sobota, 23 września 2017

Dwadzieścia sześć




-Chyba się budzi…

Dobrze znany mi głos. Do kogo należał? Kojarzył mi się z ciepłem i słońcem. Delikatny uśmiech wkradł się na moje usta. Chciałam przełknąć ślinę, ale miałam zupełną suszę w gardle. Moje powieki były strasznie ciężkie, potrzebowałam jeszcze momentu, żeby z nimi powalczyć i je otworzyć. A potem był drugi głos. Tu moje serce już znacznie przyspieszyło swoje bicie. Aż mnie rozbolała głowa. Wypowiedział moje imię. Powoli i szeptem. Coś mnie połaskotało po nosie, jednak za chwilę przestało. Chyba to były moje włosy. Czułam się podle. Najgorsze, że nie miałam pojęcia gdzie byłam i co się stało. Poszłam z Mario i Ann do klubu… A, i jeszcze był Nils. Co się tam stało…

-Rosie. Skarbie, słyszysz mnie?

Znów ten cudowny głos. Dla niego postarałam się ze wszystkich sił otworzyć oczy. Zajęło mi to trochę, jednak zaraz potem musiałam je zamknąć. Oślepił mnie blask lampy zapalonej tuż nade mną.

-Zgaście to, Ann zapal może jakąś świeczkę, żeby nie było aż tak ciemno. –polecił mój ukochany głos. Czekałam aż usłyszę pstryknięcie. Gdzie ja byłam? I co się ze mną stało… Czemu moje gardło musiało być takie suche, powieki ciężkie, a ciało jakby miało zaraz skamienieć.

Klik.

Chyba znów mogłam otworzyć oczy.
I zobaczyłam moją ukochaną buźkę. Męski, dwudniowy zarost, który zawsze przyjemnie drażnił moją szyję..ale też całe ciało, kiedy akurat się nie przytulaliśmy. Piękne oczy, w które mogłam się wpatrywać godzinami. Były najpiękniejszymi szarymi oczami jakie znałam. To nie był sam szary. Tam był i błękit, złoto i zieleń. I to wszystko razem tak pięknie istniało. Duży, zabawny nos. Ale i tak był moim ukochanym nosem. Lubiłam, kiedy jego czubek jeździł delikatnie po moich policzkach. Wąskie usta. Tak seksownie wyglądające, kiedy ich kąciki się podnosiły. Wąskie wargi, od których dotyku byłam uzależniona. Potrafiły doprowadzić mnie do szału, namiętności, ukojenia, spokoju, pocieszenia.

-Rosie?-powiedziała niepewnie Ann, stając tuż przede mną. –W porządku?
Chciałam coś powiedzieć, jednak moje gardło było niczym jak pustynia. Susza i piach.

-Wody..-szepnęłam cicho, jednak tyle wystarczyło, żeby moja przyjaciółka pobiegła w swoich różowych kapciach w króliczki do kuchni i nalała mi po brzegi szklanki wody. Marco usiadł tuż obok i łapiąc mnie w talii podciągnął z pozycji leżącej do siedzącej, lekko układając moje ciało na swoim. Byłam trochę jak zwłoki… Mój stan był przerażający.
Modelka podała mi wielką szklankę, Marco mi ją podtrzymał i pomógł mi upić kilka zbawiennych łyków.

-Kochanie, pójdź się położyć. Zaraz do ciebie przyjdę. –polecił Mario i pocałował szybko swoją ukochaną. Ann pokiwała głową ze zrozumieniem. Nim odeszła podeszła do mnie i pogłaskała opiekuńczo w ramię.

-Co… Co się stało?-szepnęłam, nie chcąc wysilać niepotrzebnie mojego głosu.
-Nie pamiętasz?
-Marco, gdybym pamiętała to bym nie pytała! –zdenerwowałam się, jednak, kiedy poczułam się gorzej, ochota na kłótnie minęła i położyłam głowę z powrotem na ramię blondyna.
-Nie znienawidź mnie za to co zrobię…-zaczął Mario podchodząc bliżej mnie z telefonem. –Ale muszę coś ważnego sprawdzić.

Kiwnęłam twierdząco głową. Byłam wykończona.
Mario zaświecił latarkę, ale widząc moje skrzywienie na twarzy ograniczył się do maksymalnego rozjaśnienia wyświetlacza. Zaświecił nim prosto w moje oczy. Starałam się ich nie mrużyć, choć w końcu przegrałam walkę z samą sobą.

-GHB. Ma jeszcze powiększone źrenice. –westchnął wystawiając mi diagnozę niczym doktor House. Marco za to siarczyście zaklął, nie siląc się na ściszenie głosu. Od razu poczułam, jak jego ciało się całe spina.

Próbowałam znaleźć jego dłoń i ją złapać, jednak on ją szybko odsunął. Co się do cholery działo przez ten czas. Co się stało w klubie. I gdzie był Nils? Która była godzina? Dlaczego mój mąż był na mnie zły.. Co ja narobiłam…

Spod moich powiek zaczęły płynąć łzy. To już był drugi raz, kiedy nie miałam nad sobą żadnego panowania. Kiedy coś się stało, a ja miałam jedną wielką dziurę w głowie. I chciało mi się jedynie płakać. Może i pierwszy przypadek różnił się od sytuacji w której się znajdowałam obecnie.. Wtedy to sama wyparłam z myśli tamto zdarzenie przez szok, w którym byłam. Teraz? Nie miałam pojęcia.

-Ej, mała. –westchnął Mario i siadając koło mnie, wyszarpnął mnie od Marco i mocno przytulił. Zaczęłam szlochać nie martwiąc się nawet, że zamoczę mu koszulkę. Poczułam, że Marco wstaje z kanapy i gdzieś odchodzi. Mój płacz jeszcze się nasilił. Objęłam mocno Mario rękoma, ściskając go za szyję, nie martwiąc się nawet czy go duszę czy nie. Co ja zrobiłam? Czy byłam znów w takim szoku, że nie pamiętałam kilku ostatnich godzin mojej marnej egzystencji?

-Mario..-jęknęłam ciągnąc nosem, nie oderwałam się od niego ani na chwilkę.
-Jesteś bezpieczna. Nic ci się nie stało. Nic się nie stało…
-Czy ja coś zrobiłam?
-Nie, to ktoś cię chciał skrzywdzić..
-Mój Boże.. –szepnęłam. Jak to skrzywdzić? Zabić?
-Po prostu jej powiedz, jeszcze bardziej ją straszysz! –wybuchł Marco. Był mocno wkurzony. Tak jak w noc przed moimi urodzinami. Ale tu był Mario. Byłam bezpieczna.
-Sam ją straszysz drąc mordę na cały blok.-warknął pod nosem brunet i zaczął mnie uspokajająco głaskać po włosach i plecach.
-Świetnie. No to, ktoś ci dosypał do drinka tabletkę gwałtu, przez co nie pamiętasz ostatnich kilku godzin. Wypiłaś całego drinka, z podwójną porcję alkoholu i zaczęłaś się…
-I wystarczy! –przerwał mu poddenerwowany Mario.
-Jasne. –odburknął Marco i poszedł najprawdopodobniej do kuchni.
-Mario.. Co tam się stało?
-Nic. Nic się nie stało, ale gdyby nie Nils, gdybyś tam była sama..
-Dobra, trzeba wezwać policję! Tak nie może być. –wrócił Marco. Żadnej policji.
-Nie, nie zgadzam się na policję. Jest już w porządku!-oderwałam się od Mario ocierając łzy z policzków i brody.
-Rose, trzeba pójść na policję. Jak nie teraz to rano.
-Nie. Żadnej policji, rozumiecie? Nigdzie nie pójdę. Nigdzie. Nic się nie stało.
-Jak się nic nie kurwa stało! –znów zaczął podniesionym głosem blondyn. –Ktoś ci dosypał do drinka prochy. Ktoś naćpał moją żonę i to w takiej mocnej miksturze z alkoholem! Mogłaś się zatruć! Trafić do szpitala! Ktoś mógł cię nawet zgwałcić! Porwać, zrobić ci krzywdę! Nie widziałaś w tym nic podejrzanego?!
-Nic. Nie. Pamiętam. Do. Cholery. –szepnęłam zaciskając zęby. Nie znosiłam Marco w takim wydaniu.
-Przestań na nią krzyczeć! Jeśli masz się kogo czepiać, to się czepiaj samego siebie. Tu cię boli! Że nie było cię przy niej!
-Dobra, wychodzę, rano pojedziemy wszyscy na policję. –powiedział i poszedł zabrać ze stołka barowego w kuchni swoją bluzę.

Momentalnie zerwałam się do biegu, o mało nie wpadając na Marco. Mario wstał z kanapy mówiąc cicho, że idzie sprawdzić co u Ann. Pewnie chciał nam dać chwilę czasu. Upewniłam się, że odszedł wystarczająco daleko i znów zwróciłam spojrzenie na blondyna.

