sobota, 24 lutego 2018

Trzydzieści siedem



-Nie! Oszukiwałaś. Poszedłem tylko do toalety i nagle masz tysiąc więcej ode mnie –oburzył się i zaczął przeliczać raz jeszcze swoje papierowe banknoty.
-Ja oszukiwałam? Przepraszam bardzo. Gram uczciwie, bo chcę wygrać. Mam o co walczyć, więc proszę mi bez takich. Pewnie sam ze sobą wziąłeś ten tysiąc i zwalasz na to, że ja sobie wzięłam.
-Tak?
-Tak właśnie.
-I co jeszcze, pani Reus? –założył ręce na siebie i spojrzał na mnie spod byka.
-Mam mówić dalej?
-A jest co?
-Oczywiście. Zaczynając od tego, że prawo jazdy powinno być moją własną, niezależną decyzją. A ty sobie wykorzystujesz fakt, że jeśli jednak jestem zależna finansowo to możesz ze mną iść o to na zakład.
-Jak „zależna” skoro masz tysiąc więcej ode mnie?
-Wiesz o co chodzi.
-Ty też wiesz tylko nie możesz sobie tego wbić na raz do głowy.
-Tak? To tak jak z tobą.
-Nie. Ja widzę to jakim jest. Masz pieniądze, które ci się… Dobra, bo to cienka linia. Poczekaj, zaraz lepiej dobiorę słowa.
-Lepiej tak. Chcę pracować. Bo na razie nie mam nic.
-Konto w banku i pieniądze na nim, za które możesz sobie kupić co tylko chcesz.
-Konto w banku mam ale z twoimi pieniędzmi, które nie wiadomo czemu chcesz dzielić przy rozwodzie –powiedziałam, trzymając przy swoim i założyłam ręce.
-Koniec tematu. Nie gram z tobą więcej w Monopoly, a prawo jazdy zrobisz wiosną. Nie będziesz jeździć po oblodzonych drogach.
-Kiedyś i tak będę musiała jeździć po oblodzonych drogach. Poza tym, są piaskarki.
-Najpierw doświadczenie na ulicy bez lodu. Koniec, Rosalie.
-Konwersacja, hę?
-Na początku było z tym znacznie gorzej –przyznał, uśmiechając się lekko.
-Było. Długo ci zajmuje nauka.
-Człowiek się uczy całe życie –wzruszył ramionami i wstał od stołu. Zgarnął wszystkie swoje banknoty i zaczął segregować je do tych, rozłożonych w pudełku.
-Dużo się zmieniło, co?-zaśmiałam się.
-Wszystko. Bałem się tego a jednocześnie chciałem rzucić się na głęboką wodę.
-I masz.
-Nie mogę się czasem do tego przyzwyczaić –westchnął i zabrał pieniądze, które leżały rozłożone przede mną. I tak wygrałam, nie miał co tu dyskutować.
-Ty też zawsze możesz do mnie przyjść i pogadać. To działa w dwie strony.
-Nie, jestem mężczyzną i sam sobie poradzę –oznajmił i pocałował mnie z troską w czoło. –Jutro wieczorem zabieram cię do restauracji. Ubierz się ładnie, będziemy mieli co świętować.
-Tak? A co?
-Tego już ci nie powiem. Ale skoro zostaniesz u Ann to zdradzam ci mój plan teraz, żebyś mogła zabrać rzeczy.
-Zatem dziękuję za informację i do zobaczenia jutro wieczorem. 


***

Wieczorem blondyn podrzucił mnie do Ann. Zostałam u niej na noc, korzystając z tego, że Mario grał na wyjeździe. Marco nie był powołany do kadry, jednak mieliśmy oboje nadzieję, że to tylko chwilowe, wynikające z taktyki, bo blondyn był w pełni sił i aż palił się na kolejne spotkania. Zwłaszcza po tym, kiedy na ostatnim wiedziałam, że on naprawdę kochał to co robił. Był stworzony do bycia na boisku. To jak kibice krzyczeli jego imię, jak dobrze dogadywał się z innymi zawodnikami. Jeśli już wchodziłam z butami do jego świata, to byłam szczęśliwa, mogąc w nim przebywać i doświadczać tego wszystkiego co on. Nie mogłam wymazać sobie jego obrazu z pamięci, kiedy przyjechaliśmy tamtego wieczora ze stadionu do domu z pudełkami z jedzeniem. Uśmiech nie opuszczał jego pięknych ust ani na sekundę. Cały czas się śmiał, uśmiechał, przytulał mnie, całował. Wygłupiał się też jak mały, beztroski chłopiec. Pomyślałam, widząc go takiego, że byłoby idealnie widzieć go takiego zawsze.


Z modelką zrobiłyśmy sobie wieczór domowego spa. Maseczki, manicure, pedicure, czasopisma, plotki, wino i Bridget Jones. W mieszkaniu przyszykowałam sobie zestaw na jutro, żeby nie musieć szukać i jak najwięcej czasu spędzić z przyjaciółką. Byłam bardzo ciekawa, co wymyślił Marco, jednak potrzebowałam też czasem się oderwać do mojej niezwykłej codzienności.
Rano pojechałyśmy razem na śniadanie do Lisy, która razem z małym Leonardem zaprosiła nas i Jenny do siebie. Babski wieczór i babski poranek. Marco się nie odzywał, ale też pojechał do kolegów, więc pewnie był zajęty i dobrze się bawił. Nie mógł też przecież wiecznie przesiadywać ze mną. Zwariowałby, a ja bym się przywiązała już zupełnie. Ale wszystko sprowadzało się do jednego i wracaliśmy do punktu wyjścia. Bo nawet jeśli się nie widzimy pół dnia, padamy sobie potem w ramiona z tęsknotą i często nadrabiamy te stracone godziny w nocy. Nie, nie tylko w łóżku. Często po prostu leżymy koło siebie w łóżku i czytamy książki. Zwykle to Marco robi za moją poduszkę, jednak ani mnie, ani jemu to nie stanowiło. Było nam tak dobrze, bo byliśmy razem i to było najważniejsze. Robiliśmy też listy zakupów, przeglądaliśmy kuchnię, szuflada po szufladzie czego nam brakuje. Przygotowywaliśmy nasze ulubione ciasteczka owsiane, które po śniadaniu następnego dnia jedliśmy ze smakiem. Szukaliśmy przepisów, które byłyby pożywne i zdrowe. Leżeliśmy godzinami w cieplej kąpieli. Graliśmy na konsoli w Fifę, jednak też zamówiłam przez internet grę do tańczenia. Dlaczego więc mieliśmy spać w nocy po dniu, w którym się nie widzieliśmy i potrzebowaliśmy siebie nawzajem? A jeśli się widzieliśmy, to czemu mieliśmy marnować noc na spanie, przecież mogliśmy dłużej pobyć razem.

