sobota, 9 września 2017

Dwadzieścia pięć




-Dlaczego płaczesz? –zapytał, szepcząc mi do ucha. Westchnęłam ciężko i poprawiłam się w jego ramionach. Praktycznie na nim leżałam, jednak on nie marudził. A ja na to nie narzekałam.
Pozwolił mi wybrać film, zrobił wodę z lodem i cytryną. I przyniósł mi kolejny bukiet stokrotek. Był naprawdę uroczy. Przez większość filmu był…grzeczny. Opierał głowę na moim ramieniu, jego ręka obejmowała mnie silnie w talii. Dopiero, kiedy typowa komedia romantyczna zaczęła go nudzić, znalazł sobie zabawę w postaci rysowania różnych wzorków opuszkami palców na moim udzie. Było to całkiem przyjemne, ale też bardzo rozpraszające. Na drugiej randce nie chodzi się przecież do łóżka. Co jakiś czas całowałam go w bark, a blondyn odwzajemniał to podwójnie.
Mario z Ann pojechali odebrać brata modelki z lotniska, żeby nam nie przeszkadzać, postanowili się jeszcze przejść po Dortmundzie. Oczywiście nie było to konieczne, ale oni i tak wiedzieli swoje. To było miłe, że chcieli nam dać trochę prywatności, mimo że mieszkanie należało do nich.

-Zobacz, ona go kocha.
-I zaraz się pewnie pocałują, hę?
-No..-zaśmiałam się, ocierając załzawione kąciki oczu. Mocniej chwyciłam jego dłoń i wtuliłam się w jego tors.
-Musimy pójść trochę dalej, jeśli chodzi o te nasze obściskiwanki na kanapie.
-Kto mówił o obściskiwankach? Oglądamy film.
-Ty mówiłaś, kochanie. –zaśmiał się podnosząc jednocześnie na kanapie. –Wczoraj.
-Oglądam.
-Kłamiesz. –mruknął pod nosem. Wyciągnęłam dłoń do jego szyi, by móc dotknąć jego skóry i delikatnie podrażnić paznokciem. 
-Nie kłamię. Ty też oglądasz tylko sobie znajdujesz zabawy. -rzuciłam z przekąsem wlepiając wzrok w ekran. Tak naprawdę, to bałam się, że jeśli spojrzę na blondyna, to już nie wrócę do filmu, a on w zupełności pochłonie mój czas.
-Oglądam ciebie. I myślę, że jeśli zaraz cię nie pocałuję i nie dotknę, to zwariuję. –zaśmiał się pod nosem i zaczął powoli podwijać moją bluzkę. Bo przecież specjalnie nie założyłam materiałowej spódniczki i delikatnej bluzki, by mógł mnie z łatwością dotykać. 

Próbowałam skupić się na finałowej scenie filmu, jednak uporczywy Marco nie dawał za wygraną. Podwinął moją bluzkę za pępek, przez co zaczął się bawić moim kolczykiem-śliczną kokardką z kryształkami, którą kupiłam już jakiś czas temu. Czasami zahaczała się o bluzki, jednak w takich chwilach jak ta spełniała swoje zadanie-genialnie się prezentowała.
Im było coraz bliżej końca, tym Marco bardziej nie pozwalał mi się skoncentrować. Postanowił sobie też obrysować wargami kontur mojej ważki, a następnie rysować kółka na moich żebrach, co chwila dostając się pod fiszbiny mojego biustonosza.

