-Rosie!!! –Ann radośnie rzuciła mi się w ramiona nawet nie
pozwalając wejść do środka. –Jak wypiękniałaś! W ogóle pięknie wyglądacie. Hej
Marco! –uśmiechnęła się i podeszła jeszcze do mojego męża ściskając go lekko i
pocałowała w policzek.
-Wypiękniałaś? Bardziej stawiałam, że osiwiałam.
-Też na to stawiałem!-odkrzyknął z kuchni Mario. Weszłam do
środka mieszkania pary i zdjęłam buty, żeby nie wnosić piachu. Od razu przybiegła do mnie Mase
radośnie wymachując ogonem. Pogłaskałam ją po łebku i ruszyłam, żeby przywitać
się z brunetem.
-Czy ty chcesz mi powiedzieć, że Ann cię do garów zagoniła?
–zapytał ze śmiechem Marco widząc Mario stojącego z łyżką przy garnku z sosem
pomidorowym. Zaraz potem objęli się po przyjacielsku i poklepali po plecach.
-Wyjątkowa sytuacja. W końcu się ożeniłeś. I to nie głupio,
patrząc na twoją żonę.
-Patrząc to może i dobrze, ale co ja się mam. –westchnął
patrząc na mnie z wyrzutem.
-Afera o robienie zakupów. Nawet sobie nie wyobrażasz, Ann.
–odpowiedziałam podobnym tonem jak mój mąż i podeszłam do modelki na kanapę.
-Wygrałaś?
-Jakże by inaczej. –oznajmiłam uśmiechając się zwycięsko
prostując nogi. –Nie przywiozłam twoich ubrań, bo jeszcze je chcę wyprać i
dopiero wtedy dostaniesz do zwrotu. Ale i tak dziękuję za pożyczenie, ogromnie
się przydały.
-Ależ co ty, nie pierz, ja sobie poradzę.
-Nie będę ci brudnych oddawać, serio upiorę.
-Nie wygrasz z nią dzisiaj!-odkrzyknął Marco z kuchni, który
jak mi się wydawało niby był zatracony rozmową z Mario. –A propos! Rose miała
cię poprosić, czy może zatrzymać kostiumy kąpielowe.
-Sam chciałeś prosić! –odpowiedziałam mu. Niech tu mnie nie
wkręca w swoje obsesje.
-Ja tylko stwierdziłem fakt, że powinny zostać u ciebie.
-Oczywiście. –spojrzałam na niego wilkiem. Co za wkurzający
człowiek. Naprawdę, bo kiedy on taki był? Przecież na Kubie był słodkim
potulnym misiaczkiem. A teraz? Musiałam działać. Nie pozwolę na jego
degradację.
-Niezależnie kto prosi, są twoje. –przerwała nam w bitwie na
spojrzenia Ann. Stawiałam wysoko swoją wygraną, choć ze zmęczonymi oczami
jednak można szybciej mrugnąć.
Na kanapę dołączył do nas pies. Ann została zmuszona do
głaskania. Stwierdziła, że Mase czasami potrafiła się zachowywać jak kot,
jednak pieszczoty szybko jej się nudziły i wolała pobiegać ze swoją piłką.
Podczas gdy panowie zajęci byli rozmową w kuchni, Ann
przyniosła laptop i kładąc go sobie na kolanach pokazywała mi najnowsze
projekty Lurelly na przyszłe lato. Sukienki były naprawdę wspaniałe, choć nie
byłam pewna czy w dniu codziennym odważyłabym się takie założyć. W modę
wchodziły prześwity i motywy kwiatowe. Co do tych drugich naprawdę byłam
szczęśliwa, bo je uwielbiałam, jednak prześwity? Wolę moje za duże, workowate
t-shirty. Z projektów przeszłyśmy na foldery ze zdjęciami z wakacji. Wybrali
się do ciepłych krajów do rodziców Ann, gdzie mieli przepiękną rezydencję. Dużo
zdjęć było autorstwa Mario, który obsesyjnie uwieczniał swoją ukochaną na
zdjęciach. Marco? Jesteście tacy sami…
Ann robiła dużo zdjęć widoków, trochę Mario, rodziców,
wspólnych z Mario w urokliwych miejscach. I był jeszcze Nils. Mój ty smutku,
dlaczego ja już jestem mężatką? Nie, żeby Marco coś brakowało. Brat Ann był
naprawdę okropnie przystojny. Jego wzrok, umięśnione i to bardzo ciało. Czy
wszyscy w jej rodzinie byli modelami? Pasowaliby. Nils miał w sobie ogromne
pokłady uroku i testosteronu. Jego mięśnie były bardziej wyraźne i odznaczające
się od Marco…
-No nieźle, Ann. Czemu nie mówiłaś wcześniej?-zapytałam
czując opadającą szczękę do samej podłogi.
-O kim gadacie, dziewczyny?
Jak na złość koło nas zjawił się Marco. Stanął za oparciem
kanapy i położył dłonie na moich ramionach jednocześnie przenosząc na nie swój
ciężar.
