-Chyba się budzi…
Dobrze znany mi głos. Do kogo należał? Kojarzył mi się z
ciepłem i słońcem. Delikatny uśmiech wkradł się na moje usta. Chciałam
przełknąć ślinę, ale miałam zupełną suszę w gardle. Moje powieki były strasznie
ciężkie, potrzebowałam jeszcze momentu, żeby z nimi powalczyć i je otworzyć. A
potem był drugi głos. Tu moje serce już znacznie przyspieszyło swoje bicie. Aż
mnie rozbolała głowa. Wypowiedział moje imię. Powoli i szeptem. Coś mnie
połaskotało po nosie, jednak za chwilę przestało. Chyba to były moje włosy.
Czułam się podle. Najgorsze, że nie miałam pojęcia gdzie byłam i co się stało.
Poszłam z Mario i Ann do klubu… A, i jeszcze był Nils. Co się tam stało…
-Rosie. Skarbie, słyszysz mnie?
Znów ten cudowny głos. Dla niego postarałam się ze
wszystkich sił otworzyć oczy. Zajęło mi to trochę, jednak zaraz potem musiałam
je zamknąć. Oślepił mnie blask lampy zapalonej tuż nade mną.
-Zgaście to, Ann zapal może jakąś świeczkę, żeby nie było aż
tak ciemno. –polecił mój ukochany głos. Czekałam aż usłyszę pstryknięcie. Gdzie
ja byłam? I co się ze mną stało… Czemu moje gardło musiało być takie suche,
powieki ciężkie, a ciało jakby miało zaraz skamienieć.
Klik.
Chyba znów mogłam otworzyć oczy.
I zobaczyłam moją ukochaną buźkę. Męski, dwudniowy zarost,
który zawsze przyjemnie drażnił moją szyję..ale też całe ciało, kiedy akurat
się nie przytulaliśmy. Piękne oczy, w które mogłam się wpatrywać godzinami.
Były najpiękniejszymi szarymi oczami jakie znałam. To nie był sam szary. Tam
był i błękit, złoto i zieleń. I to wszystko razem tak pięknie istniało. Duży,
zabawny nos. Ale i tak był moim ukochanym nosem. Lubiłam, kiedy jego czubek
jeździł delikatnie po moich policzkach. Wąskie usta. Tak seksownie wyglądające,
kiedy ich kąciki się podnosiły. Wąskie wargi, od których dotyku byłam
uzależniona. Potrafiły doprowadzić mnie do szału, namiętności, ukojenia,
spokoju, pocieszenia.
-Rosie?-powiedziała niepewnie Ann, stając tuż przede mną. –W
porządku?
Chciałam coś powiedzieć, jednak moje gardło było niczym jak pustynia.
Susza i piach.
-Wody..-szepnęłam cicho, jednak tyle wystarczyło, żeby moja
przyjaciółka pobiegła w swoich różowych kapciach w króliczki do kuchni i nalała
mi po brzegi szklanki wody. Marco usiadł tuż obok i łapiąc mnie w talii
podciągnął z pozycji leżącej do siedzącej, lekko układając moje ciało na swoim.
Byłam trochę jak zwłoki… Mój stan był przerażający.
Modelka podała mi wielką szklankę, Marco mi ją podtrzymał i
pomógł mi upić kilka zbawiennych łyków.
-Kochanie, pójdź się położyć. Zaraz do ciebie przyjdę.
–polecił Mario i pocałował szybko swoją ukochaną. Ann pokiwała głową ze
zrozumieniem. Nim odeszła podeszła do mnie i pogłaskała opiekuńczo w ramię.
-Co… Co się stało?-szepnęłam, nie chcąc wysilać
niepotrzebnie mojego głosu.
-Nie pamiętasz?
-Marco, gdybym pamiętała to bym nie pytała! –zdenerwowałam
się, jednak, kiedy poczułam się gorzej, ochota na kłótnie minęła i położyłam
głowę z powrotem na ramię blondyna.
-Nie znienawidź mnie za to co zrobię…-zaczął Mario
podchodząc bliżej mnie z telefonem. –Ale muszę coś ważnego sprawdzić.
Kiwnęłam twierdząco głową. Byłam wykończona.
Mario zaświecił latarkę, ale widząc moje skrzywienie na
twarzy ograniczył się do maksymalnego rozjaśnienia wyświetlacza. Zaświecił nim
prosto w moje oczy. Starałam się ich nie mrużyć, choć w końcu przegrałam walkę
z samą sobą.
-GHB. Ma jeszcze powiększone źrenice. –westchnął wystawiając
mi diagnozę niczym doktor House. Marco za to siarczyście zaklął, nie siląc się
na ściszenie głosu. Od razu poczułam, jak jego ciało się całe spina.
Próbowałam znaleźć jego dłoń i ją złapać, jednak on ją
szybko odsunął. Co się do cholery działo przez ten czas. Co się stało w klubie.