 
-Marco, błagam, Nie idźmy na policję. Jeśli mnie chociaż odrobinę lubisz. Jeśli mam dla ciebie jakiekolwiek, najmniejsze znaczenie, to błagam. Błagam nie rób tego.-powiedziałam patrząc mu w oczy i ignorując napływające nowe łzy.
-Ktoś cię mógł skrzywdzić…-westchnął ciężko. Złość cały czas w nim buzowała. I to jak szalona.
-Ale nie skrzywdził. –nie pozwoliłam mu dość do słowa. –Wiem, że mam inne nazwisko ale mnie i tak mogą znaleźć, sprawdzić. Ja nie mogę wrócić do mojej rodziny, rozumiesz? Nie mogę ich spotkać. To by mnie złamało. Zniszczyło. Nie mogę, błagam, Marco… -prosiłam go szeptem. Bałam się nawet go dotknąć. Spuściłam głowę i płakałam jak małe, skrzywdzone dziecko.
-Czego się boisz? Co się stało wtedy, że się tak boisz?
-Boję się samej siebie, Marco. Jestem sama dla siebie wrogiem, rozumiesz?
-Nie rozumiem, Rose. Powinnaś siebie kochać. Jesteś taka cudowna… Jak możesz tak mówić..
-Nie rozgrzebujmy tego..
-Nie chcę, żebyś się bała. Powiedz mi, zaufaj mi. Nie będę cię osądzał, nie zmienię o tobie zdania. Postaram się wszystko zrozumieć, sprawić, żeby było lepiej..
-Marco, nigdy nie będzie lepiej.
Zaczął się histeryczny płacz. Przypomniała mi się tamta noc. Krzyk, płacz, syreny pogotowia, policji… Potem ból. Złość. I znów ból. Ten zadawany ból. Nie chciałam sobie tego przypominać, ale to się stało.
-Wiem, że dałem ciała. Wiem, że jestem najgorszym mężem, zawalam w każdym aspekcie ale proszę, Rose…
-Skrzywdziłam kogoś. Dawno ale bardzo. Nienawidzę siebie za to. A jednocześnie bardziej za to, że kiedyś tego nie czułam…Nie umiem o tym mówić.
-Możesz mieć przez to teraz problemy? Mam ci załatwić jakiś prawników? Cokolwiek?-zapytał próbując się uspokoić i zrobić wszystko, bym mu zaufała. Nawet nie wiedział, jak bardzo mu ufałam. Bardziej od Marco ufałam jedynie mojej Mamie. Ale nie mogłam mu powiedzieć. Za bardzo mi na nim zależało.
-Nie, mówiłam ci na początku. Nikt mnie nie ściga. Ale jeśli ktoś zgłosił moje zaginięcie wtedy.. Łatwo jest sprawdzić panieńskie nazwisko..
-Tu nikt cię nie zna, Rose.
-Mój ojciec z macochą mają znajomych w policji. Jakby tylko chcieli.. Poza tym. Ludzie mnie poznają, bal w Berlinie.. Wszystko się wywróci do góry nogami.
-Czyli pójdziesz ze mną?
-Tak. –uśmiechnęłam się słabo. Znów miałam twarz całą we łzach. –Nawet jak się dowiedzą… Będziesz przy mnie, prawda?
-Zawsze, Rose. Jesteś przy mnie bezpieczna. Nie pozwolę, żeby ktokolwiek cię skrzywdził. Nigdy więcej.

To ty mnie skrzywdzisz, Marco. Najbardziej na świecie, i to już za niecały rok. Chciałam zostać dłużej ale.. Każde powinno potem zacząć żyć własnym życiem.

-Potrzebuję cię.
-Wiem, dlatego noszą tą obrączkę, która daje ci pewność, że jestem cały twój.
-Nie powiedziałam ci o tej sytuacji, a ty nawet nie jesteś na mnie zły..
-Jeśli ma cię to boleć, nie rób tego. Jeśli kiedyś będziesz chciała..
-Będziesz pierwszą osobą, do której pójdę.
-Nawet jak już nasze drogi się rozejdą.. Zawsze będę dla ciebie, Rose. O każdej porze dnia i nocy.
-Dziękuję, to wiele dla mnie znaczy. –powiedziałam skinając głową i stanęłam na palcach, żeby złożyć pocałunek na jego policzku.  Wróciłam do salonu po moją szklankę z wodą. Mimo wszystkich emocji i tak byłam wciąż wykończona. Chciało mi się bardzo spać. Kanapa była jeszcze nie rozłożona, musiałam poprosić Marco, żeby rozłożył nam spanie. Na takim małym byśmy się nie pomieścili. 

-W porządku?-zapytał zjawiając się Mario. Kiwnęłam przytakująco głową i rozsiadłam się na kanapie. Marco dołączył do nas… Zakładał bluzę. Chyba nie miał zamiaru wychodzić. –Powiedziałeś jej o tym co się…-zaczął niepewnie zerkając na mnie brunet. Coś chcieli mi powiedzieć?
-Nie. Nic się nie stało i niech tak zostanie. –powiedział mój mąż bawiąc się rękawem swojego polara. –Rose prosiła, żebyśmy nie szli na policję. Możemy albo wysłać anonimowy list, żeby sprawdzili barmanów, czy czegoś nie dosypują, albo po prostu tam więcej nie przychodzić i tyle. –powiedział kończąc spoglądając na mnie. Powiedziałam mu bezgłośne „dziękuję”. Poczułam na sercu ogromną ulgę.
-Dobra. Idziesz się przejść? O czwartej nad ranem?
-Wracam do domu. To za dużo dla mnie. Nie radzę sobie z tym jeszcze tak jak powinienem. –powiedział ignorując moje ciekawskie spojrzenie, za to razem z Mario spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Chcieli dla mnie jak najlepiej, ale zabawa w tajemnice.. Boże.. Sama w to się bawiłam…

-Marco, możesz zostać?-zapytałam niepewnie. Nie wiedziałam, czy to nie zbyt wiele…
-Lepiej, żebym poszedł. Muszę pobyć sam…
-Dobra, wy tu ustalajcie, ja idę spać. Marco, rozłóż Rosalie łózko, kiedy będziesz wychodził. Nie przemęczajmy jej.
-W porządku. Dzięki, Mario. I przepraszam za tamto. –powiedział ciężko i podszedł do bruneta, żeby zaraz potem mocno go przytulić. Uwielbiałam ich przyjaźń.
-Dobranoc! –powiedział młodszy piłkarz i ruszył do korytarza, by skręcić do swojej sypialni.


Kiedy drzwi się już za nim zamknęły, zaczęłam przekonywanie Marco do tego, żeby został. Tak bardzo potrzebowałam, żeby został.

-Wiem, że może proszę o zbyt wiele… Zostań, Marco. Nie zasnę bez ciebie. Bez wiedzy, że między nami wszystko w porządku.
-Nie wiem… Ja.. Chyba zawsze kiedy potrzebuję coś przemyśleć, przetrawić potrzebuję samotności. Pamiętasz? Jak na tej górce. –powiedział podchodząc do mnie i uśmiechnął się delikatnie. Ukucnął naprzeciwko mnie i położył dłonie na moich udach.
-Nie jesteś sam. Masz żonę. Jestem tu dla ciebie. Bądź ze mną.. Potrzebuję Nas.
-Jeśli masz na myśli seks to oczywiście, że nawet o tym nie myśl.
-Nie miałam tego na myśli, jednak jeśli tego właśnie potrzebujesz..
-Nie, nie w stanie, w którym jesteś.
-Dałabym radę..
-Nie. –przerwał mi i podniósł się, by ucałować mnie delikatnie w usta. Obserwowałam jego ruchy, nie wiedziałam co zrobi. Nie chciałam, żeby odchodził.

On zdjął bluzę, potem bluzkę, poluźnił pasek od spodni, które potem i tak zdjął, razem z butami. Pomógł mi wstać z kanapy, żeby móc ją bardziej rozłożyć. Czując, że trochę bardzo wirowało mi w głowie, oparłam się pośladkami o fotel. Nie wiedziałam, czy zawroty głowy wywołane były narkotykiem, czy może jednak widokiem mojego, prawie zupełnie nagiego męża. Miał tak idealne ciało.
Sama zaczęłam zdejmować bluzkę i spodenki ze spaceru. Zostałam w samej bieliźnie i nie miałam zamiaru zakładać piżamy. Ciało przy ciele. To było najbardziej kojące uczucie.
Marco rozłożył dla nas kołdrę i poduszkę. Musieliśmy podzielić się jedną, jednak raczej to nie stanowiło problemu. Zwykle spaliśmy razem, objęci, zajmując jedną trzecią łóżka.

-Chodź. –uśmiechnął się słabo, wchodząc na łózko. Wyciągnął do mnie dłoń. Jego piękne ciało oświetlało delikatne światło świecy. Naprawdę, gdybym była w trochę lepszym stanie fizyczno-psychicznym…
-Dziękuję. –powiedziałam ujmując jego wyciągniętą dłoń i dołączyłam do niego. Przykrył nas wysoko kołdrą, wystawały jedynie nasze głowy.
-Za co, kochanie?-zaśmiał się pod nosem i poprawił na kawałku naszej wspólnej poduszki.
-Że zostałeś. Dziękuję. –powiedziałam i pocałowałam go na dobranoc.
-Jesteśmy razem. Na dobre i złe przez rok, więc wygląda na to, że „złe” też przetrwamy razem.
-Jestem tego pewna.-uśmiechnęłam się próbując znaleźć sobie pozycję.



-Co ty robisz?-zapytał Marco głosem tak cichym i zachrypniętym jakby zaraz miał zapaść w głęboki, niedźwiedzi sen.
-Zdejmuję stanik. –odpowiedziałam z największą oczywistością.
-To sen?-zapytał otwierając bardziej oczy.
-Nie. Lubię dotyk naszych ciał.. I nie lubię gniotących staników.
-Chodź tu.-uśmiechnął się i wyciągnął do mnie ręce, żebym mogła jak zawsze przytulić się do niego niczym małpka. –Ale zakładasz go zanim ktokolwiek tu wejdzie. Eh, nici ze spokojnego snu. Będę musiał pilnować moją naćpaną żonę-ekshibicjonistkę.
-Zawsze mogło być gorzej. –zaśmiałam się pod nosem i wtuliłam głowę w zagłębienie jego szyi. Takim sposobem poduszka nie była już potrzebna.
Zawsze chciałam, żeby to on się do mnie przytulił. Nie wiedziałam, czy to dla niego wystarczająco męskie..ale tak zawsze chciałam. Jednak to on zawsze czekał z tym na mnie.

-Wiesz, że niedawno, kilka dni temu mieliśmy miesięcznicę? Nie uczciliśmy tego należycie.
-Jeszcze to odbijemy. Umyj dobrze samochód. –zaśmiałam się, a jeszcze bardziej, kiedy usłyszałam jego mruknięcie „nie zaczynaj”.
-Dobranoc, skarbie.
-Dobranoc, skarbie.-opowiedziałam uśmiechając się, a kilka chwil później, bez żadnych zmartwień, negatywnych emocji z wczorajszego dnia, zasnęłam spokojnym snem.