-A nic tak, przeglądamy zdjęcia. –zaczęła Ann śmiejąc się
pod nosem, zapewne z mojej dość zaskoczonej miny.
-O, Moto Moto. –zaśmiał się widząc kolejne zabójcze zdjęcie
Nilsa na plaży w samych kąpielówkach.
-Ja ci dam, Moto Moto. –westchnęłam karcąco. –Moto Moto to
co najwyżej Mario, nie mówiąc już o tobie.
-To niemiłe.
-To niemiłe, kiedy obrażasz mojego Nilsa.
-Mojego?-parsknął a w oczach rozbłysły mu radosne chochliki.
–Mojego? Kochanie. Przez rok masz dostęp do mnie, świetnego, przystojnego,
dobrze zbudowanego faceta, a ty, zamiast korzystać wzdychasz nad Moto Moto.
-Idź tam do garów.
-Pójdę gdzie indziej, w innych okolicznościach i to z tobą.
-Zaciągniesz mnie w krzaki i wyprujesz flaki?
-Cóż za rymy.
Na szczęście z jakże poważnej wymiany zdań wyrwał nas Mario,
który przyniósł na stół porcje spaghetti. Pachniało przepięknie, a jeszcze
lepiej musiało smakować. Od razu wstałam z kanapy i poszłam zwabiona zapachem.
-Mario, a masz jeszcze trochę sera?
-Siostro! Wiedziałem, że musisz kochać ser. –zakrzyknął
ochoczo i wrócił się do kuchni. Zaśmiałam się pod nosem i oparłam o krzesło.
-A co, widać?
-Nie, ale wyglądasz na taką co lubi ser.
-Na ciepło. Na przykład na spaghetti, zapiekance, toście,
pizzy…
-Hawajskiej?
-Hawajskiej. –potwierdziłam śmiejąc się.
-Reus… I ty chcesz narzekać? No patrz, Rose i taka Ann.
–westchnął smutno podając mi paczkę pokruszonego sera, bym mogła jeszcze
dosypać na ciepły sos. Ann fuknęła pod nosem i wyminęła nas siadając jak
najdalej od miejsca bruneta. Marco obserwował całą sytuację z niemałym rozbawieniem.
-Mario.-powiedziała stanowczo Ann celując w niego widelcem.
-Śpię na kanapie?
-Brawo. –uśmiechnęła się szczerze. –Chodź, Rose, siadaj koło
mnie.
Marco dołączył po chwili do nas i wspólnie zjedliśmy późny
obiad. Opowiadaliśmy z Marco o naszych krótkich wakacjach. W sumie to ja
najbardziej skupiałam się na opowiadaniu o niesamowitej przyrodzie,
przezroczystego oceanu i przeuroczej małpki, która skradła moje serce.
Gdy złożyliśmy wszystkie naczynia do zmywarki przenieśliśmy
się na kanapę. Mario znalazł kabel, którym podłączył telefon Marco do
telewizora, żebyśmy mogli pooglądać zdjęcia. Usiadłam na kanapie na końcu, koło
Marco. Ann przytuliła się do Mario zajmując miejsce na drugim końcu sofy, Mario
przytulił się do Marco a Marco do mnie. Urocza rodzinka.
Co mnie zaskoczyło, to, że gdy na ekranie telewizora pojawiły
się miniaturki zdjęć.Było ich pełno. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że zrobił mi aż tyle
zdjęć. Zabrało mi dech w piersi. To nie było dziesięć zdjęć. Ich była prawie
setka. Z różnych dni. Wiedziałam, że robił sporo zdjęć różnych widoków, lecz te
umywały się przy zdjęciach ze mną. Nie wiedziałam co powiedzieć, a chciałam, bo
czułam się, jakbym została postawiona w trudnej sytuacji, z której powinnam się
tłumaczyć.
Nachyliłam się do ucha Marco, delikatnie je muskając nosem.
-Jak? Kiedy je robiłeś?-szepnęłam
-Telefonem. Podczas naszych wakacji.
-To wiem.
-To co się głupio pytasz?-zaśmiał się pod nosem zwracając na
siebie uwagę Mario. Ann rozczulona patrzyła na zdjęcia. Pilotem wybrała
pierwsze z nich-mnie śpiącą w samolocie. Kolejne było robione przednią kamerą,
jednak ucięła ona postać blondyna, a jedynie ukazywała mnie leżącą podczas snu
na jego ramieniu. Nawet śpiąc nie umiałam się przy nim kontrolować!
-Wiecie co, może wy sobie pooglądajcie a ja pójdę z Mase na
spacer, hmm? Zaczynam się czuć naprawdę dość nieswojo. –powiedziałam, kiedy
kolejne przedstawiało mnie siedzącą na łodzi z rozwianymi włosami i zamkniętymi
oczami na tle zachodzącego słońca. Naprawdę, ujęcie było przepiękne ale no
błagam! Kolejne przedstawiało również mnie. Następne dla odmiany mnie, oraz dwa
następnie mnie i mnie. Jezu!
