sobota, 27 stycznia 2018

Trzydzieści pięć




Byłam szczęśliwa, pełna ekscytacji i nowych sił. Rozpoczęłam staż i już przepracowałam trzy dni i to z sukcesem. Cieszyłam się, że mogłam pomóc dzieciom. Na razie nie pracowałam z zupełnymi niemowlakami, przyglądałam się i pomagałam przy zajęciach z dziećmi w wieku szkolnym, które zawsze posyłały do mnie serdeczne uśmiechy. Nie wierzyły w siebie zawsze, często mówiły, że nie dadzą rady. Obserwowałam uważnie jakie podejście mają inni rehabilitanci i jak zamieniają ćwiczenia, żeby im ulżyć ale też zarazem nie rezygnować z rehabilitacji i nie odpuszczać.
Najbardziej jednak ucieszyła mnie dobra wiadomość w piątek. 
Odwiedził nas Benji w godzinach porannych. Akurat kończyłam zajęcia z małą Kaią, kiedy wszedł na salę, zdejmując swoją grubą, jesienną kurtkę. Wszyscy się z nim przywitaliśmy, jednak nikt nie wybijał się z rytmu ćwiczeń. Musieliśmy dokończyć swoje zajęcia. Po nich i tak mieliśmy mieć przerwę śniadaniową, więc nastawiłam się, że wtedy zamienię z nim kilka słów. Marco miał mieć trening za półtorej godziny, więc zapewne Benji nie planował zostać na długo.
Razem z Antonem pożegnaliśmy się z naszą podopieczną, którą odprowadziłam do rodziców. Poszłam od razu do pokoju socjalnego, gdzie właśnie spotkałem dyrektora ośrodka.

-Rosalie, jak sobie radzisz? Marco mówił, że jesteś zadowolona ale postanowiłem sam to sprawdzić.
-Uczę się, z dnia na dzień wiem trochę więcej. Anton ma do mnie masę cierpliwości, a dzieciaki też czasem bywają pocieszne. Lubię atmosferę tutaj.
-Nawet nie wiesz jak mnie to cieszy. A jak będziesz chciała popracować jeszcze w Brackel to mów, chłopaki chętnie cię ugoszczą.
-Domyślam się. A jak z Marco? Nie macie niedługo?
-Mamy. Ale.. A, powiem tobie pierwszej. Dzisiaj Marco ma ostatnie indywidualne, jutro wraca już do pełnowymiarowych treningów z drużyną. 

Miałam ochotę zacząć skakać i piszczeć ze szczęścia jak małe dziecko. Wiedziałam, że to najlepsza wiadomość jaka może być dla Marco. Czekał tak długo na ten moment. Będzie mógł wrócić do składu, grać mecze, wygrywać, cieszyć się ze swoimi znajomymi z wygranej. Z trudem powstrzymałam nadmiar endorfin i podziękowałam Benjemu za wiadomość. W głowie obmyślałam już co przygotuję, żeby zrobić niespodziankę mojemu mężowi. O ile nie planował nic z kolegami… Ale przecież co miał planować, skoro jeszcze niczego nie wiedział.
Jak tylko Benji wyszedł, pobiegłam do Antona z prośbą, żeby zwolnił mnie z reszty dzisiejszego dnia pracy i obiecałam, że odrobię te godziny na początku przyszłego tygodnia. Zamówiłam taksówkę i wróciłam szybko do domu.

Rozebrałam się i ruszyłam do sypialni po laptop, na którym wyszukałam ulubioną restaurację Marco. Zamówiłam obcobrzmiące dania. W daniu głównym było coś z krewetkami i kawiorem. Na deser wybrałam suflety czekoladowe. Nie wybrałam żadnego wina, stwierdziłam, że to idealna pora, żeby otworzyć nasze ulubione kubańskie wino z podróży ślubno-poślubnej. Miałam cztery godziny do przyjścia blondyna. Musiałam poradzić sobie sama, Ann była w Los Angeles, a Lisa zapewne była zajęta opieką nad Leosiem. Yvonne powinna zostać w nieświadomości.
Wybiegłam jeszcze do pobliskiej kwiaciarni, gdzie kupiłam bukiet białych róż i trzy sztuki już oklapłych białych róż, które były za połowę ceny. Obiad w restauracji zamówiony był na godzinę i miałam nadzieję, że się nie spóźnią. 

W mieszkaniu wysprzątałam na błysk cały salon i sypialnię. Łóżko obsypałam płatkami delikatnie zwiędłych róży. To jednak nie przeszkadzało, efekt wyglądał niesamowicie. Gdzieś w szafkach znalazłam czarną serwetę przeszytą srebrną nicią. Idealnie do mojego planowanego…stroju.  Na środku stołu postawiłam wazon z białymi różami, a w kuchni przygotowałam już wiaderko na wino, lód jeszcze był w zamrażarce. Zobaczyłam, że za pól godziny miało być dostarczone jedzenie. Mogłam wziąć szybki prysznic i umyć włosy. Kiedy je suszyłam, omal nie przegapiłam dostawy. Założyłam ciemny szlafrok i poszłam odebrać ciepłe i pachnące jedzenie. Postawiłam wszystko w kuchni i pobiegłam się przygotować. Zrobiłam dość mocny makijaż, pomalowałam powieki srebrnym cieniem a usta ciemnoczerwoną pomadką, którą z resztą kupiła Ann na prośbę Marco.
W garderobie znalazłam paczkę od modelki, z której wyjęłam pończochy i pas. Znalazłam też swoją czarną bieliznę, której jeszcze nie zakładałam, chciałam ją założyć dopiero na specjalną okazję. Bielizna wyglądała fenomenalnie. Przejrzałam się w lustrze i sama nie mogłam się nadziwić. Zaczęłam też ćwiczyć, więc moja sylwetka odrobinę się polepszyła. Mój nowy tatuaż już się całkowicie wygoił i prezentował się przepięknie. Naprawdę lubiłam siebie.
Znalazłam swoje srebrne szpilki i założyłam je. Efektu dopełnił długi, czarny, prześwitujący szlafroczek z jedwabnym paskiem do wiązania, który jeszcze piękniej prezentował się na koronkowym pasku do pończoch. Włosy poprawiłam, spięłam je w wysoki koczek, jednak zostawiłam kilka kosmyków na mojej szyi. Byłam naprawdę w szoku. Kolejny raz mogłam tak pięknie się poczuć, chociaż tak naprawdę miałam na sobie niewiele.
W kuchni zaczęłam wykładać jedzenie na talerze, w międzyczasie napisałam do Marco sms.


„Pamiętasz o niespodziance?
Czekam w domu i mam nadzieję, że masz jeszcze trochę sił.
Lepiej przyjdź sam.
R. xx”


Wszystko było już gotowe, deser stał zamknięty pod przykryciem, żeby nadal był ciepły. Ta restauracja zyskała moją dozgonną wdzięczność za wynalezienie termicznych naczyń w transporcie. Do wiaderka wsypałam mój pokruszony lód i włożyłam do niego nasze ulubione wino.
Wszystko już stało na stole, a ja wychodziłam z siebie. Głównie dlatego, że Marco nie odpisał. Postanowiłam do niego zadzwonić. Zbyt bardzo się starałam, żeby on teraz sobie pojechał do Mario.
Na szczęście odebrał.