I gdzie był Nils? Która była godzina? Dlaczego mój mąż był na mnie zły.. Co ja
narobiłam…
Spod moich powiek zaczęły płynąć łzy. To już był drugi raz,
kiedy nie miałam nad sobą żadnego panowania. Kiedy coś się stało, a ja miałam
jedną wielką dziurę w głowie. I chciało mi się jedynie płakać. Może i pierwszy
przypadek różnił się od sytuacji w której się znajdowałam obecnie.. Wtedy to
sama wyparłam z myśli tamto zdarzenie przez szok, w którym byłam. Teraz? Nie
miałam pojęcia.
-Ej, mała. –westchnął Mario i siadając koło mnie, wyszarpnął
mnie od Marco i mocno przytulił. Zaczęłam szlochać nie martwiąc się nawet, że
zamoczę mu koszulkę. Poczułam, że Marco wstaje z kanapy i gdzieś odchodzi. Mój
płacz jeszcze się nasilił. Objęłam mocno Mario rękoma, ściskając go za szyję,
nie martwiąc się nawet czy go duszę czy nie. Co ja zrobiłam? Czy byłam znów w
takim szoku, że nie pamiętałam kilku ostatnich godzin mojej marnej egzystencji?
-Mario..-jęknęłam ciągnąc nosem, nie oderwałam się od niego
ani na chwilkę.
-Jesteś bezpieczna. Nic ci się nie stało. Nic się nie stało…
-Czy ja coś zrobiłam?
-Nie, to ktoś cię chciał skrzywdzić..
-Mój Boże.. –szepnęłam. Jak to skrzywdzić? Zabić?
-Po prostu jej powiedz, jeszcze bardziej ją straszysz!
–wybuchł Marco. Był mocno wkurzony. Tak jak w noc przed moimi urodzinami. Ale
tu był Mario. Byłam bezpieczna.
-Sam ją straszysz drąc mordę na cały blok.-warknął pod nosem
brunet i zaczął mnie uspokajająco głaskać po włosach i plecach.
-Świetnie. No to, ktoś ci dosypał do drinka tabletkę gwałtu,
przez co nie pamiętasz ostatnich kilku godzin. Wypiłaś całego drinka, z
podwójną porcję alkoholu i zaczęłaś się…
-I wystarczy! –przerwał mu poddenerwowany Mario.
-Jasne. –odburknął Marco i poszedł najprawdopodobniej do
kuchni.
-Mario.. Co tam się stało?
-Nic. Nic się nie stało, ale gdyby nie Nils, gdybyś tam była
sama..
-Dobra, trzeba wezwać policję! Tak nie może być. –wrócił
Marco. Żadnej policji.
-Nie, nie zgadzam się na policję. Jest już w
porządku!-oderwałam się od Mario ocierając łzy z policzków i brody.
-Rose, trzeba pójść na policję. Jak nie teraz to rano.
-Nie. Żadnej policji, rozumiecie? Nigdzie nie pójdę.
Nigdzie. Nic się nie stało.
-Jak się nic nie kurwa stało! –znów zaczął podniesionym
głosem blondyn. –Ktoś ci dosypał do drinka prochy. Ktoś naćpał moją żonę i to w
takiej mocnej miksturze z alkoholem! Mogłaś się zatruć! Trafić do szpitala!
Ktoś mógł cię nawet zgwałcić! Porwać, zrobić ci krzywdę! Nie widziałaś w tym
nic podejrzanego?!
-Nic. Nie. Pamiętam. Do. Cholery. –szepnęłam zaciskając
zęby. Nie znosiłam Marco w takim wydaniu.
-Przestań na nią krzyczeć! Jeśli masz się kogo czepiać, to
się czepiaj samego siebie. Tu cię boli! Że nie było cię przy niej!
-Dobra, wychodzę, rano pojedziemy wszyscy na policję.
–powiedział i poszedł zabrać ze stołka barowego w kuchni swoją bluzę.
Momentalnie zerwałam się do biegu, o mało nie wpadając na
Marco. Mario wstał z kanapy mówiąc cicho, że idzie sprawdzić co u Ann. Pewnie
chciał nam dać chwilę czasu. Upewniłam się, że odszedł wystarczająco daleko i
znów zwróciłam spojrzenie na blondyna.
-Marco, błagam, Nie idźmy na policję. Jeśli mnie chociaż
odrobinę lubisz. Jeśli mam dla ciebie jakiekolwiek, najmniejsze znaczenie, to
błagam. Błagam nie rób tego.-powiedziałam patrząc mu w oczy i ignorując
napływające nowe łzy.
-Ktoś cię mógł skrzywdzić…-westchnął ciężko. Złość cały czas
w nim buzowała. I to jak szalona.
-Ale nie skrzywdził. –nie pozwoliłam mu dość do słowa.
–Wiem, że mam inne nazwisko ale mnie i tak mogą znaleźć, sprawdzić. Ja nie mogę
wrócić do mojej rodziny, rozumiesz? Nie mogę ich spotkać. To by mnie złamało.
Zniszczyło. Nie mogę, błagam, Marco… -prosiłam go szeptem. Bałam się nawet go
dotknąć. Spuściłam głowę i płakałam jak małe, skrzywdzone dziecko.
-Czego się boisz? Co się stało wtedy, że się tak boisz?
