Karolinie,
z okazji (zaległych) urodzin 💝
-Zwykłe jeansy?-zapytałam niepewnie przeglądając się w
lustrze sypialni Ann i Mario. Dzisiejszy wieczór miał być trochę chłodniejszy,
dlatego też zdecydowałam się na pożyczenie długich spodni od Ann. Modelka posiadała bardzo długie
nogi, także mimo tego, że była ode mnie niższa spodnie pasowały dobrze.
-Pewnie. Znamy z Mario to miejsce i uwierz, ze nie musisz tam mieć balowej sukni.
-No dobra-powiedziałam widząc, że naprawdę leżą na mnie w
porządku.
-Twój tyłek wygląda w nich nieziemsko!-powiedziała śmiejąc
się i zaczęła mi szukać czegoś u siebie w szafie, żebym mogła założyć na
moją nowo kupioną, czarną, koronkową bieliznę.
-I o to chodzi!
Ann buszowała w szafie prawie do niej wchodząc. Modelka
mająca pełno ciuchów, a od godziny nieustannie szuka jednej, jedynej rzeczy,
która będzie idealna.
-Skarbie. Oto czarna prześwitująca, lejąca koszula. –powiedziała
dumnie dzierżąc niewiele zakrywające ubranie na wieszaku.
-I co, mam pójść ze stanikiem na wierzchu?-zaśmiałam się na wyobrażenie sobie mnie w tej bluzeczce, w eleganckiej restauracji.
-W sumie, to na wierzchu będzie bluzka.
-Ale widoczny stanik.
-Ale na wierzchu…
-Oj cicho, zakładaj, bo pójdziesz w samym staniku. Poza tym,
stanika się uczepiłaś. Masz też tatuaż i super kolczyk. Są zbyt piękne żeby je
zasłaniać!
Przewróciłam oczami i odebrałam wieszak od Ann. Założyłam na
siebie koszulę i zapięłam guziki. Miałam to szczęście, że mimo długich paznokci
spokojnie pokonałam rządek malutkich guziczków.
Ann pokiwała głową z dezaprobatą i podeszła do mnie żeby
odpiąć guziki. Po dwóch pierwszych chciałam już się odsunąć, jednak ta była
nieustępliwa i odpięła także trzeci. Marco dostanie zawału.
-Ja nie chcę zostać wdową tak szybko!-zaśmiałam się
wychodząc z sypialni do salonu, gdzie przygotowałam sobie moje czarne szpilki,
które kupiłam jeszcze z Yvonne i Ann przed moją nieudaną randką w kinie. Mario
był na spacerze z Mase, więc miałyśmy całe mieszkanie dla siebie. Ann ustawiła
już w salonie zestaw małego majsterkowicza, żeby moje oczy wyglądały na wielkie
i wyłupiaste, czy coś w tym rodzaju. Zanim dołączyłam do niej, poszłam do
mojej torebki, w której ukryłam mały liścik, który był ukryty w różach z
poprzedniego wieczora. Nie chciałam go otwierać przy Ann wiedząc, że jeszcze
zaczęłaby węszyć i wyolbrzymiać całą sprawę. Upewniając się, że jestem poza
zasięgiem wzroku modelki otworzyłam kopertę.
„To róże świadczą o
miłości.”
-Udław się, kocham stokrotki.-mruknęłam i skierowałam się do
śmietnika w kuchni.
-Coś mówiłaś?-zapytała Ann spoglądając to na mnie to na
kolejne paletki cieni.
-Myślę, że chciałabym dzisiaj trochę zaszaleć z makijażem. Widziałam
w internecie takie śliczne, mieniące się czarno-srebrne cienie z drobinkami,
które kończył matowy róż…
-No, no, Rose. Ostry zawodniku. –uśmiechnęła się szeroko i
wyjęła potrzebne pudełeczka. –Ale wiesz co, zamiast różu beż. I będziesz miała
jasnobrązowe usta. Matowe. Weźmiesz na wszelki wypadek do poprawki, ale nie
powinny się zjeść.
-Wiesz, że ty jesteś niezawodna?-zaśmiałam się zajmując
miejsce na skórzanym fotelu koło stolika na kawę, gdzie wszystko było rozstawione.
–Bym powiedziała, że minęłaś się z powołaniem, ale nie.. Na modelkę też się
nadajesz.
-Oj tam. Ty też powinnaś spróbować swoich sił.
-Z makijażem?
-Nie, modelingiem! Naprawdę, jesteś śliczniutka.
-Ach, przestań.
-Naucz się przyjmować komplementy.-skarciła mnie. Podniosła
moją brodę delikatnie do góry i zaczęła nanosić pierwsze warstwy makijażu.
