sobota, 10 lutego 2018

Trzydzieści sześć




Grudzień zwykle kojarzył się wszystkim z rodzinnym ciepłem, świętami, postanowieniami, gorącą czekoladą, bitwami na śnieżki i lepieniem bałwana. Mój grudzień wyglądał co roku jako czas „żeby przeżyć”. Nie mogłam być już tyle czasu na zewnątrz, bo było strasznie zimno i dłuższe przebywanie na mrozie skutkowało moimi częstymi przeziębieniami. Musiałam być w domu i słuchać wiecznego narzekania macochy i unikać kontaktu wzrokowego z ojcem. Zwykle milczałam. Dopiero kiedy wymykałam się do Leo miałam z kim porozmawiać. Z zewnątrz było to straszne smutne i godne współczucia, jednak dla mnie to była codzienność.
A „nasz” grudzień przewrócił dosłownie wszystko na głowę.
Dortmund zasypał śnieg i to już na samiutkim początku miesiąca. Utrzymywały się ujemne temperatury i trzeba było nosić już naprawdę ciepłe kurtki. Pierwszego grudnia poszliśmy na zakupy. I to ja na nie nalegałam. Marco potrzebował ciepłego płaszcza a ja miałam zamiar mu w tym pomóc. Poszliśmy do największego centrum handlowego w mieście i wpadliśmy chyba do dziesięciu sklepów. I tu znów byłam zaskoczona, gdyż mój mąż okazał się bardzo wybredny w zakupach. Zawsze podobało mi się jaki ma styl ubierania na co dzień, wszystko modne, dobrane kolorystycznie.. Wolałam nie myśleć ile czasu dobierał zwyczajne bluzki, bo znalezienie jednego płaszcza zajęło nam pół dnia. Musiałam przyznać, że w prawie każdym wyglądał oszałamiająco. Był strasznie przystojny i to było przerażające, on łamał wszystkie granice bycia pięknym. Prawdopodobne było to, że tylko dla mnie taki był, jednak wątpiłam w to. 

Drugi dzień grudnia również przyniósł kilka wspaniałych momentów. Marco wrócił z treningu i od razu zawołał radośnie po wejściu moje imię. „Kochanie, za tydzień twój mąż wyjdzie na stadion w pierwszym składzie!”. Te właśnie słowa doprowadziły mnie do płaczu, a nawet histerii. Wskoczyłam na niego niczym małpka i nie umiałam się odczepić. Wtuliłam głowę w jego szyję. Byłam przepełniona dumą, szczęściem i ogromną wiarą. Byłam pewna, że teraz tak naprawdę będzie w stanie już zrobić wszystko, wspiąć się na wyżyny i osiągnąć wszystko, o czym tylko zamarzy. Byłam pewna, że tak się stanie, a ja chciałam mu pomóc w tym mu całą sobą. Tego wieczora poszliśmy uczcić to uroczystą kolacją z pysznym winem, przystawką, przepysznym daniem głównym i deserem z płynną czekoladą. Czułam, że zjadłam zdecydowanie zbyt wiele, Marco też. Mieliśmy jednak swoje małżeńskie sposoby na to, żeby te kalorie spalić i nie ośmieliliśmy się z nich nie skorzystać w tym przypadku. 

Wszystko zaczęło się sypać trzeciego grudnia. I sypał nie tylko śnieg ale zaczął sypać się nasz związek. Głównie przez to, że chciałam nadrobić czas z Ann, Yvonne, Lisą i Jennifer. W końcu to nic złego, jednak Marco miał obiekcje, że chciałyśmy iść do klubu. Moje argumenty na to, że to inny klub i nie będę dużo pić, będę ostrożna i będziemy z dziewczynami cały czas razem miały wartość tyle co nic. Przecież Marco wiedział wszystko lepiej.
Może to nie był jego dzień, może i ja zareagowałam za ostro ale sprzeczka o wypad na wieczór przerodziła się szybko w kłótnię o wszystko. Dosłownie. Głównie winną byłam ja, bo chciałam iść do pracy i zaczęłam się uczyć całymi dniami do prawa jazdy, co z pewnością robiłam tylko dlatego, żeby przebywać jak najmniej czasu z Marco. No i też byłam tą złą, bo miałam przed Marco tyle tajemnic ilu świat nawet nie ma. To przelało czarę goryczy. Dla mnie, dla Marco nie. Bo kiedy chciałam wyjść do klubu, zatrzaskując za sobą przy tym drzwi, on jeszcze chciał mnie zatrzymać, bo jego zdaniem ubrałam się zbyt odważnie i w ogóle jakbym zapomniała, że mam męża. Obrączka już w ogóle nie wystarczała. Powiedziałam mu, żeby się walił i wyszłam. I wspaniale się bawiłam z dziewczynami, wyłączając przy tym telefon.

Kolejnego dnia udało mi się przedłużyć kontrakt praktyk u fizjoterapeuty Marco, który również z chęcią chciał kontynuować współpracę ze mną. I nie interesowało mnie zupełnie, czy jemu to się podobało czy nie. Sama sobie nie miałam niczego do zarzucenia.
W kolejnych dniach atmosfera była nadal napięta. Nie lubiłam kłaść się koło niego tyłem i naciągać na siebie kołdrę, udając, że go wcale nie ma obok. Nastąpił definitywny koniec słabej, potulnej Rose. Musiałam powiedzieć „dość” i przezwyciężyć moje słabości… Czyli jemu. Jego oczy, uśmiech, pocałunki, dotyk. Musiałam nauczyć się opanowania i wylać sobie na głowę wiadro zimnej wody. To ja zawsze ulegałam pierwsza, ja zawsze tuliłam się przed snem do niego, nigdy na odwrót.




-Zapomniałem ci kupić kalendarz adwentowy –powiedział przy śniadaniu, przełamując niezręczną ciszę. –Tradycyjnie z Diora?
No i już mi się nie chciało jeść, a to co zjadłam miałam ochotę zwymiotować.
-Jeśli tęsknisz za swoją niedoszłą żoną, która chciała wszystko co najdroższe i było potulna jak owieczka to leć do niej i przestań mi zawracać głowę. Ja nie jestem nią, jeśli jeszcze tego nie zauważyłeś. Jeśli potrzebujesz, żebym przefarbowała się na czarny to jesteś w błędzie, naucz się rozróżniać twoją obecną kobietę od twojej eks.
-Rosalie, pomyliłem się, nie było tematu. Chciałabyś ten kalendarz? Ann chyba go ma.
-A teraz się nie pomyliłeś? –zapytałam, wstając z miejsca ze swoim talerzem i kubkiem kawy.
-Z czym?
-Imieniem. No wiesz, Rosalie, Scarlet, Scarlett, Rosalie, Scar, Rose, Scarli, Rosie.
-Przestań, naprawdę wyolbrzymiasz. Chciałem ci sprawić przyjemność.
-A wsadź sobie tego Diora...
-Wiesz co, chyba żałuję, że zdjąłem ten punkt o roku obowiązywania.
-Wiesz co, a ja żałuję, że jak już szedłeś na ugody to nie podarliśmy w ogóle tego pieprzonego cyrografu i muszę dalej się z tobą męczyć.