-Maaarco. –zachichotałam widząc już na ekranie wielki napis „the end”.  Odwróciłam głowę w jego kierunku i popatrzyłam w jego przepiękne, wielkie oczy. –Zostaw ten swój samczy popęd. Była mowa o obściskiwaniu się, a nie o seksie na kanapie twojego najlepszego przyjaciela.
-Przeszkadza ci to, że seks czy, że kanapa?-zapytał zagryzając wargę, jednocześnie wędrując ręką w górę mojego uda, przez co przebiegły mi ciarki po całym ciele.
-Jedno i drugie. –odpowiedziałam szeptem, kiedy jego palce dotarły pod moją dolną część bielizny, do mojego najwrażliwszego punktu. Byłam więcej niż zaskoczona. I znów nie chciałam protestować. Byłam w tym beznajdziejna.
-Błędna odpowiedź. –szepnął mi do ucha. Przygryzł je lekko i schylił się niżej, by zrobić na mojej szyi pokaźną malinkę. Nie miałam na to najmniejszej ochoty, ani tym bardziej zamiaru, zwracać na to uwagi. Zbyt bardzo skupiłam się na zadawanej mi przyjemności.
-Szybciej…-szepnęłam, wpijając się w jego usta. Zaczęłam całować go coraz mocniej, próbując powstrzymywać się od pisków i jęków, które i tak wydostawały się z mojego gardła. Przysięgam, tylko on potrafił doprowadzić mnie do takiego stanu.
-Może nie powinienem..-powiedział nagle, zatrzymując również ruch palców.
-Ani. Się. Waż. –powiedziałam oddychając głęboko i spojrzałam na niego… Chciałam, żeby ten wzrok wyrażał chęć morderstwa, jednak ten mężczyzna doprowadził mnie do takiego stanu, że całe ciało odmawiało mi posłuszeństwa, i samolubnie chłonęło zadawaną przez niego przyjemność.
-Na pewno?-zapytał świadomy tego, że jestem już na końcu wytrzymałości. Zarówno psychicznej, a zwłaszcza fizycznej. Specjalnie, co chwila zmieniał tempo, najwyraźniej bardzo go to bawiło. Mnie niekoniecznie.
-Zaraz dojdę, więc jeśli teraz przestaniesz..-zatrzymałam się w pół słowa czując coraz przyjemniejsze i mocniejsze dreszcze przechodzące przez moje ciało. Nawet nie zauważyłam momentu, kiedy Marco pozbawił mnie górnej części bielizny. Naprawdę odebrał mi zdolność trzeźwego myślenia. I to już wtedy, podczas naszego spotkania w jego mieszkaniu, za pierwszym razem. –To cię zabiję.
-Jesteś taka piękna..-szepnął w moją szyję, a następnie zaczął schodzić wolno pocałunkami w dół, do moich piersi, co chwila przygryzając moją skórę. Jego druga ręka znajdowała się wszędzie. Co chwila w innym miejscu, masując, przygniatając, podszczypując.
-Marco!-ścisnęłam mocniej jego bark wyginając całe ciało ku górze. Moje usta wykrzywiły się w uśmiechu na doznane spełnienie. 
W myślach zaczęłam gratulować sobie, że dałam mu szansę. Bo szalenie potrzebowałam. Każdego jego dotyku, bodźca. Jego oddechu na mojej skórze, jego ust. Tak szalenie za nim tęskniłam. 
-Wiem, skarbie. –zaśmiał się, obejmując mnie mocno ramionami. Nie miałam pojęcia czy wiedział, jednak, kiedy to robił czułam się bezpieczna, a zarazem krucha… To było dobre uczucie. 
Zaczęłam głębiej oddychać, żeby móc unormować mój oddech, co okazało się być nie lada trudnością.
-To… Było…
-Widziałem, że ci się podobało.
-Poważnie?-zaśmiałam się przytulając się do jego torsu. Żałowałam jedynie, że i on nie jest nagi. Dotyk jego skóry był niesamowity.
-Yhym.. –mruknął pod nosem i musnął ustami czubek mojej głowy. –Uwielbiam na ciebie patrzeć jak dochodzisz. I uwielbiam mieć cię wtedy w ramionach. To cudowne uczucie.
-Przestań, bo się zarumienię. –zaśmiałam się rozglądając za moją znikającą bielizną.
-Leżysz na nim.
-Dzięki. –odpowiedziałam i uniosłam miednicę ku górze żeby wydostać część mojej bielizny spod mojego zacnego tyłka. Niestety dotknęłam też przez przypadek wrażliwego kolegi Marco. Blondyn syknął zamykając oczy i lekko się odsunął. –Um.. Przepraszam.
-W porządku, tylko twoje ocieranie nie pomaga.
-Zapewne. –stwierdziłam. –Myślisz, że powinnam się odwdzięczyć?-zapytałam niewinnie mrużąc oczy. Zapięłam swój stanik i naciągnęłam bluzkę niżej, żeby nie doprowadzić do zawału mojego ulubionego piłkarza.
-Myślę, że na randkach to ty rozdajesz karty. Chcę, żebyś mi ufała. I czuła się komfortowo.
-Komfort to ty umiesz zapewnić.-roześmiałam się głośno i musnęłam delikatnie jego usta starając się za wszelką cenę przemycić w swoim pocałunku najwięcej „dziękuję” ile tylko się dało. Nasze pocałunki zaczęły przeradzać się znów w pełne ognia, namiętności i pożądania. 
Myślałam o tych wszystkich dniach spędzonych bez niego. Bez jego spojrzenia, zapachu. Bez naszych czułości. Myślałam też o dniach, w których Marco nie pokazywał mi się tak cudownie, takim, jakim był teraz. Taki Marco był dla mnie skarbem. Uwielbiałam jego troskę, czułość. Wtedy tak naprawdę o mnie dbał, stawiając mnie ponad samego siebie. Bo było pełno momentów, gdzie tego brakowało. Zakładał te okropne maski, próbował się kryć, odsunąć mnie na dystans. A po chwili o tym zapominał. On po prostu żył, z sekundy na sekundę, z minuty na minutę. Był sobą. Uroczym, uśmiechniętym, młodym mężczyzną. W którym się zakochiwałam. Każda chwila, kiedy był takim prawdziwym Marco, była dla mnie jak skarb. I zdawałam sobie sprawę, że może i na drugiej naszej poważnej randce pozwoliłam mu na zbyt wiele. Nawet to nie powinno się stać. Ale jeśli to wynika z tego, że Marco jest szczęśliwy, jest mu ze mną dobrze.. I co więcej, próbował za wszelką cenę przelać to szczęście na mnie, nasze szczęście. Szczęście z naszego bycia. W jednym momencie, na tej samej kanapie, kiedy oboje byliśmy szczęśliwi? Chciałam brać to pełnymi garściami i zapisywać sobie to w pamięci. Naszą beztroskę, zapomnienie. Ucieczkę od problemów, od kłopotów, od kłótni, wzajemnego oskarżania i wytykania błędów. Tego pragnęliśmy, choć na moment odrzucić wszystko co złe. Marco znał tylko jeden sposób. Niezaprzeczalnie skuteczny, choć nie zawsze odpowiedni. Czas bycia dorosłym i dojrzałym powoli do nas zmierzał, więc próbując zatrzymać ostatki bycia niedojrzałym, niedorosłym, niekonsekwentnym i nieodpowiedzialnym i zatrzymać je. Chociaż na tą naszą jedną chwilę zapomnienia na kanapie w mieszkaniu naszych przyjaciół. 


 Kiedy już zaczynałam rozpinać klamrę paska jego spodni usłyszeliśmy przekręcany zamek drzwi. Mase nagle przestała spać w sypialni Mario i Ann i przybiegła od razu pod drzwi przebierając niecierpliwie łapkami. Ja odsunęłam się od Marco, nie chcąc znaleźć się w niezręcznej sytuacji. Chyba nie do końca mu się to spodobało, jednak za moim pomysłem usiadł na kanapie, łaskawie zapinając pasek.
Do mieszkania jako pierwszy wszedł Mario z jedną walizką, za nim Ann, a za Ann jej brat. Nils we własnej osobie. Nils vel Moto Moto. Uśmiechnęłam się i wstałam z miejsca, żeby przywitać się z chłopakiem. Nils, kiedy tylko mnie zauważył, uśmiechnął się szarmancko w moją stronę.