-Byłam inna. Trochę gdzieś zgubiłam tamtą Rose.
-Którą?-zapytała biorąc śmieszny rozczapierzony pędzelek do
pudru.
-Kiedy byłam z Leo. Świat był wtedy taki malutki. Miałam
oczywiście swoje problemy, konsekwencje niektórych czynów…-zatrzymałam się
wiedząc, że wchodzę w niebezpieczną strefę. I dla siebie i dla Ann. Nie
znosiłam tego rozpamiętywać, to zbyt bolało, nikt poza mną, moim ojcem, macochą
i Leo nie będzie o tym wiedział. Kiedyś sobie o tym obiecałam. I będę się tego
trzymać. Zbyt wiele mogłabym stracić.
-Ale świat nie jest malutki, Rose. Jest pełno wzlotów,
upadków, niebezpieczeństw, uniesień… Mogłabym ci tak wymieniać.
-Ann, przecież ty żyjesz w wielkiej mydlanej bańce
szczęścia. Masz kochającego faceta, jesteś znaną modelką, masz niesamowitą
urodę…
-Wywalczyłam to, Rose. –westchnęła zaprzestając mojego
makijażu i przysiadła na boku kanapy opierając się o moje uda. –Uwierz mi, w
moim życiu miałam pełno wyrzeczeń. Zderzyłam się z krzywdzącymi opiniami. Wielu
mówiło mi, że jestem za gruba, że powinnam schudnąć, że wyglądam jak wieloryb…
Kiedyś w to uwierzyłam, zaczęłam się głodzić… -zatrzymała się by nabrać głęboki
oddech. Czekałam aż coś powie. Na jej twarzy pojawił się mały uśmiech. –I
pojawił się Mario. Pamiętam jak dzisiaj, podszedł do mnie i powiedział „Jesteś
tak piękna, że zamówiłbym ci drinka”.
Roześmiałyśmy się obie. Ann wstała i wzięła moją dłoń w
swoje.
-Nie wiedziałam, kim jest Mario. Byłam w tym zielona jak ty.
Zupełnie inne światy. Ale wiedziałam po pewnym czasie, że jestem dla tego
faceta zrobić wszystko.
-Wszystko? Nawet skoczyć na bungee?
-Tak. –powiedziała pewnie. –Wiem, że mnie kocha. I śmiej
się, ale za każdym razem, kiedy mówi mi „kocham cię” moje serce przyspiesza a
ja sama w głowie wariuję jak nastolatka.
-Też go bardzo kochasz. To widać, myślę, że Mario też o tym
bardzo dobrze wie.
-Nie wyobrażam sobie życia bez niego. –powiedziała z
iskierkami radości w oczach. –Jestem i będę z nim zawsze. Na dobre i na złe, w
zdrowiu i chorobie…
-Zaraz się rozkleję.
-Nie! Nie waż się! Dopiero zaczęłam cię malować!
–powiedziała wyrzucając słowa z ust niczym z karabinu. Chwyciła pędzel, który
strasznie gilgotał mnie w nos, do stopnia, że miałam ochotę kichnąć. Ale
wiedziałam, że wtedy Ann by mnie zabiła. Uśmiechnęłam się i pozwoliłam jej
kontynuować makijaż.
-Jaka byłaś?-zapytała ni stąd, ni zowąd. –Poza tym, co
działo się wokół. Sama Rosalie.
-Nie wiem, Ann. Nigdy nie byłam Rosalie. Byłam Ruby. Nie
wiem, kim jest Rosalie, kompletnie jej nie znam. –powiedziałam zamykając oczy.
Wstrzymałam na dłuższy czas oddech. Ann nic nie powiedziała. Bałam się spojrzeć
na jej twarz… Moje serce strasznie dudniło. Czułam…strach. Przed samą sobą. Co,
jeśli Ruby miałaby okazać się Rosalie. Gdybym to była właśnie ja. To w końcu
nie było „tamto życie”. Mam jedno życie. Nie dwa. „Życie z Leo” i „życie bez
Leo”, albo nawet jeszcze wcześniej, kiedy jeszcze nie było Leo... To, co wtedy się zdarzyło.. To nigdy się nie skończyło. I nigdy nie skończy. To była fikcja. Jedna wielka fikcja Żyłam w fikcji, która była prosta. Niewymagająca. I
wiele, ale to wiele ułatwiała. Bałam się spojrzeć na sprawy inaczej...
-Przytrzymaj oczy zamknięte, zrobię ci takie świecące
powieki jakich świat nie widział!
Okropnie się bałam.