***


Obudziłam się wcześniej niż sama przypuszczałam. Myślałam, że zasypiając po czwartej nad ranem będę spała przynajmniej do południa. Tymczasem była zaledwie dziewiąta. W kuchni słyszałam przyciszone głosy. Niestety żaden z nich nie należał do Marco. Nie leżał też przy mnie.. Miałam nadzieję, że został… Co dziwne, miałam też założoną górną część bielizny. Założył mi ją? Czasami naprawdę mnie zaskakiwał. Nie chcąc jednak wychodzić z łóżka w samej bieliźnie postanowiłam nałożyć moje ubrania z wczorajszego dnia.
W kuchni zastałam Nilsa i Ann jedzących śniadanie. Modelka od razu wstała z miejsca, by podejść do mnie i mocno przytulić. 

-Jak się czujesz?
-Lepiej. Jestem strasznie głodna.
-Masz śniadanie na patelni, jeszcze ciepłe. Nałożysz sobie?
-Pewnie. Mario jeszcze śpi?
-Trening. –powiedziała nakładając sobie na widelec jajecznicę.
-Marco?
-Wyszedł zanim się obudziłam. 


Atmosfera stała się trochę napięta. Usiadłam koło Ann, naprzeciw Nilsa, który od mojego wejścia do kuchni zamilkł. Miałam nieodparte wrażenie, że miało to związek ze wczorajszym wieczorem.
Zjadłam w ciszy nie pytając o nic więcej. Ann coś mówiła co chwila do Mase, która zaciekawiona, a właściwie głodna przyszła do stołu i zaczęła wskakiwać przednimi łapami na nasze nogi.
Nils jako pierwszy skończył dziękując za posiłek i odszedł od stołu. Żeby się dowiedzieć co się stało coś mi mówiło, że to właśnie z nim musiałam porozmawiać.

Kiedy akurat zaczynałam go szukać, od razu spostrzegłam go opierającego się o barierkę balkonu. Wzięłam głęboki oddech i tam też się skierowałam.

-Hej, możemy porozmawiać? Proszę, tylko mnie nie zbywaj.
Odwrócił się wzdychając ciężko.

-Mów.
-Trochę zaczynam sobie przypominać, ale film zupełnie urwał mi się, kiedy wypiłam tego cholernego drinka. Wiem, że coś się wtedy stało, tylko nikt nie chce mi powiedzieć. Nils, proszę…
-Ech… Będę tego żałował. Po prostu przez tą mieszankę musiało ci trochę zaszkodzić. Poszliśmy zatańczyć, ty uwiesiłaś się trochę na mnie i zaczęłaś się dziwnie zachowywać.
-Dziwnie? To znaczy?
-Na początku gadałaś jakieś głupoty, tak strasznie niewyraźnie, że nie rozumiałem wszystkiego. Co chwila się śmiałaś. Myślałem, że masz taką słabą głowę, nie podejrzewałem, że ktoś mógł czegoś dosypać. Nigdy się z czymś takim nie spotkałem.
-A potem? Co się stało?
-Przyszedł Marco.
-I poszliśmy do domu?-zapytałam opierając się plecami o poręcz balustrady.
-Nie do końca..-podrapał się po szyi myśląc chwilę.
-To znaczy?
-Zaczęłaś tańczyć trochę bardziej wyzywająco… I mnie pocałowałaś i to dość... intensywnie.

Woah! Tego się nie spodziewałam. Boże… I Marco to widział? Już nie dziwiłam się, że zachowywał się wczoraj tak, a nie inaczej. Przecież.. Przecież ja go zdradziłam. Tuż przed jego oczami. A on i tak został. I tak przytulił mnie, powiedział jak bardzo dla niego jestem ważna. Został ze mną, kiedy potrzebował się ode mnie uwolnić. Przespał obejmując mnie resztę nocy. Czuwał nade mną śpiącą odkąd wróciłam do mieszkania. Mój Marco.. Jak ja mogłam mu to zrobić.

Wybiegłam z balkonu jak poparzona, zaraz potem z mieszkania. Widziałam, że winda akurat minęła moje piętro zjeżdżając na dół, więc ruszyłam klatką schodową. Na zewnątrz puściłam się pędem w kierunku najbliższego postoju taksówek. Droga samej z mieszkania Mario do Marco zajęłaby mi trochę więcej. A ja musiałam jak najszybciej znaleźć się w domu. Naszym domu. Nie chciałam go krzywdzić. Nie zasługiwał na to. A ja postąpiłam dokładnie tak, jak zrobiła to Scarlett.
Z moich oczu zaczęły lecieć wielkie grochy łez. Chciałam go ochronić przed całym światem, całym złem. Chciałam, żeby był szczęśliwy. Ale skrzywdziłam go, w najgorszy możliwy sposób. A on był gotowy zapomnieć. Nie chciał, żebym się dowiedziała. Chciał ochronić mnie…
Całą drogę taksówką płakałam. Drogę z taksówki pod drzwi piłkarza tak samo. 

Zaczęłam pukać i dzwonić do drzwi, ale nikt nie odpowiadał. Bałam się, że on tam był i nie chciał mi otworzyć. Zapewne mój szloch było słychać na całej klatce schodowej. Nie dbałam o to. Chciałam, żeby On tu był. Żeby nadal umiał spojrzeć mi w oczy. Żeby powiedział, że mi wybacza. Albo, że to koniec…
Usiadłam skulona na jego wycieraczce opierając głowę o jasne drzwi mieszkania.
Tak bardzo nienawidziłam siebie. Czułam do siebie jedynie wstręt i obrzydzenie. Wyzbyłam się jakiegokolwiek szacunku. Zachowałam się jak zwykła dziwka. Nie ważne, czy alkohol czy nie. Miałam męża. Którego z dnia na dzień darzyłam coraz silniejszym uczuciem. Który stawał się centrum mojego wszechświata. Prosiłam go, żeby dla mnie walczył. To było najgłupsze, co mogłam powiedzieć. Nie zasługiwałam, żeby na mnie walczył. Nie zasługiwałam.



***


-Rosalie?
Myślałam, że usłyszałam jego głos w mojej głowie. Jednak kiedy odwróciłam głowę w stronę windy i przez łzy zobaczyłam zamazany kształt sylwetki mojego męża zaczęłam jeszcze mocniej płakać. Po co w ogóle tam przychodziłam. Zadawałam mu jedynie większy ból.
-Rose, co się dzieje? Czemu tutaj tak siedzisz? Od dawna?

Nie umiałam powiedzieć słowa. Nie wiedziałam kompletnie co powinnam powiedzieć. I czy w ogóle powinnam była mówić cokolwiek.
On ukucnął koło mnie i zabrał moją dłoń, całą mokrą od łez dłoń, z mojej twarzy i ścisnął ją mocno, uspokajająco gładząc jej wierzch.

Nie zasługiwałam na jego dotyk.
Na jego spojrzenie.

-Wstań, proszę, wejdziemy do domu.-powiedział spokojnie w dalszym ciągu trzymając moją dłoń.

Nie zasługiwałam na jego spokój.
Marco wstał puszczając moją rękę i otworzył drzwi do mieszkania. Nie patyczkując się podniósł mnie z pozycji, z jakiej siedziałam i przeniósł mnie przez próg do środka. Zatrzasnął drzwi nogą i posadził mnie w salonie na kanapie.
Wszystko działo się jakby poza moją rzeczywistością. Nie widziałam co się działo. Gdzie poszedł Marco.
Poczułam jak przykłada chusteczki do moich policzków, oczu. Otarł też delikatnie brodę i żuchwę.
Marco.
Był taki opiekuńczy i troskliwy…
Wolałam, żeby zaczął na mnie krzyczeć, żeby wyrzucił z siebie całą nienawiść, żeby nie dawał mi złudnych nadziei… Żeby powiedział jak bardzo mnie nienawidzi. Żeby złamał mi serce i pozwolił odejść. Tak bez niczego. Bo przecież on był wszystkim.


Siedzenie kanapy się ugięło pod jego ciężarem. Chciał zacząć coś mówić, jednak ja nie mogłabym tego już znosić. Zabrałam nogi z siedziska i stanęłam podrywając się z sofy, ignorując zawroty głowy.
Z bólem serca zdjęłam moją obrączkę z serdecznego palca i wcisnęłam ją w dłonie zdezorientowanego Marco.

-Wiem, że nie zasługuję na twoje wybaczenie. Niezależnie jakbym błagała… Sama sobie tego nie jestem w stanie wybaczyć. –powiedziałam czując wielką gulę w gardle.
To był już koniec. Minął zaledwie miesiąc. To mi pokazało, jak bardzo potrafiłam być beznadziejnym człowiekiem. Nie znałam siebie? Chyba czas było spojrzeć prawdzie w oczy.  –Marco, zasługujesz na wszystko co najlepsze. Masz cholernego pecha do spotykania odpowiednich osób… Dziękuję ci za wszystko. Byłeś dla mnie najlepszym, co mnie spotkało w życiu. Proszę, bądź szczęśliwy..-szepnęłam na zakończenie mojego wywodu. Prawdopodobnie nie miał on żadnego składu. Teraz musiałam tylko wyjść z mieszkania. Jego mieszkania. Musiałam znowu ruszyć w nieznane. Skazana sama na siebie. 
Zaciskając mocno usta, by nie wydać z siebie głośnego szlochu, dotarłam do drzwi i nacisnęłam klamkę. Chciałam się obejrzeć. Zobaczyć raz jeszcze to mieszkanie. Co ja pieprzę. Zobaczyć Jego. Ten ostatni raz. Bezczelnego faceta, który przywłaszczył sobie moje serce. I umysł. I wszystko, co mogłam mu dać.

Musiałam wyjść. Chciałam zostać.  Musiałam odejść. Chciałam zatopić się w namiętnych pocałunkach mojego Męża. Musiałam wymazać z pamięci najpiękniejszy czas mojego życia, który najbardziej bolał. Chciałam zapomnieć o całym świecie oddając się Marco w kolejnym naszym miłosnym akcie.
Musiałam odejść na zawsze. Chciałam zostać do końca.



Kiedy moja noga z oporem stanęła na progu drzwi wejściowych, poczułam Jego obecność tuż koło siebie.

