sobota, 26 sierpnia 2017

Dwadzieścia cztery

Karolinie,
z okazji (zaległych) urodzin 💝





-Zwykłe jeansy?-zapytałam niepewnie przeglądając się w lustrze sypialni Ann i Mario. Dzisiejszy wieczór miał być trochę chłodniejszy, dlatego też zdecydowałam się na pożyczenie długich spodni od Ann. Modelka posiadała bardzo długie nogi, także mimo tego, że była ode mnie niższa spodnie pasowały dobrze.
-Pewnie. Znamy z Mario to miejsce i uwierz, ze nie  musisz tam mieć balowej sukni.
-No dobra-powiedziałam widząc, że naprawdę leżą na mnie w porządku.
-Twój tyłek wygląda w nich nieziemsko!-powiedziała śmiejąc się i zaczęła mi szukać czegoś u siebie w szafie, żebym mogła założyć na moją nowo kupioną, czarną, koronkową bieliznę.
-I o to chodzi!


Ann buszowała w szafie prawie do niej wchodząc. Modelka mająca pełno ciuchów, a od godziny nieustannie szuka jednej, jedynej rzeczy, która będzie idealna.
-Skarbie. Oto czarna prześwitująca, lejąca koszula. –powiedziała dumnie dzierżąc niewiele zakrywające ubranie na wieszaku.
-I co, mam pójść ze stanikiem na wierzchu?-zaśmiałam się na wyobrażenie sobie mnie w tej bluzeczce, w eleganckiej restauracji.
-W sumie, to na wierzchu będzie bluzka.
-Ale widoczny stanik.
-Ale na wierzchu…
-Oj cicho, zakładaj, bo pójdziesz w samym staniku. Poza tym, stanika się uczepiłaś. Masz też tatuaż i super kolczyk. Są zbyt piękne żeby je zasłaniać!
Przewróciłam oczami i odebrałam wieszak od Ann. Założyłam na siebie koszulę i zapięłam guziki. Miałam to szczęście, że mimo długich paznokci spokojnie pokonałam rządek malutkich guziczków.
Ann pokiwała głową z dezaprobatą i podeszła do mnie żeby odpiąć guziki. Po dwóch pierwszych chciałam już się odsunąć, jednak ta była nieustępliwa i odpięła także trzeci. Marco dostanie zawału.

-Ja nie chcę zostać wdową tak szybko!-zaśmiałam się wychodząc z sypialni do salonu, gdzie przygotowałam sobie moje czarne szpilki, które kupiłam jeszcze z Yvonne i Ann przed moją nieudaną randką w kinie. Mario był na spacerze z Mase, więc miałyśmy całe mieszkanie dla siebie. Ann ustawiła już w salonie zestaw małego majsterkowicza, żeby moje oczy wyglądały na wielkie i wyłupiaste, czy coś w tym rodzaju. Zanim dołączyłam do niej, poszłam do mojej torebki, w której ukryłam mały liścik, który był ukryty w różach z poprzedniego wieczora. Nie chciałam go otwierać przy Ann wiedząc, że jeszcze zaczęłaby węszyć i wyolbrzymiać całą sprawę. Upewniając się, że jestem poza zasięgiem wzroku modelki otworzyłam kopertę.


„To róże świadczą o miłości.”


-Udław się, kocham stokrotki.-mruknęłam i skierowałam się do śmietnika w kuchni.


-Coś mówiłaś?-zapytała Ann spoglądając to na mnie to na kolejne paletki cieni.
-Myślę, że chciałabym dzisiaj trochę zaszaleć z makijażem. Widziałam w internecie takie śliczne, mieniące się czarno-srebrne cienie z drobinkami, które kończył matowy róż…
-No, no, Rose. Ostry zawodniku. –uśmiechnęła się szeroko i wyjęła potrzebne pudełeczka. –Ale wiesz co, zamiast różu beż. I będziesz miała jasnobrązowe usta. Matowe. Weźmiesz na wszelki wypadek do poprawki, ale nie powinny się zjeść.
-Wiesz, że ty jesteś niezawodna?-zaśmiałam się zajmując miejsce na skórzanym fotelu koło stolika na kawę, gdzie wszystko było rozstawione. –Bym powiedziała, że minęłaś się z powołaniem, ale nie.. Na modelkę też się nadajesz.
-Oj tam. Ty też powinnaś spróbować swoich sił.
-Z makijażem?
-Nie, modelingiem! Naprawdę, jesteś śliczniutka.
-Ach, przestań.
-Naucz się przyjmować komplementy.-skarciła mnie. Podniosła moją brodę delikatnie do góry i zaczęła nanosić pierwsze warstwy makijażu.
-Byłam inna. Trochę gdzieś zgubiłam tamtą Rose.
-Którą?-zapytała biorąc śmieszny rozczapierzony pędzelek do pudru.
-Kiedy byłam z Leo. Świat był wtedy taki malutki. Miałam oczywiście swoje problemy, konsekwencje niektórych czynów…-zatrzymałam się wiedząc, że wchodzę w niebezpieczną strefę. I dla siebie i dla Ann. Nie znosiłam tego rozpamiętywać, to zbyt bolało, nikt poza mną, moim ojcem, macochą i Leo nie będzie o tym wiedział. Kiedyś sobie o tym obiecałam. I będę się tego trzymać. Zbyt wiele mogłabym stracić.