Zbliżały się też święta. Po sprzeczce o kalendarz z Diora i Scarlett nie było już żadnej podobnej sytuacji. A i ja zyskałam taki kalendarz adwentowy jaki chciałam. Z czekoladkami. Każdego dnia Adwentu wyjmowałam kolejną, ciekawa jej kształtu i byłam z niej szczęśliwa. Naprawdę nie potrzebowałam drogich perfum, szminek i nie wiadomo czego jeszcze każdego dnia grudnia. Chyba czułabym się nawet z tym niekomfortowo. Każde kolejne okienko przypominało mi, że Wigilia coraz bliżej. Marco nie podejmował tego tematu, jednak chciałam go wyjaśnić, żeby nie było niedomówień czy nieporozumień. Może jego rodzina się nastawiała, że będę mu towarzyszyć. Komunikacja chyba nadal odrobinę szwankowała i musieliśmy nad nią popracować.
Nie miałam dla niego prezentu. Kompletnie nie wiedziałam co kupić, nie lubiłam robić prezentów. Praktycznie nigdy ich nie dawałam, wyjątkami były urodziny Leo i czasami święta, na które zwykle wręczałam mu czekoladowego Mikołaja. Marco jednak chciałam dać coś wyjątkowego. Ale też niedrogiego i drobnego, bo co to za sztuka kupić mu złoty zegarek z diamentową tarczą za jego własne pieniądze? Liczyłam, że Ann, Jenny albo Lisa mi coś podpowiedzą, jednak okazało się, że nie tylko ja borykałam się z problemem, co kupić mężowi na święta…


***

Założyłam długą, czarną sukienkę z rozcięciem na nodze. Było strasznie zimno, więc wolałam olać zupełnie modę i założyłam długie kozaki za kolano, ocieplane miłym futerkiem zamiast eleganckich szpilek. Marco będzie musiał to przeżyć. Zrobiłam odrobinę mocniejszy makijaż i podkreśliłam usta. Zamówiłam taksówkę i ubrałam ciepły płaszcz. Włożyłam też czapkę, mając nadzieję, że lakier do włosów utrzyma mimo tego moje nienaganne fale. Marco prosił, żebym ładnie wyglądała, więc na tyle na ile pozwala zima tak się stało. Ciepło jednak przede wszystkim.

W restauracji od razu po przekroczeniu progu byłam powitana przez kelnera. Wydawało mi się, że w tej jeszcze nie byłam, zważając na dość osobliwy wystrój. Miała coś z zamkowego klimatu, bordowe tapety z kwiatowymi motywami tego samego koloru. Na ścianach wisiały kinkiety ze staromodnymi kloszami, a na suficie trzy ogromne, mosiężne żyrandole. Na każdym stole stała po środku czarnego obrusu świeca. Nie mój klimat, zbyt klaustrofobicznie i jakby nie miało się czym oddychać. Żadnej większej przestrzeni, a okna były prawie niezauważalne przez długie, złote zasłony. Naprawdę chciałam już stamtąd wyjść. 

Młody chłopak, który pewnie dorabiał jako kelner, zabrał moją kurtkę i zaprowadził do stolika na samym końcu, przy którym siedział Marco w pięknym garniturze wraz z jakimś starszym, eleganckim mężczyzną. Na stole leżały jakieś teczki i dokumenty, kilka długopisów. Byłam w lekkim szoku.

-Dobry wieczór, skarbie –uśmiechnął się i objął mnie delikatnie w talii. Musnął ustami mój policzek i uśmiechnął się delikatnie. –Pięknie wyglądasz.
-Dziękuję. Co świętujemy?
-To jest mecenas Matthias Schultz –przedstawił swojego towarzysza, który wystawił do mnie rękę. Pocałował mnie szarmancko w dłoń, co było dość staromodne ale jednak pasowało do niego. –Ma naszą umowę, wnieśliśmy wszystkie niezbędne poprawki.
-O…-jedyne co potrafiłam powiedzieć. –Jakie poprawki?
-O których rozmawialiśmy –odpowiedział z uśmiechem i ścisnął moją dłoń.
-T..Teraz?-zająknęłam się i spojrzałam to na mecenasa to na umowę, którą ostatni raz widziałam na Karaibach. Tą głupią umowę, kilka kartek, przez których tyle już się kłóciliśmy.
-Na co czekać?
-Chyba nie rozmawialiśmy jeszcze o tym, tylko przed wizytą u twojej mamy.
-Nie myślałem, że jeszcze jest coś do omawiania…-powiedział zdziwiony moją reakcją. Przecież nawet jeszcze kłóciliśmy się niedawno o tą umowę i skończyło się to moim nocowaniem u Ann i Mario. Nie mogłam tego zrobić. To by mnie zniszczyło kompletnie. Moje uczucia do niego by mnie zniszczyły. Ręce i nogi zaczęły się trząść ze stresu ,a serce mocniej bić. Nie wiedziałam co mam zrobić, chciałam, naprawdę chciałam, żeby podłoga się pode mną zawaliła, albo chociaż ktoś wrzucił na mnie czapkę niewidkę i mogłabym uciec na drugi koniec świata.

-Przepraszam, ale nie podpiszę tej zmienionej umowy –zaczęłam trzęsącym się głosem. Dobrze, powiedziałam, Marco jeszcze chyba nie zrozumiał, więc musiałam powiedzieć coś więcej. - Chcę, żeby została ta stara wersja –dokończyłam z nadzieją, że teraz zrozumie. Zmarszczył brwi, więc chyba coś do niego dotarło. Nie chciałam go skrzywdzić ale musieliśmy sobie raz na zawsze wszystko wyjaśnić. - I wiem też, że planowałeś, że będziemy razem na Wigilię. Nie będziemy. To nie chodzi o nic między nami, jest wszystko dobrze i mam nadzieję, że tak pozostanie i nie będziesz mi miał tego za złe.
Marco był naprawdę zdezorientowany. Przeczesał włosy palcami i zwilżył językiem usta. Mecenas usiadł na miejscu, dając nam odrobinę prywatności..

-Co się zmieniło?
-Wszystko. Dokładnie w połowie sierpnia. Potrzebuję wrócić do normalności, nie mogę siedzieć w tej relacji dłużej niż to konieczne. A na Wigilię mam inne plany. Nie pasuję tam, nie jestem i nigdy nie będę częścią twojej rodziny, przykro mi. Twoja mama by się nie ucieszyła z tego powodu a próbować wmówić reszcie twojej rodziny jak bardzo się kochamy, a za pół roku się rozwieść? Nie mogłabym im spojrzeć w oczy. Postaraj się mnie zrozumieć –poprosiłam i pocałowałam go w policzek. On stał jak zamurowany, jakbym go co najmniej uderzyła w policzek. –Przepraszam, po prostu nie mogę. 

 Nie czekając na jego reakcję poprosiłam przechodzącego kelnera o mój płaszcz i wyszłam z restauracji. Zamknęłam za sobą drzwi z głębokim wydechem powietrza z ust.
Na ulicy stała jeszcze taksówka, którą przyjechałam.

-Jest pan jeszcze wolny? –schyliłam się do szybki i uśmiechnęłam się do mężczyzny.
-Proszę wsiadać. Gdzie tym razem?

