sobota, 21 kwietnia 2018

Czterdzieści jeden



Siedzieliśmy wszyscy w wielkim salonie nowego domu Ann i Mario. Chyba właśnie zrobili nieoficjalną parapetówkę, bo dołączyli do nas też Auba z Alyshą, Łukasz, André i Schmelzerowie. Trochę podzieliliśmy się na dwa obozy. Panowie oblegali kanapy, telewizor i Fifę, a ja z Alyshą, Ann i Jenny siedziałyśmy w kuchni przy tablecie i szukałyśmy pomysłów na nadchodzący bal karnawałowy. 
To nic oficjalnego ale zwyczaj, cała drużyna wynajmuje lokal na jedną noc, przebierają się dla zwykłego fanu, tańczą, piją…czyli to co zawsze. Pomysły na przebrania spadły na nas. Nie chciałyśmy się bawić w szycie strojów, to zbyt czasochłonne. W grę wchodziło wypożyczenie. W zeszłym roku ten pomysł nie do końca wypalił, dlatego też chciałyśmy dopilnować, żeby w tym było idealnie. Także dla mnie to było coś nowego i byłam pewna, że będzie tam niesamowity klimat.
-O, czekaj. Bekon i jajko. Mario by na to poszedł –zaśmiała się Ann zatrzymując palcem stronę. –Wy już z Aubą macie? –zapytała Francuzki, która jako jedyna nie szukała przebrań.
-Mhm… Zdziwisz się, jeśli powiem, że Pierre przebiera się za Batmana?
-Nie –parsknęła śmiechem, a z nią Jenny. Ja dopiero później przypomniałam sobie zdjęcie z muzeum Borussii, kiedy razem z moim mężem założyli maski Batmana i Robina. Uśmiechnęłam się, żeby moje braki zbyt bardzo się nie ujawniły.

Z salonu doszedł nas okrzyk radości Marco i Piszczka, prawdopodobnie strzelili gola Mario i André.

-Woody, tak się nie robi-zaprotestował z udawanym oburzeniem Schürrle, na co Marco coś mu odpowiedział, co już mniej usłyszałam. Później Mario krzyknął w oburzeniu, bo blondyn wysypał mu na głowę miskę popcornu. Przez to już wszyscy się śmiali a spory odnośnie Fify zostały zażegnane. Ann patrzyła z bólem na rozsypany po całym salonie popcorn, który będzie musiała sprzątać. Jej wzrok mnie na tyle przejął, że wiedziałam, że zostanę i zaproponuję jej swoją pomoc.

-Woody?-zapytałam Ann marszcząc brwi. –Marco ma taką ksywkę?
-Stara jak świat.
-Czekaj, mam pomysł –zaśmiałam się i zabrałam od Jennifer tablet.





~tydzień później~

-Naprawdę, Rosalie? –roześmiał się, widząc co mu przygotowałam. Jeansowe spodnie już miał, wypożyczyłam mu jedynie kowbojskie buty, żółtą koszulę w czerwoną kratkę, chustkę na szyję, kamizelkę z wzorem krowich łat, pas z wielką klamrą i kaburą no i oczywiście kowbojski kapelusz. Ja miałam podobny jako Jessy.  Stał z rękami na biodrach naprzeciw łóżka, gdzie przygotowałam mu wszystkie rzeczy. Uśmiechnęłam się chytrze i przeszłam przez całą sypialnię do naszej garderoby.

-Naprawdę, zakładaj, ja też się przebiorę.

Zabrałam swoje rzeczy z wieszaka i poszłam do łazienki. Zdjęłam szlafrok i założyłam bieliznę, później jeansowe spodnie w krowie łaty od ud w dół, do tego koszula z żółtymi elementami na mankietach i ramionach. Zrobiłam lekki makijaż, zaplotłam włosy w warkocz i zawiązałam go wielką, żółtą kokardą. Zaśmiałam się do swojego odbicia w lustrze. Naprawdę wyglądałam jak Jessy. Założyłam jeszcze mój pasek do spodni i kowbojki. Byłam gotowa.


-Woody? –zawołałam z dołu, gdzie wyjmowałam z szafy nasze kurtki. Chwilę później usłyszałam stukot obcasów od kowbojskich butów, a moim oczom ukazał się Woody jak ze snów. Oboje się roześmialiśmy i przybiliśmy sobie piątki. Poprawiłam Marco jeszcze chusteczkę na szyi, żeby zasłoniła dość niedyskretną malinkę, którą zrobiłam mu poprzedniego dnia. Poza tym było idealnie.

-Ładnie to sobie wymyśliłaś, Jess –powiedział z uśmiechem i przyciągnął mnie do siebie, ciągnąc za klamrę mojego paska. Pocałował mnie delikatnie i musnął nosem w policzek. Naprawdę pasował do stroju kowboja, może i ta ksywka nie była tak znikąd. –Musimy sobie zrobić dużo zdjęć. Pewnie będzie jakaś ścianka tam na miejscu.
-To to nie jest prywatna impreza?
-Jest. Prywatna ścianka i prywatny fotograf –wyjaśnił i zabrał moją kurtkę z wieszaka. Przytrzymał ją dla mnie, żebym mogła ją szybko założyć, a później sam się ubrał. Na dole czekała już na nas taksówka, którą wybraliśmy się na miejsce.
Przyjechaliśmy jako ostatni. Chyba naprawdę się grzebaliśmy. Zrobiliśmy za to wejście smoka i wszyscy zaśmiali się na nasz widok i zaczęli nam bić brawo. Marco ścisnął moją dłoń i weszliśmy pewnie do przystrojonej sali, w której już głośno grała muzyka. No prawie weszliśmy.

-You shall not pass! –ktoś krzyknął koło nas. Podskoczyłam aż przestraszona, jednak parsknęłam śmiechem widząc Mario w długiej, białej brodzie i jakimś starym, szarym prześcieradle w wielkim, czarnym kapeluszu.
-Gandalfcio! –pisnęłam, śmiejąc się i od razu przytuliłam go mocno. Kiedy go ściskałam, zauważyłam dopiero załamaną Ann przebraną w strój dzwoneczka. Wyglądała naprawdę niesamowicie, podkreślał jej doskonałą sylwetkę, ale domyślałam się, że nie wiedziała o planach swojego towarzysza wieczoru.Coś jak "przebieramy się za Gandalfy ale nie mówimy tego sobie"


Poszliśmy przywitać się z resztą zawodników. Niektórych z nich widziałam dopiero pierwszy raz, ale wszyscy byli równo sympatyczni. Auba oczywiście przebrał się za Batmana, z nim przyszli też jego weseli bracia, który przebrali się za Chip’a i Dale’a i rozbawiali całe towarzystwo. Alysha wyglądała naprawdę pięknie w stroju Kobiety Kot. Lisa i Jenny postanowiły dopasować się do siebie i przebrały się za ananasy. To było coś. Wszyscy wyglądali naprawdę dobrze, nikt jednak nie powtórzył naszych kostiumów. Zebrałam mnóstwo komplementów od większości za pomysłowość i że naprawdę dobrze razem się prezentujemy. Dużo osób robiło sobie z nami zdjęcia, poszliśmy też pod ściankę, przy której stał fotograf i robił nam kolejne zdjęcia, gdzie tym razem było nas widać całych. Musiałam mieć wspólne zdjęcie z Mario, jego strój był w moim rankingu zaraz po Woodym. Sami z Marco też sobie zrobiliśmy małą sesję. Staliśmy przodem do kamery objęci, potem odwróceni plecami do siebie z założonymi rękoma, aż w końcu podniósł mnie niczym pannę młodą spojrzał w oczy tak, że nie umiałam złapać tchu. Kolejne zdjęcia robiliśmy w foto-budce. Naprawdę wszystko wspaniale zorganizowali. Zdjęcia tak naprawdę były największą frajdą, bo to one zostaną po tej wyjątkowej nocy jako świetna pamiątka. Marco też porobił swoim telefonem mnóstwo zdjęć, jedno z nich, które zrobiliśmy w odbiciu lustra w holu wrzucił na swoje Story.
Dodatkowo podano nam naprawdę dobrą kolację. Stoły były dwa,ogromne, przez co panowała świetna atmosfera. Co chwila ktoś żartował, chłopacy się wygłupiali. Marco też. Dobrze było go widzieć jak dobrze się bawił i ciągle śmiał. Ja też mogłam wreszcie wyluzować i po prostu cieszyć się tym czasem, z naszymi znajomymi, ludźmi, którym mogłam zaufać i rozpocząć dzięki nim wszystkim nowe życie.
Przetańczyłam całą noc, z każdym zawodnikiem co najmniej dwa razy, z dziewczynami też szalałyśmy na parkiecie. Nawet weszłyśmy do kółka i tańczyłyśmy. Moje stopy odpadały, ale i tak było dobrze, że miałam wygodne kowbojki a nie wysokie szpilki, w których ledwo bym chodziła. Nie piłam zbyt wiele, Marco chyba wcale. Oboje mieliśmy dość alkoholu, zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach i cichych dniach. Zatańczyliśmy też obowiązkowo walca, który może nie był aż tak wymyślny jak na balu w Berlinie, ale nasz wspólny, kiedy byliśmy tak blisko siebie w swoich objęciach i poruszaliśmy się wolno do rytmu melodii. W strojach postaci z Toy Story. I to było najpiękniejsze.


