Kolonia była dokładnie taką, jaką ją zapamiętałam. Wielka,
trochę przerażająca i mroźna. Zima nigdy nie odpuszczała, ale to było tu
piękne. Latarnie oświetlały odśnieżone uliczki. Stałam na przystanku w centrum
miasta, żeby pojechać na dalekie przedmieścia. W torbie miałam pięknie
ozdobiony czerpany papier, na którym został naklejony zwykły, biały, żeby móc
coś napisać. Nie wiedziałam kompletnie jak powinnam ubrać w słowa ten rok.
Wydarzyło się w nim tak wiele..
Naciągnęłam mocniej szalik i włączyłam latarkę w swoim
telefonie. Nigdy się tym nie przejmowałam, ale tak naprawdę, to kto normalny
chodziłby w Wigilię po lesie? Chyba tylko ja i psychopaci. Znałam jednak drogę
bezbłędnie. Każde drzewo, kamień, zakręt. Wszystko było w mojej głowie jak
niezniszczalna mapa. Aż w końcu dotarłam. Moje w pół wygięte drzewo, na którym
zwykle przesiadywałam i niesamowity krajobraz lasu i jeziora. Księżyc świecił tak
mocno, że odbite światło od tafli wody trochę mnie raziło. Ale i tak wszystko
było piękne. Przetarłam ręką drzewo ze śniegu i usiadłam na nim, odpychając się
nogami od ziemi. Wyjęłam z torebki kartkę i długopis. Rozprostowałam ją na
udzie, próbując utrzymać równowagę, by nie spaść z drzewa do jeziora i przy tym
napisać list. Zawsze przychodziłam już z napisanym, jednak ten rok odbiegał już
od wszystkich norm, więc mogło i to się różnić.
„Kochana mamo,
Tak jak Ci obiecałam w
zeszłym roku - jestem. Ale bardzo tęsknię za Marco. Dużo się zmieniło
przez ten rok. Trochę mi przykro, w końcu w zeszłym roku pisałam ci, jak bardzo
wątpiłam co do moich uczuć wobec Leo, teraz już go nie ma. To wszystko jest tak
kruche i ulotne. Zawsze będzie w mojej pamięci, nigdy mu nie zapomnę, co dla
mnie zrobił..ale teraz jestem pewna, że to nie była miłość. Moje serce nadal
jest całe… Ale bije dla kogoś innego. ”
Przytrzymałam długopis i zaczęłam szukać w torebce swojego
telefonu. Może Marco dzwonił? Z jednej strony się cieszyłam, że uszanował moją
decyzję i przeprosił mnie, że nie poinformował mnie wcześniej. Z drugiej
wiedziałam, że miał do mnie żal za to, co mu powiedziałam, że nigdy nie będę
należeć do jego rodziny. On chciał, żebym się czuła w jego rodzinie jak swojej,
naprawdę to doceniałam, ale to była wciąż jego rodzina. Jego mama
prawdopodobnie by go wydziedziczyła, gdybym przyszła w Wigilię do ich
rodzinnego domu i zwracała się do wszystkich „mamo, tato, ciociu, babciu,
wujku”. Wszyscy by się czuli niekomfortowo przez moją obecność, w końcu byłam
dla nich wszystkich obca. A próbując wytłumaczyć szybką wymianę panien młodych
w sierpniu chyba bym się zapadła pod ziemię niż znalazła logiczne wytłumaczenie.
Miałam nadzieję, że mimo żalu w stosunku do mnie spędzi wspaniałe święta.
Żadnych wiadomości. Oby to oznaczało, że jest na tyle zajęty i ma tak dobry
czas, że nawet nie miał chwili o mnie pomyśleć.
„Przez ten czas
pojawiło się kilka ważnych osób w moim życiu. Lisa z Romanem są cudownym
małżeństwem, mają małego synka Leosia. Są też Marc i Melisa, przeurocza para i
słodka córeczka, rozmawiamy rzadko, ale i tak wzbudzili już moją sympatię. Aubę
widziałam na urodzinach Leo i kilka razy w ośrodku treningowym, wydaje się
zabawnym człowiekiem. No i Ann, cudowna przyjaciółka, bratnia dusza. Możemy się
razem śmiać, płakać, wzdychać do przystojnych aktorów i nieźle zwyzywać rasę
męską. Mario… Gdybyś go zobaczyła, to byś go od razu pokochała. Jeden jego
uśmiech wystarczy, żebym i ja się uśmiechnęła. Jest moim bratem, myślę, że
widząc nas z góry nie masz nic przeciwko temu.”
Znów przerwałam mój list i wzięłam telefon do rąk. Wybrałam
numer do mojego kochanego bruneta. Odebrał po kilku sygnałach.
-Mario?
-Ho! Ho! Ho! Mery
Christmas! Byłaś grzeczna w tym roku?
-Starałam się, a masz coś w swoim wielkim roku dla mnie, że
pytasz?
-Może i mam ale trochę
nos ci rośnie. Mikołaj dobrze wie, że z pewnym rudym osobnikiem dużo
niegrzecznych rzeczy się wyprawiało.
-Od naszej ostatniej… Wymiany zdań jesteśmy zupełnie
grzeczni, nawet jakimś cudem śpimy pod dwiema osobnymi kołdrami.
-Bez jaj no
–mruknął już swoim normalnym głosem, przez co roześmiałam się głośno. -Rudy dostanie rózgę –ponownie zmienił głos
na ten śmieszny, mikołajowy.
-Jak rózgę skoro był grzeczny?
-Grzeczny? To
małżeński obowiązek, do stu jeden kopytek moich reniferów!
-Czy Mikołaj maltretuje swoje renifery? Co się dzieje z ich
kopytkami?
-No jak co?
-Z moich obliczeń wynika, że masz dwadzieścia pięć reniferów,
a dwudziesty szósty ma tylko jedno kopytko..
-Biedactwo…
-Sto jeden było dalmatyńczyków.
-Ty już nie bądź taka
mądra, bo rózgę dostaniesz.
-Jeny, jak ty grozisz! A ja tylko chciałam ci życzyć
wesołych świąt.
-Uuu, przypałowo –westchnął.
–To życz.
-Wesołych świąt. Najedz się dużo i zdrowo, a jutro pójdziemy
razem na siłownię. Miej przecudowny czas z rodzinką, nadrób cały zaległy czas. I dużo fajnych prezentów, też mam coś dla ciebie ale to
dostaniesz jutro.
-Nie wiesz, że jak
jesteś w związku małżeńskim to po prostu dopisujesz się do prezentów swojego
dzianego męża?
-Nie chcesz, nie dostaniesz..
-Zaraz, zaraz, nic
takiego nie powiedziałem! Ogólnie to dziękuję za życzenia i tobie też
wspaniałych świąt. Chciałbym cię mocno przytulić teraz. Święta się powinno
spędzać z rodziną, a ty sobie wyjechałaś.
