Kiedy wyszłam z łóżka założyłam nową spódniczkę przed
kolano, którą mi kupił, a właściwie kupiła Yvonne. Do niej idealnie pasowała
bokserka. Wczorajsza gorsza pogoda za oknem zamieniła się z powrotem w upalne
lato. Nie robiłam nic z włosami, pozostawiłam je rozczochrane po śnie, bo
zupełnie nie miałam teraz ochoty się z nimi użerać. Wymagało to ode mnie zbyt
wielkiego poświęcenia.
Zbiegłam bosymi stopami po schodach na dół i wzięłam
szklankę, do której nalałam wody i włożyłam do niej różę. Oparłam ją o lodówkę.
Było już przed jedenastą, więc Marco powinien się niedługo obudzić.
Postanowiłam upichcić dla nas śniadanie. Także w ramach małego podziękowania za niespodziankę i przeprosin za ostatni wybuch. Zrobiłam rozeznanie po szafkach i
przygotowałam wszystkie potrzebne składniki. Znalazłam ku uciesze dżemy i
nutellę, a także na dole w szafce zapakowany w karton ekspres do kawy. Ciasta
było na tyle, że miałam już piętnaście naleśników z nadzieniem gotowych do
zjedzenia. Kiedy nalewałam ciasta na ostatni raz ktoś przekręcił zamek w drzwiach
mieszkania. Stanął w nich Marco, który od razu uśmiechnął się na mój widok.
-Cześć, myślałam, że jeszcze śpisz.-powiedziałam podrzucając
naleśnika do góry. –Zrobiłam śniadanie ale chyba już jadłeś..? –naleśnik został
elegancko złapany na patelni odwrócony w drugą stronę.
-Tak, w ośrodku szkoleniowym ale dla naleśników się
poświęcę. Wyglądają genialnie.
-Widziałam w szafce ekspres. Można go użyć?
-Jasne. Ja bardzo rzadko piję kawę, więc tam stał. Zaraz
podłączę. –odstawił czarną torbę z logiem Borussii i ściągnął trampki. Wszedł
za blat i schylił się do szafki koło mnie.
-Ile zjesz?
-Trzy wzwyż. –zaśmiał się wyciągając urządzenie i podłączył
je do prądu. Nałożyłam wszystkie naleśniki na talerz i wystawiłam dwa mniejsze
talerzyki dla nas. Wzięłam dwa kubki i postawiłam je na blacie.
-Też chcesz kawy?
-Wyjątkowo tak, daj, ja zrobię. –uśmiechnął się i przesunął
mnie kładąc dłonie na moich biodrach. Zajęłam miejsce na wysokim krześle i
nałożyłam jednego naleśnika z nutellą na talerz. Kiedy akurat wzięłam duży gryz
Marco podłożył kubek pod ekspres.
-Jaką chcesz kawę?
-Hahe..-próbowałam powiedzieć z pełną buzią jednocześnie
parząc się naleśnikiem. On odwrócił się, a na jego twarzy jak i błyszczących
oczach widniało duże rozbawienie.
-Chyba coś niedosłyszałem…
-Latte. –poprawiłam się po przełknięciu kawałka naleśnika.
-Okej.
Sprawnymi ruchami obsłużył maszynę a chwilę później do moich
nozdrzy dotarł cudowny zapach kawy. Po chwili postawił przede mną parujący
kubek.
-Dziękuję. –uśmiechnęłam się i podmuchałam lekko na napój.
-Rose.. –westchnął ciężko stawiając swój kubek z kawą i
usiadł na krześle tuż koło mnie. –Przepraszam, naprawdę. Mogłem cię
poinformować, że cię zostawiam.
-Mogłeś. Bałam się tam być sama, nie wiedziałam nawet jak
wrócę, miałam nawet myśli, że coś ci się mogło stać.
-Martwiłaś się? –uśmiechnął się zaczepnie i ugryzł kawałek
naleśnika.
-Trochę, to takie dziwne?
-Nie.
W ciszy zjedliśmy naleśniki. Sama czułam się jak grubas, bo
zjadłam ich z cztery. Marco na szczęście więcej, więc miałam nadzieję, że nie
weźmie mnie za dziwoląga. To były pierwsze naleśniki jakie zrobiłam od początku
do końca sama. Zwykle robiłam je razem z Leo. Tamte wychodziły naprawdę
niezwykle pysznie. Może dlatego, że dodawaliśmy do składników ogrom naszego
uczucia.
-Dziękuję, było pyszne. –uśmiechnął się kończąc posiłek i
wstawił swój kubek i talerz do zmywarki. –Mogę wziąć też twój?