-Hej, miło poznać, pewnie Rose?
-Zgadza się. Nils, brat Ann?
-Również. –odpowiedział z uśmiechem i podał mi rękę na przywitanie.

Marco podszedł do mnie w mgnieniu oka i objął mnie w pasie. Chciałam przewrócić oczami, jednak to było naprawdę słodkie.

-O, Marco! Nie wiedziałem, że tu będziesz. –przywitał się Brömmel uściskiem ręki z piłkarzem.
-Tak się składa, że Rosie to moja żona. A gdzie ona, tam i ja. –uśmiechnął się chytrze, po czym pocałował mnie w policzek. Co za lizus. Ann uśmiechnęła się rozczulona i poszła do kuchni sprawdzić, czy zostało coś w lodówce.
-Ale Ann mówiła, że Rose tu mieszka? –drążył ciekawski.. I nawet jeśli podziwiałam go na zdjęciach jakiś czas temu, tak teraz, kiedy stoi tuż koło mojego męża… Marco po prostu był bezkonkurencyjny. Jego uśmiech, roześmiane oczy, a nawet skupienie i przeszywanie wzrokiem… Dla mnie? Był po prostu piękny.
-Robię remont naszej sypialni.. To miała być niespodzianka, ale znając ciekawość Rose i tak bym prędzej puścił parę. Będzie tak, żeby jej się spodobała. No i jeszcze mała garderoba.
-No to nieźle, Rose chyba w siódmym niebie.-uśmiechnął się brunet schylając się do Mase, która co chwila na niego skakała radośnie poszczekując.
-Oczywiście. Taki mężczyzna to skarb. –uśmiechnęłam się i objęłam Marco, nie zwracając uwagi na innych i delikatnie pocałowałam go w usta. Co za kłamczuch!
Nils zdjął na spokojnie buty. Marco chciał mnie odciągnąć na bok, jednak brunet podniósł się i znów skierował do mnie lustrując spojrzeniem moje nogi. Nie przewidziałam, że może ta spódniczka mogła okazać się zbyt kusa.

-Będę musiał dzisiaj ci potowarzyszyć w nocy w salonie, nocleg mam dopiero od jutra. Ale mam swój nadmuchiwany materac. –oznajmił w ogóle na nas nie spoglądając. Prawie pisnęłam, kiedy Marco mocniej ścisnął mnie w talii. Był cholernie zazdrosny. Zazdrosny Marco to zły Marco.
-Jeśli nie chrapiesz, w porządku.
-Postaram się dla ciebie zrobić wyjątek. –zaśmiał się puszczając do mnie oczko. Chyba mu w to oczko wpadłam. Może nawet, gdyby Marco nie był moim mężem, umówiłabym się z nim. Był bardzo przystojny, dobrze zbudowany, z prostymi zębami. Nie to co te krzywe Marco. Tak, tak. Mój perfekcyjny mąż wcale nie był perfekcyjny pod względem wyglądu. Dobra, był. Wszystkie wady zamieniały się w zalety a ja byłam beznadziejnie zakochana. Tak czy siak, do tego się wszystko sprowadzało. 

-Rosalie. –warknął Marco do mojego ucha zwracając na siebie moją uwagę.
-Co?
-Nie patrz się tak na niego. I nie śpisz z nim w jednym pomieszczeniu.
-Bo?-zaśmiałam się pod nosem. Chyba żartował. Zaufanie, tak?
-Bo jesteś moją żoną. Nie jego.
-Bo mi nie ufasz, obyś mi tylko nie zarzucił, że się z nim przespałam, bo to będzie koniec. –odpowiedziałam mu wyrywając się z uścisku. Zaczęłam kierować się do kuchni, gdzie znajdowali się Mario, Ann i Nils.
-Jemu nie ufam. –powiedział blondyn zatrzymując mnie za rękę. –Nawet nie chcę sobie wyobrażać, jak on czegoś próbuje. Nikt nie ma prawa cię tak dotykać jak ja.
-Wiem, Marco. Z nikim mi nie będzie tak dobrze jak z tobą. Jak chcesz, to zostań na noc. A swoją frustrację z dzisiejszego wieczora odbijesz sobie na masce samochodu, co mi obiecałeś, pamiętasz?
-Dziękuję, że przypominasz mi o tym w takim momencie, kiedy nie jestem w stanie nic zrobić.
-Będziesz za to mógł robić na samochodzie jak długo i często będziesz chciał. Całą noc, ja nie będę miała nic do gadania. –ciągnęłam swoje. Uwielbiałam go doprowadzać do takiej frustracji.
-Rose. –syknął przez zaciśnięte zęby i przyciągnął mnie za pośladki do siebie, tak, żebym poczuła, że nadal jest twardy i gotowy na dalsze zabawy. Cóż. Nie zawsze można mieć wszystko, czego się chce. Pocałowałam go czule w usta i odsunęłam się od niego. –Pójdź ze mną do łazienki. Albo na chwilę do samochodu…
-Samochód tylko na masce, a jest za jasno. I nie dziś. Marco, bozia rączki dała.
-Jesteś straszna. –westchnął i ucałował mnie w czoło. –Jak coś, jestem w łazience.
-W porządku.
-Na pewno nie chcesz przyjść?
-Idź już! –roześmiałam się i poszłam do kuchni z wymalowanym uśmiechem na twarzy. Miło było wiedzieć, że potrafię wywołać taki stan u mojego męża. Byłam usatysfakcjonowana i dumna. Mój uroczy, zazdrosny i wiecznie niewyżyty mąż.



