Nie miałam żadnego zdania w kwestii wyjazdu na Sylwestra. Z drugiej
strony to wspaniałe, że miałam okazję zobaczyć to niesamowite miasto, być może jedyną taką okazję w życiu. Byliśmy prawdopodobnie w najdroższym z hoteli,
miał dużo pokoi, które jak przypuszczałam również były pozajmowane przez
piłkarzy. Już kiedyś dziewczyny mi mówiły, że to bardzo popularne miejsce dla nich na wypoczynek. Marco
co jakiś czas spotykał coraz to nowsze osoby, części z nich mnie przedstawiał,
mówiąc zwykłe „To Rose”, przy niektórych o mnie zapominał i pochłaniała go do
reszty rozmowa. Raz nawet odeszłam do hotelowego baru, a on tego nie zauważył.
No cóż.
W nowy rok weszliśmy razem. Nie mogłam doliczyć upragnionego
„jeden”, gdyż zostałam porwana w ramiona mojego męża i namiętnie pocałowana.
Położył dłonie na mojej pupie, jeszcze bardziej do siebie przyciągając. Materiał
mojej złotej, krótkiej sukienki był naprawdę cieniutki, czułam jego dotyk
prawie jak na skórze. Fajerwerki z hukiem eksplodowały, tworząc nam tło jak z pięknego filmu romantycznego.
Nie rozglądałam się za Ann czy Mario, nie spieszyło mi się,
żeby wznieść toast za nowy rok. Wolałam czuć kojący dotyk ciepłych warg Marco,
pieszczących moje. Wplotłam palce w jego idealnie ułożone kosmyki i cicho
westchnęłam czując, jak mój mąż przejął kontrolę nad pocałunkiem, który stawał
się coraz bardziej pewny i odważny. Moje nogi już kompletnie zmiękły, ręce stały się bezwładne.
-Marco..-szepnęłam, delikatnie go od siebie odpychając.
–Jesteśmy w miejscu zbyt publicznym.
-Przejdźmy więc do naszego pokoju –oznajmił pewnie, skubiąc
moje udo przy zakończeniu sukienki.
-Jeszcze nie –zaśmiałam się i pocałowałam go szybko.
–Szczęśliwego nowego roku, skarbie.
-Dla ciebie również wszystkiego najlepszego. Nie możemy naprawdę
iść? –zapytał i zabrał od kelnera dwa kieliszki szampana. Podał mi jednego z
nich i delikatnie stuknęliśmy się nimi.
-Jak będę miała przez ciebie kaca.. –pokręciłam głową z
dezaprobatą i upiłam łyk pysznego szampana. Naprawdę był dobry.
-Nie zaszkodzi ci. Pójdę do Mario, bo naprawdę..
-Co naprawdę? –zaśmiałam się, upijając kolejny łyk.
-Musiałaś się tak ubrać, że mi nie wygodnie w spodniach od
początku wieczora...-burknął niezadowolony.
-Ta sukienka miała twoją aprobatę.
-Nadal ma, kusisz i jesteś cholernie seksowna.
-Ty też bardzo dobrze wyglądasz ale ja się hamuję przez
cały wieczór, więc ty też dasz jeszcze radę. Idź do Mario, bo ci nie wybaczy.
Oparłam się o barierkę balkonu i popatrzyłam na piękny widok
Dubaju, zewsząd dochodził huk fajerwerków, nawet na horyzoncie było je widać. Odbijały się od krystalicznej wody oceanu.
Dookoła najwyższego wieżowca miasta również strzelały i to w przeróżnych kształtach.
A więc nowy rok. Kolejny rok zmian, przecież tyle ma się wydarzyć. Będę miała
już dwadzieścia jeden lat. I nie umiałam przewidzieć, gdzie będę stała dokładnie
za rok od tej chwili, czy będę szczęśliwa, czy nadal będę miała kontakt z
Marco, Mario i Ann. Chociaż tak bardzo bym chciała.
-Wszystkiego co najpiękniejsze na nowy rok!
Głos Ann zawsze był tak ciepły i pozytywny. Odwróciłam się i
uściskałam modelkę. Ona ucałowała mnie w oba policzki.
-Tobie także. Żebyś cały rok była szczęśliwa i
roześmiana jak teraz. Samych sukcesów i dużo miłości –powiedziałam, trzymając
cały czas jej dłoń.
-Moja Rosie. Ty też, bo zasługujesz na wszystko co
najlepsze. Zawsze możesz na mnie liczyć i pamiętaj, że twoje problemy zawsze
będą mnie obchodzić, bo jesteś dla mnie ważna i zawsze będziesz mogła na mnie
liczyć. Jeśli jest ci pisany związek z Marco to mam nadzieję, że będzie ci w
nim dobrze, że będzie prawdziwy, szczery, pełen miłości i trwały i..
-Jesteś wspaniała –szepnęłam wzruszona i raz jeszcze ją
przytuliłam. Trwałyśmy w naszym siostrzanym, ciepłym uścisku jeszcze dłuższą
chwilę.
-Pójdę jeszcze do reszty znajomych. Idziesz ze mną?
Przedstawię cię.
-Dziękuję ale posiedzę tu. Jest dobrze. Jeszcze muszę złapać
Mario.