W telefonie znalazłam nowy adres Ann i Mario. Para spędzała tam teraz większość wolnego czasu, prace ruszyły, oni nadzorowali wszystko bacznie, Mario skręcał meble, a Ann będąc już w środku, szukała odpowiednich dekoracji.
Tragizm sytuacji? Zawsze, kiedy czułam, że jest źle między mną a Marco, jechałam do Mario i Ann. Miałam wątpliwości, nie chciałam znów zarzucać ich swoimi problemami. Przecież ostatnio było to samo, będą mieli deja vu. A ja uciekałam od problemów zamiast stawić im czoła razem z Marco. Kolejny raz. Pętla nieskończonej beznadziejności zataczała kolejne koło. Brawo ja.
Nie wiedziałam, co powinnam była czuć po rozmowie z nim. Wiedziałam jedynie, że postąpiłam dobrze. Zwłaszcza mając na uwadze to, co powiedział Mario o naszym rozstaniu. Ale też to, co czułam. I to, czego bałam się poczuć. Chciałam za wszelką cenę utrzymać tą znajomość z blondynem, jednak jeśli oboje damy sobie złudną szansę i nadzieję na dłuższy czas naszego małżeństwa nie będziemy mogli tego przejść w spokoju. I właśnie przez to, że mi na nim zależało postanowiłam zacząć uświadamiać nas, że nie możemy łączyć dwóch płaszczyzn. Bycia przyjaciółmi i bycia mężem i żoną. Oczywiście, byłoby cudownie, gdybyśmy oboje w przyszłości znaleźli miłość swojego życia i wraz z nią szła w parze przyjaźń, to związek idealny. Nie mogłam zapominać, że ta bajka to jeszcze nie jest ten przypadek. Nas obowiązywała umowa, po której zostaną mi pieniądze i mieszkanie, których i tak nie chciałam. 

Pod domem Ann i Mario stał ich samochód, co znaczyło, że idealnie trafiłam i nie musiałam jeszcze nabijać na licznik taksówkarzowi. Zapłaciłam ile było trzeba i przeszłam przez otwartą furtkę. Zapukałam do drzwi, zakładając, że jeszcze nie mieli dzwonka. Nikt nie odpowiedział. Klamka ustąpiła pod moją dłonią.

-Dzień dobry, jest tu kto?-zawołałam przechodząc przez próg domu. Rozejrzałam się dookoła, dom był naprawdę spory. W salonie stał już kominek, poza nim pełno kartonów. Wstawili sporo okien, zwłaszcza te tarasowe robiły wrażenie, otwierały przestrzeń i jeszcze bardziej powiększały salon.
-Dzień dobry panienko. Do właścicieli? –zapytał jeden z robotników, wychodzący z kuchni.
-Tak. Widziałam ich samochód na podjeździe. Są?
-Na górze. Schody są w korytarzu.
-Dzięki.
Przeszłam korytarzem i weszłam na piętro. Były na nim cztery pomieszczenia i wyjście na niewielki balkon. Uśmiechnęłam się pod nosem, kiedy usłyszałam, że chyba właśnie para umeblowała swoją sypialnię i ją testuje. Jakby to już niedawno było. Przy takim tempie Götze szybko doczeka się potomstwa. W sumie.. Z Marco nie byliśmy lepsi. U nich sielanka a ja przychodzę z kolejnymi problemami. Zeszłam po cichu na dół, żeby im nie przeszkadzać. Wyszłam za to na taras. Usiadłam na plastikowym krześle ogrodowym, przy którym leżała popielniczka, zapewne robotnika. Jeny, jak ja dawno nie paliłam. Wyjęłam z torebki telefon. Marco nic nie pisał. Nie to nie. Nie chciałam się z nim o to kłócić, robić niepotrzebnych dram, cichych dni. Nie pamiętałam już do końca co powiedziałam i na ile mógłby to różnie zrozumieć, miałam jednak nadzieję, że po prostu potrzebował to przetrawić i wszystko wróci do normy.

Jestem u was na tarasie, jak wam się już znudzi to możemy pójść na miasto albo obejrzeć jakiś film;)”

Napisałam sms do Mario i schowałam telefon z powrotem.
-Nie ma ich? –zapytał fachowiec, który wyjmował właśnie jednego papierosa z paczki. Nawet nie zauważyłam, kiedy się przy mnie zjawił.
-Są, zaraz zejdą.
-Nie będzie pani przeszkadzało jak zapalę?
-Nie, o ile będę mogła panu towarzyszyć.
-Oczywiście, niech się pani częstuje –zaśmiał się i podsunął mi pod nos paczkę. Z niepewnością wzięłam jednego papierosa i podpaliłam od zapalniczki.
Zaciągając się dymem papierosa mogłam poczuć dawne czasy. Leo zawsze dużo palił, ich zapach bardzo mi go przypominał. Też sytuację, kiedy paliłam w deszczu na wzgórzu niedaleko stadionu, gdzie spotkałam Marco. To dziwne tak sobie przypominać przy zwykłym paleniu o takich rzeczach.

-O no chyba nie –usłyszałam niezadowolony głos Mario, a po chwili brunet zabrał mi papierosa z ręki i wyrzucił go na trawę.
-Trawnik sobie zniszczysz.
-Wolę zniszczyć trawnik, niż żeby to gówno zniszczyło moją siostrę. No chodź już –powiedział niezadowolony i pociągnął mnie za rękę do środka. Wzruszyłam przepraszająco ramionami do robotnika i poszłam posłusznie za Mario. –Mieliśmy umowę i co?
-Umowy są do dupy. –westchnęłam i rozpięłam swój płaszcz. –Cześć piękna! –zaśmiałam się i przytuliłam się do modelki.
-No no. Mario ma rację –powiedziała twardo i założyła ręce na siebie. –Co się dzieje?
-Nic, chciałam z wami spędzić trochę czasu.
-Nie miałaś być teraz z Marco?
-Byłam już.
-Widziałyśmy się mniej niż pięć godzin temu.
-I już się stęskniłam. Jedziemy gdzieś? –zapytałam, próbując skończyć temat. Detektyw Ann była strasznie dociekliwa i po jej spojrzeniu widziałam, że rozmowa nie jest skończona. Bomba tykała.
-Umiesz jeździć na łyżwach? –zapytał Götze.
-Nie. Poza tym nie jestem dobrze ubrana.
-Wpadniemy do ciebie i się przebierzesz, możemy cię nauczyć.
-Nie. Innym razem może.
Wyszliśmy na zewnątrz do samochodu. Ann nie spuszczała ze mnie wzroku. Gdyby ktoś zobaczył ją pierwszy raz i nie dostrzegł, że ma niebieskie oczy to wziąłby za Azjatkę. Mnie by zmęczyło trzymanie zmrużonych oczu od pięciu minut i wpatrywania się w jeden punkt. Jej jednak nie, czułam się naprawdę dziwnie. Usiadłam z tyłu samochodu, mając nadzieję, że nie odwróci głowy. Zapomniałam, że jest jeszcze lusterko.. Trzymajcie mnie. Wyjechaliśmy na ulicę i Mario zaczął się zastanawiać gdzie jechać. Nie miałam ochoty oglądać filmu, w ogóle przez tą beznadziejną sytuację nie wiedziałam zupełnie czego chciałam.
Pojechaliśmy koniec końców do ich mieszkania, gdzie przebrałam się w piżamę Ann, Mario rozłożył kanapę w salonie i we trójkę położyliśmy się na niej przed telewizorem. Do Mario przyszła nowa wiadomość. Spojrzał na telefon i zmarszczył brwi ze zdziwienia.
Podał mi telefon, żebym przeczytała.