-Marco? Gdzie jesteś? Nie odpisałeś na sms, martwię się.
-Napisałaś coś? Chyba nie odczytałem. Jesteśmy już z Mario niedaleko osiedla, powinniśmy..
-Nie! –krzyknęłam szybciej, niż o tym pomyślałam. Dobry Boże, on tu jechał z Mario. –Przepraszam, że krzyżuję plany ale czy musisz koniecznie być dzisiaj z Mario?
-Ja tu jestem.-usłyszałam głos Mario. No tak, Marco miał w samochodzie głośnomówiący.
-Mario, nie obraź się ale nie możesz dzisiaj przyjechać. Jutro możesz i nocować ale proszę, nie dzisiaj. Marco, naprawdę mi zależy.
-Okej, to skręcam do Mario.
-Dziękuję. Ale proszę, bądź szybko. I smsa przeczytaj sam, nie dawaj Götze.
-Mam focha.
-Mario. Jakoś ci to kiedyś wytłumaczę. Naprawdę, jesteś cudowny i wspaniały ale dzisiaj rezerwuję sobie mojego męża na dwadzieścia cztery godziny.
-Niech będzie. Buźka, mała.
-Dziękuję, papa.

Odetchnęłam z ulgą i roześmiałam się, na wizję, że ja w takim stroju, a do mieszkania wchodzi Marco z Mario. To nie miało prawa się zdarzyć. I na całe szczęście nie zdarzyło. Rose, masz szczęście


***


Usłyszałam przekręcany zamek w drzwiach. Jedzenie było jeszcze w miarę ciepłe. Uśmiechnęłam się i sprawdziłam, czy wszystko dobrze na mnie leżało. Nadal perfekcyjnie.
-Rosie? Co to za niespodzianka? –zawołał, z towarzyszeniem hałasu zdejmowanych butów i rzucanej torby. –Muszę ci coś powiedzieć, mam dobre wieści –powiedział idąc w moim kierunku.
Wyszłam mu naprzeciw, przez co zupełnie odebrało mu mowę. Stanął w miejscu i patrzył od góry do dołu i z powrotem. Jego szczęka opadła, na co zupełnie się uśmiechnęłam. 

-Chciałam żebyś był sam. Bo… -zaczęłam, czując się onieśmielona przez jego intensywne spojrzenie. –Bo wiem, że skończyłeś rehabilitację i treningi indywidualne.
-Rosalie..
-Coś nie tak? Nie skończyłeś jednak trenin..
-To jest bardzo… Bardzo tak –prychnął i złapał moją rękę.
-W takim razie zapraszam na kolację. Później kolejne atrakcje.
-Jesteś najlepszą atrakcją tego wieczoru –szepnął i położył dłonie na moim brzuchu, żeby odwiązać pasek. Zatrzymałam jego ręce i pociągnęłam do części jadalnej.
-Kolacja. Wino. Deser. Wino.
-I ty.
-I ja. 

Mimo mojego stroju i wygłodniałego spojrzenia Marco mieliśmy naprawdę świetny czas ze sobą podczas jedzenia. Blondyn opowiadał mi z entuzjazmem o tym, jak już wróci na treningi i jak Mario cieszył się, że wreszcie będą mogli razem zagrać na boisku. Byłam szczęśliwa, że wszystko mu smakowało. Jego radosne spojrzenie zdradzało wszystko. Uwielbiałam, kiedy był szczęśliwy. Jego oczy jaśniały, mieniły się. Usta wykrzywiały w seksownym półuśmiechu.
Jako przykładna gospodyni zabrałam talerze ze stołu i wyjęłam odgrzane lekko w piekarniku suflety. Nadal wyglądały znakomicie. Przyniosłam je do stołu. Wzięłam też zapalniczkę, żeby móc już zapalić świeczkę. Dni stawały się coraz krótsze, przez co zyskaliśmy romantyczną atmosferę. Uzupełniłam też nasze kieliszki i puściłam przez głośnik muzykę skrzypcową.
Marco już nic nie mówił. Jedynie patrzył z podziwem na to wszystko. Byłam przeszczęśliwa widząc, że wszystko szło po mojej myśli.
Deser był wyśmienity. Czekolada wylała się ze środka, a delikatny biszkopt rozpływał się w ustach. W dodatku nasze ulubione wino. 

-Gdybym przyjechał tu z Mario.. –zaśmiał się i zaczął pić swoją drugą lampkę wina. –Dobrze, że nie przyjechałem z Mario.
-Jest zły?
-Co ty.
-Zaprośmy go jutro. Pewnie mu się nudzi.
-Jutro jest jutro. Chciałbym skupić się na dzisiaj.
-I co masz do powiedzenia jeśli chodzi o „dzisiaj”?-zapytałam, kończąc swój deser.
-Dużo. Począwszy od tego –zaczął i wstał ze swojego miejsca, zabierając swój kieliszek. Podszedł do mnie i stanął nade mną, opierając się o stół. Nachylił się i zawisnął nad moimi ustami. –Że ubrudziła się pani, pani Reus. –powiedział, a po chwili zaczął całować kącik moich ust. Nie dbałam o to, czy faktycznie się ubrudziłam. Całkiem podobała mi się moja sytuacja.
-Jeszcze nie –ponownie zatrzymałam jego dłonie, które znów chciały się dostać pod szlafrok. –Nie koniec niespodzianek.
-Zatem jestem cały twój.
-Wiem o tym. Od dnia, kiedy powiedziałeś swoją przysięgę. A ja jestem cała twoja. Ale chwilowo to ty jesteś do mojej dyspozycji.
-Podoba mi się to, ale czekam też na odwrócenie ról.
-Ja również.


Zostawiliśmy stół, zgasiliśmy świecę. Marco zabrał jedynie wino i kieliszki. Poprowadziłam go na górę, gdzie przygotowane było już łóżko zasypane białymi płatkami róż.
-Rozbierz się, podobno marzył ci się masaż.
Marco roześmiał się szczęśliwy i posłusznie zdjął swoje ubranie. Ja zdjęłam ku jego uciesze szlafrok, głównie dlatego, żeby mi było wygodniej wymasować jego plecy, jednak też i jego wyraźnie ucieszył ten widok.
Położył się na łóżku, a ja wzięłam olejek, żeby zrobić mu masaż. I po jego westchnieniach wiedziałam, że było lepiej niż dobrze.

-Rosalie –zaczął, i odczekał, aż zejdę z niego i przestanę masować jego barki. –Dziękuję, Aniele. Było cudownie. Tak samo cudownie jak teraz wyglądasz. – skomplementował i ucałował moje obie dłonie, które jeszcze nawilżone były od oliwki. –Nawet nie wiesz jak bardzo ten strój na mnie działa. Ty na mnie działasz.
-Nie mój wybór, to ty nie chciałeś mnie zranić przez tatuaż.
-Jest już z nim dobrze. I pasuje do ciebie. Taki słodki, delikatny –szepnął i schylił się, żeby wpić się pocałunkami w moją szyję. Westchnęłam cicho i zamknęłam oczy, czując taką wielką przyjemność. Widok jego nagiego też wcale nie działał na mnie powściągająco. Nie mogłam się doczekać, kiedy położy swoje dłonie na mojej talii i odepnie koronkowy pas do pończoch. I wszystko po kolei. Wpadliśmy w amok, nieskończoną namiętność i pożądanie, zamknięte w naszej, prywatnej, małej bańce szczęścia. Tylko My.
-Marco..-szepnęłam przerywając jego pocałunek –Dziękuję za wszystko… Za to, że jesteś.
-Ty? Nie masz za co. Ja ci podziękuję i zobaczysz jak, zaraz zobaczysz. –zaśmiał się i nie pozwolił już mi dość do słowa.
Marco miał taką przypadłość, że lubił mi przerywać i zaczął całować, przewracając na łóżko. Zaraz miałam zobaczyć. Oplotłam Marco nogami i oddałam się już przyjemności. Byłam z siebie zadowolona, że kolacja i masaż wyszły po mojej myśli. Wkrótce się nawet okazało, że cała noc poszła jeszcze lepiej niż po mojej myśli. W końcu miałam do czynienia z Marco Perfekcją Reusem, który właśnie miał rozpoczynać treningi z drużyną. Z moim mężem, który był moim najlepszym przyjacielem, dawał mi wszystko, ale nie miałam na myśli tych materialnych rzeczy. Marco, który był moim wszystkim.