-Poszedł gdzieś z Marco, po nich nie wiadomo kiedy wrócą.
-To nic. Idź się bawić.
Pomachałam Ann i znów się oparłam o barierkę. Koło mnie znów
przechodził kelner. Zamachałam do niego i wzięłam z tacy kolejny kieliszek
szampana. Skoro wszystko miałam tu w cenie, to czemu nie skorzystać? Po
kolejnych dwóch kieliszkach trochę byłam mocno pijana. Co gorsza, zamówiłam
sobie jakiegoś drinka o dziwnie brzmiącej nazwie. Naprawdę się upiłam. O
ludzie.
W połowie drugiego drinka o dziwnie brzmiącej nazwie zjawili
się Marco z Mario. A może to był trzeci drink? Czwarty? Nie ważne. Na odrobinę
chwiejących się nogach podbiegłam do bruneta i rzuciłam się mu w ramiona, prawie na niego się przewracając.
-Najlepszego, kochany braciszku. Dobrze być z tobą w ten wieczór. Zatańczymy? –zachichotałam i pociągnęłam rozbawionego bruneta na parkiet. Leciała akurat jedna z piosenek Shakiry, ale to mi nie przeszkadzało, żeby zatańczyć do niej walca z moim braciszkiem. Zarzuciłam ręce na jego szyję i wbiłam się brodą w jego ramię. Zaczęliśmy powoli poruszać się w uroczym walczyku. –A ty czego mi życzysz?
-Nie wiem czy powiedzieć powierzchownie czy się postarać
–zaśmiał mi się do ucha i położył dłonie na moich plecach.
-Tylko nie za nisko, jestem mężatką –upomniałam go. W końcu
byłam mężatką, prawda?
-Pamiętam. Boję się, czy ty będziesz pamiętać po obudzeniu
moje życzenia.
-Jak mnie Marco przed zaśnięciem rozbudzi, to czemu nie
–stwierdziłam poważnie. –No, lecisz.
-W takim razie, żebyś zawsze była radosna i uśmiechnięta,
słonko ty moje. I żebyś była zawsze najedzona dobrym jedzeniem i dużo czasu
spędzała ze swoim braciszkiem. Żebyś zdała wszystkie swoje egzaminy i spełniła
swoje marzenia.
-Awww… Popłaczę się zaraz –westchnęłam i jeszcze mocniej
przytuliłam się do bruneta.
Przymkniętymi oczami zaczęłam patrolować teren. Marco rozmawiał z Ann, oboje się na mnie patrzyli. Spiskowcy. A dalej? –Omójboże! –krzyknęłam Mario do ucha, na co on od razu ode mnie odrobinę odskoczył.
Przymkniętymi oczami zaczęłam patrolować teren. Marco rozmawiał z Ann, oboje się na mnie patrzyli. Spiskowcy. A dalej? –Omójboże! –krzyknęłam Mario do ucha, na co on od razu ode mnie odrobinę odskoczył.
-Co się dzieje?
-Bo my tańczymy właśnie walca do Shakiry, no nie?
-No powiedzmy, że tańczymy –zgodził się ze mną brunet i tym
razem złapał profesjonalną ramę niczym w Tańcu z Gwiazdami.
-A tam stoi Shakira. Boże. Mam nieumyte zęby i piłam i nie
mam już takiego głosu czystego…
-Ciszej –roześmiał się brunet, zabierając mnie z parkietu.
-Nie, zostaw, ja pojadę w trasę! To moja szansa. Ja będę
waka-waka!
-Rosalie! –parsknął śmiechem i pociągnął mnie w stronę
Marco.
-Shakira! –pisnęłam płaczliwym głosem, wpadając w ramiona
blondynki. Ups, pomyłka. To Marco.
-Już, Rosalie, wracamy do pokoju.
-Nie, idziemy tańczyć. To mój casting –oznajmiłam i zaczęłam
swój taniec brzucha, ocierając się o krocze Marco. Chwilę później jednak
poczułam, że tracę równowagę i odrywam się od ziemi. –Zostaw mnie ty draniu!
Zabiłeś moją karierę, myślałeś sobie, że skradniesz mi najpiękniejsze lata
życia, serce, ale nie. Nie, nie, nie. O nie! Światowej kariery nie zabierzesz. Ała!
–pisnęłam, kiedy zostałam uderzona prosto w tyłek. –Ale z ciebie dupek, dupku.
A tam naprawdę była Shakira.
Znaleźliśmy się w naszym pokoju. Marco posadził mnie na
łóżku i odszedł dalej, żeby włączyć światło.
-Nie, zgaś! Ja świecę wystarczająco –oznajmiłam, będąc
oślepiona przez wielki żyrandol naszej pięknej sypialni.
-Jak chcesz gwiazdko –zaśmiał się i spełnił moją prośbę.
Wolnym krokiem ruszył w moją stronę. –Daj, pomogę ci się rozebrać.
-O nie. Ty się sam rozbierz, połóż się na łóżku i oglądaj
jak robię to ja –poleciłam.
-Jesteś pijana, zaraz tu padniesz i zaśniesz. Mnie nie kręci
nekrofilia. Może jutro.