W razie czego to jestem u ciebie, potem pogadamy. Dzięki”

Ups.
-Masz mi coś do powiedzenia?
-To zależy. Na przykład, ładna jest pogoda.
-Śnieży jak cholera… Białe gówno. O co znowu poszło?
-Podjęłam decyzję, mając też na uwadze to, o czym rozmawialiśmy.
-O czym rozmawialiście? –wtrąciła Ann z kubkami gorącego kakao. Postawiła je wszystkie na stoliku przed nami.
-O relacji Marco i Rose –wytłumaczył krótko i położył na wierzch kilka kolorowych pianek. –Jakie wnioski?
-Dystans od małżeństwa i podtrzymanie przyjaźni. Tylko tak to może przetrwać.
Opisałam parze wszystko co się stało w restauracji, przepraszając po drodze setki razy za to, że zawsze przychodzę do nich ze swoimi problemami, które ostatnio powstają jeden za drugim. Ann zapatrzyła się w swoje pianki w kubku, Mario oparł głowę o zagłówek. A ja? Chyba zebrało mi się na płacz. Słodkie kakao nie ukoiło moich zmartwień, bo wiedziałam, że mimo wszystko coś się między nami popsuje, coraz częściej nie mogliśmy do siebie dotrzeć i kłóciliśmy się o byle rzeczy. W dodatku Marco nie miał zamiaru wracać do domu, gdzie był tak naprawdę? U kogo się zatrzymał, pił? Może miał jakąś kobietę.. Bzdury.
-Martwię się o niego…
-Zadzwonię do niego –odparł od razu Mario i sięgnął po telefon.
-Dziękuję –powiedziałam, ale byłam lekko zaskoczona, kiedy brunet zabrał urządzenie i zamknął się z nim w sypialni. Mimo naszej wspaniałej relacji brat-siostra, relacja Mario i Marco była równie silna. Rozumiałam, że musiałam czasem być bardziej wyrozumiała i pogodzić się z tym, że dwaj najbliżsi dla mnie mężczyźni będą mieli przede mną tajemnice. W końcu ja przed nimi też nie byłam do końca fair.
-Zakochałaś się..-powiedziała Ann, korzystając z chwili, że jesteśmy same. –A chcesz się rozwieść.
-To uczucie może mnie zniszczyć. Mnie i Marco. Możemy skrzywdzić tyle osób. Nie wybaczę sobie tego. Nico, Yvonne, rodzice Marco..
-To beznadziejna sytuacja –westchnęła i położyła głowę na moim barku. Ja swoją na jej głowie i obie się przytuliłyśmy.




Mario uśmiechnął się, zastając taki widok.
-Zostajesz u nas, ok? Mam ochotę na piwo.
-Mam nadzieję, że nie łączysz się telepatycznie z Marco?
-Powiedzmy –stwierdził z przekąsem i poszedł markotnie do kuchni. Zerwałam się z kanapy i pobiegłam za nim, musiałam go przycisnąć, mimo szacunku do ich przyjaźni.
-Co się dzieje? Marco nie powinien pić. Jak ostatnio nie wiedział gdzie jesteś to znalazłeś go na wpół przytomnego w parku.
-Rose, on jest dorosły.
-On jest słaby, wrażliwy i być może przeze mnie jego ego trochę podupadło.
-Nie przypisuj sobie aż tylu wyczynów-zaśmiał się szczerze, ukazując rządek bialutkich zębów. –Spokojna twoja blond rozczochrana. Pije u chłopaków, myśli o tym, co się stało i próbuje cię zrozumieć.
-Gdzie jest? Pojadę  do niego i postaram się mu wszystko wytłu..
-On musi sam to zrozumieć, Rose. A nawet on musi zrozumieć sam siebie. Dla ciebie to też było niełatwe ale zrobiłaś co było trzeba. On też musi coś pojąć i to jest ten moment. Ostatnio też tak było, pamiętasz? Przyjechał do ciebie do Berlina.
-Ale nie upijając się.
-Jutro wieczorem jest trening, aż tak głupi nie jest, żeby przyjść na kacu. My też się możemy napić. Co ty na to? –uśmiechnął się, podając mi zimną puszkę piwa z lodówki. Westchnęłam ciężko i wzięłam ją do ręki. Miał rację, Marco musiał stawić temu czoła sam i zrozumieć. Przecież nie zawsze było tak łatwo. Nigdy nie było łatwo.


***


Następnego dnia wieczorem pojechałam razem z Mario na trening. Nie było aż tak zimno, ale miałam też cieplejszą kurtkę pożyczoną od Ann. Wysiedzieć tyle czasu na zewnątrz zimą bez ruchu nie zapewniało tyle ciepła ile chłopakom na boisku. Na trybunach spotkałam Lisę z małym Leo oraz Melisę z Galą. Dzieci się nawzajem zaczepiały, co wprawiło nas w  naprawdę dobry humor. Pomachałam do Mario, który posłał buziaka w moją stronę, kiedy wychodził na murawę. Chyba zebrali się już wszyscy. Przed drużyną był jeszcze ostatni mecz przed przerwą zimową. Lisa i Melisa wyjeżdżały na ten czas. Z tego co się dowiedziałam, wszyscy piłkarze wybierali się do cieplejszych krajów. Najbardziej popularny był Dubaj, zaraz po nim Ibiza i Mykonos. Pytały gdzie wybieramy się z Marco, na co odpowiedziałam dyplomatycznie, że jeszcze nic nie wiem. Lisa stwierdziła, że na pewno blondyn mnie zaskoczy. Z pewnością…
Wszyscy zawodnicy zebrali się na środku boiska, trener coś im tłumaczył. Był też Marco, jednak stał do mnie tyłem, nie widzieliśmy się jeszcze tego dnia. Tylko przez smsy z Mario wiedziałam, że mam tu przyjechać, a Marco mnie odwiezie po treningu do domu. Do mnie nie przyszła żadna wiadomość. Mimo wszystko uratowałam wczorajszy wieczór z Mario i Ann. Byli wspaniali i nie można było im tego nigdy odmówić.

Zapatrzyłam się w grupę piłkarzy, żywo nad czymś dyskutowali. Marco również coś mówił, wymachując przy tym rękoma. Był ubrany w grubą, puchową kurtkę z kapturem, którego nawet nie założył. Na nogach miał czarne przyległe getry a na nich luźne, piłkarskie spodenki. Wyglądał naprawdę dobrze. 
Chyba zbyt długo się na niego zapatrzyłam. W jednej chwili okręcił się na pięcie i zaciskając dłonie w pięści  zbierał się do wyjścia z boiska. Wtedy rzucił na mnie spojrzenie pierwszy raz tego wieczora. Było strasznie zimne i nieczułe.
-Zbieramy się –rzucił i mrugnął do moich dwóch towarzyszek. Zapytałam siebie samej pod nosem, co się stało. Miałam nadzieję, że nie miał kaca, albo co gorsza nowej kontuzji. Pożegnałam się z dziewczynami i ucałowałam dzieciaki. Szybkim krokiem przeszłam do ośrodka szkoleniowego i wyszłam na parking, gdzie był już Marco. Wkładał do bagażnika swoją torbę, nawet się nie przebrał. Wsiadł do środka nie czekając na mnie. Stwierdziłam, że lepiej podbiegnę, bo będę zmuszona brać do domu taksówkę.
Wsiadłam i zapięłam pas, torebkę położyłam sobie na kolanach, żeby móc się trochę wyżyć na jej pasku, moje nerwy z każdą minutą milczenia narastały. Będąc już bliżej naszego osiedla nieśmiało zaczęłam prawdopodobnie dość drażliwy temat.