-Boję się samej siebie, Marco. Jestem sama dla siebie
wrogiem, rozumiesz?
-Nie rozumiem, Rose. Powinnaś siebie kochać. Jesteś taka
cudowna… Jak możesz tak mówić..
-Nie rozgrzebujmy tego..
-Nie chcę, żebyś się bała. Powiedz mi, zaufaj mi. Nie będę
cię osądzał, nie zmienię o tobie zdania. Postaram się wszystko zrozumieć, sprawić,
żeby było lepiej..
-Marco, nigdy nie będzie lepiej.
Zaczął się histeryczny płacz. Przypomniała mi się tamta noc.
Krzyk, płacz, syreny pogotowia, policji… Potem ból. Złość. I znów ból. Ten
zadawany ból. Nie chciałam sobie tego przypominać, ale to się stało.
-Wiem, że dałem ciała. Wiem, że jestem najgorszym mężem,
zawalam w każdym aspekcie ale proszę, Rose…
-Skrzywdziłam kogoś. Dawno ale bardzo. Nienawidzę siebie za
to. A jednocześnie bardziej za to, że kiedyś tego nie czułam…Nie umiem o tym
mówić.
-Możesz mieć przez to teraz problemy? Mam ci załatwić jakiś
prawników? Cokolwiek?-zapytał próbując się uspokoić i zrobić wszystko, bym mu
zaufała. Nawet nie wiedział, jak bardzo mu ufałam. Bardziej od Marco ufałam
jedynie mojej Mamie. Ale nie mogłam mu powiedzieć. Za bardzo mi na nim
zależało.
-Nie, mówiłam ci na początku. Nikt mnie nie ściga. Ale jeśli
ktoś zgłosił moje zaginięcie wtedy.. Łatwo jest sprawdzić panieńskie nazwisko..
-Tu nikt cię nie zna, Rose.
-Mój ojciec z macochą mają znajomych w policji. Jakby tylko
chcieli.. Poza tym. Ludzie mnie poznają, bal w Berlinie.. Wszystko się wywróci
do góry nogami.
-Czyli pójdziesz ze mną?
-Tak. –uśmiechnęłam się słabo. Znów miałam twarz całą we
łzach. –Nawet jak się dowiedzą… Będziesz przy mnie, prawda?
-Zawsze, Rose. Jesteś przy mnie bezpieczna. Nie pozwolę,
żeby ktokolwiek cię skrzywdził. Nigdy więcej.
To ty mnie skrzywdzisz, Marco. Najbardziej na świecie, i to
już za niecały rok. Chciałam zostać dłużej ale.. Każde powinno potem zacząć żyć
własnym życiem.
-Potrzebuję cię.
-Wiem, dlatego noszą tą obrączkę, która daje ci pewność, że
jestem cały twój.
-Nie powiedziałam ci o tej sytuacji, a ty nawet nie jesteś
na mnie zły..
-Jeśli ma cię to boleć, nie rób tego. Jeśli kiedyś będziesz
chciała..
-Będziesz pierwszą osobą, do której pójdę.
-Nawet jak już nasze drogi się rozejdą.. Zawsze będę dla
ciebie, Rose. O każdej porze dnia i nocy.
-Dziękuję, to wiele dla mnie znaczy. –powiedziałam skinając
głową i stanęłam na palcach, żeby złożyć pocałunek na jego policzku. Wróciłam do salonu po moją szklankę z wodą.
Mimo wszystkich emocji i tak byłam wciąż wykończona. Chciało mi się bardzo
spać. Kanapa była jeszcze nie rozłożona, musiałam poprosić Marco, żeby rozłożył
nam spanie. Na takim małym byśmy się nie pomieścili.
-W porządku?-zapytał zjawiając się Mario. Kiwnęłam
przytakująco głową i rozsiadłam się na kanapie. Marco dołączył do nas… Zakładał
bluzę. Chyba nie miał zamiaru wychodzić. –Powiedziałeś jej o tym co się…-zaczął
niepewnie zerkając na mnie brunet. Coś chcieli mi powiedzieć?
-Nie. Nic się nie stało i niech tak zostanie. –powiedział
mój mąż bawiąc się rękawem swojego polara. –Rose prosiła, żebyśmy nie szli na
policję. Możemy albo wysłać anonimowy list, żeby sprawdzili barmanów, czy
czegoś nie dosypują, albo po prostu tam więcej nie przychodzić i tyle.
–powiedział kończąc spoglądając na mnie. Powiedziałam mu bezgłośne „dziękuję”.
Poczułam na sercu ogromną ulgę.
-Dobra. Idziesz się przejść? O czwartej nad ranem?
-Wracam do domu. To za dużo dla mnie. Nie radzę sobie z tym
jeszcze tak jak powinienem. –powiedział ignorując moje ciekawskie spojrzenie,
za to razem z Mario spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Chcieli dla mnie jak
najlepiej, ale zabawa w tajemnice.. Boże.. Sama w to się bawiłam…
-Marco, możesz zostać?-zapytałam niepewnie. Nie wiedziałam,
czy to nie zbyt wiele…
-Lepiej, żebym poszedł. Muszę pobyć sam…
-Dobra, wy tu ustalajcie, ja idę spać. Marco, rozłóż Rosalie
łózko, kiedy będziesz wychodził. Nie przemęczajmy jej.
