sobota, 25 marca 2017

Dziesięć




-Rose… Proszę, powiedz mi co myślisz. Czego oczekujesz?-zapytał trzymając cały czas dystans między nami. Byłam zupełnie skołowana.
-Marco ja… Jeny, słabo mi, przepraszam, muszę usiąść. –szepnęłam cicho czując, że lekko tracę równowagę. Marco zareagował szybko. Objął mnie w talii jedną ręką i pomógł podejść do najbliższej ławki koło klombu lilii. Usiadł na jej brzegu i położył moją głowę sobie na udach, a nogi przełożył przez oparcie. Ja zupełnie nie panowałam nad tym co ze mną robi, było mi zbyt słabo.
-Oddychaj. –polecił przeczesując na bok moje włosy. –Jadłaś coś?
-Obiad jakoś o czternastej. Później nic.
-Nigdy nie pij alkoholu na pusty żołądek. Masz teraz nauczkę. –skarcił mnie niezadowolony.
-Przepraszam. –szepnęłam i zamknęłam na chwile oczy by złapać tchu. Sam fakt, że leżałam na nim, a zapach jego perfum wirował w moich nozdrzach bardzo mi utrudniał dojście do siebie.
-Nie przepraszaj mnie tylko siebie. Ann z Mario nie robili kolacji?
-Nie, poszli na kolację do restauracji sami, jak wyszłam.
-Mogłaś nawet sobie sama coś zrobić. Ann nie miałaby ci przecież tego za złe.
-Wiem. Nie pomyślałam. Byłam zbyt zdenerwowana. Nie pytaj dlaczego.-powiedziałam lekko zdenerwowana błagając w myślach mój żołądek, żeby nie wyczyniał głupstw w obecności tego faceta.
-I tak mi dzisiaj powiesz. Jak się lepiej poczujesz pójdziemy coś zjeść a potem porozmawiamy.

Zgodziłam się kiwnięciem głowy. Miałam zbyt duży natłok myśli, mój mózg się przegrzewał. Miedzy nami panowała zupełna cisza. Wzięłam kilkanaście głębszych oddechów.

-Możemy iść. –otworzyłam po kilku chwilach oczy lekko trzepocząc rzęsami.
-Na pewno?-zapytał przejmującym głosem. Kiwnęłam głową w odpowiedzi. Zdjęłam ostrożnie nogi z oparcia naciągając przy okazji sukienkę, by zbyt wiele nie odsłoniła, choć i tak wystarczająco to zrobiła przy położeniu mnie. Kiedy wstawałam on jeszcze opiekuńczo podtrzymał mnie upewniając się, że wszystko jest w porządku.
Również w drodze powrotnej złapał moją rękę. Przeszliśmy ukrytym wejściem na parking. W samochodzie tym razem zdjęłam buty, żeby odciążyć stopy. Kiedy zamknął za mną drzwi dotarło do mnie coś co powiedział. Dopiero teraz. Szlag by to trafił! „Czasem naprawdę cię pragnę do stopnia, że nie umiem się powstrzymać”.  On mnie pragnie. A ja leżałam na nim i trzymałam go za rękę. Czy przez to pożąda mnie bardziej? On wyznaje mi taką rzecz, a ja nawet mu nie odpowiadam! Jaką trzeba być debilką… Dobry Boże.

-Wszystko w porządku? Strasznie zbladłaś. –usłyszałam jego głos. Już nawet jechaliśmy a ja tego nie zauważyłam. Czy wszystko było w porządku? Nic nie było w porządku! Śmiał się ze mnie i mojego snu choć on sam… Myślał o mnie? Fantazjował… Cholera!
-Skąd wzięły się róże w liliach?
-Yvonne je podrzuciła tam z dwie godziny temu jak była na spacerze z Nico.
-Wie o wszystkim?
-Tak. Przepraszam, jeśli wolałaś to zachować w tajemnicy…
-Nie, w porządku. Cieszę się, że masz bliskich, na których zawsze możesz liczyć. Twoi rodzice nie byli źli jak im powiedziałeś?
-Byli wściekli. Na siebie, na mnie, na Scarlett. Chyba jednak mnie się najbardziej oberwało. W przenośni oczywiście. Ale potrzebowałem tej rozmowy.

Nic nie odpowiedziałam. Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszałam kilkanaście minut temu. Może i było to głupie z mojej strony, może powinnam przykuć większą uwagę do tego, by docenić jego szczere wyznania, to, że zauważył co zrobił źle, piękny gest podarowania kwiatów a nawet samo zjawienie się po mnie ale nie. Ja musiałam tylko wyściubić jedno małe zdanie że go pociągam. I to najbardziej w windach. Ludzie święci!

Wysiedliśmy przed wyglądającą na naprawdę drogą restauracją. Marco zamknął drzwi za nami i znów złapał mnie za rękę. Nie wiedziałam czy to po prostu przez obawę mojej utraty przytomności czy po prostu czuły gest. Podobało mi się to.

-Ymm.. To dość droga restauracja..-zauważyłam przed wejściem. Chciał mi kupić mieszkanie i to już było wystarczająco niekomfortowe i przeważało wszystkie pojęcia, nie chciałam naciągać go jeszcze na coś więcej.
-Nie patrzę na restauracje takimi kategoriami. Ważne jest, żeby serwowane jedzenie było świeże i dobrze przyrządzone. Chodź. –pociągnął mnie do środka nie pozostawiając żadnej kwestii do dyskusji. Kelner zaprowadził nas do odosobnionego stolika dla dwóch osób. Marco nim usiadł zauważył, że chcę zdjąć marynarkę. Sam miał zamiar zrobić to ze swoją jednak najpierw szybko znalazł się przy mnie i pomógł mi niczym rasowy gentleman. Dzisiejszego wieczora był zupełnie inny. Starał się, co bardzo mnie cieszyło. Jego wzrok zatrzymał się na dłużej na mojej kreacji. Gdy usiedliśmy czułam na sobie nawet jego ciężkie spojrzenie. Coś czego nie umiałam wyczuć od André ani innych mężczyzn w klubie, z którymi tańczyłam. Jedynie On tak potrafił sprawić.