-Czy coś się stało, że nie grasz? To coś poważnego?
Spojrzałam na niego chyba po raz pierwszy, odkąd wsiadłam do Astona. Nie odklejał wzroku od jezdni, jego klatka unosiła się w miarowym oddechu. Kiedy już traciłam wiarę, że może mi odpowie to się stało.
-Nadwyrężyłem mięsień ale byłbym w stanie zagrać. Trener twierdzi inaczej.
-Wie co dla was najlepsze. Nie chce wpakować cię w kolejną kontuzję. 

I na tym się skończyło. Wysiedliśmy, przyszliśmy do domu, rozebraliśmy się. Poszłam do łazienki na górze, Marco zajął tą na dole.
I poszliśmy spać. Osobno chociaż wciąż łączyła nas jedna kołdra. Plecami do siebie, jak obcy. W mojej głowie nie było żadnych myśli. Nie mogłam inaczej postąpić, nie chciałam tego cofnąć. Musieliśmy oboje to zaakceptować, niezależnie czy nam się to podobało czy nie. Musieliśmy się pogodzić z tym, na co sami się zgodziliśmy piętnastego sierpnia.


***

Obudziłam się z samego rana i wiedziałam, że już nie zmrużę oka. Marco spał, trochę chrapał, miałam nadzieję, że nie jest chory i nie ma zatkanego nosa, nie mógł przestawać ćwiczyć. Żeby go nie obudzić swoim wierceniem się cichutko wstałam i wzięłam ze swojej szafki nocnej stosik podręczników od Benjego i Antona, który pożyczył mi bezzwrotnie swoje za czasów studiów. Zaoferował, że jeśli czegoś bym nie rozumiała to zawsze mogę do niego dzwonić. Na razie musiałam mieć chociaż sama jakąkolwiek bazę, żeby móc go o co pytać. Na piżamę założyłam puchaty szlafrok, a na stopy wsunęłam cieplutkie skarpetki w króliczki. Zamknęłam za sobą drzwi i przeniosłam moje podręczniki do pokoju gościnnego/pokoju Mario. W kuchni zrobiłam sobie kakao do dużego termosu i kilka kanapek z serem, powinnam była zostać pochłonięta nauką z takim wyposażeniem co najmniej do południa. 

Teoria była gorsza od praktyki o miliard lat świetlnych. Naprawdę, wzięcie nogi Marco i rozrysowanie na niej wszystkiego co trzeba było prostsze niż zrozumienie co mają na myśli doktorzy habilitowani ortopedii i fizjoterapii. Stwierdziłam, że byłam w stanie przygotować się do egzaminu na licencję. Nie dawała mi ona pełnego zakresu możliwości jak fizjoterapeucie po studiach ale również mogłam pracować w zawodzie. Do połowy stycznia miałam przedłużone praktyki, nie rozmawiałam jeszcze z Benjim odnośnie następnego przedłużenia umowy ale bardzo na to liczyłam, czułam, że lepiej by mi poszło na egzaminach, mogąc sobie w spokoju przypomnieć poszczególne przypadki i wykorzystać je podczas zdawania.
Wyjęłam koc z komody i opatuliłam się nim szczelnie. Robiłam pełno notatek w notesie i zaznaczałam najważniejsze strony kolorowymi karteczkami. I tak, pochłaniając wiedzę, kanapki z serem i kakao minął mi czas do czternastej trzydzieści. Westchnęłam i odłożyłam wszystko. Musiałam zrobić zakupy i spróbować przygotować jakiś obiad, w lodówce poza serem już nic nie było. Może jakiś dobry obiad poprawiłby grobowy nastrój panujący między mną a Marco.
Wyszłam z sypialni, w całym mieszkaniu panowała cisza. Zajrzałam do sypialni po cichu, jednak też była pusta, łóżko niepościelone. Zdjęłam poszewki i nałożyłam nowe na kołdrę i poduszki. Przebrałam się w garderobie, w łazience umyłam zęby i zrobiłam lekki, codzienny makijaż, a schodząc na dół wzięłam wszystkie poszwy do prania. Na dole też nie było blondyna, musiał wyjść z mieszkania.
Nastawiłam pranie, zegar na pralce dał mi znać, że program będzie trwał całe trzy godziny. Mogłam iść spokojnie na zakupy, a nawet po powrocie do domu urządzenie będzie chodziło.


***
 
Duże zakupy i brak samochodu równa się bolące ręce i plecy. W dodatku odmrożone palce u stóp, w końcu kiedy wracałam do domu musiało zacząć śnieżyć. Po moim powrocie nadal nie było Marco. Miałam nadzieję, że wróci na obiad, więc zaczęłam go przygotowywać. Stwierdziłam, że porwę się na kaczkę w pomarańczach niczym z restauracji i zrobię do tego puiré z batatów i sałatkę z różnych warzyw i młodych, różnych gatunków sałat.
Kaczka w piekarniku, bataty w garnku, sałaty w lodówce. Chciałam robić je jako ostatnie, w końcu nie były aż tak wymagające. Moje ręce odpadały, chyba dość mocno je sobie naciągnęłam od ciężkich siatek. Usiadłam na chwilę na krześle barowym i wyciągnęłam się na blacie. Zamknęłam oczy tylko na chwilkę.. Tak tylko myślałam. 



Obudziło mnie trzaśnięcie drzwiami i zaniepokojony głos Marco. O, wrócił.

-Cholera, co tu się dzieje? Coś się pali?

Potrzebowałam chwili, żeby zrozumieć, że pół mieszkania jest zaczadzone dymem z piekarnika. Pisnęłam zeskakując ze stołka i krzyknęłam jedynie „kaczka!”. Dopadłam piekarnik i go wyłączyłam. Kuchenka już sama się wyłączyła, bo płyta już wyczuła wodę, która wykipiała z garnka z batatami. Otworzyłam drzwiczki piekarnika, przez co buchnął na mnie czarny, piekący w oczy, ostry dym. Zaczęłam wymachiwać rękami i się krztusić. Pobiegłam do pierwszego okna, przy którym zderzyłam się z Marco. Zamortyzował mój potencjalny upadek i sam otworzył okno na oścież. Nawet nie zdjął kurtki ani zaśnieżonych butów. Cały obiad na marne i jeszcze ten okropny dym spalenizny, od którego zaczęły mi łzawić oczy. 