Pomijając to, że byłam w piżamie założyłam swoją zimową kurtkę i kozaczki i wyszłam z domu. Miałam go dość. Zamówiłam taksówkę i opatuliłam się cieplej szalem. Wiedziałam, że zawsze na nich mogłam liczyć i musiałam do nich pojechać, po prostu potrzebowałam ich.
Złapałam się na tym, że wcale nie byłam zakłopotana, kiedy weszłam do mieszkania przez kod, a kiedy dzwoniłam do drzwi otworzył mi Mario w samych bokserkach. Ann wołała, że zaraz do nas dołączy.
-Przepraszam, że tak bez zapowiedzi…
-Przecież robię to samo, ale przyszłaś w porę, bo inaczej byś czekała chwilę pod drzwiami.
-Dobrze wiedzieć –prychnęłam i wyminęłam go, zostawiając mu w rękach moją kurtkę.
Poszłam do ich kuchni i nasypałam sobie kakao z górnej półki i zagotowałam mleko na kuchence. W tym samym czasie zeszli do mnie Mario i Ann, tym razem ubrani w przyzwoity domowy dres.
-Plany na dziś?
-Poćwiczyć na siłowni. I to wszystko. Ale możemy poćwiczyć wieczorem, jeśli staliśmy się twoim planem na dzisiaj. Swoją drogą, spoko piżama.
-Dziękuję. A z planami to tak się właśnie jakoś złożyło.
-Wszystko w porządku?
-Pewnie. Obejrzymy coś? –zapytałam i przeszłam z cieplutkim kakao do salonu. Przy okazji zabrałam też koc z ich szafki.
-Kac Vegas 2? –zapytał Mario, podchodząc do swojej biblioteczki z DVD.
-Dawaj –uśmiechnęłam się i zrobiłam miejsce na wielkiej kanapie dla pary.
-Kochanie weź włącz, ja odbiorę telefon –powiedział, rzucając pudełko do modelki pobiegł do sypialni.

Ze stolika wzięłam jedno modowe czasopismo i zaczęłam je przeglądać z ciekawości. Na ogromnym ekranie telewizora zaczynał się już film, Ann pytała, czy chcę coś zjeść, jednak odmówiłam. Żadnego jedzenia. Miałam nadzieję, że tylko nie będzie chciała mi pokazać swojego kalendarza adwentowego.
Zanim film się zaczął na dobre, zszedł do nas Mario i poprosił Ann, żeby tym razem wyłączyła film.

-Noo dobra. W porządku nie jest, więc jak, mówisz swoją wersję czy mam wierzyć Lamie, że po prostu masz gorszy dzień i się bez sensu awanturujesz?
-Chyba muszę?
-Nie masz wyjścia.

I tak Ann dała mi swoje piękne ubrania i zakaz odobrażania się na Marco dopóki sam nie zrozumie i nie przeprosi. Nie tylko za dzisiaj ale wszystko co było ostatnio. To było okropne.
Razem z moimi cudownymi przyjaciółmi obejrzeliśmy film i ugotowaliśmy razem obiad. Wieczorem we trójkę poszliśmy na siłownię, gdzie dałam sobie naprawdę niezły wycisk, możliwe, że trochę za duży jak na jeden raz ale potrzebowałam odreagować wszystkie emocje. I w sporcie właśnie mogłam ten spokój odnaleźć. Obiecałam sobie, że teraz był czas Rose. Czas zmian, czas na odważne decyzje.
A propos odważnych decyzji. Kiedy z Ann i Mario byłam na basenie od razu zwrócili uwagę na mój tatuaż. Mimo wszystko nie żałowałam go. I wiedziałam, że niezależnie jak będę nienawidzić Marco, tatuaż zawsze będę darzyć miłością. Obojgu bardzo się podobał i podziwiali go dłuższą chwilę, ale też podziwiali mnie, że byłam na tyle odważna, żeby sobie go zrobić. Ale ja nie byłam odważna, był tam ze mną Marco, który mi tą odwagę dawał..A ja byłam słaba. Nie, nie, nie. Nie byłam słaba. Cholera, co z tymi postanowieniami?
I wracając do odważnych decyzji, Ann zaproponowała mi podróż z nią do Berlina na profesjonalną sesję. Zgodziłam się nie myśląc nad tym długo.
Przed wyjazdem poprosiłam Ann, żeby poszła do mieszkania po moje rzeczy  na wyjazd. Miałam nadzieję, że nie wygadała się Marco, jednak skoro nie poruszałyśmy jego tematu od dwóch dni to miałam pewność, że brunetka również się trochę na niego złości mimo całej sympatii. Blondyn sam do mnie nie dzwonił i z resztą dobrze, miałam chwilę spokoju. Odwiedziłam też na dzień przed wyjazdem Lisę, Romana i małego Leosia. Stęskniłam się za ich uroczą rodzinką, a z Lisą też miałam dobry kontakt. I byłam pewna, że jeśli pogodzimy się z Marco to będę musiała wprowadzić nowe warunki i poza pracą będę chciała się spotykać z przyjaciółmi. Układ układem, małżeństwo małżeństwem. Sama pragnęłam żyć tak, jak nie żyłam jeszcze nigdy, tak normalnie. Spotykać się ze znajomymi, chodzić na imprezy, na randki z mężem, robić weekendowe wypady w różne miejsca. Byłam przecież młoda, miałam mnóstwo czasu na bycie kurą domową, więc jeśli to Marco nie będzie odpowiadało, będzie mógł odejść. I nawet jeśli to będzie dla mnie trudne, wiedziałam, że muszę zrobić duży krok w przód. Odważny, pewny i tylko mój.


***

Tym razem do Berlina dostałyśmy się samolotem i miałyśmy już zarezerwowane bilety powrotne, więc miałam nadzieję, że będę wracać ze stolicy bez większych fajerwerków czy rodzących krów. Zatrzymałyśmy się z Ann w hotelu, w którym wcześniej odbywał się bal. Nie chciałam pytać jaka była cena za dobę, wolałam żyć chwilę w nieświadomości i korzystać ze wspaniałego czasu z przyjaciółką.
Po przyjeździe poszłyśmy do sali restauracyjnej, która była wcześniej tą bankietową. Dawny parkiet zastawiony był stołami, przy których siedzieli elegancko ubrani ludzie. Tylko my z Ann weszłyśmy w jeansowych spodniach i swetrach. Modelka się tym w ogóle nie przejmowałam więc i ja poszłam w jej  ślady. Po posiłku przeszłyśmy do hotelowego spa, gdzie zajęły się nami przemiłe panie. Miałam odżywczą maseczkę na twarz i pełno masaży. Wyszłam stamtąd jak nowonarodzona. Broniłam się zawsze przed takimi zabiegami ze względu na pieniądze, nie chciałam czuć się jak bezrobotna paniusia żerująca na pieniądzach męża, jednak takie spa było czasem naprawdę potrzebne. Nawet przez wzgląd na Marco i moją przyszłą nerwicę nabytą przez niego.
Następnego dnia obudziłam się uśmiechnięta i pełna energii. Mimo, że nie miałam pojęcia o modelingu wiedziałam, że czeka mnie wspaniała zabawa. W dodatku Ann będzie obecna przy fotografie i będzie mi podpowiadać co i jak powinnam robić.