-Czy ty właśnie odmawiasz super dzikiego, namiętnego seksu
swojej żonie? –zapytałam z niezadowoleniem i sama zaczęłam zrzucać moje
wysokie, złote szpilki z nóg. –Sama sobie poradzę. Mężczyźni nie są przecież we
wszystkim potrzebni, prawda? –westchnęłam i zrzuciłam niedbale przez głowę
materiał mojej sukienki. Stałam przed nim jedynie w czarnych, koronkowych
stringach. Naprawdę nic?
-Kochanie, niczego ci nie odmawiam –uśmiechnął się, siedząc
wygodnie na łóżku. Wyciągnął do mnie rękę, jakby zapraszając mnie do siebie. Od
razu ją chwyciłam i wdrapałam się na mięciutki materac.
-Już ci się nie podobam? Cały wieczór mówiłeś, jak bardzo
chcesz mnie przelecieć, a teraz co?
-A teraz jesteś tak pijana, że nawet byś tego jutro nie
pamiętała. A ja wolę, kiedy pamiętasz..
-Pamiętasz, nie pamiętasz. Kwestia przelecenia –westchnęłam
naburmuszona i zaczęłam sama ściągać swoje stringi.
Marco
Rosalie była naprawdę urocza w takim stanie. I chociaż
ostatni raz, kiedy była pijana nie skończył się dobrze i o mało nie stała jej
się krzywda tak teraz.. Wiedziałem, że Ann ma cały czas ją na oku i nic jej tu
się nie stanie, każdy może sobie czasem pozwolić, ale Rose akurat niewiele
wystarczyło, żeby doprowadzić się do takiego stanu. Kiedy nawet znalazłem ją na
dyskotece w dzień jej urodzin była już nadnaturalnie wesołą osobą. Dzisiaj
jednak przeszła samą siebie. I mimo swojego stanu nadal była strasznie seksowna
i nic się nie zmieniło w tym, że miałem na nią straszną ochotę. A i jej
argumenty i to jak mówiła prosto to, co myślała jeszcze bardziej sprawiało, że
nie chciałem jej odmówić. Walczyłem sam ze sobą, żeby nie wziąć jej i
wykorzystać sytuacji, póki jeszcze jest świadoma. Rosalie była już kompletnie
naga i zaczęła całować mnie po brzuchu, podwijając moją koszulę.
-Jeśli naprawdę dasz radę… -powiedziałem z rezygnacją. Byłem
tylko mężczyzną i nie miałem wpływu na niektóre rzeczy, przy niej bardzo
niezależne ode mnie.
-Oczywiście. Jaki Nowy Rok taki Nowy Rok. Cały rok bez seksu
z tobą? Chyba bym umarła-westchnęła i wpiła się w moją szyję niczym wampirzyca.
–Zdejmuj spodnie, bo mi się już nie chce.
-Jaki Sylwester taki Nowy Rok. Więc o to nie masz co się
martwić, mamy odhaczone –powiedziałem, przymykając trochę oczy. Kręciło mi się
już trochę w głowie, wypiłem trochę, ale w odróżnieniu od mojej żony
kontaktowałem co się dzieje.
-Na wszelki wypadek, dla pewności. Szybciej, bo naprawdę
zaraz z siebie wyjdę. Nie myśl, że tylko ja jestem piękna i seksowna –rzuciła,
na chwilę odsuwając się ode mnie. Z uśmiechem odpiąłem klamrę od paska moich
spodni i zsunąłem je szybko z nóg. Odwróciłem się do niej, by móc ją pocałować,
ale zastałem tam widok, którego się nie spodziewałem. A raczej aż za bardzo się
spodziewałem. Moja żona leżała skulona w małą kuleczkę, wtulona w moją
poduszkę, oddychając głęboko i równomiernie. Zaśmiałem się do siebie i wstałem
z łóżka, żeby okryć ją cienką kołdrą. Ja sam… No cóż. Zostałem ze swoim
problemem, komplikującym mi cały wieczór zupełnie sam. I zupełnie sam musiałem
sobie z nim poradzić.
Kiedy położyłem się już koło blondynki, spojrzałem jeszcze
na swój telefon. Mario napisał, zapewne ciekawy jak się czuje Rose.
„Jak się czuje nasza
gwiazda wieczoru? Wymiotuje czy leży jak zabita?;D”
Pokręciłem głową i spojrzałem z niedowierzaniem na smacznie śpiącą żonę.
„Śpi. Jest naprawdę słodka… Zostałeś jeszcze tam?”
Po cholerę pisałem Mario, że Rose jest słodka? Od kiedy w ogóle Rose była słodka… O dziwo wyświetlacz po chwili się rozjaśnił, sygnalizując nadejście nowej wiadomości.
„Tak ale Ann też jest już dość zmęczona i zaraz się zbieramy. Piqué pytał, czy to twoja żona, Shak się trochę śmiała ale jej się spodobała i chce ją poznać. Ale nie mów Rosie, bo jeszcze sobie obieca swoją karierę.”
„Ok, ale jak Piqué będzie się nabijał z mojej żony to zarobi sobie w swoją twarzyczkę.”