W kuchni Nils i Mario siedzieli przy stoliku, Ann za blatem kroiła paprykę i słuchała opowieści swojego brata. Byli naprawdę podobni. Mógł też na spokojnie pracować jako model. I to takich marek jak Gucci czy Hugo Boss. Idealnie by się do tego nadawał.
-O, kochana, dobrze, że jesteś. Wstawiłabyś ryż?
-Pewnie. –uśmiechnęłam się i podeszłam do szafki, żeby wyciągnąć całe pudełko.
-Nils opowiada o LA, nie byliście tam z Marco, nie?
-Nie, byliśmy tylko na Kubie, ale kto wie, może wybierzemy się niedługo do Stanów.
-Jak będziesz jechała to możesz śmiało pisać, polecę wam kilka fajnych miejsc, może uda nam się spotkać. –stwierdził brunet z uśmiechem i spojrzał przez okno oglądając panoramę. –A ty siostra kiedy się przeprowadzasz?
-Musimy podłączyć kanalizację, wszystkie inne takie sprawy, potem będziemy zamawiać meble..-zaczął wyjaśniać Mario. No tak, już niedługo czekała ich przeprowadzka. Będę musiała powiedzieć Marco, że powinniśmy im pomóc, chociaż przy noszeniu kartonów albo składaniu mebli.
-To jeszcze trochę.
-Szybko zleci. Niedługo was jeszcze odwiedzę z Mase, będzie miała raj w ogrodzie.
-Oj tak.-zaśmiała się Ann spoglądając, czy dobrze nastawiłam kuchenkę.
-Zaraz, to Mase jest twoim psem?-zorientowałam się. Naprawdę polubiłam tego psiaka, mimo, że czasami zbyt wiele miejsca zajmowała na kanapie.
-Na to wychodzi. –posłał mi uśmiech niebieskooki. –Ann się nią zaopiekowała na czas mojego pobytu w Stanach. Teraz jak tam wrócę, to już zabiorę ją ze sobą.
-Będzie tęsknić za Ann i Mario. –stwierdziłam podchodząc do modelki i wzięłam sobie drugą deskę do krojenia warzyw.
-Ann często do mnie przyjeżdża. Też powinnaś przyjechać, zawsze fajnie wyrwać z domu na chwilę. Mam duży apartament, znajdzie się i dla ciebie miejsce.
-Dzięki za zaproszenie. –uśmiechnęłam się.
-Ale pewnie i tak jak pojedziemy do Stanów to wybierzemy Florydę. –wtrącił się Marco i podszedł do mnie od tyłu, żeby pocałować mnie w kark, delikatnie odsłaniając włosy.
-Też fajne miejsce, będę kiedyś musiał je odwiedzić. –odpowiedział ignorując gest Marco i udawał, że nie widzi zazdrości mojego męża.
-To ty nie poszedłeś sobie?-zapytał Mario marszcząc włosy. –Skąd ty się wziąłeś?
-Byłem w łazience.
-Tak długo? Jeny, weź idź se do własnego kibla, a nie będziesz po kolegach się…
-Mario! Obrzydzasz! –parsknęła śmiechem Ann.
-Spokojnie, tyle czasu, bo wylewałem twoje tandetne perfumy do zlewu. Wali od ciebie na kilometr jak sobie pół flakonu wylejesz.
-Ty, to są Hugo Bossy! Sam żeś to reklamował kilka lat temu.
-Żeby taki dureń jak ty kupił, a ja sobie za to kupiłem mieszkanie. Taki biznes.
-Pff, głupi jesteś. –fuknął pod nosem i przewrócił oczami. –Ann nie narzeka, prawda dziubku?
-No wiesz.. Znaczy, długo już tamte używałeś. Nie zaszkodziłaby mała zmiana. –powiedziała i uśmiechnęła się przepraszająco. Marco prychnął pod nosem i poszedł do stołu usiąść koło Mario i poklepał go pokrzepiająco po plecach.
-Ty Brutusie…
-Ja ciebie też. –powiedział Marco z czułością chwytając go za rękę i zaczął głaskać kciukiem wierzch jego dłoni.
-Weź idź ode mnie, geju!-pisnął strząsając jego rękę ze swojej.Wyraz obrzydzenia na jego twarzy był bezcenny.
-Utkwiłem we friendzone… -powiedział smutno Marco. –Rose, pociesz. –westchnął i wyciągnął do mnie ręce, żebym do niego przyszła. Pokręciłam głową niedowierzając, ale spełniłam jego życzenie i poszłam do niego usiąść mu na kolana. Z uśmiechem wplotłam dłoń w jego włosy i delikatnie zaczęłam przesuwać dłoń do góry i w dół, mając nadzieję, że daję mu odrobinę rozluźnienia.
Ann przygotowała potrawkę z ryżem, kurczakiem i warzywami. Dla mnie jak i Ann, Mario i Nilsa, panowała bardzo przyjemna atmosfera. Jedynie Marco czuł wieczne zagrożenie ze strony brata modelki. Rozumiem, że kiedyś przy nim mówiłam, że jest przystojny.. No bo jest! Ale to nie znaczyło, że od razu rzucę się mu w ramiona. 
Już wolałam zatrzymać dla siebie, że to nie ja świetnie się bawię na zakupach z byłymi... Bo tu już by się pojawiła dawka czarnego humoru, skoro mój były nie żyje.
I to nie tak, że śmierć Leo była mi już obojętna, że zastąpiłam go Marco. Wcale nie. To było moje pierwsze zauroczenie. Miał nawet rację, że to nie była miłość, jednak on zawsze będzie miał wyjątkowe miejsce w moim sercu. Był zawsze, kiedy go potrzebowałam, niezależnie od kłopotów w jakie się wpędziłam. Nie oceniał mnie, ale zawsze mogłam liczyć na jego radę. Był fantastycznym przyjacielem, przystojnym mężczyzną… I kochał mnie. Tego nigdy nie zapomnę. To był właśnie jego obraz w moich myślach. Może to, co się stało.. Może tak miało być. Przecież gdyby nie ten wypadek, nie byłabym w tym miejscu. Nie poznałabym tylu wspaniałych ludzi, aż w końcu nie zaczęłabym poznawania siebie. I nie siedziałabym na kolanach mojego Męża, którego z dnia na dzień darzyłam coraz większym i silniejszym uczuciem. Wierzyłam, że Leo siedzi gdzieś tam w chmurach i mnie obserwuje i chroni.