Ogromne studio zrobiło na mnie wrażenie. Była makijażystka przy swoim specjalnym stanowisku, był też fryzjer i bardzo miły fotograf. Było też kilka pokoi w całym studiu z różnymi scenografiami, więc byłam ciekawa co mnie czekało.

W garderobie zaczęłam zakładać pierwszy strój. Mieliśmy najpierw wyjść na zewnątrz i zrobić kilka zdjęć na starym mieście. Miałam piękne kozaczki, podobne do tych nowych, kupionych przez Ann. Płaszczyk był również uroczy i troszkę w gotyckim stylu z licznymi koronkami i wiązaniami na plecach.
-Ale pięknie wyglądasz! Powinnaś częściej kręcić włosy –uśmiechnęła się modelka i poprawiła mi kołnierzyk.
-Nie umiem pozować.
-Spokojnie, masz się dobrze bawić, poza tym Ricky jest bardzo cierpliwy i profesjonalny.
-Tęsknię za Marco –westchnęłam i wzięłam do ręki moją tymczasową torebkę. –Nie wiem co się dzieje, Ann. Było tak dobrze. Nie mogło tak zostać? Musi się wszystko pieprzyć jak już jest tak cudownie między nami?
-Rose, tak mi przykro. Wiem, że było między wami dobrze i wierzę, że to wróci..
-A potem zaraz minie! I znowu się będziemy bawić w kotka i myszkę. Jest super, potem się wszystko wali, jest super, potem znów nie.. I tak wkoło. Ja nie dam rady Ann.
-Jesteście już ze sobą jakiś czas, wasz… eksperyment.. chyba właśnie pokazuje to, co chcieliście zobaczyć. Chcieliście zobaczyć jak sobie będziecie radzić ze wszystkim. Nie chcę ci o tym mówić, bo to nie moja działka tylko Marco ale jego wcześniejszy związek wyglądał zupełnie inaczej. Wszystkie związki. To dla niego trudne, uwierz mi.
-Dla mnie to też jest trudne! Nigdy nie miałam męża, Boże, nawet nie byłam w prawdziwym związku –sprzeciwiłam się i oparłam się o ścianę z bezsilności.
-Rozumiem i wiem, że to trudne, ale zobacz Rosalie.. Marco jest od ciebie starszy i ma kilka związków za sobą.. To wszystko było tak samo płytkie i bez przyszłości. Dla niego to norma, przyzwyczaił się do tego, że wszystkie kobiety chcą tego samego. I pojawiłaś się ty. Przepraszam za porównanie, ale jak dla niego to się urwałaś z kosmosu i jesteś typowym dziwolągiem. Zupełnie inaczej postrzegasz świat, ważne są dla ciebie inne rzeczy, łatwo cię zranić, a temat twojej przeszłości jest drażliwy. To, że trafił na ciebie to jednocześnie najlepsza i najgorsza rzecz, jaka mogła mu się przydarzyć.
-Na jego miejscu byłabym zdezorientowana –przyznałam rację brunetce i spuściłam głowę.
-Nie chcę go usprawiedliwiać, skarbie, ale on jest trochę jak przedszkolak, uczy się wszystkiego, a ty jesteś jego testowym obiektem. I masz to nieszczęście, że ten przedszkolak jest czasem w swojej nauce oporny i cię krzywdzi.
-On nie chce tego, prawda? –szepnęłam, czując zbierające się łzy. Zaczęłam czuć się winna, przecież to ja na niego naskoczyłam i po raz kolejny odeszłam. –Boże, kolejny raz zawaliłam. Powinnam była zostać. Porozmawiać, kłócić się i krzyczeć, póki nie zrozumie. Powinnam była też odpuścić..
-Marco nie chce cię skrzywdzić. Nigdy w życiu. Robi masę błędów, ty masz prawo mieć słabości, uciekać. Jesteś wrażliwą, młodą, trochę zagubioną w swoich uczuciach dziewczyną. Nikt nie może od ciebie wymagać, że staniesz się dojrzała, odważna, nieczuła i niezniszczalna.
-On ma jutro mecz. Nie wybaczę sobie jeśli mnie na nim nie będzie. I tego, że wyjdzie na murawę, będąc na mnie złym.
-Spokojnie, wylatujemy dzisiaj późnym wieczorem. Będziecie mieli jutro czas dla siebie.
-Dziękuję –uśmiechnęłam się i przytuliłam moją cudowną przyjaciółkę.
-Głowa do góry, mamy sporo outfitów do zrobienia. Już, bierz się w garść i idziemy na podbój fleszy.
Uśmiechnęłam się i razem opuściłyśmy garderobę. 

Zdjęcia w plenerze nie były takie złe. Musiałam oprzeć się o barierkę, kilka razy schodziłam po schodach, spoglądałam w bok, a moje włosy w tym czasie rozdmuchiwał wiatr. Ann zza aparatu często posyłała mi zabawne miny, przez co się śmiałam a aparat Rickiego rozbłyskiwał jeszcze częściej. W studio znów się przebrałam. Pierwsza kreacja była bardzo letnia i wręcz szalona. Kostium kąpielowy z falbankami, fikuśne okulary, opaska i wysoki kucyk. Na dole był dobrze oświetlony basen z wieloma kołami przypominającymi jednorożce, krewetki i pontony-krokodyle. Oczywiście musiałam tam wskoczyć i się prężyć. To naprawdę było zabawne. W tle puszczono jeszcze muzykę Spice Girls, co sprawiło, że już wszyscy zaczęliśmy się  śmiać.
Potem Jana, moja fryzjerka wysuszyła mi włosy i upięła w eleganckiego koka. Dostałam przepiękną, granatową suknię z długim trenem, która idealnie podkreślała i uwydatniała kształty mojego ciała. Była naprawdę wyjątkowa. Otrzymałam jeszcze komplet eleganckiej bielizny i niebotycznie wysokie szpilki. Bałam się, czy będę umiała w nich ustać, bo z takimi wysokimi jeszcze do czynienia nie miałam. W eleganckim pudełeczku znalazłam piękną kolię z białego złota z wieloma mieniącymi się kamieniami. Były też kolczyki do pary, które były bardzo długie ale też eleganckie. Kiedy weszłam do kolejnego pomieszczenia na moich ustach pojawił się ogromny uśmiech. 