-W porządku. Dzięki, Mario. I przepraszam za tamto.
–powiedział ciężko i podszedł do bruneta, żeby zaraz potem mocno go przytulić.
Uwielbiałam ich przyjaźń.
-Dobranoc! –powiedział młodszy piłkarz i ruszył do
korytarza, by skręcić do swojej sypialni.
Kiedy drzwi się już za nim zamknęły, zaczęłam przekonywanie
Marco do tego, żeby został. Tak bardzo potrzebowałam, żeby został.
-Wiem, że może proszę o zbyt wiele… Zostań, Marco. Nie zasnę
bez ciebie. Bez wiedzy, że między nami wszystko w porządku.
-Nie wiem… Ja.. Chyba zawsze kiedy potrzebuję coś przemyśleć,
przetrawić potrzebuję samotności. Pamiętasz? Jak na tej górce. –powiedział
podchodząc do mnie i uśmiechnął się delikatnie. Ukucnął naprzeciwko mnie i
położył dłonie na moich udach.
-Nie jesteś sam. Masz żonę. Jestem tu dla ciebie. Bądź ze
mną.. Potrzebuję Nas.
-Jeśli masz na myśli seks to oczywiście, że nawet o tym nie
myśl.
-Nie miałam tego na myśli, jednak jeśli tego właśnie
potrzebujesz..
-Nie, nie w stanie, w którym jesteś.
-Dałabym radę..
-Nie. –przerwał mi i podniósł się, by ucałować mnie
delikatnie w usta. Obserwowałam jego ruchy, nie wiedziałam co zrobi. Nie
chciałam, żeby odchodził.
On zdjął bluzę, potem bluzkę, poluźnił pasek od spodni,
które potem i tak zdjął, razem z butami. Pomógł mi wstać z kanapy, żeby móc ją
bardziej rozłożyć. Czując, że trochę bardzo wirowało mi w głowie, oparłam się
pośladkami o fotel. Nie wiedziałam, czy zawroty głowy wywołane były
narkotykiem, czy może jednak widokiem mojego, prawie zupełnie nagiego męża. Miał
tak idealne ciało.
Sama zaczęłam zdejmować bluzkę i spodenki ze spaceru.
Zostałam w samej bieliźnie i nie miałam zamiaru zakładać piżamy. Ciało przy
ciele. To było najbardziej kojące uczucie.
Marco rozłożył dla nas kołdrę i poduszkę. Musieliśmy
podzielić się jedną, jednak raczej to nie stanowiło problemu. Zwykle spaliśmy
razem, objęci, zajmując jedną trzecią łóżka.
-Chodź. –uśmiechnął się słabo, wchodząc na łózko. Wyciągnął
do mnie dłoń. Jego piękne ciało oświetlało delikatne światło świecy. Naprawdę,
gdybym była w trochę lepszym stanie fizyczno-psychicznym…
-Dziękuję. –powiedziałam ujmując jego wyciągniętą dłoń i
dołączyłam do niego. Przykrył nas wysoko kołdrą, wystawały jedynie nasze głowy.
-Za co, kochanie?-zaśmiał się pod nosem i poprawił na
kawałku naszej wspólnej poduszki.
-Że zostałeś. Dziękuję. –powiedziałam i pocałowałam go na
dobranoc.
-Jesteśmy razem. Na dobre i złe przez rok, więc wygląda na
to, że „złe” też przetrwamy razem.
-Jestem tego pewna.-uśmiechnęłam się próbując znaleźć sobie
pozycję.
-Co ty robisz?-zapytał Marco głosem tak cichym i
zachrypniętym jakby zaraz miał zapaść w głęboki, niedźwiedzi sen.
-Zdejmuję stanik. –odpowiedziałam z największą
oczywistością.
-To sen?-zapytał otwierając bardziej oczy.
-Nie. Lubię dotyk naszych ciał.. I nie lubię gniotących
staników.
-Chodź tu.-uśmiechnął się i wyciągnął do mnie ręce, żebym
mogła jak zawsze przytulić się do niego niczym małpka. –Ale zakładasz go zanim
ktokolwiek tu wejdzie. Eh, nici ze spokojnego snu. Będę musiał pilnować moją
naćpaną żonę-ekshibicjonistkę.
-Zawsze mogło być gorzej. –zaśmiałam się pod nosem i
wtuliłam głowę w zagłębienie jego szyi. Takim sposobem poduszka nie była już
potrzebna.
Zawsze chciałam, żeby to on się do mnie przytulił. Nie
wiedziałam, czy to dla niego wystarczająco męskie..ale tak zawsze chciałam.
Jednak to on zawsze czekał z tym na mnie.
-Wiesz, że niedawno, kilka dni temu mieliśmy miesięcznicę?
Nie uczciliśmy tego należycie.
-Jeszcze to odbijemy. Umyj dobrze samochód. –zaśmiałam się,
a jeszcze bardziej, kiedy usłyszałam jego mruknięcie „nie zaczynaj”.
