-Dlaczego płaczesz? –zapytał, szepcząc mi do ucha.
Westchnęłam ciężko i poprawiłam się w jego ramionach. Praktycznie na nim
leżałam, jednak on nie marudził. A ja na to nie narzekałam.
Pozwolił mi wybrać film, zrobił wodę z lodem i cytryną. I
przyniósł mi kolejny bukiet stokrotek. Był naprawdę uroczy. Przez większość
filmu był…grzeczny. Opierał głowę na moim ramieniu, jego ręka obejmowała mnie
silnie w talii. Dopiero, kiedy typowa komedia romantyczna zaczęła go nudzić,
znalazł sobie zabawę w postaci rysowania różnych wzorków opuszkami palców na
moim udzie. Było to całkiem przyjemne, ale też bardzo rozpraszające. Na drugiej
randce nie chodzi się przecież do łóżka. Co jakiś czas całowałam go w bark, a
blondyn odwzajemniał to podwójnie.
Mario z Ann pojechali odebrać brata modelki z lotniska, żeby
nam nie przeszkadzać, postanowili się jeszcze przejść po Dortmundzie.
Oczywiście nie było to konieczne, ale oni i tak wiedzieli swoje. To było miłe, że
chcieli nam dać trochę prywatności, mimo że mieszkanie należało do nich.
-Zobacz, ona go kocha.
-I zaraz się pewnie pocałują, hę?
-No..-zaśmiałam się, ocierając załzawione kąciki oczu.
Mocniej chwyciłam jego dłoń i wtuliłam się w jego tors.
-Musimy pójść trochę dalej, jeśli chodzi o te nasze
obściskiwanki na kanapie.
-Kto mówił o obściskiwankach? Oglądamy film.
-Ty mówiłaś, kochanie. –zaśmiał się podnosząc jednocześnie
na kanapie. –Wczoraj.
-Oglądam.
-Kłamiesz. –mruknął pod nosem. Wyciągnęłam dłoń do jego
szyi, by móc dotknąć jego skóry i delikatnie podrażnić paznokciem.
-Nie kłamię. Ty też oglądasz tylko sobie znajdujesz zabawy. -rzuciłam z przekąsem wlepiając wzrok w ekran. Tak naprawdę, to bałam się, że jeśli spojrzę na blondyna, to już nie wrócę do filmu, a on w zupełności pochłonie mój czas.
-Oglądam ciebie. I myślę, że jeśli zaraz cię nie pocałuję i
nie dotknę, to zwariuję. –zaśmiał się pod nosem i zaczął powoli podwijać moją
bluzkę. Bo przecież specjalnie nie założyłam materiałowej spódniczki i
delikatnej bluzki, by mógł mnie z łatwością dotykać.
Próbowałam skupić się na finałowej scenie filmu, jednak
uporczywy Marco nie dawał za wygraną. Podwinął moją bluzkę za pępek, przez co
zaczął się bawić moim kolczykiem-śliczną kokardką z kryształkami, którą kupiłam
już jakiś czas temu. Czasami zahaczała się o bluzki, jednak w takich chwilach
jak ta spełniała swoje zadanie-genialnie się prezentowała.
Im było coraz bliżej końca, tym Marco bardziej nie pozwalał mi się
skoncentrować. Postanowił sobie też obrysować wargami kontur mojej ważki, a
następnie rysować kółka na moich żebrach, co chwila dostając się pod fiszbiny
mojego biustonosza.
-Maaarco. –zachichotałam widząc już na ekranie wielki napis
„the end”. Odwróciłam głowę w jego
kierunku i popatrzyłam w jego przepiękne, wielkie oczy. –Zostaw ten swój samczy
popęd. Była mowa o obściskiwaniu się, a nie o seksie na kanapie twojego
najlepszego przyjaciela.
-Przeszkadza ci to, że seks czy, że kanapa?-zapytał
zagryzając wargę, jednocześnie wędrując ręką w górę mojego uda, przez co
przebiegły mi ciarki po całym ciele.
-Jedno i drugie. –odpowiedziałam szeptem, kiedy jego palce
dotarły pod moją dolną część bielizny, do mojego najwrażliwszego punktu. Byłam więcej niż zaskoczona. I znów nie chciałam protestować. Byłam w tym beznajdziejna.
-Błędna odpowiedź. –szepnął mi do ucha. Przygryzł je lekko i
schylił się niżej, by zrobić na mojej szyi pokaźną malinkę. Nie miałam na to
najmniejszej ochoty, ani tym bardziej zamiaru, zwracać na to uwagi. Zbyt bardzo
skupiłam się na zadawanej mi przyjemności.
-Szybciej…-szepnęłam, wpijając się w jego usta. Zaczęłam
całować go coraz mocniej, próbując powstrzymywać się od pisków i jęków, które i
tak wydostawały się z mojego gardła. Przysięgam, tylko on potrafił doprowadzić
mnie do takiego stanu.
-Może nie powinienem..-powiedział nagle, zatrzymując również
ruch palców.
-Ani. Się. Waż. –powiedziałam oddychając głęboko i
spojrzałam na niego… Chciałam, żeby ten wzrok wyrażał chęć morderstwa, jednak
ten mężczyzna doprowadził mnie do takiego stanu, że całe ciało odmawiało mi
posłuszeństwa, i samolubnie chłonęło zadawaną przez niego przyjemność.
-Na pewno?-zapytał świadomy tego, że jestem już na końcu
wytrzymałości. Zarówno psychicznej, a zwłaszcza fizycznej. Specjalnie, co
chwila zmieniał tempo, najwyraźniej bardzo go to bawiło. Mnie niekoniecznie.
-Zaraz dojdę, więc jeśli teraz przestaniesz..-zatrzymałam
się w pół słowa czując coraz przyjemniejsze i mocniejsze dreszcze przechodzące
przez moje ciało. Nawet nie zauważyłam momentu, kiedy Marco pozbawił mnie
górnej części bielizny. Naprawdę odebrał mi zdolność trzeźwego myślenia. I to
już wtedy, podczas naszego spotkania w jego mieszkaniu, za pierwszym razem. –To
cię zabiję.