-Siedzisz. Te zdjęcia są cudowne. –oznajmiła stanowczo Ann i
przełączyła na kolejne, gdzie tym razem faktycznie ukazany był krajobraz wyspy.
Cudownie. I kolejne zdjęcie morza. Później jednak mnie brodzącej w wodzie, mnie
brodzącej w wodzie, kiedy wiatr podwiewa mi spódnicę, mnie brodzącej w wodzie,
kiedy wiatr podwiewa mi spódnicę a ja się obracam, mnie brodzącej w wodzie,
kiedy wiatr podwiewa mi spódnicę a ja się obracam i uśmiechem. Starczy.
-Mase! Choć pieseczku. Pójdziemy pospacerować!
Zerwałam się z kanapy i poszłam do przedpokoju, gdzie
wiedziałam, że znajdowały się tam szelki.
Czarny mops podbiegł do mnie wesoło wyczuwając co się kroi. Posłusznie
stanął i czekał, dopóki nie założę mu szelek, co szło mi wyjątkowo opornie. W
końcu do szelek doczepiłam czerwoną smycz. Kiedy podniosłam się tuż koło mnie
wyrósł Marco.
-Jesteś zła?
-Czemu nie powiedziałeś, że lepiej nie oglądać zdjęć?
-Dlaczego nie mogą… To przyjaciele, przecież wszystko jest w
porządku.
-Nie przewidziałeś tego, że zaskoczysz mnie swoimi małymi
obsesjami na moim punkcie.
-Daj spokój, to zwykłe zdjęcia. –ściszył głos chcąc, bym ja
jeszcze bardziej swojego nie unosiła i nie zwróciła uwagi Mario i Ann, choć
dałabym sobie rękę uciąć, że para zamiast oglądać zdjęcia właśnie nas
podsłuchiwałam.
-Zwykłe? Trochę cię poniosło na zwykłe zdjęcia. Czasem mnie
tak przytłaczasz, przygniatasz i przejeżdżasz jak walec.
-Przykro mi, taki jestem.
-Potrzebuję trochę odetchnąć.
-Jesteś moją żoną. To normalne.
-Za bardzo wczuwasz się w rolę męża, Reus. –powtórzyłam to,
co powiedział mi przed wyjściem. Niech ma. Może i on tego nie odczuje jak ja
ale co tam. –Naprawdę wychodzę, a ty mi
nie zabronisz.
-Kompromisy, jasne. –roześmiał się irytująco i wrócił do
salonu do Ann i Mario.
Wypuściłam głośno powietrze, żeby choć trochę się uspokoić.
-Wychodzimy. Jak coś mam telefon.
Na dworze było już trochę zimno. Już kilka minut po wyjściu
byłam lekko przemarznięta. Mase szła niedaleko od mojej nogi i merdała radośnie
ogonem. Wzięłam swój aparat i z lekką awersją do fotografii postanowiłam zrobić
jednak jej zdjęcie.
-Dobra, mała, pobiegniemy co? Trzeba się rozgrzać.
–westchnęłam i ruszyłam przed siebie lekkim truchtem sprawdzając, jak Mase na
to zareaguje. Oh, aż za dobrze. Przyspieszyła bardziej, że byłam wręcz przez
nią ciągnięta. Nie wyobrażałam sobie nawet, że taki mały psiak potrafi tak
ciągnąć. Ona nie biegła tylko pędziła. Chyba powinna zmienić imię z Mase na
Usain.
Po kilku minutach biegu poczułam jak po czole spływa mi już
kropelka potu. Nie było mowy o marznięciu. Nie miałam pojęcia kto ją tak
wyszkolił, że przyspieszała do granic psich możliwości ale naprawdę, chapeau
bas.
Dobiegłyśmy aż do uroczego placu zabaw dla dzieci, który
znajdował się w dużym parku, do którego także ostatnio poszłyśmy z Ann, gdzie
spotkałyśmy André. No właśnie, André. Postanowiłam, że jutro przed południem
się z nim umówię na kawę na jakimś neutralnym gruncie. Po tym jak go zostawiłam
w klubie, żeby pójść z Marco w ogóle nie mieliśmy większego kontaktu.
Moim myślą przerwała znów Usain, ciągnąc mnie w kierunku
płotku placu do zabaw. Ledwo ją zdołałam zatrzymać, jednak zwróciła moją uwagę
dziewczynka ubrana w śliczne geterki, różową bluzeczkę w kwiatki a na to
jeansową katanę z futerkiem. Wyciągała swoje małe rączki przez drewniany płotek
i wołała psa po imieniu. Zdziwiłam się, bo przecież nie wołałam nigdzie
zwierzaka, żeby mała mogła podchwycić. Wolałam jednak trzymać smycz z rezerwą,
bo przecież nie miałam pojęcia jak pies może się zachować. Chwilę później już
zainterweniowali rodzice. Kobieta miała prześliczne, długie brązowe włosy a jej
mąż przypominał typowego modela o zagranicznej urodzie. Nie mógł pochodzić z
Niemiec, bardziej gdzieś może Hiszpania, Portugalia.