-A ty, Rose?-jego głos wyrwał mnie z rozmyślenia. Rozejrzałam się dookoła próbując zrozumieć co się dzieje. Przy naszym stoliku stał kelner, który kończył zapisywać zamówienie Marco w notesie i przeniósł wyczekujący wzrok na mnie.
-Ja..Ymm… To samo co ty.
-Mógłbym polecić coś do picia?-zapytał z grzecznością.
-Nie, dziękuję, też poproszę to samo.
-Dobrze, dziękuję. –skinął głową i oddalił się w swoją stronę. Kiedy zostaliśmy już sami przeniosłam lekko speszone spojrzenie na piłkarza.
-Co zamówiłeś?-zapytałam nieśmiało. On zaśmiał się pod nosem, a jego oczy rozjaśniały ukazując przepiękną, głęboką barwę turkusu.
-Wszystko w porządku? Jesteś taka nieobecna…
-Rozproszyłeś mnie. –wyrwało mi się. Moje policzki zaszły ognistą czerwienią. Miałam nadzieję, że Ann nałożyła wystarczającą ilość podkładu i różu.
-Mogę powiedzieć to samo. –odpowiedział przygryzając cwaniacko dolną wargę. Chwila niezręczności przedłużała się w nieskończoność. On nie spuszczał ze mnie wzroku i czekał na jakąś odpowiedź. Zbyt bardzo byłam rozkojarzona. Dopiero po kilku chwilach rozchylając wargi wypuściłam powietrze trzymane długo w płucach.
-Kaczka z pomarańczami z bukietem sałatek i pureé. Do picia czarna herbata.-postanowił mnie już dłużej nie torturować.
-Dziękuję. –odpowiedziałam. Za co dziękowałam? Wiele by się znalazło. Powinnam najbardziej za zamówienie posiłku ale jednak cieszyłam się z przerwania krępującej mnie ciszy.
-Myślisz, prawda?
-Zdarza się. –odpowiedziałam, na co oboje się roześmialiśmy. W kącikach jego oczu zebrały się malutkie łezki, które szybko starł.
-Źle zadałem pytanie. Czy myślisz o tym co powiedziałem. Wyglądasz jak naprawdę mieszkankę innego świata w tej chwili. Nie chcę, żebyś się aż tak tym przejmowała.
-Tak, myślę o tym. Postaram się nie przejmować.
-Porozmawiamy o tym potem na spokojnie. Mamy czas. –uśmiechnął się i złapał mnie opiekuńczo za rękę na środku stołu. Pogładził delikatnie a potem splótł razem nasze palce.
-Ładny kolor paznokci. –uśmiechnął się nieznacznie przyglądając mojej dłoni.
-Dziękuję. Nie wiedziałam, że faceci zwracają uwagę na takie drobiazgi.-zauważyłam a w głowie odnotowałam już fakt, żeby częściej malować paznokcie na ciemnoczerwony. Jak częściej, skoro jeśli mu odmówię nie będę miała mu już po co tego robić. –Przepraszam, muszę iść do toalety. –odsunęłam się krzesłem i zabierając torebkę poszłam na drugi koniec restauracji. Zapytałam przechodzącą koło mnie elegancko ubraną kelnerkę o miejsce toalet. Wskazała mi miejsce niedaleko, lekko schowane i oddzielone od restauracji małym korytarzykiem, nierzucające się w ogóle w oczy.

Stając przed dużym podświetlanym lustrem poczułam pierwsze krople łez spadające na moje policzki. Oparłam się o kamienny blat i pozwalałam im spokojnie spadać. Może takie zrzucenie z siebie emocji coś da, może to mnie uspokoi.

Nie uspokoiło.

Kilka minut później poczułam silne, męskie ręce, które oplatają mnie w pasie. Nie musiał nic więcej robić, bo ja już odwróciłam się w jego stronę i oplotłam dłońmi jego szyję. Schowałam twarz w jego ramię mając nadzieję, że płynący tusz do rzęs nie pobrudzi jego idealnie białej koszuli. Z resztą jego wina. Mógł nie zdejmować marynarki. Otoczył mnie silnymi ramionami przyciągając mocno do siebie. Tego potrzebowałam. Takiej właśnie bliskości.

-Nie płacz. Proszę cię. Naprawdę nie chciałem żebyś przeze mnie płakała.
-To nie twoja wina.
-To jest moja wina. –odpowiedział nie wypuszczając mnie z uścisku. –Tylko i wyłącznie.
-Nie chcę, żebyś tak myślał.
-Ja też wiele rzeczy nie chcę ale to robię.
-Na przykład?
-Chodź, wytrę ci rozmazany tusz. –oznajmił kończąc definitywnie temat. Odsunął mnie od siebie i posadził na murku. Wziął jeden ręcznik papierowy i delikatnie położył mi na policzku osuszając go. Później drugi. Delikatnie go zgiął i kącikiem otarł dolną powiekę.
-Dziękuję. –szepnęłam, kiedy wyrzucił chusteczkę do kosza. Odwróciłam głowę do lustra i sprawdziłam, czy wszystko już aby na pewno w porządku. Było. Nawet lepiej niż w porządku. Facet znający się na zmywaniu makijażu. Oby to nie przez często płaczącą Scarlett. Zeskoczyłam na kafelki i pociągnęłam odruchowo w dół moją sukienkę.
-Idziemy?
-Tak, wyjaśnimy to wszystko, Rosalie. Tak, żeby było tobie dobrze. W końcu o ciebie tu chodzi.
-Marco…
-Musisz zjeść. Nie pozwolę ci głodować dalej.
-W porządku.

Wyszliśmy razem z damskiej toalety i przeszliśmy jak gdyby nigdy nic przez całą salę. Kiedy Marco odsuwał dla mnie krzesło nachylił się do mojego ucha i szepnął prawie nie słyszalnie.

-Na przykład nie całuję cię.

Wstrzymałam oddech. Z początku nie rozumiałam o co mogło chodzić jednak przyszła mi zatrzymana rozmowa sprzed kilku chwil o rzeczach, których nie możemy zrobić mimo chęci. Chce mnie pocałować.
Chyba musiałam naprawdę dużo zjeść, by nie zemdleć. Kiedy blondyn zajął miejsce naprzeciwko mnie od razu przyniesiono nam nasze dania. Porcje były kolosalne. Nie wiedziałam, czy dam radę wszystko zjeść. Zwłaszcza z tyloma myślami w głowie i jednym osobnikiem naprzeciwko mnie. Ukroiłam pierwszy kawałek mięsa i dołożyłam do tego odrobinę pureé. Smakowało naprawdę wyśmienicie. Samo mięso rozpływało się w ustach. Nie mówiłam już nic tylko zajęłam się swoim posiłkiem, obiecując sobie, że już nigdy nawet nie spróbuję nie jeść przez tyle godzin a tym bardziej pić na pusty żołądek. Chyba, że bym miała mdleć w ramiona Reusa. To był jeden jedyny wyjątek od reguły.
Po ostatnim kęsie spojrzałam z wyrzutem na pusty talerz. Nie chciałam nawet patrzeć na zawartość talerza Marco, by byłoby mi wstyd, gdyby on zostawił większą część a ja jak świnka zjadłam wszystko.

-Smakowało?-zapytał uśmiechając się do mnie. Włożył kęs do ust tak, że mogłam obserwować ruch jego ust i żuchwy. Cholernie seksowny.
-Tak, dziękuję, naprawdę.
-Nie ma za co. Za sekundę też dokończę.
-Pewnie myślisz, że się opycham jak świnia, albo nie wiadomo co, ale ja jem naprawdę zawsze z umiarem i…
-Rose… Czy ja coś mówiłem? Cieszę się, że się najadłaś. Człowiek najedzony jest bardziej skory do dyskusji i ma więcej sił.-puścił mi oczko i nałożył ostatnią porcję warzyw na widelec. Dopiłam w tym czasie swoją herbatę.

Kelner zabrał nasze naczynia i podał Marco rachunek do uregulowania. Wrócił po chwili z czytnikiem do kart, by uregulować zapłatę. Chwilę później Marco podciągnął niechlujnie rękawy białej koszuli, przewiesił sobie przez ramię marynarkę i podszedł do mnie aby mi pomóc włożyć moją.
-Ja dziękuję, też poniosę. Zrobiło mi się zbyt gorąco.
-Wiem co czujesz...-westchnął z zamyśleniem –Chodźmy więc.

Tym razem podał mi ramię. Wyszliśmy tak z restauracji i przeszliśmy do jego samochodu. Na moim siedzeniu wciąż czekały na mnie przepiękne róże. Marco zanim ruszył wziął swoją marynarkę i położył ją na tylnych siedzeniach.