-Ann! –pisnęłam szczęśliwa i na tyle ile pozwoliły moje szpilki podbiegłam do niej, żeby ją uściskać. Miała na sobie przepiękną, koronkową, czarną sukienkę.
-Pomyślałam, że chciałabyś, żebyśmy miały kilka zdjęć razem. Więc jestem –wzruszyła ramionami, jednak po chwili obie się roześmiałyśmy. Cały pokój umeblowany został niczym stara kawiarnia. Na jednym ze stolików stały porcelanowe kubki, koło nich leżało na talerzyku jedno cygaro. Obie z Ann wyglądałyśmy niesamowicie, byłam pewna, że te zdjęcia nie miały prawa wyjść źle, mimo mojego braku talentu do bycia modelką. Wyglądałyśmy zbyt pięknie i byłyśmy zbyt szczęśliwe, żeby mogło coś pójść nie tak.
Pierwsze zdjęcia były bardzo eleganckie, dostojne i poważne. Z Brömmel było jednak niemożliwe to, żeby się nie śmiać. Usiadłam na stole, później ustawiłyśmy się do siebie plecami, a żeby było bardziej tandetnie to zapozowałyśmy niczym dziewczyny Bonda, robiąc pistolety z dłoni. Nie widziałam jeszcze zdjęć ale wiedziałam, że kilka z nich oprawione zostaną w ramkę.
Przeszliśmy do ostatniego pokoju, jednak nie zmieniałam swojej kreacji. Miałam wrażenie, że właśnie po to miałam pod sukienką taką a nie inną bieliznę, jednak wolałam nie wyprzedzać faktów. Pokój wywołał na mnie ogromne wrażenie, nie mogłam odkleić spojrzenia od masywnego łóżka i jego pięknych, zdobnych pokryć. Biały baldachim ze srebrnymi frędzelkami. Na Ann nie wywołało to takiego wrażenia jak na mnie, zaczęła pisać coś w swoim telefonie. Ja podchodziłam do wszystkiego jak zaczarowana, dotykałam praktycznie każdej rzeczy. Miękkiego obicia, puszystej pościeli, wygodnego fotela z wielkimi i zdobnymi podłokietnikami. Najpiękniejszy był jednak stary gramofon ze starą, pozłacaną tubą. Była w nim też umieszczona płyta winylowa.
-To działa? –zapytałam Rickiego, który rozstawiał swój sprzęt.
-Musiałabyś spróbować –powiedział i wyszedł z pokoju, mrucząc pod nosem, że jedna z kart pamięci się zapodziała. 

Zaczęłam oglądać dokładnie stare urządzenie. Nie wiem jakim cudem ale udało mi się sprawić, że czarny winyl zaczął się obracać. Gdy chciałam przesunąć na niego igłę, męska, szeroka dłoń nakryła moją. Zamknęłam oczy, kiedy najpierw poczułam mój ukochany, męski zapach perfum. Nasze dłonie przeniosły igłę i z gramofonu zaczęła się sączyć cicha, klasyczna muzyka skrzypcowa. Nie zdjął ręki z mojej, jego obrączka zderzyła się z moją. Na plecach poczułam jego umięśniony tors, na szyi ciepły, głęboki, delikatny jak podmuch letniego wiatru oddech.

-Przepraszam, moja Rosie. Po raz dziesiąty, może nawet setny. Przepraszam.
Odsunęłam się na krok. W drugiej ręce trzymał bukiet białych róż. Białe róże, jak wtedy na naszym ślubie. Tak piękne, niewinne.
-I ja przepraszam –szepnęłam, odwracając się. Nabrałam głębokiego oddechu. Był tak pięknie uczesany i ubrany w elegancki, czarny garnitur z muchą. Jego oczy również błądziły po mnie całej, jednak nie peszyło mnie to. Lubiłam być podziwiana przez mojego męża.
-Chcę, żebyś wróciła ze mną do domu. Chcę się z tobą kochać tej nocy. Chcę obudzić się rano przy tobie, kiedy ty będziesz jeszcze spała, naga, wtulona we mnie ufnie z rozsypanymi włosami. Później chcę zjeść z tobą śniadanie. W łóżku. Ubrać się, zawieźć cię do Ann, żebyś mogła z nią pojechać na stadion. A jak będę wychodził z drużyną na murawę chcę zobaczyć ciebie, pełną wiary we mnie, uśmiechniętą i szczęśliwą. Potem pojedziemy na kolację, porozmawiamy o czym powinniśmy, obejrzymy razem film i znów pójdziemy się kochać do naszej sypialni. Jeśli tylko będziesz chciała. Chcesz tego, Rosalie?
Położyłam dłoń na jego policzku, a drugą ręką przycisnęłam bukiet kwiatów do swojej piersi.
-Tak –szepnęłam, przybliżając się z każdą sekundą do jego ust. –Chcę.

Dotyk jego ust na moich był taki kojący, ciepły, delikatny. Słyszałam, że Ricky zaczął robić nam zdjęcia, co mnie lekko speszyło, jednak Marco przejął inicjatywę i zabrał ode mnie bukiet kwiatów, rzucił go na podłogę. Przytulił mnie mocniej do siebie i zaatakował moje usta z większą namiętnością i uczuciem.
Spodobało mi się to, chyba nawet trochę zaczęłam się zapędzać, jednak blondyn jeszcze trochę trzeźwo myślał. Pierwszy przerwał pocałunek i spojrzał na naszego fotografa, czekając na polecenia.
-Spróbujcie się złapać jakbyście tańczyli, możesz ją potem tak trochę przechylić do tyłu.
-Spróbujemy –uśmiechnął się Marco i bez problemu położył dłoń na mojej talii, a drugą uniósł wyżej moją dłoń. 