„Wyluzuj, przecież ich znasz. Każdy ma prawo się upić, zwłaszcza w Nowy Rok. Fajna jest taka wersja Rose”
Nawet nie wiesz jak-pomyślałem i odłożyłem telefon na stolik nocny. Tylko nie musiałaby tak szybko odlatywać. Położyłem się na boku i patrzyłem w śpiącą Rose, oświetloną przez przechodzące przez okna światło księżyca. Powiedziała moje imię przez sen i zaczęła się niespokojnie wiercić na łóżku. Chwilę później jej ręka odnalazła moją szyję i nim zauważyłem jej piękne, nagie ciało oplotło moje, przez sen i zupełnie nieświadomie. A ja już czułem, że nie zasnę, bo zupełnie nieświadomie mój kolega znów zaczął się cieszyć.
-Jak tylko się obudzisz, obiecuję, że zapamiętasz –szepnąłem jej do ucha, kładąc rękę na jej talii. Ona tylko westchnęła pod nosem i znów się zaczęła kręcić, jeszcze bardziej mnie drażniąc. Nekrofilia mnie nie kręci a zaraz przez nią dojdę. A ona po prostu spała.
-Ty słodka, niewinna istoto, co ty ze mną robisz?
Rose
Nie miałam ochoty na śniadanie, jednak mój mąż mnie do tego
zmusił. Kiedy tylko obudziłam się rano nie miałam siły myśleć, co się działo
poprzedniej nocy ani jak się znalazłam w łóżku. Dopiero kiedy zjeżdżaliśmy
windą w dół wszystko zaczęło mi się nagle przypominać.
-Tańczyłam z Mario walca do „Waka-Waka”? –spojrzałam
niepewnie na Marco. Może to tylko sen? Nie, on kiwnął głową przytakując.
-Trochę dużo jak na siebie wypiłaś.
-Co było potem? –zapytałam. On jednak rozbawiony się na mnie
patrzył i milczał. –No nie torturuj mnie tak.
-Chciałaś jechać w trasę z Shakirą. Też tu jest na urlopie z
mężem. Jest piłkarzem, jakbyś nie wiedziała.
-O… -powiedziałam oszołomiona i spojrzałam na ekranik
wskazujący obecne piętro. Jeszcze siedem. –Potem?
-Chciałaś…-zaczął, jednak kiedy otworzyły się drzwi windy i
wsiadła do nas jakaś para urwał zdanie. –Zasnęłaś –odpowiedział pewnie i złapał
mnie za rękę. Co chciałam? Wiedziałam, że było coś jeszcze, a on musiał mi to
powiedzieć.
Weszliśmy do restauracji i zaczęliśmy się rozglądać za
naszymi przyjaciółmi. Siedzieli już z kimś przy sześcioosobowym stole, zostały
jeszcze miejsca dla mnie i Marco. Blondyn poprowadził mnie przez restaurację i
odsunął krzesło, zaciskając mocno usta, jakby się miał roześmiać. Z początku
nie rozumiałam, jednak kiedy spojrzałam na towarzyszy przy naszym stoliku,
miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
-Zabierzcie mnie stąd..-powiedziałam trochę głośniej niż zamierzałam. Mario prychnął i zaczął krztusić się herbatą, Ann zasłoniła usta, jedynie mój mąż pogładził mnie krzepiąco po plecach. Ale on też się śmiał. –Znaczy, dzień dobry… Wszystkim.
-Siemka –uśmiechnął się szeroko nieznajomy mi brunet. Być
może właśnie to ten mąż-piłkarz Shakiry. Przeszedł na angielski, choć ze
śmiesznym, hiszpańskim akcentem. –Jestem Gerard, to moja żona, ale to już chyba
znasz. Blondynka pomachała mi z uśmiechem i popiła swoją kawę.
-Tak bardzo was przepraszam –zaczęłam swój monolog
przepraszam-że-żyję-ale-tak-już-się-stało-przepraszam. –Nie wiedziałam
kompletnie… Znaczy może wtedy coś wiedziałam, nie pamiętam dokładnie wszystkich
szczegółów ale to co pamiętam to… Boże.. Wolałabym tego nie pamiętać
–dokończyłam i czułam, że moje policzki są całe w rumieńcach.
-A przestań –roześmiała się latynoska. –Jeszcze nikt tak na
mnie nigdy nie zareagował ani nie tańczył tak wspaniałego walca, już mówiłam
Mario, gratulacje.
-To nie miało prawa się wydarzyć.
-Miało!-sprzeciwił się Götze –To Sylwester. Lepiej się napić
będąc szczęśliwym i zdrowym na ciele i umyśle niż znajdując pocieszenie w
alkoholu, bo to już gorzej. Poza tym, kto nie odwalał różnych rzeczy po pijaku.
Marco to na przykład kiedyś przespał się z taką… -zagalopował się brunet,
jednak widząc wzrok Marco, Ann i dość zaskoczony mój, ugryzł się w język. –A ja
to poszedłem do trenera pod dom i wołałem go z ulicy. To było po urodzinach
Marcela.
-Poszliśmy do Jürgena razem wtedy –przypomniał mu już
bardziej rozchmurzony Marco.
-O no! –zaśmiał się brunet i nałożył porcję swojej sałatki
na widelec. Mnie i Marco również ją przyniesiono. –Następnego dnia był trening
a my się naprawdę upiliśmy. Chcieliśmy się oboje oświadczyć jego żonie, swoją
drogą, to fajna babka.