-Przepraszam Mario, ale co roku odkąd pamiętam jestem tu w
Wigilię. Siedzę na drzewie, wspominam cały rok, kładę list do mamy na wodzie, w
którym napisałam wcześniej wszystko, co mi leży na sercu –powiedziałam cicho, a
w moim głosie, mimo wcześniejszego śmiechu usłyszałam smutek.
-A przy tym jesteś
cholernie samotna.
-Tak zawsze było..
-Ale nie musi.
-Nie umiałabym inaczej. Słabiej cię słyszę, przepraszam,
chyba gubię zasięg. Przekaż proszę Ann najlepsze życzenia, napiszę do niej
potem.
-Do zobaczenia, mała,
trzymaj się.
Po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Ale przecież
wszystko było dobrze. Przecież byłam tu jak co roku, w tym pięknym miejscu,
pełnym magii i wspomnień. Miejscu, które łączyło się z moją mamą, której tak mi
brakowało, która odeszła za wcześnie. Debra nigdy by mi jej nie zastąpiła.
Żadna inna kobieta. Potrzebowałam mamy. Byłam czasem tak niezdarna, robiłam
tyle błędów, kłóciłam się z osobą, w której byłam zakochana, nie umiałam samej
stawić czoła problemom. Byłam tak strasznie słaba. Nie było przy mnie mamy,
która powiedziałaby mi co to jest miłość, jak wygląda życie, jak żyć z drugim
człowiekiem, jak się nie poddawać, walczyć o swoje, nie raniąc przy tym innych
ludzi. Jak umieć się otworzyć na miłość, która przecież możliwe, że była również
bajką, wciskaną w baśniach i romantycznych filmach.
„I jest jeszcze Marco,
być może ten, przez którego właśnie płaczę. Tak naprawdę nie wiem dlaczego
płaczę, ale jeśli płaczę to możliwe, że to właśnie przez niego. Nie skrzywdził
mnie, te łzy to bardziej przez moje uczucia. Marco jest najbliższym mojemu
sercu człowiekiem. Nie jest moim mężem tak naprawdę, ale czasem chciałabym,
żeby nim był, tak na zawsze, tak naprawdę. Co powinnaś o nim wiedzieć to to, że
jest wspaniałym człowiekiem. Może nasz początek nie był najlepszy, ale teraz?
Chyba się w nim zakochałam, Ann też tak twierdzi. Jest czasami bardzo uroczy,
uwielbiam, kiedy się uśmiecha, kiedy jest szczęśliwy, kiedy mnie przytula i
całuje. Nigdy go nie porównywałam do Leo ale wszystko z Marco jest o wiele
intensywniejsze i czasem mnie to przerasta, ale to piękny czas. Jestem z nim
szczęśliwa i do piętnastego sierpnia tak zostanie. Nie pytaj mnie, co będzie
później. Sama tego nie wiem. Nie martw się, jakoś sobie poradzę. Ten list jest
bardzo chaotyczny, przepraszam za to. Nie umiem pozbierać myśli i pierwszy raz
piszę tak wszystko pod wpływem chwili.
Bardzo za Tobą
tęsknię. ”
Spojrzałam na zapisaną kartkę i nie wiedziałam, co powinnam
była jeszcze napisać. To nie miało ani ładu ani składu. Przez emocje moje
pisanie było bez sensu.
W jednej chwili moje serce zaczęło szybciej bić. Z głębi
lasu słyszałam pękanie gałązek od kroków. Ścisnęłam mocniej list, drugą ręką
trzymałam torebkę. Kto mógł o tej porze chodzić po lesie? Z torebki wyciągnęłam
telefon i zaczęłam szukać zasięgu, żeby móc zadzwonić w razie czego na numer
alarmowy. Boże, przecież nikt nie znał tego miejsca. Tylko ja tutaj
przychodziłam. Moje dłonie zaczęły się trząść. Oddychałam głęboko, aż mogłam to
wyraźnie usłyszeć. Kroki były coraz głośniejsze. Zacisnęłam powieki, by nabrać
trochę odwagi. Kiedy już prawie byłam gotowa do konfrontacji z intruzem
zeskoczyłam z drzewa i spięłam wszystkie mięśnie. Krok za krokiem, aż w końcu
jakaś postać wyłoniła się z lasu. Zaczęłam się rozglądać w którą stronę
powinnam uciec, jednocześnie zaczęłam szukać jakiegoś kamienia, gdybym była
zmuszona się bronić.
O mało nie wpadłam do jeziora, kiedy odskoczyłam zszokowana,
widząc koło siebie…
-Co ty tu robisz? –szepnęłam, miałam dosłownie jakąś gulę w
gardle. –Nie strasz mnie tak nigdy więcej! –powiedziałam głośniej i podeszłam
na trzęsących się nogach do mężczyzny. Uderzyłam go pięścią w ramię, a później
mocno przytuliłam.
-Nie chciałem. Ten las jest strasznie wielki. Zimno ci? Cała
się trzęsiesz.
-Bo mnie wystraszyłeś, debilu –powiedziałam i pocałowałam go
czule w usta. –Nikt tu nigdy poza mną nie przychodził. Jest już prawie noc,
Wigilia. Powinieneś być z rodziną.
-Właśnie dlatego przeszedłem przez las, żeby z nią trochę
pobyć. Wiem, że wolałabyś być tu sama ale chciałem po ciebie przyjść.
-Dobrze, że tu jesteś. Jeśli ktokolwiek powinien znać to
miejsce poza mną, to powinieneś być to ty. Usiądziesz ze mną jeszcze na
drzewie?
-Zawsze tu siadałaś?-zapytał, idąc w kierunku mojego drzewa.
Poszłam jego śladami i usiadłam koło niego.
-W każdą Wigilię odkąd stałam się zbuntowaną nastolatką
–zaśmiałam się i oparłam o jego ramię. Było już wszystko dobrze.
-To niesamowite miejsce –przyznał i otoczył mnie mocno
ramieniem. –Ledwo namierzyłem sygnał z twojego telefonu.
Siedzieliśmy trochę w ciszy, zaczął wiać zimny wiatr, jednak
ani ja ani Marco się tym nie przejęliśmy. W jego objęciach było mi o wiele
cieplej. W jego objęciach wszystko było dobrze.
-Napisałaś list?
-Tak. Nie wyszedł mi taki jaki chciałam. Jest strasznie
chaotyczny. Ale to tradycja.
-Mogę.. Nie wiem czy powinienem ale…-zaczął i zmarszczył
czoło, chcąc odpowiednio dobrać słowa. –Nie znałem twojej mamy ale.. Mógłbym
napisać kilka słów w twoim liście?
Naprawdę chciał? Może chciał po prostu być miły? Prędzej
pomyślałabym, że weźmie mnie za wariatkę, dlatego, że piszę listy i wrzucam je
co roku do jeziora.
Złożyłam kartkę na tyle, żeby górna część zasłoniła wszystko
to, co ja sama napisałam i podałam mu ją razem z długopisem.
-Dzięki. Ale nie podglądaj.
-Ty mojego też nie podglądaj.
-Stoi.
-Już? –rzuciłam pierwsze, co przyszło mi na myśl. –Boże,
nie. Nie nie nie.