***


-Dzień dobry –usłyszałam ciepły głos koło mojego ucha. Od razu uśmiechnęłam się i otworzyłam oczy. Przez okno przechodziły jasne promienie słońca. Wreszcie słońce, ostatnio cały czas padał deszcz.
-Dzień dobry –odpowiedziałam lekko zaspana i podniosłam się na ręku, by pocałować go delikatnie w usta. –Dobrze spałeś?
-Tak. Wymęczyłaś mnie przed zaśnięciem –roześmiał się i przetarł oczy. Poprawił się wyżej na łóżku.
-Wzajemnie. Jeny, nie za dużo wypiliśmy?
-Cała butelka poszła.
-Żartujesz?
-Nie! –roześmiał się zapewne widząc moją przerażoną minę. –Ale spokojnie. Tak się czasami dzieje wśród dorosłych, że piją alkohol.
-Co ty mówisz..
-Noo.. Mamy jakieś plany na dzisiaj?
-Twoja mama oby jak najszybciej, w drodze powrotnej zabieramy ze sobą Mario, możemy zjeść coś na mieście i w domu pogramy w Fifę. Możemy też zaprosić André.
-Żartujesz?
-Nie, mówię poważnie. Ja się z nim dawno nie widziałam a ty podobno nie jesteś już z nim na wojennej ścieżce, więc co stoi na przeszkodzie?
-Nie chce mi się z tobą walczyć. Jeśli chcesz to możemy go zaprosić.
-Dziękuję –uśmiechnęłam się i cmoknęłam go w usta. –Jesteś kochany. A twoja mama będzie miała czas teraz rano?
-Na pewno. Mogę zadzwonić i powiedzieć, że wpadniemy. Zrobię śniadanie potem.
-Nie, spokojnie, ja zrobię. Najpierw pójdę zmyć makijaż, bo wiesz.. Zaraz jeszcze będziesz mówił, że poszedłeś do łóżka z Piękną a obudziłeś się z Bestią.
-Nie jest tak źle.
-Tak tak. Wstajemy. Dzwoń do mamy a ja pójdę się ogarnąć i zrobić coś na śniadanko –postawiłam na swoim. Dałam mu szybkiego buziaka i uciekłam z naszego mięciutkiego łóżka, żeby się przygotować do łazienki.


***


Ubrana i na nowo pomalowana zrobiłam śniadanie. Marco pozbierał naczynia z poprzedniego wieczora i załadował je do zmywarki. Cieszyliśmy się radośnie rozpoczętym dniem ale też dobry humor pozostał po wczorajszej niespodziance. Po chorobie Marco i całym zamieszaniem z moimi praktykami znów mogliśmy cieszyć się sobą.
Marco napisał do swojej matki, czy jest w domu. Ja zadzwoniłam do Mario, który na początku udawał obrażonego, jednak kiedy usłyszał hasło „Fifa” a tym bardziej „jedzenie” znów miałam swojego najlepszego przyjaciela z powrotem.
Co do sprawy z André przeszłam ciężką dyskusję z Marco na temat tego, kto do niego powinien zadzwonić. Marco mówił, że ja. Ja jednak wolałam, żeby to on wykonał telefon, wyciągając tym samym rękę na zgodę do nie tak dawnego przyjaciela. I musiałam nieskromnie przyznać, że wygrałam tę wymianę zdań, a mój mąż, chociaż początkowo naburmuszony, poszedł do sypialni, by móc w spokoju zaprosić André na wieczór.


***


Siedziałam w moim ulubionym samochodzie Marco, nerwowo skubiąc kawałek jesiennego płaszcza.  Patrząc na przód samochodu automatycznie się jednak uśmiechałam. Chyba do końca zapamiętam tamten wieczór, a czarny Aston Martin pozostanie moim ulubionym pojazdem. Marco pukał w kierownicę palcem w rytm piosenki, chyba nie zdawał sobie sprawy z mojego wewnętrznego zdenerwowania. Od tamtej pory nie rozmawiał ze swoją matką, poza sytuacją, kiedy zapytał, czy może przyjechać. On może, o mnie nic nie mówił. Próbowałam wierzyć, że kobieta nie wyrzuci mnie ze swojego domu, jak z resztą ja zrobiłam w stosunku do niej. Ze względu na to, że bardzo zależało mi na Marco, byłam w stanie po prostu do niej jechać i jako pierwsza wyciągnąć rękę na zgodę, nie zagłębiając się już w to, kto miał rację.
Po wizycie u rodziców Marco mieliśmy pojechać po zakupy. Mimo, że nie byłam wybitną kucharką, chciałam zrobić coś na obiad i kolację dla naszych dzisiejszych gości. Mario zapowiedział, że zostanie u nas na noc, André ucieszył się z zaproszenia i potwierdził swoją obecność. Chyba wszystko wracało na swoje tory. 

-Tak się zastanawiam. Często zmieniasz samochody?
-Skąd takie pytanie? –zaśmiał się pod nosem i spojrzał na mnie z ciekawością
-Bogaci ludzie z reguły maja dużo samochodów i co chwila inne.
-Mam dwa co widziałaś. I nie, nie zmieniam często. Póki mi się dobrze jeździ i samochód jest sprawny to zostaje.
-To dobrze. Nie sprzedawaj Astona, dobrze?
-Możesz być tego pewna. Też lubię to auto i mam z nim dobre wspomnienia.
-Też mam z nim dobre wspomnienia.
-Dlatego zostaje –zaśmiał się i położył dłoń na mojej, która dręczyła od jakiegoś czasu nowy płaszczyk od Ann. –Możemy zawrócić.
-Nie. Będzie dobrze –stwierdziłam i uspokoiłam go słabym uśmiechem.
-I na pewno mam cię z nią zostawić samą?
-Tak –potwierdziłam i miałam nadzieję, że sama nie zmienię zdania. Co mnie naszło, żeby chcieć poprawić relacje z Marco i jego rodzicami.
-To musisz chwilę poczekać –oznajmił pewnie i zjechał ostro na pobocze. Złapałam się uchwytu koło drzwi, patrząc się na niego jak na wariata.
-Co ty robisz?
-Wysiadka, pani Reus. Musimy pogadać.
-Wszystko dobrze? Coś z treningami? –zapytałam, czując coraz to większy niepokój.
Marco wysiadł z samochodu, zapinając swój długi, czarny płaszcz i obszedł dookoła samochód, żeby otworzyć dla mnie drzwi. Złapałam jego rękę i okryłam się mocniej szalem. Mimo jesieni w Dortmundzie było strasznie zimno. Przeczuwałam, że zima nastanie bardzo szybko i będzie bardzo mroźna. 

Zostawiliśmy Astona na poboczu i zaczęliśmy zmierzać do pobliskiego lasu. Marco milczał dłuższy czas. Nie chciałam go pospieszać, bo widziałam, że był wyraźnie na czymś skupiony. Przeszliśmy niewielką dróżką kawałek, aż w końcu zatrzymaliśmy się przy wielkim głazie. Chciałam okryć się rękoma, żeby było mi troszeczkę bardziej ciepło, jednak blondyn nie puszczał mojej ręki. Czułam, że coś poważnego wisi w powietrzu.