-Naprawdę? –roześmiała się Shakira i spoglądała to na Marco
to na Mario, nie mogąc w to uwierzyć. Marco kiwnął głową, potwierdzając słowa
swojego przyjaciela. I ja się roześmiałam. To musiało być przezabawne.
-Jak to się skończyło? –zapytał z ciekawością Piqué.
-Trener wpuścił nas do domu, zaprowadził pod prysznic,
zamknął nas razem w kabinie i puścił w chu…cholerę zimną wodę. Jeszcze byliśmy
w ciuchach.
-Ja zasnąłem w łazience w wannie, Mario na dywaniku i przykrył
się jeszcze debil ręcznikami –dokończył blondyn, a ja już nie mogłam
powstrzymać śmiechu.
-Czemu dopiero teraz się o tym dowiedziałam? –zapytałam, nie
mogąc ich sobie wtedy wyobrazić.
-Musiałaś doświadczyć na tyle żenującej historii na własnej
skórze, żeby być godną wysłuchania naszej –prychnął brunet i zapchał buzię
kolejną porcją sałatki z łososiem.
-Kiedy to było?
-Z dwa lata przed twoim odejściem do Bayernu…-zamyślił się
Marco, obliczając dokładnie datę.
-Trzy chyba nawet. No jakoś niecałe cztery lata temu.
-Niestety potwierdzam –westchnęła Ann, wycierając łezki z
kącików oczu. –Mój chłopak wolał się oświadczyć żonie trenera, a ja czekałam z
kolacją w domu..
Shakira roześmiała się naprawdę głośno, nawet kilka osób
zwróciło na nas uwagę. Marco spojrzał na mnie i jedynie wzruszył ramionami. Z
takiej strony go jeszcze nie znałam.
-Schmelle ma dwudziestego drugiego stycznia, nie?
-To była zima? –zaśmiała się jeszcze głośniej blondynka
–Uwielbiam was.
-Nie idziesz w tym roku na żadną imprezę urodzinową Marcela.
Z całym szacunkiem –oświadczyła Ann, celując w Mario swoim widelcem.
-Ty również-dołączyłam się, próbując powstrzymać śmiech.
Poranek na kacu a jednak bawiłam się naprawdę dobrze.
***
Po południu postanowiliśmy się przejść na plażę. Widząc
jednak jak wiele osób już tam było, Marco z Mario zadecydowali, że wypożyczymy
jacht i popływamy na środku oceanu.
Słońce naprawdę mocno grzało. Ann wyjęła swój krem z filtrem
i zawołała Mario, żeby ją posmarował. Razem z nim z rufy przybłąkał się Marco,
który o nic nie pytając, wziął z moich rąk krem i zaczął mnie nim smarować.
Miałam na sobie jeden z kostiumów projektu Ann, który miałam też podczas urlopu
na Karaibach, a po spojrzeniu mojego męża byłam pewna, że nadal się mu w nim
podobam.
-Ale ty masz piękny ten tatuaż…-westchnęła Ann, przypatrując
się mojej ukochanej ozdobie. –Widzisz Mario? Te kwiatki mają odzwierciedlenie w
Marco. Co ja bym musiała wytatuować?
-Pizzę –prychnął Marco pod nosem i usiadł za mną wygodniej
okrakiem. Plecy i ramiona nasmarowane, przeniósł się na brzuch.
-Śmieszne bardzo –powiedział niezadowolony brunet i pomyślał
chwilę. –Wiem. Świeczka.
-Że tealight?-zaśmiała się tym razem modelka i nałożyła
na nos swoje okulary przeciwsłoneczne.
-Obojętnie.
-A co by to symbolizowało? Naprawdę ciebie?
-Noo… -przyznał, kiwając głową. –Bo takiego faceta jak ja,
to ze świecą szukać, no nie?
-Wytatuuj sobie pierwsza –powiedział do mnie, niby to cicho
Marco.
-Ja nie muszę szukać, sam się znalazłeś -powiedziałam, śmiejąc się.
Kiedy Marco skończył kremować moje nogi odebrałam od niego
krem i pewnie usiadłam na jego udach, wyciskając sobie na dłonie białą maź,
żeby mój blady mąż nie był zaraz spieczony na czerwonego raka. Trochę się
zdziwił, kiedy rozpoczęłam smarować jego policzki, nos, brodę i szyję.
-Chyba nie myślisz, że będziesz nieposmarowany.
-Nie, ale… Przecież mogę zrobić to sam.. –powiedział
odrobinę skonfundowany.
-Lepiej będzie jeśli ja to zrobię. Żadna twoja była ciebie
nie smarowała?-zażartowałam i zeszłam dłońmi na jego klatkę piersiową.
Przysięgam, miałam ochotę zacząć go po niej całować. Był tak cholernie
przystojny. Uwielbiałam jego skórę, była taka gładka..piękna.
-Nie –odparł z całkowitą powagą, przez co aż zatrzymałam
swoje dłonie na wysokości jego brzucha. Poważnie?! –Chcesz jeszcze kremu? –zapytał,
podnosząc z ręcznika tubkę. Kiwnęłam głową. Wycisnął mi na ręce krem i zamknął
oczy, pozwalając mi się dłużej nacieszyć pięknym widokiem. I nie miałam na
myśli oceanu czy miasta ze snów. Moje piękne widoki były tuż na wyciągnięcie
ręki i przez następne osiem miesięcy należały jeszcze tylko do mnie.