Marco prychnął ze śmiechu pod nosem i pokręcił z
niedowierzaniem głową. Położył moją kartkę na udzie i zaczął coś dopisywać
drobną, pochyłą czcionką. Nie podglądałam. Z zawstydzenia spłonęły mi policzki,
wlepiłam wzrok w taflę jeziora. Naprawdę, nie rozumiem trochę powodu, dlaczego
przestaliśmy ze sobą sypiać, obawiałam się, że Marco sprawę odcięcia małżeństwa
od przyjaźni. Chyba nie zrozumieliśmy się dobrze, bo naprawdę, akurat tę część
małżeństwa bardzo lubiłam i byłam trochę uzależniona, Marco również i nie mógł
mi wmówić, że było mu źle. Zbyt wiele razy widziałam, że jest mu lepiej niż
dobrze. Nie chciałam go zmuszać ale musiał wiedzieć, że aż takich zmian nie
chciałam.
Pisał trochę długo, jednak wreszcie skończył.
-Mam złożyć na pół?
-Tak, daj, ja wezmę –odebrałam od niego kartkę i zeskoczyłam
z drzewa. On podążył moimi krokami i razem podeszliśmy do jeziora. Ukucnęłam,
on przy mnie, obejmując mnie w talii. Położyłam kartkę na wodzie i lekko
pchnęłam ją, tworząc falkę, żeby popłynęła odrobinę dalej. Woda była strasznie
zimna, ale jeszcze kilka razy odepchnęłam dłonią wodę, Marco również mi w tym
pomógł. Kartka odpłynęła dość daleko, a potem utonęła.
-Chodź, musimy wracać na Wigilię.
-Ale ja…
-Ufasz mi? –zapytał wprost, łapiąc mnie za rękę. Kiwnęłam
głową. Niech się dzieje co chce.
Przeprowadziłam nas oboje przez las, aż dotarliśmy do zaparkowanego koło szosy Astona Martina. W ciszy ruszyliśmy w stronę Dortmundu. Autostrady były prawie puste, wszyscy pewnie siedzieli w domach i świętowali ten czas z najbliższymi. Włączyłam radio, w którym leciały różne świąteczne piosenki. Na moich ustach pojawił się uśmiech, czułam…radość? Byłam szczęśliwa jadąc samochodem ze swoim mężem-nie-mężęm i słuchając piosenek w radio. Oboje zaczęliśmy nucić „All I want for Christmas is you”, uśmiechając się przy tym szczerze. Marco wybijał rytm na kierownicy a ja tańczyłam na tyle, na ile pozwolało mi siedzenie pasażera i pasy bezpieczeństwa. I wtedy znowu się wzruszyłam. Może to magia świąt?
Byliśmy już niedaleko Dortmundu, Marco jechał bardzo szybko.
Przeprowadziłam nas oboje przez las, aż dotarliśmy do zaparkowanego koło szosy Astona Martina. W ciszy ruszyliśmy w stronę Dortmundu. Autostrady były prawie puste, wszyscy pewnie siedzieli w domach i świętowali ten czas z najbliższymi. Włączyłam radio, w którym leciały różne świąteczne piosenki. Na moich ustach pojawił się uśmiech, czułam…radość? Byłam szczęśliwa jadąc samochodem ze swoim mężem-nie-mężęm i słuchając piosenek w radio. Oboje zaczęliśmy nucić „All I want for Christmas is you”, uśmiechając się przy tym szczerze. Marco wybijał rytm na kierownicy a ja tańczyłam na tyle, na ile pozwolało mi siedzenie pasażera i pasy bezpieczeństwa. I wtedy znowu się wzruszyłam. Może to magia świąt?
Byliśmy już niedaleko Dortmundu, Marco jechał bardzo szybko.
Stanęliśmy pod naszym blokiem. Zdziwiłam się, bo Marco mówił
coś o Wigilii. Ale spędzanie świąt z nim również zapowiadało się dobrze. Po
ponad tygodniu mieszkania w hotelu jeszcze bardziej lubiłam spędzać czas w
naszym lokum. Pralka była nowa, podłogi wymienione, jakby nigdy nic się nie
stało. Idealnie.
Marco nie wyjmował kluczy, kiedy mieliśmy wejść do
mieszkania. Zadzwonił jednak dwa razy dzwonkiem i nacisnął klamkę. Przepuścił
mnie przez próg pierwszą. Zrobiłam jedynie jeden krok, gdyż byłam w takim
szoku, że nie potrafiłam się ruszyć. Nie poznałam własnego mieszkania.
Na środku stał olbrzymi, rozłożony stół z krzesłami,
zastawiony różnymi wazami z jedzeniem, podgrzewanymi świeczkami. Na półkach leżały lampki,
zewsząd dochodziły przepiękne zapachy i świąteczne piosenki. Jednak to nie to było najpiękniejsze. W
kuchni stał Mario ubrany w czerwony sweterek w mikołaje, a na głowie miał uszy
renifera. Koło niego był jeszcze jeden chłopak, bardzo podobny do niego. Kiedyś
mi opowiadał o swojej rodzinie, więc stawiałam, że to mógł być jego brat Fabian.
W kącie stała żywa, pachnąca choinka, która już była prawie całkowicie
ozdobiona przez Ann, Yvonne i małego Nico, który podawał swojej mamie bombki,
nawet nie zauważył naszego przyjścia. Na podłodze koło kanap, na kolorowej
macie dla dzieci siedziała nieznana mi dziewczyna, jednak domyśliłam się, że
mogła być drugą siostrą Marco, kojarzyłam ją ze zdjęć. Sprzątała do pudełek
drewniane klocki.
-Chciałem ci udowodnić, że należysz do rodziny. Bo rodzina
to nie małżeństwo, to nie są więzy krwi –powiedział Marco, zamykając za sobą
drzwi i objął mnie od tyłu w pasie. –Ale to osoby, które są tobie bliskie, są w twoim
sercu. Pokrewne dusze, przyjaciele… No i ja.
Odwróciłam się do niego, tyłem do tej całej, niesamowitej
niespodzianki. Położył dłonie na moich mokrych od łez policzkach. Już miałam
zbliżyć się do niego i pocałować, kiedy poczułam szarpnięcie za ramię i
ciągnięcie do środka mieszkania. Ann.
-Tutaj –powiedziała nie znosząc sprzeciwu, wskazując palcem ku górze. Uniosłam
głowę. Nad nami wisiała jemioła. Uśmiechnęliśmy się do siebie i nie zwlekając
ani chwili utonęliśmy w słodkim, namiętnym pocałunku.
Uśmiechnęłam się lekko speszona, że stanowiliśmy widowisko
dla wszystkich zebranych, z którymi się nawet nie przywitałam. Wtuliłam się po
raz setny w jego ramiona, pełna wzruszenia i wdzięczności za to wszystko co
przygotował.
-Cześć wszystkim –zaśmiałam się, rozglądając raz jeszcze po
salonie.