-Jesteś taka piękna..-szepnął w moją szyję, a następnie
zaczął schodzić wolno pocałunkami w dół, do moich piersi, co chwila
przygryzając moją skórę. Jego druga ręka znajdowała się wszędzie. Co chwila w
innym miejscu, masując, przygniatając, podszczypując.
-Marco!-ścisnęłam mocniej jego bark wyginając całe ciało ku
górze. Moje usta wykrzywiły się w uśmiechu na doznane spełnienie.
W myślach zaczęłam gratulować sobie, że dałam mu szansę. Bo szalenie potrzebowałam. Każdego jego dotyku, bodźca. Jego oddechu na mojej skórze, jego ust. Tak szalenie za nim tęskniłam.
-Wiem, skarbie. –zaśmiał się, obejmując mnie mocno ramionami.
Nie miałam pojęcia czy wiedział, jednak, kiedy to robił czułam się bezpieczna,
a zarazem krucha… To było dobre uczucie.
Zaczęłam głębiej oddychać, żeby móc unormować mój oddech, co okazało się być nie lada trudnością.
-To… Było…
-Widziałem, że ci się podobało.
-Poważnie?-zaśmiałam się przytulając się do jego torsu. Żałowałam
jedynie, że i on nie jest nagi. Dotyk jego skóry był niesamowity.
-Yhym.. –mruknął pod nosem i musnął ustami czubek mojej
głowy. –Uwielbiam na ciebie patrzeć jak dochodzisz. I uwielbiam mieć cię wtedy
w ramionach. To cudowne uczucie.
-Przestań, bo się zarumienię. –zaśmiałam się rozglądając za
moją znikającą bielizną.
-Leżysz na nim.
-Dzięki. –odpowiedziałam i uniosłam miednicę ku górze żeby
wydostać część mojej bielizny spod mojego zacnego tyłka. Niestety dotknęłam też
przez przypadek wrażliwego kolegi Marco. Blondyn syknął zamykając oczy i lekko
się odsunął. –Um.. Przepraszam.
-W porządku, tylko twoje ocieranie nie pomaga.
-Zapewne. –stwierdziłam. –Myślisz, że powinnam się
odwdzięczyć?-zapytałam niewinnie mrużąc oczy. Zapięłam swój stanik i
naciągnęłam bluzkę niżej, żeby nie doprowadzić do zawału mojego ulubionego
piłkarza.
-Myślę, że na randkach to ty rozdajesz karty. Chcę, żebyś mi
ufała. I czuła się komfortowo.
-Komfort to ty umiesz zapewnić.-roześmiałam się głośno i
musnęłam delikatnie jego usta starając się za wszelką cenę przemycić w swoim
pocałunku najwięcej „dziękuję” ile tylko się dało. Nasze pocałunki zaczęły
przeradzać się znów w pełne ognia, namiętności i pożądania.
Myślałam o tych wszystkich dniach spędzonych bez niego. Bez jego spojrzenia, zapachu. Bez naszych czułości. Myślałam też o dniach, w których Marco nie pokazywał mi się tak cudownie, takim, jakim był teraz. Taki Marco był dla mnie skarbem. Uwielbiałam jego troskę, czułość. Wtedy tak naprawdę o mnie dbał, stawiając mnie ponad samego siebie. Bo było pełno momentów, gdzie tego brakowało. Zakładał te okropne maski, próbował się kryć, odsunąć mnie na dystans. A po chwili o tym zapominał. On po prostu żył, z sekundy na sekundę, z minuty na minutę. Był sobą. Uroczym, uśmiechniętym, młodym mężczyzną. W którym się zakochiwałam. Każda chwila, kiedy był takim prawdziwym Marco, była dla mnie jak skarb. I zdawałam sobie sprawę, że może i na drugiej naszej poważnej randce pozwoliłam mu na zbyt wiele. Nawet to nie powinno się stać. Ale jeśli to wynika z tego, że Marco jest szczęśliwy, jest mu ze mną dobrze.. I co więcej, próbował za wszelką cenę przelać to szczęście na mnie, nasze szczęście. Szczęście z naszego bycia. W jednym momencie, na tej samej kanapie, kiedy oboje byliśmy szczęśliwi? Chciałam brać to pełnymi garściami i zapisywać sobie to w pamięci. Naszą beztroskę, zapomnienie. Ucieczkę od problemów, od kłopotów, od kłótni, wzajemnego oskarżania i wytykania błędów. Tego pragnęliśmy, choć na moment odrzucić wszystko co złe. Marco znał tylko jeden sposób. Niezaprzeczalnie skuteczny, choć nie zawsze odpowiedni. Czas bycia dorosłym i dojrzałym powoli do nas zmierzał, więc próbując zatrzymać ostatki bycia niedojrzałym, niedorosłym, niekonsekwentnym i nieodpowiedzialnym i zatrzymać je. Chociaż na tą naszą jedną chwilę zapomnienia na kanapie w mieszkaniu naszych przyjaciół.
Kiedy już
zaczynałam rozpinać klamrę paska jego spodni usłyszeliśmy przekręcany zamek
drzwi. Mase nagle przestała spać w sypialni Mario i Ann i przybiegła od razu
pod drzwi przebierając niecierpliwie łapkami. Ja odsunęłam się od Marco, nie
chcąc znaleźć się w niezręcznej sytuacji. Chyba nie do końca mu się to
spodobało, jednak za moim pomysłem usiadł na kanapie, łaskawie zapinając pasek.
Do mieszkania jako pierwszy wszedł Mario z jedną walizką, za
nim Ann, a za Ann jej brat. Nils we własnej osobie. Nils vel Moto Moto.
Uśmiechnęłam się i wstałam z miejsca, żeby przywitać się z chłopakiem. Nils, kiedy tylko mnie zauważył,
uśmiechnął się szarmancko w moją stronę.
-Hej, miło poznać, pewnie Rose?