***



 Wieczorem poszliśmy wszyscy na spacer. Oczywiście razem z Mase. Razem z Marco szliśmy z tyłu, ciesząc się chociaż odrobiną prywatności. Tym razem poszliśmy dalej, do centrum miasta. Mario i Marco byli przygotowani na to, że może część wieczornych spacerowiczów ich rozpozna i poprosi o autograf, jednak jak to oboje stwierdzili, gdyby mieli się ukrywać przed kibicami wcale nie wychodziliby z domu, albo dojeżdżali by z Antarktydy, gdzie hipotetycznie nikt nie mieszka. Pierwszy raz byłam na głównej ulicy miasta. Liczyłam, że będzie cicho i spokojnie, jednak puby i restauracje tętniły życiem. Wpadła mi w oko jedna mała knajpka z przeuroczym szyldem. Uznałam to za cel zabrać tam Marco któregoś razu. 

Trzykrotnie aż zatrzymali nas kibice-fani chłopaków i prosili o wspólne zdjęcia i autografy. To było bardzo miłe. Za każdym razem obserwowałam miny szczęśliwych ludzi. Błyszczące oczy, wielkie uśmiechy, raz nawet łzy wzruszenia. Byłam dumna z mojego męża. Też dlatego, że pamiętałam jego rozdawanie autografów w sklepie i jaki wtedy był oschły. Teraz cały czas się uśmiechał, był bardzo ciepły i uprzejmy. Przytulił mocno wzruszoną, nastoletnią fankę, wywołując ogromny uśmiech na jej twarzy. Ja sama chciałam go w tamtym momencie przytulić i podziękować, że zachowywał się w tak przemiły sposób.

W drodze powrotnej nadal trzymaliśmy się za ręce. Chyba też trochę minęła mu złość na brata Ann, może z myślą, że przenocuje koło mnie czuł się bardziej bezpiecznie. A i ja szalenie tęskniłam nocami z nim, mocno obejmującym mnie, dającym poczucie bezpieczeństwa. Kochałam zasypiać w jego objęciach i tak też się budzić. To było niesamowite.

-Kochanie…-zaczął blondyn spoglądając na mnie z ciekawością a zarazem czułością. Zawsze widziałam czułość w jego oczach, kiedy na mnie spoglądał. –Jesteś strasznie zamyślona.
-Bo myślę.-odpowiedziałam mu uśmiechając się delikatnie.
-Zdradzisz mi o czym?
-A co w zamian za to dostanę?
-Buziaka?
-Uwielbiam buziaki, ale za moje myśli to za mało.
-I to ja mam „samczy popęd”? Przy tobie to ja jestem samicą.. Boże… To źle zabrzmiało.-powiedział łapiąc się za usta, a ja roześmiałam się w niebogłosy.
-Bardzo źle. –przyznałam i zanosząc się śmiechem podeszłam do niego, żeby go przytulić na pocieszenie. To był też dobry pretekst. Nosiłam się z tym od początku spaceru. Przyciągnęłam go do siebie i oparłam brodę na jego ramieniu. Marco objął mnie mocno rękoma, kładąc dłonie trochę za nisko, jednak to mi nie przeszkadzało. Nie obchodzili mnie inni ludzie, Ann, Mario czy Nils. Tylko mój Mąż. 
-Nie chodziło mi o to, o co chodziło tobie.
-Jaśniej?
-To z tą samicą.
-Przestań.-roześmiał się chowając twarz w mojej szyi.
-Pytałeś. Chodziło mi bardziej o długi, słodki pocałunek.
-A to da się zrobić.
-To rób, moja samico. –powiedziałam próbując utrzymać powagę, jednak jeszcze mocniej prychnęłam ze śmiechu. Piłkarz westchnął ciężko i klepnął mnie bezceremonialnie, na środku dortmundzkiego rynku w pupę. –Marco Reus! Jak ty się zachowujesz!
-Muszę odzyskać mój samczy wizerunek. Najszybciej by mi to poszło, gdybyśmy tu byli samochodem i zaparkowali na jakimś odludziu ale..
-Marco, Rose! My idziemy do tego naszego klubu, idziecie z nami czy wracacie z Mase?
-Ja chętnie!-powiedziałam na równo ze sprzeczną odpowiedzą Marco. –Naprawdę i tak byś mi teraz tego nie udowodnił, potrzebujesz abstynencji. Zdecydowanej. –uśmiechnęłam się i musnęłam delikatnie jego usta. –Chodź, będzie fajnie, nie musimy być długo. Mase weźmiemy na ręce.
-Idź kochanie, ja naprawdę nie mam nastroju. Mogę wziąć psa. –powiedział z uśmiechem i ucałował mnie w czoło odprowadzając do Ann, Nilsa i Mario.
-Na pewno?
-Tak. Wezmę od Mario klucze, wezmę prysznic i będę na ciebie czekał. Baw się dobrze.
-A Nils?
-Ufam ci. –powiedział, choć i tak z jego głosu można było wywnioskować lekkie zdystansowanie do brata Ann. –Do zobaczenia.