-Ale świat nie jest malutki, Rose. Jest pełno wzlotów, upadków, niebezpieczeństw, uniesień… Mogłabym ci tak wymieniać.
-Ann, przecież ty żyjesz w wielkiej mydlanej bańce szczęścia. Masz kochającego faceta, jesteś znaną modelką, masz niesamowitą urodę…
-Wywalczyłam to, Rose. –westchnęła zaprzestając mojego makijażu i przysiadła na boku kanapy opierając się o moje uda. –Uwierz mi, w moim życiu miałam pełno wyrzeczeń. Zderzyłam się z krzywdzącymi opiniami. Wielu mówiło mi, że jestem za gruba, że powinnam schudnąć, że wyglądam jak wieloryb… Kiedyś w to uwierzyłam, zaczęłam się głodzić… -zatrzymała się by nabrać głęboki oddech. Czekałam aż coś powie. Na jej twarzy pojawił się mały uśmiech. –I pojawił się Mario. Pamiętam jak dzisiaj, podszedł do mnie i powiedział „Jesteś tak piękna, że zamówiłbym ci drinka”.
Roześmiałyśmy się obie. Ann wstała i wzięła moją dłoń w swoje.
-Nie wiedziałam, kim jest Mario. Byłam w tym zielona jak ty. Zupełnie inne światy. Ale wiedziałam po pewnym czasie, że jestem dla tego faceta zrobić wszystko.
-Wszystko? Nawet skoczyć na bungee?
-Tak. –powiedziała pewnie. –Wiem, że mnie kocha. I śmiej się, ale za każdym razem, kiedy mówi mi „kocham cię” moje serce przyspiesza a ja sama w głowie wariuję jak nastolatka.
-Też go bardzo kochasz. To widać, myślę, że Mario też o tym bardzo dobrze wie.
-Nie wyobrażam sobie życia bez niego. –powiedziała z iskierkami radości w oczach. –Jestem i będę z nim zawsze. Na dobre i na złe, w zdrowiu i chorobie…
-Zaraz się rozkleję.
-Nie! Nie waż się! Dopiero zaczęłam cię malować! –powiedziała wyrzucając słowa z ust niczym z karabinu. Chwyciła pędzel, który strasznie gilgotał mnie w nos, do stopnia, że miałam ochotę kichnąć. Ale wiedziałam, że wtedy Ann by mnie zabiła. Uśmiechnęłam się i pozwoliłam jej kontynuować makijaż. 

-Jaka byłaś?-zapytała ni stąd, ni zowąd. –Poza tym, co działo się wokół. Sama Rosalie.
-Nie wiem, Ann. Nigdy nie byłam Rosalie. Byłam Ruby. Nie wiem, kim jest Rosalie, kompletnie jej nie znam. –powiedziałam zamykając oczy. Wstrzymałam na dłuższy czas oddech. Ann nic nie powiedziała. Bałam się spojrzeć na jej twarz… Moje serce strasznie dudniło. Czułam…strach. Przed samą sobą. Co, jeśli Ruby miałaby okazać się Rosalie. Gdybym to była właśnie ja. To w końcu nie było „tamto życie”. Mam jedno życie. Nie dwa. „Życie z Leo” i „życie bez Leo”, albo nawet jeszcze wcześniej, kiedy jeszcze nie było Leo... To, co wtedy się zdarzyło.. To nigdy się nie skończyło. I nigdy nie skończy. To była fikcja. Jedna wielka fikcja Żyłam w fikcji, która była prosta. Niewymagająca. I wiele, ale to wiele ułatwiała. Bałam się spojrzeć na sprawy inaczej...

-Przytrzymaj oczy zamknięte, zrobię ci takie świecące powieki jakich świat nie widział!

Okropnie się bałam.


***


-Dziękuję. Ja naprawdę… Wow, Ann. To naprawdę ja?-zaśmiałam się spoglądając w okrągłe lusterko. Mój makijaż prezentował się jak ten u modelek na pokazie Chanel.  –Zdziałałaś cuda. Jakbym miała inną twarz.
-Nie przesadzaj. To tylko odrobina kolorów i już. –uśmiechnęła się. –Ale wiem, że ta odrobina kolorów nałożona jest obłędnie.
-Cieszę się, że wiesz. –zaśmiałam się wstając ze swojego miejsca i ruszyłam sprawdzić, czy Marco jeszcze nie dzwonił. Po mieszkaniu rozległ się stukot moich obcasów. Kiedyś ja i obcasy trochę się mijaliśmy. Głównie nosiłam trampki.. I to jedną parę kilka lat. Na większe okazje miałam parę czarnych balerinek. A teraz?



Na ekranie nie miałam jeszcze żadnej wiadomości, jednak postanowiłam napisać do blondyna, żeby wiedzieć na czym stoję. Przy okazji przyjrzałam się jeszcze raz w lustrze. Tego wieczora byłam naprawdę piękna i nie mogłam od siebie oderwać wzroku. Coś podobnego spotkało mnie, kiedy spoglądałam w lustro tuż przed ślubem. W tej przepięknej, białej sukience. Nie dochodziło do mnie,  że jeszcze kiedyś będę brała ślub. Że jeszcze raz spojrzę na siebie w białej sukni, może dorobię się nawet welonu. Może zamiast platynowych obrączek będę miała złote. Nie umiałam sobie jednak wyobrazić mojej twarzy. Jaka będzie. Radosna, smutna, przygnębiona. Czy będę miała zmarszczki. Czy moje oczy będą się błyszczeć, a ja będę wyczekiwać mojego wybranka z utęsknieniem. Może będziemy mieli już dzieci. Chciałabym mieć kiedyś dzieci. Może za dziesięć lat, jak skończę trzydziestkę. Chciałabym wtedy mieć stabilne życie, z mężem i dzieckiem w drodze. Miałoby blond włoski, zielono-niebieskie oczy. Delikatne usta wykrzywiające się zadziornie w uśmiechu. Jeśli to byłby chłopiec na pewno miałby ogromną pasję do piłki po t… O nie. 
Chyba trochę pomyliłam bajki.


-Rose?-podskoczyłam w miejscu słysząc koło siebie głos Ann. Spojrzałam na nią zdziwiona. Pokręciła niedowierzająco głową i wskazała na mój telefon.  –Dzwoni już trzeci raz.
-Och..-powiedziałam spoglądając na ekran. Marco. Uśmiechnęłam się delikatnie odbierając połączenie.

