W jednej chwili poczułam się jak ośmiornica. Miałam
dokładnie cztery ręce i cztery nogi. To, ile kursów zrobiłam między sypialnią a
łazienką, było nie do zliczenia. Rozczesałam na szybko włosy i przeciągnęłam
je nie do końca nagrzaną prostownicą. Myjąc zęby wybielającą pastą grzebałam w szafie, w moim starym
pokoju, żeby znaleźć idealną sukienkę. Jedna, pożyczona jakiś czas temu od Ann,
w paski z rękawkami na ramionach wpadła mi w ręce. Wydawała się odpowiednia.
Stając przed lustrem spojrzałam na swoją twarz i zastanawiałam się, co by mogło
jej pomóc. Najszybszy okazał się podkład i puder. Nie chciałam też przesadzać z
makijażem, więc użyłam do tego tuszu do rzęs i różowego błyszczyka. Włosy też spięłam w
koczek. Spojrzałam na zegarek. Równo piętnaście minut.
Pokonałam życiowy rekord.
Musiałam jednak zmierzyć się z czymś jeszcze gorszym.
Do dopełnienia stroju założyłam jeszcze czarne baleriny. Nie
chciałam przesadzać ze szpilkami. Przejrzałam się jeszcze przed zejściem w
lustrze. Upięte włosy, nie za krótka sukienka w paski, delikatny makijaż.
Prawie jak pilna uczennica. Jednak po tym, co się wydarzyło musiałam jakkolwiek
nadrobić.
Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam schodami na dół. Ku mojemu
zdziwieniu, Marco zabrał wszystkie rzeczy, włącznie z deską i koszem na pranie.
Zapewne wstawił to wszystko do łazienki, żeby nie przeszkadzało. Siedzieli
wszyscy w salonie. Marco na jednej kanapie, państwo Reus zajęli razem drugą z boku. Oboje mieli z trochę ponad pięćdziesiąt lat. Ubrani byli zwyczajne, w spodnie jeansowe, pani Reus założyła zwykłą bluzkę z długim rękawem, na którą założyła szary sweterek. Pan Reus natomiast miał na sobie koszulę w kratę i narzuconą na nią kamizelkę. Mimo, że oboje wyglądali na zadbanych i byli schludnie ubrani, nic nie wskazywało na to, że żyją w wielkim bogactwie. Nie wszyscy mają przecież takie potrzeby. Po mamie Marco nie widać było wieku. Była bardzo zadbana, nie miała prawie wcale zmarszczek. Tata Marco był dość otyły jednak dość wysoki. Jego twarz w prawdzie odzwierciedlała wiek, jednak przez to biło od niego takie ciepło i entuzjazm. Byłam ciekawa, czy moje przypuszczenie od niego się sprawdzi. Chciałam mieć dobry kontakt z obojgiem rodziców mojego męża.W końcu byli oni dla niego niezwykle ważni.
Kiedy weszłam do salonu, od razu zwrócili na mnie uwagę.
-Przepraszam, że tak długo.
Tak naprawdę to nie było długo. Ale to byli rodzice Marco.
Trzeba było mówić, że długo.
-Nie było długo, pięknie wyglądasz.-uśmiechnął się Marco
łapiąc mnie krzepiąco za dłoń i pociągnął w swoją stronę, żebym mogła koło
niego usiąść.
-Przepraszam, jestem bardzo zaskoczona państwa wizytą, Marco
mnie nie uprzedzał. –powiedziałam spoglądając to na ojca, to na rodzicielkę
mojego męża. On cały czas trzymał mnie za rękę. Z całego stresu moja noga
zaczęła się niewyobrażalnie trzęść.
-Cały Marco. –westchnęła kobieta. –Chyba przez to wszystko
nie przedstawiliśmy się. –powiedziała wstając z kanapy. To samo
zrobił też tata Marco. No i ja. –Manuela Reus. –powiedziała podając mi rękę. Ścisnęłam
ją mocno uśmiechając się, a w głowie kodując imię oraz, że nie jesteśmy ani na "ty" ani na "mów mi mamo". Podobnie przywitałam się z tatą Marco. Miał na imię Thomas.
Czułam się strasznie zagubiona. Marco nie powiedział mi ani
słowa o pracy rodziców… Przecież jedyne co wiedziałam o jego rodzicach to to, że
odradzili mu małżeństwa ze mną. Cudownie.
-Bardzo mi miło państwa poznać. –uśmiechnęłam się w głowie
dodając „Marco wiele o państwu mówił”. To by było całkiem zabawne.
-Dzwoniłem do ciebie i pisałem.-powiedział Marco, broniąc się.
-Myłam okna i chyba zostawiłam telefon w kuchni.
–westchnęłam i przepraszająco wzruszyłam ramionami. W głowie układałam sobie
pytania, jakie mogłabym zadać w razie niezręcznej ciszy. Pogoda,
kariera Marco, uroczość Nico. Na razie tylko na to wpadłam.
-Właśnie widzę, że tak tu jaśniej! –uśmiechnęła się pani
Reus, rozglądając się po salonie. Było w miarę czysto, kiedy już Marco pozbył
się hałdy swoich ubrań.
-Nie wiem czy Marco państwu zaproponował coś do picia? Kawy,
może herbaty?-zapytałam bawiąc się nerwowo obrączką na palcu Marco.
To nie tak, że ich nie polubiłam, bo wydawali się całkiem
mili, ale mimo wszystko, mogliby sobie już pójść. Za dużo stresu jak na
ostatnie dni.
-Ja z chęcią się napiję herbaty.-powiedziała mama Marco
-Ja jakąś kawę. Marco ma ekspres więc cokolwiek. Możesz mnie
zaskoczyć. –uśmiechnął się życzliwie tata Marco. Był bardzo miły i ciepły. To
chyba właśnie jego żony bardziej się bałam.
-W porządku. A pani jaką herbatę? Czarną, owocową?
-Zieloną, jeśli macie.
-Rose ma swój cały zapas. –powiedział Marco śmiejąc się
ciepło. –Ja pójdę zrobić, zaraz będę.