Ricky podpowiadał co i jak, mówił, że idealnie, że obiektyw nas kocha i robił chyba setki zdjęć z jednego tańca. Później usiadłam przy toaletce, a Marco musiał powoli odplątać mojego koka. Trochę się męczył ze wsuwkami, jednak dał radę. Podobało mi się, kiedy miałam usiąść na łóżku, a Marco trzymał w dłoni moją brodę i skierował moje spojrzenie prosto w jego oczy. Migawka cały czas migała, chyba naprawdę sobie radziliśmy. Kolejnym moim zadaniem było powolne odplątanie jego muszki i rozpięciu kilku guzików koszuli. Czułam, że jakaś romantyczna aura wyraźnie się między nami unosi. Musiałam naprawdę się powstrzymać, żeby się na niego nie rzucić i nie zrobić niestosownych rzeczy przy obecności osób trzecich. Podziwiałam, że on był tak opanowany.
Kolejne zdjęcia należały do tych bardziej odważnych. Przez to, że byłam z nim czułam się naprawdę wyjątkowo, miałam szansę, żeby dłużej popatrzeć w jego oczy i nasycić się jego dotykiem. I tak została ze mnie zsunięta sukienka, sama też pozbawiłam Marco koszuli, moje ręce potem były związane u góry jego muchą. Znowu będą zdjęcia, które nie będą stosowne do pokazania reszcie rodziny. Już chyba tak mieliśmy.
Akurat wplątałam dłonie w jego aksamitne włosy i poddałam się kolejnemu z jego pocałunków, kiedy Ricky krzyknął „Mamy to!”. Marco odsunął się ode mnie, a ja westchnęłam niezadowolona. Blondyn jakby to usłyszał, uśmiechnął się pod nosem i pomógł mi wstać z wielkiego, mięciutkiego łóżka. Dołączyła też do nas Ann, która przyniosła dla mnie puchaty szlafrok.

-No, niezłe rzeczy tu się wyczyniały –zaśmiała się i przywitała z Marco buziakiem w policzek.
-Mamy tyle świetnego materiału, naprawdę, aparat ich kocha. Zdjęcia Rose i Marco mają w sobie „to coś”. Rosalie jest naprawdę gwiazdą, sorry Marco ale naprawdę, twoja żona skradła show.
-I nie tylko..-mruknął tak cicho, że nawet ja nie byłam pewna, czy to powiedział. –Tak miało być. To w końcu sesja Rose –powiedział głośniej i przytulił mnie do siebie.
-Mam kontakt do Ann-Kathrin, więc za tydzień przyjadę z kartami.
-Dziękuję. I za poświęcony czas również.
-Czysta przyjemność.

***


Razem z Ann i Marco poszliśmy do naszej hotelowej restauracji na obiad. Okazało się, że Marco też zatrzymał się w tym miejscu. Po obiedzie zaczęliśmy się wszyscy pakować i pojechaliśmy na lotnisko. Miałam nadzieję, że Marco nie będzie miał żadnych problemów w klubie, że wyjechał z miasta w przeddzień meczu, ale z drugiej strony cieszyłam się bardzo, że przyjechał i zyskaliśmy wspaniałą sesję razem.
W samolocie miałam miejsce koło Ann. Modelka chciała ustąpić je Marco, jednak blondyn stwierdził, że powinnyśmy siedzieć razem i spędzić jeszcze razem kilka chwil. To było naprawdę miłe. 

W Dortmundzie ponownie dziękując Ann, pożegnałam się z nią i pojechałam razem z moim mężem do naszego mieszkania. Chyba naprawdę coś się zmieniło, bo Marco sam wniósł moją walizkę i sam zaczął ją rozpakowywać w garderobie, a mi jedynie przyszło rozpakowanie kosmetyczki. 

-Dziękuję, że przyjechałeś –powiedziałam, kiedy zobaczyłam jego odbicie w łazienkowym lustrze.
-Nie mógłbym sobie odmówić takich widoków. Nawet nie wiesz ile musiałem przekonywać Ann, żeby puściła parę, gdzie jedziecie.
-Domyślam się. Ann jak się uprze to jest naprawdę różnie –przyznałam i odwróciłam się do niego przodem.
-Bałem się, że chcesz wyjechać na stałe. Naprawdę się bałem.
-Przepraszam. To wszystko było tak głupie.. I ty i ja.. Jakoś.. To wszystko.. Stało się trudne, prawda?
-Stało się poważne. Dojrzalsze –odpowiedział po chwili namysłu i zbliżył się do mnie na kilka kroków. –Ja się nie chcę poddać, Rose. Tyle razy chodziłem na łatwiznę. Z Caroline, moją byłą dziewczyną… Rozstaliśmy się, bo po prostu nie chciało mi się walczyć o ten związek. Zarzuciła mi to, kiedy powiedziałem jej, że to koniec. Małżeństwo jest poważne, dojrzałe, wymagające. Dlatego chciałem spróbować.
-Skoczyłeś na głęboką wodę.
-Razem skoczyliśmy. I obiecuję, że nie pozwolę nam się utopić.
-Poetyckie, panie Reus –zaśmiałam się i złożyłam na jego ustach czuły pocałunek.
-Jesteś głodna?-zapytał, odsuwając mnie od siebie, kładąc ręce na moich biodrach.
-Nie.
-Dobra odpowiedź. Mam na ciebie szalenie ochotę odkąd cię zobaczyłem w tamtej sukni. A potem bieliźnie… Myślałem tylko, że zaraz ją zedrę z ciebie i cię wezmę na tym łóżku, mając zupełnie gdzieś tego fotografa.
-Wydawałeś się bardzo opanowany.
-Uwierz, że nie –zaśmiał się pod nosem i położył kciuk na kąciku moich ust. –Podobałaś mi się z tymi rękoma związanymi moją muszką. Wyglądałaś tak pięknie.
-Dziękuję. A wiesz, że na to co proponowałeś powiedziałam „tak”? A ty ledwo wykonałeś pierwszy podpunkt.
-A ty wiesz, że poczułem się oszukany?-powiedział zaczepnie i zaczął wolno przesuwać palcem po moich wargach. Wciągnęłam głośno powietrze.
-Przez co?
-Przez ciebie –odpowiedział, szepcząc prosto do mojego ucha.
-Bo?
Marco uśmiechnął się z chytrością i sięgnął do tylnej kieszeni swoich spodni. Zacisnęłam powieki, kiedy w rękach blondyna zadzwoniły odbijając się od siebie kajdanki kupione przez Ann.
-Ann.. Jak ja cię..
-Kiedy indziej dopadniesz Ann, muszę w końcu zrealizować moją listę, na którą się zgodziłaś –oświadczył, a ja pisnęłam z przerażenia, kiedy w jednej chwili przerzucił mnie sobie przez ramię i zaczął nieść do naszej sypialni. 

Po rozmowie z Ann trochę więcej zrozumiałam, cieszyłam się, że pokazała mi perspektywę Marco, bo potrzebowałam to jakoś zrozumieć. I to nie tak, że zapomniałam o całej kłótni. Obiecał mi z resztą, że porozmawiamy o wszystkim i mu ufałam. Ja też czasami zbyt bardzo się unosiłam i nie umiałam w miarę spokojnie zareagować na niektóre wybryki mojego męża, który przecież miał prawo popełniać błędy. Temat jego byłych a zwłaszcza tej jednej wprawiał mnie w wyjątkowo słaby humor i po prostu musiałam mu o tym powiedzieć, to mogło naprawdę wiele zmienić. Niby zwykłe słowa ale one naprawdę były ważne. I zgadzałam się, że ważne jest to, co człowiek robi, czyny zawsze się liczyły. Ale niektóre głupie czyny potrzebowały słów, żeby znów było jak przedtem. Potrzebowałam naszej beztroski, naszych wygłupów, pocałunków, spojrzeń.
Na razie miałam przed sobą całą, długą, piękną noc z moim mężem. Pełną czułości, delikatności ale też porywów namiętności i ognistych pocałunków. To była nasza chwila, zamknięta w czterech ścianach, poza którymi zatrzymały się niepewność, smutek, żal i wątpliwości. Wiedziałam, że przed nimi staniemy. Odważnie, z podniesioną głową i szczerością, wierzyłam w to, wierzyłam w nas. Ale to jeszcze nie był ten czas. Na razie potrzebowaliśmy siebie nawzajem, tego nam najbardziej brakowało.