-Nie wyjdziesz stąd. Nie wysłuchałaś mnie. –powiedział szeptem. Odwróciłam głowę. I z mojego gardła wydobył się dźwięk histerycznego płaczu. Bo on płakał. Na jego policzkach lśniły dwie łzy. Bałam się ich dotknąć. Bałam się zbliżyć do niego choć na krok.
Osunęłam się po drzwiach na podłogę. On był dobry. On był tak dobry. Czemu mówił, że jest przeciwnie.
-Jeśli tak wolisz..-westchnął spoglądając na mnie. Uklęknął przede mną i usiadł na piętach. –Rose, posłuchaj mnie. Zanim cokolwiek zrobisz.-zaczął. Zaczęłam gryźć swoją dolną wargę. Do stopnia, że na języku poczułam swoją krew.  –Proszę, spójrz na mnie.
-Nie mogę, Marco. Nie mogę..-powiedziałam łamiącym się głosem. Mogłam pozostać przy szepcie, był najbardziej bezpieczny.
-Możesz.-odpowiedział. Poczułam jego dłoń na swojej brodzie. Pogładził kciukiem linię mojej żuchwy i delikatnie podniósł brodę do góry. Zamknęłam oczy. Nie mogłam patrzeć na jego łzy. Nie mogłam patrzeć na jego piękne oczy. –Rose, proszę… Proszę cię.

On nie mógł mnie o nic prosić. To ja powinnam była to robić. Powinnam była walczyć o nas… Ale sama zastosowałam też cios poniżej pasa, ten ostateczny.
Może to była kara? Patrzenie na jego łzy i smutne oczy. Tak, to była zdecydowanie kara.
Otworzyłam oczy. Właśnie złamał moje serce. Wcale nie musiał na mnie krzyczeć. Zrobił to w kompletnej ciszy. Ale zrobił to po mistrzowsku. Zadając największy ból. Trafiając strzałą w sam środek dziesiątki na tarczy. Tarczą było moje serce. A strzała… Nie była własnością Amora. Tylko czegoś znacznie gorszego.
-Nie odchodź ode mnie. Umowa obowiązuje. Jeszcze jedenaście miesięcy.
-Zdradziłam cię. Umowa nie obowiązuje. Zraniłam cię. Chciałam cię przed wszystkim ochronić. Zapomniałam, że powinnam chronić cię przed samą sobą, pięknooki Marco.
-Rosie… Nie mów tak, skarbie. –powiedział. Był taki bezsilny. Położył dłoń na moim policzku i zaczął ocierać z niego łzy.
-Nie zasługuję na twoje wybaczenie…
-Nie gniewam się.
-Zrobiłam to samo, co zrobiła tobie Scarlett. Zasługujesz na najwspanialszą kobietę na świecie..
-Chcę ciebie. Nie perfekcyjnej, nie wspaniałej, a słabej, kruchej, wstydliwej Rosie. Chcę poznać część twojego świata. Chcę poznać świat, który mi pokazujesz. Chcę poznać siebie, którego mi pokazujesz. Nie zabieraj mi tego.
-Zraniłam cię..
-Nie. Nie zrobiłaś tego. Wręcz przeciwnie, pokazałaś mi, że mogę być ponad to. Pokazałaś mi moją siłę, rozumiesz? Nie boli mnie to. Wiem, że chcę walczyć. O ciebie. Jesteś moją główną nagrodą. Jesteś moim szczęściem i spokojem.

Błagam, powiedz, że mnie kochasz. Kochasz mnie, prawda? Zakochałeś się i dlatego nie chcesz, żebym odeszła. Kochasz mnie, Marco. Powiedz to…