-Nie, Marco. Ty odpoczywaj. Nie powinieneś się pewnie
przemęczać, hę?-uśmiechnęłam się i wstałam z kanapy. Zrobienie kawy i herbaty
to żaden wysiłek, jednak naprawdę potrzebowałam uciec chociaż na chwilę. Przy
okazji jego rodzice zaczęli swoje przesłuchanie odnośnie stanie zdrowia syna.
Idealnie.
Przygotowałam trzęsącymi się
dłońmi zieloną herbatę dla mamy Marco. Wiedziałam, że się stresuje, ale nie że aż tak. O mało co nie
przewróciłam elektrycznego czajnika, kiedy stawiałam go na miejsce.
Zanim zabrałam się za nalewanie mleka do ekspresu
postanowiłam potrząść dłońmi, mając nadzieję, że może od tego się rozluźnią. Niestety byłam w tym
na tyle nieporadna, że uderzyłam z całej siły dłonią w szafkę, a dokładnie jej metalowy
uchwyt. Aż syknęłam z bólu a w oczach delikatnie pojawiły się łzy.
-Rose, w porządku? –zawołał Marco z salonu.
-Tak, nic mi nie jest!
Prawie nic. A ręka strasznie bolała. No ale nic. Wzięłam
mleko z lodówki i zaczęłam je wlewać w odpowiedni otwór w ekspresie. Chociaż ta
kawa nie miała prawa się zepsuć. O herbatę też by było trudno, zwłaszcza, że w
parzeniu zielonej byłam mistrzem.
No dobra. Podłączyłam ekspres do kontaktu i zaczęłam
patrzeć, gdzie i co powinnam wcisnąć. Nie pierwszy raz robiłam w nim kawę, ale
za każdym razem na nowo musiałam go rozpracować. Postanowiłam zrobić dla pana
Thomasa americano. Nie znałam się do końca na kawach, ale tą pił Marco, więc
stawiałam, że jego tata też ją wypije.
Najprawdopodobniej uruchomiłam ekspres, jednak nie
chciał zaskoczyć. Chciałam jeszcze sprawdzić jeden włącznik z tyłu, ale dokładnie w tamtym
momencie buchnęła na mnie gorąca para.
Krzyknęłam aż z szoku i nagłego bólu. Skuliłam się lekko, a
wtedy poczułam dłoń Marco na moich plecach.
-Chodź tu, kochanie. –powiedział czule łapiąc mnie w pasie i
podprowadził do kuchennego zlewu, z którego puścił zimną wodę i podłożył pod
nią moją oparzoną rękę.
Syknęłam czując ból i powstrzymując napływające łzy. Zderzenie tych temperatur
nie należało do najprzyjemniejszych uczuć.
-Masz lód?-odezwała się zza moich pleców pani Manuela.
-Pierwsza szuflada zamrażarki. –odpowiedział Marco
przytulając mnie do siebie. –Lepiej?
-Trochę. –westchnęłam. Blondyn zakręcił kran i spojrzał na
moją lekko zaczerwienioną rękę. Podniósł ją trochę wyżej i złożył wzdłuż niej,
obok siebie trzy pocałunki.
-A teraz?
-Prawie idealnie. –odpowiedziałam rozczulona. To był mój
mąż. Wszystkie kobiety świata, zazdrośćcie mi.
I on nie przestał na tej słodkości. Pocałował mnie czule w
usta.
-A teraz?
-Idealnie. –zachichotałam czując wypływające rumieńce na
moje policzki.
Nie stawiałam, że pocałuje mnie tuż przy swoich rodzicach.
To było naprawdę urocze z jego strony. I odprężające dla mnie.
-To już nie trzeba lodu?-zapytała mama Marco odrywając mnie
od pięknych oczu mojego męża.
-Daj, zawsze się przyda. –powiedział blondyn, odbierając od
niej przygotowane kostki lodu zawinięte w ręcznik. Przyłożył mi je do ręki i
polecił usiąść w salonie. Oczywiście wyszło na jego i to on zrobił kawę.
-Nie martw się, to jeszcze pikuś. –powiedział tata Marco
siadając z kawą na fotelu obok kanapy, na której siedziałam. –Ja się poparzyłem raz nagrzanym silnikiem,
to było dopiero coś. Trzeba uważać gdzie
się łapki kładzie. –roześmiał się serdecznie i upił łyka kawy. –Mm, pyszna.
Dobry wybór.
-Dziękuję, bardzo się cieszę. A samochód to chyba już
następnym razem oddał pan do mechanika?
-Ja jestem mechanikiem! –roześmiał się, wywołując
u mnie zażenowanie. Spojrzałam na Marco. Oby zrozumiał przekaz: "już nie żyjesz"
-Przepraszam, nie wiedziałam.
-Marco, chyba twoja żona powinna wiedzieć, kim są twoi
rodzice…
-Dokładnie, kochanie. Marco na pewno będzie opowiadał swojej
żonie każdego dnia, każdej nocy i przed zaśnięciem o jej teściach. Rose na
pewno już się nie może doczekać.
W duchu dziękowałam panu Thomasowi. Był cudowny. On ratował
mnie dzisiaj przed każdym kolejnym załamaniem i dodawał większej odwagi. Zaraz
po Marco, który non-stop trzymał moją rękę.
Pani Manuela przewróciła oczami i upiła łyk herbaty.
-A propos mechaników! Wiesz Marco, że dzwonił ostatnio do
mnie Jürgen? Nie umiał naprawić swojego samochodu, poprzesyłał mi zdjęcia, bo
się nie mógł niczego dopatrzeć. Nie chciał głupot robić to zadzwonił do
profesjonalisty.-roześmiał się ponownie. Kim był Jürgen?
-O proszę. Miałem ostatnio do niego pisać ale coś się nie
udało. Muszę w końcu się zebrać.
-Pytał co u ciebie, to mu przekazałem wielkie wieści. Masz
krechę u niego, że nie był twoim świadkiem.