-Tak. Dziękuję. –uśmiechnęłam się i dopiłam ostatni łyk
kawy. –Dziękuję za różę, jest przepiękna.
-Cieszę się. Miałaś dobry wieczór z Yvonne?
-Tak, jest bardzo miła. I ma ślicznego synka.
-To prawda.-uśmiechnął się na myśl o swoim siostrzeńcu.
–Yvonne przyjdzie po ciebie za jakąś godzinę, żeby wybrać sukienkę.
-W porządku. A, i jeszcze jedno. Dziękuję za ubrania. Nie
musiałeś ale to naprawdę miłe z twojej strony.
-Staram się. Chcę, żebyś się ze mną dobrze czuła.
-Chciałabym, żeby tak było. Pójdę wziąć prysznic.
-Jasne. Jak będziesz chciała myć plecy to zawołaj.
-Coś ci humor dopisuje. Chyba powinnam to zapisać w
kalendarzu. –uśmiechnęłam się i pobiegłam po schodach na górę.
Byłam naprawdę
szczęśliwa widząc go w takim nastroju. Radosnego, pełnego energii. Nie
wiedziałam z czym to ma związek ale cieszyłam się i to strasznie. Wolałam jego
tę stronę niż tą drugą, mroczniejszą, której czasem się bałam.
Wzięłam nowy t-shirt z siatki, bieliznę i baleriny. Kiedy
wyszłam z pokoju na korytarzu trafiłam na blondyna. Uśmiechnęłam się lekko i
przemknęłam do łazienki. Zamykając już za sobą drzwi przyszło mi coś na myśl.
-Marco?
-Tak? –odwrócił się w moją stronę i oparł o próg ściany.
-Bo jest taka sprawa.. Nie wiem jak to stoi ale czy będzie
mnie stać na suknię ślubną.
-Ja płacę za suknię i wszystko co będziesz chciała kupić.
-Nie mogę od ciebie brać tyle pieniędzy.
-Możesz. Jutro dostaniesz dokumenty o dostęp do konta.
-Nie chcę twoich pieniędzy.
-Rose. –powiedział lekko zdenerwowany i podszedł do mnie
zdecydowanym krokiem. –Wiem, że nie chcesz moich pieniędzy ale nie zaprzeczysz,
że nie masz nic na koncie i nie stać cię na suknię. Chcę, żebyś miała dostatnie
życie. Będziesz mogła kupić co tylko chcesz. Nie mów, że nie, bo nie wyżyjesz
za swoje pieniądze. Przykro mi, jeśli to cię boli ale taka prawda.
-Pójdę do pracy.
-Nie pójdziesz.
-Słucham!? Chyba żartujesz.
-Moje zasady.
-Nic o nich nie mówiłeś. Mogę decydować sama za siebie! Ach,
zostaw mnie w spokoju!
-Zimny prysznic polecam. –westchnął ciężko i wszedł do
swojej sypialni.
-Dupek!-warknęłam pod nosem i weszłam do łazienki z
trzaskiem drzwi. Mówiłam przypadkiem, że kocham go w takim nastroju?!
Pod prysznicem musiałam znów użyć jego żelu. Wszędzie jego
zapach. Potrzebowałam dystansu, dystansu i jeszcze raz dystansu. Był zbyt
bardzo intensywny, wywierał na mnie pełno różnych emocji, z którymi nie umiałam
sobie poradzić.
Mokre włosy jeszcze rozczesałam, żeby pozbyć się kołtunów i
wysuszyłam niezbyt ciepłym nadmuchem. Rozczesałam je dobrze i zaplotłam z nich
długiego warkocza-kłosa. Założyłam nową koronkową bieliznę, śliczny t-shirt i
czarną, rozkloszowaną spódnicę. Zrobiłam delikatny makijaż i założyłam beżowe
baleriny.
Zorientowałam się, że nie mam żadnej torebki. Musiałam jakąś
dzisiaj kupić, skoro mam nieskończony limit pieniędzy, a klucze na razie dam Yvonne
do chwilowego przechowania nie mając ich w czym przechować.
Będąc na korytarzu słyszałam, jak Marco rozmawia z kimś
przez telefon ale zupełnie mnie to nie obchodziło. Zamknęłam się w swoim pokoju
i wzięłam telefon. Odblokowałam i postanowiłam napisać wiadomość do Yvonne.
Miałam nadzieję, że miałam jakieś pieniądze na koncie.
„Hej Yvonne. O której
dzisiaj będziesz? Nie chcę cię pospieszać ale po prostu chcę już jak najszybciej
stąd wyjść. Twój brat ma chyba okres bo ledwo z nim idzie wytrzymać.. Rose”.