-Dobranoc, skarbie.
-Dobranoc, skarbie.-opowiedziałam uśmiechając się, a kilka
chwil później, bez żadnych zmartwień, negatywnych emocji z wczorajszego dnia,
zasnęłam spokojnym snem.
***
Obudziłam się wcześniej niż sama przypuszczałam. Myślałam,
że zasypiając po czwartej nad ranem będę spała przynajmniej do południa.
Tymczasem była zaledwie dziewiąta. W kuchni słyszałam przyciszone głosy.
Niestety żaden z nich nie należał do Marco. Nie leżał też przy mnie.. Miałam
nadzieję, że został… Co dziwne, miałam też założoną górną część bielizny.
Założył mi ją? Czasami naprawdę mnie zaskakiwał. Nie chcąc jednak wychodzić z
łóżka w samej bieliźnie postanowiłam nałożyć moje ubrania z wczorajszego dnia.
W kuchni zastałam Nilsa i Ann jedzących śniadanie. Modelka
od razu wstała z miejsca, by podejść do mnie i mocno przytulić.
-Jak się czujesz?
-Lepiej. Jestem strasznie głodna.
-Masz śniadanie na patelni, jeszcze ciepłe. Nałożysz sobie?
-Pewnie. Mario jeszcze śpi?
-Trening. –powiedziała nakładając sobie na widelec
jajecznicę.
-Marco?
-Wyszedł zanim się obudziłam.
Atmosfera stała się trochę napięta. Usiadłam koło Ann,
naprzeciw Nilsa, który od mojego wejścia do kuchni zamilkł. Miałam nieodparte
wrażenie, że miało to związek ze wczorajszym wieczorem.
Zjadłam w ciszy nie pytając o nic więcej. Ann coś mówiła co
chwila do Mase, która zaciekawiona, a właściwie głodna przyszła do stołu i
zaczęła wskakiwać przednimi łapami na nasze nogi.
Nils jako pierwszy skończył dziękując za posiłek i odszedł
od stołu. Żeby się dowiedzieć co się stało coś mi mówiło, że to właśnie z nim
musiałam porozmawiać.
Kiedy akurat zaczynałam go szukać, od razu spostrzegłam go
opierającego się o barierkę balkonu. Wzięłam głęboki oddech i tam też się
skierowałam.
-Hej, możemy porozmawiać? Proszę, tylko mnie nie zbywaj.
Odwrócił się wzdychając ciężko.
-Mów.
-Trochę zaczynam sobie przypominać, ale film zupełnie urwał
mi się, kiedy wypiłam tego cholernego drinka. Wiem, że coś się wtedy stało,
tylko nikt nie chce mi powiedzieć. Nils, proszę…
-Ech… Będę tego żałował. Po prostu przez tą mieszankę
musiało ci trochę zaszkodzić. Poszliśmy zatańczyć, ty uwiesiłaś się trochę na
mnie i zaczęłaś się dziwnie zachowywać.
-Dziwnie? To znaczy?
-Na początku gadałaś jakieś głupoty, tak strasznie
niewyraźnie, że nie rozumiałem wszystkiego. Co chwila się śmiałaś. Myślałem, że
masz taką słabą głowę, nie podejrzewałem, że ktoś mógł czegoś dosypać. Nigdy
się z czymś takim nie spotkałem.
-A potem? Co się stało?
-Przyszedł Marco.
-I poszliśmy do domu?-zapytałam opierając się plecami o
poręcz balustrady.
-Nie do końca..-podrapał się po szyi myśląc chwilę.
-To znaczy?
-Zaczęłaś tańczyć trochę bardziej wyzywająco… I mnie
pocałowałaś i to dość... intensywnie.
Woah! Tego się nie spodziewałam. Boże… I Marco to widział?
Już nie dziwiłam się, że zachowywał się wczoraj tak, a nie inaczej. Przecież..
Przecież ja go zdradziłam. Tuż przed jego oczami. A on i tak został. I tak
przytulił mnie, powiedział jak bardzo dla niego jestem ważna. Został ze mną,
kiedy potrzebował się ode mnie uwolnić. Przespał obejmując mnie resztę nocy. Czuwał
nade mną śpiącą odkąd wróciłam do mieszkania. Mój Marco.. Jak ja mogłam mu to
zrobić.
Wybiegłam z balkonu jak poparzona, zaraz potem z mieszkania.
Widziałam, że winda akurat minęła moje piętro zjeżdżając na dół, więc ruszyłam klatką
schodową. Na zewnątrz puściłam się pędem w kierunku najbliższego postoju
taksówek. Droga samej z mieszkania Mario do Marco zajęłaby mi trochę więcej. A
ja musiałam jak najszybciej znaleźć się w domu. Naszym domu. Nie chciałam go
krzywdzić. Nie zasługiwał na to. A ja postąpiłam dokładnie tak, jak zrobiła to
Scarlett.