Marco roześmiał się szczerze razem ze swoim ojcem. Chyba
naprawdę lubili tego całego Jürgena. Był kimś więcej niż Mario, że tak od razu
na świadka?
-Więc jak ci się mieszka w Dortmundzie?-zaczęła mama Marco.
O, rozmowa. To będzie coś.
-Bardzo dobrze, to piękne miasto. Bardzo podobne do Köln w
budownictwie, ale tam nie ma aż tak pięknego stadionu.
-To prawda. Interesujesz się piłka nożną?
-Już tak. Chyba nawet powinnam. –odpowiedziałam na kolejne
pytanie, przenosąc moją splecioną dłoń z Marco na moje udo. To nie była zdecydowanie
rozmowa.To było przepytywanie teściowej.
-Pracujesz?
-Chciałabym. Na razie jak najszybciej musze zrezygnować ze
studiów. Potem chciałabym się rozejrzeć za kursami fizjoterapii. –powiedziałam
nie zwracając uwagi na Marco. Wiedziałam dobrze, co o tym myślał, jednak
stwierdziłam, że jeśli powiem o tym przy jego rodzicach, potraktuje to jako
moją ostateczną decyzję. –Zastanawiam się jeszcze nad studiami, ale chyba
chciałabym trochę odpocząć. Zrobię sobie rok przerwy zanim cokolwiek zacznę.
Poza tym jestem teraz z Marco i chcę się postarać jak najbardziej dla niego,
żeby przy nim być.
Pani Manuela pokiwała twierdząco głową zasępiając się w
liście zielonej herbaty. Zdałam?
-Przecież możesz pójść do rehabilitantów Marco! –powiedział
niczym olśniony pan Thomas. –Mają swoje gabinety, może nawet blisko. Zawsze
możesz poobserwować, oni też przekażą ci wiedzę. Zobaczysz, czy to jest
faktycznie coś dla ciebie. Masz okazję to bierz od razu!
-Tato, nie sądzę..-wtrącił się Marco, jednak został wręcz
wyśmienicie olany przez niego.
-Jak Marco będzie szedł na trening pójdź z nim i zajdź do
fizjoterapeutów. Może ci polecą jakąś szkołę, kursy?
-Brzmi naprawdę świetnie, prawda Marco? –spojrzałam na
mojego męża. Nie chciałam go tym denerwować. Chciałam porozmawiać z nim o tym
już dawno, jednak zbyt dużo się działo, żeby usiąść na spokojnie i omówić
temat.
-Zobaczymy.
-Pojedź, pojedź. Jak nie, to sam cię podrzucę. –powiedział
zamykając temat pan Reus. I tak się właśnie załatwia sprawy, Marco.
Państwo Reus posiedzieli później jeszcze godzinę. Chyba
atmosfera stała się odrobinę luźniejsza. Marco przejął większość rozmowy ze
swoimi rodzicami. Nadarzył też się temat Nico, do którego się mogłam
błyskotliwie wtrącić i powiedzieć jaki z niego był bardzo bystry chłopiec. Poprosili także, żebyśmy pokazali im zdjęcia
z ceremonii, których jeszcze nie widzieli i byli nieco niezadowoleni z tego
faktu. Marco przygotował dwie wersje naszych zdjęć. Tą do pokazywania znajomym
i rodzinie, z fotkami ze ślubu, naszego ślubnego pocałunku, kiedy wkładamy
sobie obrączki. Kilka ujęć tańca na plaży i wspólne zdjęcie z uroczą rodzinką.
Zgodziłam się też na trzy moje ujęcia na plaży, w mieście i podczas karmienia
małej małpki. Było też pełno wspólnych zdjęć, także samych widoków. Dla siebie
pozostawiliśmy sesję Rity, która była.. Na pewno nie w całości przeznaczona dla
rodziców. To nie tak, że nie mieliśmy na niej ubrań, ale niektóre pozycje,
pocałunki, spojrzenia.. Były zbyt prywatne, żeby się nimi dzielić.
Przytuliłam się do Marco oglądając zdjęcia. Uwielbiałam je
wszystkie. I uwielbiałam tamten czas na Karaibach, kiedy Marco był taki radosny
i beztroski i nie liczyła się reszta świata, tylko my.
Dopiero na tych zdjęciach zaobserwowałam, że mama Marco
zupełnie się odprężyła. To miłe, że spodobały jej się nasze zdjęcia, choć
zapewne nie byłaby taka odprężona, kiedy by wiedziała, co się działo w
przerwach na zdjęcia.
Marco uśmiechnął się i położył odważnie swoją dłoń na moim
udzie, kiedy na ekranie telewizora pokazało się zdjęcie wodospadu, który..
Który bardzo polubiliśmy. Miałam nadzieję, że ustąpi mi odnośnie pracowania czy
robienia kursu fizjoterapii. Jeśli nie...
Będzie miał problem. Musiał zrozumieć, że nie zamierzałam leżeć i
pachnieć.
Blondyn korzystając z tego, że oboje rodziców było
zapatrzone w ekran, postanowił mnie trochę podrażnić wślizgując dłoń pod moją
sukienkę. Zacisnęłam usta uśmiechając się daleko, czując jego delikatne opuszki
palców na wnętrzu mojego uda. Wiedział, że to miejsce wyjątkowo na mnie
działało.. I bezczelnie to wykorzystywał przy swoich rodzicach. Nawet się na
mnie patrząc. Cały czas przełączał zdjęcia w swoim laptopie, który miał na
kolanach.
Akurat kiedy jego mama zaczęła się odwracać, w kuchni
rozdzwonił się mój telefon. Podskoczyłam jak oparzona zrzucając z siebie rękę
Marco, który uśmiechał się niczym lis.
Rzuciłam krótkie przepraszam i poszłam do kuchni. Dzwoniła
Ann.
-Hej kochana, jak tam,
ciche dni? Pomyślałam, że możemy wyjść po te buty…
-Mała zmiana planów. Jeśli będę coś wiedziała to ci napiszę.