-Cześć kochana, jak dobrze cię widzieć! –jako pierwsza
rzuciła się, by mnie przywitać Yvonne. Marco odsunął się, widząc jak jego
siostra szeroko rozkłada ramiona, żeby mocno mnie przytulić. –Rozbierzcie się!
Co będziecie stać w kurtkach we własnym mieszkaniu.
-Może tak właśnie chodzimy, co? –zapytał ze śmiechem Marco,
który był już rozebrany i miał na sobie naprawdę elegancki garnitur. Rozwiązał
krawat i rzucił go na kanapę, po czym podszedł do mnie, żeby pomóc mi zdjąć
moją kurtkę.
-Melanie, siostra mistrza dzisiejszej krypto-akcji –zaśmiała
się dziewczyna i przytuliła mnie. –Miło cię poznać, chociaż trochę
zwlekaliście, no nie?
-Ciesz się, że w ogóle dostąpiłaś zaszczytu –prychnął Marco
i poszedł do stołu zobaczyć co mógłby zjeść.
-A przy rodzicach byłeś takim potulnym barankiem. Aż by się
schrupać chciało, gdyby mnie to nie obrzydzało.
-No na twoim miejscu to ja bym już tyle nie jadł –odparował jej
blondyn i wepchnął sobie do buzi całego piernika.
-Ej! –pogroziłam mu palcem i wzięłam na ręce Nico, który o
dziwo domagał się mojej uwagi. Uśmiechnęłam się do chłopca i pocałowałam jego zarumieniony, pulchny policzek.
-Spokojnie, nam w Wigilię idzie zawsze w to, co chcemy.
-O, to prawda.
-Ciekawe to w sumie –dołączył się do dyskusji Mario. –Bo
spójrzmy na taką Rosalie. W co takiej pięknej, kształtnej loszce mogłoby pójść.
-Nie wiem, Mario, ale gdyby to też działało na mężczyzn, to
ja bym się modliła, żeby tobie poszło w mózg.
-Uuuuu, dobre! Już cię lubię! –roześmiał się Fabian i
przybił ze mną piątkę.
Poszłam szybko na górę, żeby założyć ładną sukienkę, bo bym
się źle czuła w samych jeansach i golfie. Na ustach cały czas gościł mi
uśmiech. Byłam naprawdę szczęśliwa, nigdy bym nie pomyślała, że Marco mógłby to
wszystko zaplanować. Rzuciłam ubrania na półkę i założyłam materiałową, bordową
sukienkę i czarne baleriny. Wszyscy już mieli oficjalne Wigilie, teraz były
poprawiny, mniej oficjalne. Związałam naelektryzowane od czapki włosy w wysoką
kitkę i uznałam, że niczego więcej nie trzeba.
Na dole wszystko już prawie było gotowe. Stół był już nakryty, świąteczne drzewko migotało od kolorowych lampek. Marco
założył czapkę Mikołaja, ale i tak wyglądał wspaniale.
-Chodź, dostąpisz zaszczytu założenia gwiazdki na czubek
choinki –blondyn wyciągnął do mnie rękę, którą ujęłam i zeszłam do końca ze
schodów. Wszyscy się na nas patrzyli z wielkimi uśmiechami.
-Dziękuję –powiedziałam małemu Nico, który podał mi złotą
gwiazdę na czubek. Gdybym założyła szpilki nie miałabym problemu, jednak teraz
nie byłam w stanie dosięgnąć.
Poczułam jak Marco kładzie dłonie na mojej talii i mnie
lekko podnosi. Yvonne podeszła do nas bliżej z aparatem, który od razu
wywoływał malutkie zdjęcia. Zrobiła zdjęcie, kiedy akurat włożyłam gwiazdę na
jej miejsce. Wszyscy zaczęli klaskać, a Marco mnie ostrożnie postawił na ziemi.
Kątem oka widziałam, że mieliśmy jeszcze jedną sesję zrobioną przez Ann. I to
zapewne nie pierwszą dzisiejszego wieczora, gdyż ona była mistrzem robienia nam
ukrytych zdjęć i robienia mi nimi spamu w nocy.
Usiedliśmy do stołu. Każdy przyniósł coś z własnej
wieczerzy. Wszyscy poza mną nałożyli sobie małe porcje. Przepraszam, poza mną i Mario. Wszystko
było takie pyszne, wigilijne. Nawet czerwone wino smakowało tak inaczej. Całą
kolację przysłuchiwałam się opowieścią Yvonne i Melanie, później jeszcze ze
swoimi zabawnymi historiami dołączył Mario. Żadnych kłótni, niedomówień,
smutnych chwil. Cały czas byłam pod czujnym spojrzeniem Marco, który wyglądał
na zadowolonego. Szturchnęłam go pod stołem w nogę, przez co posłał w
moim kierunku jeszcze szerszy uśmiech. Szepnęłam cicho „dziękuję”. On w
odpowiedzi mrugnął okiem i podniósł kieliszek z winem w geście toastu i upił z
niego niewielki łyk. Na jego ustach została mała kropelka trunku, w którą się
wpatrywałam zbyt długo, co nie przeszło jego uwadze. Patrząc mi prosto w oczy
zlizał ją powoli, ale dyskretnie. Najpierw próbuje nasze małżeństwo sprowadzić
do zwykłej przyjaźni, a potem robi coś takiego. Perfidnie i z pełną świadomością
jak to na mnie podziała.
Po kolacji zaczęłam znosić talerze, musiałam przejąć
obowiązki pani domu, mimo że to była niespodzianka specjalnie dla mnie. Ann
jednak była osobą, która zadecydowała, że mi pomoże nie uznając moich
sprzeciwów. Mario majstrował już przy sprzęcie w salonie, a Marco rozkładał
kanapy, żebyśmy mogli na nich wygodnie usiąść i obejrzeć film.
-Właśnie! Ja mam jeszcze dla ciebie prezent! –powiedział
pewnie Mario i poszedł do swojej kurtki.
-I ja mam kilka ale musisz poczekać, bo jest schowany na
górze.
Pobiegłam ponownie do garderoby i wyjęłam upominki dla
części osób. Było mi trochę niezręcznie, bo nie byłam przygotowana na wizytę
Melanie i Fabiana, dla pozostałych jednak miałam kilka drobiazgów. Nie chciałam się bawić w wielkie prezenty. Chyba w tym zgadzałam się ze wszystkimi, że w święta prezenty nie są ważne, to jedynie symbol. A dawanie przeogromnych prezentów, które później się w ogóle nie przydadzą, mijało się z celem. Wzięłam
wszystkie paczuszki w ręce i ostrożnie zeszłam na dół.
-Pomóc ci?-zaoferował blondyn, chcąc odebrać ode mnie parę z nich.
-Nie, dziękuję, poradzę sobie.
-Połóż pod choinką, Nico będzie rozdawał –poleciła z uśmiechem
Yvonne, zabierając czapkę Mikołaja Marco i nałożyła ją synkowi.
