Następnego dni mimo wyraźnych protestów Marco zadzwoniłam po
jego lekarza, żeby przyszedł na wizytę domową. Sama też kazałam blondynowi
leżeć w łóżku, nakryłam go kołdrą i kocem. Praktycznie co dwadzieścia minut
przynosiłam mu ciepłą, malinową herbatę z miodem, na zmianę z ogrzanym sokiem
pomarańczowym. Musiałam też uwierzyć w siebie i moje umiejętności kulinarne w
przygotowaniu dla niego pełnowartościowych posiłków. Starałam się na śniadanie
o jajka w koszulkach. I może pierwsza próba nie całkiem wyszła, bo zapomniałam
o zamieszaniu wody w garnku, jednak druga wyszła na tyle dobrze, że zyskała by
podziw i owacje na stojąco w niemieckim Masterchefie. Byłam wdzięczna Yvonne za
zakupy, uzupełniła naszą lodówkę w same witaminy, które jak wierzyłam, miały pomóc
w szybszym dojściu do zdrowia. Mimo, że Marco się strasznie puszył, że nie
pozwalam mu wstać z jego łóżka.. Tak, jego podkreślał dużo razy. Nie chciałam
być niemiła i polemizować o przynależności mebli. Widziałam, że ukrycie cieszy
się, że mu pomagam i się o niego troszczę, choć wcale tego nie okazywał. Ja
byłam szczęśliwa, kiedy za każdym razem widziałam pusty talerz. Miałam
nadzieję, że to było oznaką zdrowienia.
Lekarz stwierdził, że Marco jest jak na siebie w nie za
dobrym stanie, jednak jak zrelacjonowałam objawy w poprzedniego dnia i te,
które dzisiaj badał stwierdził, że jest duża poprawa. Kamień spadł mi z serca.
Chciałam skakać, piszczeć i tańczyć taniec hula jak mała dziewczynka. Wahał
się, czy nie dać mu antybiotyku, jednak Marco wtedy powiedział coś, co już
zupełnie było miodem dla mojego zbolałego serca. „Mam przecież dobrą opiekę,
nie potrzebuję antybiotyku. Ona wierzy, że jej się uda. Ja wierzę w nią.”
Lekarz uśmiechnął się lekko i kiwnął głową. Pożegnał się z Marco a dla mnie dał
wskazówki, jakie witaminy powinien przyjąć. Z tym, żeby wykupić wskazane
witaminy zadzwoniłam do Mario. On na pewno nie przyjechałby z moją teściową.
Miałam nadzieję, że się nie zarazi, poza tym brunet miał świetny wpływ na
Marco. Chciałam, żeby się trochę więcej uśmiechał.
Mario już od samych drzwi powitał mnie szczerym, szerokim
uśmiechem. Podał mi siateczkę z lekami, jakie wypisałam mu w SMS.
-Jak się ma moja ukochana szwagierka?-zapytał i przytulił
mnie mocno.
-Obowiązki małżeńskie w trochę innym wymiarze –odpowiedziałam
ze śmiechem. Odebrałam od niego kurtkę i czapkę, ponieważ strasznie mu się
spieszył do Marco.
-Zejdę zaraz do ciebie.
-Spokojnie, nie spiesz się ale też się nie zaraź!
-Spokojna twoja rozczochrana!
Rozczochrana? Od razu podbiegłam do lustra i chwyciłam za
grzebień. Nie było jednak aż tak źle. Przeczesałam włosy kilka razy i zamiast
kitki zrobiłam sobie dobieranego warkocza. Może powinnam była zadbać bardziej o
siebie? Chodziłam w dresie bo tak było najwygodniej, jednak pojawiła mi się w
głowie myśl, czy nie powinnam czegoś zmienić?
Korzystając z tego, że Marco miał towarzystwo, a na obiad
przewidywałam zupę pomidorową z makaronem, którą ugotowałam w nocy,
stwierdziłam, że mam wreszcie okazję, żeby pobuszować w mojej nowej garderobie.
Z makaronem naprawdę powinnam sobie poradzić, tego nie da się zepsuć. Przy
okazji jednak zrobiłam herbatę z lipy dla Marco, żeby zbić jak najszybciej
gorączkę. Weszłam do sypialni z parującym kubkiem w ręku. Marco usiadł na
łóżku, a Mario rozłożył się wygodnie w fotelu, który sobie przysunęłam do łóżka
i bawił się moim tuszem do rzęs. Zaraz.
-Po co ci mój tusz do rzęs?-zapytałam stawiając herbatę na
stolik nocny i odruchowo, jak za każdym razem sprawdziłam ciepło czoła
blondyna, a następnie złożyłam na nim krótki pocałunek. Wzięłam też kołdrę,
która opadła i okryłam nią bardziej jego ciało.
-Choroba niespokojnych rąk –stwierdził, na co prychnęłam ze
śmiechem. Marco również.
-Nie wnikam ale ten jest nowy, od Marco i naprawdę go lubię.
Możesz sobie raz użyć.
-Okej! –powiedział wesoło i zaczął przerzucać nim z ręki do
ręki. Musiałam zadzwonić do Ann i upewnić się, czy Mario na pewno był zdrowy.
-Idę do garderoby, ale spokojnie, nie będę was podsłuchiwać.
-W porządku –odpowiedział brunet, Marco jedynie spojrzał na
mnie bez wyrazu. Ale cóż. Takie już moje życie.
Zamknęłam za sobą drzwi i rozejrzałam się z podziwem po tych
wszystkich moich nowych ubraniach. Na pewno były drogie i markowe, na co
próbowałam nie zwracać uwagi. Podeszłam do płaszczy i kurtek. Były jesienne i zimowe.
Pod sufitem Marco miał zamykane szafki, w których trzymał mniej używane rzeczy,
jednak stwierdziłam, że tych kurtek nie trzeba było chować. Miałam przeczucie,
że zima przyjdzie szybciej, jesień i tak była bardzo chłodna. Przeszłam do bluzek i sweterków. Wszystkie materiały były bardzo
solidne i milutkie. Nie patrzyłam na spodnie wnikliwiej, jednak miałam trzy
pary jeansów, jedne czarne, białe i koloru buraków. Były też dwie pary
materiałowych, lejących się, które wydawały się być naprawdę wspaniałe, jednak
obawiałam się, czy w tym wszystkim będę dalej sobą, czy będę się z tym
wszystkim dobrze czuła. Szafka z butami była naprawdę duża, a moja nowa
kolekcja pokaźna. Wiele butów miało aplikacje z wyszywanymi wzorami, inne przyczepione,
błyszczące kryształki. Miałam też kilka par szpilek więcej, były też kryte
botki, wysokie sandałki w różnych kolorach, też wiązane na łydce. To wszystko
było tak piękne, aż nie umiałam uwierzyć, że jest moje. W szafce znalazłam
kilka kompletów naprawdę wspaniałej bielizny. Miała metki, więc domyśliłam się,
że jeśli coś nie będzie mi pasowało będzie można zwrócić. Bardzo spodobał mi
się koronkowy, czarny komplet. Góra była bardzo wycięta, stringi… No cóż. Miały
tylko niewielki kawałek materiału z przodu. Prawie ledwo można go było dojrzeć.