-Ten rok będzie dla nas obojgu czymś wspaniałym. Znajdziemy właściwe tory. Minął miesiąc. Rose, nawet po najlepiej ułożonej diecie nie czułem się tak dobrze. –zaśmiał się pod nosem i wytarł ramieniem swoje policzki.
-Jestem nikim.
-Jesteś moją żoną. Moją Panią Reus.
Wziął moją dłoń. Znów zamknęłam oczy, chciałam poszukać oddechu, którego mi brakowało.
Poczułam jak na mój palec zaczął wsuwać obrączkę. Robił to szalenie wolno, jednak kiedy dotarł do końca palca nachylił się i pocałował miejsce, w którym znajdowała się obrączka. Otworzyłam oczy. Spojrzałam na obrączkę, na nasze splecione ręce, na jego wyczekujące spojrzenie.
Na moich ustach pojawił się krzywy uśmiech. Z trudem podniosłam się z siadu. Tracąc równowagę po prostu wpadałam w jego ramiona. Znów płakałam.
On objął mnie, tak mocno. Nie chcąc mnie z wypuszczać. Jego dłonie ścisnęły mnie tak silnie, aż ciężej mi się oddychało. Ale tego potrzebowałam. On doskonale o tym wiedział. Powoli Marco położył się na podłogę, ciągnąc mnie za sobą tak, że leżałam na nim, przygniatając go swoim ciężarem. Delikatnie głaskał mnie po włosach.
Po prostu leżeliśmy przytuleni do siebie. Na podłodze naszego mieszkania. Naszego małego domu, którego tworzyliśmy.
-Czas wrócić do domu, skarbie.-szepnął mi do ucha i delikatnie, cicho jak skrzydła motyla, pocałował mnie w jego płatek.
-Tak.







~~~





🙊💛🙉💛🙈
Nie wiem, nie jestem w stanie znaleźć słów, które to opiszą. Liczby, które nawet mi się nie śniły, do teraz ciężko mi to pojąć.. Ogromnie cieszę się, że historia Ingi i Marco tak wam się spodobała, nawet teraz ma więcej wyświetleń dziennie niż obecne opowiadanie! Na tym jest nas mniej, ale i tak 30.000 to nie jest jakaś tam liczba! Jestem Wam ogromnie wdzięczna za każde wejście, za poświecony czas, za wszystkie komentarze, które czytam po kilkanaście razy, i które kocham całym serduszkiem. Dziękuję, że jesteście, że mam dla kogo pisać.. Bez Was to nie miałoby kompletnie sensu.. 
Mam nadzieję, że też z czasem polubicie naszą Rose i niewdzięcznego (na razie) Marco. Zawsze w komentarzach możecie pisać co wam się podoba, nie podoba i co powinnam zmienić-nie gryzę! Noszę aparat i bolą mnie aktualnie zęby:) 
Ja z każdym rozdziałem coraz bardziej wkręcam się w tą historię, coraz bardziej kocham i Rose i Marco, a zwłaszcza ich razem. Wiem, że często wam funduję pranie mózgu (to nie ja, to Marco i spółka!) i jeszcze trochę pofunduję, nie wszystko jest takie proste w życiu. I naszym zwykłym, szarym (albo też czarno-żółtym!😋) ale też u naszych bohaterów. To opowiadanie tak naprawdę dopiero się zaczyna.. Pomysły mnożą. Mam nadzieję, że dotrwacie ze mną do końca i wspólnie otworzymy szampana na epilogu! Haha:)
Wszystkich bohaterów z zakładki "bohaterowie" poznamy bowiem dopiero w 32 rozdziale👀. Trochę późno, ale lepiej późno niż wcale. (jeśli myślicie, że w 32 będzie ten bohater od anonimowych listów..cóż, zaspoileruję, że nie. W końcu, może być już na pokładzie od dawna, prawda? Albo pojawić się niespodziewanie, gdzieś pod osłoną nocy.. No dobra, już Was nie torturuję. !)
Jeszcze raz Wam dziękuję. To nasz wspólny sukces, to Wy tworzycie tego bloga, Wasze komentarze mają ogromny wpływ na tą historię i te wszystkie teorie są naprawdę przydatne (kochana footballove😀❤), stają się inspiracją (a zwłaszcza motywacją!!!) i gdzieś tam nawet będą się pojawiać w rozdziałach! Dlatego warto komentować!:) Stay tuned!
Kolejny raz: DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ! 💛❤💛❤
Za te wspólne dwa lata i  cztery miesiące.. co daje nam 866 dni❤

Jeszcze chciałabym napisać kilka słów odnośnie rozdziału. Wiem, że może wydać się beznadziejny, krótki, pozbawiony opisów, słaby pod względem stylistycznyn, taki strasznie "na szybko".. Bo czasem inspiracją jest własny stan. I tak było w tym wypadku. Co więcej, ten rozdział, fragment fabuły, był bardzo, ale to bardzo spontaniczny. Nie planowałam ani pocałunku, ani sytuacji w mieszkaniu Marco. To się po prostu stało. Pod tym względem jestem trochę straszna, bo zamiast się wypłakać w poduszkę, przytulić misia, iść pogadać z mamą, wolę przelać mój płacz i beznadziejną chwilę na bohaterów, złapać to co czuję gdzieś w środku i przelać wszystko na rozdział. (Biedni Rose i Marco..) I właśnie dlatego może się wydawać taki mało rozwinięty, niedopracowany, głównie przez wszystkie emocje. Chciałam zrobić jakieś poprawki, coś gdzieś dodać, rozwinąć, ale uznałam, że powinno zostać tak jak jest i miało być od początku..

Po raz ostatni: DZIĘKUJĘ. 
Ściskam Was mocno!💛

sobota, 9 września 2017

Dwadzieścia pięć




-Dlaczego płaczesz? –zapytał, szepcząc mi do ucha. Westchnęłam ciężko i poprawiłam się w jego ramionach. Praktycznie na nim leżałam, jednak on nie marudził. A ja na to nie narzekałam.
Pozwolił mi wybrać film, zrobił wodę z lodem i cytryną. I przyniósł mi kolejny bukiet stokrotek. Był naprawdę uroczy. Przez większość filmu był…grzeczny. Opierał głowę na moim ramieniu, jego ręka obejmowała mnie silnie w talii. Dopiero, kiedy typowa komedia romantyczna zaczęła go nudzić, znalazł sobie zabawę w postaci rysowania różnych wzorków opuszkami palców na moim udzie. Było to całkiem przyjemne, ale też bardzo rozpraszające. Na drugiej randce nie chodzi się przecież do łóżka. Co jakiś czas całowałam go w bark, a blondyn odwzajemniał to podwójnie.
Mario z Ann pojechali odebrać brata modelki z lotniska, żeby nam nie przeszkadzać, postanowili się jeszcze przejść po Dortmundzie. Oczywiście nie było to konieczne, ale oni i tak wiedzieli swoje. To było miłe, że chcieli nam dać trochę prywatności, mimo że mieszkanie należało do nich.

-Zobacz, ona go kocha.
-I zaraz się pewnie pocałują, hę?
-No..-zaśmiałam się, ocierając załzawione kąciki oczu. Mocniej chwyciłam jego dłoń i wtuliłam się w jego tors.
-Musimy pójść trochę dalej, jeśli chodzi o te nasze obściskiwanki na kanapie.
-Kto mówił o obściskiwankach? Oglądamy film.
-Ty mówiłaś, kochanie. –zaśmiał się podnosząc jednocześnie na kanapie. –Wczoraj.
-Oglądam.
-Kłamiesz. –mruknął pod nosem. Wyciągnęłam dłoń do jego szyi, by móc dotknąć jego skóry i delikatnie podrażnić paznokciem. 
-Nie kłamię. Ty też oglądasz tylko sobie znajdujesz zabawy. -rzuciłam z przekąsem wlepiając wzrok w ekran. Tak naprawdę, to bałam się, że jeśli spojrzę na blondyna, to już nie wrócę do filmu, a on w zupełności pochłonie mój czas.
-Oglądam ciebie. I myślę, że jeśli zaraz cię nie pocałuję i nie dotknę, to zwariuję. –zaśmiał się pod nosem i zaczął powoli podwijać moją bluzkę. Bo przecież specjalnie nie założyłam materiałowej spódniczki i delikatnej bluzki, by mógł mnie z łatwością dotykać. 

Próbowałam skupić się na finałowej scenie filmu, jednak uporczywy Marco nie dawał za wygraną. Podwinął moją bluzkę za pępek, przez co zaczął się bawić moim kolczykiem-śliczną kokardką z kryształkami, którą kupiłam już jakiś czas temu. Czasami zahaczała się o bluzki, jednak w takich chwilach jak ta spełniała swoje zadanie-genialnie się prezentowała.
Im było coraz bliżej końca, tym Marco bardziej nie pozwalał mi się skoncentrować. Postanowił sobie też obrysować wargami kontur mojej ważki, a następnie rysować kółka na moich żebrach, co chwila dostając się pod fiszbiny mojego biustonosza.

-Maaarco. –zachichotałam widząc już na ekranie wielki napis „the end”.  Odwróciłam głowę w jego kierunku i popatrzyłam w jego przepiękne, wielkie oczy. –Zostaw ten swój samczy popęd. Była mowa o obściskiwaniu się, a nie o seksie na kanapie twojego najlepszego przyjaciela.
-Przeszkadza ci to, że seks czy, że kanapa?-zapytał zagryzając wargę, jednocześnie wędrując ręką w górę mojego uda, przez co przebiegły mi ciarki po całym ciele.
-Jedno i drugie. –odpowiedziałam szeptem, kiedy jego palce dotarły pod moją dolną część bielizny, do mojego najwrażliwszego punktu. Byłam więcej niż zaskoczona. I znów nie chciałam protestować. Byłam w tym beznajdziejna.
-Błędna odpowiedź. –szepnął mi do ucha. Przygryzł je lekko i schylił się niżej, by zrobić na mojej szyi pokaźną malinkę. Nie miałam na to najmniejszej ochoty, ani tym bardziej zamiaru, zwracać na to uwagi. Zbyt bardzo skupiłam się na zadawanej mi przyjemności.
-Szybciej…-szepnęłam, wpijając się w jego usta. Zaczęłam całować go coraz mocniej, próbując powstrzymywać się od pisków i jęków, które i tak wydostawały się z mojego gardła. Przysięgam, tylko on potrafił doprowadzić mnie do takiego stanu.
-Może nie powinienem..-powiedział nagle, zatrzymując również ruch palców.
-Ani. Się. Waż. –powiedziałam oddychając głęboko i spojrzałam na niego… Chciałam, żeby ten wzrok wyrażał chęć morderstwa, jednak ten mężczyzna doprowadził mnie do takiego stanu, że całe ciało odmawiało mi posłuszeństwa, i samolubnie chłonęło zadawaną przez niego przyjemność.
-Na pewno?-zapytał świadomy tego, że jestem już na końcu wytrzymałości. Zarówno psychicznej, a zwłaszcza fizycznej. Specjalnie, co chwila zmieniał tempo, najwyraźniej bardzo go to bawiło. Mnie niekoniecznie.
-Zaraz dojdę, więc jeśli teraz przestaniesz..-zatrzymałam się w pół słowa czując coraz przyjemniejsze i mocniejsze dreszcze przechodzące przez moje ciało. Nawet nie zauważyłam momentu, kiedy Marco pozbawił mnie górnej części bielizny. Naprawdę odebrał mi zdolność trzeźwego myślenia. I to już wtedy, podczas naszego spotkania w jego mieszkaniu, za pierwszym razem. –To cię zabiję.
-Jesteś taka piękna..-szepnął w moją szyję, a następnie zaczął schodzić wolno pocałunkami w dół, do moich piersi, co chwila przygryzając moją skórę. Jego druga ręka znajdowała się wszędzie. Co chwila w innym miejscu, masując, przygniatając, podszczypując.
-Marco!-ścisnęłam mocniej jego bark wyginając całe ciało ku górze. Moje usta wykrzywiły się w uśmiechu na doznane spełnienie. 
W myślach zaczęłam gratulować sobie, że dałam mu szansę. Bo szalenie potrzebowałam. Każdego jego dotyku, bodźca. Jego oddechu na mojej skórze, jego ust. Tak szalenie za nim tęskniłam. 
-Wiem, skarbie. –zaśmiał się, obejmując mnie mocno ramionami. Nie miałam pojęcia czy wiedział, jednak, kiedy to robił czułam się bezpieczna, a zarazem krucha… To było dobre uczucie. 
Zaczęłam głębiej oddychać, żeby móc unormować mój oddech, co okazało się być nie lada trudnością.
-To… Było…
-Widziałem, że ci się podobało.
-Poważnie?-zaśmiałam się przytulając się do jego torsu. Żałowałam jedynie, że i on nie jest nagi. Dotyk jego skóry był niesamowity.
-Yhym.. –mruknął pod nosem i musnął ustami czubek mojej głowy. –Uwielbiam na ciebie patrzeć jak dochodzisz. I uwielbiam mieć cię wtedy w ramionach. To cudowne uczucie.
-Przestań, bo się zarumienię. –zaśmiałam się rozglądając za moją znikającą bielizną.
-Leżysz na nim.
-Dzięki. –odpowiedziałam i uniosłam miednicę ku górze żeby wydostać część mojej bielizny spod mojego zacnego tyłka. Niestety dotknęłam też przez przypadek wrażliwego kolegi Marco. Blondyn syknął zamykając oczy i lekko się odsunął. –Um.. Przepraszam.
-W porządku, tylko twoje ocieranie nie pomaga.
-Zapewne. –stwierdziłam. –Myślisz, że powinnam się odwdzięczyć?-zapytałam niewinnie mrużąc oczy. Zapięłam swój stanik i naciągnęłam bluzkę niżej, żeby nie doprowadzić do zawału mojego ulubionego piłkarza.
-Myślę, że na randkach to ty rozdajesz karty. Chcę, żebyś mi ufała. I czuła się komfortowo.
-Komfort to ty umiesz zapewnić.-roześmiałam się głośno i musnęłam delikatnie jego usta starając się za wszelką cenę przemycić w swoim pocałunku najwięcej „dziękuję” ile tylko się dało. Nasze pocałunki zaczęły przeradzać się znów w pełne ognia, namiętności i pożądania. 