-Wszystko w porządku? –zapytał zaniepokojony, odsuwając mnie od siebie i spojrzał, czy na pewno byłam cała.
-Kaczka..-szepnęłam, pociągając nosem i otarłam łzy z policzka.
-Pieprzyć kaczkę. Z tobą w porządku?
-Kaczka.. –powtórzyłam smutno, a widząc kałużę z butów Marco zaczęłam rozglądać się za mopem. –Masz gdzieś mop? Chyba z twoich butów trochę.. O mój Boże! Pralka! –krzyknęłam na całe mieszkanie, uzmysławiając sobie, że to nie stopniały śnieg z butów mojego męża ale pół salonu w wodzie wylewającej się z łazienki. Ruszyłam tam biegiem, jednak musiałam się poślizgnąć i upaść z hukiem na podłogę. Podparłam się szybko na łokciach i w końcu dopadłam do drzwi łazienki. Wszystko mokre. 

-Marco, tak bardzo cię przepraszam. Ja prałam pościel i ta kaczka. Nastawiłam tą pralkę dobrze, ja nie chciałam. Ta kaczka to też.. Miał być pyszny obiad, wyszło jak zawsze i jeszcze masz zalane mieszkanie i ja naprawdę bardzo cię..
-Cii. –powiedział, przykładając telefon do ucha. Na jego twarzy nie widziałam ani grama zdenerwowania, złości. Nic, kompletnie. Nie był w ogóle spanikowany, kiedy ja byłam kulką nerwów. Wyminął mnie w łazience i sięgnął za ubikację, gdzie miał schowane kurki z dopływami wody, które od razu zakręcił. Zaczął z kimś rozmawiać, mnie złapał za łokieć i wyprowadził z łazienki na kanapę w salonie. Skuliłam się na niej przerażona. Naciągnęłam na nos bluzkę, dym był okropny. Marco pootwierał resztę okien podczas rozmowy, żeby choć trochę się wywietrzyło. Ściągnęłam mokre skarpetki i rzuciłam nimi na przemoczony, drewniany parkiet. Przecież ja się nie wypłacę do końca życia. Blondyn poszedł na piętro, dociskając do ucha telefon. Mogłam zacząć płakać, to koniec, prawda? Teraz mnie spakuje albo od razu weźmie ubrania i garściami wyrzuci je przez okno ze mną na końcu. Oparłam się o poduszki na wygodnej kanapie myśląc, co się ze mną stanie. 

Otworzyłam oczy, kiedy usłyszałam kroki na schodach. Marco szedł z dużą walizką w ręku. A więc spełniły się moje najgorsze przypuszczenia. 

-Łap! –powiedział, podrzucając w moim kierunku parę czystych skarpetek. Do mnie a nie przez okno?
-Marco ja naprawdę nie chciałam, postaram się ci zwrócić wszystko co do grosza, nie jestem ubezpieczona ale naprawdę…
-Rosalie, załóż te skarpetki, buty i już nic nie mów –prychnął śmiejąc się pod nosem. Coraz bardziej nic nie rozumiałam. Walizkę odstawił pod drzwi, pod kanapą postawił moje kozaki, żebym nie weszła w wodę. Posłusznie je założyłam i z opuszczoną głową ruszyłam w stronę wyjścia, zabierając przy okazji swoją kurtkę, szalik i rękawiczki. Z moich oczu cały czas płynęły malutkie łezki. Wyszliśmy razem z mieszkania, blondyn włączył windę i zamknął za nami drzwi, jednak nie na zamek. 

-Przepraszam…-szepnęłam, kiedy wsiedliśmy do windy. Marco pokręcił głową i podszedł do mnie. Uniosłam delikatnie głowę. Nie zdążyłam spojrzeć mu w oczy, kiedy zostałam mocno przytulona do jego piersi. Przycisnął mnie do siebie najmocniej jak mógł, gładząc mnie po plecach.
-Nic takiego się nie stało..
-Nic? Nie żartuj, ja..
-Rosalie, daj mi dokończyć. Mam ubezpieczone mieszkanie, mam ludzi od tego, którzy się tym zajmą, podłogę się wymieni, pewnie nawet cały koszt zostanie pokryty ubezpieczeniem. Ty też jesteś ubezpieczona, więc nie gadaj nawet głupot, że nie jesteś. Mam zatrudnioną osobę od wszystkiego. Wstrzymał nakład kolorowych pism z tobą na okładce to da radę wypełnić papiery z ubezpieczalni i znaleźć dla mnie ten sam kolor podłóg co był. Chyba, że chcesz zmienić.
-To nie wykracza poza jego kompetencje?
-Płacę mu za coś w końcu, to niech robi. Nie każę mu przecież samemu kłaść tej podłogi..jeszcze-zaśmiał się. –Mieszka też na tym osiedlu, wiec będzie za chwilę w mieszkaniu. Powiedział, że postara się wszystko zrobić w tydzień, więc zmienimy na chwilę lokum.
-Czyli..-powiedziałam cicho, kiedy puścił mnie z silnego uścisku. –Nie wyrzucasz mnie z mieszkania? –zapytałam, wskazując na walizkę. Marco roześmiał się głośno jakbym rzuciła naprawdę dobrym żartem. Kamień spadł mi z serca, bałam się, że nadal będziemy w jakimś dziwnym, niejasnym skłóceniu spowodowanym moim odrzuceniem jego umowy.
-Skąd. Wynoszę się razem z tobą. Henri da mi znać gdzie mu się udało nam zarezerwować apartament.
-To ten starszy pan z przedwczoraj?
-Nie, ten jest młody, mamy dobry kontakt, jest bardzo profesjonalny i rzetelny. Jeszcze nigdy mnie nie zawiódł a współpracujemy już kopę lat. –powiedział i otworzył mi drzwi pasażera w samochodzie. Bogaci mają inaczej. Marco nie byłby tak zadowolony i niewstrząśnięty, gdyby musiał sam użerać się z papierologią, szukać ubezpieczeń, dokumentować zniszczenia, reklamować pralkę i szukać dobrego modelu podłóg i ekipy, która rzuci wszystko i podejmie się tego w ciągu tygodnia. Nie wspominając nic o sąsiadach, których również mogło zalać.
Usiedliśmy oboje w samochodzie, Marco jeszcze nie odpalił, spoglądał na telefon, czy ma jakąś wiadomość.

