślicznie ubrana kobieta w fuksjowej, przylegającej sukience podkreślającej i uwydatniającej dekolt, włosy miała upięte w perfekcyjnie ułożonym koczku. Ich kolor był niezwykle kruczoczarny. Możliwe, że były naturalne przez wzgląd na ciemnoczekoladowe oczy i karmelowy odcień skóry.
-Właściwie tak. –uśmiechnęła się Yvonne pocierając pocieszająco dłonią moje plecy. –Szukamy krótszej sukienki na ślub cywilny.
-Oczywiście, zaraz przyniosę kilka propozycji. Dla której z pań miałaby być?
-Dla mnie. –powiedziałam niepewnie.
-Ma pani idealną figurę, więc myślę, że szybko coś znajdziemy. Zapraszam. Mają panie ochotę na szampana?
-Ja poproszę. –uśmiechnęłam się dość sztucznie i nachyliłam się do Yvonne. –Na trzeźwo tego nie przeżyję.

Obie się zaśmiałyśmy i poszłyśmy na dużą, skórzaną kanapę. Inna ekspedientka ubrana w identyczną sukienkę co pierwsza podała mi na srebrnej tacy kieliszek z alkoholem. Podziękowałam jej kiwnięciem głowy i od razu wzięłam łyk. Cierpki smak rozlał się po moim gardle dając mi uczucie ukojenia.

Chwilę później Monica dołączyła do nas trzymając przewieszone przez rękę suknie ślubne. Musiała swoją drogą mieć nieźle wyrobione mięśnie.
-Na razie mam dziesięć, może coś się pani spodoba. Jeśli nie, będziemy szukać dalej. To nie są wszystkie modele, które mamy w ofercie.
-Dobrze, dziękuję. A, mam jeszcze pytanie. Macie może szpilki odpowiednie do sukienki?
-Oczywiście, możemy wybrać nawet teraz, żeby mogła pani przymierzyć komplet w całości. Wolałaby pani mieć welon czy elegancki toczek?
-Mogę przymierzyć to i to?
-Nie ma sprawy. Zapraszam do przymierzalni.



Na ślub wybrałam wysokie białe szpilki z ostrymi czubkami. Do nich przymierzyłam cztery sukienki, jednak z każdą było coś nie tak. Yvonne była surowym krytykiem i nie przesadzała ze słodzeniem mi. Twierdziła, że w jednej moje biodra wyglądają za szeroko, drugiej piersi wyglądają jak na sztuczne w kolejnej wyglądałam na zbyt wysoką-bardziej niż byłam.
Kiedy skrytykowana wracałam do przebieralni rzuciła mi się w oczy jedna sukienka na manekinie. Od razu pomyślałam, że to ta jedyna. Wskazałam na nią ekspedientce. Kiedy dostałam ją w ręce od razu na ustach pojawił mi się uśmiech.
Rozpięłam ją z suwakiem, który znajdował się z boku. Materiał na niego zachodził i nie było go w ogóle widać.
U góry był prześliczny gorset z koronki, a w pasie łączyła górę z rozkloszowanym, jedwabnym dołem wstążka. Na plecach koronka była przezroczysta, udekorowana rządem ozdobnych, malutkich guziczków aż do jedwabnego pasa przechodzącego przez talię. Sukienka była jednocześnie skromna ale i stylowa. Czułam się w niej jak gwiazda. Monica przyniosła mi do niej specjalny toczek, który był z nią razem do kompletu. Na lewe oko delikatnie wchodziła delikatna siateczka, a sam toczek był także pokryty warstwą jedwabnego materiału. Czułam się w niej wyjątkowo. Pierwszy raz miałam na sobie tak wysokie buty i tak piękną suknię. Chciałam w niej zostać i tak niesamowicie się czuć cały czas. 
Gdybym wychodziła teraz za mężczyznę, którego kocham byłabym najszczęśliwszą kobietą na świecie. I tak byłam wzruszona widząc siebie w takim stroju. Nie mogłam mu ujmować przez wzgląd na pana młodego.