Stawiając na to, że Marco się spodoba nowa bielizna, włożę ją, kiedy tylko się
lepiej poczuje. Miałam też czarny, prześwitujący szlafrok, który idealnie by
się komponował z tym kompletem. Jego materiał był praktycznie przezroczysty,
założenie go po kąpieli na gołe ciało na pewno nie pozwoliłoby mi ot tak
zasnąć, jeśli w domu obecny by był Marco. Do tego srebrne szpilki. Sama już
zaczęłam się sobie podobać. I na miejscu Marco byłabym szalenie zadowolona.
W jednej z szufladek miałam też kilka nowych kosmetyków, w
tym cienie do powiek i różne paletki do konturowania. Marco, bój się. Twoja
żona niedługo zrzuci dres.
Zaśmiałam się sama do siebie i postanowiłam wyjść z
garderoby i pójść ugotować makaron. Kiedy tylko otworzyłam drzwi panowie
zamilkli, oboje mieli niewyraźne twarze, jednak widziałam, że nie chcą to
przede mną ukryć. Nie chciałam denerwować już Marco, z resztą, nie powinnam
była wtrącać się w ich życie.
-Mario zjesz z nami zupę?-zapytałam uśmiechając się. Brunet
podzielił uśmiech i pokiwał ochoczo głową. Zostawiłam ich znów samych i zeszłam
na dół.
Wstawiłam makaron i zupę i przygotowałam trzy miski.
Musieliśmy naprawdę pójść kupić naczynia. Ceniłam zrzutkę od rodziców Marco,
Yvonne, Melanie, Mario i Ann, jednak chciałam sama wybrać jednolitą zastawę.
Przygotowałam dwie tace, które postawiłam jedna pod drugą.
Zwykle jadałam razem z Marco, towarzysząc mu na fotelu, dzisiaj jednak moje
miejsce otrzymał Mario, więc postanowiłam zjeść na dole.
Zaniosłam im ciepłą zupę, z nadzieję, że będzie im smakować.
Najpierw dałam tacę spod spodu Mario, druga miała mocowane nóżki, dzięki którym
mogłam ją rozstawić na łóżku, żeby Marco miał wygodniej. Kiedy już wychodziłam
Mario odezwał się.
-Nie zjesz z nami?
-Nie, dziękuję. Ale miło, że pytasz –odpowiedziałam
uśmiechając się. Zjadłabym z nimi chętnie, jednak nie miałam już tacy, ani do
końca gdzie usiąść.
Na dole dotarło do mnie, że ostatnie trzy dni byłam bardzo
zapracowana. Chyba trochę stałam się kurą domową. Pranie piżam Marco, żeby po
prysznicu wieczorem miał zawsze świeżą, pachnącą i wyprasowaną, co chwila
gotowanie i urozmaicanie posiłków, żeby wyzdrowiał. Siedzenie po nocach,
poprawiając wpadki kucharskie, bo naprawdę miałam do tego dwie lewe ręce. Co
chwila coś kipiało, to za dużo soli dodałam do ziemniaków i musiałam
przepraszać Marco za opóźnienie obiadu i robiłam je raz jeszcze. Nauczyłam się,
że ziemniaki robiłam już najwcześniej, żeby w razie czego nie zostać z
upieczonym mięsem i sałatką.
Sama zjadłam porcję zupy i włożyłam miskę do zmywarki.
Przygotowałam dla Marco witaminy i rozpuściłam w wodzie kapsułkę wapna. Wzięłam
też szklankę ze zwykłą wodą, może wapno od razu po zupie nie byłoby dobrym
wyjściem.
-Rosie, to była najlepsza pomidorówka, zaraz po pomidorówce
mojej mamy. Naprawdę! –powiedział szczerze Mario i aż wstał z fotela, żeby mnie
przytulić.
-Ej, ej, to moja żona –upomniał go Marco i westchnął pod
nosem.
-Moja przyjaciółka. I co?-odpowiedział mu, wytykając język.
-Dobra, panowie. –wzięłam tackę od Mario, a potem schyliłam
się, żeby zabrać miskę i tacę Marco. W misce jednak został jeden świderek. Tak.
To był moment grozy i zawału serca. Patrzyłam na makaron tak morderczym
wzrokiem, żeby został unicestwiony. Nie wierzyłam, że zawaliłam nawet z
gotowaniem makaronu.
-Makaron był niedogotowany? Naprawdę się starałam
i..-zaczęłam, jednak po chwili Marco wziął na łyżkę makaron i włożył go do
buzi. Spojrzałam na niego z wdzięcznością i radością.
-Był idealny. –odpowiedział i uśmiechnął się szczerze.
-Przełknąłeś?
-Tak! –roześmiał się i na dowód tego jak u lekarza otworzył
szeroko buzię. Wrócił mój kochany Marco?
-Grzeczny chłopiec. –uśmiechnęłam się i złożyłam buziaka na
czubku jego nosa, chichocząc niczym nastolatka. –Tu jest wapno, wypij później,
teraz witaminy i tutaj masz wodę. –poinstruowałam, odstawiając wszystko po
kolei z moim wyjaśnieniem.
-O bracie.. –westchnął Mario. –Gdyby moja żona tak się mną
opiekowała a nie mówiła mi „nie symuluj idziesz na trening” to ja byłbym w
niebie.
-Rose nawet do Jürgena zadzwoniła, żeby mnie zwolnić z
treningu.
-Poważnie? –roześmiał się brunet. –To nieźle. Co właściwie u
niego?
Nie chciałam im przeszkadzać. Korciło mnie, żeby im przerwać
i powiedzieć Mario, że żeby jego żona tak się nim opiekowała to najpierw trzeba
poprosić o rękę. Ann byłaby niesamowitą panną młodą i wyglądałaby zjawiskowo w
białej, dopasowanej sukienki z długim trenem. Chciałabym ją w tym zobaczyć.