-Rose… -zaczął, a z jego ust wydobyła się para. Naprawdę było zimno. –Oboje wiemy, że między nami jest coś więcej i…
Dobry Boże. On mi chce wyznać miłość? I co to znaczyło to całe „coś więcej”? Już nie było mi zimno. Moje ciśnienie skoczyło niewyobrażalnie, a na policzkach rumieńce nie były już wywołane przez zimno a wielki przypływ gorąca.
-Co masz na myśli?
-Cholera, nie umiem mówić tak ładnie jak ty –zaśmiał się pod nosem i położył swoją zimną dłoń na moim rozgrzanym policzku.
-Spokojnie. Nie oczekuję od ciebie długich miłosnych poematów i latających zewsząd płatków róż.
-Ty nie mówisz poematami a i tak jakby te płatki róż latały. Ehh… No dobra.
-Nie, że coś. Ale zacząłeś tak, że ja tu zaraz umrę ze stresu.
-Nie podwyższyłem jeszcze mojego ubezpieczenia w razie śmierci współmałżonka, więc nie rób tego.
-Jesteś beznadziejny. Lepiej się postaraj z tym poematem i latającymi różami –przewróciłam oczami i zabrałam rękę z jego uścisku. Objęłam się ramionami, chcąc zahamować cały chłód.
-No przepraszam. Mówiłem ci. To wszystko miało się stać zupełnie inaczej, w restauracji, przy winie i dobrym jedzeniu..
-Ja nie robię dobrego?
-Najlepsze. Ale chciałem przygotować coś takiego na miarę twojej niespodzianki. Teraz kiedy wyszła ta cała sytuacja z moją mamą. Chcę ci powiedzieć wcześniej, żebyś miała pewność, że niezależnie od tego, co stanie się w moim rodzinnym domu nic się między nami nie zmieni a ja dopnę mimo wszystko i mimo wszystkich swój zamiar.
-To znaczy? –zapytałam, patrząc jak Marco z lekkim stresem zaciska swoje wargi.
-Myślę, że wszystko, co było na początku się zmieniło. Nic nie jest takie jak na początku, ty nie jesteś jak na początku, ja nie jestem taki jak na początku. Nie jesteśmy już kontraktem i próbą na rok. Jesteśmy teamem i ludźmi, którzy są dla siebie niezwykle ważni… Mam nadzieję, że nie tylko ja mam takie spostrzeżenie.
-Nie tylko. Ale to lepsza zmiana, prawda?
-To dużo bardziej niż lepsza zmiana. Uwielbiam to uczucie, kiedy jesteśmy razem, niezależnie od sytuacji. Dlatego… W pewnym sensie chciałbym zerwać część umowy. Na tej kolacji chciałem zaprosić dodatkowo prawnika, żeby wykreślić jeden ważny punkt.
-Jaki? I co z pozostałymi? Dlaczego..?
-Pozostałe zostają, otrzymasz pieniądze, mieszkanie i nie będzie orzeczenia o winie żadnego z nas.
-I nie mam z tym nic do gadania?
-W tym temacie nie ma dyskusji. Chyba, że chcesz więcej pieniędzy albo określić wartość mieszkania..
-Nie!
-Tak myślałem –zaśmiał się seksownie i przyciągnął mnie bliżej do siebie. Pocałował mnie w policzek i odrobinę odsunął od siebie. –Chcę zlikwidować punkt, mówiący o tym, że małżeństwo ma obowiązywać rok. Nie chcę tego i nie lubię, kiedy wypływa ten temat. Mojej mamie też to nie pasowało i powiedziałem jej, że może to zostanie na dłużej. I to nie był żart. Jesteśmy oboje dorośli, odpowiedzialni, wiemy, co robimy i myślę, że w miarę potrafimy podejmować wspólne decyzje. Uczymy się tego cały czas ale myślę, że radzimy sobie. Jeśli się stanie, że będzie ci w tym wszystkim źle nawet przed tym rokiem to zrozumiem i pozwolę ci odejść. Ale jako żonie, nigdy jako przyjaciółce. Jeśli będzie nam dobrze, jeśli może pojawi się w przyszłości między nami jakieś uczucie.. Zostaniemy. Jeśli w rocznicę naszego ślubu nie będziemy się chcieli rozstać, oboje oczywiście, to zostaniemy małżeństwem dalej. Wszystko zależy od nas. Od ciebie.
-Od ciebie też –powiedziałam, jakby tylko to w tej kwestii było najważniejsze.
-Tak. Ale dla mnie ty jesteś najważniejsza. Chciałem, żebyś o tym wiedziała. Umowa jest teraz zmieniana i zostanie zmieniona. Niezależnie jak pójdzie rozmowa z moją matką. Jesteś częścią tej rodziny… Rosalie, jesteś częścią mnie. Zawsze będziesz w moim sercu, niezależnie co przyniesie los.
-Marcusiek.. –westchnęłam, mimowolnie zdrabniając jego imię. Roześmiałam się i pieszczotliwie złapałam jego policzki. W tamtej chwili był strasznie uroczy. Słodycz aż kipiała. Jego oczka mieniły się na wszystkie odcienie szarości, błękitu, zieleni i złota. Stanęłam na palcach i musnęłam ustami jego w czułym pocałunku. –Dziękuję. To wiele dla mnie znaczy.
-Cieszę się –powiedział i przytulił mnie do siebie.
-Marco. To naprawdę wiele dla mnie znaczy. Dziękuję. To naprawdę kochane.
-A więc już chodźmy.

Złapałam go za rękę i ruszyliśmy w drogę powrotną do samochodu. Byłam już bardziej pewna, odważniejsza. Może i to tylko usunięcie jednego punktu z tej całej głupiej umowy ale chyba najważniejszy punkt. Byliśmy już partnerami. Nie było Marco, który kazał mi być mu posłuszną, był zły i kazał mi z dnia na dzień wstąpić w jakiś układ na wariackich papierach. Minęło stosunkowo niewiele czasu a zrobiliśmy razem tak wielki krok. I ja czułam jak wiele się zmieniło we mnie samej. Jak się otworzyłam, jak mimo tego, że stałam się też bardziej podatna na wpływ Marco. Chyba też mi trochę minęło z buntowniczki, zaczęłam znajdować w sobie jakieś dziwne pokłady spokoju i harmonii. I nieskończonego szczęścia.
Nie bałam się już aż tak spotkania z jego mamą. Wiedziałam, że byliśmy teamem. Niezniszczalnym.
Podjechaliśmy pod duży dom jego rodziców. Kiedy wysiedliśmy z samochodu miałam wrażenie, że z pogodą było trochę lepiej. Zanim poszliśmy do furtki zostałam mocno przytulona i ucałowana w usta. Wygładziłam ręką płaszcz i naciągnęłam na palce rękawiczki.

Weszliśmy na ganek a Marco zadzwonił do drzwi. Mimo wszystko wstrzymałam oddech, bojąc się reakcji mamy blondyna na mój widok. Wypuściłam powietrze, kiedy w drzwiach stanął pan Thomas. Marco też się uśmiechnął i przywitał się ze swoim tatą uściskiem dłoni.

-Rosalie! –ucieszył się na mój widok i objął mnie przyjaźnie. –Dobrze was widzieć, wchodźcie do środka.
Tata Marco pomógł mi zdjąć płaszcz, który odwiesił w przedsionku na wieszaku. Marco jednak nie zdjął nic z siebie i czekał, aż pojawi się pani Manuela i zarazem okazja zabrania swojego ojca, żeby dać nam chwilę prywatności. Wkrótce przyszła i blondynka. 

-Marco, jak cieszę się, że jesteś..o, Rosalie..
-Tak właściwie to Rose chciała z tobą porozmawiać, nie ja. Tato, podejdziesz ze mną na chwilę do samochodu?
Pan Thomas był trochę zdezorientowany, również i pani Manuela. Chwilę później już oboje panowie Reus zmierzali ku wyjściu. 

-Proszę, wejdź –zaprosiła mnie do środka z niechęcią, od razu przeszłyśmy do salonu, gdzie usiadłam na fotelu, na którym leżał duży, puchaty koc. Pani Manuela usiadła na kanapie naprzeciwko mnie.
Poprawiłam się, próbując znaleźć jakiś punkt zaczepny rozmowy. Liczyłam chociaż na to, że zaproponuje mi herbaty i będę miała chwilę na poukładanie myśli. 