–powiedziałam widząc jak Marco za mną się ogląda.
-Coś się stało?-zapytała
modelka z lekką obawą. Chyba powinnam była wracać do rodziców.
-No, dzięki za telefon. Papa. –powiedziałam rozłączając się.
Postanowiłam na szybko napisać sms do niej sms.
„Mam wlot teściów do
mieszkania i zaraz umrę ze stresu. Jak już pójdą i mnie nie zjedzą to
zadzwonię! xx.”
Cholera, wysłałam to do Marco. Złapałam się za głowę i
zaśmiałam pod nosem widząc, jak Marco odbiera wiadomość.
Napisałam jeszcze do niego szybko „pomyłka” i skopiowałam wiadomość, żeby wysłać już do
właściwej osoby.
Kiedy już miałam blokować telefon przyszła wiadomość od
Marco. Spojrzałam na niego ze śmiechem mówiąc bezgłośnie „Poważnie?!”
Otworzyłam wiadomość i uśmiechnęłam się zaczynając ją
czytać.
„Jak pójdą to nie
dzwoń do Ann, zakupy też są dobre, ale twój mąż też umie zredukować stres. xx.
PS. I to nawet lepiej.”
Jeśli myślał, że mnie wybije z rezonu, to wielce się mylił.
Chciał tak? Proszę bardzo.
„Mój mąż tak mnie
zredukował wczoraj…i dzisiaj, że z samego rana jeszcze to cudownie czułam… Już
mi przeszło i chyba zapomniałam jakie to uczucie… Kompletnie nie wiem jak to
sobie przypomnieć..:( ”
Usatysfakcjonowana wróciłam do rodziców Marco i jego samego,
który siedział na kanapie, jakby w ogóle nie zauważył mojego przybycia.
Położyłam dłoń na jego udzie delikatnie przesuwając nią po górze. Marco
pokręcił głową z westchnieniem i zamknął prezentację zdjęć. Odłożył laptop na
stolik kawowy i jednym ruchem podniósł mnie sadzając sobie na udach. Już
wiedziałam, gdzie go bolało. Najwyraźniej bardzo, ale to bardzo spodobał mu się
mój sms.
Mama Marco zaczęła się rozpływać nad tym, jak oboje
przepięknie wyglądaliśmy i że nie wyobrażała sobie Marco w tak przepięknym
garniturze. Zauważyła, że bardzo wyprzystojniał, z czym nie mogłam się nie
zgodzić.
Nie dając spokoju blondynowi, postanowiłam poprawić się na
jego nogach, bardziej go drażniąc.
Nachylił się do mojego ucha udając pocałunek, jednak cel był zupełnie
inny.
-Tak dalej, a będą kolejne rzeczy do prania. –szepnął prawie
niesłyszalnie.
-Rose, naprawdę wyglądałaś niesamowicie w tej sukience.
Zawsze byłam zwolenniczką tych długich sukien, ale ta… Była dla ciebie
stworzona.
-Bardzo pani dziękuję. To był ciężki wybór.
Kiedy pani Manuela zaczęła rozwodzić się nad tym, że już
nawet nie do końca pamiętała jak wyglądały jej przygotowania do ślubu uznałam,
że nastąpiła idealna okazja do odpowiedzi Marco.
-Będziesz przynajmniej wiedział, że trzeba wrzucić do kosza
na pranie. –zaśmiałam się pod nosem.
Byłam straszną
żoną. Ale chyba przez to się odrobinę zrelaksowałam. Było w tym jakieś wyjście.
Jaka moja była wielka ulga, kiedy pani Reus podziękowała nam
za gościnę i oznajmiła, że już pora się zbierać. Zaprosiła nas do siebie w najbliższym
czasie na obiad. Miałam nadzieję, że nie pozostawiłam sobie po sobie niesmaku i
złego wrażenia. Na pożegnanie pani Manuela przytuliła i ucałowała swojego syna.
Tata Marco również mocno go objął i poklepał po plecach. Ja ograniczyłam się do
podania ręki obojgu.
Wypuściłam głośno powietrze, kiedy drzwi się za nimi zamknęły.
-Moja, grzeczna dziewczynka. Jak kłamie. –zaśmiał się Marco
skradając się do mnie niczym kot. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. –Bo
wcale, ale to wcale z tej grzecznej dziewczynki tu nic nie ma. –oświadczył
zdejmując z moich włosów kilka wsuwek i gumkę podtrzymującą koczek. Te opadły
kaskadami na moje ramiona. Poczułam wielką ulgę, za długo związane włosy
wiecznie wywoływały ból głowy.
-Dziękuję, że mi pomogłeś. –powiedziałam uśmiechając się i
położyłam dłoń na jego policzku.
-Z ręką?
-Też. Bardziej mi chodzi o te smsy. Zrobiłeś to specjalnie,
żeby mnie rozluźnić, prawda?
-Gdyby nie wiadomość do Ann, nie stawiałbym, że się
stresujesz. Jesteś dobrą aktorką. Ale i tak strasznie niegrzeczną. –zaśmiał się
nie dając mi dojść do głosu namiętnie mnie pocałował. Pisnęłam, kiedy podniósł
mnie za uda i przeniósł na oparcie kanapy, na którym mnie usadził, podwijając
przy tym sukienkę. Zaśmiałam się cicho i przesunęłam dłonie z jego barków, przez
szyję na włosy. Delikatnie masowałam skórę głowy. Blondyn zaczął
wyznaczać małą dróżkę pocałunkami, od moich ust aż do zagłębienia szyi, w które
wessał się niczym wampir, jednocześnie dając mi tym przyjemne doznanie.
-Zostały ci rzeczy do posortowania. –szepnęłam. Chciałam być
konsekwentna, naprawdę chciałam, jednak w takich momentach jak ten, bardzo
szybko traciłam kontrolę nad własnym ciałem i umysłem. Po prostu oddawałam całą
siebie w jego ręce.
-Poczekają. Muszę coś najpierw przypomnieć mojej
zapominalskiej żonie.