***
-Dziękuję. Ja naprawdę… Wow, Ann. To naprawdę ja?-zaśmiałam
się spoglądając w okrągłe lusterko. Mój makijaż prezentował się jak ten u
modelek na pokazie Chanel. –Zdziałałaś
cuda. Jakbym miała inną twarz.
-Nie przesadzaj. To tylko odrobina kolorów i już.
–uśmiechnęła się. –Ale wiem, że ta odrobina kolorów nałożona jest obłędnie.
-Cieszę się, że wiesz. –zaśmiałam się wstając ze swojego
miejsca i ruszyłam sprawdzić, czy Marco jeszcze nie dzwonił. Po mieszkaniu
rozległ się stukot moich obcasów. Kiedyś ja i obcasy trochę się mijaliśmy.
Głównie nosiłam trampki.. I to jedną parę kilka lat. Na większe okazje miałam
parę czarnych balerinek. A teraz?
Na ekranie nie miałam jeszcze żadnej wiadomości, jednak
postanowiłam napisać do blondyna, żeby wiedzieć na czym stoję. Przy okazji
przyjrzałam się jeszcze raz w lustrze. Tego wieczora byłam naprawdę piękna i
nie mogłam od siebie oderwać wzroku. Coś podobnego spotkało mnie, kiedy
spoglądałam w lustro tuż przed ślubem. W tej przepięknej, białej sukience. Nie
dochodziło do mnie, że jeszcze kiedyś
będę brała ślub. Że jeszcze raz spojrzę na siebie w białej sukni, może dorobię
się nawet welonu. Może zamiast platynowych obrączek będę miała złote. Nie
umiałam sobie jednak wyobrazić mojej twarzy. Jaka będzie. Radosna, smutna,
przygnębiona. Czy będę miała zmarszczki. Czy moje oczy będą się błyszczeć, a ja
będę wyczekiwać mojego wybranka z utęsknieniem. Może będziemy mieli już dzieci.
Chciałabym mieć kiedyś dzieci. Może za dziesięć lat, jak skończę trzydziestkę.
Chciałabym wtedy mieć stabilne życie, z mężem i dzieckiem w drodze. Miałoby
blond włoski, zielono-niebieskie oczy. Delikatne usta wykrzywiające się zadziornie
w uśmiechu. Jeśli to byłby chłopiec na pewno miałby ogromną pasję do piłki po
t… O nie.
Chyba trochę pomyliłam bajki.
-Rose?-podskoczyłam w miejscu słysząc koło siebie głos Ann.
Spojrzałam na nią zdziwiona. Pokręciła niedowierzająco głową i wskazała na mój
telefon. –Dzwoni już trzeci raz.
-Och..-powiedziałam spoglądając na ekran. Marco.
Uśmiechnęłam się delikatnie odbierając połączenie.
-Rose! W porządku? Nie
odbierałaś..
-Przepraszam..Emm.. Zostawiłam telefon, Ann poprawiała mi
makijaż i nie słyszałam.
-Bez makijażu i tak
byś wyglądała pięknie.-stwierdził i zaśmiał się pod nosem, co od razu
wywołało mój uśmiech. Jego śmiech był taki…kojący. –Chciałem ci powiedzieć, że nie mam jak zaparkować, stoję pod klatką.
Jesteś już gotowa?
-Tak, już schodzę. –zakończyłam jednocześnie rozłączając
się.
Schowałam telefon do małej, czarnej kopertówki i zapięłam ją
na klips. Chciałam ruszyć, jednak Ann skutecznie zastawiła mi drogę.
-Rose, co się dzieje?
-Nic, Ann. Po prostu zamyśliłam się. –powiedziałam posyłając
jej uspokajający uśmiech. –Jeszcze raz ci dziękuję. Jesteś wspaniała. Marco już
czeka na dole, muszę iść.
-Okej. –westchnęła usuwając się lekko na bok, dając mi tym
samym przejść przez korytarz do przedpokoju. Spojrzałam na wieszak, gdzie
wisiał piękny, czerwony płaszcz Ann. Już chciałam pytać, czy mogłabym pożyczyć
jednak ta szybko mnie wyprzedziła.
-Nie bierzesz płaszcza.
-Potem będziemy chcieli się przejść, będzie mi zimno.
–powiedziałam tłumacząc Ann. Lato już naprawdę dobiegało końca.
-Marco da ci swoją. Nie bierz płaszcza.
-Jemu będzie zimno!
-Rose! Zaufaj mi i nie bierz tego przeklętego płaszcza!
–roześmiała się modelka i zaczęła pchać mnie w stronę wyjściowych drzwi.
–Facetów kręcą dziewczyny w ich rzeczach. Szczególnie koszule, bokserki i
marynarki.