Na dole wstawiłam wszystkie naczynia do zmywarki, która razem
z talerzami ze śniadania była już gotowa do mycia. W tym czasie znalazłam
chwilę dla siebie. Zwykle to ja siedziałam u Marco i czytaliśmy coś w
internecie, głównie śledziliśmy Bundesligę i obejrzeliśmy też mecz Borusii na
laptopie. Na początku remisowaliśmy, jednak później Auba zdobył bramkę i to tuż
przed ostatnim gwizdkiem. Marco od czasu do czasu coś komentował, denerwował
się, kiedy rywal grał nieczysto ale też wkurzał się na zawodników BVB mrucząc
pod nosem wyzwiska. Chciało mi się z tego śmiać. Nie mogłam się doczekać, żeby
zobaczyć go na boisku. Wiedziałam, że będę strasznie dumna, kiedy i on wyjdzie
jako ostatni na… Jedenastka jest bardzo myląca i sprawia, że człowiek zapomina,
że numeracja jest trochę inna. Bo naprawdę to zrozumiałam i wiedziałam, że
Marco wychodzi najczęściej drugi jako vice kapitan.
Byłam naprawdę zmęczona i potrzebowałam chwili relaksu, a
przede wszystkim snu. W nocy zawsze czuwałam, czy Marco dobrze śpi, czy się
męczy, czy powinnam mu podać syrop łagodzący kaszel czy tabletkę na gardło, czy
gorącą herbatę. Przez to, że Mario zajął moje miejsce pozwoliłam sobie rozsiąść
się na kanapie i wziąć tablet Marco.
Znalazłam strony, które opublikowały nasze wywiady.
Stwierdziłam, że jak na pierwszy raz było całkiem dobrze. Przewijałam kilka
razy moment, kiedy Marco wchodził w kadr obejmując mnie stanowczo ręką, jakby
chcąc pokazać, że byłam tylko jego. Też gest uściśnięcia przeze mnie jego dłoni
w obliczu niewygodnego pytania został uchwycony, a wręcz zostało zrobione
zbliżenie na nasze splecione dłonie i widoczną platynową obrączkę.
W internecie było naprawdę mnie pełno. Rosalie, Rose, Rose i Marco. Te hasła
głównie przewijały się po wpisaniu samego balu w wyszukiwarkę. Artykuły o
wysokich kwotach usunęły się na bok artykułom z miniaturkami mojej twarzy bądź
pozującej z Marco w czerwonej sukience. To mi jedynie przypomniało, że w
przedpokoju wciąż stały nierozpakowane walizki z Berlina, które przywiózł jakiś
mężczyzna, który był z firmy zajmującej się zepsutym samochodem.
Weszłam na kolejną stronę. „William i Kate świata
niemieckiej Bundesligi!”. Ten nagłówek przykuł moją uwagę, również też
wywołując śmiech. Zanim zabrałam się za czytanie pościągałam wszystkie zdjęcia
przedstawiające nas na białym dywanie prowadzącym do hotelu, a także mnie
samej, kiedy to zapozowałam podczas gdy Marco udzielał wywiadu. Najbardziej
jednak podobały mi się nasze wspólne. Na jednym zwłaszcza zostało uchwycone,
kiedy oboje uśmiechnięci spoglądamy sobie w oczy. Na kolejnym nawet
nieświadomie, delikatnie pochyliłam głowę do jego ramienia, a on spojrzał na
mnie z ogromną czułością. Na następnym staliśmy już bliżej hotelu. Biłam sobie
brawo, że naprawdę cały dywan przeszłam z podniesioną głową i wyprostowanymi
plecami niczym rasowa modelka. Sukienka też wyglądała niesamowicie. Nawet nie
pamiętam, kiedy Marco zaczesał mi kosmyk włosów za ucho. To również zostało
sfotografowane i umieszczone na stronie. Wszystkie zdjęcia ociekały słodyczą,
uroczością i zakochaniem. Dobre pozory. Na końcu znajdowały się też dwa ujęcia,
kiedy wychodziliśmy z hotelu do naszego transportu, zabierającego nas po
wszystkim do hotelu. Mimo, że było naprawdę ciemno flesz pomógł nas w miarę
wyraźnie uchwycić. Miałam zarzuconą marynarkę Marco na ramiona, a on sam
otaczał mnie rękami, chroniąc przed zimnem, a także przed paparazzi, którzy już
jak hieny czatowali pod hotelem mając nadzieję na skandal. Zdjęć w galerii było
dwadzieścia pięć. Chyba byłam jedyną czytelniczką, które wszystkie dokładnie
przejrzała, a co dopiero ściągnęła.
Przeszłam do artykułu z niecodziennym nagłówkiem.
Stwierdzono w nim, że jako para zauroczyliśmy wszystkich, a przy nas, o zgrozo,
miłość unosi się w powietrzu. Wyglądaliśmy na zakochanych, czule się na siebie
patrzyliśmy, Marco Reus zakochany, Marco Reus usidlony, czułe gesty pary, bla,
blabla, blablabla.. Chyba było mi aż niedobrze od samego czytania. Potem jednak
został przytoczony kawałek wywiadu, gdzie mówię o wydarzeniu charytatywnym,
przez co jak widać dziennikarka jeszcze bardziej się rozpływa, uważając mnie za
wspaniałomyślną, dobrą i skromną.
Wychodzę z tej strony szybciej niż na nią weszłam, a zupa
pomidorowa daje się we znaki w żołądku. Poziom cukru we krwi też mógł trochę
się podnieść. Stwierdziłam, że nie lubię portali plotkarskich.
Poszukałam jeszcze wywiadu Marco, którego byłam najbardziej
ciekawa. Yvonne twierdziła, że mój mąż co chwila odwracał się w moją stronę.
No i znalazłam. Marco stojący pewnie w cudownym garniturze i
z przyklejonym uśmiechem spogląda na dziennikarkę, która przedstawia zarys
sytuacji, miejsce gdzie jest, jednak ja nie zwracam na to uwagi i przyglądam
się zafascynowana blondynowi. Wita się uśmiechem i skinieniem głowy.
„-Marco, dużo mówi się o twoim powrocie do gry i braku powołania do
kadry Niemiec. To już kolejna kontuzja wykluczająca cię z tego typu imprez.