Marco odszedł jeszcze na chwilę na stronę z Mario, który po chwili rozmowy dał mu klucze do domu. Ann pociągnęła mnie i Nilsa w stronę jej ulubionej miejscówki, a ja nawet nie miałam okazji odwrócić się i pomachać blondynowi na pożegnanie.
Dopiero kiedy już weszliśmy do klubu przyszła mi myśl, że może powinnam była z nim zostać. Postanowiłam zostać godzinkę i trochę się pobawić, a potem wziąć taksówkę i wrócić do domu. Żeby wrócić potem do prawdziwego domu. Wiedziałam, że Mario i tak musiał mi dać pozwolenie na wyprowadzkę i bardzo to doceniałam. Miałam też na uwadze to, że byłam wściekle zła na Marco, i zamiast mu wybaczać powinnam była wziąć rozwód, a przynajmniej nie ulegać tak łatwo. A zwłaszcza nie pozwolić na to, co zdarzyło się dziś z Marco. To wszystko było szalenie poplątane, chore i ciężkie. Dlatego przyszłam z moimi przyjaciółmi odreagować i potańczyć.

Razem z Ann postanowiłyśmy zaszaleć i wybrać w ciemno jakiś drink, po samej nazwie. Ja wybrałam „Lazurowe morze”, Ann „Hawajski moment”. Cóż, tematyka podobna, miałyśmy nadzieję, że nie były zbyt alkoholowe, bo nie miałyśmy zamiaru aż tak się upijać.

Na początku siedzieliśmy razem w loży VIP, chłopcy też zamówili dla siebie, oboje zgodnie i klasycznie piwo. Jak to stwierdził Mario-nie będzie pił babskich drinków z palemką. W sumie, wyglądałby z tym komicznie. Nam z Ann właśnie takie dostarczono. Wszystkie kolorowe ozdoby przyprawiły naszych towarzyszy niedoli o mdłości i skrzywienie na twarzy. Rozmawialiśmy o głupotach, Mario opowiadał kilka zabawnych sytuacji z treningów, głównie o Aubameyangu, który potrafił zrobić niezłe show. Podobno były jeszcze większe popisy, kiedy działał w duecie z moim mężem. Aż bałam się sobie to wyobrażać. 

Na sali się ściemniło, kiedy rozpoczynała się piosenka „Time of my life”. Mario od razu uśmiechnął się do Ann i wyciągnął do niej dłoń prosząc o taniec. Rozpływałam się zawsze na nich patrząc. Takich zakochanych i szczęśliwych. 

Zostałam sama z Nilsem, jednak nie było żadnemu z nas niezręcznie. Wyznałam mu, że ubóstwiam Ann i Mario jako parę. Przyznał mi rację i zaczął opowiadać jak Ann dopiero poznała Mario, a jemu włączył się alarm starszego (o rok!) brata i chciał znaleźć na piłkarza jakiś haczyk. Pierwszym jego argumentem było to, że Mario jest piłkarzem i będzie miał wyjazdowe mecze. Jednak Ann zupełnie to olała twierdząc, że będzie wszędzie jeździć z nim. I jeździła. Do póki jej kariera modelki nie nabrała rozpędu i ona sama też musiała co jakiś czas wyjeżdżać na kolejne sesje. Między innymi tam, gdzie braliśmy z Marco ślub. 

Para zakochanych gdzieś zniknęła na parkiecie, a do naszej loży przyszedł kelner z wysokim krwstoczerwonym drinkiem ze słomką i białym, skrystalizowanym cukrem na brzegach. Zdziwiłam się, kiedy podał mi go. 

-Ale ja nie zamawiałam.
-Ktoś inny dla pani zamówił. Czerwona róża. Smacznego.-powiedział uprzejmie stawiając przede mną szklane naczynie przypominające wysoki, wąziutki wazon.
-Czerwona róża?
-To nazwa drinka. –wytłumaczył i kiwając głową oddalił się od nas wracając na swoje stanowisko za barem.
Wstałam od razu nawet nie odzywając się do Nilsa i pobiegłam przeciskając się przez imprezowiczów aż do baru, gdzie znalazłam zajętego przygotowywaniem kolejnego drinka kelnera.

-Przepraszam pana, kto dokładnie zamówił tego drinka?
-Nie ja przyjmowałem zamówienie, niech pani zapyta Any. –wskazał kiwnięciem głowy na rudowłosą kelnerkę która wysłuchiwała zwierzeń już nieźle wstawionego mężczyzny. Znów musiałam się kawałek przepchać, próbując puścić mimo uszu narzekanie innych w stylu „uważaj krowo gdzie idziesz”. Klasyk.
-Przepraszam, ty jesteś Ana?-zapytałam lekko przekrzykując muzykę, z nadzieją, że w rzeczywistości nie drę jej się do ucha jak wariatka. 
-Jestem zajęta. –odburknęła nawet na mnie nie spoglądając. Bardziej interesujące ode mnie, i od mężczyzny, którego nie jestem pewna, czy do końca wysłuchiwała, były jej paznokcie.
-Ja też, ale nie jestem w sprawach matrymonialnych. –uśmiechnęłam się szeroko z nadzieją, że jednak chociaż na mnie spojrzy i nie będę dla niej niewidzialna.
-No dobra, mała. Co podać?
-Informację.
-Nie posiadam.
-Przeciwnie. Ktoś zamówił niedawno „Czerwoną różę”. Możesz proszę powiedzieć jak ta osoba wyglądała? To był mężczyzna?
-Coś mi świta, ale.. Hmm.. Może mężczyzna, może kobieta. Coś mam ostatnio z pamięcią. –powiedziała od niechcenia i zaczęła szukać ściereczki do polerowania blatu. Westchnęłam, jednak nie zamierzałam się poddawać. Te róże to już było powoli denerwujące. Oczywiście może być jakiś zbieg okoliczności, może też faktycznie spodobałam się jakiemuś kolesiowi i postanowił postawić mi drinka, a może dwóch podpitych gości się założyło o coś i stawką było właśnie to. A może też byłam w guście jakiejś dziewczyny. Wszystko lepsze od tego świra, od róż i liścików.
Wygrzebałam z torebki dwadzieścia euro w banknocie i podsunęłam je pod nos kelnerce.
-Teraz coś świta?
-A odrobinkę. –zaszczyciła mnie spojrzeniem. Aż przeszły mnie ciarki. Miała soczewki. Jedno oko całe czarne, drugie białe. Przełknęłam głośno ślinę i nachyliłam się bliżej, by wszystko na pewno dobrze usłyszeć.
-To był mężczyzna.
-A jak wyglądał?
-Tu już widzisz trochę mgliście. Tylu tych ludzi, trochę się zapomina. –westchnęła smutna zarzucając na bark białą ścierkę. Znów zaczęła bawić się swoimi paznokciami.
-Trzymaj, teraz chyba starczy ci na jakieś dobre leki na pamięć. –powiedziałam z niechęcią dając jej kolejne dziesięć euro.
-A no był mężczyzna z kolegą. Wychodzili oboje, ale ten został i wskazał konkretnie na ciebie i podał który dokładnie. Chociaż proponowałam mu coś delikatniejszego, wyglądasz na grzeczniutką. Zostawił mi nawet kasę za anonimowość, ale dałaś trzy razy więcej, więc..
-Jak wyglądał?
-Blondyn z zielonymi pasemkami, jasne oczy. Kolega był daleko, ale chyba miał ciemniejsze włosy. Blondaś szybko wyszedł, jego koleżkę zgubiłam, ale pewnie wyszli razem. Tyle co pamiętam, pomogłam?
-Dzięki, Ana. Pomogłaś, chociaż nie wiem do końca czy na pewno go znam.
-Do usług, jak będziesz czegoś potrzebować.
-Zapamiętam. Miłego wieczoru.
-Ciao. –uśmiechnęła się zadowolona poklepując się po kieszeni swojego czarnego fartuszka. Jeny, te oczy. Będą mi się śniły. Wzdrygnęłam się i zaczęłam kolejną przepychankę w stronę naszego miejsca. Ktoś próbował wyciągnąć mnie na parkiet jednak odmówiłam i przyspieszyłam kroku.