-Chcesz też położyć z tyłu swoją? Będzie ci wygodniej.
-Chętnie. –kiwnęłam głową i podałam mu ją. Kwiaty położyłam na miejscu przed przednią szybą.
-Będzie dla ciebie w porządku jeśli pojedziemy na Phoenix? Nie znam miejsca, gdzie naprawdę będziemy sami a myślę, że to ważna rozmowa.
-Dobrze, jedźmy. –uśmiechnęłam się nieznacznie. Całą drogę robiłam w myślach listę z rzeczami za i przeciw. Głównie dotyczyły one rzeczy, które mi powiedział w parku, próbą wyszukania w nich drugiego dna i połączeniu tego z moimi uczuciami, które były w tym wszystkim najtrudniejsze do odczytania. Pochłonęło mnie to do reszty, aż nie wiedziałam co się dzieje dookoła mnie. Gdy byłam na analizie ostatniego już punktu mojej skrupulatnej listy musiałam wypalić coś na głos, by być zażenowana przez resztę wieczoru..lub nocy.

-Co ma winda do pożądania mnie? –zapytałam nie odrywając wzroku od przedniej szyby. –Jezu, przepraszam. Nie było tego. Możesz zapomnieć? Proszę, chociaż udawaj, zrób to dla mnie.
-Pożądanie i winda to dwie osobne sprawy i istnieją także odłącznie od siebie, Rosie. –stwierdził poważnie patrząc się wnikliwie na drogę.
-Nie mów już nic więcej.
-Dopiero zaczęliśmy rozmawiać. Już jesteśmy na miejscu.-oznajmił i zaciągnął hamulec. Faktycznie-staliśmy w dobrze mi znanym parkingu. Blondyn po wypuszczeniu mnie z pojazdu, zabrał z tylnych siedzeń nasze marynarki, a i ja nie zapomniałam o różach. Przeszliśmy garażem podziemnym do klatki, a Marco wcisnął przycisk windy. Kiedy malutki wyświetlacz wskazał parter jego mina się lekko zmieniła. Spojrzał na mnie z zaciekawieniem a jego usta wykrzywiły się w tajemniczym uśmiechu kiedy dotarł do nas dźwięk przyjazdu.

-Zrobimy eksperyment. Wiem, że też to czujesz. Chcę ci to udowodnić. –powiedział, kiedy drzwi windy zamknęły się za nami i ruszyliśmy do góry. Czułam rosnącą energię przeskakującą między nami. Nie pierwszy raz. I nie musiał mi tego udowadniać.
-Ale co?-zapytałam marszcząc brwi. Nie umiałam przewidzieć tego co chce zrobić. Gdy w środku pokazała się na ekraniku cyfra trzy Marco wcisnął przycisk „STOP”. Winda od razu się zatrzymała. –Włączysz windę wciskając nasze piętro. Jest jedno ale. Włączenie będzie jednoczesnym poddaniem się i przyznaniem, że mnie pragniesz. Wiem, że nie lubisz się do tego przyznawać na trzeźwo tylko pijana, więc masz ułatwione zadanie.
-A jeśli wcale cię nie pragnę?
-Nie wciśniesz guzika. Masz na to minutę. Ja będę miał przynajmniej wiedzę co do mnie czujesz.
-To głupie.
-Może. Zwal to na mnie, odbierzemy sobie tę minutę u góry podczas rozmowy. Będziesz mogła minutę szybciej wyjść.
-Dobrze więc, posiedźmy sobie minutę w windzie.
-Dobrze. –uśmiechnął się zabójczo. Od tego uśmiechu nie umiałam oderwać wzroku. Przygryzł dolną wargę. Musiałam zamknąć oczy i wziąć głębszy oddech, by nic po sobie nie zdradzać. On dostrzegając to zbliżył się do mnie jakby to udostępniając drogę do guzików windy z piętrami.
-Nie rób tak.-szepnęłam.
-Dlaczego?-powiedział ochryple. Jego bliższa obecność sprawiła, że zupełnie skrócił mi się oddech. W podbrzuszu rozsadzało mnie przeklęte stado motyli. Zaczęło mi się kręcić w głowie. Przeklęte małe pomieszczenia. Zrobiłam jeden krok w przód. Kiedy jednak zobaczyłam jego cwany uśmieszek zrezygnowałam. Przecież umiałam dotrwać do cholernej minuty!

Stanęłam naprzeciw niego opierając się o drzwi windy. Przymknęłam na chwilę oczy. Nic. Spojrzałam na niego błagalnym spojrzeniem. Zwilżenie warg językiem przegięło szalę. Z rozwścieczeniem podeszłam i uderzyłam w guzik na samej górze. Winda ruszyła. Nie miałam siły spojrzeć na Marco. Byłam zbyt sfrustrowana. Tupiąc obcasem czekałam aż drzwi się otworzą. Wybiegłam z tej windy jakby paliło mi się pod podeszwami. Stanęłam pod drzwiami do jego apartamentu i czekałam aż wyjmie klucze. Robił to wyjątkowo wolno. Specjalnie!

-Panie przodem. –otworzył na oścież drzwi specjalnie dla mnie. Nie spoglądając na niego weszłam do mieszkania jak burza. U progu zdjęłam szpilki i położyłam kwiaty na szafce. Musiałam ochłonąć, potrzebowałam chwili czasu. Przeszłam do moich utęsknionych pięknych, wielkich okien rozpościerających się na panoramę Dortmundu. Miasto było przepięknie oświetlone. Widok nocą robił naprawdę duże wrażenie. W tle na wzgórzu zauważyłam podświetlony jasno stadion.

-Woda. –usłyszałam koło siebie jego głos.
-Dziękuję.-odpowiedziałam zabierając szklankę z jego ręki. Wypiłam wszystko do dna.
-Hej, nie bądź taka spięta. –wyczułam, że się uśmiecha. Stanął za mną i ścisnął dłońmi moje ramiona. Wygięły się na początku do góry, a ja odczułam lekki ból, jednak po chwili było lepiej. –To nie jest wiążące. Ani nic. Po prostu wiemy oboje co czujemy względem siebie. Możesz przecież podjąć inną decyzję.
-Pocałuj mnie, Marco. –odwróciłam się przodem do niego. On badał uważnie mnie swoimi pięknymi oczami i próbował pojąć moją nagłą zmianę.
-Nie mogę.
-Możesz. Proszę.
-Nie, Rose. Chodź, usiądziemy. –złapał mnie za rękę i pociągnął wręcz w stronę kanapy.
-W takim razie porozmawiajmy. –zaczęłam, kiedy tylko usiadłam na kanapie. –Dlaczego nie chcesz mnie pocałować? Tylko w windzie chcesz?
-Przestań się czepiać windy!-zaśmiał się serdecznie i spojrzał na mnie z czułością. –Nie chcę cię pocałować, bo wiem, że jak to zrobię, to już nie przestanę. Nie oddam cię już potem nikomu, nie pozwolę ci odejść i znów nie będziesz miała wyboru.
-Chcę wiedzieć jedno.
-Pytaj. –odpowiedział poważnie poprawiając się wygodnie na drugim końcu kanapy, na której siedziałam. Spojrzał odważnie w moje oczy oczekując.
-Czy z tego co powiedziałeś mam rozumieć, że jeśli nie wyjdę za ciebie nasze drogi się rozejdą i nie będziemy nawet przyjaciółmi. Będziemy musieli o sobie zapomnieć.
-Tak.-stwierdził uważnie mnie obserwując. –Rose.. Nie umiałbym inaczej.
-W takim razie mnie pocałuj. –poleciłam z całą pewnością. Bałam się tego, co mnie czeka ale wiedząc, że on zawsze będzie tuż obok dawała mi uczucie spokoju.
-Zastanów się dobrze…
-Marco, do cholery. –warknęłam i przechodząc na kolanach po kanapie usadowiłam się okrakiem na jego umięśnionym brzuchu i połączyłam nasze usta. Wreszcie.