-Wiesz, powiedziałabym „nie”. Powiedziałabym też, że muszę
być konsekwentna. I ty musisz ponieść karę, ale…
-Ale zbyt bardzo mnie.. –szepnął prosto w moje usta, a
ja z obawy na ostatnie słowo, które
mógłby wypowiedzieć, zaatakowałam jego usta w intensywnym pocałunku. Zbyt wiele mogło by namieszać. Delikatnie
przeniosłam dłonie na jego koszulę, którą zaczęłam zsuwać z jego ramion. Pod
nią założył jeszcze t-shirt, co oznaczało, że będziemy musieli choć na chwilę
przerwać nasze pocałunki. Kiedy miałam już zajmować się jego koszulką,
usłyszałam otwieranie drzwi wejściowych.
-Przepraszam ale ja tylko na chwilę.
Od razu się oderwałam odpychając od siebie Marco i
zeskoczyłam z kanapy przeczesując palcami potargane przez blondyna włosy.
Przygryzłam wargę niepewnie spoglądając na pana Thomasa.-Chciałbym porozmawiać z Rosalie. –wytłumaczył patrząc
troszkę rozbawiony na naszą skonsternowaną dwójkę.
-Ale tylko na chwilę. –odpowiedział mu Marco, zadzierając
głowę do góry i włożył dłonie do kieszeni udając zupełnie niewzruszonego.
-Idź ogarnąć te rzeczy do łazienki. –zwróciłam się do niego
z przepraszającym spojrzeniem. Nie zawsze można mieć wszystko, czego się chce.
–Jak wrócę to ma być porządek. –dodałam uśmiechając się i ścierając
niewidzialny kurz z mojej sukienki udałam się w stronę pana Thomasa.
Zależało mu, żeby porozmawiać na osobności, dlatego też
wyszliśmy na korytarz. Miałam nadzieję, że sąsiedzi Marco nie mieli w zwyczaju
podsłuchiwać prywatnych rozmów.
-Ja naprawdę tylko na chwilę, na dole czeka na mnie Manuela,
a ja zapomniałem kluczy i chciałem do toalety.
-To proszę! –powiedziałam od razu otwierając mu drzwi do
mieszkania. Dopiero spoglądając na niego zrozumiałam, że to był zwykły blef.
–Przepraszam. Trochę się stresuje i…
-Mną? Nie masz powodu, naprawdę. Ani moją żoną. –powiedział
serdecznie. –Chciałem ci tylko podziękować, że przy tobie mój syn odżył. Dawno,
naprawdę dawno nie widziałem go tak szczęśliwego i spokojnego. Zawsze było coś
w jego zachowaniu takiego.. Przytłaczającego. Jego siostry zauważyły same, że
już ze Scarlett stał się strasznie szorstki i oschły. Chociaż ani ja, ani
Manuela nie mieliśmy mu nic do zarzucenia, to wierzyłem Meli i Yvonne, gdyby
czegoś takiego obie nie zauważyły, to by mi o tym nie sygnalizowały.
-Jak poznałam Marco też taki nie był. Sam pan wie, przecież
był u państwa i wszystko wam powiedział.
-To prawda. Ale dzisiaj naprawdę zauważyłem to, co widziały
Yvonne i Melanie.
-Był oschły? Wydawało mi się, że wręcz..
-Zauważyłem, że był inny. Że bardzo się zmienił. To, jak
cały czas trzymał twoją rękę. Kiedy się poparzyłaś pobiegł w tak szybkim tempie
do kuchni, że nawet w swojej najlepszej w akcji w karierze tak nie biegał. –roześmiał
się serdecznie. –Wiem, że sam odradzałem Marco ten podziwaczony pomysł, ale
teraz wiem, że jeśli mówił, że ciebie potrzebuje, to powinienem był go
posłuchać i mu zaufać. Jak kiedyś będziesz mamą to zrozumiesz, że najważniejsze
w życiu to to, żeby widzieć swoje dzieci szczęśliwe.
-Domyślam się. Niech mi pan uwierzy, dla mnie Marco jest
bardzo ważny. Nie chodzi mi o jego pieniądze czy popularność. Zdaję sobie
sprawę, że ten układ jest strasznie dziwny i niezrozumiały.. Ale Marco stał się
dla mnie najlepszym przyjacielem. Jedyną mi bliską osobą, nie mam nikogo poza
nim. Uratował mnie, zaufał mi, dał mi coś, czego nawet nie jestem w stanie
ubrać w słowa i jestem mu za to wdzięczna.
-Cieszę się, że ma ciebie. Naprawdę. Cieszę się, że jesteś w
jego życiu i jak dla mnie, możecie przedłużyć to małżeństwo o jeszcze
kilkanaście lat. Jestem bardzo dumny z Marco. Wydoroślał i wie, co to znaczy
odpowiedzialność. Dziękuję Rosalie.
-Nie musi pan mi dziękować, ja nic nie zrobiłam.
-Myślę, że wręcz przeciwnie. Idę, bo Manuela się już
niecierpliwi, a Marco pewnie już skończył sortować rzeczy.
-Prasowanie długo zajmuje.
-Też prasuje?
-Nagrabił sobie, więc musi. –uśmiechnęłam się szczerze.
Naprawdę, pan Thomas był wspaniałą osobą.
-Potrzebna mu była taka kobieta jak ty. Jesteś strasznie
młodziutka ale bardzo dojrzała. O, moja winda. –powiedział widząc, że maszyna
zasygnalizowała cichym piknięciem przyjazd na nasze piętro.
-Dziękuję.
-To ja dziękuję. I powodzenia z nim.
-Przyda się. Do zobaczenia.
-Cześć, Rose.
Mężczyzna pomachał mi jeszcze zanim drzwi windy się
zamknęły. Powstrzymywałam ledwo wzruszenie. Cieszyłam się, że usłyszałam takie
słowa z ust tak ważnej dla Marco osoby. Jego własnego ojca. Kamień spadł mi z
serca.