Nasz sternik już dawno zszedł pod pokład do swojego pomieszczenia, żeby dać nam spokój i prywatność. Na pokładzie mieliśmy mini lodówkę, z której od razu zabraliśmy z Marco sok pomarańczowy. Ann z Mario zeszli już po drabince do wody i poszli pływać, my jeszcze chwilę zostaliśmy.
-Chodź, też wskoczymy do wody. Nie obiecuję, że będzie zimna
ale na pewno będzie odrobinę chłodniej.
-A możemy tu pływać?
-Czemu nie? Już pływałaś w oceanie przecież.
-Ale przy brzegu. A jak tu są jakieś węże morskie? Wielkie
ryby? Rekiny?-zapytałam zaniepokojona. Z drugiej strony Ann i Mario wciąż
pływali. Chyba.
-Jedyny wąż jaki tu się znajduje, jest w moich spodniach.
Ale spokojnie, jeszcze mam go pod kontrolą –powiedział bezceremonialnie patrząc
mi się w oczy i zbliżył się kilka kroków. –Jeszcze.
Zaschło mi w gardle. Może powinnam się śmiać z jego durnego
tekstu ale mi naprawdę zaschło w ustach.
-To… To daj mi znać jak już nie będziesz dawał rady z tą
kontrolą. Nie chcemy przecież nikogo narażać na niebezpieczeństwo czy coś…
Marco uśmiechnął się cwaniacko i przeczesał palcami swoje
włosy. Oblizał usta, a jego oczy pociemniały. Wiedziałam, że już jest mój.
-Nowy rok i nowa Rose, hmm? Wczoraj też byłaś bardzo chętna
ale zasnęłaś.
-Naprawdę?
-Yhym… Proponowałaś mi dziki i namiętny seks. I zasnęłaś
–powtórzył z pretensją i zawodem.
-To okrutne z mojej strony –stwierdziłam poważnie i
jednocześnie zaczęłam składać mokre pocałunki na jego obojczyku. –Tylko pod
pokładem jest sternik, Ann z Mario są w wodzie…
-Sternik odpłynął, kiedy mnie smarowałaś. Nie ma nikogo pod
podkładem, a drzwi są na zasuwę, cholera, chyba naprawdę nie mam kontroli
–przyznał i mocno przyciągnął mnie do siebie, jakby chcąc potwierdzić swoje
słowa. Nie musieliśmy nic mówić, wystarczyło jedno spojrzenie, żebym została
wzięta w silne ramiona blondyna i zaprowadzona pod pokład luksusowej łodzi.
***
-No wreszcie! Ile można się
opalać! –zawołał z daleka Mario, kiedy razem z Marco dołączyliśmy do nich w
wodzie. Spojrzeliśmy na siebie z iskierkami w oczach i wielkimi uśmiechami.
Pływanie było niesamowite. Dopóki
nie poznałam Marco, było jedyną rzeczą, która mnie odprężała. Woda naprawdę
była przejrzysta i pewnie gdybym nie bała się zanurkować, zobaczyłabym mnóstwo
kolorowych rybek. Nie przejmując się moimi towarzyszami pozwoliłam się ponieść
pasji i zaczęłam płynąć przed siebie. Ciepła woda i słońce intensywnie grzejące
z góry. Teraz już kompletnie nie rozumiałam moich obiekcji przed wyjazdem. W
końcu byłam żoną piłkarza, a skoro mój mąż chciał jak wszyscy jechać w to
cudowne miejsce i pokazać się ze mną-co to za problem?
Moje pływanie zajęło mi więcej
ponad godzinę. Kiedy z powrotem dotarłam do naszej łodzi, wszyscy już na niej
byli. Ann walczyła z arbuzem, którego sok już lał się po jej rękach, Mario
ułożył się wygodnie na leżaku, a Marco siedział na brzegu łodzi z nogami
przełożonymi przez barierkę i przeglądał coś w telefonie. Wyglądał przy tym
naprawdę dobrze. Miał na sobie jedynie czerwone spodenki, więc ja mogłam sobie
bezkarnie podziwiać jego umięśnione ciało i tatuaże, które naprawdę były
arcydziełem.
-Jak tam moja syrenka? –zapytał,
kiedy wspinałam się po metalowej barierce.
-Zmęczona.
-Że w ogóle dałaś radę pływać
–prychnął ze śmiechem, nawet nie oderwał wzroku od ekranu swojego najnowszego
telefonu.
-Nie skomentuję, bo zaraz twoje
ego zacznie to fruwać.
-Chodź tu –polecił, nie
zmieniając pozycji, jedynie odwrócił głowę w moim kierunku. Przysiadłam za jego
plecami i objęłam go w pasie.
Blondyn zaczął nam robić serię
zdjęć. Na jednym się uśmiechaliśmy, na kolejnym robimy dziwne miny, potem
wystawiamy języki, przytulamy, aż w końcu całujemy. Miał już odkładać
telefon, kiedy do zdjęć podbiegli jeszcze Ann z Mario. Te już w ogóle nie
dawały się do opisania. Ann i Mario byli po prostu ludźmi nie do opisania i
wszystko co wydziwiali również. I w tym wszystkim byli najwspanialszymi
przyjaciółmi na świecie.