Z moich oczu zaczęły lecieć wielkie grochy łez. Chciałam go
ochronić przed całym światem, całym złem. Chciałam, żeby był szczęśliwy. Ale
skrzywdziłam go, w najgorszy możliwy sposób. A on był gotowy zapomnieć. Nie
chciał, żebym się dowiedziała. Chciał ochronić mnie…
Całą drogę taksówką płakałam. Drogę z taksówki pod drzwi
piłkarza tak samo.
Zaczęłam pukać i dzwonić do drzwi, ale nikt nie odpowiadał.
Bałam się, że on tam był i nie chciał mi otworzyć. Zapewne mój szloch było
słychać na całej klatce schodowej. Nie dbałam o to. Chciałam, żeby On tu był.
Żeby nadal umiał spojrzeć mi w oczy. Żeby powiedział, że mi wybacza. Albo, że
to koniec…
Usiadłam skulona na jego wycieraczce opierając głowę o jasne
drzwi mieszkania.
Tak bardzo nienawidziłam siebie. Czułam do siebie jedynie
wstręt i obrzydzenie. Wyzbyłam się jakiegokolwiek szacunku. Zachowałam się jak
zwykła dziwka. Nie ważne, czy alkohol czy nie. Miałam męża. Którego z dnia na
dzień darzyłam coraz silniejszym uczuciem. Który stawał się centrum mojego
wszechświata. Prosiłam go, żeby dla mnie walczył. To było najgłupsze, co mogłam
powiedzieć. Nie zasługiwałam, żeby na mnie walczył. Nie zasługiwałam.
***
-Rosalie?
Myślałam, że usłyszałam jego głos w mojej głowie. Jednak
kiedy odwróciłam głowę w stronę windy i przez łzy zobaczyłam zamazany kształt
sylwetki mojego męża zaczęłam jeszcze mocniej płakać. Po co w ogóle tam
przychodziłam. Zadawałam mu jedynie większy ból.
-Rose, co się dzieje? Czemu tutaj tak siedzisz? Od dawna?
Nie umiałam powiedzieć słowa. Nie wiedziałam kompletnie co
powinnam powiedzieć. I czy w ogóle powinnam była mówić cokolwiek.
On ukucnął koło mnie i zabrał moją dłoń, całą mokrą od łez
dłoń, z mojej twarzy i ścisnął ją mocno, uspokajająco gładząc jej wierzch.
Nie zasługiwałam na jego dotyk.
Na jego spojrzenie.
-Wstań, proszę, wejdziemy do domu.-powiedział spokojnie w dalszym ciągu trzymając moją dłoń.
Nie zasługiwałam na jego spokój.
Marco wstał puszczając moją rękę i otworzył drzwi do
mieszkania. Nie patyczkując się podniósł mnie z pozycji, z jakiej siedziałam i
przeniósł mnie przez próg do środka. Zatrzasnął drzwi nogą i posadził mnie w salonie
na kanapie.
Wszystko działo się jakby poza moją rzeczywistością. Nie
widziałam co się działo. Gdzie poszedł Marco.
Poczułam jak przykłada chusteczki do moich policzków, oczu.
Otarł też delikatnie brodę i żuchwę.
Marco.
Był taki opiekuńczy i troskliwy…
Wolałam, żeby zaczął na mnie krzyczeć, żeby wyrzucił z
siebie całą nienawiść, żeby nie dawał mi złudnych nadziei… Żeby powiedział jak
bardzo mnie nienawidzi. Żeby złamał mi serce i pozwolił odejść. Tak bez
niczego. Bo przecież on był wszystkim.
Siedzenie kanapy się ugięło pod jego ciężarem. Chciał zacząć
coś mówić, jednak ja nie mogłabym tego już znosić. Zabrałam nogi z siedziska i
stanęłam podrywając się z sofy, ignorując zawroty głowy.
Z bólem serca zdjęłam moją obrączkę z serdecznego palca i
wcisnęłam ją w dłonie zdezorientowanego Marco.
-Wiem, że nie zasługuję na twoje wybaczenie. Niezależnie jakbym błagała… Sama sobie tego nie jestem w stanie wybaczyć. –powiedziałam czując wielką gulę w gardle.
To był już koniec. Minął zaledwie miesiąc. To mi pokazało,
jak bardzo potrafiłam być beznadziejnym człowiekiem. Nie znałam siebie? Chyba czas było spojrzeć prawdzie w oczy. –Marco, zasługujesz na wszystko co najlepsze.
Masz cholernego pecha do spotykania odpowiednich osób… Dziękuję ci za wszystko.
Byłeś dla mnie najlepszym, co mnie spotkało w życiu. Proszę, bądź szczęśliwy..-szepnęłam
na zakończenie mojego wywodu. Prawdopodobnie nie miał on żadnego składu. Teraz
musiałam tylko wyjść z mieszkania. Jego mieszkania. Musiałam znowu ruszyć w
nieznane. Skazana sama na siebie.
Zaciskając mocno usta, by nie wydać z siebie głośnego
szlochu, dotarłam do drzwi i nacisnęłam klamkę. Chciałam się obejrzeć. Zobaczyć
raz jeszcze to mieszkanie. Co ja pieprzę. Zobaczyć Jego. Ten ostatni raz.