-W porządku?-zapytał Nils, kiedy tylko mnie zauważył. –Wybiegłaś stąd tak szybko, że nawet nie wiedziałem, co się stało.
-Nic się nie stało. –odburknęłam praktycznie skacząc na swój fotel i zdenerwowana chwyciłam za wazonowate naczynie z fikuśną słomką. Chyba miało sporo procentów.
Może Zielony Blondaś był właśnie tym świrem. Chociaż w sumie. Odkąd świry mają znajomych? Zwykle działają w pojedynkę. Nie chciałam wpadać w paranoję. Zielony Blondaś pewnie się upił ze swoim kompanem, a że był na tyle nieśmiały, żeby podejść, może przeraziła go loża vip to kupił dla mnie drinka i się zmył. Może się rozmyślił.


Nawet nie zauważyłam jak cały drink został przeze mnie wypity.
-Gdzie Ann i Mario?
-Wpadli w taneczny szał, ale chyba zaraz będą wracać. –uśmiechnął się wpatrując się we mnie chyba trochę za długo.
-Idziemy tańczyć. Shakira!-stanęłam równo na nogi i wyciągnęłam rękę do Nilsa.
-Na pewno?
-Oj wyluzuj trochę. Nie powiem Marco, będziesz żyć!
-Zabije mnie jak się dowie, że się upiłaś.
-Przesadzasz, jestem dużą, grzeczną dziewczynką. –zarechotałam jeszcze głośniej i pociągnęłam za sobą bruneta na parkiet.
Świat zaczął mi delikatnie wirować przed oczami, jednak idealnie wycelowałam pętlę z rąk, by zawinąć ją na szyję Moto Moto. Znaczy Nilsa. Zaczęłam zarzucać biodrami w zabawnym tańcu.
Sama się z tego zaczęłam śmiać. I to całkiem nieświadomie. Ale prawdę mówiąc, zawsze chciałam być jak Shakira. Marco musi się nauczyć francuskiego i będzie moim Pique… A może polskiego? Hmm…
-Rose, przestań tak się śmiać, przerażasz mnie. –zaśmiał się pod nosem Nils nachylając się do mojego nosa. Znaczy ucha.
-Moto Moto. Jestem na tę noc twoją Glorią. Ale Melman czeka więc tańcz! –zaczęłam krzyczeć na całe gardło. Chciałam też go pocałować ale trafiłam w powietrze. Zaczęłam kręcić głową w rytm muzyki i wirowania klub. Może to nawet wirowały moje oczy? Albo głowa. Zbliżyłam się delikatnie do Nilsa.
A potem zupełnie nic już nie pamiętałam.









~~~

WAŻNA INFORMACJA!
Kochane, sygnalizowałyście mi o problemie wyświetlania bloga na przeglądarkach. Byłam go świadoma już wcześniej, miałam jedynie nadzieje, że może występuje tylko na mojej przeglądarce, Blogger znów coś wymyśla.. jednak nie.. Dostawałam też zapytania czemu usunęłam bloga- blog nigdy nie został i nie zostanie usunięty! Blokowały go jedynie przeglądarki!Na wersjach na komórki działa wszystko płynnie, bez zastrzeżeń. Pracowałam nad tym, pisałam do Google, bałam się niesamowicie, że będę musiała zmieniać szablon... Chyba jednak doszłam sama do tego problemu, usunęłam wszystkie dodatki do bloga, zaczęłam pojedynczo dodawać (muzyka ocalona, możliwe, że to przez kursor ale będę powoli wszystko wdrażać) i sprawdzać jak to reaguje.... no i chyba działa. 
Proszę, jeśli czytacie bloga na laptopach/komputerach dajcie mi znać w komentarzach, czy problem zniknął, czy nadal jest-będę coś próbować dalej, jednak mistrzem w tym nie jestem. 

Rozdział trochę nudny(trochę nawet bardzo!), z serii zapychaczy..niestety też takie czasem muszą się pojawić. Oczywiście polsatowskie zakończenia-tradycyjnie:) Pocieszę Was. Przy następnym-26 rozdziale-płakałam jak bóbr. Ja płakałam, Rose płakała, wszyscy tam płakali...na wszelki wypadek weźcie do czytania za dwa tygodnie chusteczki.
Wiem, że 2 tygodnie są ciężkie do wytrzymania-ten pierwszy mi się dłużył, jednak kiedy zaczął się rok szkolny minął tak szybko, że aż nie zauważyłam... Oby zawsze mijały tak szybciutko. (ale nie aż tak, bo wyjdzie, że już matura😂)

A w nowym roku szkolnym życzę Wam samych sukcesów, wspaniałych ocen, cudownych przyjaźni i żeby wszystko szło po Waszej myśli!💛

Dziękuję za wszystkie komentarze! Jestem przeogromnie szczęśliwa z każdego pojedynczego komentarza, nie ważne, czy długi, czy krótki. To dodaje przeogromnej motywacji, pokazuje, że to wszystko ma sens.. Jesteście przekochane!❤ 
Ściskam was mocno! xx

 

7 komentarzy:

  1. Ahhhhhh ale z ciebie jędza Euphory! Calyr rozdział byłam taka happy, taka love, takie serduszka, misaczki i pszczółki, no cukierkowo, a ty mi musialas wyjechać z takim czymś! Ty polsatowski brutalu Ty! Co ta Rose wyprawia? Jakie plasy z Nilsem. Przyganiał kocioł garnkowi a smoli jak i on. Tak w jednym zdaniu można opisać relację Marco-Rose. Po prostu... No i ten zielony... zostawilas mnie z takim mętlikiem w głowie, że to powinno być karalne. Naprawdę karalne. Niech ten Marco się nie wyglupia i zabiera tą wariatke do siebie. Boże... jak się okaże że oni coś to osobiście wurwałabym jej kłaki. No tak się relacji z mężem nie odbudowuje ani tym bardziej... a teraz sobie pomyślałam... ze w się to było dziwne nawet jak na Rose a skoro tych dwoje tam było, a Rose już po tym jednym drinku nic nie pamiętała to może... może... Nie była do końca świadoma tak jakby... może to jakaś grubsza afera... Nie ważne... Nie wiem jak ja przeżyje te dwa tygodnie... to będzie meczarnia. Jestm już teraz tego świadoma. A Ciebie moja droga mimo wszystko uwielbiam! i to opowiadanie też! ~footballove

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszystko weszło mi dzisiaj bez problemu i z laptopa i telewizora!
    Zgadzam sie z kolezanką u góry, Co ta ROSE?? No ja rozumiem ze ja ta sprawa zdenerwowała, wystraszyła i w ogóle.. ale zachowała się co najmniej nie ładnie. Niegrzeczna Rose. Wiec też w sumie mam nadzieję, że jakoś się to wyjaśni bo faktycznie zachowała się bardzo dziwnie... po za tym rozdział mega, mega! do nastęnego. pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahahhah telewizoraaaa, no tak chodziło mi o telefon oczywiscie ale autokorekta wie lepiej!!!!

      Usuń
  3. Hej,
    wszystko działa bez zarzutu, co do rozdziału cudooooowny, każdy kolejny jest lepszy od poprzedniego, jest niezwykły w swojej zwykłości. Jesteś dla mnie ogromną inspiracją, twój blog pozwala mi zapomnieć o otaczającym mnie świecie, przenieść się zupełnie gdzie indziej i za to Ci dziękuję. Powodzenia w nowym roku szkolnym, niech twoje przygotowania do matury idą zgodnie z planem, rób to co kochasz, bo naprawdę wychodzi Ci to genialnie. Całuję i do następnego :-*

    OdpowiedzUsuń
  4. Cieszę się, że Marco jest taki słodki na ten jego przedziwny, samczy sposób. XD
    Z jednej strony nie mogę się doczekać kolejnej części, ale z drugiej trochę się jej obawiam, skoro radzisz naszykować chusteczki... Wiesz, że tylko u Ciebie tyle płaczę? ;p
    Tak czy siak czekam :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej. Dawno nie pisałam tutaj komentarza, jakoś tak się czasem składa. Ale wiedz, że czytam i czytać będę. I od teraz obiecuje pisać komentarze!
    Szkoda, że co dwa tygodnie...ale rozumiem Cię. I powodzenia na maturze!
    Rose...co ty tam wyprawiasz. Kurde, jak czytałam to mialam nadzieje, że pójdzie razem z Marco do domu. To nie, poszła na imprezę. A Ann niby życzy jej i Marco wszystkiego co najlepsze a ją na imprezę sama zaciągnęła. Mogła jej doradzić, żeby poszła jednak z Marco. Trudno:/ Właśnie o to chodzi, że człowiek czasem nie pomyśli, zrobi i po fakcie. Podsumowując dobrze, że jednak tak potoczyłaś losy. :):)
    Do następnego!
    Ps: Blog czytam i na komórce i na komputerze. I działa teraz bez zarzutu. Prędzej rzeczywiście na komputerze nie było. A teraz wszystko jest i muzyka też:D Powiem Ci, że muzyka robi tu MEGA robotę, bez niej nie było by tej magii przy czytaniu:D

    OdpowiedzUsuń
  6. Niesłychanie spóźniona Nat się melduję. Uwielbiam Cię za ten rozdział, końcówka strasznie intrygująca. Właściwie nie wiadomo co o niej myśleć. Akurat troche zawiódłam się na Rose, bo moim zdaniem powinna wrócić z Marco. No ale... szykuje chusteczki na następny w takim razie. Do soboty za tydzień! :*

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do komentowania!❤️ To bardzo motywuje do pisania kolejnych rozdziałów!