Po wysłaniu zablokowałam urządzenie i zaczęłam okręcać go
między palcami. Oparłam się plecami o ramę łóżka i czekałam na jakąkolwiek
odpowiedź. W końcu usłyszałam piknięcie sygnalizujące nową wiadomość.
„Ja z nim się
rozmówię!... Możesz w sumie już wyjść przed klatkę, będę za 3 minuty!:)”
Nie musiałam długo czekać. Wyszłam z pokoju i podeszłam do
drzwi sypialni Marco. Lekko zapukałam i uchyliłam drzwi.
-Wychodzę, Yvonne czeka na mnie na dole. Biorę klucze.
–oznajmiłam i zamknęłam drzwi nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź. Odwróciłam
się na pięcie i zaczęłam iść przed siebie. Kiedy już schodziłam po stopniach
schodów usłyszałam wołanie mojego imienia.
-Rose! Rose, poczekaj. –dobiegł do mnie w ułamku sekundy i
złapał mnie za rękę delikatnie ją ściskając.
-Proszę cię, daj mi spokój. Czasem mnie przerastasz i nie
umiem znieść twoich nastrojów. Nie umiem się z tobą nie kłócić… Chcę odetchnąć
na tych zakupach i dobrze się bawić nie martwiąc się o nic, nic związanego z
tobą. Jesteś zbyt intensywny.
-Przykro mi. Mówiłem ci, że będę się starać.
-Staraj się bardziej, bo na naszym rozwodzie sędzia skieruje
mnie do psychiatry.
-Baw się dobrze. –powiedział wbijając we mnie swoje
intensywne spojrzenie.
-Dzięki.. To.. Mogę już iść? –zapytałam niepewnie
spoglądając na niego spod przymrużonych powiek.
-Tak. –powiedział nie puszczając mojej dłoni. Zbliżył się do
mnie na tyle blisko, że czułam doskonale jego oddech na swoim policzku. Spojrzałam
prosto w jego oczy, które płonęły. Cholera, jeśli chciałby mnie naprawdę
pocałować chyba nie miałabym nic przeciwko. Miałam nogi jak z waty. On
dostrzegając chyba mój stan położył dłoń na wcięciu mojej talii i nachylił się
do mojego ucha.
-Ślicznie dziś wyglądasz. I pachniesz…mną. Cieszę się, że
podobał ci się wtedy tamten sen. Cholernie dobrze mi było ciebie taką
obserwować. Chciałbym w przyszłości być prawdziwym tego sprawcą…
-Ja.. –powiedziałam ochryple nie wiedząc zupełnie co
powinnam zrobić. Przełknęłam głośno ślinę.
-Baw się dobrze, ale niezbyt dobrze. Zabieram cię do kina.
Kup coś na wieczór.
Jego usta musnęły delikatnie moją szyję a po chwili puścił
mnie i odszedł w stronę swojej sypialni pozostawiając mnie w szoku na drżących
nogach. Wzięłam kilka głębszych oddechów aby się uspokoić i zbiegłam na dół.
Zakluczyłam za sobą drzwi i przywołałam windę.
Na dole w swoim srebrnym samochodzie czekała na mnie Yvonne.
Wsiadłam z przodu na miejsce pasażera i przywitałam się buziakiem w policzek z
siostrą Marco.
-W porządku? W sumie czekałam tu trochę, kolejna kłótnia z
Marco?
-Nie.. Nie tym razem.
-Chcę wnikać?
-Nie chcesz. Mam wodę zamiast mózgu. Zostałam zaproszona do
kina dzisiaj.
-Serio?-pisnęła radośnie i zaklaskała dłońmi. Ruszyłyśmy w
stronę wyjazdu z osiedla. –Poza suknią ślubną kupimy coś na wieczór. Lekka
spódniczka, zabójcze szpilki i jakaś jedwabna bluzeczka z dekoltem.
-Nie przesadzaj.
-Czerwone szpilki i czerwone usta. Na niego to zadziała.
-Yvonne!-roześmiałam się łapiąc za głowę. Otworzyłam
delikatnie okno, żeby złapać oddech i pozbyć się zarumienionych policzków.
-Ale tak wiesz, podoba ci się?
-Wiesz co? Chyba wkurzanie mnie macie genetyczne.
-Ojj tam. Nie przesadzaj!-mruknęła z przekąsem i popatrzyła
na mnie przelotnie skupiając się na drodze.-Nie no, pewnie. –dodała po chwili
mojego milczenia. - W ogóle. Masz niesamowite włosy! Takie długie i błyszczące.
Chyba dawno nie obcinałaś, co?