Bezczelnego faceta, który przywłaszczył sobie moje serce. I umysł. I wszystko,
co mogłam mu dać.
Musiałam wyjść. Chciałam zostać. Musiałam odejść. Chciałam zatopić się w
namiętnych pocałunkach mojego Męża. Musiałam wymazać z pamięci najpiękniejszy
czas mojego życia, który najbardziej bolał. Chciałam zapomnieć o całym świecie
oddając się Marco w kolejnym naszym miłosnym akcie.
Musiałam odejść na zawsze. Chciałam zostać do końca.
Kiedy moja noga z oporem stanęła na progu drzwi wejściowych,
poczułam Jego obecność tuż koło siebie.
-Nie wyjdziesz stąd. Nie wysłuchałaś mnie. –powiedział szeptem. Odwróciłam głowę. I z mojego gardła wydobył się dźwięk histerycznego płaczu. Bo on płakał. Na jego policzkach lśniły dwie łzy. Bałam się ich dotknąć. Bałam się zbliżyć do niego choć na krok.
Osunęłam się po drzwiach na podłogę. On był dobry. On był
tak dobry. Czemu mówił, że jest przeciwnie.
-Jeśli tak wolisz..-westchnął spoglądając na mnie. Uklęknął
przede mną i usiadł na piętach. –Rose, posłuchaj mnie. Zanim cokolwiek
zrobisz.-zaczął. Zaczęłam gryźć swoją dolną wargę. Do stopnia, że na języku
poczułam swoją krew. –Proszę, spójrz na
mnie.
-Nie mogę, Marco. Nie mogę..-powiedziałam łamiącym się
głosem. Mogłam pozostać przy szepcie, był najbardziej bezpieczny.
-Możesz.-odpowiedział. Poczułam jego dłoń na swojej brodzie.
Pogładził kciukiem linię mojej żuchwy i delikatnie podniósł brodę do góry.
Zamknęłam oczy. Nie mogłam patrzeć na jego łzy. Nie mogłam patrzeć na jego
piękne oczy. –Rose, proszę… Proszę cię.
On nie mógł mnie o nic prosić. To ja powinnam była to robić. Powinnam była walczyć o nas… Ale sama zastosowałam też cios poniżej pasa, ten ostateczny.
Może to była kara? Patrzenie na jego łzy i smutne oczy. Tak,
to była zdecydowanie kara.
Otworzyłam oczy. Właśnie złamał moje serce. Wcale nie musiał
na mnie krzyczeć. Zrobił to w kompletnej ciszy. Ale zrobił to po mistrzowsku. Zadając
największy ból. Trafiając strzałą w sam środek dziesiątki na tarczy. Tarczą
było moje serce. A strzała… Nie była własnością Amora. Tylko czegoś znacznie
gorszego.
-Nie odchodź ode mnie. Umowa obowiązuje. Jeszcze jedenaście
miesięcy.
-Zdradziłam cię. Umowa nie obowiązuje. Zraniłam cię.
Chciałam cię przed wszystkim ochronić. Zapomniałam, że powinnam chronić cię
przed samą sobą, pięknooki Marco.
-Rosie… Nie mów tak, skarbie. –powiedział. Był taki
bezsilny. Położył dłoń na moim policzku i zaczął ocierać z niego łzy.
-Nie zasługuję na twoje wybaczenie…
-Nie gniewam się.
-Zrobiłam to samo, co zrobiła tobie Scarlett. Zasługujesz na
najwspanialszą kobietę na świecie..
-Chcę ciebie. Nie perfekcyjnej, nie wspaniałej, a słabej,
kruchej, wstydliwej Rosie. Chcę poznać część twojego świata. Chcę poznać świat,
który mi pokazujesz. Chcę poznać siebie, którego mi pokazujesz. Nie zabieraj mi
tego.
-Zraniłam cię..
-Nie. Nie zrobiłaś tego. Wręcz przeciwnie, pokazałaś mi, że
mogę być ponad to. Pokazałaś mi moją siłę, rozumiesz? Nie boli mnie to. Wiem,
że chcę walczyć. O ciebie. Jesteś moją główną nagrodą. Jesteś moim szczęściem i
spokojem.
Błagam, powiedz, że mnie kochasz. Kochasz mnie, prawda? Zakochałeś się i dlatego nie chcesz, żebym odeszła. Kochasz mnie, Marco. Powiedz to…
-Ten rok będzie dla nas obojgu czymś wspaniałym. Znajdziemy właściwe tory. Minął miesiąc. Rose, nawet po najlepiej ułożonej diecie nie czułem się tak dobrze. –zaśmiał się pod nosem i wytarł ramieniem swoje policzki.
-Jestem nikim.
-Jesteś moją żoną. Moją Panią Reus.
Wziął moją dłoń. Znów zamknęłam oczy, chciałam poszukać
oddechu, którego mi brakowało.
Poczułam jak na mój palec zaczął wsuwać obrączkę. Robił to
szalenie wolno, jednak kiedy dotarł do końca palca nachylił się i pocałował
miejsce, w którym znajdowała się obrączka. Otworzyłam oczy. Spojrzałam na
obrączkę, na nasze splecione ręce, na jego wyczekujące spojrzenie.