-Rose! W porządku? Nie odbierałaś..
-Przepraszam..Emm.. Zostawiłam telefon, Ann poprawiała mi makijaż i nie słyszałam.
-Bez makijażu i tak byś wyglądała pięknie.-stwierdził i zaśmiał się pod nosem, co od razu wywołało mój uśmiech. Jego śmiech był taki…kojący. –Chciałem ci powiedzieć, że nie mam jak zaparkować, stoję pod klatką. Jesteś już gotowa?
-Tak, już schodzę. –zakończyłam jednocześnie rozłączając się.

Schowałam telefon do małej, czarnej kopertówki i zapięłam ją na klips. Chciałam ruszyć, jednak Ann skutecznie zastawiła mi drogę.
-Rose, co się dzieje?
-Nic, Ann. Po prostu zamyśliłam się. –powiedziałam posyłając jej uspokajający uśmiech. –Jeszcze raz ci dziękuję. Jesteś wspaniała. Marco już czeka na dole, muszę iść.
-Okej. –westchnęła usuwając się lekko na bok, dając mi tym samym przejść przez korytarz do przedpokoju. Spojrzałam na wieszak, gdzie wisiał piękny, czerwony płaszcz Ann. Już chciałam pytać, czy mogłabym pożyczyć jednak ta szybko mnie wyprzedziła.

-Nie bierzesz płaszcza.
-Potem będziemy chcieli się przejść, będzie mi zimno. –powiedziałam tłumacząc Ann. Lato już naprawdę dobiegało końca.
-Marco da ci swoją. Nie bierz płaszcza.
-Jemu będzie zimno!
-Rose! Zaufaj mi i nie bierz tego przeklętego płaszcza! –roześmiała się modelka i zaczęła pchać mnie w stronę wyjściowych drzwi. –Facetów kręcą dziewczyny w ich rzeczach. Szczególnie koszule, bokserki i marynarki.
-W porządku. Ale jak coś, to ty sponsorujesz Marco leki.
-Nic mu nie będzie.
-Tak. –przytaknęłam starając się brzmieć jak najbardziej wiarygodnie. Modelka pobiegła jeszcze do salonu, zabierając stamtąd pomadkę, którą mi nałożyła. Ja w tym czasie czekałam, aż przyjedzie po mnie winda.
Kiedy wcisnęłam już przycisk z cyferką zero, Ann zatrzymała nogą drzwi windy.

-Rose… -zaczęła rozglądając się na boki, jakby próbując pozbierać swoje myśli. –Myślę, że jesteś wspaniałą osobą. Szczerą, radosną i wrażliwą. Szybko nawiązujesz znajomości. Masz słabość do jednego blondyna, na którego widok za każdym razem miękną ci nogi i masz oczy jak u szczeniaczka. Masz coś w sobie, co przyciąga facetów. Nie tylko André chciałby cię mieć. Ale jesteś zasadnicza i wierna swojemu mężowi, wierna swojej przysiędze. I w tym wszystkim jesteś wariatką, tańczysz w klubie jak nikt inny. –zaśmiała się na wspomnienie naszego wypadu. Zwilżyła językiem wargi i przerzuciła włosy na ramię. - To jest Rosalie, cudowna przyjaciółka.. jeśli w czymkolwiek to pomogło. Po dłuższej znajomości więcej ci powiem, dobrze? Zaufaj mi, Rose.
-Ja..Dziękuję. –kiwnęłam głową z wdzięcznością uśmiechając się. Ann posłała mi w powietrzu pocałunek i cofnęła się nie blokując już drzwi windy.
-Baw się dobrze!-zawołała, kiedy już tylko przez małą szczelinę widziałam jej postać.



Wychodząc z klatki owiał mnie naprawdę chłodny wiatr. Ann zwariowała, a ja zwariowałam słuchając Ann. Na tyle, na ile pozwoliły mi moje szpilki, pobiegłam do czarnego Astona Martina, którego jasne światła oświetlały niewielką uliczkę. Marco otworzył mi drzwi od środka. Zajęłam wygodnie miejsce i nachyliłam się do niego, by złożyć na jego policzku pocałunek na przywitanie.
On uśmiechając się wyciągnął w moim kierunku dużą, czerwoną różę. Uśmiechnęłam się, jednak w żołądku poczułam, że coś mnie ściska. Najprawdopodobniej przez wczorajszy bukiet od najwyraźniej zakochanego we mnie Anonima. A może dlatego, że róża to symbol miłości. A Marco mnie nie kochał.

-W porządku?-zapytał naciskając pedał gazu i spojrzał na mnie próbując cokolwiek wywnioskować.
-Tak. Tak. Dziękuję, za.. za różę. –powiedziałam odkładając kwiat na deskę rozdzielczą, w tempie, jakby niemiłosiernie mnie parzył.
-Nie podoba ci się?
-Przepraszam, ale chyba nie przepadam za czerwonymi różami.
-No tak. Wolisz białe. Wiedziałem, że coś schrzanię. –westchnął z rezygnacją i wbił spojrzenie w ulicę.
-Hej, jest w porządku. To nie ważne. –powiedziałam rozczulona. Jego zawstydzenie i pragnienie, żeby ta randka była perfekcyjna zupełnie mnie zauroczyło. Moje serce zmiękło. Do reszty. Było jak cukrowa wata, którą on sobie po prostu mógł jeść.. Przywłaszczać sobie.. Położyłam swoją dłoń na jego, którą kładł na hamulcu ręcznym. Splotłam nasze palce delikatnie unosząc nasze dłonie, by w końcu przenieść je na moje udo. Delikatnie głaskałam kciukiem jego knykcie. Widziałam, że zadziałało to na niego rozluźniająco. Uśmiechnął się delikatnie spoglądając na mnie, i znów przeniósł spojrzenie na drogę. Wieczorami coraz szybciej zaczynało się ściemniać. 