-Gdzie byłaś? –zapytał nagle, przerywając ciszę.
-Nie rozumiem?
-Kiedy się obudziłem, ciebie nie było. Wystraszyłem się, że odeszłaś, zwłaszcza po tym, co powiedziałaś przedwczoraj w restauracji.
-Powiedziałam, że zostanę do tego czasu, który jest w starej umowie.
-Jeśli jest ci źle możesz odejść w każdej chwili, nie chcę cię zmuszać, Rosalie –powiedział smutno, wpatrując się w przednią szybę samochodu. Był naprawdę spięty. Z największą delikatnością położyłam dłoń na jego udzie.
-Jest mi z tobą dobrze, aż za dobrze, ty jesteś za dobry. Jesteś gotów oddać mi wszystko, zobacz, kiedy się poznaliśmy nie było mnie stać nawet na wynajęcie pokoju na jedną noc, miałam spać na ławce w parku. Teraz? Mam mieszkanie i to jakie, dwupoziomowe z widokiem na panoramę miasta, z własną garderobą i wielką kuchnią, której o mało nie puściłam z dymem bo chciałam sprawić ci przyjemność dobrym obiadem zrobionym przeze mnie. Pralka zepsuta, drewniane podłogi zalane. A ty nawet nie podniosłeś na mnie głosu. Ty cały czas mnie… Dbasz o mnie. Kłócimy się, są gorsze momenty, ale Marco. To wszystko jest dla mnie abstrakcją, żyję jak księżniczka w pieprzonej bajce, mam tyle pięknych sukienek, których jako szara studentka prawa nie miałabym gdzie założyć. Poznałam inną rzeczywistość przez ostatnie kilkanaście lat. Uciekłam z tej skrajności w kolejną skrajność, która mnie przytłacza. Pytasz, czy jest mi dobrze. Oczywiście, że tak. Kobieta, która zdobędzie twoje serce i będzie pasować do twojego świata będzie najszczęśliwszą osobą na ziemi –powiedziałam z goryczą w głosie i próbowałam powstrzymać napływające łzy. Nawet nie zauważyłam, że cały czas uważnie mnie obserwował. Nakrył swoją dłonią moją i splótł z nią palce. –Jestem i zawsze będę ci wdzięczna za ten rok.. Rok bajki, doświadczeń, pięknych kolorowych sukienek i pysznego jedzenia. Ale to jest bajka, Marco. Twoja rzeczywistość, ale moja bajka, fikcja i później jedno z piękniejszych wspomnień w przyszłości. Zawsze ci będę wdzięczna za każdą najmniejszą chwilę… Ale ja muszę wiedzieć, że to wszystko co się dzieje, to jest umowa, to wszystko jest spisane na papierze, który podpiszę za kilka miesięcy w pierwszą rocznicę naszego ślubu. Dlatego ta umowa jest potrzebna, mnie jest potrzebna. Żebym nie odleciała i wiedziała, że czeka na mnie rzeczywistość, której jeszcze nie znam…
-Nie chciałem, żebyś tak się czuła.. Myślałem, że to będzie eksperyment dla nas obojga, tak naprawdę wyszedł tylko dla mnie… Mi jest dobrze, czuję się tak..właściwie. Ale po podpisaniu tej umowy, kiedy będziemy musieli się rozstać, to wszystko, od czego chciałem uciec wróci.. Bo ty odejdziesz.
-Zawsze będę –powiedziałam od razu i przeniosłam nasze splecione dłonie na moje nogi. Schyliłam się do niego i dotknęłam jego zarośniętego kilkudniowym zarostem policzka. –Obiecałeś mi, że ty też zawsze będziesz dla mnie. Jeśli nawet nasze drogi się rozdzielą, pójdziesz do innego klubu, czy może mnie gdzieś nogi poniosą, musisz wiedzieć, że ja zawsze będę w ciebie wierzyć i ciebie wspierać. Na zawsze, jak mój tatuaż.
-Przepraszam..
-Nie masz za co.
-Czuję się winny, może powinniśmy przestać…
-Nie i nie czuj się tak. Cieszmy się tym co mamy, do końca. Chciałeś się sprawdzić, w twoim życiu to naprawdę duży test, więc ja jestem tu dla ciebie. Nie dlatego, że podpisałam umowę, ale dlatego, że jesteś dla mnie ważny.
-Jeśli będziesz miała dość…
-Zawsze byłam z tobą szczera, jeśli poczuję, że muszę odejść zrobię to ale na pewno dowiesz się jako pierwszy, nigdzie nie ucieknę.
-Nie powiedziałaś mi gdzie byłaś. Przeszukałem mieszkanie, dzwoniłem do Mario, Ann, André, Romana, Auby, Yvonne, do kilkoro z nich pojechałem, żeby sprawdzić, czy aby na pewno… Chciałem jeszcze raz sprawdzić w mieszkaniu zanim zacząłbym jeździć po szpitalach..
-Do popołudnia siedziałam w gościnnym i się uczyłam. Wstałam bardzo wcześnie i nie chciałam cię budzić. Potem wyszłam z pokoju ale ciebie nie było. Nastawiłam pranie, poszłam na zakupy, żeby zrobić ci obiad-niespodziankę jak wrócisz i..
-Niespodzianka jak ta lala- roześmiał się podniósł mnie ostrożnie w pasie, żebym nie uderzyła w dach samochodu. Usadził mnie sobie okrakiem na nogach i jeszcze raz przytulił. Uśmiechnęłam się i odwzajemniłam uścisk, starając się go uspokoić. Napsułam mu sporo nerwów.
-Kiedy mnie przytulasz.. –zaczęłam niepewna, czy te słowa powinnam mówić na głos. –Wtedy nie jestem w pięknej fikcji. Kiedy mnie przytulasz to zawsze jest prawdziwe…
I wtedy mnie pocałował. Tak czule, delikatnie… Chciałam wierzyć, że to nie bajka, tak bardzo chciałam w to wierzyć. Przez ułamek sekundy poczuć jakby to była moja rzeczywistość…










~~~
Mała drama jest, ale to jeszcze nie ta ostateczna-przy ostatecznej właśnie popłakałam się jak dziecko, mam nadzieję, że wy to jakoś lepiej zniesiecie kiedy przyjdzie ten czas..🙈
Pod następnym rozdziałem za 2 tygodnie będzie ważne ogłoszenie (spokojnie, nic nie zawieszam!).
Co sądzicie o pomyśle Rose? Dziękuję, dziękuję za wszystkie poprzednie komentarze, cudownie się je czyta, jesteście przeeekochane💖
Do następnego-a tam przywracamy świąteczną atmosferę🎅
Buziaki!!

9 komentarzy:

  1. Ja do tej całej ich umowy podchodzę bardzo, bardzo obojętnie. Przecież tak czy siak.. taka umowa nie ma żadnej mocy prawnej i nikt nie jest w stanie zmusić ich do rozwodu po roku, co innego te majątkowe oświadczenia, to jest intercyza. Ale do trwania w małżeństwie rok, krócej nawet czy dłużej zmusić nikogo nikt prawa nie ma. To tylko umowa. Tak, że niech ją sobie podpisują bądź nie - BYLE BY DE FACTO NA ZAWSZE ZOSTALI RAZEM. Chce happy endu i to też jest jasne :D Marco mnie po protu rozwala, na łopatki! Serduszko moje kochane ze złamanym serduszkiem. Błagam Rose nie łam tego serduszka bardziej. To tak naprawdę strasznie wrażliwy chłopczyk soooo please nie skrzywdź go moja droga Euphory. Do za 2 tygodnie! Ściskam i przesyłam dużo ciepła. ❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana!❤❤❤ Ja sobie kiedyś zapiszę gdzieś twoje komentarze, to mój nałóg już jest😁 Ja jestem ostatnią osobą, która go krzywdzi,serio! Jego serduszko
      jest (na razie) całe (prawie)(jeszcze)(hehe)😂 Buziaki!!😘

      Usuń