Nad ranem wróciliśmy padnięci do domu. Padnięci ale szczęśliwi. Marco przyznał, że jego koledzy z drużyny polubili mnie i już byliśmy razem zaproszeni na kilka domówek, Fif i urodzin. Było mi strasznie miło. Zdjęliśmy nasze stroje i przebraliśmy się w normalne piżamy. Na dworze robiło się już coraz jaśniej. Dochodziła już piąta, nawet nie wiedziałam, że zabawa aż tak szybko nam zleciała, że nawet tego nie poczuliśmy. Między nami było znów dobrze. Oczywiście prztykaliśmy się o różne głupoty ale zwykle kończyło to się pocałunkiem i nie było żadnej sprawy. Położyliśmy się z Marco do łóżka, znów pod jedną kołdrą, znów wtuliłam się w niego i zasnęliśmy ze spokojem. Taka rutyna była moją ulubioną.


***


Czas, kiedy w radiu lecą jedna za drugą romantyczne piosenki, pary na ulicach zaczynają mocniej się kleić, a Ann szukać idealnej czerwonej sukienki i do niej pomadki w takim samym kolorze to znak, że idą Walentynki. Święto czegoś, co tak naprawdę może naprawdę nie istnieje, ale właśnie w tym jednym dniu pary są dla siebie nagle miłe, zaręczają się, płodzą potomstwo i wykupują jak szarańcza kwiaty z kwiaciarni. Gdyby mój mąż byłby bardziej romantyczny to pewnie musiałabym uciec na drugi koniec Niemiec, by móc ominąć to przeklęte, komercyjne święto. Na szczęście mi to nie groziło, mimo że z Marco układało się nam naprawdę dobrze, to byłam spokojna, że nie wypali z romantyczną kolacją przy świecach i upojnym wieczorem…
Chrzanić to wszystko. To były właśnie te pierwsze Walentynki w życiu, kiedy chciałam dostać tandetnego, białego misia, trzymającego w łapkach serduszko z wyszytym napisem „I love you”, dostać pełno kwiatów, zjeść pyszną kolację i móc patrzeć w płomień świecy odbijający się od jego pięknych, szaro-zielonych oczu.

Ten dzień się zaczął wyjątkowo zwyczajnie. Zrobiłam sycące śniadanie dla Marco, dzisiaj o piętnastej trzydzieści miał się odbyć mecz. Marco musiał stawić się godzinę wcześniej do hotelu, spod którego tradycyjnie wyjeżdżają autobusem na stadion. Nie mieliśmy zbyt wiele czasu dla siebie. Wzięłam moją książkę „Duma i Uprzedzenie” i czytałam na kanapie, okryta kocem. Blondyn dołączył do mnie po zapakowaniu zmywarki ze swoim laptopem i zaczął odpisywać na maile i przeglądać oferty biznesowe, które się posypały ze stron różnych sponsorów. Tego jego agent niestety nie załatwi. Miło mi było, że po prostu postanowił usiąść ze mną. To niby takie nic, ale jednak. Mógł przecież pójść do sypialni, zamknąć się i udawać, że go nie ma. A tak? Nawet jeśli oboje byliśmy zajęci, to byliśmy razem. Może to był i najczulszy gest dzisiejszego dnia?
Śnieg już stopniał, miałam nadzieję, że zima już się skończyła i będę mogła zacząć uczyć się na prawo jazdy. Zanim z resztą przejdzie do jazd to nastanie wiosna… Odłożyłam lekturę i zaczęłam szukać w telefonie szkół nauki jazdy w Dortmundzie ich opinii, cenników.

-Co tam szukasz? –zapytał. Chyba najwyraźniej znudziło mu się przeglądanie ofert.
-Prawo jazdy –odpowiedziałam i spojrzałam znad telefonu na mojego męża –Kursy z teorii trwają dłużej, dopiero potem zapisuje się na jazdy.
-Po co ci to?
-Prawo jazdy? No wiesz, kiedyś chciałabym mieć swój samochód i..
-Ale te wszystkie kursy.
-Żeby zdać egzaminy?
-Bez sensu. Lepiej zapisać się na same egzaminy wiosną, ja mam jakieś podręczniki, poza tym, nauczę cię, to proste.
-Ty? Mnie? –zaśmiałam się. Już widziałam jak będzie wyglądać taka nauka. Odłożył laptopa na stolik i położył się na mnie. Był dość ciężki.
-Jestem wspaniałym nauczycielem.
-Chyba wychowania do życia w rodzinie. Ale tu też bym miała na co ponarzekać.
-Rosalie –ostrzegł i wyjął telefon z moich rąk. –Naprawdę, nauczę cię. Koło Brackel jest stary pas startowy, będziesz mogła tam jeździć. –oznajmił i złożył na moich ustach pocałunek nieznoszący sprzeciwu.
-Ale jak będziesz beznadziejnym nauczycielem to idę do innego.
-Będę nauczycielem twoich marzeń. I fantazji –dodał, uśmiechając się szeroko.
-W porządku. Najpierw proszę mi wygrać mecz dzisiaj, hmm?
-Jeśli wyjdę na boisko.
-Wyjdziesz. Jesteś za dobry, żeby siedzieć na ławce.
-Powiedz to trenerowi.
-Myślę, że o tym wie i mnie telepatycznie posłucha.

Po południu tuż przed wyjściem Marco zadzwoniła Ann. Pocałowałam najpierw blondyna na pożegnanie i pomachałam jak drzwi windy się zamykały, a potem odebrałam połączenie od modelki.
-Wiesz jaki Mario jest kochany? Zrobił mi Walentynkowe śniadanie. Tosty w kształcie serc, owoce, babeczka i bukiet czerwonych róż.
-Ooo, jakie to kochane –powiedziałam. Naprawdę się cieszyłam ich szczęściem, wolałam nie wspominać o tym, że Marco zapomniał. –Jedziesz na mecz?
-Oczywiście! Mario obiecał dla mnie bramkę. Podjechać po ciebie? Zaraz wsiadam w samochód.
 -Bardzo chętnie. Mamy chyba nawet obok siebie miejsca.

Przed przyjazdem Ann zrobiłam jeszcze ładny makijaż. Miałam gdzieś w środku nadzieję, że może po meczu Marco zabierze mnie na jakąś kolację.


***


Na stadionie było już pełno kibiców. Kiedy zmierzałyśmy do swojego sektora podbiegły do nas dziewczyny, prosząc o zdjęcia. Poczułam się dość dziwnie, w końcu nie byłam znana. No byłam żoną Marco, jednak dalej to było dziwne. Zwłaszcza, kiedy jedna z nich powiedziała, że jestem wspaniała, uwielbia mnie i jestem dla niej przykładem. Opisałam to później Ann. Ona stwierdziła, że to miłe, dla mnie nadal pozostało to dziwne. Żony piłkarzy chyba stawały się przez sam ślub popularne i w centrum uwagi. Rozumiem Ann, modelka, która pracuje na swoje nazwisko. Ale ja? Niedoszła studentka prawa, niedoszła fizjoterapeutka i żona..tylko na kontrakcie. Nic o mnie nie wiedzieli, fani mieli zaledwie kilka zdęć na krzyż, które opublikował Marco, albo pojawiły się w jakich gazetach. A wszelakie historie wymyślone o naszej relacji i „informatorzy”, którzy podobno wiedzieli więcej niż my sami sprawiały, że zbierałam „fanów”. Całe szczęście, że nie miałam konta na Instagramie. Wtedy już moje życie prywatne zupełnie zostałoby rozszarpane przez fanki Marco.

-Nie przeszkadza ci to? Że no wiesz, ta modelka, dziewczyna Mario. Ciężko masz, żeby zarobić na swoje nazwisko i nie być „dziewczyną Mario” a po prostu Ann…
-Wiesz, nie zwracam na to uwagi. Kiedyś chciałam zrobić wszystko, żeby się zdystansować ale… Ale Mario jest dla mnie najważniejszy. Tak już jest, będzie. Muszę się z tym liczyć, będąc z nim.
-Myślisz… Że o mnie zapomną? Jak już przestaniemy być małżeństwem z Marco?
-Zależy. Jak będziecie nadal blisko siebie, to pewnie nawet nie zauważą. Jak nie… Albo będą próbować się dowiedzieć co się stało, albo zapomną. Wiesz ile macie fanpage’ów na Insta? –zaśmiała się i wyjęła swój telefon, kiedy zajęłyśmy swoje miejsca. Rozglądałam się po stadionie, kilka osób się na mnie ukradkiem patrzyło, kilka następnych robiło ukradkowe zdjęcia. Nie zwracałam na to uwagi, ale też nie czułam się swobodnie. Czemu nigdy wcześniej na to nie zwracałam uwagi?

-O, patrz.
Wzięłam jej telefon i zaczęłam patrzeć na nazwy profilów. „Marco&Rose”, „Rosalie Reus fans” „Rosalie Reus FanClub”, „MASE”, “Rosalie i Marco forever”, “RosalieMarcoReus”…
-Mase?-roześmiałam się, wskazując na jedną z nazw.
-Marco i Rose. Pies mojego brata chyba jeszcze nie ma fanklubów i podróbek kont.
-Creepy –westchnęłam i weszłam w jeden profil. –Ile tych zdjęć?
-Wszystkie –roześmiała się Ann, widząc moją minę. Kibice śpiewali głośno, chłopcy, którzy trenowali przed meczem już zeszli z murawy. 

Faktycznie było dużo zdjęć. Na początku zdjęcie Marco z Karaibów, na którym stałam tyłem do niego i robiłam zdjęcie. Później zdjęcia z gazet i mojej sesji na czerwonym dywanie. Były też zdjęcia z przyczajki z naszych spacerów, z zakupów, z parkingu. Screeny zdjęć ze Story Marco i innych piłkarzy, na których filmach też się nagrałam. Był też filmik zrobiony z kilku nagrań ze stadionu, kiedy Marco posłał mi buziaka, a ja mu go odesłałam z zapłakanymi oczami. Najpierw było to pokazane normalnie, później jednak w slow motion, a do tego wszystkiego piosenka „(Everthing I do) I do it for you”. Za dużo cukru. Później zdjęcia z naszego balu, kiedy pozowałam z dziewczynami do zdjęć. One pewnie wrzuciły je na swoje profile, a te…”fancluby” je podchwyciły i rozpływały się nad naszymi uroczymi przebraniami. Ktoś zrobił zdjęcie jak się całowaliśmy gdzieś zupełnie na drugim planie, oczywiście wszyscy na tym drugim planie się skupili i powiększyli go specjalnie.