-W zeszłym roku podcinałam końcówki. Ale nie chcę ich
ścinać, zbyt bardzo jestem do nich przyzwyczajona.
-I dobrze! Też bym nie miała serca… Gdybym takie miała. Włosy, nie serce. Ogólnie, wiesz już jaką chcesz sukienkę?
-To chyba ślub w urzędzie, prawda?
-Z tego co wiem to tak.
-W takim razie nie chcę długiej. Krótka, delikatna. Może z
jakąś koronką?
-Oj tak. Pokażesz swoje zabójcze nogi i zemdleje.
-I może nie będzie chciał już brać ślubu…-westchnęłam
opierając się o szybę.
-Hej, Rose. –Yvonne złapała mnie za rękę –Przykro mi, że tak
się stało i nie umiem wytłumaczyć mojego brata… Ja wiem, że on jest dobry,
chciałabym, żebyś też to dostrzegła. Jest ci ciężko…Ale zawsze ale to zawsze
masz we mnie wsparcie. Dzwoń kiedy będziesz potrzebować.
-Dzięki, Yv.
-Nie ma za co.- uśmiechnęła się szczerze, choć w jej wzroku
widziałam nutkę współczucia i smutku.
***
Po piętnastu minutach drogi zaparkowałyśmy pod wyglądającym
naprawdę luksusowo salonie sukien ślubnych. Yvonne zgasiła silnik i wysiadła na
zewnątrz. Sama poszłam jej śladami. Weszłyśmy po schodach i przeszłyśmy do
środka. Zewsząd biła biel. Pod ścianą stało kilkanaście manekinów z przeróżnymi
krojami i długościami sukni z przepięknymi zdobieniami, uszyte z wyjątkowych i
drogich tkanin.
-Witam w salonie sukien ślubnych. Nazywam się Monica. Czy
mogłabym w czymś paniom pomóc?-zza lady podeszła do nas ślicznie ubrana kobieta
w fuksjowej, przylegającej sukience podkreślającej i uwydatniającej dekolt,
włosy miała upięte w perfekcyjnie ułożonym koczku. Ich kolor był niezwykle kruczoczarny. Możliwe, że były naturalne przez wzgląd na ciemnoczekoladowe oczy i
karmelowy odcień skóry.
-Właściwie tak. –uśmiechnęła się Yvonne pocierając
pocieszająco dłonią moje plecy. –Szukamy krótszej sukienki na ślub cywilny.
-Oczywiście, zaraz przyniosę kilka propozycji. Dla której z
pań miałaby być?
-Dla mnie. –powiedziałam niepewnie.
-Ma pani idealną figurę, więc myślę, że szybko coś
znajdziemy. Zapraszam. Mają panie ochotę na szampana?
-Ja poproszę. –uśmiechnęłam się dość sztucznie i nachyliłam
się do Yvonne. –Na trzeźwo tego nie przeżyję.
Obie się zaśmiałyśmy i poszłyśmy na dużą, skórzaną kanapę.
Inna ekspedientka ubrana w identyczną sukienkę co pierwsza podała mi na
srebrnej tacy kieliszek z alkoholem. Podziękowałam jej kiwnięciem głowy i od
razu wzięłam łyk. Cierpki smak rozlał się po moim gardle dając mi uczucie ukojenia.
Chwilę później Monica dołączyła do nas trzymając
przewieszone przez rękę suknie ślubne. Musiała swoją drogą mieć nieźle
wyrobione mięśnie.
-Na razie mam dziesięć, może coś się pani spodoba. Jeśli
nie, będziemy szukać dalej. To nie są wszystkie modele, które mamy w ofercie.
-Dobrze, dziękuję. A, mam jeszcze pytanie. Macie może
szpilki odpowiednie do sukienki?
-Oczywiście, możemy wybrać nawet teraz, żeby mogła pani
przymierzyć komplet w całości. Wolałaby pani mieć welon czy elegancki toczek?
-Mogę przymierzyć to i to?
-Nie ma sprawy. Zapraszam do przymierzalni.
Na ślub wybrałam wysokie białe szpilki z ostrymi czubkami.
Do nich przymierzyłam cztery sukienki, jednak z każdą było coś nie tak. Yvonne
była surowym krytykiem i nie przesadzała ze słodzeniem mi. Twierdziła, że w
jednej moje biodra wyglądają za szeroko, drugiej piersi wyglądają jak na
sztuczne w kolejnej wyglądałam na zbyt wysoką-bardziej niż byłam.
Kiedy skrytykowana wracałam do przebieralni rzuciła mi się w
oczy jedna sukienka na manekinie. Od razu pomyślałam, że to ta jedyna.