On sam dopiero po chwili ocknął się oddając i znacznie pogłębiając pocałunek. Chwycił mnie w talii i podniósł tak, że to ja znajdowałam się pod nim. Co mi odpowiadało. Jego pocałunki z początku delikatne zmieniały się na bardziej wygłodniałe, pożądliwe. Dłońmi zaczął błądzić od moich bioder, przez brzuch aż do piersi delikatnie uciskając. Nie myślałam nawet, czy idzie to zbyt szybko, czy tak powinno być. Ja go po prostu pragnęłam całą sobą, każdym skrawkiem ciała. Ostrożnie i niepewnie położyłam dłonie u dołu jego brzucha i delikatnie zaczęłam przesuwać je w górę. Będąc już przy jego szyi delikatnie rozpięłam pierwszy guzik jego koszuli. Drugi, trzeci, czwarty… Nasze usta pieściły się wzajemnie w ognistym tańcu. Czułam się w tym stanie jak pijana. On mi uderzał do głowy.
Nie poczułam nawet kiedy rozpiął mi zamek sukienki. Jedynie jedno pociągnięcie dzieliło mnie, by być teraz przed nim prawie naga.
Kiedy rozpięłam jego koszulę zeszłam pocałunkami z ust poprzez żuchwę na szyję i klatkę piersiową delikatnie od czasu przygryzając jego cudowną skórę zębami. Za każdym razem jego oddech przyspieszał a z ust wychodził cichy i nienaturalnie niski pomruk. Z premedytacją pozostawiłam dwie malinki pod jego prawą piersią. Sytuacja w windzie i ciągła jego bliskość tego wieczora zabrały mi skrawek trzeźwego myślenia.

-Wystarczy tego, wampirzyco. –uśmiechnął się zaciskając zęby z przyjemności. Podniósł się i jednym ruchem ręki bezproblemowo zsunął ze mnie sukienkę i rzucił ją na parkiet koło kanapy. Sam też zdjął swoją rozpiętą koszulę, która dołączyła do mojej garderoby. Pisnęłam kiedy poczułam, że unoszę się w powietrzu. Oplotłam go nogami w biodrach, gdy zaczął zmierzać na górę, do sypialni. Z uśmiechem zaczęłam składać pocałunki wzdłuż obojczyka. Wplotłam palce w jego aksamitne włosy delikatnie je pociągając. Koło mojego ucha wydobyło się ciche mruknięcie.
Wszedł do swojej sypialni spowitej w ciemnych kolorach. Przeszedł kilka kroków i ułożył mnie ostrożnie po środku łóżka. Sam stanął przed nim i ściągnął swoje spodnie i białe buty od Nike. Każdy milimetr jego ciała był niesamowity, perfekcyjny. Kusił, bym go dotknęła, zasmakowała. Posiadał naprawdę wysportowane ciało. Mogłam teraz mieć okazję, by mu się bezwstydnie przyjrzeć wpadając także od tego w kompleksy. Kazałam mu więcej jeść. 
Z uśmiechem tygrysa i płonącymi oczami wszedł na łóżko i opierając dłonie po dwóch stronach mojej głowy ponownie złączył nasze usta tłumiąc tym mój cichy chichot.

-Wyglądasz tak cholernie pięknie w tej bieliźnie, Rosalie. –mruknął trącając nosem mój policzek. Na nim trochę wyżej poczułam, jak łaskocze mnie swoimi długimi rzęsami. Na całym ciele przeszły mnie ciarki. I nie była to kwestia chłodu. On zaczął wyznaczać jakąś ścieżkę przez pocałunki od mojego obojczyka, przez piersi aż do miejsca, gdzie znajdował się mój tatuaż. Delikatnie obrysował go opuszkiem palca podziwiając jednocześnie. Śladem palca poszły także jego usta. Ja sama stałam się czymś w postaci galarety. Drżącej, bezsilnej galarety.
Jęknęłam przeciągle czując, jak pociąga delikatnie zębami mój kolczyk w pępku a po chwili dmucha ostrożnie w to samo miejsce. Czułam jego oddech na praktycznie każdym centymetrze mojej skóry. Dłonią pieścił moje uda, druga pobiegła pod plecy, które wygięłam, by umożliwić mu odpięcie zbędnej odzieży.
-Rose…-westchnął ciężko obserwując uważnie moje ciało.
-Nie patrz tak... Czuję się skrępowana..
-Dlaczego? Jesteś taka piękna..
-Nie wiem…
-Nie kochasz swojego ciała? Powinnaś. –oznajmił zachrypniętym głosem i zbliżył się do moich ust, by delikatnie je ugryźć podczas pocałunku.
-Lubię je, ale przy tobie.. Po prostu stwierdziłam, że mam wiele do poprawki.
-A ja ci pokażę, że nie.
Wypowiedziane słowa były taką oczywistością dla niego. 
Pokazał całując każde miejsce mojego ciała z wielką czcią i pożądaniem. Odpływałam w zupełnie inny świat. W mojej głowie zaczęło szumieć, a ja przez jego dotyk traciłam zmysły. A może one właściwie się wyostrzały? Czułam jego każdy dotyk, oddech, jego spojrzenie..wszędzie.
-Zabezpieczasz się?-nachylił się do mojego ucha. Otworzyłam oczy niczym ocucona.
-Słucham?
-Bierzesz…
-Nie.-przerwałam mu. On tylko kiwnął ze zrozumieniem i nachylił się do szafki nocnej. Miałam ochotę jakoś się zakryć. Leżałam przecież pod nim całkiem naga, jednak po chwili znów poczułam na sobie jego wzrok. Jakby czytał mi w myślach i upominał, żebym nawet o tym nie myślała.
-Rozbierz się, Reus. To niesprawiedliwe.
-Dlaczego ja? To twoja działka. –uśmiechnął się szczerze. Mógł naprawdę powiedzieć to wcześniej. Teraz, kiedy moje ciało drżało w napiętym oczekiwaniu jego dotyku nie byłam w stanie nawet ruszyć ręką. Próbowałam ją wyciągnąć w jego stronę, lecz skończyło się to bardzo żałośnie, bo opadła na zagłówek łóżka pod wpływem pocałunków na mojej nodze. Nie panowałam nad sobą. Rozpierało mnie nieznane dotąd uczucie. Sprawiało, że zapominałam o całym wszechświecie. W tym jednym momencie cały wszechświat stanowiliśmy my. Spojrzałam na niego spod przymrużonych powiek. Zrzucał właśnie na podłogę swoje czarne bokserki. Wspiął się na rękach i znów nachylił swoją twarz do mojej. Poczułam jak ściska moje biodro jedną dłonią i kciukiem masuje powierzchnię skóry.
-Co ty ze mną zrobiłeś? –szepnęłam i skupiłam się na całowaniu miejsca przy jego szyi, które możliwe, że było miejscem, które działało na niego trochę mocniej. Wypuścił głośno powietrze i delikatnie zatrzepotał swoimi długimi rzęsami.
-A ty? –odpowiedział po raz ostatni muskając moje usta.
 Może powinnam mieć obawy ale w jego ramionach czułam się bezpieczna. Może nawet w jakimś pokręconym stopniu kochana. Było mi naprawdę dobrze. Bo byłam z nim. Mimo, że nie łączyła nas prawdziwa miłość..okazywaliśmy ją sobie. Może to było najgłupsze, co mogłam wymyślić ale tak właśnie się działo. Kochaliśmy się, fizycznie. I było mi z tym lepiej niż dobrze.
Krzyknęłam jednocześnie mocno drapiąc go paznokciami po plecach i wbijając je w nie czując lekki dyskomfort mieszający się z nieznacznym bólem czując go wypełniającego mnie.
-Do jasnej cholery, Rose. –otworzył oczy i spojrzał na mnie zastygając w bezruchu. –Powiedz mi, że już kiedyś to robiłaś…
-Ja… Nie…-szepnęłam cicho. Zamknęłam oczy ze wstydu. Zaczęłam już przyzwyczajać się do tego nowego uczucia. Moja twarz musiała być teraz czerwona jak burak. –Nie bądź zły… -szepnęłam –Nie niszczmy tej chwili, jest wspaniała..
-Chcesz przestać?-zapytał. Rozumiałam, że i ja postawiłam go w trudnej sytuacji. Był zupełnie zmieszany i nie wiedział co robić. Rozum mówił jedno a ciało zupełnie co innego.
-Nie. Jest dobrze. Naprawdę. –zapewniłam i zacisnęłam rękę na prześcieradle delikatnie je mnąc. Drugą ułożyłam na jego policzku gładząc jego powierzchnię. On znów ostrożnie zaczął poruszać biodrami zamykając przy tym powieki, czerpiąc czystą przyjemność. Odrzuciłam głowę do tyłu, wciskając ją w poduszki, gdy zaczęłam się przyzwyczajać a nowe odczucie z bólu powoli zaczęło zmieniać się w przyjemność. 
Jego usta natarczywie zaczęły całować moje jakby jednocześnie przepraszając i dziękując. Czułam ogromne szczęście i przyjemność będąc tu, z nim, dzieląc i rozkoszując się wspólnie tę chwilą. Po jego przymkniętych oczach wiedziałam, że jest mu dobrze. Cieszyło mnie to. Nikt ani nic nie mogło odebrać nam tej chwili. Była tylko i wyłącznie nasza, intymna. Mogliśmy nacieszyć się sobą i zapomnieć o wszystkich problemach.
Sama nie mogłam się nadziwić, jak jedna osoba, w jeden wieczór może mi zapewnić tyle niesamowitych doznań. Moment, w którym osiągaliśmy spełnienie był nie do opisania. Straciłam zupełnie świadomość. Nie miałam pojęcia co się dzieje ale chciałam, żeby to uczucie trwało jak najdłużej. Marco również po kilku chwilach znalazł się w takim stanie jak ja mocno zaciskając zęby, a palce jego rąk mocno wbiły się w moje żebra sprawiając delikatny ból. Ten był jednak niczym wiedząc, co sam czuje. Bądź co bądź, dzięki mnie.
Wykończony opadł na mnie przygniatając ciężarem swojego ciała. Położył głowę tuż koło mojej szyi drażniąc ją swoim wyrównującym się powoli oddechem.