***


Stadion przepełniony kibicami był niezwykły. Nie umiałam opisać uczuć jakie mi tam towarzyszyły. Pamiętałam jedynie jak kibice głośno śpiewali jedną z piosenek, tekst był tak piękny, że z moich oczu popłynęły łzy. „Nigdy nie będziesz już sam”. Te słowa zaśpiewane z taką wiarą i pewnością trafiły prosto do mojego serca. Niby proste a były takie piękne, takie ważne. Ale nawet kiedy przestali śpiewać piosenkę płakałam. Mój płacz nie miał końca, Yvonne co chwila tuliła mnie do siebie i śmiała się z mojego stanu. Sama się śmiałam, jednak nie mogłam powstrzymać łez. Zwłaszcza wtedy, kiedy Marco wyszedł na boisko w eskorcie dzieciaków machając do kibiców, a oni zaczęli głośno skandować jego imię.

Mój Boże, jaka byłam wtedy dumna. Moje serce przyspieszyło do niewyobrażalnej prędkości. Ten cały czas, kiedy musiał przejść po zabiegu, rehabilitacja, patrzenie jak inni mogą robić to, poza czym ty nie widzisz świata, zwątpienie, złość aż w końcu nadzieja, odzyskiwanie sprawności i pierwszy trening z drużyną. Dziś pierwszy mecz. To wszystko się opłacało. Byłam szczęśliwa, że mogłam mu towarzyszyć  w tak trudnym czasie. Miałam ochotę wszystkim krzyczeć „Widzicie? To mój mąż!”, jednak widziałam jak on bardzo był kochany przez kibiców. On zasługiwał na tę miłość jak nikt inny. Przyszła nawet rodzina spotkana przez nas przy ośrodku treningowym, której wysłaliśmy bilety. Czekali do meczu, w którym będą mogli zobaczyć Marco w akcji. Domyślałam się jak on był bardzo szczęśliwy i to chyba jeszcze bardziej mnie napędzało… Do czego? Do samego życia i walki o nas.
Zanim się rozeszli na swoje połowy jego wzrok chwilę błądził po trybunie, na której wykupił dla nas bilety. Kiedy jego spojrzenie zderzyło się z moimi zapłakanymi oczami uśmiechnął się szczerze i pokiwał z niedowierzaniem głową. Pokazałam mu w górze ściśnięte kciuki, na co mrugnął do mnie okiem i pobiegł już do reszty drużyny.
Po rozpoczęciu meczu wraz z wykończeniem całej paczki chusteczek Yvonne skończyłam płakać. Nie spuszczałam wzroku z Marco i przeklinałam pod nosem, kiedy jacyś inni zawodnicy chcieli go sfaulować. Przysięgam, że dla jednego byłam gotowa wstać, pójść na środek boiska, spoliczkować go i kopnąć w krocze jak mocno tylko mogłam. 

-Widzisz to?
-Rosalie, spokojnie, ma ochraniacze –zaśmiała się Yvonne, widząc moje wielkie przejęcie.
-No i co? Go to boli, będzie miał siniaki.
-Przeżyje, jest dorosły.
-Nie chcę, żeby go bolało –mruknęłam pod nosem i założyłam ręce w niezadowoleniu niczym zbuntowana czterolatka.


Po pierwszej połowie wszyscy zeszli do szatni. Nikt nie zdobył ani jednej bramki, przez co miałam wrażenie, że wszyscy piłkarze Borussii byli trochę poddenerwowani. Sporo osób zaczęło się przeciskać, żeby się przejść i może kupić coś do picia lub jedzenia. Ja zatrzymałam siostrę mojego męża, żebyśmy chwilę jeszcze zaczekały. Wyjęłam z torebki telefon i postanowiłam do Marco wysłać krótkiego sms.

„Jestem z ciebie bardzo dumna, jesteś wspaniały na boisku. I ja i kibice w Ciebie wierzymy, niezależnie od wyniku, dla mnie i tak już wygrałeś.”

Uśmiechnęłam się i wysłałam wiadomość. 

-Nie odczyta, mają pogadankę z trenerem, pewnie dopiero jak będziemy wracać do domu.
-To nic. Po prostu chcę, żeby widział, będzie miał godzinę, kiedy wysłałam.
-Jak uważasz. Jesteście cudowni razem, naprawdę. Chyba żadnej dziewczyny nie lubiłam tak jak ciebie.
-Bo ja jestem żoną, pff –parsknęłam, na co obie się roześmiałyśmy.
-Marco nie przedstawiał mnie swoim dziewczynom. Nikogo z rodziny, strasznie nas odsuwał, nawet Scarlett, mimo że była jego narzeczoną nie widziałam wiele razy. A ty? Ledwo cię poznał i już do mnie dzwoni z informacją, że nie dość, że się żeni to jeszcze mam się z tobą zaprzyjaźnić. Ale to było dziwne.
-Ale Melanie nie znam.
-Ma małą córkę, pracuje. Na pewno ją poznasz, i to nie tak, że Marco ją odsuwa tylko się nie nadarzyła okazja. No na Wigilię to już musicie się spotkać. Nie będzie wyjścia.
-Wigilię?-zapytałam trochę zaskoczona. Do tego był jeszcze trochę czasu i nie myślałam o tym tak bardzo, jednak na pewno nie myślałam, że spędzę ją z rodziną Marco. Chciałam jechać nad jezioro jak obiecałam mamie w zeszłym roku.
-Yhym. Marco już w połowie listopada zapytał czy rodzice organizują wigilię czy jedziemy do dziadków i oznajmił, żeby uwzględnili ciebie.
-To… to miłe-odpowiedziałam zaskoczona. Chciał mnie przedstawiać reszcie rodziny? Byłam jego żoną, ale taką trochę, a nawet trochę bardzo udawaną. Jego rodzina nie powinna wiedzieć.. Z drugiej strony przez media pewnie już wiedziała. Byłam przekonana, że nie będę tam pasować. To by było bardzo niezręczne i dla mnie i dla bliskich Marco. Nie chciałam robić mu przykrości, lecz miałam nadzieję, że zrozumie kiedy odmówię.
Na chwilę przyszła jeszcze do nas Ann. Poplotkowałyśmy, głównie opowiadałyśmy Yvonne o naszej sesji i jaką Marco zrobił nam niespodziankę. Okazało się, że fotograf przyjedzie osobiście dostarczyć zdjęcia do Ann, a także płytkę, pendrive i całą kartę pamięci, na której robił zdjęcia, żeby zagwarantować nam, że nikt poza nami nie będzie miał do nich dostępu. Byłam zaskoczona taką umową pomiędzy nimi, jednak wydawała się naprawdę uczciwa. Na krótko przed rozpoczęciem drugiej połowy poczułam wibrację telefonu. Odblokowałam ekran, a na nim ukazała mi się wiadomość od Marco.