-Tak, to prawda. Będąc
piłkarzem kontuzja to najgorsze co może ci się przytrafić. Niemoc, złość na
pewno osłabiają, jednak są też inne czynniki, które sprawiają, że chce się
walczyć i wrócić jak najszybciej na boisko. Trzeba walczyć.
-A powołanie do kadry?
-O tym będzie można
mówić dopiero, kiedy wrócę do formy. ”
Mój kochany Marco. Nie chciałam, żeby czuł niemoc, a na
pewno nie złość. Myślałam, że w jakikolwiek sposób mu w tym pomagam. Jednak on
mi o tym nie mówił i przez to trochę było mi smutno. I faktycznie, zaraz po
wypowiedzi odwrócił się na bok, szukając mnie wzrokiem. Chyba zauważył, jednak
kiedy dziennikarka zaczęła zadawać kolejne pytanie odwrócił się już do niej.
„-Jak oceniasz szanse Borussii na zdobycie Pucharu Niemiec? Wygraną w
Bundeslidze?
-Przez nowych
zawodników Borussia stała się dość młodym klubem, pełnym energii i świeżości.
Niewątpliwie są to utalentowani zawodnicy, jednak potrzebują jeszcze chwili na
zaaklimatyzowanie się i zrozumienie praw jakimi rządzi się Bundesliga. Jeśli to
już się stanie i poczujemy że jesteśmy drużyną na tyle gotową, żeby móc walczyć
o puchary na pewno będziemy walczyć.
-Ominęła cię ostatnia walka o Puchar, o Mistrzostwa Świata… Nie jesteś
głodny nagród? Może poznanie Premier League? Dużo się o tym ostatnio mówi.
-Jestem w Dortmundzie
szczęśliwy. Tu jest moja rodzina. –tu znów się obejrzał, delikatnie się
spinając, może dlatego, że zaczepiła mnie dziennikarka? -Na razie nie planuję żadnego
transferu. Zobaczymy co czas pokaże. Teraz moim priorytetem jest wrócić do
formy i zdobyć nagrody z Borussią.
-Co powiesz o dzisiejszym wydarzeniu? Masz też swoją aukcję.
-Myślę, że to ważne
wspierać takie akcje jak ta. Duży rozmach to zwykle duże pieniądze. I cieszę
się, że wszystkie te pieniądze przejdą na szczytny cel, a organizatorzy zrzekli
się dochodów. Sam nie przepadam za wyjściami, lecz bycie tutaj było dla mnie
ważne. Chciałem być też obecny przy mojej licytacji.
-Pojawiłeś się też dzisiaj z przepiękną towarzyszką, na którą swoją
drogą co chwilę zerkasz. Rozumiem, że nie można oderwać wzroku? –dziennikarka
się zaśmiała i sama na mnie spojrzała. O rety, naprawdę o mnie plotkowali?
-Jestem tylko
mężczyzną.-odpowiedział śmiejąc się i włożył dłoń do kieszeni. –Cieszę się, że Rose zechciała mi dzisiaj
towarzyszyć.
-To prawda, ze wygląda niesamowicie. Powinnam wam gratulować?
-Z okazji?
-Chronicie swoją prywatność, jednak media dużo pisały o domniemanym
ślubie.
-Ach tak. –odpowiedział
uśmiechając się. Nic nie mówiąc podniósł dłoń ukazując swoją obrączkę. –Nigdy nie lubiłem mówić o prywatności. Rose
zależy na tym równie mocno, dlatego też nie pojawiło się żadne zdjęcie z
naszego ślubu, oczywiście też się nie pojawi. Jest mi niezmiernie
miło, kiedy dostaję gratulacje od fanów, ich wsparcie… Są jednak chwile w
życiu, które chce się zatrzymać tylko dla siebie, swoich najbliższych. Jeśli
ktoś był ciekawy jak wygląda Rosalie może zobaczyć ją teraz.
-W takim razie w imieniu całej redakcji gratuluję. Rose także jest
modelką?”
Od razu pomyślałam „o ty babsztylu”. A już cieszyłam się, że
jest na tyle przyzwoitą dziennikarką, żeby nie wspominać o jego byłej. A tu
proszę. Po minie Marco także zauważyłam, że to mu się nie spodobało. Ojj…
„-Nie, nie jest. Jest
bardzo prosperującą fizjoterapeutką, z czego jestem dumny. Ma niesamowitą
urodę, jednak cieszę się, że wybrała tak ambitny zawód, w czym będę ją zawsze
wspierał. Teraz jeśli to wszystko chciałbym już pójść po żonę i zabrać ją na
bal.”
Siedziałam w szoku. Moja buzia była zupełnie rozdziawiona.
Prosperująca fizjoterapeutka? Przecież ja się na tym nie znam. I nie miałam
styczności z fizjoterapią poza jednym, jedynym wykonanym na Marco masażem. Chciało
mi się śmiać z tego, jak umiejętnie wbił szpilę w Scarlett. Oj bardzo mi się
chciało śmiać. Wiedziałam, że nosił do niej urazę, bo to ona chciała zająć moje
miejsce podczas balu.. Z troski o mnie, oczywiście. Jednak.. Musiałam mu za to
naprawdę pogratulować. I podziękować za to, jak pięknie o mnie mówił. Ale to
jutro, plan z bielizną wydawał się być dobrym planem na taką okazję.
Korzystając, że Mario jeszcze siedział na górze, postanowiłam
zadzwonić do Ann. Modelka odebrała po kilku sygnałach.
-Cześć Ro, właśnie
miałam do ciebie dzwonić i pytać jak tam u was? Jak Marco?
-Mario jest u niego, dzisiaj już trochę lepiej ale i tak
kaszle, boli go gardło, chusteczki co chwila się kończą.
-Niedobrze. A ty?
Dajesz sobie jakoś radę?
-Chyba jakoś tak. Mario mi powiedział, że bardzo mu
smakowała pomidorowa, więc to chyba dobry znak.
-Mario zna się na
pomidorowych jak nikt inny. A Marco smakuje?
-Nie wiem, nic w sumie nigdy nie mówi, ale grzecznie
dziękuje i zjada wszystko więc.. Wiec to całkiem możliwe.
-Palant!
-Ann! –upomniałam ją przewracając oczami. –Jest chory, nie
musi skakać pod sufit i mi dziękować. Jestem jego żoną więc się nim opiekuję.
-Kochasz go i nie
odstępujesz go na krok. A on jest palantem, chociaż też cię kocha.
-Jakieś zakłócenia są. Chyba cię nie słyszę? Zadzwonię
później.