Ulice Dortmundu były już mniej ruchliwe, Marco mógł jechać trochę szybciej niż za dnia. Latarnie oświetlające ulice nadawały naprawdę romantyczny klimat. Pewnie ktoś by pomyślał-zwykła lampa. Dla mnie jednak to światło w połączeniu z ciemnym wnętrzem samochodu z przyciemnianymi szybami, dłonią Marco na moim udzie, a zwłaszcza nim samym, na siedzeniu obok mnie, ubranym w błękitną koszulę i szarą marynarkę z perfekcyjnie ułożonymi włosami działało bardzo romantycznie. W powietrzu można było wyczuć tą chemię między naszą dwójką. Przeklęte napięcie, które wyzwalało pierwotne instynkty. Chciałam trzymać fason i zgrywać niedostępną przez najbliższy czas, a w tym momencie bym kazała zatrzymać mu samochód i sama bym się na niego rzuciła. I pewnie zrobilibyśmy to właśnie na jego siedzeniu, nie trudząc się przeniesieniem na wygodniejsze tyły. 

-Rose?
-Tak?-powiedziałam odchrząkując. Moje policzki paliły, miałam nadzieję, że Ann nałożyła wystarczająco dużo podkładu.
-Mówiłem coś. –zaśmiał się wyplątując swoją dłoń z mojej i ścisnął nią pewnie moje udo. Jeśli to robił ze względu na to, żeby mnie podniecić to naprawdę, trochę się spóźnił, bo zrobił już to, kiedy wsiadłam do tego samochodu i zamknęłam za sobą drzwi. Mój Boże. Kim ja jestem. 

-Zamyśliłeś mnie. Znaczy. Ja, się. Zamyśliłam.
Marco roześmiał się zaczynając rozglądać za miejscem do parkowania.
-Mówiłem, że pięknie wyglądasz. Strasznie seksownie. To miała być randka a… Boję się odpowiadać za to co zrobię.
-Będziesz musiał się postarać, żeby to była randka.
-Będę. –przytaknął gasząc silnik i spojrzał na mnie z uśmiechem. –Zapraszam panią do restauracji.
Przeszedł do mojej strony i otworzył mi drzwi, żebym mogła wysiąść. Podał mi też dłoń, którą z uśmiechem ujęłam wysiadając z samochodu.
-Rose?
-Hmm?
-Wyglądasz niesamowicie. Naprawdę. Ta bluzka. Będę musiał znosić spojrzenia innych facetów ale…
-Spokojnie. Już mi to mówiłeś.-zaśmiałam się obracając do niego. On stanął w miejscu i wyciągnął dłoń w moim kierunku. Powoli położył ją na moich żebrach, przykrywając mój tatuaż. Delikatnie ścisnął to miejsce dłonią na co od razu wstrzymałam oddech. Powoli zaczął przesuwać swoją dłoń coraz niżej, jednocześnie przybliżając się do mnie.
-Marco…-szepnęłam tuż koło jego ust. On uśmiechnął się nieznacznie i nagle podniósł mnie tuż pod pośladkami i przeniósł na maskę samochodu. 

-E, nie zapominaj się! –roześmiałam się oplątując go nogami w pasie.
-Nie umiem przy tobie trzeźwo myśleć. –wyznał na chwilę przed tym jak wpił mi się nachalnie w moje usta. Zupełnie poddałam się jego dotykowi, jego cudownie miękkim wargom. Oplotłam dłońmi jego szyję oddając kolejne pocałunki. Jego dłoń zahaczona wcześniej o szlufkę spodni delikatnie zaczęła wślizgiwać się pod materiał jeansów na moje pośladki.
-Marco… -szepnęłam między pocałunkami. Było mi dobrze, lepiej niż dobrze… Ale.. Przecież byliśmy w centrum miasta, na parkingu, gdzie chodziło dużo ludzi. Pewnie musieliśmy wyglądać jakbyśmy mieli tu dopiero odstawiać niezłe widowisko. –Przestań.
-Nie. –zaśmiał się głęboko nie przestając mnie całować. Zaczął schodzić pocałunkami na moją żuchwę, delikatnie przygryzł płatek ucha, szyję, by na koniec znów powrócić do ust.
-Proszę..Ludzie się patrzą. –powiedziałam, jednak nie przestawałam oddawać jego pieszczot. Nie byłam na tyle silna, on musiał to zrobić. –Jeszcze pomyślą, że zaraz będziemy robić coś na masce tego samochodu.
-Rose! –westchnął odrywając się ode mnie. Przeraziłam się widząc jego spojrzenie. –Nie mów tak! Cholera.
-Ja… Tylko.. –zaczęłam obserwując jego wyraz twarzy. Przecież nie powiedziałam niczego nieodpowiedniego…chyba.
-Nie mów takich rzeczy. Nie teraz, kiedy próbuję w ludzki sposób naprawić naszą relację.
-Poprzez całowanie mnie na samochodzie?
-Nie! Nie.. Spieprzyłem.. –westchnął opierając się dłonią na masce, tuż koło mojego uda.
-Nie spieprzyłeś, to było bardzo…fajne. Z ciekawości, co powiedziałam nie tak?
-Nie tak? Rose, to było bardzo tak. –zaśmiał się zagryzając zęby na dolnej wardze obdarzając mnie wygłodniałym spojrzeniem. –Wizja nas na masce samochodu.
-Jesteśmy na masce samochodu. –uśmiechnęłam się szeroko próbując delikatnie się zabawić jego kosztem.
-Nie bierz mnie pod włos.
-To ty nie bierz mnie na masce samochodu i chodźmy na randkę.
-Rose!
-No co!?-roześmiałam się zeskakując z jego Astona Martina i ruszyłam przed siebie.
-Wiesz, że kiedy to mówisz, to ja od razu to widzę? Nas, nagich, na tym pieprzonym samochodzie?!-podszedł do mnie zbliżając usta do mojego ucha. Jakby przez to się upewniał, że nikt poza mną tego nie usłyszy.
-Ja też coś tam widzę, ale byś musiał mi kiedyś to bardziej zobrazować. –powiedziałam utrzymując powagę. Stanęłam przed drzwiami restauracji z sushi i czekałam, aż on sam mi je otworzy.
-Nie ułatwiasz tej randki.
-Nie powiedziałam, że będę. –odpowiedziałam ze zwycięskim uśmiechem i weszłam do środka kiwając głową w podzięce blondynowi za otworzenie drzwi.