Weszłam do mieszkania zamykając za sobą drzwi. Uśmiechnęłam
się na widok Marco, który niezdarnie prasował swoją koszulę. To było
rozbrajające.
-Najpierw kołnierzyk. Potem kark, mankiety, rękawy, plecy,
przód. Kołnierzyk po obu stronach.
-Wiem. –odpowiedział pewnie, nawet na mnie nie spoglądając.
Widziałam w nim wielką determinację.
-Zapewne. Więc ci nie przeszkadzam, zobaczę co na obiad.
Przeszłam do kuchni pozostawiając Marco na placu boju. Zaczęłam
obchód po szafkach i lodówce, żeby znaleźć jakąkolwiek wenę na obiad.
Skończyło się na tym, że wrzuciłam na parę warzywa i
pokroiłam pierś z kurczaka w kostkę. W międzyczasie też zawołał mnie mój mąż z
pytaniem „co było po mankietach”. Ale tak jak prosił, nie komentowałam jego
prasowania. Zawziął się, nawet nie próbował wrócić do tego, w czym przerwał nam
jego tata. To już było coś.
Do momentu, kiedy postawiłam gotowy obiad na kuchennej
wyspie Marco cały czas prasował. I wyprasował wszystko, resztę wrzucił do kosza
na pranie. Byłam dumna.
***
-Co właściwie chciał mój ojciec?-zapytał Marco gładząc
powoli moje ramię. Przełożyłam się na bok i podpierając głowę spojrzałam na
niego. Naciągnęłam przy okazji kołdrę na piersi, żeby jeszcze bardziej go nie
rozpraszać.
-Nic takiego. –powiedziałam uśmiechając się. Miałam
nadzieję, że nie zacznę się ślinić na jego widok. Miałam też nadzieję, że jest
już przyzwyczajony, że zawsze, kiedy jest półnagi, bądź też nagi, patrzę się na
niego jak na co najmniej wielki skarb Inków. I to tak bezczelnie, nie kryjąc się
ani nie mrugając okiem. Cóż miałam poradzić, że po prostu był przystojny?
-Trochę wam to zajęło. –został przy swoim i także przekręcił
się na bok, by być na równi ze mną. –To?
-Twój tata jest z ciebie dumny. Bardzo. I jest
szczęśliwy, bo twierdzi, że ożyłeś na nowo.
-Tak ci powiedział?-zapytał z nieukrywaną ciekawością.
-Tak. Zauważył twoją zmianę i jest pełen podziwu.
-Dlaczego nie powiedział mi tego?
-Może było mu łatwiej powiedzieć to mnie? Nie miej mu tego za złe, widziałam, że był
tym bardzo poruszony.
-Nie lubię, kiedy ktoś rozmawia o mnie za moimi plecami.
-Ale nie jesteś na mnie zły? –zapytałam przybliżając się do
niego i pogładziłam go po policzku.
-Nie. Muszę włożyć dużo wysiłku, żeby się na siebie gniewać.
-Rozumiem, że wolisz wkładać wysiłek w zdecydowanie co
innego.
-Nie tylko wkładać. –uśmiechnął się szeroko poruszając
brwiami.
Położyłam się na brzuchu i nakryłam poduszką głowę. I tak do
moich uszu dobiegł głośny śmiech Marco. Poczułam jak chwyta mnie w pasie i z
wielką lekkością przerzuca mnie na siebie. Położyłam brodę na dłoniach
splecionych na jego klatce piersiowej i spojrzałam prosto w jego radosne oczy.
-Co?
-Nic. Zabierzesz mnie ze sobą na następny trening?
-Rosie, coś ty wymyśliła? Możesz mi to w ogóle wyjaśnić?
-Chcę pracować. Chcę się uczyć, wykorzystać ten czas, kiedy
nie studiuję, żeby coś zrobić.
-Rose, jesteś moją żoną i nie musisz pracować. Zarabiam
wystarczająco dużo, a ty masz dostęp do konta, z którego w ogóle nie chcesz
korzystać.
-Korzystam. Nie poluję na zwierzęta ani nie zbieram na polu
warzyw, żebyś miał obiad. Kupuję to.
-A kiedy pójdziesz to sklepu i kupisz wszystko co tylko ci
się spodoba?
-Już tak zrobiliśmy na Karaibach.
-Dawno i nieprawda.
-To wiesz kiedy kupię? Kiedy zarobię.
-Proszę cię. –westchnął lekko zirytowany i lekko podciągnął
się tak, że opierał się o ramę łóżka. Ja znalazłam z boku łóżka swoją bieliznę
i ją założyłam, chcąc w spokoju przeprowadzić rozmowę z tym napaleńcem. –Jesteś
teraz moją żoną. Przez rok. Potem dostaniesz pieniądze na całe zadośćuczynienie
twojego braku studiów i wszystkich możliwych kursów świata.
-Marco posłuchaj mnie. Piłka to coś, co kochasz. Ja
myślałam, że tym jest prawo, jednak się pomyliłam. Chciałabym znaleźć właśnie
taką twoją piłkę w swoim życiu. I wiem, że możesz mi w tym pomóc. Nie potrafię
wysiedzieć tyle czasu w domu. Zobacz ile ciebie poza nim nie ma.
-Ale ja chcę, żebyś tu była. Mówiłem ci już setki razy, że
cię potrzebuję.
-Ale ja nie odchodzę! Jestem tu sama jak palec, nie zawsze
Ann ma czas, żeby się spotkać, z Lisą dawno nie rozmawiałam, poza tym ona ma
małe dziecko. Wiesz, że Ann też pracuje, nawet często wyjeżdża. A związek jej i
Mario na tym nie ucierpiał.
-Ale oni będą ze sobą całe życie. A nam zostało niecałe
jedenaście miesięcy. –trzymał przy swoim zakładając ręce na swojej klatce
piersiowej.
-Wiem, że to twój układ, że to twoje ultimatum, że mam być
albo twoją żoną, albo pieniądze, albo pierścionek. Wiem i uwierz, pamiętam. Ale
tamtego Marco już nie ma. Tak jak mówił twój tata. Zmieniłeś się i ja też to
widzę. Nie boję się ciebie. Jesteś najlepszym, co mnie spotkało w życiu.