<33

Krótka, ale odpisał. Pokazałam ją Yvonne, która ze zdziwieniem otworzyła buzię, jednak chwilę później uśmiechnęła się szeroko i przytuliła mnie dziękując, że przy nim jestem. Nie musiała, przecież gdzie indziej miałabym być?

Chwilę później zawodnicy wrócili na boisko. Musiałam się przestawić, że zamienili się boiskami. Początkowo chciałam już krzyczeć „no gdzie ty biegniesz?!”, jednak Yvonne mnie uspokoiła i uświadomiła w tym fakcie. 

Zbliżała się sześćdziesiąta minuta, kiedy wszyscy kibice poderwali się z miejsc, widząc akcję Auby. Także wstałam, bo wszyscy mi zasłaniali. Gabończyk jednak stracił piłkę. Miałam już siadać, kiedy to Marco odebrał piłkę rywalowi i wyminął wszystkich przeciwników. Piłka zatrzepotała w siatce, gol został uznany. Rzuciłam się na Yvonne w dzikim wręcz uścisku, z przeogromnym uśmiechem i łzami wzruszenia.
-Hej, patrz –krzyknęła, odpychając lekko od siebie. 
Odwróciłam głowę w stronę boiska. Blondyn podbiegł na wysokość naszego sektora i posłał w moim kierunku buziaka. Wytarłam niezdarnie łzy z kącików oczu i również mu go odesłałam. Moja duma i szczęście aż kipiały.
-Yvonne! To się naprawdę stało!
-Wiem, wiem. Spokojnie, też się cieszę –zaśmiała się, najwyraźniej rozbawiona moją reakcją.
-Jestem tak szczęśliwa. Nie dość, że zagrał to jeszcze.. O jeny..
Mojej ekscytacja nie mogła opaść. Byłam zawiedziona, że pięć minut później zdjęli go z boiska. Podobno żadna kontuzja tylko tak jest w wypadku zawodników, którzy grają świeżo po urazie. Wymienili go z Mario, więc mój uśmiech nadal pozostał na swoim miejscu. 


***

Po meczu od razu zeszłyśmy na dół. Byłam zdziwiona, że ochroniarz rozpoznał mnie i przepuścił do części stadionu, w której znajdowały się szatnie. Ann już tam była, mignęła mi, kiedy wchodziła do środka. Ja byłam trochę niepewna, ale z drugiej strony potrzebowałam uściskać Marco i powiedzieć, że mimo remisu jestem naprawdę dumna.
Yvonne poszła ze mną i pierwsza zapukała do szatni. Otworzył jej zawodnik, którego nie kojarzyłam, wydawało mi się, że Yvonne też nie do końca.
-Jest Marco?
-Wychodzi spod prysznica, wchodźcie. Chyba się nie znamy. Christian.
-Yvonne. To jest Rose –przedstawiła nas. Uśmiechnęłam się do niego, jednak szukałam wszędzie wzrokiem Marco. Ann rozmawiała z Mario, a Marco. Marco, Marco, Marco, Marco.

-Marco –powiedziałam pewnie do siebie i zaczęłam się przeciskać szybkim krokiem przez zmęczonych i trochę zawiedzonych piłkarzy. Mój mąż miał na sobie jedynie ręcznik, z barków spływały mu maleńkie kropelki wody.
W pierwszej chwili mnie nie zauważył, jednak później podniósł głowę i uśmiechnął się. Objęłam go mocno, zarzucając dłonie na jego szyję. 

-Marco –powtórzyłam i ucałowałam go w policzek, nie przejmując się tym, że może robię mu siarę przy kolegach. –Ta bramka była piękna. Jestem taka dumna, mówiłam ci, że się uda.
-Była dla ciebie –odpowiedział z uśmiechem i jeszcze mocniej mnie do siebie przytulił.
-Kto mówił, że dasz radę? Ja. Widzisz? Miałam rację. Wisisz mi jakieś dobre ciasto.
-Ale był remis.
-Nie. Wygrałeś to, skarbie.
Wtuliłam się w niego ufnie, nie zwracając uwagi na to, że był jeszcze mokry po prysznicu. On również mocno mnie do siebie przytulił i otoczył ramionami. Po szatni rozległo się głośnie „Uuuu”, ale zupełnie się tym nie przejmowaliśmy. Inni zawodnicy mogli nam co najwyżej pozazdrościć.
-Pojedziemy do domu, po drodze kupimy jakiś obiad na wynos i ciasto. Zjemy na kanapie przed telewizorem, potem odłożymy obok, żadnego zmywania i się poprzytulamy. Tylko i wyłącznie. Chyba, że już naprawdę nie będziesz mogła wytrzymać to coś poradzimy –wyszeptał mi do ucha, nie poluźniając uścisku.
-Podoba mi się taki plan. I lubię się przytulać z tobą na kanapie.
-Nie kłam.
-Co?- zmarszczyłam brwi i odsunęłam się od niego odrobinę.
-Szalejesz za tym –odpowiedział dumnie, ukazując rząd swoich białych zębów.
-Poczekam na ciebie przy samochodzie.
-Zaraz będę -kiwnął głową i ucałował mnie w policzek.