-Zgadza się. Nils, brat Ann?
-Również. –odpowiedział z uśmiechem i podał mi rękę na
przywitanie.
Marco podszedł do mnie w mgnieniu oka i objął mnie w pasie.
Chciałam przewrócić oczami, jednak to było naprawdę słodkie.
-O, Marco! Nie wiedziałem, że tu będziesz. –przywitał się
Brömmel uściskiem ręki z piłkarzem.
-Tak się składa, że Rosie to moja żona. A gdzie ona, tam i
ja. –uśmiechnął się chytrze, po czym pocałował mnie w policzek. Co za lizus.
Ann uśmiechnęła się rozczulona i poszła do kuchni sprawdzić, czy zostało coś w
lodówce.
-Ale Ann mówiła, że Rose tu mieszka? –drążył ciekawski.. I nawet jeśli podziwiałam go na zdjęciach jakiś czas temu, tak
teraz, kiedy stoi tuż koło mojego męża… Marco po prostu był bezkonkurencyjny.
Jego uśmiech, roześmiane oczy, a nawet skupienie i przeszywanie wzrokiem… Dla mnie? Był po prostu piękny.
-Robię remont naszej sypialni.. To miała być niespodzianka,
ale znając ciekawość Rose i tak bym prędzej puścił parę. Będzie tak, żeby jej
się spodobała. No i jeszcze mała garderoba.
-No to nieźle, Rose chyba w siódmym niebie.-uśmiechnął się
brunet schylając się do Mase, która co chwila na niego skakała radośnie
poszczekując.
-Oczywiście. Taki mężczyzna to skarb. –uśmiechnęłam się i
objęłam Marco, nie zwracając uwagi na innych i delikatnie pocałowałam go w
usta. Co za kłamczuch!
Nils zdjął na spokojnie buty. Marco chciał mnie odciągnąć na bok, jednak brunet podniósł się i znów skierował do mnie lustrując spojrzeniem moje nogi. Nie przewidziałam, że może ta spódniczka mogła okazać się zbyt kusa.
-Będę musiał dzisiaj ci potowarzyszyć w nocy w salonie,
nocleg mam dopiero od jutra. Ale mam swój nadmuchiwany materac. –oznajmił w
ogóle na nas nie spoglądając. Prawie pisnęłam, kiedy Marco mocniej ścisnął mnie
w talii. Był cholernie zazdrosny. Zazdrosny Marco to zły Marco.
-Jeśli nie chrapiesz, w porządku.
-Postaram się dla ciebie zrobić wyjątek. –zaśmiał się
puszczając do mnie oczko. Chyba mu w to oczko wpadłam. Może nawet, gdyby Marco
nie był moim mężem, umówiłabym się z nim. Był bardzo przystojny, dobrze
zbudowany, z prostymi zębami. Nie to co te krzywe Marco. Tak, tak. Mój
perfekcyjny mąż wcale nie był perfekcyjny pod względem wyglądu. Dobra, był.
Wszystkie wady zamieniały się w zalety a ja byłam beznadziejnie zakochana. Tak czy siak, do tego się wszystko sprowadzało.
-Rosalie. –warknął Marco do mojego ucha zwracając na siebie
moją uwagę.
-Co?
-Nie patrz się tak na niego. I nie śpisz z nim w jednym
pomieszczeniu.
-Bo?-zaśmiałam się pod nosem. Chyba żartował. Zaufanie, tak?
-Bo jesteś moją żoną. Nie jego.
-Bo mi nie ufasz, obyś mi tylko nie zarzucił, że się z nim
przespałam, bo to będzie koniec. –odpowiedziałam mu wyrywając się z uścisku.
Zaczęłam kierować się do kuchni, gdzie znajdowali się Mario, Ann i Nils.
-Jemu nie ufam. –powiedział blondyn zatrzymując mnie za
rękę. –Nawet nie chcę sobie wyobrażać, jak on czegoś próbuje. Nikt nie ma prawa
cię tak dotykać jak ja.
-Wiem, Marco. Z nikim mi nie będzie tak dobrze jak z tobą.
Jak chcesz, to zostań na noc. A swoją frustrację z dzisiejszego wieczora
odbijesz sobie na masce samochodu, co mi obiecałeś, pamiętasz?
-Dziękuję, że przypominasz mi o tym w takim momencie, kiedy
nie jestem w stanie nic zrobić.
-Będziesz za to mógł robić na samochodzie jak długo i często
będziesz chciał. Całą noc, ja nie będę miała nic do gadania. –ciągnęłam swoje.
Uwielbiałam go doprowadzać do takiej frustracji.
-Rose. –syknął przez zaciśnięte zęby i przyciągnął mnie za
pośladki do siebie, tak, żebym poczuła, że nadal jest twardy i gotowy na dalsze
zabawy. Cóż. Nie zawsze można mieć wszystko, czego się chce. Pocałowałam go
czule w usta i odsunęłam się od niego. –Pójdź ze mną do łazienki. Albo na
chwilę do samochodu…
-Samochód tylko na masce, a jest za jasno. I nie dziś.
Marco, bozia rączki dała.
-Jesteś straszna. –westchnął i ucałował mnie w czoło. –Jak
coś, jestem w łazience.
-W porządku.
-Na pewno nie chcesz przyjść?
-Idź już! –roześmiałam się i poszłam do kuchni z wymalowanym
uśmiechem na twarzy. Miło było wiedzieć, że potrafię wywołać taki stan u mojego
męża. Byłam usatysfakcjonowana i dumna. Mój uroczy, zazdrosny i wiecznie niewyżyty mąż.
W kuchni Nils i Mario siedzieli przy stoliku, Ann za blatem
kroiła paprykę i słuchała opowieści swojego brata. Byli naprawdę podobni. Mógł
też na spokojnie pracować jako model. I to takich marek jak Gucci czy Hugo
Boss. Idealnie by się do tego nadawał.
-O, kochana, dobrze, że jesteś. Wstawiłabyś ryż?