-Fabian, Melanie, przepraszam ale nie wiedziałam, że się
spotkamy akurat w Wigilię i nie przygotowałam nic dla was, jest mi naprawdę
przykro…
-Nie ma sprawy, przecież to nie jest najważniejsze. Ja też
jadąc tu nic nie miałem ale na szczęście zdążyłem do monopolowego
–usprawiedliwił się brat Mario. Widać było, że bracia. –Ale ty jak jechałaś to
było już zamknięte i nic nie wiedziałaś to kiedy indziej postawisz mi piwo.
-O, ja też się chętnie z wami przejdę i będziemy kwita
–zaśmiała się Melanie. –Nie martw się, ja i tak dostałam od ciebie prezent więc
nie czuj się w zobowiązaniu.
-Jak..-zmarszczyłam brwi nic nie rozumiejąc.
-Marco przyniósł prezenty do domu z karteczką, że to od
niego i od ciebie –wyrwała się Yvonne, na co Marco zrobił dość niezadowoloną
minę. To było tak.. Kochane. Miód na moje serce. Niby tak mały gest, a znaczył
wiele.
-To zobaczymy co spóźnialski Mikołaj przyniósł! –zakrzyknął
Mario i usiadł na kanapie, ciągnąc na swoje kolana Ann.
Nico chwycił pierwszy prezent dla Yvonne. Nie kupiłam jej
nic wymyślnego, jedynie film na płycie, książkę, dobrą czekoladę i kartkę z
życzeniami i kilkoma słowami ode mnie. Wszystko zapakowałam naprawdę pięknie. Z
jednej strony kupiłabym coś większego, z drugiej nie byłoby mi komfortowo,
gdybym tyle wydawała z pieniędzy Marco.
-O mój Boże! –krzyknęła zachwycona, tuląc do siebie
opakowanie z płytą. –Skąd wiedziałaś, że kocham filmy z Julią Roberts?!
–rzuciła wszystko na ziemię i podbiegła do mnie, żeby mnie uściskać.
-Sama je lubię, a ten jest naprawdę dobry. Cieszę się, że ci
się podoba.
-Żartujesz?! To najlepszy prezent tej gwiazdki zaraz po
rysunku mojego dziecka, z całym szacunkiem Mel, Marco. Obejrzymy razem i
zaprosimy Melanie, ona też lubi Julię Roberts, no nie?
-Nie mam wyjścia. Mogę pożyczyć od ciebie tą książkę?
–zwróciła się do Yvonne pokazując dalszą część prezentu. Chyba prezent się
naprawdę udał, taką miałam nadzieję.
Kolejne dwa prezenty były dla mnie i dla Mario. Po jego
spojrzeniu widziałam, że ten był od niego. Popatrzyliśmy po sobie z uśmiechami,
na trzy cztery zaczęliśmy rozpakowywać.
Nie mogłam przestać się śmiać, kiedy w ręku trzymałam
kubek…w radosne, roześmiane twarze Mario. Jedna obok drugiej i tak cały kubek.
-Od dzisiaj to mój ukochany kubek, dziękuję –powiedziałam
nadal się śmiejąc. Posłałam buziaka brunetowi.
-Ja ci w tym herbaty parzyć nie będę –mruknął Marco, który
właśnie otrzymał od Nico malutkie pudełeczko ode mnie.
-Sama sobie będę robić. –zaśmiałam się, spoglądając nerwowo,
czy odpakowuje pudełko ode mnie. Zajął
się jednak pomaganiem w otwarciu prezentu dla Nico. Jemu sprezentowałam jeden z
wagoników do jego kolejki. Kiedyś będąc na zakupach z Yvonne pokazała mi je i
marudziła, że Nico ma wręcz obsesję na ich punkcie.
W mojej paczce od Mario znalazła się jeszcze jego koszulka
klubowa z jego podpisem i dedykacją „Dla
Rosalie, jedynej oficjalnej siostry Mario Götze.” Był niemożliwy.
Obiecaliśmy sobie z Mario i Ann, że wręczymy sobie drobiazgi i całkiem to
wyszło. Ann jednak wykosztowała się, kupując mi przepiękne, długie, złote
kolczyki, składające się z kilku złotych łańcuszków i jednego z kryształkami.
Były naprawdę piękne. Do nich otrzymałam przepięknie oprawioną książkę Jane
Austen. „Duma i uprzedzenie”. Uśmiechnęłam się pod nosem, miałam nieodparte
wrażenie, że jej tytuł to wyraźna sugestia w moim kierunku. Chciałam zerknąć,
czy Marco odpakował już swój prezent, jednak uniemożliwił mi to Mario, który
wręcz wskoczył na mnie i mocno przytulił. Nie wypuszczał z dłoni swojej całej
serii na płytach „Gry o tron”.
-Wszystkie sezony! Nie będę musiał szukać na necie… Jeny.
Dziękuję, dziękuję, dziękuję, dziękuję. Będę z tym jeździł na każdy mecz i
oglądał w każdej wolnej chwili. Jesteś najlepsza.
Do jego uścisku dołączyła też Ann, która już nałożyła sobie
na rękę bransoletkę ze sznurka z małym, srebrnym puzzelkiem z wygrawerowanym
napisem „Best friend”, pod nim były napisane nasze imiona, jednak było to
niewidoczne, dopiero po zdjęciu i dokładnym przyjrzeniu się detalom biżuterii.
Brunetka ucałowała mnie w policzek i podziękowała szczerze, ja odwdzięczyłam
się tym samym. Chyba już wszyscy otrzymali prezenty. Nie wiedziałam, czy Marco
odpakował swój, miałam nadzieję, że nie odebrał go w zły sposób. Nie był przecież ani drogi, ani wymyślny. Nie wiedziałam do ostatniej chwili co powinnam mu kupić. I nadal byłam niezadowolona, jednak mimo, że był najmniejszym prezentem ze wszystkich, był wyjątkowy. Mały Nico
bawił się swoim wagonikiem, jednak Yvonne chciała się już zbierać do domu do
swojego męża. Podobnie było z Melanie, która obiecała odwieźć siostrę, a sama
tęskniła za swoją małą córką, która pewnie już spała.
Pożegnaliśmy się wszyscy z nimi, Yvonne jeszcze raz podziękowała mi za prezent i zapewniła, że był jak najbardziej trafiony. Podziękowała też w imieniu Nico, który podobno stwierdził, że jest ulubionym dzieckiem Świętego Mikołaja, skoro dostał tyle świetnych prezentów. Uwielbiałam tego chłopca. Był już wykończony po całym dniu wrażeń ale i tak nie puszczał swojego prezentu i pomachał mi na do widzenia. Melanie uścisnęła mnie i zapewniła, że bardzo się cieszy, że w końcu mnie poznała.
Pożegnaliśmy się wszyscy z nimi, Yvonne jeszcze raz podziękowała mi za prezent i zapewniła, że był jak najbardziej trafiony. Podziękowała też w imieniu Nico, który podobno stwierdził, że jest ulubionym dzieckiem Świętego Mikołaja, skoro dostał tyle świetnych prezentów. Uwielbiałam tego chłopca. Był już wykończony po całym dniu wrażeń ale i tak nie puszczał swojego prezentu i pomachał mi na do widzenia. Melanie uścisnęła mnie i zapewniła, że bardzo się cieszy, że w końcu mnie poznała.