Myślałam o tych wszystkich dniach spędzonych bez niego. Bez jego spojrzenia, zapachu. Bez naszych czułości. Myślałam też o dniach, w których Marco nie pokazywał mi się tak cudownie, takim, jakim był teraz. Taki Marco był dla mnie skarbem. Uwielbiałam jego troskę, czułość. Wtedy tak naprawdę o mnie dbał, stawiając mnie ponad samego siebie. Bo było pełno momentów, gdzie tego brakowało. Zakładał te okropne maski, próbował się kryć, odsunąć mnie na dystans. A po chwili o tym zapominał. On po prostu żył, z sekundy na sekundę, z minuty na minutę. Był sobą. Uroczym, uśmiechniętym, młodym mężczyzną. W którym się zakochiwałam. Każda chwila, kiedy był takim prawdziwym Marco, była dla mnie jak skarb. I zdawałam sobie sprawę, że może i na drugiej naszej poważnej randce pozwoliłam mu na zbyt wiele. Nawet to nie powinno się stać. Ale jeśli to wynika z tego, że Marco jest szczęśliwy, jest mu ze mną dobrze.. I co więcej, próbował za wszelką cenę przelać to szczęście na mnie, nasze szczęście. Szczęście z naszego bycia. W jednym momencie, na tej samej kanapie, kiedy oboje byliśmy szczęśliwi? Chciałam brać to pełnymi garściami i zapisywać sobie to w pamięci. Naszą beztroskę, zapomnienie. Ucieczkę od problemów, od kłopotów, od kłótni, wzajemnego oskarżania i wytykania błędów. Tego pragnęliśmy, choć na moment odrzucić wszystko co złe. Marco znał tylko jeden sposób. Niezaprzeczalnie skuteczny, choć nie zawsze odpowiedni. Czas bycia dorosłym i dojrzałym powoli do nas zmierzał, więc próbując zatrzymać ostatki bycia niedojrzałym, niedorosłym, niekonsekwentnym i nieodpowiedzialnym i zatrzymać je. Chociaż na tą naszą jedną chwilę zapomnienia na kanapie w mieszkaniu naszych przyjaciół. 


 Kiedy już zaczynałam rozpinać klamrę paska jego spodni usłyszeliśmy przekręcany zamek drzwi. Mase nagle przestała spać w sypialni Mario i Ann i przybiegła od razu pod drzwi przebierając niecierpliwie łapkami. Ja odsunęłam się od Marco, nie chcąc znaleźć się w niezręcznej sytuacji. Chyba nie do końca mu się to spodobało, jednak za moim pomysłem usiadł na kanapie, łaskawie zapinając pasek.
Do mieszkania jako pierwszy wszedł Mario z jedną walizką, za nim Ann, a za Ann jej brat. Nils we własnej osobie. Nils vel Moto Moto. Uśmiechnęłam się i wstałam z miejsca, żeby przywitać się z chłopakiem. Nils, kiedy tylko mnie zauważył, uśmiechnął się szarmancko w moją stronę.

-Hej, miło poznać, pewnie Rose?
-Zgadza się. Nils, brat Ann?
-Również. –odpowiedział z uśmiechem i podał mi rękę na przywitanie.

Marco podszedł do mnie w mgnieniu oka i objął mnie w pasie. Chciałam przewrócić oczami, jednak to było naprawdę słodkie.

-O, Marco! Nie wiedziałem, że tu będziesz. –przywitał się Brömmel uściskiem ręki z piłkarzem.
-Tak się składa, że Rosie to moja żona. A gdzie ona, tam i ja. –uśmiechnął się chytrze, po czym pocałował mnie w policzek. Co za lizus. Ann uśmiechnęła się rozczulona i poszła do kuchni sprawdzić, czy zostało coś w lodówce.
-Ale Ann mówiła, że Rose tu mieszka? –drążył ciekawski.. I nawet jeśli podziwiałam go na zdjęciach jakiś czas temu, tak teraz, kiedy stoi tuż koło mojego męża… Marco po prostu był bezkonkurencyjny. Jego uśmiech, roześmiane oczy, a nawet skupienie i przeszywanie wzrokiem… Dla mnie? Był po prostu piękny.
-Robię remont naszej sypialni.. To miała być niespodzianka, ale znając ciekawość Rose i tak bym prędzej puścił parę. Będzie tak, żeby jej się spodobała. No i jeszcze mała garderoba.
-No to nieźle, Rose chyba w siódmym niebie.-uśmiechnął się brunet schylając się do Mase, która co chwila na niego skakała radośnie poszczekując.
-Oczywiście. Taki mężczyzna to skarb. –uśmiechnęłam się i objęłam Marco, nie zwracając uwagi na innych i delikatnie pocałowałam go w usta. Co za kłamczuch!
Nils zdjął na spokojnie buty. Marco chciał mnie odciągnąć na bok, jednak brunet podniósł się i znów skierował do mnie lustrując spojrzeniem moje nogi. Nie przewidziałam, że może ta spódniczka mogła okazać się zbyt kusa.

-Będę musiał dzisiaj ci potowarzyszyć w nocy w salonie, nocleg mam dopiero od jutra. Ale mam swój nadmuchiwany materac. –oznajmił w ogóle na nas nie spoglądając. Prawie pisnęłam, kiedy Marco mocniej ścisnął mnie w talii. Był cholernie zazdrosny. Zazdrosny Marco to zły Marco.
-Jeśli nie chrapiesz, w porządku.
-Postaram się dla ciebie zrobić wyjątek. –zaśmiał się puszczając do mnie oczko. Chyba mu w to oczko wpadłam. Może nawet, gdyby Marco nie był moim mężem, umówiłabym się z nim. Był bardzo przystojny, dobrze zbudowany, z prostymi zębami. Nie to co te krzywe Marco. Tak, tak. Mój perfekcyjny mąż wcale nie był perfekcyjny pod względem wyglądu. Dobra, był. Wszystkie wady zamieniały się w zalety a ja byłam beznadziejnie zakochana. Tak czy siak, do tego się wszystko sprowadzało. 

-Rosalie. –warknął Marco do mojego ucha zwracając na siebie moją uwagę.
-Co?
-Nie patrz się tak na niego. I nie śpisz z nim w jednym pomieszczeniu.
-Bo?-zaśmiałam się pod nosem. Chyba żartował. Zaufanie, tak?
-Bo jesteś moją żoną. Nie jego.
-Bo mi nie ufasz, obyś mi tylko nie zarzucił, że się z nim przespałam, bo to będzie koniec. –odpowiedziałam mu wyrywając się z uścisku. Zaczęłam kierować się do kuchni, gdzie znajdowali się Mario, Ann i Nils.
-Jemu nie ufam. –powiedział blondyn zatrzymując mnie za rękę. –Nawet nie chcę sobie wyobrażać, jak on czegoś próbuje. Nikt nie ma prawa cię tak dotykać jak ja.
-Wiem, Marco. Z nikim mi nie będzie tak dobrze jak z tobą. Jak chcesz, to zostań na noc. A swoją frustrację z dzisiejszego wieczora odbijesz sobie na masce samochodu, co mi obiecałeś, pamiętasz?
-Dziękuję, że przypominasz mi o tym w takim momencie, kiedy nie jestem w stanie nic zrobić.
-Będziesz za to mógł robić na samochodzie jak długo i często będziesz chciał. Całą noc, ja nie będę miała nic do gadania. –ciągnęłam swoje. Uwielbiałam go doprowadzać do takiej frustracji.
-Rose. –syknął przez zaciśnięte zęby i przyciągnął mnie za pośladki do siebie, tak, żebym poczuła, że nadal jest twardy i gotowy na dalsze zabawy. Cóż. Nie zawsze można mieć wszystko, czego się chce. Pocałowałam go czule w usta i odsunęłam się od niego. –Pójdź ze mną do łazienki. Albo na chwilę do samochodu…
-Samochód tylko na masce, a jest za jasno. I nie dziś. Marco, bozia rączki dała.
-Jesteś straszna. –westchnął i ucałował mnie w czoło. –Jak coś, jestem w łazience.
-W porządku.
-Na pewno nie chcesz przyjść?
-Idź już! –roześmiałam się i poszłam do kuchni z wymalowanym uśmiechem na twarzy. Miło było wiedzieć, że potrafię wywołać taki stan u mojego męża. Byłam usatysfakcjonowana i dumna. Mój uroczy, zazdrosny i wiecznie niewyżyty mąż.



W kuchni Nils i Mario siedzieli przy stoliku, Ann za blatem kroiła paprykę i słuchała opowieści swojego brata. Byli naprawdę podobni. Mógł też na spokojnie pracować jako model. I to takich marek jak Gucci czy Hugo Boss. Idealnie by się do tego nadawał.
-O, kochana, dobrze, że jesteś. Wstawiłabyś ryż?
-Pewnie. –uśmiechnęłam się i podeszłam do szafki, żeby wyciągnąć całe pudełko.
-Nils opowiada o LA, nie byliście tam z Marco, nie?
-Nie, byliśmy tylko na Kubie, ale kto wie, może wybierzemy się niedługo do Stanów.
-Jak będziesz jechała to możesz śmiało pisać, polecę wam kilka fajnych miejsc, może uda nam się spotkać. –stwierdził brunet z uśmiechem i spojrzał przez okno oglądając panoramę. –A ty siostra kiedy się przeprowadzasz?
-Musimy podłączyć kanalizację, wszystkie inne takie sprawy, potem będziemy zamawiać meble..-zaczął wyjaśniać Mario. No tak, już niedługo czekała ich przeprowadzka. Będę musiała powiedzieć Marco, że powinniśmy im pomóc, chociaż przy noszeniu kartonów albo składaniu mebli.
-To jeszcze trochę.
-Szybko zleci. Niedługo was jeszcze odwiedzę z Mase, będzie miała raj w ogrodzie.
-Oj tak.-zaśmiała się Ann spoglądając, czy dobrze nastawiłam kuchenkę.
-Zaraz, to Mase jest twoim psem?-zorientowałam się. Naprawdę polubiłam tego psiaka, mimo, że czasami zbyt wiele miejsca zajmowała na kanapie.
-Na to wychodzi. –posłał mi uśmiech niebieskooki. –Ann się nią zaopiekowała na czas mojego pobytu w Stanach. Teraz jak tam wrócę, to już zabiorę ją ze sobą.
-Będzie tęsknić za Ann i Mario. –stwierdziłam podchodząc do modelki i wzięłam sobie drugą deskę do krojenia warzyw.
-Ann często do mnie przyjeżdża. Też powinnaś przyjechać, zawsze fajnie wyrwać z domu na chwilę. Mam duży apartament, znajdzie się i dla ciebie miejsce.
-Dzięki za zaproszenie. –uśmiechnęłam się.
-Ale pewnie i tak jak pojedziemy do Stanów to wybierzemy Florydę. –wtrącił się Marco i podszedł do mnie od tyłu, żeby pocałować mnie w kark, delikatnie odsłaniając włosy.
-Też fajne miejsce, będę kiedyś musiał je odwiedzić. –odpowiedział ignorując gest Marco i udawał, że nie widzi zazdrości mojego męża.
-To ty nie poszedłeś sobie?-zapytał Mario marszcząc włosy. –Skąd ty się wziąłeś?
-Byłem w łazience.
-Tak długo? Jeny, weź idź se do własnego kibla, a nie będziesz po kolegach się…
-Mario! Obrzydzasz! –parsknęła śmiechem Ann.
-Spokojnie, tyle czasu, bo wylewałem twoje tandetne perfumy do zlewu. Wali od ciebie na kilometr jak sobie pół flakonu wylejesz.
-Ty, to są Hugo Bossy! Sam żeś to reklamował kilka lat temu.
-Żeby taki dureń jak ty kupił, a ja sobie za to kupiłem mieszkanie. Taki biznes.
-Pff, głupi jesteś. –fuknął pod nosem i przewrócił oczami. –Ann nie narzeka, prawda dziubku?
-No wiesz.. Znaczy, długo już tamte używałeś. Nie zaszkodziłaby mała zmiana. –powiedziała i uśmiechnęła się przepraszająco. Marco prychnął pod nosem i poszedł do stołu usiąść koło Mario i poklepał go pokrzepiająco po plecach.
-Ty Brutusie…
-Ja ciebie też. –powiedział Marco z czułością chwytając go za rękę i zaczął głaskać kciukiem wierzch jego dłoni.
-Weź idź ode mnie, geju!-pisnął strząsając jego rękę ze swojej.Wyraz obrzydzenia na jego twarzy był bezcenny.
-Utkwiłem we friendzone… -powiedział smutno Marco. –Rose, pociesz. –westchnął i wyciągnął do mnie ręce, żebym do niego przyszła. Pokręciłam głową niedowierzając, ale spełniłam jego życzenie i poszłam do niego usiąść mu na kolana. Z uśmiechem wplotłam dłoń w jego włosy i delikatnie zaczęłam przesuwać dłoń do góry i w dół, mając nadzieję, że daję mu odrobinę rozluźnienia.
Ann przygotowała potrawkę z ryżem, kurczakiem i warzywami. Dla mnie jak i Ann, Mario i Nilsa, panowała bardzo przyjemna atmosfera. Jedynie Marco czuł wieczne zagrożenie ze strony brata modelki. Rozumiem, że kiedyś przy nim mówiłam, że jest przystojny.. No bo jest! Ale to nie znaczyło, że od razu rzucę się mu w ramiona. 
Już wolałam zatrzymać dla siebie, że to nie ja świetnie się bawię na zakupach z byłymi... Bo tu już by się pojawiła dawka czarnego humoru, skoro mój były nie żyje.
I to nie tak, że śmierć Leo była mi już obojętna, że zastąpiłam go Marco. Wcale nie. To było moje pierwsze zauroczenie. Miał nawet rację, że to nie była miłość, jednak on zawsze będzie miał wyjątkowe miejsce w moim sercu. Był zawsze, kiedy go potrzebowałam, niezależnie od kłopotów w jakie się wpędziłam. Nie oceniał mnie, ale zawsze mogłam liczyć na jego radę. Był fantastycznym przyjacielem, przystojnym mężczyzną… I kochał mnie. Tego nigdy nie zapomnę. To był właśnie jego obraz w moich myślach. Może to, co się stało.. Może tak miało być. Przecież gdyby nie ten wypadek, nie byłabym w tym miejscu. Nie poznałabym tylu wspaniałych ludzi, aż w końcu nie zaczęłabym poznawania siebie. I nie siedziałabym na kolanach mojego Męża, którego z dnia na dzień darzyłam coraz większym i silniejszym uczuciem. Wierzyłam, że Leo siedzi gdzieś tam w chmurach i mnie obserwuje i chroni.



***



 Wieczorem poszliśmy wszyscy na spacer. Oczywiście razem z Mase. Razem z Marco szliśmy z tyłu, ciesząc się chociaż odrobiną prywatności. Tym razem poszliśmy dalej, do centrum miasta. Mario i Marco byli przygotowani na to, że może część wieczornych spacerowiczów ich rozpozna i poprosi o autograf, jednak jak to oboje stwierdzili, gdyby mieli się ukrywać przed kibicami wcale nie wychodziliby z domu, albo dojeżdżali by z Antarktydy, gdzie hipotetycznie nikt nie mieszka. Pierwszy raz byłam na głównej ulicy miasta. Liczyłam, że będzie cicho i spokojnie, jednak puby i restauracje tętniły życiem. Wpadła mi w oko jedna mała knajpka z przeuroczym szyldem. Uznałam to za cel zabrać tam Marco któregoś razu. 