-Pewnie. –uśmiechnęłam się i podeszłam do szafki, żeby
wyciągnąć całe pudełko.
-Nils opowiada o LA, nie byliście tam z Marco, nie?
-Nie, byliśmy tylko na Kubie, ale kto wie, może wybierzemy
się niedługo do Stanów.
-Jak będziesz jechała to możesz śmiało pisać, polecę wam
kilka fajnych miejsc, może uda nam się spotkać. –stwierdził brunet z uśmiechem
i spojrzał przez okno oglądając panoramę. –A ty siostra kiedy się
przeprowadzasz?
-Musimy podłączyć kanalizację, wszystkie inne takie sprawy,
potem będziemy zamawiać meble..-zaczął wyjaśniać Mario. No tak, już niedługo
czekała ich przeprowadzka. Będę musiała powiedzieć Marco, że powinniśmy im
pomóc, chociaż przy noszeniu kartonów albo składaniu mebli.
-To jeszcze trochę.
-Szybko zleci. Niedługo was jeszcze odwiedzę z Mase, będzie
miała raj w ogrodzie.
-Oj tak.-zaśmiała się Ann spoglądając, czy dobrze nastawiłam
kuchenkę.
-Zaraz, to Mase jest twoim psem?-zorientowałam się. Naprawdę polubiłam tego psiaka, mimo, że czasami zbyt wiele miejsca zajmowała na kanapie.
-Na to wychodzi. –posłał mi uśmiech niebieskooki. –Ann się
nią zaopiekowała na czas mojego pobytu w Stanach. Teraz jak tam wrócę, to już
zabiorę ją ze sobą.
-Będzie tęsknić za Ann i Mario. –stwierdziłam podchodząc do
modelki i wzięłam sobie drugą deskę do krojenia warzyw.
-Ann często do mnie przyjeżdża. Też powinnaś przyjechać,
zawsze fajnie wyrwać z domu na chwilę. Mam duży apartament, znajdzie się i dla
ciebie miejsce.
-Dzięki za zaproszenie. –uśmiechnęłam się.
-Ale pewnie i tak jak pojedziemy do Stanów to wybierzemy
Florydę. –wtrącił się Marco i podszedł do mnie od tyłu, żeby pocałować mnie w
kark, delikatnie odsłaniając włosy.
-Też fajne miejsce, będę kiedyś musiał je odwiedzić.
–odpowiedział ignorując gest Marco i udawał, że nie widzi zazdrości mojego
męża.
-To ty nie poszedłeś sobie?-zapytał Mario marszcząc włosy.
–Skąd ty się wziąłeś?
-Byłem w łazience.
-Tak długo? Jeny, weź idź se do własnego kibla, a nie
będziesz po kolegach się…
-Mario! Obrzydzasz! –parsknęła śmiechem Ann.
-Spokojnie, tyle czasu, bo wylewałem twoje tandetne perfumy
do zlewu. Wali od ciebie na kilometr jak sobie pół flakonu wylejesz.
-Ty, to są Hugo Bossy! Sam żeś to reklamował kilka lat temu.
-Żeby taki dureń jak ty kupił, a ja sobie za to kupiłem
mieszkanie. Taki biznes.
-Pff, głupi jesteś. –fuknął pod nosem i przewrócił oczami.
–Ann nie narzeka, prawda dziubku?
-No wiesz.. Znaczy, długo już tamte używałeś. Nie
zaszkodziłaby mała zmiana. –powiedziała i uśmiechnęła się przepraszająco. Marco
prychnął pod nosem i poszedł do stołu usiąść koło Mario i poklepał go
pokrzepiająco po plecach.
-Ty Brutusie…
-Ja ciebie też. –powiedział Marco z czułością chwytając go
za rękę i zaczął głaskać kciukiem wierzch jego dłoni.
-Weź idź ode mnie, geju!-pisnął strząsając jego rękę ze
swojej.Wyraz obrzydzenia na jego twarzy był bezcenny.
-Utkwiłem we friendzone… -powiedział smutno Marco. –Rose,
pociesz. –westchnął i wyciągnął do mnie ręce, żebym do niego przyszła. Pokręciłam
głową niedowierzając, ale spełniłam jego życzenie i poszłam do niego usiąść mu
na kolana. Z uśmiechem wplotłam dłoń w jego włosy i delikatnie zaczęłam
przesuwać dłoń do góry i w dół, mając nadzieję, że daję mu odrobinę
rozluźnienia.
Ann przygotowała potrawkę z ryżem, kurczakiem i warzywami.
Dla mnie jak i Ann, Mario i Nilsa, panowała bardzo przyjemna atmosfera. Jedynie
Marco czuł wieczne zagrożenie ze strony brata modelki. Rozumiem, że kiedyś przy
nim mówiłam, że jest przystojny.. No bo jest! Ale to nie znaczyło, że od razu
rzucę się mu w ramiona.
Już wolałam zatrzymać dla siebie, że to nie ja świetnie
się bawię na zakupach z byłymi... Bo tu już by się pojawiła dawka czarnego
humoru, skoro mój były nie żyje.
I to nie tak, że śmierć Leo była mi już obojętna, że
zastąpiłam go Marco. Wcale nie. To było moje pierwsze zauroczenie. Miał nawet
rację, że to nie była miłość, jednak on zawsze będzie miał wyjątkowe miejsce w
moim sercu. Był zawsze, kiedy go potrzebowałam, niezależnie od kłopotów w jakie
się wpędziłam. Nie oceniał mnie, ale zawsze mogłam liczyć na jego radę. Był
fantastycznym przyjacielem, przystojnym mężczyzną… I kochał mnie. Tego nigdy
nie zapomnę. To był właśnie jego obraz w moich myślach. Może to, co się stało..
Może tak miało być. Przecież gdyby nie ten wypadek, nie byłabym w tym miejscu.
Nie poznałabym tylu wspaniałych ludzi, aż w końcu nie zaczęłabym poznawania
siebie. I nie siedziałabym na kolanach mojego Męża, którego z dnia na dzień
darzyłam coraz większym i silniejszym uczuciem. Wierzyłam, że Leo siedzi gdzieś
tam w chmurach i mnie obserwuje i chroni.