-Przepraszamy, Gala chodź, nie zaczepiaj pieska.
–uśmiechnęła się życzliwie i złapała swoją córkę za rączkę. Mała była prześliczna,
jej wielkie, niebieskie oczy zupełnie skradły mi serce.
-Mase! –wołała uparcie mała nie ustępując z miejsca. Zainterweniował
Pan Model, który w jednej ręce trzymał frytki w dużym, czerwonym opakowaniu
fastfooda. Frytki. Jak ja dawno nie jadłam frytek.
-Kochanie, to nie jest Mase, to inny piesek. Zadzwonimy do
Mario i możemy się wtedy umówić żebyś mogła pobawić się z Mase, dobrze?
-Przepraszam, że się wtrącę. –powiedziałam jakby mając
przebłysk geniuszu w swoim móżdżku. –Ma pan na myśli Mario Götze? Bo jeśli tak
to jest ta Mase. –wytłumaczyłam czując jego zdziwione spojrzenie na sobie.
Wydusiłam delikatny uśmiech. No niezłe Ann ma znajomości. Nie dość, że Nils to
jeszcze teraz...
-Znasz ich? Nie widziałam cię nigdy u nich.
-Od jakiegoś czasu, pomieszkiwałam u nich przez chwilę.
-No proszę. Miło poznać. Jestem Marc, a to moja żona
Melissa. –odezwał się model z frytkami. Marc. Prawie jak Marco. Uśmiechnęłam
się delikatnie.
-Rose.
-Może Gala pobawić się trochę z Mase czy się spieszysz?
-Nie ma problemu, mam nadzieję, że nie stanie się nic złego,
nie wiadomo jak pies zareaguje, choć Mase jest zazwyczaj spokojna.
-Oh, kochana, Gala ubierała nawet na Mase kapelusze Ann i
kładła się na niej i nie wiadomo co jeszcze. Dwa pieszczochy! –roześmiała się kobieta
i otworzyła furtkę.
Melissa zajęła się Galą i razem bawiły się z psem, ja i Marc
usiedliśmy niedaleko nich na ławce.
-Frytkę?
-Zawsze. –roześmiałam się. Tak, to były na pewno
naleciałości po Mario. Gdzie ja sama z własnej nieprzymuszonej woli bym się
obżerała. Nigdy.
-Jak się poznaliście z Mario?-zapytał spoglądając na swoją
córkę z ogromną miłością. Musiał być dobrym ojcem. Mała Gala bawiła się w
najlepsze, zarażając śmiechem Melissę. Opowiedziałam Marcowi pokrótce fakty,
że poznałam Mario i Ann przez Marco i André nie zdradzając większych
szczegółów. Nie wiedziałam jeszcze, czy Marco zamierza mówić o swoim małżeństwie
gdziekolwiek. Chociaż dodał moje zdjęcie na swojego Instagrama... Czasem im
bardziej się zastanawiałam tym bardziej go nie rozumiałam.
A żeby oderwać się od uporczywych myśli dołączyłam do zabawy
z Melissą i Galą. Marc przyszedł do nas chwilę później. Naprawdę tego
potrzebowałam. Uśmiechu małej Gali i kolejnych dobrych ludzi, którzy stanęli na
mojej drodze.
/Marco/
Ann naprawdę była zainteresowana zdjęciami, jednak po
wyjściu Rosie można było wyczuć, że nastrój w mieszkaniu się zmienił. Mario od
razu wstał z kanapy i poszedł do kuchni, żeby wyjąć piwo z lodówki. Nie wziął
nawet drugiego dla mnie. Kiedy napój otworzył się z charakterystycznym
syknięciem, a brunet wziął jego pierwszy łyk nastąpił zupełny zwrot w sytuacji.
-Co ty sobie do cholery wyobrażasz? Reus, naprawdę! Co ona
ci takiego zrobiła?
Mario rzadko się kłócił, czasem obrażał, jednak kłócić?
Nigdy. Tym razem on kipiał wściekłością. Jego humor zmienił się w ułamku
sekundy. Coś może nie tak z tym piwem?
-Naprawdę, Mario, nie wtrącaj się w to. Nie ma sensu.
-O nie, nie. –dołączyła Ann wyrywając się z kanapy. –Mnie
buzi nie zamkniesz byle zachcianką. Marco, naprawdę, jesteś wspaniałym
przyjacielem i cieszę się, że masz z Mario tak bliski kontakt i my też się
dogadujemy ale nie pozwolę ci posuwać się do takiego traktowania tej
dziewczyny.
-Ann. –westchnąłem zirytowany. Modelka za to była wybuchowa.
Zawleczka tykającej bomby była bardzo chwiejna jeśli chodziło o tematy, które
jej dotyczą, nawet nie zawsze bezpośrednio. Jak i w tym wypadku. –Dziękuję ci,
że zrobiłaś to o co cię prosiłem ale możesz już naprawdę dać sobie spokój. Rose
jest moją żoną…
-Tak? Mam może jeszcze iść do niej powiedzieć wszystko?