-W porządku?-szepnął ciężko.
-Bardzo w porządku. –uśmiechnęłam się słabo i położyłam niepewnie dłoń na jego policzku. Pogłaskałam miejsce, w którym czułam jego delikatny zarost. Jego usta wykrzywiły się w półuśmiechu. Ten widok zupełnie mnie rozczulił. Musnęłam jego policzek ustami i znów wróciłam do poprzedniej pozycji. On nabrawszy sił podniósł się z łóżka i skierował do łazienki, oznajmiając mi krótko i hasłowo, że zaraz wraca.
Poczułam naprawdę spore zmęczenie. Wzięłam spode mnie cieniutką kołdrę i otuliłam się nią szczelnie. Nie miałam siły szukać mojej bielizny, pozwoliłam sobie ten jedyny raz spać bez niej, skoro już tego wieczora robiłam odstępstwa od wszystkiego co tylko mogłam. Zastanawiało mnie czy powinnam zostać tu z Marco, czy może lepiej wrócić do siebie do pokoju. Bałam się tego, co przyniesie jutro. Naszej relacji. Świat stanął zupełnie na głowie.

-Tak spać nie będziemy. –usłyszałam chwilę później jego głos. On chociaż był grzeczny i wysilił się na odszukanie swojej bielizny.
-Właśnie o tym myślałam, pójdę do siebie..
Kiedy tylko wszedł na łóżko jednym, szybkim szarpnięciem zabrał ze mnie kołdrę przez co pisnęłam z zaskoczenia.
–Nie odsuwaj się ode mnie. To do niczego nie prowadzi, skarbie. –powiedział czule i nachylił się w moją stronę. Złapał mnie umiejętnie w talii i pod kolanami i przeniósł na sam środek łóżka, gdzie też sam się położył. Przyciągnął mnie do siebie tak, że oplatałam nogą jego nogi, głowa leżała tuż przy jego szyi a dłoń spoczywała na jego klatce piersiowej. Skarbie. Powiedział do mnie skarbie. 
On sam także objął mnie mocniej przyciągając do siebie. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Marco Reus potrafił być szalenie romantyczny i czuły. Chciałam tego więcej.
-Mam zostać?
-Tak. Tak robią zwykle normalni ludzie żyjący ze sobą. A my właśnie próbujemy nimi być. Dobranoc, Rosie.
-Marco?-zapytałam niepewnie i wlepiłam w niego dość intensywne spojrzenie.
-Tak?
-Czy tobie..było dobrze?
-Szalenie dobrze. Dziękuję ci za tę noc, była naprawdę piękna. A teraz już druga i naprawdę musimy spać.
-Dobranoc. –uśmiechnęłam się usatysfakcjonowana jego odpowiedzią i musnęłam delikatnie jego bark, który akurat znajdował się na wysokości moich ust.
Odpłynęłam w naprawdę mocny sen.
Pozytywnie wykończona, szczęśliwa i z motylami w brzuchu, które wciąż nie ustawały swoich pląsów. Bałam się jednego. Tego, że się zakocham.




***



Z samego rana obudził mnie aromatyczny zapach świeżo parzonej kawy. Zamrugałam oczami i otworzyłam je obserwując to, co się koło mnie działo.

-Dzień dobry.-usłyszałam jego aksamitny głos. Stał tuż nade mną stawiając na stoliku nocnym drewnianą tacę ze śniadaniem.
-Dzień dobry. Dla mnie?
-Yhym. –potwierdził i przysiadł na kawałku łóżka. –Ja już zjadłem. Musiałem cię obudzić, bo już dziewiąta. Ann z Mario będą się martwić a ja chciałem jeszcze cię o coś zapytać.
-Dobrze, ale najpierw śniadanie, bo pachnie niesamowicie. –uśmiechnęłam się podnosząc do pozycji siedzącej. Naciągnęłam kołdrę wyżej, by nic nie odsłaniała. Wzięłam tackę i położyłam ją sobie na kolanach. Jajecznica z boczkiem, lekkie pieczywo, muffinka i miseczka z owocami. Ucztę zwieńczała przepyszna kawa z pianką. Wzięłam pierwszy kęs jajecznicy. Była naprawdę przepyszna.
-Ty na pewno nic nie zjesz? Trochę dziwnie się czuję, jak tak siedzisz obok i po prostu patrzysz jak jem.
-Mi to nie przeszkadza, jedz spokojnie, smacznego.
-A o czym chciałeś porozmawiać?
-W sumie mam dwie sprawy. Może najpierw ta przyjemniejsza. Dziś po południu jest wylot.. Już wcześniej wykupiłem dla nas podróż poślubną. Chciałbym, żebyśmy teraz tam polecieli i wzięli ślub. Spisałem u prawnika umowę, że po roku możemy wziąć rozwód bez orzekania winy żadnej ze stron z uczciwym podziałem majątku…
-Nie chcę pieniędzy. –przerwałam mu. –Nie wezmę nic.
-Dostaniesz mieszkanie i pieniądze na życie.
-Nie, Marco. Teraz wybierałam między mieszkaniem a małżeństwem z tobą. Nie mówiłeś nic o tym, że wybierając małżeństwo dostanę jakże niespodziankę w postaci mieszkania. To nie jest fair.
-Przedyskutujemy to innym razem. –oznajmił głosem nieznoszącym sprzeciwu, którego nie znosiłam. Był uparty jak osioł. –Chcę tylko wiedzieć, czy wyjeżdżamy czy pobieramy się w Dortmundzie a wyjazd przepada? Decyzja jest twoja.
-Oczywiście, że jedziemy. Dokąd?
-Karaiby. Poczekaj, zaraz wrócę, telefon. –uśmiechnął się przepraszająco i wyszedł szybszym krokiem z sypialni. A ja się rozpłynęłam. Sami z Marco na Karaibach. Czego więcej chcieć? Na mojej twarzy zagościł naprawdę szeroki uśmiech. Nie mogłam już doczekać się tej chwili, w której zobaczę piękny ocean.