Pojawiłeś się w idealnym momencie mojego życia, kiedy potrzebowałam kogoś, kto
mnie podtrzyma przy rzeczywistości po śmierci Leo. Ty zrobiłeś to wybitnie
dobrze. Zamiast pić i staczać się na dno, zajmowałam się tym, co ja mam z tobą
zrobić. Jak cię rozgryźć. I nie jestem teraz w tym miejscu dlatego, że dałeś mi
ultimatum. Nie odliczam w tajnym kalendarzu, kiedy ten rok minie. Ja jestem
szczęśliwa. Uwielbiam ten czas z tobą i nigdy w życiu go nie zapomnę.
Spojrzałam na Marco zastanawiając się, czy nie uśpiłam go
swoim monologiem i czy zaczyna rozumieć, o co mi chodziło. Cały czas uważnie
mnie obserwował. Myślałam, że jakoś to skomentuje, jednak tylko złapał mnie za
rękę.
-I rozgryzłaś mnie?-zapytał po chwili siedzenia w milczeniu.
-Tak.-powiedziałam pewnie. –Jesteś dobrym, wrażliwym
człowiekiem o wielkim sercu. Nie stałeś się nim teraz, byłeś nim zawsze. Kiedy
nie nawrzeszczałeś na mnie, że poplamiłam ci moim hot-dogiem twój ślubny
garnitur, chociaż byłeś zły. Kiedy dałeś mi obiad przygotowany przez twoją
mamę. Kiedy pozwoliłeś mi zostać, odpuściłeś przesłuchanie, kiedy byłam
kompletnie załamana. Nie znałeś mnie, ale zaufałeś. Aż w końcu kiedy otworzyłeś
się przede mną i pozwoliłeś mi wejść do twojego życia.
Milczał. Spuścił spojrzenie na nasze splecione ręce. Na jego
policzkach pokazały się ledwo zauważalne rumieńce. Moje serce zaczęło
przyspieszać pulsu. Nie miałam szans, żeby się w nim nie zakochać.
-Dbasz o mnie. Chcesz, żeby mi było jak najlepiej. W każdym
aspekcie. Nawet podczas seksu sprawiasz, że czuję się jak bogini. Czuję się
wtedy nieziemsko, ty mnie doprowadzasz do tego uczucia. I dziękuję ci za to. I
za to, że nie kazałeś mi odejść, kiedy pocałowałam Nilsa. Wybaczyłeś mi coś
naprawdę okropnego. Masz niesamowicie dobre serce. Wiem, że chcesz, żebym była
zawsze dla ciebie. I zawsze, ale to zawsze będę. Nawet jak się rozstaniemy.
Niezależnie jak potoczą się nasze drogi, będę dla ciebie o każdej porze dnia i
nocy jako przyjaciółka. Po roku nie będzie końca. Będzie początek wspaniałej
przyjaźni. A teraz nie możesz mnie zamykać w złotej klatce. Chciałabym, żebyś
dalej pomagał mi rozwijać skrzydła. Tak jak pokazujesz mi, jaka piękna jestem,
tak jak na mnie patrzysz, tak, kiedy mnie całujesz, jak opiekujesz się mną,
kiedy dotykasz moje nagie ciało jakbyś dotykał największego skarbu. Tak pozwól
mi rozwinąć skrzydła w życiu. Wiem, że to potrafisz. Bez twojego wsparcia nie
dam rady, Marco. Obiecuję, że jeśli będę za długo poza domem i ty to odczujesz
i powiesz, że jest nie tak, to zrobię wszystko, żeby było jak dotychczas.
Porozmawiam z szefem, poszukam innych praktyk. Nie pozwolę, żeby coś się zmieniło
między nami. Bo to jest dla mnie na najwyższym miejscu.
/Marco/
Patrząc na Rose przypomniał mi się Pierwszy List do
Koryntian. Odczytywany był na obu ślubach moich sióstr, był tak popularny,
wszyscy na nim płakali. Poza mną, bo nigdy go nie zrozumiałem. Na tych ślubach
byłem jeszcze z Caroline, która zawsze na nim płakała, a potem nieporadnie
szukała chusteczek z rozmazanym tuszem do rzęs. Jakiś czas temu sama wzięła
ślub, na który mnie zaprosiła. Nie przyszedłem ze Scarlett. Byłoby to dość
dziwne, że przychodzę na ceremonię ślubną mojej byłej dziewczyny, niedoszłej
narzeczonej, ze swoją obecną narzeczoną. A może to właśnie było normalne tylko
ja tego jeszcze nie rozumiałem? A może nie chciałem znów słuchać tego Listu i
widzieć jak tym razem Scarlett by płakała. Miałem tego najwyraźniej dosyć.
Pamiętam jeszcze, jak chciało mi się wywrócić oczami, kiedy nawet na własnym
ślubie płakała, słysząc już to ęty raz. Jej narzeczony się wtedy uśmiechnął i
starł łzę z jej policzka. Zacząłem się zastanawiać, czemu sam tego nigdy nie
zrobiłem.