***
Wieczorem poszliśmy
wszyscy na spacer. Oczywiście razem z Mase. Razem z Marco szliśmy z tyłu,
ciesząc się chociaż odrobiną prywatności. Tym razem poszliśmy dalej, do centrum
miasta. Mario i Marco byli przygotowani na to, że może część wieczornych
spacerowiczów ich rozpozna i poprosi o autograf, jednak jak to oboje
stwierdzili, gdyby mieli się ukrywać przed kibicami wcale nie wychodziliby z
domu, albo dojeżdżali by z Antarktydy, gdzie hipotetycznie nikt nie mieszka.
Pierwszy raz byłam na głównej ulicy miasta. Liczyłam, że będzie cicho i spokojnie,
jednak puby i restauracje tętniły życiem. Wpadła mi w oko jedna mała knajpka z
przeuroczym szyldem. Uznałam to za cel zabrać tam Marco któregoś razu.
Trzykrotnie aż zatrzymali nas kibice-fani chłopaków i
prosili o wspólne zdjęcia i autografy. To było bardzo miłe. Za każdym razem
obserwowałam miny szczęśliwych ludzi. Błyszczące oczy, wielkie uśmiechy, raz
nawet łzy wzruszenia. Byłam dumna z mojego męża. Też dlatego, że pamiętałam
jego rozdawanie autografów w sklepie i jaki wtedy był oschły. Teraz cały czas
się uśmiechał, był bardzo ciepły i uprzejmy. Przytulił mocno wzruszoną,
nastoletnią fankę, wywołując ogromny uśmiech na jej twarzy. Ja sama chciałam go
w tamtym momencie przytulić i podziękować, że zachowywał się w tak przemiły
sposób.
W drodze powrotnej nadal trzymaliśmy się za ręce. Chyba też
trochę minęła mu złość na brata Ann, może z myślą, że przenocuje koło mnie czuł
się bardziej bezpiecznie. A i ja szalenie tęskniłam nocami z nim, mocno
obejmującym mnie, dającym poczucie bezpieczeństwa. Kochałam zasypiać w jego
objęciach i tak też się budzić. To było niesamowite.
-Kochanie…-zaczął blondyn spoglądając na mnie z ciekawością
a zarazem czułością. Zawsze widziałam czułość w jego oczach, kiedy na mnie
spoglądał. –Jesteś strasznie zamyślona.
-Bo myślę.-odpowiedziałam mu uśmiechając się delikatnie.
-Zdradzisz mi o czym?
-A co w zamian za to dostanę?
-Buziaka?
-Uwielbiam buziaki, ale za moje myśli to za mało.
-I to ja mam „samczy popęd”? Przy tobie to ja jestem
samicą.. Boże… To źle zabrzmiało.-powiedział łapiąc się za usta, a ja
roześmiałam się w niebogłosy.
-Bardzo źle. –przyznałam i zanosząc się śmiechem podeszłam
do niego, żeby go przytulić na pocieszenie. To był też dobry pretekst. Nosiłam
się z tym od początku spaceru. Przyciągnęłam go do siebie i oparłam brodę na
jego ramieniu. Marco objął mnie mocno rękoma, kładąc dłonie trochę za nisko,
jednak to mi nie przeszkadzało. Nie obchodzili mnie inni ludzie, Ann, Mario czy
Nils. Tylko mój Mąż.
-Nie chodziło mi o to, o co chodziło tobie.
-Jaśniej?
-To z tą samicą.
-Przestań.-roześmiał się chowając twarz w mojej szyi.
-Pytałeś. Chodziło mi bardziej o długi, słodki pocałunek.
-A to da się zrobić.
-To rób, moja samico. –powiedziałam próbując utrzymać
powagę, jednak jeszcze mocniej prychnęłam ze śmiechu. Piłkarz westchnął ciężko
i klepnął mnie bezceremonialnie, na środku dortmundzkiego rynku w pupę. –Marco
Reus! Jak ty się zachowujesz!
-Muszę odzyskać mój samczy wizerunek. Najszybciej by mi to
poszło, gdybyśmy tu byli samochodem i zaparkowali na jakimś odludziu ale..
-Marco, Rose! My idziemy do tego naszego klubu, idziecie z
nami czy wracacie z Mase?
-Ja chętnie!-powiedziałam na równo ze sprzeczną odpowiedzą
Marco. –Naprawdę i tak byś mi teraz tego nie udowodnił, potrzebujesz
abstynencji. Zdecydowanej. –uśmiechnęłam się i musnęłam delikatnie jego usta.
–Chodź, będzie fajnie, nie musimy być długo. Mase weźmiemy na ręce.
-Idź kochanie, ja naprawdę nie mam nastroju. Mogę wziąć psa. –powiedział z
uśmiechem i ucałował mnie w czoło odprowadzając do Ann, Nilsa i Mario.
-Na pewno?
-Tak. Wezmę od Mario klucze, wezmę prysznic i będę na ciebie
czekał. Baw się dobrze.
-A Nils?
-Ufam ci. –powiedział, choć i tak z jego głosu można było
wywnioskować lekkie zdystansowanie do brata Ann. –Do zobaczenia.
Marco odszedł jeszcze na chwilę na stronę z Mario, który po
chwili rozmowy dał mu klucze do domu. Ann pociągnęła mnie i Nilsa w stronę jej
ulubionej miejscówki, a ja nawet nie miałam okazji odwrócić się i pomachać
blondynowi na pożegnanie.
Dopiero kiedy już weszliśmy do klubu przyszła mi myśl, że
może powinnam była z nim zostać. Postanowiłam zostać godzinkę i trochę się
pobawić, a potem wziąć taksówkę i wrócić do domu. Żeby wrócić potem do
prawdziwego domu. Wiedziałam, że Mario i tak musiał mi dać pozwolenie na
wyprowadzkę i bardzo to doceniałam. Miałam też na uwadze to, że byłam wściekle
zła na Marco, i zamiast mu wybaczać powinnam była wziąć rozwód, a przynajmniej
nie ulegać tak łatwo. A zwłaszcza nie pozwolić na to, co zdarzyło się dziś z
Marco. To wszystko było szalenie poplątane, chore i ciężkie. Dlatego przyszłam
z moimi przyjaciółmi odreagować i potańczyć.