Razem z Ann, Mario, Fabianem i Marco usiedliśmy półleżąco na
kanapach i włączyliśmy „Kevin sam w Nowym Jorku”. Dla nich to była tradycja,
dla mnie coś nowego. Oglądałam Kevina ale nigdy w Wigilię, jedynie sama z Leo
kilka dni po niej. Tym razem siedziałam koło Marco, wtulona w jego ramię,
okryta cieplutkim kocykiem i śmiałam się czasem do rozpuku. Na koniec jednak
łzy wzruszenia popłynęły po moich policzkach, kiedy Kevin odnalazł mamę i
przytulili się pod wielką choinką. Marco mocno mnie objął i ucałował w czubek
głowy. Kątem oka widziałam, jak Mario ucałował Ann. Byli razem naprawdę
wspaniali.
Przed północą odjechali, zostawiając nas samych. Świeczki na
stole jeszcze się paliły.
-Chcesz jeszcze ciasta? –zapytałam, krojąc dla siebie
kawałek rolady makowca.
-Nie, dziękuję. Kawy?
-Zrobisz mi zieloną herbatę z mango?
-Jasne –odpowiedział i przeszedł do kuchni. Przełączyłam
programy w telewizji, na jednym z nich miał się rozpocząć film „Holiday”. Był
tak piękny, zawsze oglądałam go sama i płakałam, widząc wszędzie panującą
miłość. Chociaż na filmie.
Usiadłam na kanapie i nakryłam nogi kocem.
-Rose? Dla ciebie –powiedział Marco.
-Dzięki. Postawisz na stole?-poprosiłam i zrobiłam odrobinę
głośniej telewizor. –Pyszny ten makowiec. Kto go przyniósł?
-Moja mama robiła –odpowiedział, jakby odrobinę smutniejszy.
Czajnik zaczął gwizdać i poszedł do kuchni. Odwróciłam się, próbując zrozumieć
co się stało. Co on postawił na stole jak nie herbatę? Położyłam mój talerzyk
na stoliku kawowym i poszłam do stołu. Na nim nie było herbaty. Koło mojego
miejsca leżało maleńkie pudełeczko przewiązane różową kokardą. Wzięłam je do
ręki i niepewnie ją pociągnęłam. Odłożyłam ją na bok i niepewnie zaczęłam
uchylać pudełko.
Moim oczom ukazał się srebrny naszyjnik. Na nim zawieszona
była srebrna zawieszka, trochę zaszła czernią, musiała być dość stara. To była
koniczyna, czterolistna. Delikatnie przejechałam ją palcem. Była jednocześnie
bardzo prosta, zrobiona z dużej ilości srebra ale niezbyt toporna. Była piękna, magiczna.
-Twoja herbata –powiedział blondyn, stawiając kubek na stole
i znów wrócił do kuchni.
-Myślałam, że wcześniej ją stawiałeś. Nie wiedziałam, że…
-Że chciałem ci dać świąteczny prezent?- mruknął, jakby
wcale go to nie obchodziło. –Chciałem.
-Nie wiedziałam, mogłeś podejść. Dziękuję. Ty widziałeś
swój?
-Nie podoba ci się?
-Podoba, Marco, dlaczego jesteś taki zły? –podeszłam bliżej
niego, trzymając w ręku pudełko z naszyjnikiem i złapałam go za ramię. –Jeśli
zrobiłam coś nie tak…
-Wszystko jest nie tak. Chciałem spędzić też trochę czasu
sam na sam z tobą. Nie myślałem, że oni będą tak długo siedzieć. Chciałem ci
dać ten prezent w parku na moście, potem pójść z tobą na spacer.
-Możemy pójść jutro. Tak wiele się wydarzyło dzisiaj, to był
piękny dzień i to wszystko dzięki tobie. Od śmierci mamy nigdy nie spędziłam
tak cudownych świąt jak dzisiaj.
-Naprawdę?
-Tak –przyznałam i przytuliłam go mocno. –Dziękuję ci za
dzisiejszy dzień. Poznałam Melanie, Fabiana, spędziłam trochę czasu z Nico. I
dostałam od swojego męża uroczy wisiorek.
-Należał do mojej prababci. Pradziadek jej dał –wyznał i
złapał mnie za rękę. Poszliśmy do salonu i usiedliśmy na kanapie. Byłam w
szoku, dał mi swoją rodzinną pamiątkę? –Potem trafił do babci, a babcia dała
mnie. Miała mi przynieść szczęście, byłem jeszcze młody i głupi ale miałem ją
zawsze w sportowej torbie na treningach.
-Nie mogę tego przyjąć. To należy do ciebie, to rodzinna
pamiątka.
-Jest teraz twoja, przyniesie ci szczęście. Schowaj to w
bezpiecznym miejscu, potem jak będziesz chciała możesz dać swoim dzieciom od
wujka Marco. Przyda ci się szczęście.
-Tobie też się przyda.
-Ja już swoje mam –odpowiedział, patrząc mi w oczy. Odebrało
mi dech. Byłam naprawdę wzruszona i nie wiedziałam co powiedzieć. On jednak
podniósł po kilku chwilach swoją wytatuowaną rękę i wskazał na swój nadgarstek,
na którym widniało kilka wytatuowanych właśnie takich roślinek niczym
bransoletka, a na wewnętrznej stronie nadgarstka skrzydła. Również te tatuaże
były niesamowite.
-Nie wiem czy powinnam.
-Powinnaś. Jeszcze dużo przed tobą, ona chyba naprawdę
przynosi szczęście –uśmiechnął się i zamknął mi w dłoniach pudełeczko. -Przynajmniej mnie przyniosła.
-Dziękuję ci –powiedziałam i pocałowałam go w policzek.
-Ja też –przyznał i wyjął z kieszeni spodni garnituru
nieśmiertelnik, który mu dałam. Chwilę naszyjnik kręcił się dookoła, dopóki nie
zatrzymał go dłonią. Przejechał palcem po wybitych literkach.
-Nie wiedziałam, co mam ci kupić. Niczego ci teraz nie
brakuje, nie skończył ci się nawet głupi dezodorant. Perfumy i zegarki byłyby
bez sensu, w końcu to twoje pieniądze, więc to jakbyś sam sobie to kupił. A ja
chciałam, żeby to było ode mnie i… Wiem, że to nic drogiego ani wymyślnego i…
Moje tłumaczenia zakończył namiętny pocałunek. Nie byłam w
stanie już nic więcej powiedzieć, bo zostałam pchnięta na kanapę. Objęłam go
dłońmi za szyję i starałam się oddawać wszystkie pocałunki, chociaż to było
dość trudne.
-Pamiętasz..-szepnął, przerywając nasze zbliżenie, by złapać
oddech. –Kiedy zgodziłaś się zostać moją żoną...
-To ta sama kanapa- zaśmiałam się i tym razem to ja zaczęłam
pocałunek.