-Później jadę do LA.
Chciałam ci właśnie powiedzieć, że nie będzie mnie aż dwa tygodnie.
-Och.. Mario się chyba u mnie zadomowi –powiedziałam bardziej
do siebie, jednak Ann to wyraźnie rozbawiło.
-Myślę, że Marco
będzie go wypraszał, jak go skutecznie do tego przekonasz. Widziałaś co ci
kupiłam?
-Fakt. Dziękuję ci. To wszystko jest piękne.
Buty spełnienie marzeń. Mam nadzieję, że wszystko będzie leżeć idealnie.
-Czyli nie widziałaś.
–zachichotała.
-Czego?
-Czerwona torebka z
czarnymi serduszkami. Lepiej otwórz ją zanim zrobi to Reus.
-Coś ty kupiła..
-Idź zobacz. Teraz. I
nie rozłączaj się. Chcę chociaż usłyszeć twoją reakcję.
Trochę się wystraszyłam. Wbiegłam szybko po schodach i
wpadłam do sypialni, rzucając szybko „w porządku!” do zaskoczonych Marco i
Mario. Przeszłam szybko do garderoby zamykając za sobą z hukiem drzwi.
-Gdzie to jest!?
-Szuflada, pod
bielizną. I spokojniej bo dostaniesz zawału.
Otwierałam kolejno szuflady. Nic. Zrobiłam to raz jeszcze, i
wtedy wkładając głębiej rękę poczułam torebkę prezentową. Wyjęłam ją i
faktycznie pasowała do opisu Ann.
Otworzyłam ją, i wyciągnęłam z niej parę delikatnych
czarnych pończoch zakończonych koronką. Były naprawdę urocze i jednocześnie
seksowne. Nie miały jednak żadnych żelowych pasków, żeby się same trzymały.
Zajrzałam do torebki i wszystko się wyjaśniło. Był do nich koronkowy pas z
klamerkami. Bardzo seksowne.
-Ann.. Wow. To jest naprawdę wow.. Ale ten pasek jest
zdecydowanie za mały dla mnie i..
-To pasek na talię. –wytłumaczyła
się śmiejąc się.
-Ja mam to założyć?
-Ty zakładasz, Marco
zdejmuje. Taka zabawa.
-Kochana, naprawdę, nie musisz się troszczyć o moje życie
seksualne bo je mam i naprawdę udane..
-Robiłaś przed Marco
striptiz?
-Słucham?-roześmiałam
się nerwowo, a chwilę później zakrztusiłam nabieranym powietrzem.
-Pamiętasz jak
mówiłyśmy, że powinnaś poznać siebie? Proszę bardzo. Masz wyzwanie. Poza tym,
potrenujesz pewność siebie, której ci brakuje. Dlatego jest jeszcze drugi
prezent.
O nie nie nie. Włożyłam rękę i wyjęłam mniejszą siateczkę, w
której były..
-Chyba sobie żartujesz! Ann, naprawdę! To już jest przesada.
Ja rozumiem, że..
-Ciszej! Za ścianą
masz Marco! –powiedziała ściszonym głosem i znów się śmiała.
-Ty jesteś niepoważna.
-Nie podobają ci się?
-Oczywiście, że nie! Co najwyżej to mogę sobie do nich
przyczepić koszulkę na lince na pranie.
-To ułatwi sprawę.
Marco je zdejmie i założy tam, gdzie powinny być.
-Ann, czy ty coś
ćpałaś? Przepraszam cię bardzo –zaczęłam dość głośno, jednak ściszyłam głos
przypominając sobie o obecności Marco i Mario za ścianą. –Kto normalny kupuje
komuś na prezent kajdanki?!
-Wyręczyłam tylko
Marco.
-On chciał to
kupić?
-Każdy facet chce,
Rosalie. Po prostu mi podziękuj.
-Ann! Nie rób tego nigdy więcej.
-Dobra, podziękujesz
mi po przetestowaniu.
-Jest do tego w ogóle kluczyk?
-Oczywiście, że jest.
Ale widzisz? Rozważasz sprawę. Poszło łatwiej niż myślałam.
-Nie no, bo byś jeszcze sama przyjechała z tego LA i mnie
nimi skuła i zaniosła Marco.
-Jestem aż tak wredna?-zapytała
z wyraźnym przejęciem ale też rozbawieniem w głosie. I mi już przeszły nerwy i
miałam ochotę się z tego wszystkiego śmiać. Moja przyjaciółka zwariowała. Ona
naprawdę zwariowała.
-Tak, jesteś.
-A no w sumie..
Jestem. Schowaj już to wszystko i działaj jak Marco przybędą siły.
-Chcę o tym zapomnieć.
-O nie, to będzie
zdecydowanie niezapomniane.
-Rozłączam się.
-Nie zrobisz tego!
-Zrobię! –powiedziałam i po chwili rozłączyłam połączenie.
Wiedziałam, że Ann nie będzie się gniewać. Ona zupełnie mnie rozbiła na
łopatki. Wiedziałam, że była czasami nieobliczalna, jednak.. Zapakowałam
pudełko z kajdankami do torebki i zakryłam je pończochami i pasem.
Usiadłam na podłodze z prezentem i zaczęłam się śmiać.
Przeraźliwie głośno. I naprawdę nie umiałam tego powstrzymać. Skuliłam się na
wykładzinie i z trudnością brałam oddech między kolejnymi napadami śmiechu.
Usłyszałam pukanie, a w drzwiach pojawił się Mario trzymając w ręku swój
telefon. Spojrzał na mnie i sam zaczął się śmiać.
-Ann chce z tobą pilnie porozmawiać.
-Twoja dziewczyna jest niepoprawna polityczno-moralnie
jakbyś nie wiedział. W ogóle jest niepoprawna!
-Słyszę to! –zawołała
Ann. Mario miał telefon na głośniku. Śmiał się jeszcze bardziej widząc mnie w
takim stanie i leżącą przez to na podłodze. Dobrze, że nie wiedział, co było
tego przyczyną. Chyba nie wiedział.
-Daj mi ją –westchnęłam ocierając łzy z kącików oczu.
Mario podał mi swój telefon kręcąc głową i opuścił naszą
garderobę.
-Jeny, Ann. Rozłożyłaś mnie tym na łopatki. Leżę i się
śmieję. Naprawdę potrzebowałam tego. Po ostatnim spięciu z matką Marco właśnie
potrzebowałam się pośmiać.
-Miło mi. Słyszałam od
Mario co się stało i bardzo mi przykro.