-Daj, pokażę ci lepsze.

Mimo, że obie drużyny właśnie wchodziły na stadion to nie mogłam odwrócić wzroku od wyświetlacza telefonu Ann.
-To jest już dark net –oznajmiłam, widząc trzy dość… No właśnie. Po tych zdjęciach miałam dość. Trzy zdjęcia. Pierwsze zdjęcie młodej pary z wstawionymi naszymi twarzami. Drugie splecione ręce, na męską rękę naniesiono tatuaże Marco. Co więcej był tam oznaczony. Kolor obrączek się nie zgadzał, nie mieliśmy przecież złotych. I palce Marco. On miał naprawdę długie palce i kiedy trzymał moją dłoń w większości ją zakrywał. Naprawdę lubiłam jego ręce. Były jednocześnie delikatnie ale i męskie. Uwielbiałam dotyk jego długich palców na mojej skórze i..

-Zabieram to, bo to naprawdę jest złe.
-A tak.. –powiedziałam, wracając z powrotem do rzeczywistości. Nie chciałam się nawet przyglądać zdjęciu jakiejś pary uprawiającej seks na plaży z źle dociętymi naszymi twarzami. To już była naprawdę przesada. Seks na plaży? A skąd. My z Marco przecież tylko na łące. –Dobrze, że nie mają naszych zdjęć z sesji.
-Zwłaszcza w tych w bieliźnie.
-Mhmm

Zaczęłam oglądać mecz. Marco siedział w rezerwowych i naprawdę byłam tym niepocieszona. Ann chociaż była zajęta i podekscytowana, oglądając Mario w akcji. To nie tak, że się nie cieszyłam, że Mario miał stałe miejsce w składzie, ale Marco… Może to dziwne, obaj byli dla mnie niesamowicie ważni, to jednak blondyn był najbliżej mojego serca.. Może był właścicielem mojego serca i to serce właśnie kazało mi się nim martwić i przejmować wszystkim, co go dotyczyło.

-Ann? –zapytałam. Musiałam się jej poradzić.
-Patrz, zaraz strzeli! –pisnęła podekscytowana i złapała mnie rozemocjonowana za dłoń. Niestety piłka uderzyła poprzeczkę. Do przerwy postanowiłam dać spokój Ann. Później postanowiłam zabrać ją do kawiarenki, kupić kawę i w ustronnym miejscu poradzić się niej, jako doświadczonej partnerki.

Przegrywaliśmy do końca pierwszej połowy dwa do zera. Marco nadal siedział na ławce.
Ja za to mogłam zrealizować swój plan. Kupiłam kawę i usiadłam z Ann przy ostatnim wolnym stoliku. Bolała mnie głowa, może od hałasu, może od ciśnienia, a może też od zmartwień. Wynik meczu powinien się poprawić, wiedziałam już, że jeśli tak się nie stanie, Marco będzie mocno wkurzony.

-Chciałam cię zapytać… Co powinnam i czy powinnam przygotować coś dla Marco?
-Nie obchodziliście Walentynek? –zdziwiła się, robiąc wielkie oczy. Upiła łyk kawy.
-No nie… Całowaliśmy się ale to tak… Nie-Walentynkowo. Myślę, czy jeśli on nie chce to czy ja powinnam.
-No wiesz… Jeśli ubierzesz ładną bieliznę i się rzucisz na łóżko, to nawet jeśli nie chciałby obchodzić Walentynek to ci nie odmówi.
-Ale właśnie… Jakaś kolacja? Mam mu kupić coś?
-Wydaje mi się, że jak był ze Scarlett to kupił jej róże, więc chyba obchodzi… Zaproponuj kolację po meczu.
-A jak będzie zmęczony?
-Zamów do domu. I przebierz się w tą bieliznę –zaśmiała się modelka i dopiła resztkę kawy. Zaczęło się robić tłumnie, kilka osób znów do nas podeszło, prosząc o zdjęcia. Głównie ze mną, może z Ann już mieli. Szybko stamtąd się zmyłam i poszłyśmy na stadion, zostało jeszcze kilka minut do rozpoczęcia.

Dziesięć minut po zaczęciu drugiej połowy nastąpiła zmiana Marco z Mario. Blondyn bardzo skupiony wbiegł na boisko i zajął swoją pozycję. Ani razu nasze spojrzenia się nie spotkały. Całą drugą połowę był aktywny i miał bardzo dużo dobrych akcji. Nie znałam się na tym ale byłam pełna podziwu jak odbierał piłkę i biegł szybko do bramki rywala. Nie było jednak nikogo, komu mógłby podać i dokończyć akcję. Raz nawet zdenerwował się i krzyknął do jednego z zawodników, wymachując coś ręką. Kibice na każdą jego akcję krzyczeli i bili brawo. Byłam ciekawa, czy słyszał to, czy był skupiony na piłce, wyłączając się od otoczenia.
Nie zdobyliśmy żadnego gola, przegraliśmy. Widziałam niezadowolenie na jego twarzy, z resztą reszty drużyny również. Wyszli wszyscy przed południową trybunę i klaskali w stronę kibiców. Nie kłaniali się, byli wszyscy równo przytłoczeni.

-Chyba lepiej opcja z bielizną –westchnęła Ann i podniosła się z miejsca, zabierając torebkę. –Idziesz?

Kiwnęłam głową i zaczęłyśmy się obie przeciskać przez kibiców.
Przeszłyśmy do korytarza, gdzie mieściły się szatnie obu drużyn. Było tam sporo osób ze sztabu, część ze sobą rozmawiała. Zawodnicy jeszcze nie wychodzili z szatni.
-Chcesz wejść?
-Nie, poczekam.
-Zobaczę, czy gdzieś tam są –powiedziała Ann i zapukała do drzwi. Otworzył jej Mario, który od razu dał jej uroczego buziaka. Ann zapytała się prawdopodobnie o Marco, przez co brunet zniknął na chwilę w drzwiach.
Kilka chwil później zobaczyłam Marco z mokrymi włosami, ubranego w same jeansowe spodnie i ręcznik przewieszony przez szyję.
-Masz ze sobą samochód czy wracamy taksówką?-zapytałam uśmiechając się.
-Weźmiesz sobie taksówkę? Ja pójdę z chłopakami na piwo. Samochód mam u nas w garażu.
-A.. to nie ma problemu –powiedziałam. Może tak naprawdę nie idzie na piwo tylko chce mi zrobić niespodziankę?
-W razie co, to nie czekaj na mnie, może wrócę późno.
-Tylko z głową, nie lubię, kiedy się upijasz.
-Zobaczymy, idę już się przebrać –powiedział i wycofał się do szatni. Nawet mnie nie pocałował na pożegnanie. Czyli chyba jednak Marco naprawdę nie miał zamiaru obchodzić Walentynek.



Odwieźli mnie Ann z Mario, którzy już mieli swoje plany na wieczór i przykro im było, że będę sama. Cóż, sama zrobiłam sobie Walentynki. Na początku spaliłam kolejną kopertę od tajemniczego wielbiciela, chociaż on nie zapomniał o święcie zakochanych. Nie otwierałam jej nawet, nie interesowało mnie co było w środku. Później znalazłam już jakiś czas temu otwartą butelkę pysznego wina. Zmyłam makijaż, ubrałam się w dres i nałożyłam maseczkę.

Kieliszek wina i jakieś romansidło w telewizji. Z każdym pocałunkiem pary było jednak ze mną gorzej. Bo pragnęłam być kochana jak ona. Tak bardzo pragnęłam miłości. Chciałam wierzyć, że ona istnieje. Z Marco miałam chociaż jej pozory. Spojrzenia, dotyk, pocałunki. Przy chociażby Ann i Mario wiedziałam jednak, że to nie jest prawdziwe. Przy ich uczuciu widziałam jak nasza próba bycia małżeństwem była nieudana. Może za to lepiej sobie radziliśmy w byciu…sobą. Bo nie musieliśmy się kochać, żeby móc siebie poznać. Poznałam inną stronę siebie, dzięki niemu. A jednocześnie tak bardzo pragnęłam jego miłości. Jego dotyku, dotyku jego nagiego ciała tuż przy moim. Tylko i aż, miłości w każdej możliwej postaci. Ale on nie mógł mi jej dać.
I zaczęłam płakać. Tak z bezsilności. Na samym początku Marco kazał mi nie myśleć zbyt wiele. Próbowałam przypomnieć sobie moje obawy z tamtego czasu. Ale one były teraz niczym. Kiedy się zakochałam. Podeszłam do wielkiego okna, z którego widziałam panoramę miasta. Iduna w oddali była jasno podświetlona, ludzie jeszcze spacerowali. No tak, walentynkowy wieczór.
Otarłam szybko rękawem łzy, kiedy usłyszałam przekręcanie zamka w drzwiach. Marco wszedł po cichu i odłożył torbę przy wejściu. Poruszyłam się, przez co on chyba trochę się przestraszył.

-Nie śpisz jeszcze?
-Nie, film niedawno się skończył.
-Wezmę prysznic, bo chyba cuchnę pubem. Poczekasz na mnie?
-Tak, jak zawsze –odpowiedziałam posępnie i znów wtopiłam wzrok w piękny widok. Gdy zamknął się w łazience u góry poszłam do garderoby. Zdjęłam dres, odłożyłam go na półkę i ubrałam piżamę będącą sukienką z rękawem trzy czwarte do kolan. Miała nadruk Myszki Minnie z napisem „I’m sleepy”. Dochodziła północ, więc darowałam sobie walentynkową niespodziankę z bielizną. Zaciągnęłam rolety, poszłam jeszcze na dół umyć zęby.