-Użyłem ostatnich sił, żeby pójść z tobą do sypialni,
przysięgam, że byłem gotów zrobić to tutaj. Dobrze, że tak się nie stało.
-Dlaczego? Też byłoby dobrze.
-Proszę cię. Pierwszy raz na kanapie? Aż takim draniem nie
jestem.
-Nie wiedziałeś.
-To był też nasz pierwszy raz, więc też bym tak nie zrobił.
-Szarmancki drań. Możesz dzisiaj być draniem i nie marnować
ostatnich sił na niesienie mnie do sypialni? Zmarnuj je na coś
pożyteczniejszego.
-Chcesz tego?
-Ale na myślenie możesz odrobinę zmarnować –odpowiedziałam
próbując się zaśmiać, jednak śmiech przerodził się w ciche westchnienie, kiedy
zaczął składać mokre pocałunki na wrażliwej skórze mojej szyi i podwinął dłonią
moją sukienkę.
-Zrozumieć kobiety -westchnął i zaczał rozpinać swoją koszulę. Postanowiłam go z wielką przyjemnością wyręczyć.
-Nie musisz mnie rozumieć. Powinieneś po prostu ze mną być.
-Nie musisz mnie rozumieć. Powinieneś po prostu ze mną być.
-Jestem tu. Już jestem –szepnął, patrząc w moje oczy i
odgarnął włosy z mojego policzka – I będę na zawsze.
Nim już zupełnie odpłynęłam do naszego beztroskiego świata,
pełnego namiętności i czułości, usłyszałam brzęk spadającego nieśmiertelnika na
podłogę. Marco uśmiechnął się i jednym, płynnym ruchem zdjął moją sukienkę.
MR&RR
15082017-NA
ZAWSZE
TWOJA,
ROSIE
~~~
Jak pisałam w zeszłym tygodniu mam dla was informację.. A jeśli mam informację, to znaczy, że nie bedzie nic wesołego..
Nie-nic nie zawieszam!
Musicie wiedzieć, że ja też najchętniej bym wstawiała rozdziały co tydzień, jednak przede mną ostatnie dwa miesiące nauki i nie mogę ich "zmarnować". Nałożyło się tak niefortunnie z całą fabułą, że od następnego rozdziału będziemy robić przesunięcia w czasie. Nie chciałam popełniać błędów z poprzedniego bloga i pisać sobie "x czasu później", tylko napisałam takie przejściowe rozdziały z ważnymi momentami... Haczyk? Tak, to pora na haczyk. Rozdziały te są krótkie. Planowałam pierwotnie, żeby wrzucać je co tydzień, chciałam być wobec Was fair, bo jestem i tak już strasznie wdzięczna, że jesteście i czekacie te 2 tygodnie, a to dużo, ja zdaję sobie sprawę, że wolałybyście je co tydzień (ja też). Niestety będę musiała zrobić to mocno wbrew sobie i wstawiać również te krótsze rozdziały, nadal co 2 tygodnie. Mam chwilową zmianę priorytetów, mam nadzieję, że zrozumiecie moją sytuację🙏 i przeczekacie do długiego 44 rozdziału (ojjj 44💗) . Gdybym wstawiała je co tydzień zrobiłaby się miesięczna przerwa-a tego to już w ogóle nie mam serca robić i się stresować podczas matur, czy jeszcze mam do czego wracać😆 Ostatnią maturę mam pod koniec maja, jednak od 19.05 wracamy z rozdziałami co tydzień (jeśli zdam!XD).
To nie są rozdziały że nagle z 16 stron będą 4, ale 4 następne mają po 10 stron, 43 już 13, a moja ukochana 44, gdzie idzie się zaryczeć, wraca już z 16💥. Na ten moment mam taki zapas i skupiam się na nauce.
Dziękuję, że jesteście cały czas, mam nadzieję, że nadal ze mną będziecie💘 Obiecuję się odwdzięczyć od połowy maja pięknymi, długimi rozdziałami!
PS. A teraz już na poprawę humoru- Marco Reus 2023!💛
PS. A teraz już na poprawę humoru- Marco Reus 2023!💛
Do następnego!;)
ohhhhhhhh... ❤️❤️❤️❤️ brak mi słów. Skończyły się żarty Euphory... Jeśli kiedykolwiek przyjdzie Ci do głowy, żeby ich naprawdę rozdzielic to.. oglądałaś albo czytałaś kiedyś "Misery" Kinga?
OdpowiedzUsuńBoziu, uwielbiam tego Marco. Czasem wkurza.. nie powiem, że nie... Ale uwielbiam też wszystkie jego wady. No jest taki do przytulaniaaa. A w tym rozdziale to już w ogóle. Chcę wiedzieć co on napisał w tym liście, ale trochę też mogę się domyślać. I nawet chcę być pewna mojej wersji. MIŁOŚĆ! MIŁOŚĆ! Czy zawsze jest tak, że widzą to wszyscy poza dwójką głównych bohaterów? Miłość jest wszędzie. Marco kocha Rose, Rose kocha Marco... Nic prostszego, a oni tak kombinują. Boję się trochę kolejnego spięcia z Mamą Marco... trochę mi to tak śmierdzi, że wszystkie jej dzieci pojawiły się na wigilii u nie do końca lubianej synowej... no niby się pogodziły, ale też nie do końca moim skromnym zdaniem.
#2023 #normalniemojulubionypilkarzynapowszeczasykochamnormalnieuwielbiamECHTELIEBE #ECHTELIEBE
Moja kochana, wspaniała, genialna m i s t r z y n i pisania! (tak, jesteś nią i jako twoja wierna fanka [!] będę ci to pisać za każdym razem, gdy pojawi się nowy rozdział i będzie mi dane go komentować!!) Wprowadziłaś mnie w cudowny klimat Świąt Bożego Narodzenia mimo to, że za niecały miesiąc Wielkanoc ;D Oni są tak potulni razem, tak slodcy, uroczy i nie wiem co jeszcze, że naprawdę zabijasz mnie tym, że nie wyznali sobie jeszcze tej cholernej miłości! Marco jest taki kochany względem Rosie i mimo, ze jest czasem takim typowym dupkiem i ślepcem (ona w sumie tez, ale nieważne...) to jest taki czuły i tak zafiksowany na punkcie naszej wspaniałej Rosie i tego, aby wszystko co dla niej robi było perfekcyjne i dopracowane, ze ja się R O Z P L Y W A M. Ty po prostu sprawiasz, że staje się bipolarna względem ciebie! Raz mam niebywałą ochotę cię ukatrupić za to dręczenie nas, bo raz jest dobrze, są seksy (hehe), buziaczki, czułość i wszystko co najlepsze (i za to cię właśnie uwielbiam w przerwach kiedy mam ochotę cię ukatrupić), a nagle ni z gruchy, ni z pietruchy wyskakujesz z kłótnią (czasami o takie błachostki, ze siedzę kilka minut i zastanawiam się o co tak właściwie poszło!!), dramą, zwątpieniem, łzami, ze aż samej chce mi się płakałac! Masz ty moja droga kobieto szczęście, że te ich kłótnie zawsze kończą się, jak kończą (if u know what i mean, hehe)
OdpowiedzUsuńJestem tak bardzo ciekawa co ten Marco napisał w tym liście, że przez chwile miałam teorie i nadzieje, ze Rosie na poczekaniu wymyśli, ze ona zawsze wkłada te liściki do butelki, żeby się nie zniszczyły ;D i ze na drugi dzień wskoczy do wody i zanurkuje, by przeczytać co tez ten Marco tam naskrobal. No chociaż mam nadzieje, ze jeszcze kiedyś tam to wyjdzie w praniu, bo naprawdę jestem ciekawa!