Wskazałam na nią ekspedientce. Kiedy dostałam ją w ręce od razu na ustach
pojawił mi się uśmiech.
Rozpięłam ją z suwakiem, który znajdował się z boku.
Materiał na niego zachodził i nie było go w ogóle widać.
U góry był prześliczny gorset z koronki, a w pasie łączyła
górę z rozkloszowanym, jedwabnym dołem wstążka. Na plecach koronka była
przezroczysta, udekorowana rządem ozdobnych, malutkich guziczków aż do jedwabnego
pasa przechodzącego przez talię. Sukienka była jednocześnie skromna ale i
stylowa. Czułam się w niej jak gwiazda. Monica przyniosła mi do niej specjalny
toczek, który był z nią razem do kompletu. Na lewe oko delikatnie wchodziła
delikatna siateczka, a sam toczek był także pokryty warstwą jedwabnego
materiału. Czułam się w niej wyjątkowo. Pierwszy raz miałam na sobie tak
wysokie buty i tak piękną suknię. Chciałam w niej zostać i tak niesamowicie się
czuć cały czas.
Gdybym wychodziła teraz za mężczyznę, którego kocham byłabym
najszczęśliwszą kobietą na świecie. I tak byłam wzruszona widząc siebie w takim
stroju. Nie mogłam mu ujmować przez wzgląd na pana młodego.
-Yvonne… -westchnęłam wychodząc z przebieralni i stanęłam
przed siostrą mojego przyszłego męża, którą dosłownie zamurowało. -To ta.
–uśmiechnęłam się przeglądając raz jeszcze w dużym lustrze salonu.
-Wyglądasz przepięknie!-uśmiechnęła się i od razu mnie do
siebie przytuliła. –Będziesz najpiękniejszą panną młodą.
-Dziękuję. W ogóle nie patrzyłam na cenę…
-Niezależnie ile kosztuje bierz ją. Marco przelał mi pełno
kasy możemy robić zakupy do woli. On nie zbiednieje, nie musisz mieć żadnych
wyrzutów sumienia.
-Na pewno?
-Pewnie. –uśmiechnęła się i podeszła do ekspedientki.
–Bierzemy cały zestaw.
-Oczywiście. Zaraz zapakuję wszystko jak się pani
przebierze.
Wróciłam do kabiny i z żalem zdjęłam sukienkę, toczek i
szpilki. Monica zabrała je ode mnie i poszła do kasy elegancko wszystko
zapakować. Kiedy ubrałam się w normalne ubranie wyszłam wrócić do Yvonne zastałam ją płacącą przy kasie. Suknia była zapakowana w białe pudełko jak i
toczek i szpilki. Trzy kartony zajmowały dużo miejsca, jednak byłyśmy spokojne,
bo miałyśmy do dyspozycji dość duży bagażnik. Podziękowałyśmy kobiecie za pomoc
i opuściłyśmy salon. Do bagażnika zapakowałyśmy zakupy i zajęłyśmy miejsce w
środku.
-Wczoraj była tak beznadziejna pogoda a dziś? Słońce, upał…
Żyć nie umierać. Jedziemy do galerii. Pochodzimy po sklepach i poszalejemy na
koszt braciszka i zjemy obiad.
-Super. –uśmiechnęłam się i zapięłam pas. Włączyłyśmy się do
ruchu. Przez okno oglądałam niesamowite widoki. Dortmund miał swój urok, a tym
bardziej w południe tętnił życiem. Zauważyłam też głównie wejście do
dortmundzkiego ogrodu, w którym już miałam szansę być dwa razy. Polubiłam go i
chciałam udać się tam raz jeszcze by poznać jego wszystkie zakątki.
Thier-Galerie z zewnątrz przypominała teatr. Dwa piętra,
duże przeszklone okna i ustawione na każdym z pięter piaskowe kolumny. Wyglądała
niepozornie jak malutkie sklepiki na rogu ulicy, jednak dalej rozciągał się
duży, długi budynek w kształcie trójkąta. Yvonne zaparkowała w podziemnym
parkingu i ruszyłyśmy do ruchomych schodów prowadzących na pierwszy poziom. Zupełnie
nie wiedziałyśmy od czego zacząć. Brunetka uśmiechnęła się chytrze pokazując mi
sklep z bielizną Victoria’s Secret.
-Zapomnij! Nawet o tym nie myśl. –roześmiałam się i zaczęłam
ciągnąć ją w przeciwnym kierunku. Zaciągnęłam ją do sklepu z butami i zaczęłam
patrzeć na szpilki na dzisiejszy wieczór. Yvonne mnie przekonała. Kiedy
znalazłam w miarę wygodne, w których dałoby się iść siostra blondyna zabroniła
mi kupować koloru czarnego tylko wyłącznie czerwony.