Na moich ustach pojawił się krzywy uśmiech. Z trudem
podniosłam się z siadu. Tracąc równowagę po prostu wpadałam w jego ramiona.
Znów płakałam.
On objął mnie, tak mocno. Nie chcąc mnie z
wypuszczać. Jego dłonie ścisnęły mnie tak silnie, aż ciężej mi się oddychało.
Ale tego potrzebowałam. On doskonale o tym wiedział. Powoli Marco położył się
na podłogę, ciągnąc mnie za sobą tak, że leżałam na nim, przygniatając go swoim
ciężarem. Delikatnie głaskał mnie po włosach.
Po prostu leżeliśmy przytuleni do siebie. Na podłodze
naszego mieszkania. Naszego małego domu, którego tworzyliśmy.
-Czas wrócić do domu, skarbie.-szepnął mi do ucha i
delikatnie, cicho jak skrzydła motyla, pocałował mnie w jego płatek.
-Tak.
~~~
🙊💛🙉💛🙈
Nie wiem, nie jestem w stanie znaleźć słów, które to opiszą. Liczby, które nawet mi się nie śniły, do teraz ciężko mi to pojąć.. Ogromnie cieszę się, że historia Ingi i Marco tak wam się spodobała, nawet teraz ma więcej wyświetleń dziennie niż obecne opowiadanie! Na tym jest nas mniej, ale i tak 30.000 to nie jest jakaś tam liczba! Jestem Wam ogromnie wdzięczna za każde wejście, za poświecony czas, za wszystkie komentarze, które czytam po kilkanaście razy, i które kocham całym serduszkiem. Dziękuję, że jesteście, że mam dla kogo pisać.. Bez Was to nie miałoby kompletnie sensu..
Mam nadzieję, że też z czasem polubicie naszą Rose i niewdzięcznego (na razie) Marco. Zawsze w komentarzach możecie pisać co wam się podoba, nie podoba i co powinnam zmienić-nie gryzę! Noszę aparat i bolą mnie aktualnie zęby:)
Ja z każdym rozdziałem coraz bardziej wkręcam się w tą historię, coraz bardziej kocham i Rose i Marco, a zwłaszcza ich razem. Wiem, że często wam funduję pranie mózgu (to nie ja, to Marco i spółka!) i jeszcze trochę pofunduję, nie wszystko jest takie proste w życiu. I naszym zwykłym, szarym (albo też czarno-żółtym!😋) ale też u naszych bohaterów. To opowiadanie tak naprawdę dopiero się zaczyna.. Pomysły mnożą. Mam nadzieję, że dotrwacie ze mną do końca i wspólnie otworzymy szampana na epilogu! Haha:)
Wszystkich bohaterów z zakładki "bohaterowie" poznamy bowiem dopiero w 32 rozdziale👀. Trochę późno, ale lepiej późno niż wcale. (jeśli myślicie, że w 32 będzie ten bohater od anonimowych listów..cóż, zaspoileruję, że nie. W końcu, może być już na pokładzie od dawna, prawda? Albo pojawić się niespodziewanie, gdzieś pod osłoną nocy.. No dobra, już Was nie torturuję. !)
Jeszcze raz Wam dziękuję. To nasz wspólny sukces, to Wy tworzycie tego bloga, Wasze komentarze mają ogromny wpływ na tą historię i te wszystkie teorie są naprawdę przydatne (kochana footballove😀❤), stają się inspiracją (a zwłaszcza motywacją!!!) i gdzieś tam nawet będą się pojawiać w rozdziałach! Dlatego warto komentować!:) Stay tuned!
Kolejny raz: DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ! 💛❤💛❤
Za te wspólne dwa lata i cztery miesiące.. co daje nam 866 dni❤
Za te wspólne dwa lata i cztery miesiące.. co daje nam 866 dni❤
Jeszcze chciałabym napisać kilka słów odnośnie rozdziału. Wiem, że może wydać się beznadziejny, krótki, pozbawiony opisów, słaby pod względem stylistycznyn, taki strasznie "na szybko".. Bo czasem inspiracją jest własny stan. I tak było w tym wypadku. Co więcej, ten rozdział, fragment fabuły, był bardzo, ale to bardzo spontaniczny. Nie planowałam ani pocałunku, ani sytuacji w mieszkaniu Marco. To się po prostu stało. Pod tym względem jestem trochę straszna, bo zamiast się wypłakać w poduszkę, przytulić misia, iść pogadać z mamą, wolę przelać mój płacz i beznadziejną chwilę na bohaterów, złapać to co czuję gdzieś w środku i przelać wszystko na rozdział. (Biedni Rose i Marco..) I właśnie dlatego może się wydawać taki mało rozwinięty, niedopracowany, głównie przez wszystkie emocje. Chciałam zrobić jakieś poprawki, coś gdzieś dodać, rozwinąć, ale uznałam, że powinno zostać tak jak jest i miało być od początku..
Po raz ostatni: DZIĘKUJĘ.
Ściskam Was mocno!💛