-Pani Reus.. Jestem pani winna przeprosiny, za bardzo mnie wtedy poniosło. Nie chcę być dla pani wrogiem, wydawało mi się, że.. że gramy w jednej drużynie.
-Ja nigdzie nie gram. Nie wiedziałam, że to ty chcesz tu przyjść.
-Przepraszam, że tak wyszło. Wolałam, żeby spotkanie doszło do skutku niż jakby pani się dowiedziała i nie chciała się ze mną widzieć.
-Zależy ci…Dlaczego? To jakiś punkt umowy?
-Jest pani mamą Marco. Nie możecie mieć złych relacji przeze mnie. Rodzina jest podstawą wszystkiego, bez niej nie ma nic. Widziałam jak się po tym czuł Marco musiałam coś zrobić.. Pani zawsze będzie dla niego najważniejsza i..
-Nie, Rosalie. To ty stałaś się dla niego najważniejsza. Sam mi to powiedział. Ja już go nie obchodzę.
-Pani jest jego mamą, tu zawsze będzie jego rodzinny dom, do którego będzie przychodził z tęsknotą. A ja nie jestem pani rywalką, chcę dla Marco wszystkiego co najlepsze i staram dać z siebie wszystko. Nie chcę go zranić, ale też nie jestem idealna i mogę zrobić całą masę głupot. Wiem, że mieliście zawsze dobre kontakty i nie chcę stawać na przeszkodzie. Ale też tworzymy z Marco własny dom, w którym jesteśmy szczęśliwi i który będę chronić przed wszystkimi przeciwnościami.
-To ja byłam tą przeciwnością, tak?
-Nie, po prostu… -W sumie to naprawdę tak. Ale tego już nie chciałam mówić. Miałam nadzieję, że dojdziemy do porozumienia.
-Wiem, że tak. To było niemądre z mojej strony. Marco cię naprawdę lubi. Nie popieram tej znajomości ani małżeństwa, nie dostaniesz mojego błogosławieństwa i ucieszę się, kiedy to się skończy. Ale jest coś, co mnie w tym wszystkim dziwi. Nie widziałam nigdy takiego zachowania… Kiedy był przez ten cały czas ze Scarlett… To była dobra dziewczyna ale on? Był taki…zimny. Scarlett jest twoim przeciwieństwem. Nigdy mi się nie postawiła, nigdy też nie zrobiła Marco awantury, nie rzucała talerzami…-kobieta zaśmiała się, a ja zachodziłam w głowę skąd o tym wiedziała. –Dobrze, że cię poznał. Mogło na tym zostać ale to jego życie.
-Nie proszę o pani błogosławieństwo ale tylko o szacunek dla naszej decyzji. Nie musi pani jej popierać, lubić. Proszę, żeby pani jej nie sabotowała ani nie nastawiała Marco przeciwko mnie czy namawiała do rozwodu. Ona jest wspólna i cieszymy się z tego, że tak jest. Jesteśmy szczęśliwi. Marco jest szczęśliwy, ja również.
-W porządku. Powinnyśmy zacząć od początku, ale wiedz, że mam cię na oku.
-Oczywiście.
–Marco na długo poszedł z Thomasem?
-Nie wiem, zaoferował, że da nam chwilę na rozmowę i zabierze pani męża..
-Oby się nie zaziębili. Pomożesz mi przy obiedzie?
-Chętnie, jednak muszę zrobić też zakupy, bo będę robić obiad dla Mario i André, przyjeżdżają dzisiaj do nas.
-Co za problem, zrobimy więcej to weźmiecie w pudełkach.
-Ma pani tyle porcji? Wie pani, Mario..
-Rosalie, wykarmiam tą uroczą bestyjkę od dzieciaka. Wiem co to znaczy Götze na obiedzie –zaśmiała się i wstała z kanapy. Imię "Mario" chyba wszystkim przywracało dobry humor. Poszłam za nią w kierunku kuchni.


Nie wiedziałam jak dalej potoczy się ta znajomość. Miałam nadzieję, że wszystko ułoży się w przyszłości po mojej myśli a Marco już nigdy nie będzie musiał wybierać między mną a własną matką. Domyślałam się jak ta cała sytuacja była dla niego trudna i byłam pewna, że poczuje się lepiej widząc, że się dogadujemy na miarę jak może dogadywać się synowa z teściową. Widziałam, że będzie musiało potrwać chwilę, zanim pani Reus to wszystko przetrawi i się przyzwyczai ale byłam dobrej myśli. 
Wzrok Marco był nie do opisania, kiedy razem z panem Thomasem weszli do domu i zastali mnie i panią Reus przygotowujące obiad. 

-No… No proszę! –zaśmiał się pan Thomas i podszedł do garnka, żeby spróbować sosu do mięsa.
-Mieliśmy robić obiad u nas.. I zrobić zakupy –powiedział Marco, zdezorientowany się drapiąc za uchem.
-Zrobię z twoją mamą więcej i zabierzemy do nas. André i Mario z pewnością będzie smakować.
-Też dobry pomysł.
-Marco możesz na chwilkę? Rose, przypilnujesz dobrze?
-Oczywiście.

Mama Marco odeszła z nim, a ja zostałam w kuchni z panem Thomasem. Powiedział mi, że przesiedzieli w samochodzie Marco cały ten czas, żeby dać nam chwilę spokoju. Mój mąż jednak podobno był cały czas spięty i nie mógł wysiedzieć w miejscu. 

Cieszyłam się na nadchodzący wieczór. To pierwszy taki, kiedy będziemy gościć u siebie znajomych Marco. Bardzo też chciałam spotkać się z Yvonne i Lisą. Dawno ich nie widziałam, a chociaż sam wypad z Leo i Nico na plac zabaw sprawiłby nam wiele frajdy. Musiałam koniecznie do nich zadzwonić. Tęskniłam też strasznie za Ann. Rozmawiałyśmy niewiele, była bardzo zajęta obowiązkami na swoim wyjeździe ale obiecała, że odbijemy sobie to kiedyś podczas babskiego wieczoru.
Razem z panią Reus dokończyłyśmy przyrządzanie posiłku i zapakowałyśmy wszystko w pudełka. Z tego co dowiedziałam się później od blondyna, kobieta przeprosiła go za swoje zachowanie i obiecała poprawę. 

Po powrocie do domu przygotowaliśmy wszystko, robiłam ostatnie najpotrzebniejsze porządki, chociaż Marco stwierdził, że przy Mario wszystko będzie dwa razy gorzej pobałaganione.
Korzystając z okazji, że Marco poszedł się przebrać na górę mogłam otworzyć w spokoju, lub też napięciu kolejną, białą kopertę, którą znalazłam przy okazji wyjmowaniu ulotek ze skrzynki. Blondyn chyba nie zauważył, że wkładam kopertę do torebki. I całe szczęście, bo nie chciałam, żeby martwił się niepotrzebnie jakimś natrętem, który ma jakąś mini obsesję na moim punkcie.

Wiesz co do ciebie czuję.”

W Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie. Przewróciłam oczami i podarłam kopertę i wrzuciłam wszystkie papierki do kosza. Ta sprawa już mnie nudziła i naprawdę miałam tego dość. Wolałabym już zobaczyć tego, kto to wysyła i powiedzieć to co o nim myślę i to, żeby dał mnie i Marco spokój.
Wstawiłam obiad przygotowany przeze mnie i panią Manuelę, przy którym naszły mnie pytania natury egzystencjalnej, kiedy to stwierdziłam, że mój mąż prawdopodobnie chciał mieć męski wieczór, a ja wtrąciłam się z obiadem i swoim towarzystwem. Chciałam akurat pytać Marco, który zszedł z góry przebrany w swój domowy dres, jednak przez drzwi wejściowe wpadł niczym tornado Mario.