Razem z Ann postanowiłyśmy zaszaleć i wybrać w ciemno jakiś
drink, po samej nazwie. Ja wybrałam „Lazurowe morze”, Ann „Hawajski moment”.
Cóż, tematyka podobna, miałyśmy nadzieję, że nie były zbyt alkoholowe, bo nie
miałyśmy zamiaru aż tak się upijać.
Na początku siedzieliśmy razem w loży VIP, chłopcy też
zamówili dla siebie, oboje zgodnie i klasycznie piwo. Jak to stwierdził
Mario-nie będzie pił babskich drinków z palemką. W sumie, wyglądałby z tym
komicznie. Nam z Ann właśnie takie dostarczono. Wszystkie kolorowe ozdoby
przyprawiły naszych towarzyszy niedoli o mdłości i skrzywienie na twarzy.
Rozmawialiśmy o głupotach, Mario opowiadał kilka zabawnych sytuacji z
treningów, głównie o Aubameyangu, który potrafił zrobić niezłe show. Podobno
były jeszcze większe popisy, kiedy działał w duecie z moim mężem. Aż bałam się
sobie to wyobrażać.
Na sali się ściemniło, kiedy rozpoczynała się piosenka „Time
of my life”. Mario od razu uśmiechnął się do Ann i wyciągnął do niej dłoń
prosząc o taniec. Rozpływałam się zawsze na nich patrząc. Takich zakochanych i
szczęśliwych.
Zostałam sama z Nilsem, jednak nie było żadnemu z nas
niezręcznie. Wyznałam mu, że ubóstwiam Ann i Mario jako parę. Przyznał mi rację
i zaczął opowiadać jak Ann dopiero poznała Mario, a jemu włączył się alarm
starszego (o rok!) brata i chciał znaleźć na piłkarza jakiś haczyk. Pierwszym
jego argumentem było to, że Mario jest piłkarzem i będzie miał wyjazdowe mecze.
Jednak Ann zupełnie to olała twierdząc, że będzie wszędzie jeździć z nim. I
jeździła. Do póki jej kariera modelki nie nabrała rozpędu i ona sama też
musiała co jakiś czas wyjeżdżać na kolejne sesje. Między innymi tam, gdzie
braliśmy z Marco ślub.
Para zakochanych gdzieś zniknęła na parkiecie, a do naszej
loży przyszedł kelner z wysokim krwstoczerwonym drinkiem ze słomką i białym, skrystalizowanym cukrem na brzegach. Zdziwiłam
się, kiedy podał mi go.
-Ale ja nie zamawiałam.
-Ktoś inny dla pani zamówił. Czerwona róża.
Smacznego.-powiedział uprzejmie stawiając przede mną szklane naczynie
przypominające wysoki, wąziutki wazon.
-Czerwona róża?
-To nazwa drinka. –wytłumaczył i kiwając głową oddalił się
od nas wracając na swoje stanowisko za barem.
Wstałam od razu nawet nie odzywając się do Nilsa i pobiegłam przeciskając się przez imprezowiczów aż do baru, gdzie znalazłam zajętego przygotowywaniem kolejnego drinka kelnera.
Wstałam od razu nawet nie odzywając się do Nilsa i pobiegłam przeciskając się przez imprezowiczów aż do baru, gdzie znalazłam zajętego przygotowywaniem kolejnego drinka kelnera.
-Przepraszam pana, kto dokładnie zamówił tego drinka?
-Nie ja przyjmowałem zamówienie, niech pani zapyta Any.
–wskazał kiwnięciem głowy na rudowłosą kelnerkę która wysłuchiwała zwierzeń już
nieźle wstawionego mężczyzny. Znów musiałam się kawałek przepchać, próbując
puścić mimo uszu narzekanie innych w stylu „uważaj krowo gdzie idziesz”.
Klasyk.
-Przepraszam, ty jesteś Ana?-zapytałam lekko przekrzykując
muzykę, z nadzieją, że w rzeczywistości nie drę jej się do ucha jak
wariatka.
-Jestem zajęta. –odburknęła nawet na mnie nie spoglądając.
Bardziej interesujące ode mnie, i od mężczyzny, którego nie jestem pewna, czy
do końca wysłuchiwała, były jej paznokcie.
-Ja też, ale nie jestem w sprawach matrymonialnych.
–uśmiechnęłam się szeroko z nadzieją, że jednak chociaż na mnie spojrzy i nie
będę dla niej niewidzialna.
-No dobra, mała. Co podać?
-Informację.
-Nie posiadam.
-Przeciwnie. Ktoś zamówił niedawno „Czerwoną różę”. Możesz
proszę powiedzieć jak ta osoba wyglądała? To był mężczyzna?
-Coś mi świta, ale.. Hmm.. Może mężczyzna, może kobieta. Coś
mam ostatnio z pamięcią. –powiedziała od niechcenia i zaczęła szukać ściereczki
do polerowania blatu. Westchnęłam, jednak nie zamierzałam się poddawać. Te róże
to już było powoli denerwujące. Oczywiście może być jakiś zbieg okoliczności,
może też faktycznie spodobałam się jakiemuś kolesiowi i postanowił postawić mi
drinka, a może dwóch podpitych gości się założyło o coś i stawką było właśnie
to. A może też byłam w guście jakiejś dziewczyny. Wszystko lepsze od tego
świra, od róż i liścików.
Wygrzebałam z torebki dwadzieścia euro w banknocie i
podsunęłam je pod nos kelnerce.
-Teraz coś świta?