-Mów. Naprawdę Ann, róbcie co chcecie, ale naprawdę nie
mieszajcie się do tego.
-Nie.-zaprzeczyła zakładając ręce. –Nie powiem. Wiesz
dlaczego? Nie żeby ratować twój idiotyczny, chudy zadziec tylko, dlatego, że
znalazłam coś, czego ty naprawdę nie widzisz. Ona jest cudowną osobą, ma
cudowny uśmiech, jest piękna, szczera i zawsze prawdziwa. I nie chcę mówić, że
na nią nie zasługujesz, bo naprawdę zasługujesz tylko… Musisz się bardziej
postarać. Po prostu. Dla niej.
-Ann, naprawdę, ja to wiem. –oznajmiłem lekko zaciskając
usta. Naprawdę, nienawidziłem, kiedy zwracano mi uwagę. Nienawidziłem.
-Gówno wiesz, Rudy. To jest żona. I masz ją traktować jak
żonę, a nie jak jakąś dziwkę czy przelotną dziewczynę. Sam tego chciałeś to
zacznij się wywiązywać. Idę szukać Rose bo naprawdę też muszę ochłonąć.
Tak działam na kobiety.
Oparłem się o ścianę przepuszczając modelkę, która
zdenerwowana wyminęła mnie zabierając ze sobą torebkę.
-Łoo!-zaśmiałem się, gdy drzwi zamknęły się z trzaskiem. Spojrzałem
na Mario, który stał z puszką w ręku zapatrzony w okno. Ten też? –Tylko ty już
nic nie mów.
-Dobra, nie będę. –odpowiedział obojętnie i upił łyk piwa
nie ruszając się z miejsca.
-Masz jeszcze piwo?-zapytałem idąc w stronę kuchni. Żadnej
odpowiedzi. Naprawdę? –Ej, no naprawdę, nie zachowuj się jak dzieciak.
-Z dwojga nas ja się zachowuję jak dzieciak?-zapytał
stawiając puszkę na blacie i poszedł wyłączyć pikającą zmywarkę.
-Słuchaj Mario, naprawdę nie musisz mnie pouczać. Lepiej
wrócę do domu. Przekaż Rose, żeby wzięła taksówkę.
-Nie przekażę, bo nigdzie nie jedziesz. –stwierdził z kpiną,
jakby mówił coś najbardziej oczywistego.
-Jadę.
-Stary. Jeśli chodzi o nasz układ to ja się wypisuję.
Mógłbym nawet powiedzieć Rose to o co prosiłeś mnie, Ann i swoją siostrę ale
wiesz czemu tego nie zrobię?
-Bo jesteś moim przyjacielem?
-Nie. Bo szanuję Rosalie. Jest wspaniałą osobą i dobrze się
z nią dogaduję. A ty jesteś jej mężem z resztą z własnej, durnej woli i jesteś
za nią odpowiedzialny. Na tym polega małżeństwo. My z Ann tak funkcjonujemy.
Szanujemy się i ufamy sobie. To jest podstawą, miłość też jest, ale nawet jeśli
ona za pięćdziesiąt lat nie daj Boże się wypali będziemy przyjaciółmi, to daje
największą stabilizację. I masz sadzać tu swoje dupsko i czekać aż twoja żona
wróci i razem pojechać do domu, jasne?
-Naprawdę… W życiu bym nie przypuszczał, że będziesz mi
dawał małżeńskie porady. –zaśmiałem się i poklepałem go w ramię.
-Trzeba się słuchać czasem mądrzejszych. Weź sobie piwo i
zagramy w Fifę.
/Rose/
Kiedy Ann do nas dołączyła na placu zabaw było już cudownie.
Melisa i Marc jeszcze bardziej się otworzyli i spędzaliśmy razem cudny czas.
Gala była niekwestionowanie najbardziej uroczym dzieckiem. Razem z nią i Melisą
nazbierałyśmy kwiatów koniczyny, by potem młoda mama mogła upleść wianek dla
swojej córki. Marc zrobił swoim ukochanym paniom zdjęcie i wstawił na swojego Instagrama.
Przez to, że było lato, można było się nabrać na w miarę wczesną godzinę. Tak
było właśnie w naszym przypadku. Naprawdę byłyśmy zaskoczone z Ann, kiedy nasze
telefony ukazywały już dwudziestą pierwszą. Państwo Bartra podziękowali nam za
wspólnie spędzony czas i zaprosili nas w najbliższym czasie do siebie do domu.
Razem z modelką i zmęczoną Mase skierowałyśmy się na jej
osiedle. Byłyśmy zdziwione, że ani Marco ani Mario się na nas nie dobijali.
-Może wyszli do kogoś?-zapytałam zastanawiając się.
-Oj nie.. Ty jesteś jeszcze nowa w tym świecie. Milczenie i
poczucie jakby się nie miało faceta daje tylko Fifa.