-Yvonne… -westchnęłam wychodząc z przebieralni i stanęłam przed siostrą mojego przyszłego męża, którą dosłownie zamurowało. -To ta. –uśmiechnęłam się przeglądając raz jeszcze w dużym lustrze salonu.
-Wyglądasz przepięknie!-uśmiechnęła się i od razu mnie do siebie przytuliła. –Będziesz najpiękniejszą panną młodą.
-Dziękuję. W ogóle nie patrzyłam na cenę…
-Niezależnie ile kosztuje bierz ją. Marco przelał mi pełno kasy możemy robić zakupy do woli. On nie zbiednieje, nie musisz mieć żadnych wyrzutów sumienia.
-Na pewno?
-Pewnie. –uśmiechnęła się i podeszła do ekspedientki. –Bierzemy cały zestaw.
-Oczywiście. Zaraz zapakuję wszystko jak się pani przebierze.

Wróciłam do kabiny i z żalem zdjęłam sukienkę, toczek i szpilki. Monica zabrała je ode mnie i poszła do kasy elegancko wszystko zapakować. Kiedy ubrałam się w normalne ubranie wyszłam wrócić do Yvonne zastałam ją płacącą przy kasie. Suknia była zapakowana w białe pudełko jak i toczek i szpilki. Trzy kartony zajmowały dużo miejsca, jednak byłyśmy spokojne, bo miałyśmy do dyspozycji dość duży bagażnik. Podziękowałyśmy kobiecie za pomoc i opuściłyśmy salon. Do bagażnika zapakowałyśmy zakupy i zajęłyśmy miejsce w środku.

-Wczoraj była tak beznadziejna pogoda a dziś? Słońce, upał… Żyć nie umierać. Jedziemy do galerii. Pochodzimy po sklepach i poszalejemy na koszt braciszka i zjemy obiad.
-Super. –uśmiechnęłam się i zapięłam pas. Włączyłyśmy się do ruchu. Przez okno oglądałam niesamowite widoki. Dortmund miał swój urok, a tym bardziej w południe tętnił życiem. Zauważyłam też głównie wejście do dortmundzkiego ogrodu, w którym już miałam szansę być dwa razy. Polubiłam go i chciałam udać się tam raz jeszcze by poznać jego wszystkie zakątki.
Thier-Galerie z zewnątrz przypominała teatr. Dwa piętra, duże przeszklone okna i ustawione na każdym z pięter piaskowe kolumny. Wyglądała niepozornie jak malutkie sklepiki na rogu ulicy, jednak dalej rozciągał się duży, długi budynek w kształcie trójkąta. Yvonne zaparkowała w podziemnym parkingu i ruszyłyśmy do ruchomych schodów prowadzących na pierwszy poziom. Zupełnie nie wiedziałyśmy od czego zacząć. Brunetka uśmiechnęła się chytrze pokazując mi sklep z bielizną Victoria’s Secret.

-Zapomnij! Nawet o tym nie myśl. –roześmiałam się i zaczęłam ciągnąć ją w przeciwnym kierunku. Zaciągnęłam ją do sklepu z butami i zaczęłam patrzeć na szpilki na dzisiejszy wieczór. Yvonne mnie przekonała. Kiedy znalazłam w miarę wygodne, w których dałoby się iść siostra blondyna zabroniła mi kupować koloru czarnego tylko wyłącznie czerwony.