W tym wieczorze było coś niesamowitego. Marco był sobą. I ja też byłam sobą. Cały czas się uśmiechałam. Moje myśli już nigdzie nie uciekały. Słuchałam uważnie jego opowiadań o czasach dzieciństwa i jego zapale do gry w piłkę. Z tego co mi mówił to był niezłym zdolniachą. Mówił też trochę o jego przyjaźni z Mario, o jego wcześniejszej drużynie. Widać było w jego oczach ogromny entuzjazm i radość, kiedy mówił o piłce. A może uśmiechał się, bo był ze mną? Ech, marzenie ściętej głowy. 

Kelner przyniósł nam całą tace z sushi i dwa talerzyki. No i pałeczki. Tu się zaczynały schody. To nie tak, że nigdy nie jadłam sushi, bo znalazłoby się kilka razy, jednak zawsze, wsiowo, lub też jak kto woli-tradycyjnie, jadłam palcami. Bo jak ja mam trzymać pałeczki. To jakaś porażka.
Ale okoliczności były inne, byłam w restauracji. Z moim facetem, przed którym nie do końca chciałam sobie robić obciachu.

-Rosie?
-Tak?-zapytałam uśmiechając się jakby wszystko było w porządku.
-Pokazać ci?-zapytał śmiejąc się pod nosem i sam nie czekając na moją odpowiedź wstał z miejsca i przeszedł za moje krzesło. Poczułam jak się do mnie nachyla i obejmuje rękoma z obu stron. Chwycił moje dłonie i bardzo powoli zaczął w nich ustawiać pałeczki. Spojrzałam na niego z delikatnym uśmiechem czując lekkie zawstydzenie, jednak on był zupełnie pochłonięty moim trzymaniem dwóch drewnianych patyczków. Po moim ciele przeszły delikatne ciarki. Uwielbiałam jego dotyk, a przy tym jego zapach i jego oddech tak blisko mnie. To wszystko przyprawiało mnie o zawroty głowy.
Zaczął mi po kolei opisywać muskając przy tym delikatnie moje dłonie palcami, jak powinna być ułożona pałeczka, ustawione moje palce, gdzie powinnam przycisnąć, a gdzie utrzymywać nieruchomo. Zanim się ode mnie odsunął niby to przypadkiem pocałował mnie w szyję. Niemożliwy.
Nauczyłam się jeść pałeczkami. Na początku wychodziło to dość nieporadnie, z dwa razy zupełnie mi wypadały z rąk, jednak się nie poddawałam. Marco też oszczędził sobie kąśliwych komentarzy w tym temacie, co mnie ucieszyło. Stawiałam, że nie zmarnuje okazji, żeby się ze mnie pośmiać.
Może to nie był najodpowiedniejszy moment do psucia chwili, jednak chciałam wypróbować poziom jego bycia otwartym w stosunku do mnie. Komunikat o podjęciu kursu na fizjoterapeutę postanowiłam jeszcze trochę opóźnić. 

-Marco?-zapytałam patrząc w mój kieliszek czerwonego, wytrawnego wina.
-Tak?
-Jak w pracy?-zapytałam, a chwilę później wypiłam łyk z kryształowego kieliszka.
-To zabawne, nikt jeszcze nie określił Borusii pracą. Jesteś pierwsza.-zaśmiał się uroczo i nałożył sobie z niekończącego się podłużnego talerza jeszcze jedną sztukę sushi.
-To jak powinnam mówić?
-Jak tylko chcesz, Rosie. –uśmiechnął się szczerze. –Jeśli cię to ciekawi, większość po prostu używa zamiast praca to klub. Albo po prostu Borussia.
-To ja będę używać praca. –pozostałam przy swoim obserwując z ciekawością mojego męża.
-W porządku. To.. Dodaliśmy większe obciążenie na treningach siłowych, nie potrzebuję już fizjoterapeuty, ostatnio miałem jeden trening biegowy…
-Nie wiem czemu, ale nie zabrzmiało to za wesoło…-powiedziałam przekręcając głowę na lewo. Kiedy to mówił jego oczy zrobiły się takie smutne.
-Po tym ostatnim treningu znów zaczęło mnie boleć w tym samym miejscu co przedtem.
-Mówiłeś trenerowi? Lekarzowi czy komukolwiek kogo tam masz?
-Jeszcze nie, ale sam domyślam się co powie. –westchnął i spojrzał na ostatnią sztukę sushi. –Będziesz jeszcze jeść?
-Nie, ja dziękuję, jestem już pełna. A co powie?

Marco zjadł ostatnie sushi i dopił do końca swoją zieloną herbatę. Zrobiłam to samo z moim winem, uznając, że zbieramy się  już do wyjścia. Kelner zjawił się zaraz przy stole z rachunkiem do uregulowania. Po zapłacie założył swoją marynarkę i odsunął krzesło dla mnie.
Na zewnątrz trochę bardziej się ściemniło. Nawet tego nie zauważyłam, z Marco czas zupełnie inaczej płynął. Dużo szybciej, a mimo to wcale się tego nie odczuwało.
Nie tylko było ciemniej, ale też dużo chłodniej. Miałam ochotę zatłuc Ann, że nie pozwoliła mi nic na siebie włożyć.