-W takim razie nie biorę żadnych. Czerwone są zdzirowate. –oświadczyłam siadając na
pufie do przymierzania butów.
-Czekaj. Chyba kogoś zobaczyłam. –powiedziała jakby wstąpiły
w nią hektolitry nowej energii.
Odeszła od miejsca, gdzie siedziałam na drugi
koniec sklepu, a chwilę później przyszła w towarzystwie jednej osoby, która
możliwe, że po namowie Yvonne mogła być moim gwoździem do trumny.
-Rose! Jak miło cię widzieć! –uśmiechnęła się promiennie
dziewczyna Mario. Wstałam z miejsca i przytuliłam ją na powitanie. –Słyszałam,
że chcesz kupić szpilki na randkę?
-Oj zaraz randka. Kino. Cieszę się, że zaczęłam się liczyć
dla Marco i przestaje mnie traktować.. źle.
-Jak tam uważasz. Pokaż te buty.
Nie zdążyłam nawet wykonać ruchu jak Yvonne chwyciła obie
pary.
-Bierzesz! Widziałam przed chwilą takie
czarne, płócienne spodenki wiązane w pasie. Potem coś dobierzemy z bluzeczką.
-Ann… Czemu nie jesteś po mojej stronie?
-Zawsze po twojej, skarbie. Kupujesz właśnie szpilki. Chodź, chodź.
-Ann, ty przypadkiem nie miałaś czegoś tam kupować?
-Nie znalazłam. Chętnie wam potowarzyszę.
-Zmówiłyście się. –zaśmiałam się i wzięłam pudełko z
czarnymi szpilkami. Układ układem, swój honor mam. Podeszłyśmy do kasy a Yvonne zapłaciła używając swojej
karty płatniczej.
-No. Butki mamy. –uśmiechnęła się słodko i ruszyła na przód.
Razem z Ann poszłyśmy za nią. Kiedy zatrzymała się na korytarzu wiedziałam już,
że po mnie.
-Nie idziemy tam. Zapomnij.
-Gdzie?-zaciekawiła się Ann i spojrzała z chytrym uśmiechem
na Yvonne.
-Bielizna. Mamy wybraną sukienkę, a ta się uparła jak z
butami.
-Mam nawet zniżkę do tego sklepu więc idziemy. –oświadczyła
dumnie Ann.
Towarzystwo obu dziewczyn sprawiało, że czułam się jak bomba
zegarowa. Bałam się, że wybuchnę jak tak dalej to pójdzie w tę stronę. Dwie
takie się dobrały a ja naprawdę nie miałam siły przebicia.
-W ogóle skąd wy się znacie?-zapytałam ciekawa wchodząc do
sklepu z bielizną.
-Wiesz, znając mojego brata i miłość do Mario to ciężko się
nie spotkać i z Ann. Chyba poznałyśmy się na urodzinach kilka lat temu.
-Tak! Byłaś wtedy w ciąży z Nico. Marco na ciebie chuchał i
dmuchał. Jakby był ojcem.
-Już nawet Thomas się tak nie przejmował.
-Też mam brata. Znam to trochę, choć nie miałam okazji być
jeszcze w ciąży.
-Jeszcze. –zaśmiałam się i podeszłam do stoiska ze specjalną
ślubną bielizną. –Zobaczcie, co sądzicie?-zapytałam wskazując na biały komplet
wiszący na wieszakach niedaleko wejścia do sklepu.
-Rose, w porządku? Dobrze się czujesz?
-Ymm.. Tak. –wzruszyłam ramionami i spojrzałam na nie z
zaciekawieniem.
-Już się nie zapierasz?
-Nie wygrałabym z wami. Poza tym ten komplet jest ładny.
-Też mi się podoba. –przytaknęła mi Ann i jeszcze czegoś
zaczęła szukać na regale. –O! Idealne do kompletu. –Podała mi dwie, białe
podwiązki.
-Chyba żartujesz…
-Może i ślub jest trefny ale ty będziesz stuprocentową,
seksowną panną młodą. –oświadczyła modelka i uniosła wskazujący palec nie
znosząc sprzeciwu. Poszłam do przymierzalni przymierzyć komplet. Pasował
idealnie. Kiedy już miałam się z powrotem przebierać dziewczyny wepchnęły mi
jeszcze dwa zestawy normalnej bielizny na co dzień. Przymierzyłam je i bez
słowa sprzeciwu mimo ich koszmarnej ceny musiałam je wziąć. Idealnie na mnie
leżały, a nosząc je będę się czuła naprawdę wyjątkowo i kobieco.