-W takim razie nie biorę żadnych. Czerwone są zdzirowate. –oświadczyłam siadając na pufie do przymierzania butów.
-Czekaj. Chyba kogoś zobaczyłam. –powiedziała jakby wstąpiły w nią hektolitry nowej energii. 
 Odeszła od miejsca, gdzie siedziałam na drugi koniec sklepu, a chwilę później przyszła w towarzystwie jednej osoby, która możliwe, że po namowie Yvonne mogła być moim gwoździem do trumny.
-Rose! Jak miło cię widzieć! –uśmiechnęła się promiennie dziewczyna Mario. Wstałam z miejsca i przytuliłam ją na powitanie. –Słyszałam, że chcesz kupić szpilki na randkę?
-Oj zaraz randka. Kino. Cieszę się, że zaczęłam się liczyć dla Marco i przestaje mnie traktować.. źle.
-Jak tam uważasz. Pokaż te buty.
Nie zdążyłam nawet wykonać ruchu jak Yvonne chwyciła obie pary.
-Bierzesz! Widziałam przed chwilą takie czarne, płócienne spodenki wiązane w pasie. Potem coś dobierzemy z bluzeczką.
-Ann… Czemu nie jesteś po mojej stronie?
-Zawsze po twojej, skarbie. Kupujesz właśnie szpilki. Chodź, chodź.
-Ann, ty przypadkiem nie miałaś czegoś tam kupować?
-Nie znalazłam. Chętnie wam potowarzyszę.
-Zmówiłyście się. –zaśmiałam się i wzięłam pudełko z czarnymi szpilkami. Układ układem, swój honor mam. Podeszłyśmy do kasy a Yvonne zapłaciła używając swojej karty płatniczej.

-No. Butki mamy. –uśmiechnęła się słodko i ruszyła na przód. Razem z Ann poszłyśmy za nią. Kiedy zatrzymała się na korytarzu wiedziałam już, że po mnie.

-Nie idziemy tam. Zapomnij.
-Gdzie?-zaciekawiła się Ann i spojrzała z chytrym uśmiechem na Yvonne.
-Bielizna. Mamy wybraną sukienkę, a ta się uparła jak z butami.
-Mam nawet zniżkę do tego sklepu więc idziemy. –oświadczyła dumnie Ann.

Towarzystwo obu dziewczyn sprawiało, że czułam się jak bomba zegarowa. Bałam się, że wybuchnę jak tak dalej to pójdzie w tę stronę. Dwie takie się dobrały a ja naprawdę nie miałam siły przebicia.
-W ogóle skąd wy się znacie?-zapytałam ciekawa wchodząc do sklepu z bielizną.
-Wiesz, znając mojego brata i miłość do Mario to ciężko się nie spotkać i z Ann. Chyba poznałyśmy się na urodzinach kilka lat temu.
-Tak! Byłaś wtedy w ciąży z Nico. Marco na ciebie chuchał i dmuchał. Jakby był ojcem.
-Już nawet Thomas się tak nie przejmował.
-Też mam brata. Znam to trochę, choć nie miałam okazji być jeszcze w ciąży.
-Jeszcze. –zaśmiałam się i podeszłam do stoiska ze specjalną ślubną bielizną. –Zobaczcie, co sądzicie?-zapytałam wskazując na biały komplet wiszący na wieszakach niedaleko wejścia do sklepu.
-Rose, w porządku? Dobrze się czujesz?
-Ymm.. Tak. –wzruszyłam ramionami i spojrzałam na nie z zaciekawieniem.
-Już się nie zapierasz?
-Nie wygrałabym z wami. Poza tym ten komplet jest ładny.
-Też mi się podoba. –przytaknęła mi Ann i jeszcze czegoś zaczęła szukać na regale. –O! Idealne do kompletu. –Podała mi dwie, białe podwiązki.
-Chyba żartujesz…
-Może i ślub jest trefny ale ty będziesz stuprocentową, seksowną panną młodą. –oświadczyła modelka i uniosła wskazujący palec nie znosząc sprzeciwu. Poszłam do przymierzalni przymierzyć komplet. Pasował idealnie. Kiedy już miałam się z powrotem przebierać dziewczyny wepchnęły mi jeszcze dwa zestawy normalnej bielizny na co dzień. Przymierzyłam je i bez słowa sprzeciwu mimo ich koszmarnej ceny musiałam je wziąć. Idealnie na mnie leżały, a nosząc je będę się czuła naprawdę wyjątkowo i kobieco.