-Przejdziemy się? Obiecuję, że nie zaciągnę cię do najbliższego lasu i..
-Dla swojego dobra nie kończ. –zaśmiałam się przypominając sytuację przed wejściem do restauracji. Marco uśmiechnął się i objął mnie ramieniem przyciągając mocniej do siebie.
-Jesteś cała zmarznięta! Czemu nic nie mówisz?-zapytał się i od razu zdjął swoją marynarkę i założył ją mi na ramiona. Uśmiechnęłam się i włożyłam ręce w rękawy.
-A tobie nie będzie zimno?
-Jestem zahartowany. –odparł dumnie i pocałował mnie w czubek głowy. –Nie dokończyłem ci co z tym trenerem.
-A no właśnie. –przytaknęłam obejmując go mocniej.
-Po prostu… Mam tak, że jak biorę krok do przodu to zaraz potem dwa kroki w tył. Jak tak dalej pójdzie będę mógł się pożegnać z karierą jeszcze przed trzydziestką. Doleczę się a potem zaraz znów coś mnie dopadnie...
-Ej! –zatrzymałam się puszczając moją rękę z jego pleców i wycelowałam w niego palec. –Wyjaśnijmy coś sobie, Reus. –powiedziałam twardo, na co Marco uśmiechnął się z rezygnacją. – Masz dożywotni zakaz mówienia takich rzeczy.
-Widzę przecież jak jest, i nie tylko ja.
-Ja tak nie widzę. Wiesz czemu? Bo za każdym razem wychodzisz ze wszystkiego z podniesioną głową i trafiasz do pierwszego składu, wszyscy cię podziwiają i jesteś niesamowitym zawodnikiem.
-Skąd niby wiesz?-zaśmiał się wzdychając i ruszył do przodu. Byłam jednak szybsza i w porę go zatrzymałam.
-Przeczytałam pół internetu o tobie. Obejrzałam filmiki na Youtubie i fanpage'ach. I przeczytałam masę ale to masę komentarzy twoich fanów. Marco jesteś naprawdę niesamowity. Wiem, że to może trudne znów nie grać… Ale ja wiem, że po tym wszystkim znów będzie Marco w szczytowej formie, którego każdy chciałby mieć w swojej drużynie.
-Rose..
-Wierzę w ciebie. Całym sercem i całą sobą. Proszę, weź choć trochę ode mnie tej wiary i walcz. Dla swojej rodziny, przyjaciół.. Dla mnie. –powiedziałam czując łzy pod powiekami i nie czekając na jego reakcję postanowiłam go po prostu mocno przytulić. –To co robisz na boisku to coś niesamowitego. –powiedziałam wtulając się mocniej w jego szyję. –Ty jesteś niesamowity.
-Nie, to ty jesteś niesamowita, Rosalie. –odpowiedział troszkę wzruszony. Odsunął mnie delikatnie od siebie żeby móc mnie pocałować. To był cudowny pocałunek. Delikatny, czuły…Uroczy. Tak, że mogłabym spędzić w nim resztę życia. Bez jedzenia, snu. Tylko ten jeden, niekończący się pocałunek.


***


-To jak?
-Co jak?-zaśmiałam się idąc powoli do bloku. Nie chciałam się już z nim rozstawać, jednak zaraz dochodziła północ, Ann pewnie się martwiła a Mario zachodził w głowę czy mu ulegnę czy nie. Ale przez ten wieczór dowiedziałam się znacznie więcej niż przypuszczałam. Mogłam rozmawiać z Marco w nieskończoność. Zupełnie tyle samo ile bym mogła się z nim całować. Nie było ani jednej chwili, która by była niezręczna. Rozmawialiśmy bardzo luźno, o wszystkim i niczym. Dużo się śmialiśmy, przytulaliśmy, trzymaliśmy za ręce. Jeszcze jakiś czas temu powiedziałabym, że to niemożliwe…

-Jak udała się randka? Podobało ci się?
-Tak, dziękuję. To był naprawdę wspaniały wieczór.
-To prawda. –przyznał mocniej ściskając moją dłoń.  –To prawie takie fajne jak inne rzeczy, które robiliśmy wieczorem.
-Oglądać telewizję?
-Niezupełnie. –zaśmiał się i cmoknął szybko mnie w usta. –Bardziej tak w sypialni. Ale też pamiętaj, że prawie. Bo sypialnia to jest…
-Nie rozpływaj się. Dzisiaj zawędrujesz najdalej do klatki schodowej.
-Mam poczekać jak będzie po północy?
-Czemu?
-Bo wtedy będzie już rzecz biorąc jutro. –uśmiechnął się szeroko wyszczerzając dwa rządki lśniących zębów.
-Jutro to nawet do klatki cię nie wpuszczę, tylko pięć metrów przed.
-Ehh.. Wiesz? Nigdy nie przytulaliśmy się przed telewizorem.
-Wszystko przed nami. Może jeszcze kiedyś zaprosisz mnie na randkę.
-Choćby jutro. –powiedział od razu, a po chwili przyjrzał mi się bardziej jakby myśląc nad tym, co powiedział. –To znaczy... Jeśli masz ochotę.
-Jutro brzmi dobrze, o ile to nie to jutro zaraz po północy.
-W porządku. W takim razie późniejsze jutro?
-Wspaniale. Jeszcze raz dziękuję. I za różę też. –uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek. Byłam już pod klatką, także był czas zdejmowania pachnącej nim marynarki. Najchętniej położyłabym sobie ją na poduszkę, od razu by mi się lepiej spało.
-To ja dziękuję. –powiedział tak cudownie patrząc mi prosto w oczy. Położył dłoń na mojej brodzie i pogładził kciukiem mój policzek. No i mój kolejny uśmiech. Uśmiech przy nim zaczynał wchodzić w nawyk.
-Twoja marynarka.-powiedziałam zsuwając ją sobie nieporadnie z ramion. Marco nachylił się i pomógł mi ją zdjąć, jednak nie puścił jej rękawów, które wykorzystał, żeby mnie mocniej do siebie przyciągnąć i pocałować. 