Jadłam właśnie czekoladową muffinkę, gdy Marco wszedł z powrotem do sypialni mając w ręku moją sukienkę z poprzedniego wieczoru.
-Dzwonił Mario, już się o ciebie martwi.
-Skąd wiedział, że tu jestem?
-Nie wiedział i nie wie. Dzwonił do André ale nie odbierał, pewnie śpi na kacu życia.
-Dzisiaj miał mieć trening…
-Cóż. –wzruszył ramionami –Jego wybór, jest dorosły. Z resztą, nie teraz o nim. Lot jest o piętnastej, musimy być na lotnisku na czternastą. Przyjedziesz taksówką? Ja nie biorę samochodu, bo nie miałby kto mi go odstawić. A Yvonne… Cóż. Kocham ją ale nie powierzę samochodu. –uśmiechnął się rozbrajająco i przeczesał rozczochrane na wszystkie strony włosy. Ups. Chyba to była moja sprawka.
-Dobrze, przyjadę taksówką, tylko.. Nie wiem czy mam odpowiednie rzeczy jak na take ciepłe wyspy. Nie mam ani jednego kostiumu kąpielowego.
-O kostium możesz poprosić Ann, jeśli chcesz mieć szybko. Wydała ostatnio jakąś kolekcję, w sumie nawet jej jeszcze nie oglądałem, choć Mario zrobił mi szturm z linkami do strony internetowej. Na pewno ma w domu jakieś jeszcze na zbyciu. A pozostałe ubrania można kupić na miejscu. Znajdziemy jakiś sklep. Najwyżej zrobimy ci sukienkę z liści palm.
-Uroczo. –roześmiałam się i wzięłam łyk kawy. Mleczna pianka została na nosie, co wywołało uśmiech piłkarza. Nachylił się i wskazującym palcem delikatnie ją starł po czym włożył opuszek palca do ust, co było okropnie seksowne. Odstawiłam tacę na bok i pociągnęłam Marco za rękę tak, że usiadł tuż koło mnie. Nawet nie uprzedzając nachyliłam się do niego i delikatnie pocałowałam. On zamruczał z zadowoleniem niczym rasowy kot i posłał mi szczery uśmiech.

-Uwielbiam, kiedy mnie całujesz. –uśmiechnął się oblizując wargi. Usiadł w siadzie skrzyżnym naprzeciwko mnie lekko poważniejąc.  –Rose… Chodzi jeszcze o wczoraj… Znaczy może już nawet o dzisiaj, o noc. Dlaczego mi nie powiedziałaś wcześniej?
-Nie wiem, Marco. Nie było chyba na tyle stosownej okazji. A kiedy byliśmy już w sypialni nie myślałam o niczym innym tylko o tobie i o przyjemności, którą mi dajesz.
-Nie wiedziałem co mam robić. Nigdy jeszcze nie… Po prostu żadna dziewczyna..
-Przepraszam. Następnym razem już cię uprzedzę.
-Doprawdy?-po poważnej minie nie zostało ani śladu. Znów mogłam widzieć go roześmianego i szczęśliwego. –A o czym następnym razem chcesz mnie poinformować?
-Że już to robiłam i było mi cholernie dobrze. –powiedziałam i chciałam do niego wstać, jednak w ostatnim momencie przypomniało mi się o braku bielizny. Marco wyszczerzył się w szerokim uśmiechu.
-No chodź, chodź.
-Daj mi najpierw moje rzeczy.
-Sama weź. –droczył się i specjalnie wstał z łóżka. Oparł się o ścianę naprzeciw i oglądał moje poczynania.
-To mi chociaż pokaż, gdzie je rzuciłeś.
-Nie wiem gdzie rzucałem. Nie tym byłem zajęty. –uśmiechnął się zakładając rękę na rękę. 
Owinęłam się szczelnie kołdrą i postawiłam nogi na podłodze. Schyliłam się przytrzymując materiał nie chcąc dawać piłkarzowi satysfakcji. Z większą bądź też mniejszą gracją znalazłam obie części bielizny. Razem z kołdrą przeszłam też do łazienki, żeby się ubrać. Znajdując grzebień przeczesałam włosy tak, żebym wyglądała jeszcze w miarę jako człowiek. Wychodząc z łazienki złożyłam kołdrę i położyłam ją na łóżku.

-Nie masz przypadkiem jakiejś gumki?-zapytałam zakładając uporczywy kosmyk włosów za ucho.
-W szufladzie szafki nocnej powinna być. –odpowiedział obojętnie i zaczął przeglądać coś w telefonie. Otworzyłam szufladę i jednocześnie w tym samym momencie dotarł do moich uszu jego głośny śmiech.
-Do włosów, Reus!-zaśmiałam się i podeszłam do niego grożąc palcem. –Bardzo śmieszne.
-Nie doprecyzowałaś pytania.
-Następnym razem sto razy wcześniej się zastanowię. Idziemy?
-Tak. –odparł uśmiechnięty i przepuścił mnie w drzwiach sypialni. W przedpokoju założyłam moją marynarkę i szpilki.
-Będziemy tu mieszkać?-zapytałam zupełnie spontanicznie opuszczając apartament.
-A chcesz?
-Tak, lubię to mieszkanie.
-To dobrze. –uśmiechnął się zakluczając drzwi. Wciskając guzik windy spojrzał na mnie kątem oka. Myśleliśmy o tym samym.  –Pewnie to jeden z powodów, dlaczego chcesz tu mieszkać.
-To będzie moim sekretem i się nie dowiesz.
-Ale mogę się domyślać.
Wsiedliśmy do windy. Całą trasę w dół biliśmy się na spojrzenia. To samo uczucie co zawsze jadąc z nim. Wychodząc na podziemnym parkingu równo odetchnęliśmy. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w kierunku osiedla Mario.