***
Krótki wypad do Dubaju zleciał naprawdę szybko. Spędziliśmy
go bardzo intensywnie. I nie chodzi tu o łóżko, chociaż to też… W dzień
zwiedziliśmy większość miasta, było tak ogromne, że nie dało się go obejść całego. Zrobiliśmy
sobie multum zdjęć, dołączyli też do nas znajomi piłkarzy z ich partnerkami,
jednak nie złapałam z nimi większego kontaktu. Odwiedziliśmy też oceanarium, w
którym nad nami umieszczone było akwarium z masą kolorowych rybek. Nawet
pływały też niewielkie rekiny. Byłam w niebie. Mario musiał przy tym naśladować
połowę znajdujących się tam zwierząt. Najlepiej jednak wychodził mu glonojad i
rozdymka… Tak, zwłaszcza ta druga. Przy nim było niemożliwe, żeby mieć zły
humor i udawać, że on wcale nie jest śmieszny. Nawet doszliśmy już do takiego
stanu, że nawet gdy nic nie mówił ja już się uśmiechałam. Magia Mario.
Mario, Marco i Ann
razem z większą ekipą swoich znajomych wykorzystali też okazję, żeby przejechać
się quadami po pustyni. Chciałam do nich dołączyć, jednak tego ranka źle się
czułam i wymiotowałam. Marco zrobił aferę w restauracji hotelowej, jednak na
nic się zdała, bo dzięki niej ani mi się nie poprawiło ani nie siedziałam na
quadzie za plecami Marco przytulona do niego. Pokazał mi jedynie wieczorem
nagrania jakie dla mnie zrobił. Naprawdę tam było cudownie i żałowałam, że nie
było mnie z nimi. Następnego dnia było już wszystko dobrze.
Zostałam przeproszona przez menagera hotelu, chyba był naprawdę przejęty moją
jednodniową chorobą. Miałam nadzieję, że kucharz też nie stracił przeze mnie
posady.
Ostatniego wieczora poszliśmy na długi spacer po plaży.
Chodziliśmy trzymając się za ręce, jedliśmy pyszne lody i cały czas się
uśmiechaliśmy. Zostawiliśmy telefony w apartamencie, Ann i Mario zrozumieli, że
chcieliśmy pobyć też w tym niezwykłym miejscu sami. Nie potrzebowaliśmy robić
kolejnych zdjęć, mieliśmy już ich pełno. Niektóre chwile i obrazy powinny były
być zatrzymane w pamięci.
Najbardziej podobał mi się wieczór. Wróciliśmy po kolacji
padnięci, jednak ogromnie szczęśliwi. Usiedliśmy na naszym wielkim balkonie,
gdzie znajdował się okrągły, dwuosobowy szezlong. Obserwowaliśmy zachodzące
słońce, tak po prostu, ciesząc się swoim towarzystwem.
Położyłam się, Marco usiadł rozkładając wygodnie ramiona na
oparciu. Wziął moje stopy i zaczął delikatnie masować. Były naprawdę obolałe od
długiego chodzenia po piasku. Na początku czułam ból, jednak widziałam jak się
starał, sprawił mi tym wielką przyjemność i mogłam się zrelaksować.
-Pięknie tu –stwierdziłam wpatrując się w słońce. –To nie są moje ukochane Karaiby ale i tak tu jest pięknie.
-Też mi się podoba –przyznał. Zamiast mnie masować,
stwierdził, że może mnie przecież zacząć gilgotać w stopy. Pisnęłam i za karę
kopnęłam go lekko w udo. Na jego twarzy pojawił się pierwszorzędny, udawany
grymas bólu.
Zmieniłam pozycję. Położyłam głowę na jego udach, a nogi
zarzuciłam na oparcie. Tak miałam aż dwa piękne widoki.
-Nie ogoliłeś się –westchnęłam i wyciągnęłam rękę, żeby
dotknąć jego szorstkiej brody. Przejechałam po niej dłonią dwa razy, za trzecim
moje palce zostały schwytane w jego zęby. –Ej! Boli.
-Nie udawaj –powiedział i chwycił moją dłoń, której wnętrze
ucałował i odłożył na mój brzuch.
-Wiesz? W życiu bym nie pomyślała, że będę leżeć w Dubaju z
głową na kolanach sławnego piłkarza, który jest moim mężem. W dodatku w tak
pięknych ubraniach i rozpuszczonych włosach.
-Nie pomyślałabyś w życiu, że będziesz miała rozpuszczone
włosy? –zaśmiał się i wplątał palce w moje kosmyki, zaczynając się nimi bawić.
-Zawsze miałam związane w warkocz. Dobrze wyglądały do
starych koszulek i za dużych bluz –stwierdziłam, marszcząc brwi, jakby sobie
przypominając tamten czas. Nie był przecież tak dawno, a jednak tak się czułam.
Swoją drogą marszczenie brwi weszło mi w nawyk od blondyna.
-Lubię jak nosisz za duże bluzy –powiedział nagle, po
dłuższej chwili wpatrywania się w słońce. Cały czas głaskał moje włosy. Nie
lubiłam zwykle, kiedy ktoś dotyka moje włosy, on jednak sprawiał mi tym
przyjemność. –Zwłaszcza moje –doprecyzował. –I nie masz nic poza tą bluzą.