Marco przestał się myć. W tym samym czasie usiadłam na łóżku, zapaliłam lampkę nocną i zaczęłam pleść sobie warkocza, żeby przez sen włosy nie poplątały się jeszcze mocniej. Przykryłam sobie delikatnie bose stopy kołdrą. Kilka chwil później drzwi łazienki się zamknęły, a w korytarzu usłyszałam kroki bosych stóp. Akurat wiązałam gotowego warkocza, kiedy blondyn stanął w drzwiach sypialni ubrany jedynie w szare, luźne spodnie od piżamy z wielkim bukietem białych róż w ręku, oplecionych różową wstążką. W tej samej dłoni, zahaczona o jego palec wisiała biała torebka prezentowa z nadrukiem różowych róż. Nie wiedziałam co powinnam była powiedzieć. Chyba miałam otwartą buzię, bo naprawdę mnie zaskoczył. Dokończyłam wiązanie gumki i zamrugałam oczami, chcąc się upewnić, czy to wszystko działo się naprawdę. 

-Już po północy –zaczął i spojrzał niepewnie na swoją wiązankę kwiatów.
-To..-zaczęłam, chcąc go upewnić, że mogę przecież przedłużyć Walentynki. Wszedł mi jednak w słowo, przez co nie mogłam dokończyć.
-Dzisiaj chyba powinniśmy świętować, dlatego… To dla ciebie –powiedział niepewnie i zbliżył się do łóżka. Od razu szybko się podniosłam i stanęłam tuż przy nim. Odebrałam ciężki, ale za to niesamowicie piękny bukiet. Spojrzałam prosto w jego oczy. Był taki niepewny, zamyślony.
-Dziękuję. To nic, że już po północy, cieszę się, że pamiętałeś..
-To nie na Walentynki. To beznadziejne, komercyjne święto. Dzisiaj jest tylko nasze –powiedział i odłożył torebkę z prezentem na moją szafkę nocną.
-Jakie?
-Piętnasty luty. Sześć miesięcy za nami, sześć przed. Wiem, że było czasem ciężko i nie jestem dla ciebie wymarzonym facetem ale… Może jak to się wszystko skończy, może kiedy nie będzie obrączek, kiedy spojrzysz na mnie tylko jak na przyjaciela będę trochę lepszy. Dzisiaj jednak nie jesteśmy przyjaciółmi. Dzisiaj jestem po prostu twoim mężem. Mężczyzną, który zmusił cię do tego wariactwa ale chce też, żebyś była szczęśliwa.
-I tak jest. Dziękuję, Marco –szepnęłam i położyłam kwiaty na fotelu. Odwróciłam się do niego i zbliżyłam na tyle na ile mogłam. Dotknęłam delikatnie jego ust. Pachnął tak pięknie, świeżo. On położył dłonie na mojej pupie i zachłannie pogłębił mój pocałunek. –Poczekaj, włożę je do wazonu.
-Nie teraz –odpowiedział pewnie, jakby jego sugestia była ostrym, pewnym zakazem. Na potwierdzenie swoich słów wsunął ręce pod moją sukienkę i ścisnął mocno pośladki. Ustami zaczął całować i przygryzać skórę na mojej szyi. Westchnęłam cicho, a po moim ciele przeszły ciarki. Chwilę później byłam już bez koszulki, kładziona na łóżku, zapatrzona w jego przepiękną twarz, wzrok przepełniony pożądaniem, ogniem, głęboką czernią.
-Marco..-szepnęłam, czując jak naprawdę potrzebuję jego bliskości. Zaczęłam zsuwać stopami jego spodnie. Na swoim brzuchu poczułam jak jego usta wykrzywiają się z uśmiechu. Nie przestał jednak swoich słodkich pieszczot i przesunął się pocałunkami w górę na moje piersi. –Proszę..
Nic nie odpowiedział, odsunął się trochę i spojrzał w moje oczy. Nie byłam pewna ile to trwało, ale on sam przerwał ten moment. Odrzucił do tyłu głowę głośno sapiąc, a ja ścisnęłam mocno jego kark, czując moje upragnione, błogie wypełnienie. I nie chciałam już myśleć. Ja po prostu tego potrzebowałam. Potrzebowałam Marco, pożądałam tego mężczyzny, bliskości, dotyku i pocałunków. Teraz i zawsze. Nawet po tym, kiedy mieliśmy rozstać się w sierpniu, za sześć miesięcy.
I stało się dla mnie jasne, że będę musiała odejść na zawsze. Że nie dam rady stawić mu czoła, spojrzeć tak bez uczuć, z czystą przyjaźnią. I będzie mi ciężko dalej spotykać się z Ann, Mario, co dopiero Yvonne. Nauczyć się żyć na nowo po raz trzeci. Bez Marco, duszy, serca…
Gubiłam się czasem sama w sobie, we własnych zeznaniach. Byłam skłonna go tak samo zabić za Walentynki, jak zrobić wszystko czego by tylko zapragnął za to, że pamiętał o naszej „półrocznicy”. Raz chciałam stać przy garnkach pół dnia, żeby ugotować mu pyszny obiad, innym razem tym samym nożem i wszystkimi innymi w niego rzucić. I kiedy przy rozmowach z Mario narzekałam, że Marco jest strasznie sprzeczny, tak naprawdę byłam nie lepsza. Może byliśmy tacy sami? Zagubieni ale jednak szczęśliwi ze sobą. Najgorsze i najlepsze uczucie.

Mimo tych wszystkich sprzecznych uczuć najpiękniejszym było patrzenie na jego spokojną twarz, kiedy zasypiał. Jego długie rzęsy, trochę uroczych piegów, które stawały się coraz bardziej wyraźne. Usta wykrzywione w delikatnym, błogim półuśmiechu, urocze policzki, które miałam ochotę dotknąć. Spokojny oddech. I ręce, którymi zawsze mnie obejmował, dając bezpieczeństwo i szczęście.
Ucałowałam jego ramię i położyłam w tym samym miejscu swój policzek.