-Witajcie zgredy moje kochane! –zawołał wesoło, ściągając buty niedbale, zahaczając palcami tylną część butów, zostawiając je tym samym gdzieś po środku salonu.
-Mario, sprzątałam..
-U! Perfekcyjna pani domu! –zaklaskał i przybił piątkę Marco. –I jeszcze gotuje. Bracie, kradnę ci żonę.
-Tylko spróbuj.
-Spróbuję –wzruszył ramionami i przeszedł przez salon do mnie do kuchni. Podskoczyłam przestraszona, kiedy mój ulubiony zaraz po Marco piłkarz objął mnie mocno od tyłu, ściskając mocno za brzuch i wtulił swoją pulchną twarzyczkę z pultaśnymi policzkami do mojej szyi.
-Kochanie, ja wiem, że tęsknisz za Ann..
-Za tobą się stęskniłem –uśmiechnął się szczerze, nie puszczając mnie. Przysięgam, zaczęło mi brakować oddechu. Marco obserwował nas z salonu z założonymi rękoma, chociaż mimo swojej zazdrości był trochę tym rozbawiony.
-Kotlecika?
-O, to mi mów.
-Ręce iść umyć proszę!

Mój dobry humor wrócił. Stęskniłam się za Mario i to strasznie. Nawet już nie myślałam proponować Marco, żeby zostali sami. Wiedziałam, że z pewnością czuł się trochę sam, kiedy musiał zostawać na dłuższy czas sam w domu.
Nie wiedziałam, czy zrobiłam dobrze, ale zostawiłam obiad pod pieczą Mario, żeby samej móc się przebrać w mój dres. Trochę taki matching z Marco, jednak grunt to wygoda, prawda? Kiedy zeszłam na dół do mieszkania akurat wszedł André. Uśmiechnął się szeroko, kiedy mnie zobaczył i objął po przyjacielsku. Czułam, że jego każdy najmniejszy gest będzie pod uważną obserwacją Marco, jednak miałam nadzieję, że uda nam się podtrzymać przyjazną atmosferę i żaden z panów nie skoczy drugiemu do gardła. 

Podałam obiad, który mogłam już nałożyć na nowe talerze, które kupiliśmy. Miałam nadzieję, że nie zostanę zmuszona i tym razem, żeby je potłuc. Usiedliśmy we czwórkę na kanapach z naszymi daniami i włączyliśmy telewizor, w którym tak naprawdę jeszcze nic nie leciało. 

-Nie chcę się robić sentymentalny –zaczął Schu- Ale chyba kiedy przyszedłem tu pierwszy raz z Rosalie, dałeś jej to samo do zjedzenia.
-Faktycznie! –zaśmiałam się i  nałożyłam kolejną porcję mięsa na widelec. –Tym razem robiłam to razem z mamą Marco.
-Ale jak zwykle pyszny. Pani Manuela jest najlepszą kucharką na świecie. 

Po zjedzonym obiedzie głównie plotkowaliśmy przy herbacie na kanapach, rozmowa była bardzo przyjemna. Byłam zadowolona, że wszyscy panowie dobierali takie tematy, w których mogłam cokolwiek powiedzieć i nie byłam zupełnie nie w temacie. Jeśli coś miało związek z piłką i całą Bundesligą albo Marco, albo Mario albo André wszystko mi po krótce tłumaczyli na tyle, żebym zrozumiała. A później oglądaliśmy mecz Bremy z Lipskiem. Trochę się załamałam, ponieważ André przyniósł ze sobą paczkę popcornu do mikrofali. W tamtym momencie chciałam skoczyć z okna. Tego wieczora, kiedy zostałam u niego na noc też zrobił popcorn, od którego zapachu mnie aż mdliło. Tym razem nie mieliśmy mikrofali, więc blondyn wysypał swój popcorn na patelnię. Może i nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że kiedy wyszłam do łazienki, Mario musiał sprawdzić jak to działa i w jednej minucie pół kuchni zasypane było wyskakującymi z patelni ziarenkami kukurydzy. I kto to sprzątał? Ja. Mario zaoferował swoją pomoc ale dopiero po meczu, kiedy już wszystko było posprzątane. 

Oglądanie meczu w telewizji z profesjonalnymi piłkarzami siedzącymi obok mnie było dość zabawne. Analizowali zupełnie wszystko. Kto jak podał, czemu trener postawił na takie a nie inne ustawienie, kto zawinił, kto powinien był dostać żółtą kartkę, kiedy sędzia powinien zainterweniować a kiedy odpuścić. To było ciekawe doświadczenie, zwłaszcza dla takiego laika jakim byłam. Miałam przez to naprawdę intensywny i przyspieszony kurs wiedzy o piłce nożnej i to całkiem za darmo. I jakby oglądanie meczu to było niewystarczające, panowie zaraz po nim postanowili włączyć Fifę i rozegrać między sobą mecze. Oczywiście powiedziałam, że odpadam, jednak zostałam zatrzymana przez mojego męża, który stwierdził, że zagram z nim. Ale nie jako przeciwnik tylko na jednym padzie. Usiadłam w siadzie skrzyżnym między jego nogami i chwyciłam za pada. Oparłam się o jego tors, a on położył swoje dłonie na moje i zaczął sam wciskać moim palcami różne kółka i pokrętła. Nie wiedziałam, czy to akurat był najlepszy sposób nauki, gdyż byłam przez to strasznie rozkojarzona. Co więcej moim, czy też Marco przeciwnikiem był André i miałam nadzieję, że przez to nie czuje się źle. Nie chciałam wracać z nim do tematu jego zakochania we mnie, możliwe, że nic już nie czuł, jednak we mnie wciąż ciążyła ta niepewność. Może te wszystkie listy były od niego? Nie wariujemy Rosalie. Nie wariujemy.


***


Nawet nie wiedziałam, że pokój gościnny u Marco był tak naprawdę pokojem Mario. Brunet sam sobie go urządził i zażyczył sobie w nim wodnego łóżka. To było bardzo łatwe do skojarzenia wcześniej. Byłam pewna, że nigdy nie zapomnę momentu, kiedy pierwszy raz ugięło się pode mną łóżko a ja przez jego dziwną miękkość, byłam pewna, że wskoczyłam na Marco. Nie wiedziałam, czy był tego świadom ale to mogło być jak dla mnie niezapomniane do końca życia. Przez całą znajomość z Marco napotkało mi tyle niezwykłych chwil, które z pewnością nie uciekną mi aż tak szybko z pamięci.
Akurat okryłam nas z Marco grubszą kołdrą, kiedy bez pukania wszedł Mario dzierżąc wysoko w dłoni telefon. 

-Widzisz jak się przytulają misiaczki? No urocze, prawda? –powiedział do swojego telefonu, nie przejmując się nami. Jeszcze świecił wściekle jasną lampą błyskową aparatu prosto w moje oczy. Zacisnęłam mocno powieki i schowałam głowę w zagłębieniu szyi blondyna. Czyj to był przepraszam pomysł, żeby Götze u nas nocował? Ja musiałam iść rano do pracy!
-Cześć Rosie, Marco! –zawołała z drugiej strony Ann. –Widzę, że dobrze się bawicie.­-zaśmiała się zapewne rozbawiona naszymi minami.
-Hej Ann. Wiesz, że jesteś wspaniała i w ogóle, i rozumiemy, że jest u ciebie rano ale my chcemy z Rosie spać.
-Ale ja przecież nic nie robię! W ogóle, Rose, jak tam mój prezent? Przydał się?
-Nie wiem o czym mówisz!
-Wiesz. Oj wiesz.
-Mówiłam ci już co o tym myślę, skarbie i zdania nie zmienię. Buziaki, dobranoc, koniec tematu.
-Marco powinieneś przycisnąć swoją małżonkę. Obiecuję, warto.
-Ani mi się waż –mruknęłam pod nosem do blondyna, chociaż wiedziałam już, że był wyraźnie zaciekawiony przez modelkę i nie da mi z tym spokoju. Nie dam się.
-Postaram się. Umiem przekonywać Rose, nie mała? –zaśmiał się i pocałował mnie w policzek. Po sypialni rozległ się pisk Ann, która czasami miała aż nazbyt się ekscytowała naszą dwójką. Nie musiałam nawet pytać, bo byłam pewna, że zrobiła już kilkanaście screenów z tej rozmowy.
-To wy tu się przekonujcie a ja idę spać. Chyba, że mogę z wami –zaproponował Mario.
-Nie! –odpowiedzieliśmy z Marco nie tylko równo ale i zgodnie.
-Okej, okej, to tylko propozycja. Dobranoc.
-Dobranoc, Mario. Pa Ann! –pomachałam do telefonu, nadal nie patrząc w tamtym kierunku. Za duże światło jeszcze by mi nie pozwoliło zasnąć.