-Zaraz się przekonamy! –zaśmiałam się widząc już docelowy
budynek.
Modelka wpisała kod do domofonu i windą pojechałyśmy na
właściwe piętro. Kiedy tylko otworzyłyśmy drzwi zobaczyłyśmy naszych panów
przed telewizorem zajętych graniem w Fifę.
-Wygrałaś. –szepnęłam cicho do modelki. Ann zachichotała i
podeszła do obu panów.
-Wróciłyśmy. –oznajmiła zabierając pustą miskę po chipsach i
trzy puszki po piwie ze stolika. Chyba to zbyt miłe i dobroczynne z jej strony.
-Yhyy.. Zaraz będziemy kończyć. –westchnął Mario zaciskając
usta skupiając się na grze. Poszłam za modelką do kuchni i wzięłam jednego
chipsa, który został jako ostatni w paczce.
-Myślisz, że jeszcze długo tam będą siedzieć?
-Nie. Zaraz Marco strzeli Mario gola albo na odwrót, pokłócą
się i jeden nie będzie chciał już z drugim gr.. –nie dokończyłam bo chwilę
później usłyszałam podniesiony głos mojego męża.
-Ej! Zaraz! To był spalony! Czego się śmiejesz
Götze!-awanturował się gestykulując żywo w stronę telewizora. Matko. Naprawdę?
O takie głupoty awantury?
-Nie było spalonego, Lamo. To był piękny, czysty gol. Jak
mój każdy.
-Chyba sobie żartujesz!
-No chyba ty! –cięta riposta, nie ma co. Roześmiałam się
słysząc Mario i poszłyśmy z Ann do salonu przyjrzeć się naszym awanturników.
-Marco, chodź, jedziemy do domu. Już wystarczająco się
zasiedzieliśmy u Ann i Mario.
-Przecież wiesz, że jesteście zawsze mile widziani.
–oznajmił z uśmiechem Mario wstając z kanapy. –Wygraałem! –roześmiał się i
podniósł mnie na ręce. Roześmiałam się i mocno przytrzymałam dłońmi jego szyi,
żeby nie spaść.
-Gratuluję, gratuluję. Ale my naprawdę będziemy się zwijać,
dobrze Marco?-zapytałam roześmiana spoglądając na blondyna. On jednak stał
niezadowolony z założonymi rękami jakbym w ogóle go nie obchodziła.
-Więc idziemy.-odparł i wziął swoją jeansową kurtkę z
wieszaka w przedpokoju. W tym samym momencie Mario odstawił mnie na podłogę i
posłał szczery uśmiech. Odwzajemniłam go i poszłam do Marco do przedpokoju.
Pożegnałam się jeszcze z Ann i Mario i wyszliśmy na klatkę
schodową. Czekając na windę zupełnie milczeliśmy. W windzie znów patrzył na
mnie niczym tygrys na świeże mięso. Żeby nie dawać mu sprzecznych sygnałów po
prostu zamknęłam oczy i odwróciłam się do niego bokiem.
Przed blokiem stał zaparkowany samochód piłkarza. Marco
wyjął z kieszeni spodni kluczyki. Momentalnie zareagowałam.
-Hej, hej! Piłeś. Zamawiamy taksówkę.
-Daj spokój, Rose. Nie przesadzaj. –powiedział zrezygnowany
przewracając oczami. –To tylko jedno piwo.
-O jedno za dużo. Nie jadę, okej? Co jeśli cię złapie
kontrola?
-Wiem gdzie nie ma kontroli.
-Nie jedziesz.
-Ty nie jedziesz jak ci nie pasuje. Proszę, zamów sobie
taksówkę, nie mam siły się z tobą kłócić. –oznajmił zaciskając pięść i podał mi
dziesięć euro. Co za palant!
-Palant. –powiedziałam na głos i odeszłam na bok wyjmując z
torebki telefon, żeby zamówić taksówkę. Naprawdę, niech robi co chce. Nie
chciałam za nic się już z nim kłócić. I naprawdę miałam go w dupie. Nie, nie
miałam. Po prostu lepiej, gdyby było tak, żebym miała zupełnie na niego wylane.
Ale nie mogłam. Po prostu nie. I to mnie bolało. Zbyt wielkie wczuwanie się w
rolę żony. Tak.
Kiedy zamówiłam taksówkę założyłam ręce i usiadłam na ławce
koło bloku. Marco w tym czasie wsiadł do swojego samochodu i trzasnął drzwiami.
Silnik uruchomił się z lekkim warkotem a po chwili już go nie było.
Dupek. Dupek. Dupek. Dupek. Dupek. Dupek.
Dupek.
Lekko wymarzłam czekając dziesięć minut na taksówkę. Na
szczęście w samochodzie w środku było w miarę ciepło. Mimo wieczoru drogi były
trochę zapełnione. Przejechaliśmy całą trasę jednak w miarę szybko. Byłam
wykończona. Podróż, bieg w parku i Marco dopełniający to swoim zachowaniem.