Pytałaś się kiedy rozdział u mnie... a ja ci powiem, ze tak jak napisałam trzy strony miesiąc temu, tak one zostały i czekają na kontynuacje, a ja dosłownie zastygłam w miejscu, nie potrafiąc nic napisać. Nie chodzi o brak pomysłu, bo mam ich miliony, ale mam wrażenie, ze wszystko co napisze jest dosłownie do bani! I pewnie taki tez ten rozdział będzie, ale cóż. ;-;
Koniec użalania się nad sobą!
Co do twojej informacji; skoro według ciebie 10 stron to krótki rozdział, to ja nie mam z czego się ciszyć, jak napisze chociaż ze dwa na 12 hahaha. Nieważne ile, ważne, ze będą i będę mogła je czytać! Oraz, ze ich jakość, to cud miód i orzeszki, ale myśle, ze po tylu moich zapewnieniach, już to wiesz!
Powiem ci, ze pomimo tego, ze wcale nie oglądam jakoś namiętnie bundesligi i zwykle robię to tylko, kiedy w laliga jest jakis mecz między ogórami (XD), którego po prostu no nie da się oglądać, ale moje szczęście po kontakcie Reusa było wielkie, serio! Nie wyobrażam sobie Borussi bez Reusa i Reusa bez Borussi! Nawet jeśli kiedyś to nastąpi, to na pewno nie w najbliższym czasie ;D
Dobra, ten komentarz jest tak długi, ze pewnie już zasnęłaś XDD ale no, życzę ci kochana dużo weny, a mało stresu przed maturką! i miłego wieczoru/nocy (lub dnia, jeśli czytasz rano).
Pozdrawiam kochana moja ❤️❤️❤️❤️
Kochana!!❤️ Ja nie zasnęłam, rozpływam się i przeczytałam chyba z trzy razy! Dziękuję, dziękuję, dziękuję❤️❤️Jak ty piszesz, że to co napisałaś jest kiepskie,to moje opowaiadanie to już chyba w ogóle jakieś darknety! Proszę mie tu publikować kolejne cuda, bo...bo..nie ujawnię treści listu, o! A tak naprawdę to ujawnię kiedyś tam jakąś część, później jeszcze kiedyś kolejną..Może i uzbiera się całość:)Ja już czuję, że mnie ukatrupisz przy jednym z rodziałów, ale jest już po moich maturach, więc one mają pierwszeństwo do ukatrupienia mnie.. Mam szalony stres przed ustnym polskim, nie pamiętam tytułów wierszy i mało brakuje, a zacznę opowiadać, że Kordian był tajemniczym kochankiem Wokulskiego...Ale oby nie. Chcę 30% i sobie iść, wrócić tu i czytać jak bardzo mnie nienawidzicie w komentarzach pod tym rozdziałem. (sorki za spoiler, ale naprawdę..ja już czuję te "hejty" XD)
UsuńTeż się cieszę, że Reus zostaje ale ucieszę się tez jak ty wrzucisz rozdział, serio❤️
Jeszcze raz dzięuję za tyle pięknych słów!❤️
Buziaki!!!
a co byś kochana powiedziała, gdybym cię poinformowała, że właśnie (nieudolnie, ale jednak) kończę rozdział i jest możliwość, że jeszcze dzisiaj pojawi się na blogu? 🤔;DD
UsuńMyślę, że bym powiedziała, że jest możliwość, że rzucę okiem i krytycznie ocenię. I mogę dać ci dać w nagrodę spoiler, że Marco w tym liście podpisał się "Marco". Ale to dopiero jak opublikujesz😂 Opłaca się jedym słowem!❤️
Usuńhahahaha, no za taki spoiler po prostu będę musiała dzisiaj wstawić, nie mam wyjścia! 😂❤️❤️
UsuńPod każdym rozdziałem piszę to samo, ale u Ciebie nie da się inaczej!
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, pełen uczuć, tych wszystkich przemyśleń i emocji. Dzięki tobie mogłam/wszyscy mogli powrócić do tego cudownego czasu świąt. Dobrze, że JAK NA RAZIE jest wszystko okej I cieszą się chwilą, chociaż na tej końcówce myślałam, że znowu się coś odwali XD
Co do rozdziałów - spokojnie. Myślę, że każdy Cię rozumie. W końcu tamto jest ważniejsze, a znając ciebie (znaczy nie znając ale wiesz o co chodzi xD) nam to wynagrodzisz później. Z resztą, zwyczajny rozdział od Ciebie jest nagrodą.
Idk czy napisałam to tak jak chciałam przekazać hahah Trzymaj się ❤
Marco jest tu taki... No kurczę, schrupałabym go normalnie, no! *.* Zachował się tu trochę jak jakiś książę na białym koniu - taki ideał niby. XD Dlaczego mam nadzieję, że mimo tego, jak było tutaj miło, to zaraz coś znowu popsujesz? Nie mówię, że już za dwa tygodnie, ale... No tak sielankowo w tym tygodniu, hehe ;D
OdpowiedzUsuńNie będę się tu rozpisywać, bo Ty przecież doskonale wiesz, jak ubóstwiam Twoją twórczość. ;) A co do matury - wiem, że łatwo mówić, ale ja to już przeżyłam i naprawdę matura to bzdura - zobaczysz, że studia wszystko zweryfikują.. Ale nie ma się co przejmować. Ja baaaaaardzo panikowałam przed ustną maturą z polskiego (serio, co ja wtedy odwalałam, to aż głowa mała!), a było bardzo przyjemnie - na Fb na pewno pojawią się grupy, więc będziesz mogła zerknąć, jaki temat można wylosować. :) Także luzik, moja droga - co nie oznacza, że masz w ogóle niczego nie powtarzać. ;p Staraj się podejść do tego na luzie i na pewno pójdzie Ci dobrze. No a ja oczywiście będę trzymać kciuki ;*
Dziękuję❤❤❤❤ mam nadzieję,że tak będzie i nie trafię na żaden dziwny temat💪
UsuńA psuć za dwa tygodnie-za dwa może nie, ale ogólnie..to ty przecież wiesz😏😎😇
Kolejny rozdział wjechał ;)
Usuńhttps://amigos-con-derecho-a-roce.blogspot.com/2018/03/jedenasty.html
Nigdy nie wiem jak komentować twoje rozdziały, są świetne i nie mam nic do zarzucenia. Marco to taki crush boże. Powodzenia w nauce!
OdpowiedzUsuń