Najlepsze są bluzy na zamek, to wtedy w ogóle szybko..
-Nie zapędzaj się –zaśmiałam się i przełożyłam na bok.
-Warkocz też jest ładny. Kiedyś plotłem Melanie.
-Nie przeszkadza ci to?
-Że plotłem Melanie warkocze? Przeszkadza, to żenujące
–wzdrygnął się i sam zaczął zbierać wszystkie moje włosy rozsypane po jego
udach.
-Nie, to nie jest żenujące. Bardziej o to kim byłam… No
wiesz. Praktycznie nikim.
-Nawet tak nie mów –wszedł mi w słowo, jednak był nadal
bardzo spokojny i zrelaksowany. –Nigdy. Gdyby nie to, kim byłaś wcześniej,
przysięgam, że nie leżałabyś teraz na swoim mężu piłkarzu w Dubaju, a on by ci
nie plótł jak jakiś ciota warkocza.
-Innej dziewczynie nie zaproponowałbyś małżeństwa? Przecież
wtedy też byłam obca, to mogła być przecież każda dziewczyna z ulicy…
-Nie mogła –opowiedział po chwili zastanowienia. –Weźmiemy
prysznic? –zmienił temat.
-Prysznic prysznic czy to drugie?-zapytałam, rozumiejąc, że
już nie chciał ciągnąć tematu.
-Zobaczymy. Ale mówiłaś, że jaki Nowy rok taki cały rok,
więc wychodziłoby na to drugie.
-Nie przypominaj mi, błagam –westchnęłam i zakryłam oczy.
–Jak ja się mogłam upić? Przed samą Shakirą…
-Przestań, ona się też z tego śmiała.
-Przecież to był wstyd.. Wasi znajomi..
-Dobrze się bawiłaś. Ale faktem jest, że masz strasznie
słabą głowę, powinien był bym ciebie pilnować.
-Wyszedłeś gdzieś z Mario. Ann chciała też do niego pójść,
ale powiedziała, że poczeka.
-Mieliśmy swoje sprawy.
-Mogliście poczekać, to był Nowy Rok.
-Niektóre męskie rozmowy muszą być przeprowadzone
niezwłocznie. Poza tym, były na temat Nowego Roku. I nie żałowałem, że się
upiłaś. Byłaś cholernie urocza.
-Byłam pijana.
-Wiem. To było fajne. Podobało mi się, jak chciałaś się do
mnie dobrać. Musimy to powtórzyć.
-Skoro temat prysznica jest dobrym zmieniaczem tematu to
chodźmy wziąć ten prysznic –zarządziłam i podniosłam się do pozycji siedzącej.
O dziwo, moje włosy zostały splecione w dobieranego warkocza. Dotknęłam go w
kilku miejscach i wydawał się naprawdę porządnie zrobiony. Chciałam dać mu
krótkiego buziaka, bo to było naprawdę kochane. Pocałunek jednak stał się coraz
bardziej nachalny i praktycznie nie odrywając się od swoich ust poszliśmy do
łazienki, gubiąc po drodze garderobę.
***
W samolocie spędziliśmy czternaście godzin. Udało mi się
przespać większość, kiedy się obudziłam dostałam śniadanie, a później
słuchaliśmy z Marco muzyki, dzieląc się słuchawkami. Tak po prostu, beztrosko,
bez problemów, rozmów o umowie czy sprzeczek odnośnie nieposkładanych skarpetek
czy moim pozostawianiu w łazience zużytych wacików do demakijażu. Byliśmy
szczęśliwi. Tak bez okazji i większego powodu. Wystarczyło nam spojrzenie, a na
naszych ustach pojawiał się uśmiech. Zrobiliśmy chyba noworoczny restart, nasze
humory odpowiadały tym z pięknych Karaibów. Może to było jakieś rozwiązanie? Gdy
wszystko szło nie po naszej myśli mogliśmy tak po prostu wyjechać i zapomnieć.
Czemu to wszystko czasem wydawało się takie łatwe?
~~~
Trochę teraz słodyczy, śmiechu..
Tak naprawdę to takie coś musiało powstać, bo moja kochana footballove (na zawsze zostaniesz dla mnie footballove, wiem, że zmieniłaś nazwę!❤) zapytała mnie na wiadomość o dramie, czy widziałam "Misery" Kinga.. Nie widziałam, ale jak weszłam w grafikę i zobaczyłam:
No.. Stwierdziłam więc, że może zamiast tego, ten rozdział będzie dobry i nie będziesz miała do mnie żalu o zaległości w filmach😂
Miesiąc został mi do końca szkoły, wszyscy nauczyciele wariują, tęsknię, strasznie tęsknię za pisaniem. Trzymajcie mocno za mnie kciuki, bo niedługo i ja zwariuję.. Chyba tylko to opowiadanie i Wy tutaj trzymacie mnie przy jako takiej normalności (taka tam normalność, grożą mi Kingiem, a co😂💗💗💗)
Dziękuję, za zrozumienie pod poprzednim rozdziałem, jesteście naprawdę przekochane🌼
A taki spoiler przed 40-tym rozdziałem -> rozdział spontaniczny, bo...inspirowany Waszymi komentarzami, warto czekać!;)
Ściskam was mocno💛