-Marco, jak mam utrzymać w tajemnicy nasz wyjazd? Przecież muszę od Ann pożyczyć walizkę, a bez podania przyczyny oni mnie z domu nie wypuszczą tak łatwo.
-Więc im powiedz. To przyjaciele, w sumie wiedzą wszystko…Może na razie nie są nie bieżąco, ale znając zacięcie detektywistyczne Mario…
-Coś o tym wiem. Mógłbyś zatrzymać się trochę wcześniej? Chcę mieć trochę życia a nie od razu naskok. A znając ich zacięcie detektywistyczne…
-W porządku. Zatrzymam się tu. –wskazał na wolne miejsce parkingowe koło jakiegoś innego bloku. Gdy silnik zgasł posłaliśmy sobie spojrzenia. Mieliśmy chyba oboje zbyt wiele słów do powiedzenia, by którekolwiek wybrać.
-Wszystko w porządku? –zapytał pierwszy
-W najlepszym. Dziękuję ci za tą noc. Nigdy jej nie będę żałować. Byłeś wspaniały, czułam się naprawdę cudownie i wyjątkowo.
-Bo jesteś wyjątkowa. –rzucił zamyślony jednak chwilę później zamrugał kilkakrotnie oczami przywracając się do stanu normalności. –Było wspaniale i cieszę się, naprawdę, że wybrałaś tą opcję. Cenię to, jaka jesteś. Chcę jednak się dowiedzieć o tobie czegoś więcej.
-I ja także. Myślę, że na urlopie będziemy mieli bardzo dużo czasu.
-Zdziwisz się, jeśli nam go zabraknie.- jego jedno spojrzenie wystarczyło, żebym złapała aluzję.
-Nie pozwolę ci się uzależnić.
-Czasem nawet pierwszy papieros uzależnia. Mogę więc twierdzić, że już jestem uzależniony.
-Dobra, nie przedłużam. Też się sam musisz spakować. Do zobaczenia na lotnisku.
-Będę czekał. Jak coś to dzwoń.
-Najpierw mnie odblokuj!-zaśmiałam się i otworzyłam drzwi pasażera.
-Odblokowałem cię zaraz po tym, kiedy wyszłaś z zaplecza sklepu. Rose, poczekaj. –złapał mnie za dłoń i znów usadził na siedzeniu. Zaskakując mnie pocałował zachłannie przyciągając do siebie. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Założyłam dłonie na jego kark i pogłębiłam pocałunek. Czułam się jak zakochana nastolatka w nieosiągalnym i megaprzystojnym koledze ze szkoły. Przerwaliśmy dopiero, kiedy skończył nam się oddech. Nic więcej nie mówiąc chwyciłam kwiaty i otworzyłam drzwi.
-Do zobaczenia. –puściłam mu oczko i zamknęłam drzwi. Idąc w kierunku bloku Ann jeszcze odwróciłam się do niego, gdy wycofywał się z osiedla i pomachałam mu. W odpowiedzi dostałam jego piękny uśmiech i mrugnięcie wszystkich świateł Astona Martina. Marzenie.




Ciekawa reakcji pary otworzyłam kluczem modelki drzwi. W mieszkaniu słychać było muzykę z zestawu głośników Götze. Nie ściągając nawet butów weszłam do środka.

-Heej.-przywitałam się nie zdradzając nic. Ann jak zwykle majstrowała coś w kuchni, a Mario leżał na kanapie czytając książkę.
-O! Znalazła się zguba.-powiedział uszczypliwie brunet odkładając książkę na podłogę. Wzięłam swój telefon, który zostawiłam na stole zanim wyszłam i sprawdziłam połączenia. Tylko jedno nieodebrane od Mario. Przeszłam do moich siatek i zdjęłam przy nich buty i marynarkę.

-O nie wierzę. O nie wierzę! Nie wierzę! –Ann podeszła do mnie i pociągnęła bliżej okna na balkon by lepiej zobaczyć. –Ty. Masz. Dwie. Malinki. Na. Piersi. –oznajmiła wytrzeszczając oczy. Cholerna sukienka i jej głęboki dekolt. Co prawda nie miałam typowych „cycków na wierzchu” ale odsłaniała kawałek…który nie byłby w stanie obejść się bez reakcji modelki.
-Ooo, pokaż. –rozweselił się Mario i chciał przepchnąć Ann na bok.
-Zboczeniec!-roześmiałam się i poszłam do kuchni, żeby przygotować sobie wodę z cytryną. Spojrzałam na zegar. Miałam jeszcze chwilę czasu, a biorąc pod uwagę ilość rzeczy, które posiadam miałam bardzo dużo czasu.

-Na szyi też ma!-z chytrym śmiechem wytknął mi Mario wskazując na mnie palcem. Musiałam przeprowadzić poważną rozmowę z Marco odnośnie zostawiania na mnie śladów. Miałam brać ślub z prawdopodobnie wielką, czerwoną malinką na szyi. W samolocie wszyscy będą się na mnie gapić jak na dziwadło i będę się kiepsko z tym czuła.
 Wzięłam szybko telefon i napisałam wiadomość do blondyna.


„I kto tu jest wampirem, wampirze? Za szyję nie wybaczam. Nie-wiem-czy-do-zobaczenia. Pozdrawiam.”

 Może choć taka wiadomość da mu coś do myślenia.

-Jeśli takie rzeczy się wyczynia pod pretekstem spotkania wieczorem to kurde… Nasze kolacje z Mario są przeterminowane i passe! –nie dawała za wygraną Ann. Usiadła na stołku naprzeciwko mnie a chwilę później dołączył do niej i Mario. Oni byli tacy sami! Znaleźli się i dobrali jak mało kto.
-Ale wiesz co jest najlepsze? Że znam André szmat czasu… Nigdy bym nie powiedział, że pójdzie na..aż taką całość na pierwszej randce.
-Oj tam. Emocje czasem biorą górę. Lepiej powiedz jak było!
-Bardzo przyzwoicie. –uśmiechnęłam się nalewając wody do szklanki.
-Oj nie, nie. O takich rzeczach nie mówi się, że były przyzwoite.
-Oj daj jej spokój, kochanie. Nie widzisz, że chodzi z głową w chmurach? To coś poważnego?
-Nie wiem, może. Ann, pożyczyłabyś mi walizkę lotniskową i kostium kąpielowy? Mogę od ciebie kupić, słyszałam, że wydałaś linię i może masz coś w domu…
-Gdzie ty wyjeżdżasz?
-Na wakacje.
-Ale Schürrle dopiero zaczyna treningi…-zmarszczył brwi Mario wykrywając, że coś nie pasuje. –Zaraz. To nie Schürrle, prawda?
-Brawo, Mario. –puściłam mu oczko i zręcznie wyminęłam osłupiałą parę.
-Stój! –zatrzymał mnie wyprzedzając i poleciał na mnie tak, że oboje przewróciliśmy się na kanapę. Ja miałam taką niekomfortową sytuację, że pączek Mario przygniatał mnie swoim słodkim ciężarem. Wolałam naprawdę leżącego na mnie Reusa, z całą wielką sympatią do Mario.