-Nie ubieraj się tak nigdzie indziej. Tylko na spotkania ze mną. Tylko dla mnie są zarezerwowane takie cudowne widoki. –zagryzł wargę raz jeszcze lustrując moją prześwitującą bluzkę, później jego spojrzenie przeszło na szyję, oczy a na koniec usta, które znów ucałował.
-A ty bądź zawsze taki jaki jesteś. Bo takiego ciebie k.. uwielbiam. Jesteś wtedy taki naturalny, częściej się uśmiechasz. Zaufaj mi Marco i pozwól mi być przy tobie.
-Postaram się.-uśmiechnął się zakładając na siebie z powrotem swoją marynarkę. Na pożegnanie postanowił pstryknąć palcami w mój nos, co wywołało u nas obojga śmiech.
Mój kochany mąż sprawdził jeszcze wewnętrzną kieszeń swojej marynarki. Wyjął z niej beżową, podłużną kopertę. Podał mi ją do ręki nie wyjaśniając nawet sprawy co do jej zawartości.
-Zobacz później, masz czas żeby przemyśleć temat ale wiedz, że mi zależy.
-W porządku, dziękuję. Dobrej nocy, Marco.
-Tobie również.-odpowiedział i zaczął się powoli wycofywać w kierunku wyjazdu z osiedla, koło którego stał zaparkowany jego samochód.
Kiedy już miałam otwierać drzwi od klatki, on jeszcze się odwrócił i zawołał mnie po imieniu.

-Brakuje mi ciebie w domu. 