***

Mimo tego, że nie patrzyłam w latarkę Mario i tak nie mogłam spać. Przewracałam się z boku na bok, starając się przy tym nie obudzić Marco, któremu udało się dopiero co zasnąć. Wstałam po jakimś czasie i postanowiłam się przejść i zobaczyć czy Mario śpi. Uchyliłam lekko drzwi i zobaczyłam, że brunet właśnie odkładał telefon na szafkę nocną.
-O, nie śpisz? Wchodź –uśmiechnął się i usiadł na łóżku.
-Nie mogę zasnąć. Dopiero teraz skończyłeś rozmawiać z Ann?
-Yhym –przytaknął. –Możemy naprawdę rozmawiać godzinami i tu nie ma żadnej przenośni.
-Uwielbiam was razem. Też bym kiedyś chciała spotkać taką osobę… -westchnęłam i usiadłam na udostępnionym przez bruneta kawałku łóżka.
-Ja tam myślę, że już spotkałaś.
-Chodzi mi o… O przyszłość. Wiesz.. Może teraz nie ale kiedyś chciałabym założyć rodzinę, z odpowiednią osobą, którą kocham i chciałabym mieć właśnie taką relację.
-„Kiedyś” to przyszłość, a Marco mówił, że wasz termin ważności stał się nieograniczony –uśmiechnął się zawadiacko i oparł wygodnie o wezgłowie łóżka.
-Nigdy bym się tego po nim nie spodziewała. Zaskoczył mnie. Pewnie się rozstaniemy po roku, ale zdjęcie tego terminu pokazało, że nasz związek to coś silniejszego. Część tego, co bym chciała właśnie mieć w moim przyszłym związku.
-Miłość?
-Głupi jesteś. Przyjaźń. Marco jest moim przyjacielem. Ale to jest taka przyjaźń, która rozumiesz… Wszystko jest przy niej takie piękne, łatwe, sielankowe, czuję się taka lekka.
-To głupie.
-Związek powinien opierać się na przyjaźni. Teraz to już wiem.
-Ale to głupie. To jakby jajko nazwać boczkiem. A to są dwie różne rzeczy.
-Ale tworzą idealne białkowo-tłuszczowe śniadanko.
-Boję się o was, Rosalie –stwierdził nagle przybierając poważną minę. Wtopił spojrzenie w drzwi swojej sypialni. Przysunęłam się bliżej niego i nakryłam lekko kołdrą.
-Czemu?
-Bo wy nie dacie rady żyć bez siebie i rozwód będzie dla was strzałem prosto w serce. Nie mylić z piętą. Będę miał dwójkę najlepszych przyjaciół w kompletnym załamaniu i założę się, że po tym nawet nie będziecie w stanie na siebie spojrzeć.
-Mario.. Braliśmy ten ślub dobrze wiesz w jakim celu..
-Wasz cel już dawno się zmienił. Jesteście za bardzo skupieni na teraźniejszości, żeby móc stanąć i spojrzeć trzeźwo w przeszłość i przyszłość.
-Co masz na myśli?
-Sama musisz to zrozumieć. Wiesz, że jesteś dla mnie jak siostra, prawda Rose?
-Wiem, ty dla mnie też, tylko że jak brat. Nie wiem jak to jest być dobrą przyjaciółką, poza Leo nigdy nie miałam przyjaciółki a co dopiero przyjaciela. Przepraszam, jeśli poświęcam ci za mało czasu. Czuję czasami, że zawalam na całej linii.
-Nie zawalasz. A możesz mi obiecać jedną rzecz?
-Obiecuję.
-Nie wiesz o co chcę cię poprosić.
-Jeśli jesteś poważny to znaczy, że to coś ważnego dla ciebie. A jak coś jest dla ciebie ważne to zrobię wszystko, żeby tej obietnicy dotrzymać. A nawet gdybyś chciał mnie teraz rozbawić to rzuciłbyś obietnicę typu „zrób na śniadanie jajko z boczkiem”.
-To pierwsze –powiedział i uśmiechnął się i odwrócił się do mnie. –Niezależnie co się wydarzy… Niezależnie czy dobrze czy źle. Niezależnie co dalej postanowicie z Marco. Obiecaj mi,  że zawsze będziesz moją siostrą. Nie potrzebuję żadnych umów i Karaibów. Po prostu. Na całe życie.
-Mario.. –szepnęłam poruszona jego słowami. Przełknęłam głośno ślinę i mocno przytuliłam bruneta.
-Jeśli można się w sobie zakochać po chwili małżeństwa a już w ogóle wziąć ślub po tygodniu znajomości, to co to dla nas takie coś. Są ludzie, których wiesz,  że nie polubisz chociaż byś się starał, a są tacy, chociaż ich jest niewiele, że jeśli na nich spojrzysz to już po prostu wiesz. Masz w sobie „to coś”. Kiedy Marco powiedział mi o swoim pomyśle stwierdziłem, że go nieźle pogrzało. Tym bardziej, że kazał mnie, Yvonne i Ann się z tobą zaprzyjaźnić, żebyś mu uległa i poczuła się pewnej. Nie pozwolił mi o tym powiedzieć ani słowa, ale wiesz dlaczego ci to mówię? Bo ani ja, ani Yvonne ani Ann nie przewidzieliśmy, że spotkamy taką wspaniałą i wyjątkową osobę. Tym bardziej, że taka żona się przytrafiła Lamie.
-Dziękuję, że mi to powiedziałeś. Jesteś dla mnie najwspanialszym bratem, jakiego mogłabym sobie wymarzyć, zawsze chciałam mieć starszego brata. Ale Mario.. Jest tyle rzeczy, o których nie masz zielonego pojęcia. Nie byłam święta w przeszłości, zrobiłam kilka złych, głupich rzeczy, wybrałam wiele niewłaściwych dróg i jeśli kiedyś się zbiorę i ci o tym powiem..
-Sorry maleńka, ale nie obchodzi mnie to. Chrzanię to co było, ty też powinnaś. Jesteś moją siostrą i nic tego nie zmieni. Walić decyzje, przeszłość, skoro mamy przed sobą długą przyszłość. Wspólną. Dobrą.
-W takim razie obiecuję –powiedziałam, czując kręcącą się w oku łzę.
-Na mały paluszek –stwierdził brunet i wystawił dłoń w moim kierunku. Zrobiłam dokładnie to samo i złapałam swoim małym palcem jego. –Ja też obiecuję.
Uśmiechnęłam się patrząc na nasze palce. Chwilę później jednak zaczęłam się śmiać jak szczęśliwa mała dziewczynka. Rzuciłam się na szyję Mario i uwiesiłam na niej niczym małpka. Brunet zaśmiał się i mocno mnie do siebie przytulił.
Nie zaczęliśmy jeszcze zacząć rozmawiać, kiedy drzwi ponownie się otworzyły a w nich stanął Marco. 