-Nie przeszkadzam, idę po walizkę!-zachichotała Ann i pobiegła do sypialni. Mario podniósł się na rękach jednak nie zamierzał ze mnie zleźć.
-Zmiażdżysz mnie zaraz.
-Czy ty chcesz mi powiedzieć, że Marco jest autorem…
-Tak. A teraz mnie puść.
-Nawet nie przypuszczałem.. Cholera. Nic mi nie mówił. Nie spodziewałem się tego po nim.
-Ani ja, Mario. Ale oboje jesteśmy dorośli i wiemy co robimy.
-Wiem, przepraszam, czasem martwię się o Marco jak o młodszego brata, choć to ja jestem od niego trzy lata młodszy. Teraz ty zostałaś ofiarą mojej troski brata. Choć w naszym wypadku ja naprawdę jestem starszy.
-Przyda mi się starszy brat. Takiego właśnie potrzebuję, żeby się zwierzyć, pogadać…
-Zawsze do usług, siostrzyczko. –uśmiechnął się szczerze i zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku.
-Muszę ci powiedzieć o czymś jeszcze. Może Marco wolałby przekazać ci to osobiście ale wiem, że dzisiaj się już nie zobaczycie.. A ty jesteś ważny dla Marco, dla nas…
-O co chodzi?-zmarszczył charakterystycznie brwi, zupełnie podobnie do Marco. Oboje robili to samo gubiąc się w jakiejś sytuacji. Mieli to po sobie, braciszkowie.
-Marco dał mi wybór. Zmienił to, co powiedział wtedy. Zapytał mnie o zdanie, przedstawił swoje… Choć nie był to szczyt wszystkiego co mógł poprawić..nie wymagałam tego od niego. Dostałam czego chciałam. Propozycję i możliwość głosu..
-Wybrałaś jego. Chyba, że tak właśnie się żegnaliście ale wnioskuję, że musiałabyś teraz płakać a nie stać tu promieniująca szczęściem na kilometr.
-Wybrałam. Bierzemy też ślub. Tam, na wyspie…
-Mówiłem mu, żeby dał z tym spokój. To durne.
-Nie, ja wiem na co się piszę. Ja… Byłabym teraz w stanie zrobić wszystko by być przy nim. Nie wiem, czy to zakochanie, czy zauroczenie… Ale ten ślub też daje mi gwarancję, że będziemy razem.. Chciałabym powiedzieć, że zawsze jak to w bajkach.. Moja bajka będzie trwała rok. Wiem, że będą wzloty i upadki, wiem jaki jest Marco i jaki ma ciężki charakter… I ja mam niełatwy. Postaram się zrobić wszystko, żebyśmy byli szczęśliwi, razem. Może się w sobie zakochamy, a może zbyt bardzo marzę… Tobie, jako jego bratu mogę obiecać, że nie skrzywdzę go. Wiem od niedawna, że pod pokrywą siedzi w nim delikatny i wrażliwy człowiek. Przepraszam za tak długi monolog…
-Nie pytam o nic więcej. Uspokoiłaś mnie i wiem, że nie muszę się martwić, choć pewnie i tak będę. Witaj w naszej świrniętej rodzince, siostrzyczko i bratowo w jednym. –uśmiechnął się i pełen wzruszenia mnie przytulił. W moich oczach też zebrały się malutkie łzy. Ale takie małe.
-Mario, Rose, nie chcę przeszkadzać, ale mam na linii Marco. –do salonu weszła modelka trzymając w dłoni iPhona bruneta. Uśmiechnęła się do nas przepraszająco. Musiałam jej jeszcze powiedzieć o ślubie, choć jej ta informacja będzie łatwiejsza do przekazu i mniej wzruszająca. Rozmowa z Mario zupełnie mną wstrząsnęła emocjonalnie. Coraz bardziej przekonywałam się, że Götze jest naprawdę wyjątkową osobą.

-Przepraszam. Chwila i go spławiam. –uśmiechnął się brunet mrugając delikatnie oczami nie dając łzom wypłynąć na wierzch.
-Znaczy… to telefon do Rose. –wyjaśniła. Po głowie przebiegło mi miliard pytań na raz. Nie chce jechać? Wycofuje się? Może mnie nie chce.. Pełna obaw wyciągnęłam dłoń po telefon.

-Halo?-zaczęłam widząc jak Ann i Mario wycofują się dając mi chwilę swobody.
-Na miłość boską, Rose! Dlaczego nie odbierasz? Dzwoniłem sto razy… Posłuchaj, przepraszam. Chciałbym bardzo, żebyś ze mną pojechała. Obiecuję, że nie będziesz żałować tego wyjazdu. Nie chcę, żebyś przeze mnie czuła się źle. Tak, poniosło mnie ale cholera.. Przy tobie tracę panowanie i nie mogę ci obiecać, że się poprawię. Mogę jedynie spróbować…
-Marco.. Nie pisałam tego na poważnie. Możesz być spokojny, będę na lotnisku jak się umawialiśmy. Będziesz sam mi maskował ślad na szyi w dzień ślubu. A malinki.. Skoro nie potrafisz nad tym zapanować może trzeba przestać..
-Nie zgadzam się.
-A co z małżeńską ugodą? Kompromisy?
-Na razie nie jesteśmy małżeństwem. –w słuchawce usłyszałam jego serdeczny śmiech, który działał naprawę kojąco na moje serce.
-Cieszę się, że mogliśmy wszystko sobie wyjaśnić, jednak ja muszę się spakować do końca..
-Do zobaczenia, Rosalie.
-Cześć, Marco. Wiesz, chyba jeszcze Mario chce coś jeszcze od ciebie.
-Jasne, daj mi go.

Podałam telefon Mario, który czaił się niczym kot za rogiem uśmiechając się pod nosem.
Tym razem to ja zostawiłam Mario samego i poszłam zobaczyć, czy Ann wynalazła jakieś kostiumy. Na początku zostałam przez nią mocno wyściskana i przyjęłam najszczersze gratulacje.
Ann zaraziła mnie takim entuzjazmem, że zaczęłam sama się cieszyć jak wariatka na ten ślub. Dostałam od Ann trzy rodzaje kostiumów, jeszcze zapakowanych w foliowe worki. Nie można było im odmówić piękna ale… Hmm… Były nieco odważne. Co mi tam z resztą, raz się żyje. Modelka też pożyczyła mi kilka letnich, długich a przede wszystkim przewiewnych sukienek. Były naprawdę śliczne i nie mogłam się doczekać aż je założę.
Dwadzieścia minut później cała walizka..a właściwie jej połowa była spakowana. Nie miałam nic więcej co bym mogła zabrać a i tak byłam ogromnie wdzięczna Ann, że użyczyła mi tylu rzeczy, które na pewno się przydadzą na tak ciepłą pogodę.

-Przyślijcie nam koniecznie fotkę ze ślubu. –uśmiechnęła się Ann odprowadzając mnie do taksówki. Mario kroczył tuż koło niej niosąc moją walizkę. Uparł się, ale miło z jego strony.
-Jak tylko powiedzą, że jesteśmy mężem i żoną strzelę selfie i wam wyślę. –zaśmiałam się podchodząc do bagażnika taksówki.
-Nie no, wtedy masz go pocałować. –przewróciła oczami modelka –Nie wmawiaj mi, że nie pocałujecie się, choć to może najbardziej fejkowy ślub świata…
-Ale niefejkowo się całują. I nie tylko.-stwierdził Mario poruszając sugestywnie brwiami.
-Wiecie? Chyba naprawdę dobrze, że wyjeżdżam. –powiedziałam odwracając się do pary. –Jak zaczynacie być nieznośni to na całego.
-Taki już nasz urok. Chodź, jeszcze raz cię uściskam.
Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Żyłam każdą małą chwilą, cieszyło mnie wszystko. Nie patrzyłam w przyszłość. To za daleko. Stanie się to, co się ma stać. Teraz jestem tutaj, w Dortmundzie, mieście, które zaczynam kochać. Ze wspaniałymi przyjaciółmi, na których mogę liczyć, z Mario, który ma wyjątkowe miejsce w moim sercu i Marco, który je powoli skrada…




~~~


Marco i Rose znów razem..na ile? Zobaczymy! Dziękuję za wszystkie komentarze! Takie właśnie kocham czytać!❤ André jeszcze nie znika, ale może będzie trochę mniej irytujący..powiedzmy haha:))
U mnie masa nauki i odliczam już utęsknienie do wakacji..
Za tydzień kolejny!
Zapraszam też do komentowania!;D
Buziaki!xx