-Mi też. Od tego czasu z Marco w ogóle o tym nie
rozmawialiśmy. Odciął się od tego tematu. A mnie to boli Ann. –powiedziałam
zgodnie z prawdą, a łzy szczęścia zamieniły się w płacz, smutny i gorzki.
-Och słońce. Nie martw
się tą starą raszplą. Ma kompleksy, widzi, że już się tak nie liczy jak kiedyś.
-Ale ja potrzebuję to usłyszeć od Marco, Ann. Ja mogę myśleć
dużo co on myśli. Mogę się domyślać co powie. A póki tego nie powie, cały czas
będzie mnie przy tym trzymało. Wiem, że Marco mi o wszystkim nie mówi. I to
szanuję, uwierz. Ale potrzebuję przebrnąć przez to z nim jeszcze raz.
Oczywiście, kiedy wyzdrowieje, bo teraz to jest najważniejsze, nic nie jest
ważniejsze od niego i..
-Ty jesteś ważniejsza. –usłyszałam. Podniosłam zapłakane
oczy. O próg stał oparty Marco i uważnie mnie obserwował. W słuchawce telefonu
usłyszałam pisk Ann. Aż skrzywiłam się i odsunęłam telefon od ucha. Marco
uśmiechnął się delikatnie. Podszedł do mnie i wystawił dłoń po telefon.
Myślałam, że chce mnie podnieść, jednak nie. Przyłożył telefon do ucha.
-Ann, Rosie jeszcze do ciebie zadzwoni. Albo i nie.
Moja przyjaciółka coś odpowiedziała podekscytowanym głosem i
rozłączyła się.
Marco wyszedł z garderoby, zostawiając mnie na podłodze. W
sypialni usłyszałam krótką rozmowę, a po chwili blondyn znów do mnie wrócił,
zamykając za sobą drzwi. Zabrał z półki swoją bluzę widząc moje spojrzenie,
które wyrażało dezaprobatę co do nie siedzenia w łóżku. Stanął patrząc chwilę
na mnie a potem westchnął i pokręcił głową.
-Dobra –oznajmił i schylił się, podrywając mnie szybko na
ręce. Pisnęłam z początku przerażona, jednak później tylko objęłam jego szyję i
położyłam głowę na jego ramieniu. Przeniósł mnie do sypialni i jedną ręką
odsunął kołdrę i mnie ostrożnie ułożył.
Sam obszedł łóżko i położył się z drugiej strony.
-Kochanie.. –zaczął i złapał moje obie dłonie w swoje.
–Skarbie. Przepraszam, że po tym nie rozmawialiśmy. Byłem w szoku.
-Wiem, Marco. A ja chciałam ci pomóc. Chciałam, żebyś się
uśmiechnął.
-To nie było wcale łatwe.
-Nie było. Ale jestem tu po to, żeby było łatwiejsze. Powiedziałeś,
że mi ufasz… To nadal prawda?
-Oczywiście, Rose.
-Ale w to zwątpiłeś. –szepnęłam. To mnie bolało.
-Nie zwątpiłem. Miałem mętlik w głowie po tym, co mówiła
matka a ty milczałaś. Milczałaś! Chciałaś mi pomóc i nic nie powiedziałaś!
Trzymałaś buzię na kłódkę i chciałaś odejść! Nawet nie wyobrażasz sobie jak
byłem wtedy wściekły! –podniósł głos jednak ścisnęłam jego dłonie, starając się
mu dać do zrozumienia, że nie powinien. I ze względu na mnie i na siebie.
-Nie powiedziałam, bo powinieneś mieć cudowne relacje z
mamą. Nic nie jest ważniejsze od rodziny.
-Tak, masz rację. Ale nie mówiąc chciałaś, żeby ta relacja
oparła się na kłamstwie.
-Mama cię kocha. Chce dla ciebie dobrze.
-Wiem to, ale czasami chce przedobrzyć. Wiem, że jej było
ciężko, wiem, że dzwoniła kiedy byliśmy na Karaibach, też nie odebrałem kilku
połączeń, bo po prostu byliśmy zajęci. Taka jest kolej rzeczy. Jako dziecko
byłem zawsze przy mamie. Ale dorosłem, już nie potrzebuję jej tak jak kiedyś,
nie potrzebuję jej nadzoru. Rady, odwiedziny jasne. Jest granica, Rose. Której
ona nie zauważyła.
-Boi się, jak to małżeństwo na ciebie wpłynie. Ja też się
boję. I to rozumiem.
-Ja się nie boję. Wiem co robię i myślałem, że ty też to
wiesz.
-Wiem –odpowiedziałam pewnie, zirytowana, że rozmowa w taki
sposób zmieniła tory.
-Rose..
-Nie, to chyba nie ma sensu –stwierdziłam i zaczęłam się
podnosić z łóżka.
-Rose. Poczekaj.
-Nie umiemy chyba rozmawiać. Jesteś chory, powinieneś
odpoczywać..
-Przestań. –szepnął i mocno przyciągnął mnie do siebie
obejmując mocno. –Jest po wszystkim, a ja z tym się już dobrze czuję. Wiem, że
chcesz pomóc. Wiem, że zawsze jesteś dla mnie i jestem ci za to ogromnie
wdzięczny. Jesteś wspaniała i doceniam to bardzo.
-Twoja mama była tak miła, kiedy przyszła razem z tatą.
Przecież też kazała mnie ucałować, jak z tobą rozmawiała. Co się stało? Czy ja
coś zrobiłam złego?
-Nie, nie ty. Naprawdę, poczuła się zagrożona. Rozmawiałem o
tym z tatą, Yvonne wszystko mu powiedziała, Melanie dzwoniła do mnie i pytała
się jak się czujesz. Wszyscy się o ciebie troszczą.
-A twoja mama nie.
-Ona to widzi. Widzi, że wszyscy cię kochają. Urzekłaś
mojego tatę, Yvonne ma cię za przyjaciółkę, a Melanie mimo tego, że nie była
nigdy za naszym małżeństwem i tak się o ciebie martwi. Nie wiem, czy robi to
dla mnie, czy to wreszcie zaakceptowała. I nie obchodzi mnie to, choć by było
fajnie gdyby zaakceptowała.
-Myślisz, że to głównie przez zazdrość?
-Myślę, że tak. Nie roztrząsajmy, kto popełnił błąd. To była
trudna sytuacja dla nas obojga. Ale wyszliśmy z niej, chyba trochę bardziej
doświadczeni i mądrzejsi. Widzisz? Wynosimy wnioski z tego, to jest
najważniejsze.