Przed wyjściem przytuliłam jeszcze Mario, gratulując mu udanego występu. Również zamieniłam kilka słów z Romanem, który miał do siebie pretensje za wpuszczoną bramkę. Według mnie i tak spisał się wspaniale, jest doświadczony i obronił sporo strzałów na bramkę. Gdybym ten mecz oglądała z Marco on też by był zadowolony z jego postawy.
Zabrałam Yvonne na parking i poczekałyśmy razem na Marco. Była swoim samochodem, więc mogliśmy z Marco spokojnie wrócić sami. Cały czas byłam szczęśliwa, że tak się wszystko potoczyło. Marco w końcu wyszedł na boisku, strzelił gola. A to, co stało się w szatni było co najmniej urocze. „Szalejesz za tym”. Nie, Marco. Po prostu się zakochałam.
Niedługo blondyn się zjawił i uściskał swoją siostrę, która również mu gratulowała. Chyba przywróciłyśmy mu radość i zadowolenie. Jego uśmiech znaczył dla mnie wiele. Może nawet zbyt wiele, ale to już będę musiała się sama z tym uporać. Na razie cieszyłam się chwilą obecną. Wizja jedzenia obiadu ze styropianowych pudełek na rozłożonej kanapie i przytulanie się ile tylko będziemy chcieli. Dla mnie? Wieczór idealny.












~~~
Coś długi ten rozdział wyszedł, hmm? Dotarłyście do końca? Ja mam dzisiaj właśnie przedostatni dzien moich ferii, zrobiłam mały zapasik, mając nadzieję, że wystarczy mi czasu w marcu, żeby zrobić zapas pozwalający was zaopatrzyć do końca moich matur.. Zobaczymy, ale na razie jesteśmy ustawione do pierwszego tygodnia kwietnia.. I jeśli dalej pójdzie tak dobrze i pogodzę z tym naukę to po maturach ruszamy z rozdziałami co tydzień. I wiecie co? Już przebieram nóżkami i klaszczę w rączki ze szczęścia jak mała dziewczynka, a kto mnie zna to już wie -> na horyzoncie pojawiła się długo wyczekiwana przeze mnie drama życia i to taka, której naprawdę się nie spodziewacie. Przepraszam za spoiler, ale naprawdę się nią jaram..😂😂😂 Dla tych co wracają do szkoły to trzymam mocno kciuki, dla tych co ferie zaczynają-dużo wypoczynku, a dla moich kochanych czytelniczek-studentek-never give up!💗
Dziękuję za wszystkie komentarze, jesteście cuuudoowne!
Do następnego, trzymajcie się cieplutko!!💘

7 komentarzy:

  1. Nie komentuję często, ale teraz muszę. Ja pierdziele dziewczyno, to było C U D O! Potrafisz tak genialnie pisać, oddajesz całe emocje (wcale nie tak, że poleciały mi łzy, wcale...). To, co się tutaj wydarzyło... jejku, ciężko to ubrać w słowa. Bawisz się emocjami czytelników, to trzeba przyznać, a jeszcze szykuje się jakaś drama? Czy ja to wytrzymam?
    Zaczynam właśnie ferie i chyba sobie przeczytam od początku, albo kolejny raz poczytam poprzedniego bloga. Tobie życzę powodzenia ze wszystkim, to powinno wystarczyć.
    Trzymaj się <3
    #wika (idk jak się wcześniej podpisywałam XD)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zrobiło mi komentarz z konta, never mind XD

      Usuń
    2. Hahaha😂❤❤❤Dziękuję, bardzo bardzo bardzo mi miło!😘 Udanych ferii!

      Usuń
  2. jestem w tym tak zakochana, jak Marco w Rosie (i oczywiście na odwrót)!!! Ach, te ich kłótnie. W sumie to ja lubię kłótnie i dramy (a już w szczególności na moim blogu, hehe), ale na pewno nie tutaj! Tu musi być sielanka i wielka miłość, którą NIECH SOBIE DO JASNEJ, CIASNEJ WRESZCIE WYZNAJĄ, bo ja zaraz wybuchnę. Dosłownie. Oni tak wspaniale do siebie pasują, a Marco jest tak kochany dla Rosalie, ze zawsze się rozpływam, kiedy to czytam. Ta sesja wyszła pewnie tak cudownie, ze normalnie aż chciałabym ją zobaczyć xd zreszta coś się spodziewałam, ze ten nasz Marco poleci za swoją żoną, bo przecież nie może bez niej wytrzymać nawet na moment <33
    Swoją drogą dziękuje ci za takie miłe i wspaniałe słowa pod moim opowiadaniem, wzruszyłam się, naprawdę! Dawno nie czytałam czegoś takiego na swój i mojego bloga temat. Dałaś mi wielkiego kopa, kochanieńka.
    Ten rozdział jak zwykle był cudny, pewnie tak jak noc Rose i Marco, hehe. Jeszcze chyba żadnych bohaterów tak mocno nie szipowalam jak ich, naprawdę!
    Czekam na mojego Pique, którego zapowiedziałas, wiec którego ci już nie odpuszczę! I gdzie mój Mario!? Chciałam się pośmiać, a tu co ;cccc No, ale wybaczę ci, bo zbyt kocham ciebie i to opowiadanie, hahaha.
    Weny i nie mogę się doczekać następnego ❤️

    OdpowiedzUsuń
  3. Ouuuu! Marco! Co tam szepczesz? Co Rose skradła? Serduszko? Ouuu... kochany mój! Pyszczku! <3 Całusy! Wspaniały rozdział, mega, mega, mega! Romantyczny, uroczy i wkurzający zarazem. Mareczek czasem powinien się ugryźć w języczek.. Albo Rose może go ugryźć - obojętnie. No ale w tym cały urok tego pajaca. Co poradzić na to, że kobiety kochają Badboyów... taki nasz los chyba. I przydałoby się, żeby ta twoja bramka była proroctwem na dzisiejszy mecz albo na szczęśliwy powrót Marco. Amen. Do następnego!

    OdpowiedzUsuń
  4. Na samym początku chciałam palnąć Marco w łeb, ale się uratował, cwaniaczek i nawet zarobił u mnie plusa. ;P Rosie pokazała charakter, a jej reakcja na gola Reusa.. Rozpływam się! <3
    Chciałabym, żeby sobie już za sekundkę wyznali tą całą cholerną miłość,ale spodziewam się, że jeszcze na pewno nie nastapi to teraz. Będzie drama,tak? :D Bardzo się cieszę, bo wiem, że zapewnisz nam tym mnóstwo emocji - chyba zaryzykuję i podziękuję Ci za to z góry, choć pewnie będę potem wściekła na to, co im zrobisz,hehe. ;)
    To co? Czekam na next, kochana. Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudny rozdział!:D
    Najpierw się pokłócili, później pogodzili. No niestety ale chyba nie da się uniknąć kłótni, a szkoda.
    Super, że pojechał do niej, na sesje. Będą mieć piękne zdjęcia:D Takie gesty się liczą. Tak samo jak to, że w trakcie meczu ona do niego pisze sms, a on jednak odpisuje. Sama jego siostra była w szoku. Tak, te drobne gesty mają większą moc...czasem większą niż słowa.
    Jaka drama?! Oh....z jeden strony super, bo im szybciej ta drama to i szybciej happy endy!:D Będzie emocjonalnie...już to widzę. Będę przez Ciebie płakać...
    Ps: Ostatnio przeczytałam jakiś rozdział z początków tej historii. Wiesz co? Oni się zmienili, dorośli, nauczyli się, żyć ze sobą...i to jak bardzo! To naprawdę niesamowite!
    Uściski! Pozdrawiam:D I powodzenia w nauce po feriach:D

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do komentowania!❤️ To bardzo motywuje do pisania kolejnych rozdziałów!