Po sklepie z bielizną weszłyśmy do sklepu z ubraniami, gdzie Ann pokazała spodenki na dziś wieczór, a do kompletu znalazła się idealna bluzka wiązana na szyi z tyłu dużą, lejącą kokardą, a plecy były częściowo odkryte. Wzięłam do tego czarną marynarkę, jakby było już chłodniej.
Po sklepie z ubraniami całą trójką poszłyśmy do drogerii, gdzie przy pomocy Ann kupiłam kilka kosmetyków. Brömmel znała się na markach jako modelka bardzo dobrze. Na wieczór także mnie poinstruowała jak mam wszystko nakładać. Do tego wzięłyśmy miliard pędzli, gdzie każdy miał inne przeznaczenie. Dla mnie znaczyło to trochę nauki.
Kiedy już wszystko wybrałyśmy zdecydowałyśmy się na obiad w ulubionej restauracji Yvonne. Zamówiłam rybę z warzywami i kaszą podobnie jak i dziewczyny.

-Wiecie co? Nie byłam w życiu na tak wielkich zakupach. –zaśmiałam się nakładając na widelec warzywa. –Czuję się jak wariatka.
-Dziewczyno, gdyby Marco mnie nie wysłał na zakupy byś nada miała z trzy bluzki na krzyż.
-Racja. Dziękuję ci jeszcze raz, że znalazłaś czas i w ogóle.
-Dla mnie? Zakupy to żaden problem.
-Oj mam to samo! –roześmiała się Ann. –No to mów jak to wyszło z tą randką?
-Dziewczyny.. Żadna randka.
-Szkoda, że nie widziałaś jej jak na miękkich nogach przybiegła do mojego samochodu ze szklanymi oczami i rumieńcami na policzkach.
-Jak słodko! –uśmiechnęła się szeroko pokazując lśniąco białe zęby dziewczyna Mario.
-W jakich okolicznościach cię zaprosił mój braciszek?
-Zaraz po kłótni i trzaskaniu drzwiami. Jak słodko. –przedrzeźniałam Ann robiąc jednocześnie jej uroczą minę.
-Co będzie jak się w sobie zakochacie?-zapytała nagle dziewczyna Mario a ja zaczęłam krztusić się przeżuwanym kęsem ryby. Kilka osób ze stolików obok się obejrzało na mnie. Wzięłam szybko łyk mrożonej zielonej herbaty, żeby jakoś się uspokoić.

-Przepraszam. Trochę mnie zaskoczyłaś. –zaśmiałam się pod nosem i wzięłam głęboki oddech. –Raczej do tego nie dojdzie. Co prawda Marco potrafi być miły, taktowny, uprzejmy ale ma taki charakter, który mnie przerasta. Nie wiem jak wyglądał jego związek ze Scarlett, bo ja mam czasem ochotę mu wydrapać oczy.
-To rób to.-stwierdziła Ann celując we mnie widelcem. –Scarlett zawsze była mu potulna jak owieczka. Wszystko znosiła, akceptowała. Była zawsze dla niego ale ja, nawet Mario mamy trochę inną definicję związku. Reus, wybacz Yvonne, trochę został przez nią rozpuszczony i wiem, że czasem zachowuje się jak dziecko. Wiem, że dziewczyna była dobra i byłaby wspaniałą żoną, matką ale ona nie była dla niego.
-Zwłaszcza, że miała romans… -westchnęłam, na co Yvonne upuściła swoją szklankę a Ann spojrzała na mnie zdziwiona swoimi wielkimi oczyma. Nie rozumiem, jak nie mógł im powiedzieć. Zwłaszcza Yvonne. –Nie wiedziałyście? Cholera, przepraszam. Nie mówił nic chyba, że to tajemnica.. Przepraszam, nie mówcie mu, że wiecie.
-Spokojnie, nie powiemy. –pogłaskała mnie po ramieniu Yvonne. –Ale jestem w szoku. Nie spodziewałam się… Cholera, teraz wiem jak on się może czuć. To go zupełnie zdołowało. Nie wiem w jakiej atmosferze się rozstali ale skoro postawił ci takie a nie inne ultimatum musiał być naprawdę zdołowany i wściekły… Tak mi go szkoda. Wiem, że jesteś tu ty poszkodowana, Rose, ale to mój braciszek, kocham go całym sercem…
-Wiem, Yvonne. Próbuję też zrozumieć co może czuć choć wiele o sobie nie mówi.
-Ani ty nie mówisz zbyt wiele. –uśmiechnęła się słabo blondynka. –Pograjcie może po waszym małym rendezvous w pytania. Każde o jednej rzeczy. A właśnie, miałam cię pytać! Bo była taka jedna sukienka, która źle ci leżała i była bardzo prześwitująca. Masz jakiś tatuaż?
-Tak, zrobiłam sobie w urodziny. W sumie to prezent od Marco. Przekułam sobie też pępek.
-Ałć! –wzdrygnęła się modelka –Pamiętam jak ja przekłuwałam. Igła się złamała w połowie…
-Weź nie kończ! –skrzywiła się Yvonne.
-Masz taki kaloryfer to ci się łamią igły.
-No śmieszne.
-A ja muszę zacząć ćwiczyć. –westchnęła Yvonne.
-Jak się zbierzesz to weź też mnie. Przy twoim bracie wpadam w kompleksy. Muszę popracować nad brzuchem.
-Widziałaś Reusa bez koszulki? –pisnęła radośnie Ann, czym skierowała na siebie uwagę większości przechodniów. Zarumieniła się, a my z Yvonne roześmiałyśmy się na cały głos.
Dokończyłyśmy nasze posiłki i odniosłyśmy tace do wyznaczonego punktu.
Kiedy zjeżdżałyśmy schodami w dół zobaczyłyśmy Fanshop z rzeczami Borussii. Ann oświadczyła, że obowiązkowo musimy do niego wejść. Wysłały mnie, żebym przymierzyła żółtą bluzę z kapturem z nadrukiem „Borussin”. Może jak kiedyś będę na meczu to ją założę? Może Marco będzie miło.