-Śpij już, skarbie, a nie, przyglądasz mi się –mruknął i delikatnie szczypnął palcami moją talię.
-Poprzyglądam ci się jak będzie jaśniej. To dobry plan.
-To dziwne, kiedy mi się przyglądasz –stwierdził, nawet nie otwierając oczu. Skąd więc wiedział?
-Po porostu jesteś piękny. Kobiety już tak chyba mają, że lubią obserwować piękne widoki.
-Już ci kiedyś mówiłem. Bycie pięknym jest niemęskie. Piękna to jesteś ty.
-Ale jednak masz zamknięte oczy –zaśmiałam się i mocniej w niego wtuliłam. Poprawiłam naszą kołdrę i zamknęłam już oczy, czując nadchodzący sen. Zanim jednak zasnęłam mój mąż przemówił, bo przecież do niego zazwyczaj musiało należeć ostatnie zdanie. Jeśli miałoby być zawsze jak to, to mogłabym na to przystać.
-Nie muszę mieć otwartych, by ciebie podziwiać. 









~~~
Dzisiaj z serii krótkich, ale mam nadzieję, że tym razem nie chcecie mnie do końca tak zabić ;)
Jeny...Właśnie sobie zdałam sprawę, że przy publikacji 42 rozdziału będę już po maturze podstawowej i rozszerzonej z polskiego. W maju Wesele w sierpniu poprawiny.. 😂 A tak na poważnie, to cholerka, jak to zleciało!!!! Przy pierwszym opowiadaniu składałam papiery do liceum i bałam się czy mnie przyjmą.. Zaraz wam będę pisała jak to będzie ze studiami.. Historia zatacza koło..Ale nie czuję się gotowa za nic w świecie, po co komu w ogóle matura.... Zaczynam mantrę "będzie dobrze, będzie dobrze, będzie dobrze".. Bo będzie, prawda? Musi być..  Po polskim jeszcze 4 egzaminy pisemne i 3 ustne.. 21.05 już będzie po wszystkim.. Trzymajcie kciuki zwłaszcza 10.05. (to wasz obowiązek jeśli przeczytaliście powyższy rodział (albo jakikolwiek istniejący), no sorry😁💋).
Powinnam w ogóle zacząć od podziękowań, bo przekroczyliśmy na liczniku magiczne 50.000 ❤️❤️❤️ Nie byłam pewna, czy to opowiadanie się przyjmie, czy sobie poradzi jak poprzednie, ale ta liczba już nie pozostawia nic do zastanawiania. DZIĘKUJĘ. Może nawet uda się dobić 100-tki?:) Serducho rośnie widząc, że czytacie i przychodzi coraz więcej czytelników, mimo że ta platforma powoli niestety jest na wyginięciu... Cudownie, że jesteście!
Jednocześnie bardzo dziękuję wszystkim za zaproszenia na Wasze opowiadania, jednak zajrzę dopiero na nie z czystym sumieniem jak będzie "po wszystkim" i będę mogła robić i czytać co mi się tylko podoba. Możliwe też, że będę miała zaległości na tych, co czytam na bieżąco, chociaż też zdarza się, że przeczytam w pociągu w drodze do szkoły, a potem, wierzcie mi, nie ma kiedy skomentować. W czerwcu na 100% wracam.
Dajcie znać, co sądzicie o rozdziale, możecie też kontynuować moją mantrę "będzie dobrze"💛 (Dziękuję za wszystkie piękne słowa pod poprzednim!)
A więc, z lekką obawą się żegnam i mam nadzieję, że pod kolejnym rozdziałem też będzie mi do śmiechu (takiego szczerego, nie przez łzy!)
A więc do następnego..
Ściskam Was mocno i uciekam powtarzać jeszcze do czego się da;)
Buziaki!! xx.

 

sobota, 7 kwietnia 2018

Czterdzieści



Dubaj różnił się od Dortmundu pod wieloma względami. Pomijając położenie, temperaturę, mentalność, ocean, palmy i inne liczne atrakcje, w Dortmundzie była zima. Zimą kurczą się nasze naczynia krwionośne przepływa przez nie mniej krwi, przez co mamy zimne ręce i niezależnie ile warstw wełnianych skarpet się założy, stóp również nie będziemy czuli. Wydawało mi się, że przekraczając granicę miasta i lądując tutaj, to właśnie się stało z sercem. Nie byłam aż na tyle dobra z biologii, ale stawiam, że kiedy jest zimno, serce nie kurczy się ani nie zamarza. Ale być może w kilku przypadkach tak się dzieje, bo w moim tak się stało. W przypadku Marco również.
Po powrocie dostałam zupełnie za darmo i w gratisie dwie walizki prania naszych rzeczy. I nie było żadnego „proszę”, „czy mogłabyś”, „dziękuję”, „to miłe z twojej strony”. Chyba to był mój nowy obowiązek domowy, którego jeszcze nie zanotowałam. A to był początek, bo pierwszy tydzień treningów zawsze wyglądał tak samo. Ja próbowałam (nieudolnie) przyrządzić jakiś obiad, Marco wracał niezadowolony, rzucał torbę treningową z hukiem w kąt i szedł do łazienki wziąć prysznic. Kto prał, prasował i przygotowywał stroje? Pani Reus. Nie mylić z jego matką, która zrobiła nam niezapowiedzianą wizytę po nowym roku z pretensją, że Marco zadzwonił do taty i sióstr a jej wysłał wiadomość. Przepraszam-„tylko wiadomość!”. Na szczęście na mnie nie zwróciła uwagi, byłam jedynie od noszenia herbaty, krojenia ciasta i przynoszenia cukru. 


Dzień przed jego wylotem na zgrupowanie do Hiszpanii się o nim dowiedziałam. Kiedy pakował swoją walizkę. Ann również wylatywała do Stanów, specjalnie dobrała sobie taki termin sesji, żeby pokrył się z nieobecnością Mario. Można? Można. Tak więc znów zostałam sama w domu i to na półtorej tygodnia. Ann mnie nastraszyła, że objawy z Dubaju mogą być symptomami ciąży. Kiedy wpisałam hasło w wyszukiwarce znalazłam też kolejny symptom-zwiększona ochota na seks. Ale bądźmy szczere, przy takim mężu to żaden symptom a codzienność, zupełnie pomijając jego dziwne fochy i fanaberie. Moja ginekolog mnie na szczęście uspokoiła, że w żadnej ciąży nie byłam. I jeśli miałam nadal serce, czy też serce zamrożone-właśnie spadł z niego wielki kamień. 

Dzień po wylocie znalazłam na wycieraczce kolejną kartkę i przysięgam, poprzedniego dnia jej jeszcze nie było. Tym razem „zawsze przy tobie”. Nie chciałam tego zgłaszać na policję, bo też nic poważnego się nie działo. Może niedługo psychofance albo też psychofanowi taka zabawa się znudzi i sobie ją naprawdę daruje. Będąc na spacerze jeszcze oglądałam się, czy przypadkiem ktoś za mną nie idzie czy mnie nie obserwuje. To samo było też w galerii, w której robiłam zakupy. Jedyna podejrzana osoba okazała się nastoletnią fanką, która po chwili obserwacji postanowiła podejść i uprzejmie poprosić mnie o wspólne zdjęcie.
Marco? Przez ten cały czas zadzwonił tylko dwa razy z pytaniem czy wszystko u mnie w porządku. Potem przepraszał, że nie ma dla mnie czasu ale ma dużo zajęć, napięty grafik i chce też spędzić trochę czasu ze swoimi kumplami z drużyny. Rozumiałam to, oczywiście, że tak. Ale jednak w głębi gdzieś bolało mnie to, że nie miał nawet czasu przed zaśnięciem na wysłanie jednego sms’a. Chociażby „dobranoc”. Bo mimo wszystko ja przed zaśnięciem zawsze o nim myślałam. O jego pięknych oczach, uśmiechu i roztrzepanych włosach. Może właśnie powinnam była przestać.
Przez ten czas, kiedy byłam panią domu wszystko wysprzątałam po świętach, nawet umyłam okna. Zabrałam się za czytanie „Dumy i Uprzedzenia” od Ann i naprawdę ta książka pochłonęła mnie do reszty. Za to z modelką rozmawiałam codziennie na Whatsappie, gdzie mogłyśmy się zobaczyć, a także zabierała mnie ze sobą na spacery, pokazując piękne widoki. Nawet Mario, również zajęty integracją z zespołem znajdywał dla mnie prawie codziennie czas i pisaliśmy ze sobą nawet po pół godziny.

Mój wolny czas wypełniła też nauka. Dużo nauki. Skorzystałam z oferty Antona i zaprosiłam go kilka razy do naszego mieszkania, on cierpliwie wszystko mi opisywał. Był naprawdę dobrym kolegą i byłam mu wdzięczna, że poświęcał mi bezinteresownie swój czas. On był naprawdę uroczym chłopakiem, pełen optymizmu i pasji do swojego zawodu. Miał rude włosy, odstające na każdą możliwą stronę świata (chociaż wolił to nazywać artystycznym nieładem) a na policzkach roiło się od wyraźnych piegów. W niczym nie przypominał Marco i przy nim mój mąż naprawdę był blondynem, a docinki chłopaków z drużyny były bezpodstawne. Przerobiliśmy razem cały program, od deski do deski i byłam naprawdę z siebie dumna. Przy okazji złapaliśmy nić porozumienia i okazał się naprawdę fajnym gościem. 

Akurat siedzieliśmy razem w salonie na kanapie po skończonej nauce. Przed nami na stoliku leżały wszystkie podręczniki, my już daliśmy spokój i zrobiliśmy sobie pyszną kawę z ekspresu.

-No i potem weszła moja siostra w krótko ściętych włosach…
-O mój Boże! –roześmiałam się i zakryłam oczy. Miał naprawdę pełno zabawnych historii z dzieciństwa ze swoją siostrą bliźniaczką. Mogłam ich słuchać i naprawdę, niektóre z nich doprowadzały mnie do łez ze śmiechu –Naprawdę w to uwierzyli?
-Żeby tylko –parsknął i upił łyk kawy. –Pół szkoły się z nas śmiało.
-O nie.. 


I nagle w mieszkaniu rozległ się dźwięk przekręcanego zamka, a po chwili w drzwiach pojawił się Marco. Miał być jutro, chciałam nawet na niego pojechać na lotnisko. Anton spojrzał z zaciekawieniem, bo był kibicem Borussii i jeszcze nigdy nie spotkał na żywo żadnego z zawodników. 

-Marco! Nie miałeś wrócić jutro? Szkoda, że mnie nie uprzedziłeś –powiedziałam, odkładając kubek z kawą na stolik i zaczęłam iść w kierunku jego, by się przywitać.
-No właśnie widzę co się dzieje pod moją nieobecność –mruknął i odstawił na bok walizkę. –Długo już to trwa?
-Chyba żartujesz? –zaśmiałam się, próbując wyczytać z jego twarzy, czy tak naprawdę było, czy może żartował.
-Wygodnie ci tak? Mieszkanie wolne, mąż daleko?
-To naprawdę jest nieporozumienie –wtrącił się Anton, wstając z kanapy i podszedł do mnie. Miło, że stanął w mojej obronie, aczkolwiek byłam w wielkim szoku, że cokolwiek takiego mogło przyjść do głowy mojego męża. Za kogo on mnie miał?  -Pomagałem się uczyć Rosalie, pracuję w ośrodku Benjamina.
-Nauczyć anatomii w praktyce? I myślę, że zaraz już nie będziesz u niego pracował. Wynoś się z mojego mieszkania i nie chcę cię tu więcej widzieć –powiedział ostro i zacisnął mocno dłonie, zahaczając kciuki o szlufki spodni. Miał spieczoną od słońca twarz, wcale o siebie nie zadbał… O czym ja myślę, przecież oskarżył mnie o zdradę!
-Naprawdę się uczyliśmy, jestem tylko znajomym twojej żony i do niczego między nami..
Chłopak nie dokończył, bo Marco uderzył go z całej siły w twarz. Pisnęłam przerażona i schyliłam się do przewróconego rudzielca. Zostałam chwilę po tym odepchnięta, bo mój mąż podniósł go za barki i mocno popychając wyrzucił za drzwi.
-Jak mogłeś –szepnęłam i nie wahając się spoliczkowałam go i wyminęłam jeszcze zanim się otrząsnął.


Przy windzie stał Anton, który wycierał krew z wargi.
-Nie wiem jak mam cię przeprosić za niego. Na pewno nie stracisz pracy. Anton, naprawdę, jest mi strasznie przykro i…
-Rosalie, jesteś cała roztrzęsiona –stwierdził i przytulił mnie do siebie, uważając, żeby nie pobrudzić mnie krwią. –Nie martw się o mnie, twój mężulek nie potrafi porządnie przywalić.
-Nie wiem co w niego wstąpiło, potrzebujesz pomocy? Może pojedź do szpitala.
-Spokojnie, nie martw się o mnie. Jak będziesz potrzebować to wyślę ci mój adres, Katia nie będzie miała nic przeciwko, mamy do zaoferowania kanapę i wspaniałą atmosferę.
-Dziękuję ale mam dość uciekania od problemów. Idę na wojnę.
-Wierzę, że wygrasz-powiedział i uśmiechnął się krzywo. Byłam mu wdzięczna za ten uśmiech.
-Dziękuję za wszystko i przepraszam. Postaram się, żeby mój mąż też cię przeprosił -stwierdziłam i pocałowałam go w policzek, kiedy drzwi windy się przed nami rozsunęły.