Trzykrotnie aż zatrzymali nas kibice-fani chłopaków i prosili o wspólne zdjęcia i autografy. To było bardzo miłe. Za każdym razem obserwowałam miny szczęśliwych ludzi. Błyszczące oczy, wielkie uśmiechy, raz nawet łzy wzruszenia. Byłam dumna z mojego męża. Też dlatego, że pamiętałam jego rozdawanie autografów w sklepie i jaki wtedy był oschły. Teraz cały czas się uśmiechał, był bardzo ciepły i uprzejmy. Przytulił mocno wzruszoną, nastoletnią fankę, wywołując ogromny uśmiech na jej twarzy. Ja sama chciałam go w tamtym momencie przytulić i podziękować, że zachowywał się w tak przemiły sposób.

W drodze powrotnej nadal trzymaliśmy się za ręce. Chyba też trochę minęła mu złość na brata Ann, może z myślą, że przenocuje koło mnie czuł się bardziej bezpiecznie. A i ja szalenie tęskniłam nocami z nim, mocno obejmującym mnie, dającym poczucie bezpieczeństwa. Kochałam zasypiać w jego objęciach i tak też się budzić. To było niesamowite.

-Kochanie…-zaczął blondyn spoglądając na mnie z ciekawością a zarazem czułością. Zawsze widziałam czułość w jego oczach, kiedy na mnie spoglądał. –Jesteś strasznie zamyślona.
-Bo myślę.-odpowiedziałam mu uśmiechając się delikatnie.
-Zdradzisz mi o czym?
-A co w zamian za to dostanę?
-Buziaka?
-Uwielbiam buziaki, ale za moje myśli to za mało.
-I to ja mam „samczy popęd”? Przy tobie to ja jestem samicą.. Boże… To źle zabrzmiało.-powiedział łapiąc się za usta, a ja roześmiałam się w niebogłosy.
-Bardzo źle. –przyznałam i zanosząc się śmiechem podeszłam do niego, żeby go przytulić na pocieszenie. To był też dobry pretekst. Nosiłam się z tym od początku spaceru. Przyciągnęłam go do siebie i oparłam brodę na jego ramieniu. Marco objął mnie mocno rękoma, kładąc dłonie trochę za nisko, jednak to mi nie przeszkadzało. Nie obchodzili mnie inni ludzie, Ann, Mario czy Nils. Tylko mój Mąż. 
-Nie chodziło mi o to, o co chodziło tobie.
-Jaśniej?
-To z tą samicą.
-Przestań.-roześmiał się chowając twarz w mojej szyi.
-Pytałeś. Chodziło mi bardziej o długi, słodki pocałunek.
-A to da się zrobić.
-To rób, moja samico. –powiedziałam próbując utrzymać powagę, jednak jeszcze mocniej prychnęłam ze śmiechu. Piłkarz westchnął ciężko i klepnął mnie bezceremonialnie, na środku dortmundzkiego rynku w pupę. –Marco Reus! Jak ty się zachowujesz!
-Muszę odzyskać mój samczy wizerunek. Najszybciej by mi to poszło, gdybyśmy tu byli samochodem i zaparkowali na jakimś odludziu ale..
-Marco, Rose! My idziemy do tego naszego klubu, idziecie z nami czy wracacie z Mase?
-Ja chętnie!-powiedziałam na równo ze sprzeczną odpowiedzą Marco. –Naprawdę i tak byś mi teraz tego nie udowodnił, potrzebujesz abstynencji. Zdecydowanej. –uśmiechnęłam się i musnęłam delikatnie jego usta. –Chodź, będzie fajnie, nie musimy być długo. Mase weźmiemy na ręce.
-Idź kochanie, ja naprawdę nie mam nastroju. Mogę wziąć psa. –powiedział z uśmiechem i ucałował mnie w czoło odprowadzając do Ann, Nilsa i Mario.
-Na pewno?
-Tak. Wezmę od Mario klucze, wezmę prysznic i będę na ciebie czekał. Baw się dobrze.
-A Nils?
-Ufam ci. –powiedział, choć i tak z jego głosu można było wywnioskować lekkie zdystansowanie do brata Ann. –Do zobaczenia.


Marco odszedł jeszcze na chwilę na stronę z Mario, który po chwili rozmowy dał mu klucze do domu. Ann pociągnęła mnie i Nilsa w stronę jej ulubionej miejscówki, a ja nawet nie miałam okazji odwrócić się i pomachać blondynowi na pożegnanie.
Dopiero kiedy już weszliśmy do klubu przyszła mi myśl, że może powinnam była z nim zostać. Postanowiłam zostać godzinkę i trochę się pobawić, a potem wziąć taksówkę i wrócić do domu. Żeby wrócić potem do prawdziwego domu. Wiedziałam, że Mario i tak musiał mi dać pozwolenie na wyprowadzkę i bardzo to doceniałam. Miałam też na uwadze to, że byłam wściekle zła na Marco, i zamiast mu wybaczać powinnam była wziąć rozwód, a przynajmniej nie ulegać tak łatwo. A zwłaszcza nie pozwolić na to, co zdarzyło się dziś z Marco. To wszystko było szalenie poplątane, chore i ciężkie. Dlatego przyszłam z moimi przyjaciółmi odreagować i potańczyć.

Razem z Ann postanowiłyśmy zaszaleć i wybrać w ciemno jakiś drink, po samej nazwie. Ja wybrałam „Lazurowe morze”, Ann „Hawajski moment”. Cóż, tematyka podobna, miałyśmy nadzieję, że nie były zbyt alkoholowe, bo nie miałyśmy zamiaru aż tak się upijać.

Na początku siedzieliśmy razem w loży VIP, chłopcy też zamówili dla siebie, oboje zgodnie i klasycznie piwo. Jak to stwierdził Mario-nie będzie pił babskich drinków z palemką. W sumie, wyglądałby z tym komicznie. Nam z Ann właśnie takie dostarczono. Wszystkie kolorowe ozdoby przyprawiły naszych towarzyszy niedoli o mdłości i skrzywienie na twarzy. Rozmawialiśmy o głupotach, Mario opowiadał kilka zabawnych sytuacji z treningów, głównie o Aubameyangu, który potrafił zrobić niezłe show. Podobno były jeszcze większe popisy, kiedy działał w duecie z moim mężem. Aż bałam się sobie to wyobrażać. 

Na sali się ściemniło, kiedy rozpoczynała się piosenka „Time of my life”. Mario od razu uśmiechnął się do Ann i wyciągnął do niej dłoń prosząc o taniec. Rozpływałam się zawsze na nich patrząc. Takich zakochanych i szczęśliwych. 

Zostałam sama z Nilsem, jednak nie było żadnemu z nas niezręcznie. Wyznałam mu, że ubóstwiam Ann i Mario jako parę. Przyznał mi rację i zaczął opowiadać jak Ann dopiero poznała Mario, a jemu włączył się alarm starszego (o rok!) brata i chciał znaleźć na piłkarza jakiś haczyk. Pierwszym jego argumentem było to, że Mario jest piłkarzem i będzie miał wyjazdowe mecze. Jednak Ann zupełnie to olała twierdząc, że będzie wszędzie jeździć z nim. I jeździła. Do póki jej kariera modelki nie nabrała rozpędu i ona sama też musiała co jakiś czas wyjeżdżać na kolejne sesje. Między innymi tam, gdzie braliśmy z Marco ślub. 

Para zakochanych gdzieś zniknęła na parkiecie, a do naszej loży przyszedł kelner z wysokim krwstoczerwonym drinkiem ze słomką i białym, skrystalizowanym cukrem na brzegach. Zdziwiłam się, kiedy podał mi go. 

-Ale ja nie zamawiałam.
-Ktoś inny dla pani zamówił. Czerwona róża. Smacznego.-powiedział uprzejmie stawiając przede mną szklane naczynie przypominające wysoki, wąziutki wazon.
-Czerwona róża?
-To nazwa drinka. –wytłumaczył i kiwając głową oddalił się od nas wracając na swoje stanowisko za barem.
Wstałam od razu nawet nie odzywając się do Nilsa i pobiegłam przeciskając się przez imprezowiczów aż do baru, gdzie znalazłam zajętego przygotowywaniem kolejnego drinka kelnera.

-Przepraszam pana, kto dokładnie zamówił tego drinka?
-Nie ja przyjmowałem zamówienie, niech pani zapyta Any. –wskazał kiwnięciem głowy na rudowłosą kelnerkę która wysłuchiwała zwierzeń już nieźle wstawionego mężczyzny. Znów musiałam się kawałek przepchać, próbując puścić mimo uszu narzekanie innych w stylu „uważaj krowo gdzie idziesz”. Klasyk.
-Przepraszam, ty jesteś Ana?-zapytałam lekko przekrzykując muzykę, z nadzieją, że w rzeczywistości nie drę jej się do ucha jak wariatka. 
-Jestem zajęta. –odburknęła nawet na mnie nie spoglądając. Bardziej interesujące ode mnie, i od mężczyzny, którego nie jestem pewna, czy do końca wysłuchiwała, były jej paznokcie.
-Ja też, ale nie jestem w sprawach matrymonialnych. –uśmiechnęłam się szeroko z nadzieją, że jednak chociaż na mnie spojrzy i nie będę dla niej niewidzialna.
-No dobra, mała. Co podać?
-Informację.
-Nie posiadam.
-Przeciwnie. Ktoś zamówił niedawno „Czerwoną różę”. Możesz proszę powiedzieć jak ta osoba wyglądała? To był mężczyzna?
-Coś mi świta, ale.. Hmm.. Może mężczyzna, może kobieta. Coś mam ostatnio z pamięcią. –powiedziała od niechcenia i zaczęła szukać ściereczki do polerowania blatu. Westchnęłam, jednak nie zamierzałam się poddawać. Te róże to już było powoli denerwujące. Oczywiście może być jakiś zbieg okoliczności, może też faktycznie spodobałam się jakiemuś kolesiowi i postanowił postawić mi drinka, a może dwóch podpitych gości się założyło o coś i stawką było właśnie to. A może też byłam w guście jakiejś dziewczyny. Wszystko lepsze od tego świra, od róż i liścików.
Wygrzebałam z torebki dwadzieścia euro w banknocie i podsunęłam je pod nos kelnerce.
-Teraz coś świta?
-A odrobinkę. –zaszczyciła mnie spojrzeniem. Aż przeszły mnie ciarki. Miała soczewki. Jedno oko całe czarne, drugie białe. Przełknęłam głośno ślinę i nachyliłam się bliżej, by wszystko na pewno dobrze usłyszeć.
-To był mężczyzna.
-A jak wyglądał?
-Tu już widzisz trochę mgliście. Tylu tych ludzi, trochę się zapomina. –westchnęła smutna zarzucając na bark białą ścierkę. Znów zaczęła bawić się swoimi paznokciami.
-Trzymaj, teraz chyba starczy ci na jakieś dobre leki na pamięć. –powiedziałam z niechęcią dając jej kolejne dziesięć euro.
-A no był mężczyzna z kolegą. Wychodzili oboje, ale ten został i wskazał konkretnie na ciebie i podał który dokładnie. Chociaż proponowałam mu coś delikatniejszego, wyglądasz na grzeczniutką. Zostawił mi nawet kasę za anonimowość, ale dałaś trzy razy więcej, więc..
-Jak wyglądał?
-Blondyn z zielonymi pasemkami, jasne oczy. Kolega był daleko, ale chyba miał ciemniejsze włosy. Blondaś szybko wyszedł, jego koleżkę zgubiłam, ale pewnie wyszli razem. Tyle co pamiętam, pomogłam?
-Dzięki, Ana. Pomogłaś, chociaż nie wiem do końca czy na pewno go znam.
-Do usług, jak będziesz czegoś potrzebować.
-Zapamiętam. Miłego wieczoru.
-Ciao. –uśmiechnęła się zadowolona poklepując się po kieszeni swojego czarnego fartuszka. Jeny, te oczy. Będą mi się śniły. Wzdrygnęłam się i zaczęłam kolejną przepychankę w stronę naszego miejsca. Ktoś próbował wyciągnąć mnie na parkiet jednak odmówiłam i przyspieszyłam kroku.



-W porządku?-zapytał Nils, kiedy tylko mnie zauważył. –Wybiegłaś stąd tak szybko, że nawet nie wiedziałem, co się stało.
-Nic się nie stało. –odburknęłam praktycznie skacząc na swój fotel i zdenerwowana chwyciłam za wazonowate naczynie z fikuśną słomką. Chyba miało sporo procentów.
Może Zielony Blondaś był właśnie tym świrem. Chociaż w sumie. Odkąd świry mają znajomych? Zwykle działają w pojedynkę. Nie chciałam wpadać w paranoję. Zielony Blondaś pewnie się upił ze swoim kompanem, a że był na tyle nieśmiały, żeby podejść, może przeraziła go loża vip to kupił dla mnie drinka i się zmył. Może się rozmyślił.


Nawet nie zauważyłam jak cały drink został przeze mnie wypity.
-Gdzie Ann i Mario?
-Wpadli w taneczny szał, ale chyba zaraz będą wracać. –uśmiechnął się wpatrując się we mnie chyba trochę za długo.
-Idziemy tańczyć. Shakira!-stanęłam równo na nogi i wyciągnęłam rękę do Nilsa.
-Na pewno?
-Oj wyluzuj trochę. Nie powiem Marco, będziesz żyć!
-Zabije mnie jak się dowie, że się upiłaś.
-Przesadzasz, jestem dużą, grzeczną dziewczynką. –zarechotałam jeszcze głośniej i pociągnęłam za sobą bruneta na parkiet.
Świat zaczął mi delikatnie wirować przed oczami, jednak idealnie wycelowałam pętlę z rąk, by zawinąć ją na szyję Moto Moto. Znaczy Nilsa. Zaczęłam zarzucać biodrami w zabawnym tańcu.
Sama się z tego zaczęłam śmiać. I to całkiem nieświadomie. Ale prawdę mówiąc, zawsze chciałam być jak Shakira. Marco musi się nauczyć francuskiego i będzie moim Pique… A może polskiego? Hmm…
-Rose, przestań tak się śmiać, przerażasz mnie. –zaśmiał się pod nosem Nils nachylając się do mojego nosa. Znaczy ucha.
-Moto Moto. Jestem na tę noc twoją Glorią. Ale Melman czeka więc tańcz! –zaczęłam krzyczeć na całe gardło. Chciałam też go pocałować ale trafiłam w powietrze. Zaczęłam kręcić głową w rytm muzyki i wirowania klub. Może to nawet wirowały moje oczy? Albo głowa. Zbliżyłam się delikatnie do Nilsa.
A potem zupełnie nic już nie pamiętałam.