-Chyba wezmę. –uśmiechnęłam się wychodząc z przymierzalni. Ann miała też już swoją siatkę z zakupem.
-I bierzesz jeszcze czapkę z daszkiem!-oświadczyła Yvonne dokładając czarną czapkę do kasy.
-I szalik!-dorzuciła swoje Ann.
-Dziewczyny… Chłopaki mogą chyba nam to załatwić taniej.
-O nie, kochana. WAG’s nie są lepsze mając takich mężów. Czy braci. –dodała spoglądając z szerokim uśmiechem na Yvonne. –Jesteśmy jak normalne kibicki… Tylko z pięćdziesięcioprocentowym rabatem. –zaświergotała podając specjalną kartę sprzedawczyni.
-Jesteście czasem straszne. –zaśmiałam się i odebrałam swoją szóstą już siatkę do kolekcji.
-Jesteśmy. –zgodziła się siostra piłkarza. –Już siedemnasta. Przewiduję mega korek w centrum. Za pół godziny będziemy w domu. Ciesz się w ogóle, że jesteś ze mną, bo byś się nie zabrała z tymi siatami!
-Cieszę się, Yv, że jestem z twoim samochodem. –puściłam jej oczko wychodząc ze sklepu.
-A ty Ann? Zostajesz jeszcze?
-Nie, też już wrócę. Ogólnie miał być mały wypad na chwilę, bo potrzebowałam butów… A zrobiło się kilka godzin więcej. Ale napisałam Mario, że was spotkałam, także jestem jakoś usprawiedliwiona… O! A jako dowód zrobimy sobie zdjęcie w tej maszynie. –wskazała duży automat do robienia zdjęć, które od razu się drukują. Z uśmiechami skierowałyśmy się do niego i wybrałyśmy serię kilku zdjęć i odbitki dla każdej z nas. Miałyśmy ubaw robiąc zwariowane miny. Jedno można było tylko nazwać normalnym, kiedy każda z nas się uśmiechała i żadna żadnej jeszcze nie podstawiała różków.
Zeszłyśmy na parking, gdzie pożegnałyśmy się z Ann w wyśmienitych nastrojach. A ja znów musiałam znów zmierzyć się z Marco.






~~~
Lekko przywiało nudą ale muszę ponudzić, żeby potem było ciekawie, pamiętajcie! 
Dziękuję dziękuję za wszystkie komentarze! <3 W tej historii jeszcze się pozmienia i to sporo!  Ani ja, ani Marco, ani Rose nie powiedzieliśmy ostatniego słowa! hihi! Ogromnie się cieszę, że jesteście i że zaciekawiła Was ta historia! 6000 wyświetleń mówi samo za siebie! Dziękuję, dodajecie tyle sił i energii to działania, że nie zdajecie sobie sprawy!:)
Za tydzień (króciutki niestety :( ) 7 rozdział..ale warto czekać, żeby doczekać się późniejszych!:D
Wspaniałej soboty!
Buziaki!

10 komentarzy:

  1. To jest zdecydowanie najbardziej oryginalne opowiadanie o Rudym i spółce jakie kiedykolwiek czytałam. Totalnie mnie zachwyca... I o Bożeee co to dzisiaj miało być, o rany... on jest taki nieprzewidywalny, elektryzujący, że kurde zmieniłam zdanie co do tego ślubu. Szalone, bo szlone ale im obojgu to wyjdzie na dobre, mam nadzieję. Jestem pod wrażeniem. Masaakraaa co tym ze mną zrobiłaś!??? Rozpływam się, rozpływam się i też jestem jak galaretka. I chcę więcej... i znowu cały tydzień czekaniaaa i rozpływania się nad tym rozdziałem. Szaleństwo. Trzymaj się ciepło, pozdrawiam! Do następnego.