-Mną się nie przejmuj. Do zobaczenia. W razie coś to jestem.


Po pożegnaniu się wróciłam do środka. Słyszałam, że Marco bierze na górze prysznic. A więc wojna. Skoro wiedziałam już, gdzie są zawory z wodą udałam się do nich i zakręciłam ciepłą.  Kiedy usiadłam na kanapie w salonie, usłyszałam od razu reakcję z góry. Głośno krzyknięte przekleństwo i rzucona słuchawka prysznicowa. Kilka chwil później zbiegał po schodach w białym szlafroku i mokrych włosach. O cholera. Mimo chęci mordu na nim, równie mocno chciałam zabrać go w tym momencie do sypialni i w inny sposób sobie na nim poużywać.

-Zimna woda pomogła, żebyś chociaż trochę ochłonął?
-Jesteś poważna? Będziesz się bawić w durne gierki? –zapytał. Z kosmyków jego mokrych włosów skapywały kropelki wody, ale on w ogóle się tym nie przejmował.
-Ciesz się, że jeszcze spokojnie siedzę na tej kanapie. Wiesz co bym teraz robiła, gdyby mi zostało choć trochę sił po tym, co mi powiedziałeś? Skoczyłabym na ciebie jak z jakąś wścieklizną i zaczęła wyrywać twoje pieprzone, błyszczące kudły. I nie obchodziłoby mnie to, co czuję do ciebie. Ale wiesz czemu się powstrzymuję? Bo nie wierzę, że jesteś tak pieprzonym, zapatrzonym w siebie idiotą.
-Jakbyś zareagowała, że po ponad tygodniu nieobecności w domu znajdujesz żonę z innym facetem w domu?
-Przy kawie? W ubraniach? Z toną podręczników od fizjoterapii na stole? Na pewno nie rzuciłabym się na gościa z pięściami! Przesadziłeś.
-Nie odzywałaś się przez ten cały czas.
-Ja? Ja się nie odzywałam? To ty miałeś mnie gdzieś, nie odbierałeś i rozmawialiśmy jedynie dwa razy. Dwa! Wiesz ile razy rozmawiałam z Mario? Codziennie. Mój przyjaciel codziennie miał dla mnie czas. A mąż?-zapytałam z wyrzutem.
-Jestem piłkarzem –powiedział, jakby to tłumaczyło wszystkie problemy świata. Dlaczego Ziemia jest okrągła? Bo Marco Reus jest piłkarzem!
-A ja niedługo będę fizjoterapeutką. I co?
-To ważny wyjazd i nie miałem czasu na plotki z tobą i…
-Plotki? Z kolegami drużyny jakoś pewnie plotkowałeś.
-Bo cały czas muszę siedzieć z tobą! Nigdzie nie wychodzę.
-Zabraniam ci? Nie. Każę ci z sobą siedzieć? Też nie. Podobno mnie lubisz, podobno się przyjaźnimy. I co? Już nieaktualne?
-To moja praca.
-To jest twój problem. Piłka jest dla ciebie ważniejsza niż małżeństwo, założenie rodziny, miłość. Dlatego Scarlett cię zdradziła. Bo nie poświęciłeś jej należnego jej czasu.
-Nic nie wiesz. Nie masz o niczym pojęcia –syknął przez zęby i wszedł do łazienki, w której były pokrętła z wodą.
-To mnie oświeć może! Chyba, że naprawdę nic dla ciebie nie znaczę. Może i na pewno, bo w końcu uważasz, że się puszczam na prawo i lewo!- krzyknęłam za nim i podniosłam swoje książki ze stolika. 
Poszłam na górę i zostawiłam je w pokoju gościnnym. Otworzyłam tam delikatnie okno i rozsiadłam się na łóżku. Wzięłam telefon i stwierdziłam, że przejrzę co w sieci piszczy. Na YouTube był wywiad z moim mężem, jednak to była chwila, w której naprawdę nie miałam ochoty widzieć go ani słyszeć jego głosu. Na portalach społecznościowych widziałam sporo zdjęć zawodników ze słonecznej Hiszpanii. Naprawdę mieli piękną pogodę a po fotorelacji widziałam, że naprawdę dużo trenowali ale też spędzali ze sobą dużo czasu.

W między czasie przyszedł do mnie sms od..Marco. „Idę do Mario”. Nie mógł po prostu powiedzieć? Nawet przez drzwi.. Westchnęłam ciężko i kliknęłam w wiadomości z Mario. 

„Piszę do ciebie zarówno jak brata w swojej sprawie jak i przyjaciela Marco w jego interesie. Zrób coś z nim, bo zwariował do końca i napisał mi w sms, że do ciebie jedzie. Wiszę ci za to wieczór Fify”

Nie wiedziałam jak brunet to robił, że odpowiedź na moje sms przychodziły prawie zaraz po wysłaniu. Podejrzewałam, że był w stanie nawet zostawić na chwilę jedzenie, żeby mi odpisać. A to już wyczyn.

„O co poszło?”

Że zdradzam go z Antonem…

Mario, głównie dzięki temu, że zechciał się w odróżnieniu od niektórych ze mną komunikować wiedział, że fizjoterapeuta pomaga mi w nauce i cieszył się, że kogoś takiego miałam. Można? Można.

„ XDDDDDDDDDDDDDD”

Zaśmiałam się na jego odpowiedź. Naprawdę zawsze poprawiał mi humor i to było niesamowite. Pokręciłam głową i odpisałam kolejną wiadomość.

„No może i trochę XD ale jeszcze w gratisie mu przywalił. Wszystko z nim ok ale… Myślę, że z Marco już mniej

Luzik, mała. Ogarniemy. Chcesz Ann?”

„Dawaj. Dziękuję, Mario

„Taki już mój los, maleńka^^ Wieczór Fify-sam wybieram termin!”

Nie ma innej opcji. Buziaki! Dziękuję jeszcze raz”


Tak mój braciszek załatwił mi atrakcje na cały wieczór. Ann dopiero przyjechała z LA i naprawdę była wykończona i miała straszny jet-lag ale nie narzekała i cieszyła się, że spędza ze mną wieczór. Zrobiłyśmy sobie nawzajem paznokcie i obejrzałyśmy wszystkie zdjęcia z mojej sesji, którą dostała od fotografa tuż przed wyjazdem. Wyglądałam na zdjęciach naprawdę dobrze. Wręcz pięknie, elegancko i seksownie. Dostrzegłam na nich w sobie kobietę. Pewną siebie, świadomą swojego piękna. Byłam taka… dojrzała. Ann to potwierdziła i stwierdziła, że tak było w rzeczywistości. W końcu znałyśmy się prawie od początku mojej znajomości z Marco. Na zdjęciach z blondynem się wzruszyłam. One kipiały romantyzmem i namiętnością. To jak patrzyliśmy sobie w oczy, jego pewność, moja uległość oraz to, jak pragnęłam jego dotyku i bliskości. To po prostu było widać Kiedy tańczyliśmy, tonęliśmy w swoich objęciach w puchatej pościeli barokowego łoża... Zaparło mi dech w piersiach. 

-Niesamowite..-szepnęła Ann, przeskakując na kolejne zdjęcie, na którym Marco klękał przede mną i z cwanym uśmiechem zdejmował moją szpilkę. Ja patrzyłam uważnie w jego oczy, jakby nie widząc świata poza nim, tego pięknego pokoju, ozdób, obrazów… Później sesja, gdy byłam w samej bieliźnie, a Marco bez koszuli… I to również było…
-Wow…
-Jeśli ktoś jeszcze powie, że nie wie co to miłość albo jak to wygląda. To właśnie tak.. –stwierdziła zapatrzona w obraz telewizora. Nic nie odpowiedziałam. Już wiedziałam, że te wszystkie zdjęcia wywołam i będę je wszędzie ze sobą nosiła.
Zadzwonił telefon Ann. Poszła do przedpokoju wyjąć go z torebki.

-No hej skarbie –uśmiechnęła się i zaczęła iść w moją stronę. –Tak, zaraz zapytam Rose.

Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc o co chodzi. 

-Podasz mi teraz numer do Antona?
-Coś się dzieje? Coś mu się stało?
-Mario chce –wzruszyła ramionami. Mario będzie do niego dzwonił?
-Pobiegnę na górę i przyniosę.


Tak więc wszystko od przylotu z Dubaju było dziwne. Zarówno w dobrym jak i złym tego słowa znaczeniu. Ale wolałam już tą normalność sprzed bajkowego wyjazdu. Mimo niepewności i poczucia wiążących nas dwóch rzeczy prawdziwej przyjaźni i abstrakcyjnej umowy. I w tym wszystkim gdzieś była moja upragniona rutyna i skrawek normalności. Z każdym dniem szala wychylała się w dwie przeciwne strony.


***


Następnego dnia Marco zastał mnie i Ann śpiące praktycznie na sobie na kanapie. Najpierw podniósł mnie i zaniósł prosto do naszej sypialni. Trochę się rozbudziłam i zaczęłam kontaktować z rzeczywistością.
-Co.. Co się?
-Śpij, jeszcze rano –powiedział szeptem i ułożył mnie na łóżku.
-Ann.. Niech też śpi, długo wracała.
-Spokojnie, nie martw się i śpij.
-I nie zdradziłam cię.
-Wiem i przepraszam. Porozmawiamy potem. Naprawdę już śpij, skarbie –szepnął i okrył mnie kołdrą. Nic nie rozumiałam ale nadal chciało mi się spać. 




Marco

Położyłem Ann w pokoju gościnnym. Dziewczyna naprawdę mocno spała, nie przebudziła się ani na chwilę. Mario mówił, że dopiero co wysiadła z samolotów ze Stanów. Sam musiałem sobie zrobić kawę, prawie nie spaliśmy w nocy, nie włączyliśmy nawet żadnego filmu. Cały czas przegadany. Chciałem włączyć telewizję, jednak tylko po kliknięciu przycisku włączania na ekranie pojawiły się zdjęcia z sesji Rosalie. Uśmiechnąłem się i zacząłem oglądać wszystkie po kolei. Rose wyglądała na nich cholernie seksownie. Była naprawdę piękną kobietą i nikt nie mógł prawa inaczej stwierdzić. Boże, nigdy nie widziałem aż tak pięknej istoty. Tylko ja musiałem wszystko schrzanić, raz za razem.
Musiałem przyznać, że po prostu nie nadawałem się do bycia w związku i to właśnie wyniosłem z tego eksperymentu. Nie chciałem zniszczyć dziewczyny, wiedziałem, że wystawiam ją na wiele prób i o tym, jak wiele przeszła. Nie wybaczyłbym sobie, gdybym był czynnikiem, przez który jeszcze bardziej by podupadła. Przecież byłem jej przyjacielem… Pieprzonym przyjacielem. Potrzebowała mnie tak wiele razy, kiedy dzwoniła do Mario. Nie wiedziałem nawet, że codziennie mieli kontakt. Dzieliłem pokój z Götze i nic nie wiedziałem o tym, że pisze i rozmawia z moją żoną. Nawet tego nie zauważyłem. 

To prawda, że czasem nie mogłem się powstrzymać i pragnąłem jej jak nigdy w życiu, czasami jej spojrzenie, uśmiech sprawiały, że zapominałem o wszystkim i naprawdę, czułem się z tym do dupy. Nigdy czegoś takiego sobie nie przypominałem, dlatego zawsze, kiedy źle się z tym czułem próbowałem się jakoś zdystansować od blondynki. A każda moja próba zdystansowania się od niej równała się z tym, że ją krzywdziłem. Chciałem po prostu ją odepchnąć. Była czasem zbyt blisko mnie. Ale nie tylko fizycznie tylko tam w umyśle. I tego nie znosiłem, nie mogłem wręcz tego znieść. To wszystko było zbyt intensywne i kazało mi się jak najbardziej od tego odsunąć. Robiłem tylko to, co potrafiłem najlepiej. Krzywdzić, ranić, nie dbać o nic. Nie kochałem Rosalie i nigdy nie będę mógł jej kochać. W moim życiu nigdy nie było na to miejsca. A zwłaszcza przed tą umowę miałem pewność, że nawet w przyszłości się to nie zmieni.
A jednak wciąż chciałem, żeby była blisko. Bardzo blisko. I bardzo chciałem. Dlatego za każdym razem, kiedy nawaliłem, chciałem to jakoś zrekompensować. A kiedy rekompensowałem znów było dobrze, potem za dobrze i znowu musiałem nawalić.
To wszystko było takie beznadziejnie skomplikowane. Popieprzone. I całkowicie bez sensu. A jednocześnie to miało sens. Ona miała sens..

-Mario?-zapytałem, kiedy wydawało mi się, że brunet odebrał połączenie.
-Naprawdę nie wiesz, co to znaczy, że masz mi dać spać do stu pierników?
-Mario, chcę zerwać umowę –powiedziałem cicho, żeby mieć pewność, że żadna z dziewczyn tego nie usłyszy.
-Jeśli Rose mówiła, że jest jej lepiej, kiedy ta umowa jest i jeśli ty się na to zgodziłeś to już nie mieszaj, bo ona zwariuje.
-Nie rozumiesz –przerwałem mu. –Chcę się rozwieść.
-Prima Aprilis w kwietniu, deklu. Daj mi spać.
-Mówię poważnie. Chcę się spotkać z prawnikiem, sporządzimy pozew bez winy, jak w umowie, popatrzę na jakieś mieszkanie dla niej…
-Dobra, dobra, dobra. Czekaj –rozbudził się i chyba wreszcie zrozumiał, co miałem na myśli. –Gdzie jest teraz z Rosalie?
-Śpi u góry w sypialni.
­-Idź tam.
-Ale ona śpi, nie chcę jej budzić.
-Nie obudzisz, po prostu wejdź do tej sypialni, tak trudno ruszyć tyłek?
-Nie wiem co ty chcesz ale idę..