-A odrobinkę. –zaszczyciła mnie spojrzeniem. Aż przeszły
mnie ciarki. Miała soczewki. Jedno oko całe czarne, drugie białe. Przełknęłam
głośno ślinę i nachyliłam się bliżej, by wszystko na pewno dobrze usłyszeć.
-To był mężczyzna.
-A jak wyglądał?
-Tu już widzisz trochę mgliście. Tylu tych ludzi, trochę się
zapomina. –westchnęła smutna zarzucając na bark białą ścierkę. Znów zaczęła
bawić się swoimi paznokciami.
-Trzymaj, teraz chyba starczy ci na jakieś dobre leki na
pamięć. –powiedziałam z niechęcią dając jej kolejne dziesięć euro.
-A no był mężczyzna z kolegą. Wychodzili oboje, ale ten
został i wskazał konkretnie na ciebie i podał który dokładnie. Chociaż
proponowałam mu coś delikatniejszego, wyglądasz na grzeczniutką. Zostawił mi
nawet kasę za anonimowość, ale dałaś trzy razy więcej, więc..
-Jak wyglądał?
-Blondyn z zielonymi pasemkami, jasne oczy. Kolega był
daleko, ale chyba miał ciemniejsze włosy. Blondaś szybko wyszedł, jego koleżkę
zgubiłam, ale pewnie wyszli razem. Tyle co pamiętam, pomogłam?
-Dzięki, Ana. Pomogłaś, chociaż nie wiem do końca czy na
pewno go znam.
-Do usług, jak będziesz czegoś potrzebować.
-Zapamiętam. Miłego wieczoru.
-Ciao. –uśmiechnęła się zadowolona poklepując się po
kieszeni swojego czarnego fartuszka. Jeny, te oczy. Będą mi się śniły.
Wzdrygnęłam się i zaczęłam kolejną przepychankę w stronę naszego miejsca. Ktoś
próbował wyciągnąć mnie na parkiet jednak odmówiłam i przyspieszyłam kroku.
-W porządku?-zapytał Nils, kiedy tylko mnie zauważył.
–Wybiegłaś stąd tak szybko, że nawet nie wiedziałem, co się stało.
-Nic się nie stało. –odburknęłam praktycznie skacząc na swój
fotel i zdenerwowana chwyciłam za wazonowate naczynie z fikuśną słomką. Chyba
miało sporo procentów.
Może Zielony Blondaś był właśnie tym świrem. Chociaż w
sumie. Odkąd świry mają znajomych? Zwykle działają w pojedynkę. Nie chciałam
wpadać w paranoję. Zielony Blondaś pewnie się upił ze swoim kompanem, a że był
na tyle nieśmiały, żeby podejść, może przeraziła go loża vip to kupił dla mnie
drinka i się zmył. Może się rozmyślił.
Nawet nie zauważyłam jak cały drink został przeze mnie
wypity.
-Gdzie Ann i Mario?
-Wpadli w taneczny szał, ale chyba zaraz będą wracać. –uśmiechnął
się wpatrując się we mnie chyba trochę za długo.
-Idziemy tańczyć. Shakira!-stanęłam równo na nogi i
wyciągnęłam rękę do Nilsa.
-Na pewno?
-Oj wyluzuj trochę. Nie powiem Marco, będziesz żyć!
-Zabije mnie jak się dowie, że się upiłaś.
-Przesadzasz, jestem dużą, grzeczną dziewczynką.
–zarechotałam jeszcze głośniej i pociągnęłam za sobą bruneta na parkiet.
Świat zaczął mi delikatnie wirować przed oczami, jednak idealnie wycelowałam pętlę z rąk, by zawinąć ją na szyję Moto Moto. Znaczy Nilsa. Zaczęłam zarzucać biodrami w zabawnym tańcu.
Sama się z tego zaczęłam śmiać. I to całkiem nieświadomie. Ale prawdę mówiąc, zawsze chciałam być jak Shakira. Marco musi się nauczyć francuskiego i będzie moim Pique… A może polskiego? Hmm…
Świat zaczął mi delikatnie wirować przed oczami, jednak idealnie wycelowałam pętlę z rąk, by zawinąć ją na szyję Moto Moto. Znaczy Nilsa. Zaczęłam zarzucać biodrami w zabawnym tańcu.
Sama się z tego zaczęłam śmiać. I to całkiem nieświadomie. Ale prawdę mówiąc, zawsze chciałam być jak Shakira. Marco musi się nauczyć francuskiego i będzie moim Pique… A może polskiego? Hmm…
-Rose, przestań tak się śmiać, przerażasz mnie. –zaśmiał się
pod nosem Nils nachylając się do mojego nosa. Znaczy ucha.
-Moto Moto. Jestem na tę noc twoją Glorią. Ale Melman czeka
więc tańcz! –zaczęłam krzyczeć na całe gardło. Chciałam też go pocałować ale
trafiłam w powietrze. Zaczęłam kręcić głową w rytm muzyki i
wirowania klub. Może to nawet wirowały moje oczy? Albo głowa. Zbliżyłam się delikatnie do Nilsa.
A potem zupełnie nic już nie pamiętałam.
A potem zupełnie nic już nie pamiętałam.
~~~
WAŻNA INFORMACJA!
Kochane, sygnalizowałyście mi o problemie wyświetlania bloga na przeglądarkach. Byłam go świadoma już wcześniej, miałam jedynie nadzieje, że może występuje tylko na mojej przeglądarce, Blogger znów coś wymyśla.. jednak nie.. Dostawałam też zapytania czemu usunęłam bloga- blog nigdy nie został i nie zostanie usunięty! Blokowały go jedynie przeglądarki!Na wersjach na komórki działa wszystko płynnie, bez zastrzeżeń. Pracowałam nad tym, pisałam do Google, bałam się niesamowicie, że będę musiała zmieniać szablon... Chyba jednak doszłam sama do tego problemu, usunęłam wszystkie dodatki do bloga, zaczęłam pojedynczo dodawać (muzyka ocalona, możliwe, że to przez kursor ale będę powoli wszystko wdrażać) i sprawdzać jak to reaguje.... no i chyba działa.