-Tu jesteś. Czekałem na ciebie, myślałem, że poszłaś do łazienki.
-Nie, nie mogłam zasnąć i przyszłam do mojego braciszka.
-A ja chyba wyczułem, że sobie poszłaś, bo się obudziłem i też nie mogłem zasnąć –wzruszył ramionami i podszedł do łóżka, w którym siedziałam z Mario. Brunet spojrzał na mnie znacząco, jakby chcąc mi wykrzyczeć prosto w twarz „a nie mówiłem”, na co jedynie przewróciłam oczami i przesunęłam się na łóżku, żeby móc zrobić jeszcze miejsce dla Marco. I tak to leżałam na środku wodnego łóżka, po lewej brat, po prawej mąż, przykryci jedną kołdrą i próbujący wyrwać sobie nawzajem poduszkę, bo żadnemu z nas nie chciało się ruszyć po drugą. Może i to zabrzmi strasznie źle, ale właśnie tak leżąc między tymi dwoma mężczyznami czułam ogromne szczęście. Oboje byli dla mnie ważni, każdy z nich miał swoje miejsce w sercu. Możliwe, że to przez wpływ Mario i jego dziwnych mózgowych fal doszłam do wniosku, że moje serce jest podzielone na równe kawałeczki niczym Rodzinne Ogródki Działkowe Otoczone Siatką i każda osoba zajmuje jedną działkę. Marco, Mario, Ann, Yvonne, mały Nico, moja mama… Później jednak stwierdziłam, że to całe Rodos jest jednak słabym pomysłem, uzmysławiając sobie, że każdy z nich ma całe moje serce. Byłam trochę jak mątwa. Mątwa ma trzy serca a z moich obliczeń wyszło, że mam trochę więcej, więc byłam w pewnym sensie lepsza od mątwy. Byłam też dość zmęczona, więc pewnie dlatego zaczęłam od rozmyślaniem nad leżeniem w łóżku między dwoma mężczyznami a skończyłam na porównywaniu siebie do mątwy. Czas iść spać.

-Rosie, a zrobisz te jajko z boczkiem na śniadanie?
-Zrobię –zaśmiałam się, słysząc pytanie już trochę odpływającego w sen Mario. Marco objął mnie ramieniem w talii i przyciągnął do siebie.
-Super. A, i Rudy, chociaż teraz się trochę opamiętaj, naprawdę, nie jesteście tu sami.
-Ok, poczekamy aż zaśniesz.
-Zaraz się zrzygam.
-To nie dostaniesz jajka z boczkiem na śniadanie.
-Ostatni raz u was nocuję.
-No wreszcie!
-Ej! –mruknęłam pod nosem, już nie mogąc słuchać ich wymiany zdań. –Dobranoc.
-Dobranoc –odpowiedzieli równo i grzecznie niczym przedszkolaki. Byli oboje uroczy.
-A, Marco, użyłem twojej szczoteczki do zębów. To prawie jakbyśmy się całowali, no nie?
-Fuj! Zaraz ja stąd pójdę. Mam całe wolne łóżko w swojej sypialni z własną, kołdrą i poduszką, nawet kocyk mam, wcale nie muszę tu się gnieździć między wami –powiedziałam.
-Ale to robisz, bo nas kochasz –odparł Mario wzruszając ramionami. –Dobranoc.
-Dobranoc.
-A, i Rose. To była chyba jednak twoja szczoteczka. Super, nie?




~~~

Hej kochane!:) Kto ma już ferie? Ja zaczynam czuć coraz większy wyścig z czasem do matury, mniej niż 100 dni. Na razie mój zapas się drastycznie kończy ale mam nadzieję, że znajdę wkrótce czas, żeby tak po prostu usiąść z zieloną herbatą w ręku i pisać, bez sztucznych schematów, tez, argumentów i przykładów...
Dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem!💗💗💗 Zapomniałam odpisać, ale dziewczynom zmagającym się z sesją życzę powodzenia i żeby wiedza jak najszybciej wchodziła do głowy!;)
Za dwa tygodnie 36!
Buziaki!!

5 komentarzy:

  1. ahahahahhahaha końcówka poprawiła mi humor na cały dzień po prostu jest mega! <3 no uwielbiam ją straszenie :D Mój ulubiony rozdział! ... ZNOWU! Śmiałam się jak wariatka....

    Cały rozdział ogólnie jest mega. Początek jest absolutnie mega! Potem "wyznanie" Marcusia absolutnie mega, mega, mega! No oni się po prostu nie mogą rozwieść! Nie! Nie! Nie! Absolutnie nie wyrażam na to swojej zgody. Absolutnie. Muszą być razem do końca życia i jeszcze dłużej. Sytuacja z mamą marco.. noooo mogę spojrzeć na nią bardziej przychylnym okiem w końcu martwi się o swoje dziecko, a sytuacja nie jest normalna... no ale tylko trochę bardziej przychylnie. tylko troszeczkę bo przegieła ostro. No i fajnie niby, że sytuacja z Andre trochę wyszłą na prostą, ale jakoś bez entuzjazmu. I ogólnie to Mario wygrał ten rozdział. Jest najbardziej kolorową postacią w tym opowiadaniu, w całej blogosferze i na całym świecie. Słodziakkkk. I no... ja się z nim w 100% zgadzam. w 100% - jeśli Oni wezmą rozwód to bd masakra i będzie tak jak mówił, będą cierpieć oboje i nie będą mogli na siebie patrzeć i ogólnie będzie beznadziejnie dlatego opcja do końca świata bardzo mi się podoba. No i końcówka powala na łopatki. Naprawdę. Dalej płacze ze śmiechu. A i jeszcze dalej te listy... kurcze... może to naprawde mógłby być Marco, on to lubi tak okrężną drogą... no ale wcale to nie musi być on...ciekawwwe...


    P.S: Czy ja już mówiłam, że oni nie mogą się rozwieźc? Nie żebym Ci coś sugerowała. Nie chcę być nachalna.
    P.S2: NIE MOGĄ SIĘ ROZWIEŚĆ.
    P.S3: Do 26! Pozdrawiam ciepło i ściskam!!! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Teksty Mario mnie rozwalają! XD
    Marco... Chyba dużo go kosztowało, by powiedzieć to, co powiedział Rose. Ale cieszę się bardzo, że to zrobił. No i musiał być cholernie szczęśliwy, skoro od razu nadał to Mario. :D Miło, że obie panie Reus zawarły rozejm. No a ta niespodzianka Rosalie dla męża była mega! Dziewczyna ma świetne pomysły. :D
    No nic, pozostaje mi odliczać czas do kolejnego rozdziału - lepsze to niż dk sesji :'D
    Buziaki!
    PS W wolnej chwili zapraszam do mnie na nowe rozdziały ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mario wygrał moje serce. Uroczy chłopak.

    OdpowiedzUsuń
  4. "Mogło by na tym zostać" Tak powiedziała była przeciwniczka Rosie, mama Marco. :)
    Super, że się dogadały. Niespodzianka też się udała, spotkanie z tymi dwoma też, teraz czas na większą imprezę. W większym gronie co Rosie mogłaby potańczyć z mężem(w końcu dobry z niego tancerz) no i spotkałaby się z dziewczynami.
    Sory, ze teraz komentuje ale sama wiesz...nauka, sesja trwa. W weekend dwa a raczej trzy egzaminy, wiec już się boje.
    Dzięki, oby wszystko zostało zaliczone za pierwszym podejściem.
    Do soboty!:D

    OdpowiedzUsuń
  5. jestem zakochana i załamana za razem, bo teraz już będę musiała czekać na kolejne rozdziały... no, ale dla takiego cudnego cudeńka to się poświęcę!
    kocham to opowiadanie i zaraz zmykam obczaić jakies inne w twoim wykonaniu, bo mam nadzije, ze takie się gdzieś u ciebie znajdują ;D nawet polubiłam bundeslige dzięki tobie! No i Marco i Mario zyskali mój follow na ig anahahhaa.
    Jeśli masz czas i oczywiście ochotę, to zapraszam cię na moje opowiadanie nierownajace się twojemu mimo wszytsko, ale może jednak zerkniesz upewnijmnie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do komentowania!❤️ To bardzo motywuje do pisania kolejnych rozdziałów!