Niechętnie ruszyłem na górę. W korytarzu skręciłem w lewo do mojej sypialni, którą dzieliłem z Rosalie. Przeszedłem dalej, w głąb pokoju. Blondynka spała z rozrzuconymi na poduszce włosami, kołdrę oplotła swoją zgrabną nogą. Leżała na mojej połowie, a moją poduszkę tuliła do siebie jak maskotkę. Była przy tym delikatnie uśmiechnięta, może rozmarzona, jakby była w snach w bajkowym świecie. I do tego była tak piękna. Na jej szyi wisiał naszyjnik-koniczynka, który dałem jej na święta. Nie przypuszczałem, że tak jej się spodoba. Brakowałoby jej jedynie białych, delikatnych skrzydeł. To, że wydawała się tak idealna było aż nierealne. Ale taka właśnie była. Zacisnąłem mocno powieki, żeby móc doprowadzić się do stanu normalności. Z taką kobietą w twoim łóżku to było po prostu niewykonalne. 

-Słyszysz jak oddychasz? –usłyszałem głos Mario po drugiej stronie. Nie wiedziałem, co on ma nagle do mojego oddychania. Wiedziałem jedno.
-Nie potrafię od niej odejść. Potrzebuję jej tu.
-Wreszcie. Dobranoc.

Nie zdążyłem odpowiedzieć, Mario już się rozłączył. Położyłem telefon na komodzie i jeszcze chwilę przypatrywałem się dziewczynie. Była taka młoda, piękna, tyle przed nią.. A ja samolubnie chciałem ją dla siebie zatrzymać.

-Ty nie śpisz?
-A ty? –zapytałem. Słyszała to, co powiedziałem? Cholera jasna…
-Teraz się obudziłam. Wyglądasz na zmęczonego.
-Nie spałem całą noc, nie martw się o to.
-Prześpij się, będziesz potem nieprzytomny. Ann chciała iść z nami i Mario do klubu..
-Pójdę do salonu na kanapę. Ann-Kathrin śpi w gościnnym –powiedziałem, a kiedy już miałem odchodzić usłyszałem jej głos, pełen niepewności.
-Zostań tu.
-Na pewno?
-Tak. Oj, przepraszam. Zajęłam ci miejsce.
-Jest w porządku –uśmiechnąłem się, widząc zakłopotaną blondynkę. Nie zauważyła jeszcze, że ściska moją poduszkę. Rozebrałem się i położyłem za jej plecami. Wziąłem od niej kawałek kołdry, żeby móc się trochę przykryć. Ona jednak się do mnie nie przytuliła. Zawsze na to czekałem… a teraz to nie nastąpiło.  I to było dziwne. To nie należało do naszej normalności…



***


Wieczorem daliśmy się namówić Mario i Ann na wypad do klubu. Nie byłem przychylny żadnym wypadom do klubów, odkąd ktoś coś dosypał do drinka Rosalie. To się nie miało prawa powtórzyć. Ale szedłem tam z nimi, więc nic nie miało prawa się stać, prawda? Wziąłem jeszcze z garderoby moje białe Nike, nie było u mnie znacznej filozofii odnośnie ubierania się do klubów. Wystarczyła przecież jakaś koszula, czarne spodnie, białe buty i to wszystko. Rose oczywiście musiała spędzić pełno czasu w garderobie, żeby zdecydować się na coś konkretnego. Po długich „męczarniach” zabrała ze sobą do łazienki czarną spódnicę, rajstopy i różową bluzkę. Z tych ciemniejszych różów, w których naprawdę ładnie wyglądała. Poszedłem do łazienki, w której siedziała kolejną nieskończoność. Nie przeszkadzałem jej, bo jeśli by wyjechała z jakimś mazidłem bardziej niż chciała to czekałbym kolejną nieskończoność. Z szuflady wziąłem żel do włosów i w ciszy zacząłem układać fryzurę.

Podjechaliśmy pod zupełny inny klub w centrum miasta. Całą drogę nie mogłem się skupić, bo Rose naprawdę wyglądała dobrze. Wysokie kozaki ze szpilką, krótka spódnica… Może uda mi się z nią zatańczyć i nie upije się tak, że zaśnie mi na koniec w łóżku.




Rosalie

Marco okropnie się upił. Ja skończyłam na dwóch słabych drinkach, podobnie jak Ann. Mario nie pił, bo prowadził. No cóż, Marco podobno też prowadził. Chyba będziemy musieli całą czwórką wracać z brunetem i pozostawić na mieście ukochanego Astona Marco. Zatańczyłam z blondynem do kilku piosenek, później zrobiliśmy typowego odbijanego i Mario mnie porwał w dzikie tańce. Naprawdę dzikie. Bo jak nie tańczy przytulańca do „Waka-waka”, o czym naprawdę chciałam zapomnieć, to przy szybkich porusza się jak dżdżownica, która połknęła sprężynę i do tego wypiła kilka mocniejszych szotów. Ale i tak dobrze się bawiłam. Mieliśmy swoją lożę i prywatnego kelnera. Marco co chwila zamawiał coś mocnego, nawet sugestie Mario, żeby trochę przystopował na nic się zdały.

-Patrzcie na tą brunetkę. Ma serio niezły tyłek –powiedział, wskazując na parkiet. Od razu coś mnie ukuło w środku. Ann posłała mi współczujące spojrzenie, a Mario w ogóle to olał. –Zamówić dla niej drinka?
-Dla siebie zamów, czekam na twojego kaca.  A dla niej? Rób co chcesz, ale przypominam, że masz żonę –odpowiedział ze spokojem i wziął swoją colę do ręki.
-Niedługo nie będę miał. Może już powinienem sobie szukać nowej? Zaraz będę stary.
-Lepiej już nic nie mów –odpowiedział mu brunet i objął mnie ramieniem, jakby chcąc dodać otuchy. Zaczęłam brać kilka głębszych oddechów, żeby się uspokoić. Nie zadziałało.
-Idę więc potańczyć i jeszcze coś sobie zamówię.



Moje serce chyba popękało i zostało mocno zgniecione. Wiedziałam, że ostatnio nie było między nami bajkowo, nawet dobrze, ale to chyba nie znaczyło, że może sobie teraz na moich oczach podrywał inne dziewczyny. Ale to ja chciałam, żebyśmy byli przyjaciółmi. A jako przyjaciółka nie mogłam mu zabronić spotykania się z innymi dziewczynami. Jednak tak się składało, że byłam jeszcze jego żoną. Poplątaliśmy się we własnej sieci.
I tak musiałam oglądać jak mój mąż z nowym drinkiem w ręku zaczyna tańczyć z równie pijaną, malutką, sięgającą mu do torsu brunetką, ubraną w czerwone szpilki i krótką, czarną sukienkę. Usta miała pomalowane na równie mocną czerwień, a rzęsy miała sztucznie zagęszczone. I była naprawdę ładna. Chwyciłam drinka Ann i wypiłam go duszkiem do dna, nie zważając na okropny, palący smak wódki.

-Rosalie..-chciał coś powiedzieć Mario, jednak mu przerwałam.
-Nie.

Patrzyłam jak dziewczyna zarzuca swoje łapska na jego szyję i zaczyna ocierać się piersiami o niego. On nawet się nie sprzeciwił, dopił drinka i tańczył z nią tak, jak gdyby mieli zaraz się zacząć rozbierać i uprawiać seks na tym parkiecie. Nasze wypady do klubów w takim towarzystwie faktycznie były beznadziejne. Nie mogłam oderwać od nich oczu. Marco jest pijany. Marco jest pijany. Marco jest pijany. Marco jest pijany. Powtarzanie sobie w myślach tego samego nic nie dało, kiedy widzisz, jak twój mąż trzyma ręce na pośladkach jakiejś dziewczyny. Przecież też byłam młoda, tyle razy mi mówił, że jestem piękna. Co ona miała, czego nie miałam ja?

-Chodźmy stąd –oznajmiła Ann i pociągnęła mnie za rękę. Ja jednak nie drgnęłam. Patrzyłam jak dziewczyna staje na palcach, przyciąga głowę Marco i całuje go. Usłyszałam jak Ann powtarza moje imię, a potem już zupełnie nic nie słyszałam. Widziałam tylko ich. Całujących się, tuż przed moimi oczami. Byłam jak sparaliżowana. Modelka dotknęła chusteczką mojego policzka. Dopóki nie zobaczyłam mokrej od łez chustki nie wiedziałam, że płaczę. Mario wstał z miejsca, jednak ja go wyprzedziłam i odepchnęłam delikatnie. Przetarłam policzki dłońmi i podeszłam do dwójki, która już odkleiła się od siebie, ale jednak nadal tańczyła. To była chwila, gdy szarpnęłam tą wywłokę za włosy i spoliczkowałam. 

-Nie klej się do cudzych mężów, tylko uprzedzam –syknęłam, jednak wystarczająco głośno, żeby doszło to do jej pięknej główki.
-Nie moja wina, że mu się podobam –odpowiedziała pewnie, na co zarobiła ode mnie w drugi policzek. Boże, naprawdę ją uderzyłam? Nie, nie, nie Rosalie. Nie będziesz przepraszać. Zasłużyła.
-Wynoś się stąd, bo następne co zrobię to cię pogryzę i wyrwę te twoje sztuczne rzęski.
-Dobra, laska, wyluzuj. Następnym razem pilnuj swojego męża. O, już go nie ma –powiedziała zdenerwowana, trzymając się za policzek i zaczęła się przeciskać na chwiejnych nogach do wyjścia. 

Była naprawdę ostro pijana. Oby nic nie pamiętała jutro, jeszcze Marco by miał przez nią jakieś problemy. Nie, Rose. O Marco też się nie martw, nie zasługuje przecież na to.

Jednak zaczęłam rozglądać się dookoła w poszukiwaniu blondyna. Nic. Spojrzałam na lożę, gdzie siedziała sama Ann i pisała smsy. Gdy na mnie zwróciła uwagę jedynie wzruszyła ramionami, też nie wiedziała gdzie może być. Mogłyśmy się domyślać, że razem z Mario, bo brunet też zniknął. A jeśli byli razem to poszli albo do wyjścia albo do toalet. Zakładając, że tylko dziewczyny chodzą do toalet w parach, a duet Götzeus wbrew pozorom nie, ruszyłam w kierunku szatni i wyjścia. Jeden chłopak podszedł z jakimś badziewnym tekstem na podryw zapytać, czy z nim zatańczę. Nie miałam czasu odpowiadać. Wyminęłam go tylko, pokazując prawą dłoń, na której miałam obrączkę. Krzyknął za mną „sorry”. Chociaż on za cudze żony się nie bierze. Z oddali zauważyłam, jak wściekły Mario krzyczy na Reusa, zaciskając dłoń na jego koszuli. Marco miał usta zaciśnięte w cienką linię, a wzrok skierowany gdzieś w dal, jakby w ogóle nie słuchał co do niego mówił. Mario był naprawdę wściekły. Byłam już całkiem blisko nich, dzięki czemu mogłam usłyszeć kawałek ich rozmowy.

-Jesteś naprawdę czasem… Dlaczego ty po prostu nie możesz sobie ułożyć życia, Rosalie jest wspaniałą dziewczyną. W tej chwili na nią nie zasługujesz, ale patrząc na naszą całą znajomość tak, zasługujesz i powinieneś mieć ją przy sobie

Przesunęłam się na bok. To właśnie była jedna z rozmów Mario i Marco, którą by oboje przed wszystkimi zataili. Podsłuchiwanie jest złe. Ale zdradzanie żony też, zwłaszcza na jej oczach. Boże, co on musiał poczuć, gdy zdradziła go Scarlett? Nie, stop, dzisiaj nie współczujemy Marco.

-Nie chcę. Nie mogę –odpowiedział cicho, że ledwo słyszałam.
-Powiedziałbyś jej, że ją kochasz. I nawet jeśli uważasz, że tak nie jest, sorry za to jak zabrzmi, ale to by załatwiło całą sprawę. Gdyby coś takiego usłyszała, zostałaby przy tobie. Poza tym jest tak w umowie. Pamiętasz siódmy punkt? Uczucia równa się zostanie w związku, chociaż byście to przegadali, a ona by uległa. Bo jesteś dla niej ważny, bo ona darzy cię takimi uczuciami, że ty nawet tego nie umiesz dostrzec ani docenić. Ona zasługuje na to, żebyś jej to powiedział. A jakby została.. Nie wróciłbyś do tego, co by było.
-Doceniam, że tak się troszczysz o moje małżeństwo ale daj sobie spokój. Rose też sobie kogoś znajdzie. Zasługuje na kogoś lepszego ode mnie.
-Zasługuje na ciebie, tylko szkoda, że jesteś czasem tak odmóżdżony, że nawet tego nie widzisz –powiedział zirytowany. –A ty zasługujesz na nią. Po prostu powiedz te pieprzone dwa słowa, daj jej do tego te wasze zasrane białe róże… Nie bierz „zasrane” dosłownie. Jak boisz się zrobić tego dla siebie to zrób to dla mnie. I dla niej.
-Mario –zaczął równie zdenerwowany Marco i wyrwał mu się. Zrobił parę kroków w przód, przez co bardziej się schowałam za winklem. Wpadłam na jakąś całującą się parę. 
-Ej, weź lepiej uważaj –mruknął łysy chłopak i znów łapczywie zaczął całować czarnowłosą dziewczynę.
Straciłam przez to wątek. Przysunęłam się w poprzednie miejsce. Stali już znowu koło siebie.
-Bo mówiąc to, stajesz się bezbronny –powiedział Marco i zabrał swoją kurtkę z szatni. Brunet stał w miejscu zamyślony, nic już nie mówił. Dał się wyminąć blondynowi, który po chwili zniknął w drzwiach klubu.