Dlaczego więc myślałem o Pierwszym Liście do Koryntian,
kiedy siedziała przede mną Rose w seksownej bieliźnie i mówiła jak bardzo
jestem dla niej ważny? Bo nikt mi jeszcze czegoś takiego nie mówił. Ani
Scarlett, ani Caroline, ani Monica, moja pierwsza dziewczyna za młodcych lat tym bardziej. Bo czułem, że jeszcze nikt w
życiu nie był ze mną tak szczery. Wiedziałem, że nadal jest coś, czego się boi
Rose, co dopiero boi mi się wyznać. Ale byłem gotowy poczekać, ile tylko będzie
trzeba. Rose była dla mnie kimś wyjątkowym. Przy niej czułem się po prostu
dobrze. To było coś tak zwykłego, a jednocześnie niesamowitego, że sam nie
byłem w stanie tego pojąć. Z jednej strony czułem, że za bardzo się otworzyłem,
że może Rose coś sobie wyolbrzymia. Z drugiej obiecałem jej bycie szczerym,
chciałem być z nią szczery. Była moją żoną. I nie oznaczało to tylko podziału obowiązków
domowych, nieziemskiego seksu i wspólnych wieczorów przy dobrym filmie. To było
coś więcej, coś co działo się wewnątrz. Czego w ogóle nie przewidziałem. I
właśnie to mi nie pozwoliło na to, żeby pozwolić Rose odejść. To sprawiło, że
zacząłem płakać widząc ją na mojej wycieraczce, zdejmującą obrączkę w
mieszkaniu. Na początku ona była dla mnie jak ktoś obcy, kogo minę raz czy
drugi na ulicy. Pomijając to, że od początku mi się spodobała, Rose była
szalenie piękna i seksowna. Czasami bawiła mnie jej niepewność siebie i zawstydzenie,
kiedy cokolwiek jej komplementowałem. Z pewnością należała do tych bardziej
uroczych istot.
„Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma”
Chyba ten cytat najbardziej mi zapadł w pamięć, mimo, że
większość zna głównie sam początek Listu.
Powtórzyłem go sobie w głowie kilka razy i zacząłem
rozumieć. Za wszystkim kryła się Ona.
Kiedy zraniłem ją tyle razy, reagowałem krzykiem,
sprawiałem, że mnie się bała, że nie zasługiwałem na wybaczenie. Wierzyła mi
zawsze, kiedy mówiłem jej, że ją potrzebuję, że żałuję, że jest dla mnie ważna.
Miała nadzieję, że zobaczę z nią inną stronę życia, że pokażę jej się
prawdziwy, taki, jakim byłem. Miała nieskończoną wytrwałość. Kiedy byłem
irytujący, głupi, zły, agresywny. Kiedy ją skrzywdziłem. Ona wytrzymała to
wszystko. I była ze mną, w naszym mieszkaniu. Po jak zwykle cholernie dobrym
seksie. I mówiła prosto i szczerze, że jestem dla niej kimś bardzo ważnym.
Pokazywała mi jak wiele dla niej zrobiłem, z czego tak naprawdę nie zdawałem
sobie sprawy.
-Marco.. –powiedziała przywracając mnie do świata żywych.
Zamrugałem oczami i spojrzałem na ją zmartwioną twarz. Późnej spojrzałem na
nasze splecione ręce. Powoli jeździła kciukiem po powierzchni mojej ręki.
–Marco, powiedz coś…
Chciałem, żeby została. Żeby po treningu zawsze tu była i na
mnie czekała. Ale miała rację, że nie mogłem trzymać tu jej jak w klatce.
Chciałem, żeby była szczęśliwa.
-Chodź tu, skarbie. –powiedziałem, przyciągając ją do siebie
i objąłem mocno, kiedy blondynka mocno się we mnie wtuliła. Zaciągnąłem się
słodkim zapachem jej włosów. Cieszyłem się, że była tu ze mną. Nie chciałem,
żeby ten rok się kończył. Pewnie mówiąc o przyjaźni nie miała na myśli takiej z
profitami. Uwielbiałem mieć ją w łóżku. Z żadną kobietą nie było mi tak dobrze.
A ubiegła noc? W życiu bym nie przypuszczał, że będę zdolny do czegoś takiego.
Przy niej chyba nie miałem granic. Oczywiście w tym pozytywnym sensie. A nawet
bardzo pozytywnym. Była wspaniała. I pewnie gdybym jej to znów powiedział,
zaczerwieniłaby się jak uczennica, a potem i tak by się na mnie rzuciła
przewracając na łózko, niczym tygrysica. Była wspaniała. Już na samą myśl, że
tyle osób będzie ją widzieć na balu w tej czerwonej sukience przyprawiała mnie
o niemałą złość. Chciałem sobie zachować ten widok tylko dla siebie. Ale bym
zrobił dokładnie to samo co z pracą Rose. Choćbym chciał ją zatrzymać tu, nie
mogłem robić nic na siłę. Była ambitna i cieszyłem się, że po rzuceniu studiów
nie chce się poddawać. Uwielbiałem ją za to. Na każdym kroku mnie zadziwiała i
dawała mi powody do szczęścia i dumy.
-To jak będzie?-zapytała cicho delikatnie całując mnie w
bark.
-Dwa dni po balu mam kolejny indywidualny trening, będzie
też ekipa fizjoterapeutów, przedstawię cię komu będzie trzeba, reszta będzie
należała do ciebie.
Rosalie zapiszczała niczym mała dziewczynka i aż podskoczyła
na moich nogach. Przytuliła mnie jeszcze mocniej i zaczęła delikatnie mnie
całować.
-Dziękuję, dziękuję, dziękuję.
Za każdym „dziękuję” pocałunek był znaczne dłuższy. I wyszło
jak zwykle. Rose będzie musiała pisać do Ann sms, że przeprasza za spóźnienie
na spotkanie, a ja do chłopaków, że mają zacząć Fifę beze mnie. Małżeńskie
obowiązki były znacznie ważniejsze.
~~~
Dzień dobry!;)
Też wam ten czas tak szybko leci? Już końcówka października, zaraz moje urodziny i to 18🙊, święta, nowy rok, matura.. Doba powinna mieć 48 godzin.
Dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem! 💗 Czekam na wasze opinie co do dzisiejszego, bo choć rodzice Marco nie są już tak wielką zagadką to jeszcze coś tu się niedługo namiesza. Mam trochę pomysłów, jednak z czasem do przelania ich jest już gorzej..Czekam na przerwę świąteczną, będę siedzieć i pisać.. (na zmianę z czytaniem streszczeń lektur, klasa maturalna to jakaś abstrakcja..)
Zapraszam do obserwowania jeśli chcecie być na bieżąco i do komentowania (można anonimowo!:) )
Miłej soboty i do następnego!
Buziaki! xx