-Wiesz, że jesteś mądry?
-Oczywiście, że wiem –odpowiedział uroczo zadzierając nos.
Zaśmiałam się i pocałowałam go w policzek.
-Zdrowiej, kochanie, bo będę miała dla ciebie niespodziankę.
-Jaką?-zapytał, a jego oczy pojaśniały.
-Dużą. Myślę, że bardzo ci się spodoba. Ale.. Nie mogę ci
powiedzieć jeszcze co to takiego.
-Rosie… Rosieńku, moje kochane kochanie. –zaczął, jednak
sięgnął po chusteczkę, żeby wydmuchać nos. Potem jednak jakby nigdy nic
kontynuował. –Mój najsłodszy, najpiękniejszy skarbie. Powiedz mi, proszę, co
przygotowałaś.
Zupełnie się rozpłynęłam. Prawie, że wsiąknęłam w materac i
nic by po mnie nie zostało, albo tylko oczy, jak to bywa w kreskówkach.
-Mój kochany Marco. Strasznie mi się miło tego słucha,
jednak naprawdę nie mogę ci powiedzieć. To niespodzianka. Ale musisz być do
tego zdrowy i na siłach, więc proszę nie chorować.
-Wiesz ile razy bym cię już pocałował przez te trzy
dni?-wypalił nagle jakby urywając temat niespodzianki. –Chyba ze sto. Nie chcę
jednak cię zarazić.
-Doceniam to. Niech to będzie motywacją, żebyś wyzdrowiał,
dobrze?
-Obiecuję, że te wszystkie pocałunki odpracuję.
-W takim razie trzymam za słowo. Wiesz, że na tą
niespodziankę warto zdrowieć?
-Dla niej wyzdrowieję szybciej.
-Nie dla treningu?-zaśmiałam się, przesuwając nos po jego
szyi i trzydniowym zarostem. Był taki naprawdę atrakcyjny.
-Nie.
-W takim razie wiem, że muszę się bardzo z nią postarać.
-Cokolwiek to będzie, Rose i tak będę zadowolony.
-Nie tylko pańska satysfakcja jest ważna, panie Reus.
-Rozumiem. Nawet bardzo. –stwierdził wbijając we mnie
pożądliwe spojrzenie. A kto jeszcze rano umierał przez chorobę?
-Więc proszę się przespać.
-Z panią? Zawsze.
-Położę się koło ciebie, a potem zejdę na dół wyładować
zmywarkę.
-Nie przemęczaj się –odpowiedział, kładąc się na swojej
poduszce. –To ja się muszę wyładować. I to wkrótce, z tobą.
Marco był czasem piekielnie słodki. Nie wiedziałam, czy taki
się stał, czy taki już był zanim się pojawiłam. Jednak nie był taki od początku
znajomości ze mną, więc w pewnym sensie ja to odkryłam. Przytuliłam się do
niego i okryłam go szczelnie kołdrą.
-Prosperująca fizjoterapeutka, hę?
-Marzę o tamtym masażu z Karaibów odkąd tylko przestałaś go
robić.
-Postaram się uwzględnić masaż w mojej niespodziance.
-Jutro będę zdrowy.
-W porządku. Ale najpierw ja mam kilka spraw, które chcę załatwić.
-Powiesz mi jakie? –zapytał oplatając mnie ręką i położył
dłoń na moich plecach.
-Tak, ale zamknij już oczy –poleciłam i zaczęłam, kiedy już
to zrobił. –Chciałabym poszukać szkoły na prawo jazdy i je w końcu zrobić o ile
pożyczysz mi pieniądze..
-Dam ci je, ale kontynuuj –przerwał ze spokojem, nie
otwierając oczu.
-Pożyczysz pieniądze i..
-Dam.
-Dasz. Potem chcę odwiedzić twoich rodziców i porozmawiać z
twoją mamą.
-Pojedziemy tam razem.
-Sama.
-Razem.
-Razem ale pożyczysz mi pieniądze. –odpowiadałam mu z takim
spokojem, jak on to robił.
-Razem ale zabiorę tatę na spacer, więc będziesz sama i dam
ci pieniądze.
-Nienawidzę robić interesów z tobą. Musimy pojechać kupić
ładną zastawę. Potem chcę dokończyć mój tatuaż.
Wtedy otworzył oczy.
-Ważka to część?
-Na początku nie, teraz tak. Chciałabym pójść w czerń i
biel, tak jak masz na ręku. Wymyśliłam już wzór. To będzie bardzo delikatne,
nic ordynarnego. Będzie ci się to podobało?
-To tobie powinno się podobać, kochanie –szepnął i położył
dłoń na moim policzku.
-Też jesteś po części właścicielem tego ciała. –zaśmiałam
się, nie umiejąc dobrać do końca słów, żeby oddać sens przekazu. –Jesteś moim
mężem, wiem, że rok i tak dalej. Ale do roku czasu jeszcze daleko. Chcę ci się
podobać i wciąż cię pociągać. Nie wiem, czy lubisz kobiety z tatuażami. Wiem,
że mam ważkę, ale nie jest aż tak wielka i…
-Rose, nie mów „kobiety z tatuażami” bo to względne pojęcie.
Pokażesz mi jakąś modelkę, która będzie miała tatuaże i nawet mnie to nie
wzruszy. Za to ty to już zupełnie co innego i nie będę mógł odkleić od ciebie
rąk.
-Czyli nadal ci się będę podobać?
-Nawet bardzo. Będę mógł zobaczyć najpierw projekt?
-Będzie mi miło, jeśli też będziesz miał w to angaż. W
pewnym sensie mój tatuaż będzie miał też znaczenie powiązane z tobą.
-Ze mną? –teraz już w ogóle otworzył oczy i podniósł się
zaciekawiony na łokciu.
-Tak –uśmiechnęłam się delikatnie.
-Jesteś tego pewna? Wyżej masz przecież tatuaż dla swojej
mamy.
-Jak nigdy w życiu. Myślę, że moja mama by cię pokochała. I
nie obraziła się, że jesteś dla mnie ważny tak jak ona.
-Mówiłem ci, że jesteś wyjątkowa?
-Ty też jesteś.
-Nie. Ty.
-Idź spać.
-Jestem ciekawy tego tatuażu.
-Idź spać.
-Dobrze, ale pojutrze idziemy do studia.
-Dobrze, idź spać.
-Dobranoc.