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja już wszystkie możliwe epitety i opisy wyczerpałam chyba przy poprzednim opowiadaniu, więc zostawiam tu tylko krótkie "KOCHAM" i czekam na kolejny rozdział ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezuuu. nawet nie mam słów na to, co robi ze mną ten zmienny Marco. Jeszcze się go dzisiaj naoglądałam na boisku i już w ogóle jestem porobiona :D jeszcze mam łzy w oczach przez tą sukienkę ślubną! jejku! teraz nie usnę a powinnam bo czeka mnie paskudna pobudka o 6 rano <3 jest cudownie! i zapraszam w tygodniu do mnie na kolejną część :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale jak?! W takim momencie? :(((
    Cuuudo *.*
    No kurczaki 😏 ten Rojs to tajemnicza bestia jest 🤔
    Jak coś jeszcze odwali to ja mu osobiście jajca urwę 😂 XD
    Czekam <3
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawi mnie postać Scarlett... Ann mówi o niej jak o potulnej owieczce... z drugiej strony zdrada... może za dużo Greya bo właśnie wróciłam z kina...Ale coś mi się wydaje, że ich relacja też nie była zwyczajna i typowa bo to czego jestem pewna to tego że Marcinho na bank nie powiedział i nie chce powiedzieć wszystkiego. Ja zresztą sama przyznalas. I mam taką chorą teorię bo wszystko na razie wskazuje na to że to Marco jest tu trochę takim ciepłym z jednej strony chłopakiem a z drugiej strony troszkę dużym dupkiem. Całkiem dupkiem. I ta postać Scarlett mimo tego, że go zdradziła jakoś mi miekła... bo faktycznie może nie łatwo było z nim wytrzymać. Ale co jeśli było zupełnie na odwrót? Jeśli ta cała Scarlett była taką panią Robbinson albo kimś w tym rodzaju a to rozpoeszczanie Marco to była taka pokazówa dla znajomych i rodziny. Taka przykrywka dla wrednej suki. Wydaje mi się że ona też nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa... Jestem naprawdę pod wrażeniem tego rozdziału i twojego talentu. Chcę żeby ten tydzień jak najszybciej minął. Soboto nadchodź!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszyscy czekali na Mario, a ja jeszcze czekam na Emre Cana..

      Usuń
    2. Ciekawe porównanie do Grey'a hahah:D Myślę, że z biegiem kolejnych rozdziałów coraz więcej kart będzie się odkrywać odnośnie Marco i z resztą całej tej historii i tajemnic..!
      Emre będzie, choć jeszcze nie teraz, trzeba będzie na niego poczekać, niestety..
      Dziękuję za miłe słowa! <33

      Usuń
  6. Marco jest bardziej zmienny niż pogoda i gorszy niż niejedna baba podczas okresu. Serio. Jest tak zmienny, że nie ogarniam, a relacja pomiędzy nim i Rose staje się coraz bardziej chora.
    Nie dziwię się, że Rose wkurzyła się, że Reus nie chce pozwolić jej iść do pracy. A co, ona ma całymi dniami leżeć, pachnieć i być tylko do ozdoby, żeby się chwalił jaką ma piękną żonę?! Ja bym chyba kompletnie zwariowała.