  2. Jestem to od paru dobry miesięcy, ale pisanie komentarzy nie jest moją mocną stroną. Bo co ja mam ci napisać? Chyba to co każda inna osoba. Niesamowity rozdział, piszesz naprawdę dobrze. Przeczytałam twoje poprzednie opowiadanie, które było boskie i muszę powiedzieć, że to jest jeszcze lepsze. Widać progres w twoim pisaniu. Zastanawiam się, czy to będzie tak samo długie jak poprzednie.
    Co do Happy endu, zgadzam się z poprzedniczką ;) Ściskam mocno i życzę weny twórczej ♥
    PS. Gol Marco w meczu z M'Gladbach - mistrzostwo ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję kochana!!❤❤ Każdy komentarz na wagę złota😊 Niesamowicie cieszy mnie widok Marco na boisku z Mario już w ogóle. Oby tak na długo zostało. A co do długości bloga, myślę, że ten może nawet być trochę dłuższy!!;) Jeszcze raz dzieki, buziaki!!xx

      Usuń
  3. Kurcze, tak się cieszyłam z tej zmiany zapisu w umowie jak Marco... I teraz trochę mi smutno. Reusowi też i to z pewnością dlatego, że on gdzieś tam głęboko w środku miał nadzieję, że skoro to małżeństwo będzie bezterminowe, to uda im się stworzyć prawdziwą rodzinę i będą normalną parą, już na zawsze. No bo to przecież widać jak na dłoni, że on też jest w niej zakochany po uszy! I o ile Rose już sobie uświadomiła, że go kocha, o tyle Reus chyba jeszcze boi się sam sobie do tego przyznać... Ugh, nie mam pojęcia, jak to skomentować, bo tak naprawdę to jest chyba pierwszy raz, kiedy mam ochotę wygarnąć Rosalie i zasadzić jej porządnego kopa w cztery litery! No i zupełnie niepotrzebnie wypaliła z tymi świętami.. Są małżeństwem, do cholery i wydaje mi się to normalne, że Marco chciałby spędzić z nią ten czas. Zwłaszcza, że Rose nie ma rodziny... Staram się ją zrozumieć, jej tok myślenia i postępowanie, ale chyba na tę chwilę nie jestem w stanie. Twierdzi, że nie chce się jeszcze bardziej przywiązać do blondyna? No cóż - na to już raczej za późno, dziewczyno! Wpadłaś po uszy i nic tego nie zmieni - możesz jedynie zadawać swoim zachowaniem ból zarówno Marco, jak i sobie! Ogarnij się, proszę!! No i Marco - weź się w końcu zdobądź na szczerość i wyznaj swojej żonie, co do niej czujesz!!
    Dobra, skończyłam już narzekania (dzisiaj XD). Ty mówisz drama, a ja się cieszę, jak małe dziecko, które dostaje lizaka. ;p Nie mogę się już doczekać, kochana! :D
    Mam nadzieję, że przygotowania do egzaminów nie zatruwają Ci życia. ;p Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też się przeogromnie cieszę, nawet lizaka nie muszę, bo na samo hasło "44" aż się człowiek cieszy😂😂❤❤❤
      A przygotowania... nie zatruwają mi życia bo prawie ich nie ma !-czas najwyższy zacząć, wszystko do końca maja mam napisane!🙈😏
      Dziękuję kochana baardzo❤❤. Do następnego!!❤😘

      Usuń
  4. „Ty cały czas mnie...” nosz kurna: „KOCHASZ”, ROSE NIE ZAŁAMUJ MNIE I POWIEDZ TO, A NIE URYWASZ, TY MAŁA... ugh ;-; to napięcie spowodowane tym ich ukrywaniem swoich emocji przytłacza mnie tak bardzo, ze jeśli nie będzie miłości w najbliższym czasie, to srogo wybuchnę, moja droga, wspaniała mistrzyni pisania. Zapowiadasz drame przy której będę płakać (a znając mnie będę ryczeć jak bóbr) i nie wiem czy się z tego cieszę, czy tez na odwrót. No bo zarazem coś będzie się dziać, a z drugiej strony pragnę ich miłości i szczęścia, a nie wiecznych sprzeczek o niczym. Rose, jeśli nie podpiszesz tego kwitka, to wsiadam do jakiegoś busa i pędzę do Niemiec zrobić to za ciebie.
    Rozdział boski, czytało się go świetnie podczas języka polskiego (xdxd), kiedy zamiast pisać rozprawkę, zadowalałam się twoimi wspaniałościami.
    Cóż, skoro tak chwale, to jeszcze sobie ponarzekam: OTÓŻ najbardziej w twoich rozdziałach nie lubię tych dwutygodniowych przerw ;pp ale jak jest się bardzo głodnym, to lepiej smakuje (przynajmniej tak wmawiała mi babcia...), wiec zaczynam głodówkę, by za pół miesiąca móc się solidnie najeść tym co nam zaserwujesz!
    Pozdrawiam kochana, weny, weny, weny! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana moja!!!! ❤❤❤❤❤❤❤❤ Mowiłam ci już, że to twoi bohaterowie niech sobie miłość wyznają, nie licz na moich, serio XDD
      Rozumiem twoją irytację, bo ja też byłam zirytowana przy każdym następnym rozdziale u ciebie haha
      A z tymi sobotami-uwierz, też mnie to boli ale matura coraz bliżej, czuje, że musze się jeszcze mocno pouczyć, zacząć wreszcie powtarzać i to jedyne słuszne rozwiązanie, żeby nie zawieszać tego opowiadania do konńca moich egzaminów.. Postaram się z całego serduszka publikować już w czerwcu co tydzień i już się nie mogę doczekać😏❤
      Dziękuję jeszcze raz, buziaki!!!😘❤❤😘❤😘❤

      Usuń
  5. Przeczytałam drugi raz ten sam rozdział.
    I co sądzę o pomyśle Rosie? Zaskoczę...i sama siebie zaskoczyłam...Uważam, że dobrze zrobiła. Tylko fakt, mogła zostać na tej kolacji. To nie, ona od razu musi zrobić wielkie wejście jak i wielkie wyjście.
    Zaczęłam ją rozumieć. Zakochała się. Boi się wszystkiego...nie wie co czuje Marco. Raz się kłócą, potem godzą. Wyznaje jej jak jest bardzo dla niego ważna, po czym mówi o przyjaźni i o tym, że za kilka lat może do niego przyjść z każdym problemem itp. Przecież to jasne, że nie pójdzie(w sytuacji gdyby mieli swoje rodziny, ona męża a on żonę).
    Relacja z jego matką, też nie jest na cudownym poziomie. Wigilia, szkoda...To nie jest jej rodzina, tak samo jak mąż też nie jest jej(-tak na prawdę). Chociaż jeśli to eksperyment - to w naturalnych warunkach, więc powinni spędzić razem święta, bo ogrywają jakby "normalne małżeństwo".
    I na koniec przeszłość Rosie, o której wszystkiego jeszcze nie wiemy. To sądzę, że też w głowie Rosie jest mały problem, bo nie wie jak to zadziała na Marco, na jego karierę i wszystko dookoła.
    Miała być umowa, więc woli się tego trzymać. Tak czuję się bardziej bezpiecznie. I się nie dziwię! Osobiście też bym się pogubiła. Bo to po prostu - trochę chora i skomplikowana sytuacja.
    Jestem ciekawa jak dalej rozwinie się ta historia. No pomieszałaś i to jak! A to nie koniec...
    Do następnego. Ściskam:D

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do komentowania!❤️ To bardzo motywuje do pisania kolejnych rozdziałów!