Roześmiałam się i objęłam go mocno, przeczesując palcami
jego włosy. Chociaż i tak bym się kłóciła o to pożyczenie i danie, ale on by
naprawdę już nie zasnął. Chociaż był już tak rozemocjonowany wszystkim, co mu
powiedziałam.
-Rose, nie pójdziesz do mojej mamy. Przecież ty żartujesz.
-Idź spać. Pojadę, chcę z nią porozmawiać. Jestem dużą
dziewczynką.
-Porozmawiamy o tym.
-Jak się wyśpisz.
Kiedy zasnął, poszłam schować do szafki prezent od Ann. Kto
nie ryzykuje ten nie pije szampana. Może już w przyszłości mój przyszły mąż będzie
nudziarzem i nie będzie tolerował takich rzeczy. Coś mi mówiło, że Marco na to
zdecydowanie by poszedł.
Na dole zajęłam się układaniem naczyń i znów mogłam usiąść
wygodnie na kanapie. Na krótko, bo po domu rozległo się pukanie do drzwi. Podbiegłam
szybko, żeby nikt nie użył dzwonka, budząc tym samym Marco.
Stanęłam zdumiona w drzwiach. Kurier kurierem, jednak obok
niego stały dwa ogromne kosze pełne różowych i białych peonii. Stałam w szoku,
że nawet nie zwróciłam uwagi na to, że doręczyciel coś do mnie mówił. Dwa kosze
peonii! Kosze! Była ich ponad setka. Dobry Boże.
-Przepraszam, mówił pan coś?
-Tak, pytałem czy pani Reus?-zapytał życzliwie. Pewnie był
zadowolony z zarobku, był więc i miły.
-Tak zgadza się.
-Dwie przesyłki. Proszę podpisać pokwitowanie.
Na podkładce podał mi niewielki druczek. Podpisałam się
samym nazwiskiem i oddałam go mu.
-Czy wnieść? Są dość ciężkie –zaoferował się. Będąc nadal w
szoku pokiwałam twierdząco głową.
-Niech pan je postawi przy kanapie.
-Oczywiście.
Najpierw chwycił kosz z białymi peoniami, wnosząc go do
środka. Każdy kosz był niesamowity. Kwiaty były tak piękne i pachnące…
-Przepraszam ale.. Peonie w październiku?
-Wciąż są hodowle kwiatów, pani Reus. Oczywiście w wyższej
cenie ale są. Białe są niezwykle rzadkie..
-Ale niesamowicie piękne.
-Zgadza się –odpowiedział i ustawił drugi kosz zaraz obok
pierwszego. –To wszystko z mojej strony.
-Oczywiście, dziękuję.
-Przyjemność po mojej stronie. Miłego dnia –odpowiedział
zamykając za sobą drzwi.
-Wzajemnie –powiedziałam już będąc sama w salonie.
Uklęknęłam koło plecionych, wiklinowych koszów i już do
moich nozdrzy dobiegł niesamowicie intensywny i piękny zapach. Nachyliłam się
do białych, następnie różowych kwiatów. Pachniały prawdopodobnie tak samo,
jednak z tego wszystkiego zakręciło mi się w głowie. Prawdopodobnie od
intensywności i… szoku. Do rączek każdego z koszów doczepione były malutkie
koperty. Jedna miała numer 1, druga 2.
Odwiązałam wstążkę i wzięłam pierwszą kopertkę do ręki.
Wysunęłam z niej przepiękną malutką karteczkę z nadrukowanym na nim moim
imieniem. Wyglądała trochę jak naprawdę miniaturowa kartka urodzinowa.
Otworzyłam ją niepewnie.
„Przepraszam,
za wszystko, co robię co chwilę źle”
Trzęsącymi się dłońmi odwiązałam drugą, różową wstążkę z
różowych peonii. Niepewnie wysunęłam karteczkę.
„Dziękuję,
za wszystko co robisz, pomimo wszystko, co robię ja,
Że jesteś przy mnie.
Twój M.”
I rozpłakałam się. Jak dziecko. Objęłam kosz, jakbym chciała
się do niego przytulić. Najchętniej pobiegłabym do niego i pocałowała, całowała
tak długo, dopóki nie zabrakłoby mi tchu. Z tylnej kieszeni dresów wyciągnęłam
mój telefon i wybrałam połączenie do Ann.
-Ann, proszę, pojedź do Ikea czy gdziekolwiek i kup mi pięć
wazonów. Albo nie, dziesięć.
-Rosie, płaczesz?
-Ja ryczę, Ann –czując gulę w gardle. –Chciałabym krzyczeć,
walić pięściami w ściany…
-Co się stało?
Pokłóciliście się?
-Ann.. –zaczęłam choć na chwilę próbując powstrzymać płacz.
–On mi kupił kwiaty.
-I płaczesz przez to?
-On mi kupił dwa pieprzone kosze peonii. Zakochałam się w
tych kwiatach już dawno..
-Chyba powinnaś
powiedzieć, że zakochałaś się w Marco już dawno.
-Tak, tak powinnam powiedzieć.
-Przyjadę i pogadamy.
Marco śpi?
-Tak.. Ann, to mnie przerosło.
-To bardzo duże
zakochanie.
-Jak się można w
nim nie zakochać? On mnie rozbroił w zupełności. Potrzebuję być na niego zła.
-Po co, skoro i tak
się skończy kwiatami i seksem na zgodę? Wpadłaś.
-Wpadłam i poszło szybciej niż myślałam.
~~~
Jutro ostatni dzień roku, za chwilę będzie rok tego opowiadania i już mój kolejny w ogóle z Wami na Bloggerze, jak to leci... Ogromnie jeszcze raz dziękuję, dłuższy monolog pisałam pod poprzednim rozdziałem, więc teraz już nie będę Was zanudzać.. Po prostu dziękuję, że jesteście i mam nadzieję, że nadal zostaniecie i będziecie cały czas mnie tak pięknie wspierać💘
Na nadchodzący rok życzę Wam samych sukcesów, zarówno w życiu prywatnym, zawodowym, żeby się spełniały wasze cele, marzenia i żebyście poznały mnóstwo wspaniałych ludzi, wszystkiego co najlepsze!
Wracamy już teraz do publikacji co 2 tygodnie, mam co raz więcej roboty w szkole i wątpię, żeby to się do maja zmieniło, ale postaram się, żeby cały czas wszystko tu funkcjonowało.
Ściskam Was mocno i do napisania za rok!😆😚
Buziaki! xx.