~~~
 Mario...trochę jakbym czytała wasze komentarze😂💗 Tak się właśnie narodził pomysł na ten rozdział ->stąd tym bardziej widać, że nie tylko ja tworzę to opowiadanie i dziękuję Wam za to!💕
Tęsknię! Tak strazsnie tęsknię za pisaniem o Marco i Rose... Na razie piszę mnóstwo analiz interpretacyjnych, wypowiedzi argumentacyjnych i rozprawek na niemiecki i angielski. A nauczyciele wariują bo zapomnieli, że trzeba zrealizować program.. Idzie zwariować, mam nadzieję, że to wyjdzie na prostą.. Czekam, aż rozpocznę te najdłuższe wakcje, będę siedzieć na balkonie i pisać, i wstawiać co sobotę.. Dobra, marzenia na potem (ale jak najbardziej do realizacji^^) 
Dziękuję ogromnie za wszystkie komentarze i słowa wsparcia, dziękuję, że jesteście ze mną💛
Rozpoczęłam sobie odliczanie do 44, bo nie dość, że to cudowny rozdział (po którego publikacji będę musiała szukać bunkra) to jeszcze to będzie pierwsza sobota po moich wszystkich maturach i rozpoczynająca system cotygodniowych rozdziałów i takie prawdziwe zasłużone wakacje!;)
Na razie jednak małymi kroczkami! Za 2 tygodnie 41!:)
Ściskam Was mocno!! xx.