~~~

WAŻNA INFORMACJA!
Kochane, sygnalizowałyście mi o problemie wyświetlania bloga na przeglądarkach. Byłam go świadoma już wcześniej, miałam jedynie nadzieje, że może występuje tylko na mojej przeglądarce, Blogger znów coś wymyśla.. jednak nie.. Dostawałam też zapytania czemu usunęłam bloga- blog nigdy nie został i nie zostanie usunięty! Blokowały go jedynie przeglądarki!Na wersjach na komórki działa wszystko płynnie, bez zastrzeżeń. Pracowałam nad tym, pisałam do Google, bałam się niesamowicie, że będę musiała zmieniać szablon... Chyba jednak doszłam sama do tego problemu, usunęłam wszystkie dodatki do bloga, zaczęłam pojedynczo dodawać (muzyka ocalona, możliwe, że to przez kursor ale będę powoli wszystko wdrażać) i sprawdzać jak to reaguje.... no i chyba działa. 
Proszę, jeśli czytacie bloga na laptopach/komputerach dajcie mi znać w komentarzach, czy problem zniknął, czy nadal jest-będę coś próbować dalej, jednak mistrzem w tym nie jestem. 

Rozdział trochę nudny(trochę nawet bardzo!), z serii zapychaczy..niestety też takie czasem muszą się pojawić. Oczywiście polsatowskie zakończenia-tradycyjnie:) Pocieszę Was. Przy następnym-26 rozdziale-płakałam jak bóbr. Ja płakałam, Rose płakała, wszyscy tam płakali...na wszelki wypadek weźcie do czytania za dwa tygodnie chusteczki.
Wiem, że 2 tygodnie są ciężkie do wytrzymania-ten pierwszy mi się dłużył, jednak kiedy zaczął się rok szkolny minął tak szybko, że aż nie zauważyłam... Oby zawsze mijały tak szybciutko. (ale nie aż tak, bo wyjdzie, że już matura😂)

A w nowym roku szkolnym życzę Wam samych sukcesów, wspaniałych ocen, cudownych przyjaźni i żeby wszystko szło po Waszej myśli!💛

Dziękuję za wszystkie komentarze! Jestem przeogromnie szczęśliwa z każdego pojedynczego komentarza, nie ważne, czy długi, czy krótki. To dodaje przeogromnej motywacji, pokazuje, że to wszystko ma sens.. Jesteście przekochane!❤ 
Ściskam was mocno! xx