Zapłaciłam sympatycznemu, starszemu kierowcy i opuściłam
pojazd. Przed blokiem nikogo już nie było. Marco pewnie zaparkował w garażu
podziemnym. Nie chciałam nawet dopuścić do głowy myśli, że coś mogło mu się
stać. Głupi przecież ma szczęście. A Marco to już powinien mieć balkon
obrośnięty w czterolistne koniczynki, zakończenie tęczy ze złotym garncem i
pasące się kolorowe jednorożce w garażu.
Na górze nacisnęłam klamkę drzwi wejściowych. Od razu
ustąpiła.
-Może byś zamykał drzwi z sobą. –westchnęłam zakręcając
drzwi na zamek. Odłożyłam torebkę na miejsce. –Jesteś? –zawołałam ściągając
buty. Krzyknęłam na pół mieszkania, kiedy poczułam jak odwraca mnie do siebie i
mocno mnie całuje. Za mocno. W ustach poczułam smak mocnego alkoholu. Może
whisky? Przyparł mnie mocno do drzwi i zaczął ściągać delikatną, materiałową
bluzeczkę z moich ramion. Jego oddech był szybki. Druga dłoń błądziła od mojego
biodra, do piersi. Ledwo utrzymywałam oddech, coraz ciężej było mi go
zaczerpnąć. Z całej pozostałej siły próbowałam odepchnąć dłońmi jego klatkę
piersiową ode mnie jednak on, jak na złość jeszcze mocniej ją do mnie dociskał.
-Marco, nie. –wydusiłam między kolejnymi, brutalnymi atakami
jego ust. On zupełnie nie zwracał na to uwagi. Chwycił mnie pod pośladkami i
przeniósł na kanapę rzucając na nią. Chciałam uciec jednak on przygwoździł mnie
swoim ciałem szybciej niż byłam w stanie wykonać jakiś ruch.
-Jesteś tak wkurzająca Rose… -powiedział do mojego ucha
delikatnie je gryząc a po chwili ściągnął moje spodenki razem z bielizną. –A przy tym tak cholernie seksowna.
-Marco, proszę, nie chcę. Nie mam ochoty. –mówiłam. Zdecydowanie to przekraczało wszystkie granice. Nie miał prawa. Nie
mógł. Nie bez mojej zgody. Nie miał jej. Próbowałam jeszcze odepchnąć jego tors
dłońmi, kręcić się na boki, jednak skutecznie unieruchomił mnie dłońmi i z
impetem znalazł się we mnie. Krzyknęłam z lekkiego bólu wbijając paznokcie w
jego ramiona. Nawet oboje byliśmy ubrani od pasa w górę. Chciałam protestować,
jednak moje ciało nie umiało mu się opierać tak, jak pragnęłam tego ja i cały
mój umysł. Byłam na granicy rzeczywistości przez ogromne zmęczenie, a zarazem
odczuwany ból z nutą intensywnego uczucia. A uczucia tutaj liczyły się tylko
jego. Właściwie uczucia? O czym tu mówić. Prędzej brak uczuć tylko cholerny,
nieposkromiony samczy popęd.
Zacisnęłam wargi, kiedy próbował znów je pocałować. Gdyby
nie trzymał moich rąk dalej próbowałabym się siłować. Z jednej strony chciałam
to skończyć, z drugiej…mój koniec zbliżał się coraz szybciej, więc zostało mi
jedynie wytrzymać zaciskając powieki.
Marco opadł na mnie zmęczony przygniatając swoim ciężarem. Z
trudem łapałam oddech. Starłam małą łezkę, która nawet nie zauważyłam kiedy
zaczęła spływać po moim policzku.
W tym samym momencie na mnie spojrzał. Jakby lekko zbielał
na twarzy jednak nie byłam pewna, bo szybko odwróciłam wzrok. Nie chciałam na
niego patrzeć. Brzydziłam się nim.
Podniósł się na łokciach i nałożył bokserki. Wykorzystując
ten moment wymknęłam się i ruszyłam na schody. Byłam cała obolała. Nie miałam
siły przywalić mu, nakrzyczeć na niego czy nawet się rozpłakać.
-Rose… Ja..-usłyszałam zza swoich pleców piłkarza lecz
naprawdę nie zamierzałam się odwracać.
Ignorując wszystkie odczucia pobiegłam schodami do góry, do
mojego starego pokoju. Panowała tam ciemność. Łóżko było zaścielone a na nim
położona granatowa narzuta. Wszystko dobrze wysprzątane jak po wizycie
sprzątaczki. Rozbierając się już do końca weszłam do łóżka i otuliłam ciepłą
pierzyną.
Przez chwilę słuchałam kroków na schodach. Było to wszystko
już dla mnie zupełnie obojętne. Nawet nie chciałam myśleć co czułam do Marco.
To by zbyt bolało, na to jeszcze byłam za słaba by móc sobie z tym poradzić. Marco
przeszedł koło moich drzwi. Wyraźnie słyszałam jego wolne kroki, widziałam ich
cień. Nie zatrzymał się.