Proszę, jeśli czytacie bloga na laptopach/komputerach dajcie mi znać w komentarzach, czy problem zniknął, czy nadal jest-będę coś próbować dalej, jednak mistrzem w tym nie jestem.
Rozdział trochę nudny(trochę nawet bardzo!), z serii zapychaczy..niestety też takie czasem muszą się pojawić. Oczywiście polsatowskie zakończenia-tradycyjnie:) Pocieszę Was. Przy następnym-26 rozdziale-płakałam jak bóbr. Ja płakałam, Rose płakała, wszyscy tam płakali...na wszelki wypadek weźcie do czytania za dwa tygodnie chusteczki.
Wiem, że 2 tygodnie są ciężkie do wytrzymania-ten pierwszy mi się dłużył, jednak kiedy zaczął się rok szkolny minął tak szybko, że aż nie zauważyłam... Oby zawsze mijały tak szybciutko. (ale nie aż tak, bo wyjdzie, że już matura😂)
A w nowym roku szkolnym życzę Wam samych sukcesów, wspaniałych ocen, cudownych przyjaźni i żeby wszystko szło po Waszej myśli!💛
Dziękuję za wszystkie komentarze! Jestem przeogromnie szczęśliwa z każdego pojedynczego komentarza, nie ważne, czy długi, czy krótki. To dodaje przeogromnej motywacji, pokazuje, że to wszystko ma sens.. Jesteście przekochane!❤
Ściskam was mocno! xx
Ahhhhhh ale z ciebie jędza Euphory! Calyr rozdział byłam taka happy, taka love, takie serduszka, misaczki i pszczółki, no cukierkowo, a ty mi musialas wyjechać z takim czymś! Ty polsatowski brutalu Ty! Co ta Rose wyprawia? Jakie plasy z Nilsem. Przyganiał kocioł garnkowi a smoli jak i on. Tak w jednym zdaniu można opisać relację Marco-Rose. Po prostu... No i ten zielony... zostawilas mnie z takim mętlikiem w głowie, że to powinno być karalne. Naprawdę karalne. Niech ten Marco się nie wyglupia i zabiera tą wariatke do siebie. Boże... jak się okaże że oni coś to osobiście wurwałabym jej kłaki. No tak się relacji z mężem nie odbudowuje ani tym bardziej... a teraz sobie pomyślałam... ze w się to było dziwne nawet jak na Rose a skoro tych dwoje tam było, a Rose już po tym jednym drinku nic nie pamiętała to może... może... Nie była do końca świadoma tak jakby... może to jakaś grubsza afera... Nie ważne... Nie wiem jak ja przeżyje te dwa tygodnie... to będzie meczarnia. Jestm już teraz tego świadoma. A Ciebie moja droga mimo wszystko uwielbiam! i to opowiadanie też! ~footballove
OdpowiedzUsuńWszystko weszło mi dzisiaj bez problemu i z laptopa i telewizora!
OdpowiedzUsuńZgadzam sie z kolezanką u góry, Co ta ROSE?? No ja rozumiem ze ja ta sprawa zdenerwowała, wystraszyła i w ogóle.. ale zachowała się co najmniej nie ładnie. Niegrzeczna Rose. Wiec też w sumie mam nadzieję, że jakoś się to wyjaśni bo faktycznie zachowała się bardzo dziwnie... po za tym rozdział mega, mega! do nastęnego. pozdrawiam.
hahahhah telewizoraaaa, no tak chodziło mi o telefon oczywiscie ale autokorekta wie lepiej!!!!
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńwszystko działa bez zarzutu, co do rozdziału cudooooowny, każdy kolejny jest lepszy od poprzedniego, jest niezwykły w swojej zwykłości. Jesteś dla mnie ogromną inspiracją, twój blog pozwala mi zapomnieć o otaczającym mnie świecie, przenieść się zupełnie gdzie indziej i za to Ci dziękuję. Powodzenia w nowym roku szkolnym, niech twoje przygotowania do matury idą zgodnie z planem, rób to co kochasz, bo naprawdę wychodzi Ci to genialnie. Całuję i do następnego :-*
Cieszę się, że Marco jest taki słodki na ten jego przedziwny, samczy sposób. XD
OdpowiedzUsuńZ jednej strony nie mogę się doczekać kolejnej części, ale z drugiej trochę się jej obawiam, skoro radzisz naszykować chusteczki... Wiesz, że tylko u Ciebie tyle płaczę? ;p
Tak czy siak czekam :*
Hej. Dawno nie pisałam tutaj komentarza, jakoś tak się czasem składa. Ale wiedz, że czytam i czytać będę. I od teraz obiecuje pisać komentarze!
OdpowiedzUsuńSzkoda, że co dwa tygodnie...ale rozumiem Cię. I powodzenia na maturze!
Rose...co ty tam wyprawiasz. Kurde, jak czytałam to mialam nadzieje, że pójdzie razem z Marco do domu. To nie, poszła na imprezę. A Ann niby życzy jej i Marco wszystkiego co najlepsze a ją na imprezę sama zaciągnęła. Mogła jej doradzić, żeby poszła jednak z Marco. Trudno:/ Właśnie o to chodzi, że człowiek czasem nie pomyśli, zrobi i po fakcie. Podsumowując dobrze, że jednak tak potoczyłaś losy. :):)
Do następnego!
Ps: Blog czytam i na komórce i na komputerze. I działa teraz bez zarzutu. Prędzej rzeczywiście na komputerze nie było. A teraz wszystko jest i muzyka też:D Powiem Ci, że muzyka robi tu MEGA robotę, bez niej nie było by tej magii przy czytaniu:D
Niesłychanie spóźniona Nat się melduję. Uwielbiam Cię za ten rozdział, końcówka strasznie intrygująca. Właściwie nie wiadomo co o niej myśleć. Akurat troche zawiódłam się na Rose, bo moim zdaniem powinna wrócić z Marco. No ale... szykuje chusteczki na następny w takim razie. Do soboty za tydzień! :*
OdpowiedzUsuń