Po sklepie z bielizną weszłyśmy do sklepu z ubraniami, gdzie
Ann pokazała spodenki na dziś wieczór, a do kompletu znalazła się idealna
bluzka wiązana na szyi z tyłu dużą, lejącą kokardą, a plecy były częściowo
odkryte. Wzięłam do tego czarną marynarkę, jakby było już chłodniej.
Po sklepie z ubraniami całą trójką poszłyśmy do drogerii,
gdzie przy pomocy Ann kupiłam kilka kosmetyków. Brömmel znała się na markach
jako modelka bardzo dobrze. Na wieczór także mnie poinstruowała jak mam
wszystko nakładać. Do tego wzięłyśmy miliard pędzli, gdzie każdy miał inne
przeznaczenie. Dla mnie znaczyło to trochę nauki.
Kiedy już wszystko wybrałyśmy zdecydowałyśmy się na obiad w
ulubionej restauracji Yvonne. Zamówiłam rybę z warzywami i kaszą podobnie jak i
dziewczyny.
-Wiecie co? Nie byłam w życiu na tak wielkich zakupach.
–zaśmiałam się nakładając na widelec warzywa. –Czuję się jak wariatka.
-Dziewczyno, gdyby Marco mnie nie wysłał na zakupy byś nada
miała z trzy bluzki na krzyż.
-Racja. Dziękuję ci jeszcze raz, że znalazłaś czas i w
ogóle.
-Dla mnie? Zakupy to żaden problem.
-Oj mam to samo! –roześmiała się Ann. –No to mów jak to
wyszło z tą randką?
-Dziewczyny.. Żadna randka.
-Szkoda, że nie widziałaś jej jak na miękkich nogach
przybiegła do mojego samochodu ze szklanymi oczami i rumieńcami na policzkach.
-Jak słodko! –uśmiechnęła się szeroko pokazując lśniąco
białe zęby dziewczyna Mario.
-W jakich okolicznościach cię zaprosił mój braciszek?
-Zaraz po kłótni i trzaskaniu drzwiami. Jak słodko.
–przedrzeźniałam Ann robiąc jednocześnie jej uroczą minę.
-Co będzie jak się w sobie zakochacie?-zapytała nagle
dziewczyna Mario a ja zaczęłam krztusić się przeżuwanym kęsem ryby. Kilka osób
ze stolików obok się obejrzało na mnie. Wzięłam szybko łyk mrożonej zielonej
herbaty, żeby jakoś się uspokoić.
-Przepraszam. Trochę mnie zaskoczyłaś. –zaśmiałam się pod
nosem i wzięłam głęboki oddech. –Raczej do tego nie dojdzie. Co prawda Marco
potrafi być miły, taktowny, uprzejmy ale ma taki charakter, który mnie
przerasta. Nie wiem jak wyglądał jego związek ze Scarlett, bo ja mam czasem
ochotę mu wydrapać oczy.
-To rób to.-stwierdziła Ann celując we mnie widelcem.
–Scarlett zawsze była mu potulna jak owieczka. Wszystko znosiła, akceptowała.
Była zawsze dla niego ale ja, nawet Mario mamy trochę inną definicję związku.
Reus, wybacz Yvonne, trochę został przez nią rozpuszczony i wiem, że czasem
zachowuje się jak dziecko. Wiem, że dziewczyna była dobra i byłaby wspaniałą
żoną, matką ale ona nie była dla niego.
-Zwłaszcza, że miała romans… -westchnęłam, na co Yvonne
upuściła swoją szklankę a Ann spojrzała na mnie zdziwiona swoimi wielkimi
oczyma. Nie rozumiem, jak nie mógł im powiedzieć. Zwłaszcza Yvonne. –Nie
wiedziałyście? Cholera, przepraszam. Nie mówił nic chyba, że to tajemnica..
Przepraszam, nie mówcie mu, że wiecie.
-Spokojnie, nie powiemy. –pogłaskała mnie po ramieniu
Yvonne. –Ale jestem w szoku. Nie spodziewałam się… Cholera, teraz wiem jak on
się może czuć. To go zupełnie zdołowało. Nie wiem w jakiej atmosferze się
rozstali ale skoro postawił ci takie a nie inne ultimatum musiał być naprawdę
zdołowany i wściekły… Tak mi go szkoda. Wiem, że jesteś tu ty poszkodowana,
Rose, ale to mój braciszek, kocham go całym sercem…
-Wiem, Yvonne. Próbuję też zrozumieć co może czuć choć wiele
o sobie nie mówi.