    Jestem pełna podziwu, że on jej tak ufa i chce jej dać dostęp do konta. Wcale nie twierdzę, że Ruby zgarnie kasę i zwieje (zresztą Marco i tak by ją odnalazł, nawet pod ziemią), ale o to, że oni się zwyczajnie nie znają.
    Yvonne i Ann są naprawdę niesamowite! One wiedzą jak poprawić humor. Widać, że zakupy z nimi to świetna zabawa. Ale ja nadal nie ogarniam jak one tak spokojnie podchodzą do tej sytuacji i poronionego pomysłu ze ślubem.
    Gdyby któryś z moich braci przyszedł i powiedział mi, że chce się ożenić z dziewczyną, którą zna kilka dni i dał jej dostęp do konta, to zawinęłabym go w biały kaftan i wysłała ekspresem do wariatkowa.
    Mareczek zaprosił Rose do kina (to jego szczyt romantyzmu ^^), zobaczymy co z tego wyjdzie, ale mogę sobie dać rękę uciąć, że romantycznie to raczej nie będzie. Na pewno któreś z nich coś odwali.
    No i jeszcze ślub... też jestem strasznie ciekawa co się na nim wydarzy :)
    Czekam na kolejny rozdział :)
    Pozdrawiam,
    ~Karolina.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem!
    Oj, kochana... ja nie wiem, jak mam cię jeszcze chwalić, bo mam wrażenie, że przez tyle rozdziałów, co opublikowałaś dotychczas, razem ze starszym opowiadaniem, wykorzystałam już limit epitetów... Genialny rozdział! W ogóle, według mnie to jedna z lepszych piłkarskich historii, jakie miałam i mam okazję czytać, wiesz? ^^
    Marco jest dla mnie co najmniej... zagadkowy, nadal. I nadal cholernie zmienny, gorzej jak wiosenna pogoda :D Powiem szczerze, że momentami go nie rozumiem. Albo to jest zbyt skomplikowane, albo jestem zbyt głupia, żeby zrozumieć xD Trochę też nie do końca ogarniam tą jego relację z Rose, która do najnormalniejszych nie należy...
    Ale dlaczego znowu urwałaś to w takim momencie, w najmniej odpowiednim, co? Czy ty serca nie masz? Kurczę, znowu będę miała zagrychę z tym tematem aż do kolejnej części :D
    Mówisz, że sporo się jeszcze może pozmieniać? Aż się boję, co konkretnie :D
    Weny, buziaki :**
    PS. I zapraszam do siebie, jeśli znajdziesz chwilkę :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja tam im kibicuję i chcę tego ślubu Ale też nie ogarniam zachowania Ann i Yvonne. No a tej drugiej to już zupełnie. Jej brat chce wziąć ślub z jakąś "przybłędą" (oczywiście nie twierdzę, że Rose jest zła, bo jest moją ulubioną bohaterką tutaj, ale o tym że nikt jej tu nie zna i nie wiadomo tak naprawdę kim jest) z ulicy, z szemrana przeszłością i policją na karku, zmusza dziewczynę do ślubu a ta mu jeszcze w tym pomaga. I o ile nawet uwielbiam mrocznego i zmiennego Reusa to tych dwóch pań w ogóle nie potrafię zrozumieć.

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do komentowania!❤️ To bardzo motywuje do pisania kolejnych rozdziałów!