Z oczach zebrały mi się łzy. A moje serce pękało. Po raz
kolejny.
***
Noc należała do tych nieprzespanych. W mieszkaniu była
cisza. Ja jednak nie zmrużyłam oka. Kręciłam się po łóżku, chciałam też coś
założyć jednak wszystkie ubrania miałam w sypialni Marco. Ann i Mario musieli
je przewieźć z powrotem podczas naszej podróży. Nawet nie wzięłam swojej
torebki i telefonu, choć chciałam po niego zejść i wypłakać się Ann… Jednak
chyba to była zbyt osobista sytuacja, o której nie powinnam roztrząsać z
innymi.
Nie wiem, która była godzina, ale na zewnątrz stawało się
już jaśniej. Może trzecia? Czwarta? Wtedy przyszedł błogi sen i mogłam wreszcie
w spokoju odpłynąć.
***
Kiedy otworzyłam oczy słońce górowało już na niebie. Mimo to
byłam dość niewyspana i nie pałałam radością. Jakbym z resztą mogła. Niby sen
przynosi ukojenie jednak w moim wypadku tylko podniósł moje zdenerwowanie. Mój
bojowy nastrój był przemienny razem z obezwładniającym smutkiem.
Wstałam z łóżka obwiązując się narzutą łóżka i z taką piękną
suknią przedostałam się na korytarz. Cisza. Musiałam stawić czoło blondynowi
wchodząc do jego.. Wróć. Naszej sypialni. Nacisnęłam klamkę. Może jeszcze spał?
Drzwi ustąpiły pod moim naciskiem i otworzyły się szerzej.
Jednak nie było mi dane stawić mu czoła. Sypialnia była
pusta.
~~~
*Moto Moto-postać napakowanego hipopotama z Madagaskaru😂
Chyba zaczynają się problemy..😇 Za tydzień już ostatni rozdział przed przerwą..no namieszam, ale znacie mnie i wiecie pewnie, że to było nieuchronne!;) Niestety nie zmieniam swojej decyzji odnośnie przerwy, ostatnio jedynie się utwierdzam o jej słuszności..niestety.. Nie ma ludzi niezastąpionych.
Bardzo proszę o komentarze, wasze opinie, bo wszystkie, wszystkie niezmiernie mnie motywują!💖
Miłej i słonecznej soboty wszystkim!;)
Buziaki xx
Czytam, czytam i nie wierzę w to co tu się wydarzylo. On jest zdrowo popieprzony.
OdpowiedzUsuńOMG! Nie wierze...Marco był do tego zdolny?! Powinien błagać ja o wybaczenie
OdpowiedzUsuńCzapki z głów, kochana! Nie mogę pojąć, jak do możliwe, że każdy rozdział jest coraz lepszy. Myślałam, że poprzednie opowiadanie było szczytem Twoich możliwości, ale najwyraźniej Ty nie masz żadnego limitu, dziewczyno! :D Och, a ja uwielbiam, jak komplikujesz życie bohaterom. ;p Czekam na next. ;*
OdpowiedzUsuńOjj, dawno nie było mnie na żadnym blogu i zaczęłam nadrabiać zaległości, a co za tym idzie? Dowiedziałam się, że założyłaś nowego bloga i od razu zaczęłam czytać. Kurde, masz niesamowity talent. Widać, że robisz to z pasją i że daje Ci to dużo przyjemności. Cudowne, po prostu cudowne *.*
OdpowiedzUsuńSzkoda, że czeka nas tak długa przerwa, no ale rozumiem.
Trzymaj się! Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału :D #Wiki
O.O" ~ footballove
OdpowiedzUsuńJestem w szoku. Bardzo się staram skomentować ten rozdział od mniej więcej 9:20 w sobotę ale dalej nie wiem jak. Pierwsze to to, że nikt tak jak ty Euphory nie potrafi mnie zaskoczyć. To opowiadanie to majstersztyk. Wiesz to... tysiąc razy to na pewno słyszałaś.Przejdźmy do fabuły... Marco... omg! Co to się wydarzyło... No właśnie co... przecież to był (bałam się, boję się w ciąż użyć tego słowa....) gwałt... No ja piernicze... co za sukinsyn, za przeproszeniem nie da się go inaczej opisać. Rose to gdyby miała trochę rozumu w głowie to powinna pieprzyc wszystkie umowy i śluby i brać się za Moto moto czy jakiegoś innego mniej popieprzonego gościa. Naprawdę Marco kupił mnie w ostatnich rozdziałach i zawładnął moim sercem również. No ale wszystko ma swoje granice. A może on serio jest jakiś dwubiegunowu? W sensie chory psychicznie? może coś mu odbija? Przesadził i złamał wszystkie granice i mam nadzieję że Rose mu tego łatwo nie odpuści, ba gdyby zgłosiła to na policję to miałaby rację! To że są małżeństwem nie daje mu prawa do wymuszenia seksu. Nie! Bardzo jestem ciekawa jak to rozwiazesz i z niecierpliwością czekam na następny rozdział. Pozdrawiam.
Usuń