-Ani ty nie mówisz zbyt wiele. –uśmiechnęła się słabo
blondynka. –Pograjcie może po waszym małym rendezvous w pytania. Każde o jednej
rzeczy. A właśnie, miałam cię pytać! Bo była taka jedna sukienka, która źle ci
leżała i była bardzo prześwitująca. Masz jakiś tatuaż?
-Tak, zrobiłam sobie w urodziny. W sumie to prezent od
Marco. Przekułam sobie też pępek.
-Ałć! –wzdrygnęła się modelka –Pamiętam jak ja przekłuwałam.
Igła się złamała w połowie…
-Weź nie kończ! –skrzywiła się Yvonne.
-Masz taki kaloryfer to ci się łamią igły.
-No śmieszne.
-A ja muszę zacząć ćwiczyć. –westchnęła Yvonne.
-Jak się zbierzesz to weź też mnie. Przy twoim bracie wpadam
w kompleksy. Muszę popracować nad brzuchem.
-Widziałaś Reusa bez koszulki? –pisnęła radośnie Ann, czym
skierowała na siebie uwagę większości przechodniów. Zarumieniła się, a my z
Yvonne roześmiałyśmy się na cały głos.
Dokończyłyśmy nasze posiłki i odniosłyśmy tace do
wyznaczonego punktu.
Kiedy zjeżdżałyśmy schodami w dół zobaczyłyśmy Fanshop z
rzeczami Borussii. Ann oświadczyła, że obowiązkowo musimy do niego wejść. Wysłały
mnie, żebym przymierzyła żółtą bluzę z kapturem z nadrukiem „Borussin”. Może
jak kiedyś będę na meczu to ją założę? Może Marco będzie miło.
-Chyba wezmę. –uśmiechnęłam się wychodząc z przymierzalni.
Ann miała też już swoją siatkę z zakupem.
-I bierzesz jeszcze czapkę z daszkiem!-oświadczyła Yvonne
dokładając czarną czapkę do kasy.
-I szalik!-dorzuciła swoje Ann.
-Dziewczyny… Chłopaki mogą chyba nam to załatwić taniej.
-O nie, kochana. WAG’s nie są lepsze mając takich mężów. Czy
braci. –dodała spoglądając z szerokim uśmiechem na Yvonne. –Jesteśmy jak
normalne kibicki… Tylko z pięćdziesięcioprocentowym rabatem. –zaświergotała
podając specjalną kartę sprzedawczyni.
-Jesteście czasem straszne. –zaśmiałam się i odebrałam swoją
szóstą już siatkę do kolekcji.
-Jesteśmy. –zgodziła się siostra piłkarza. –Już siedemnasta.
Przewiduję mega korek w centrum. Za pół godziny będziemy w domu. Ciesz się w
ogóle, że jesteś ze mną, bo byś się nie zabrała z tymi siatami!
-Cieszę się, Yv, że jestem z twoim samochodem. –puściłam jej
oczko wychodząc ze sklepu.
-A ty Ann? Zostajesz jeszcze?
-Nie, też już wrócę. Ogólnie miał być mały wypad na chwilę,
bo potrzebowałam butów… A zrobiło się kilka godzin więcej. Ale napisałam Mario,
że was spotkałam, także jestem jakoś usprawiedliwiona… O! A jako dowód zrobimy
sobie zdjęcie w tej maszynie. –wskazała duży automat do robienia zdjęć, które
od razu się drukują. Z uśmiechami skierowałyśmy się do niego i wybrałyśmy serię
kilku zdjęć i odbitki dla każdej z nas. Miałyśmy ubaw robiąc zwariowane miny.
Jedno można było tylko nazwać normalnym, kiedy każda z nas się uśmiechała i
żadna żadnej jeszcze nie podstawiała różków.
Zeszłyśmy na parking, gdzie pożegnałyśmy się z Ann w
wyśmienitych nastrojach. A ja znów musiałam znów zmierzyć się z Marco.
~~~
Lekko przywiało nudą ale muszę ponudzić, żeby potem było ciekawie, pamiętajcie!
Dziękuję dziękuję za wszystkie komentarze! <3 W tej historii jeszcze się pozmienia i to sporo! Ani ja, ani Marco, ani Rose nie powiedzieliśmy ostatniego słowa! hihi! Ogromnie się cieszę, że jesteście i że zaciekawiła Was ta historia! 6000 wyświetleń mówi samo za siebie! Dziękuję, dodajecie tyle sił i energii to działania, że nie zdajecie sobie sprawy!:)
Za tydzień (króciutki niestety :( ) 7 rozdział..ale warto czekać, żeby doczekać się późniejszych!:D
Wspaniałej soboty!
Buziaki!