Kiwnęłam z uśmiechem głową dając mu znać, że rozumiem, bo nie wiedziałam kompletnie, co powinnam mu odpowiedzieć. Potrzebowałam się upewnić, że nie wrócimy do tego, co było przed przeprowadzką do Ann i Mario. Nie chciałam tracić tego Marco z dzisiejszego dnia. W takim właśnie się zakochałam, tam na Karaibach, podczas naszego ślubu i krótkiego urlopu. 






~~~

 Mam nadzieję, że ten rozdział zwiastuje koniec przerwy! Przepraszam, że nie uprzedziłam o chwilowym zmienieniu bloga na "prywatny" ( btw. te wysyłanie zaproszeń ode mnie, co się wyświetla w komunikacie to nieprawda, kiedy blog jest prywatny jest widoczny tylko dla mnie, to nie tak, że "wyrzucam" sobie czytelników!). Zrobiłam tak, żeby chociaż w tej przerwie mieć poczucie zrobienia czegoś pożytecznego... Wpadło trochę więcej kolorów, szalenie się nad tym męczyłam i nie wiedziałam czy jest dobrze czy nie...Będę wdzięczna za opinie!:)

Co do dalszej publikacji  (już nie za wesoło)
Podjęłam decyzję, że rozdziały będą pojawiać się co 2 tygodnie. Głównie dlatego, żeby była pewna regularność i żebym zdała maturę:)) 
Przede mną ostatni rok nauki, dlatego muszę dać z siebie 200%, żeby pójść na wymarzone studia. Już teraz zaczęłam pisać rozprawki na niemiecki.. Ale uznałam, że to opowiadanie dokończę po polsku..(<-możecie się cieszyć😂). Jeżeli będą takie sytuacje, że będę tak zarobiona i coś się przesunie to poinformuję od razu.
Ps. Wahałam się, czy nie zrobić niespodzianki..ale dodałam teraz jeszcze jedno zdjęcie w zakładce "bohaterowie"(tam też jest mała zdjęciowa metamorfoza).. Zaskoczone pozytywnie/negatywnie? Popsułam teorie spiskowe😄?
Ściskam mocno, mam nadzieję, że czekałyście, rozdział przypadł do gustu, będę wdzięczna za wszystkie komentarze <3
Buziaki!

11 komentarzy:

  1. I ❤️ it. Przed dwoma dniami wróciłam ze szpitala i obecnie jedyną rzeczą która mogę robić jest leżenie bądź siedzenie więc nie było lepszego czasu na twój powrót z takimi wspaniałymi rozdzialikami. Przynajmniej mam co czytać. Jak już mówiłam wcześniej wystrój bloga bardzo mi się podoba, świetny jest. Fakt zaskoczylaś mnie dodaniem Jurgenów do bohaterów bloga a tym samym utworzylas jeszcze tysiące innych historii spiskowych. Brawo. ❤ Ahhh ten Marco jest znowu taki mraśny nic tylko go tymi łyżeczkami jeść jak lody, kociak. A potem pewnie znowu będę go tymi łyżeczkami dźgać jak jest niegrzeczny. Ale taki już jest ten Marco. Nie ma nudy... tajemniczy adorator to podejrzana sprawa i trochę straszna jakby się na tym dłużej zastanowić. Mam na to aż 3 potencjalnych panów Ale.... to jeszcze zachowam dla siebie. Cieszę się naprawdę się cieszę że wrociłaś. Tęskniłam. Szkoda że rozdziały będą teraz rzadziej Ale doborze że będą. Dobrze Cię rozumiem, sama przez to przechodziłam. Trzymaj się i do następnego rozumiem że za 2 tygodnie tak? -footballove

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wystraszyłaś mnie tym szpitalem!! Mam nadzieję, że już jest lepiej, skoro wyszłaś....dużo dużo zdrówka! 💗💗💗💗
      Dziękuję za cudowny (jak zawsze zresztą😁😊😍) dłuugaśny komentarz! Miód na moje serce! Ciekawa jestem tych trzech typów.. Jest w nich Klopp? hahah Osobiście uwielbiam Jurgena, nie mogłabym nic o nim nie napisać;)
      Wygląd bloga-tam nie zdążyłam, ale dziękuję bardzo bardzo! Starałam się jak mogłam. Tak, rozdział za 2 tygodnie, dla ułatwienia powstała jak na poprzednim blogu (przy wejściu na komputerze ) przypięta notatka z datami, żeby się nie pokręciło, i mnie i wam!😁
      Ściskam mocno! Zdrowiej kochana!!!!

      Usuń
    2. Klopp piszesz? Hmmm to nawet ciekawa opcja... Klopp jako stalker przesladujacy żony swoich piłkarzy, taki czarny typ, psychopata kryjącyc się pod maską dobrotliwego i ciepłego faceta z okularami. To by by precedens w historii postaci"Kloppów" tworzonych przez opowiadania. ;-) Dziękuję za życzenia, faktycznie jest już lepiej. A przynajmniej najgorsze już za mną. Można powiedzieć że niestety ja i Marco mamy jedną wspólną cechę i nieszczęśliwy talent do wypadania w przykre i częste kontuzje. Ale teraz już tylko do przodu! ❤

      Usuń
  2. Jak ja się wystraszyłam, że nie będę mogła czytać Twojego bloga. Ta historia jest genialna i nie wyobrażam sobie nie poznać końca tego opowiadania. Nowy wygląd bloga... cud, miód, malina. Jesteś niesamowitą osoba, masz talent i kontynuuj pisanie. Nigdy nie komentowałam rozdziałów, ale teraz postanowiłam to zmienić i choć troszkę cię wesprzeć w tym wszystkim. Życzę Ci wszystkiego dobrego. Pozdrawiam i do następnego

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję kochana!💕💕💗 Jeszcze raz przepraszam za stresy,można faktycznie było to tak odebrać, a miałam tyle tu koncepcji że byłoby kiepsko wejść na stronę do góry nogami w pstrokatych wzorach i czytać😂🙈 Postaram się za wszelką cenę doprowadzić to opowiadanie do końca, chyba wena wróciła, więc będę pisać, dopóki będę miała dla kogo😊
      Ściskam mocno!😘

      Usuń
  3. Ja tez sie wystraszylam ta chwilowa blokada. A dzisiaj wchodze to po pierwsze wow! Nowy wystrój, po drugie wów! Nowy rozdział. Obie rzeczy równie fantastyczne. Bardzo się cieszę że wróciłaś. Tesnilam. Uwielbiam to opowiadanie. Ciekawi mnie ta mroczna historia Rose... I myślę że ten adorator miał z nią coś wspólnego. Czekam na następny rozdział. Pozdrawiam. /Nat.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem!
    Jejciu, kochana, ależ tęskniłam za tą historią! Już się martwiłam, że ją sobie odpuściłaś... dlatego cieszę się podwójnie, że jednak wracasz i to w nowym wyglądem. Jest boski, bardzo mi się podoba ^^
    No i rozdział. Kolejny świetny, czy ja w ogóle kiedykolwiek u ciebie narzekałam? Chyba nie. Nie miałabym zresztą na co :)
    Ciekawi mnie niesamowicie Rose. Coś ukrywa?
    Dwa tygodnie to chyba taki optymalny czas, żeby naskrobać coś nowego i mieć czas na całą resztę :) Ostatni rok nauki jest trudny, ale nie martw się, nauczyciele więcej straszą niż to wszystko warte. Wcale nie jest aż tak źle, jeśli pozostałe klasy się systematycznie i sumiennie uczyło. Wierzę, że tak było też i w twoim przypadku :D Trzymam mocno kciuki!
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  5. Och, tak bardzo Cię przepraszam, że jestem tu dopiero dzisiaj! Kochana, rozdział jest wspaniały, świetny, idealny - czyli w sumie jak wszystkie Twego autorstwa. Ty już doskonale wiesz, że kocham Twój styl pisania i Twoją wyobraźnię <3
    Nie mogę się doczekać kolejnej części tej historii. Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  6. Okej jakas miła niespodzianka na koniec wakacji. Już myślałam, że nic dobrego się nie wydarzy a tu proszę WRÓCIŁAŚ! bardzo się cieszę. Kurczę mam nadzieję że o tym liście od Marco ta Rose nie zapomni tak jak o tym z pod wycieraczki. Podejrzewam że ten list wiele wyjaśnia... sama jestem w ostatniej klasie więc rozumiem twoją decyzję o przerwie. Czeklabym nawet miesiąc na jeden rozdział! ❤ do następnego!

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam pytanko. Czy ktoś tak jak ja nie może otworzyć tego bloga z laptopa, bo włącza mi się cała biała strona? albo chociaż wie jak to naprawic? Z telefonu nie mam takiego problemu. Wszystko wchodzi elegancko. Dlatego jestem tu dopiero dziś bo wchodząc myślałam że blog jest zablokowany, a dziś weszłam z telefonu i widzę nowy rozdział. I bardzo się cieszę. I cieszę się bo już jutro 25! Dwa dobre dni. :) fajnie że wrocilas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, mam ten sam problem.. Nie mam zielonego pojęcia co się dzieje. Na laptopie można, zależy jaką masz przeglądarkę,bo trzeba tam tylko odkliknąć blokowanie strony, bo wykrywają tego bloga jako zagrożenie😣 Nie wiem czemu i strasznie mnie to juz denerwuje..Nie orientuję się gdzie sie pisze skargi itp, postaram się coś zrobić chociaż jestem w tym kompletnie zielona..

      Usuń

Zapraszam do komentowania!❤️ To bardzo motywuje do pisania kolejnych rozdziałów!