-W porządku. Ale jak coś, to ty sponsorujesz Marco leki.
-Nic mu nie będzie.
-Tak. –przytaknęłam starając się brzmieć jak najbardziej
wiarygodnie. Modelka pobiegła jeszcze do salonu, zabierając stamtąd pomadkę,
którą mi nałożyła. Ja w tym czasie czekałam, aż przyjedzie po mnie winda.
Kiedy wcisnęłam już przycisk z cyferką zero, Ann zatrzymała
nogą drzwi windy.
-Rose… -zaczęła rozglądając się na boki, jakby próbując
pozbierać swoje myśli. –Myślę, że jesteś wspaniałą osobą. Szczerą, radosną i
wrażliwą. Szybko nawiązujesz znajomości. Masz słabość do jednego blondyna, na
którego widok za każdym razem miękną ci nogi i masz oczy jak u szczeniaczka.
Masz coś w sobie, co przyciąga facetów. Nie tylko André chciałby cię mieć. Ale
jesteś zasadnicza i wierna swojemu mężowi, wierna swojej przysiędze. I w tym
wszystkim jesteś wariatką, tańczysz w klubie jak nikt inny. –zaśmiała się na
wspomnienie naszego wypadu. Zwilżyła językiem wargi i przerzuciła włosy na
ramię. - To jest Rosalie, cudowna przyjaciółka.. jeśli w czymkolwiek to pomogło. Po dłuższej
znajomości więcej ci powiem, dobrze? Zaufaj mi, Rose.
-Ja..Dziękuję. –kiwnęłam głową z wdzięcznością uśmiechając
się. Ann posłała mi w powietrzu pocałunek i cofnęła się nie blokując już drzwi
windy.
-Baw się dobrze!-zawołała, kiedy już tylko przez małą
szczelinę widziałam jej postać.
Wychodząc z klatki owiał mnie naprawdę chłodny wiatr. Ann
zwariowała, a ja zwariowałam słuchając Ann. Na tyle, na ile pozwoliły mi moje
szpilki, pobiegłam do czarnego Astona Martina, którego jasne światła oświetlały
niewielką uliczkę. Marco otworzył mi drzwi od środka. Zajęłam wygodnie miejsce
i nachyliłam się do niego, by złożyć na jego policzku pocałunek na przywitanie.
On uśmiechając się wyciągnął w moim kierunku dużą, czerwoną
różę. Uśmiechnęłam się, jednak w żołądku poczułam, że coś mnie ściska.
Najprawdopodobniej przez wczorajszy bukiet od najwyraźniej zakochanego we mnie
Anonima. A może dlatego, że róża to symbol miłości. A Marco mnie nie kochał.
-W porządku?-zapytał naciskając pedał gazu i spojrzał na
mnie próbując cokolwiek wywnioskować.
-Tak. Tak. Dziękuję, za.. za różę. –powiedziałam odkładając
kwiat na deskę rozdzielczą, w tempie, jakby niemiłosiernie mnie parzył.
-Nie podoba ci się?
-Przepraszam, ale chyba nie przepadam za czerwonymi różami.
-No tak. Wolisz białe. Wiedziałem, że coś schrzanię.
–westchnął z rezygnacją i wbił spojrzenie w ulicę.
-Hej, jest w porządku. To nie ważne. –powiedziałam
rozczulona. Jego zawstydzenie i pragnienie, żeby ta randka była perfekcyjna
zupełnie mnie zauroczyło. Moje serce zmiękło. Do reszty. Było jak cukrowa wata,
którą on sobie po prostu mógł jeść.. Przywłaszczać sobie.. Położyłam swoją dłoń
na jego, którą kładł na hamulcu ręcznym. Splotłam nasze palce delikatnie
unosząc nasze dłonie, by w końcu przenieść je na moje udo. Delikatnie głaskałam
kciukiem jego knykcie. Widziałam, że zadziałało to na niego rozluźniająco.
Uśmiechnął się delikatnie spoglądając na mnie, i znów przeniósł spojrzenie na
drogę. Wieczorami coraz szybciej zaczynało się ściemniać.
Ulice Dortmundu były już mniej ruchliwe, Marco mógł jechać
trochę szybciej niż za dnia. Latarnie oświetlające ulice nadawały naprawdę
romantyczny klimat. Pewnie ktoś by pomyślał-zwykła lampa. Dla mnie jednak to
światło w połączeniu z ciemnym wnętrzem samochodu z przyciemnianymi szybami,
dłonią Marco na moim udzie, a zwłaszcza nim samym, na siedzeniu obok mnie,
ubranym w błękitną koszulę i szarą marynarkę z perfekcyjnie ułożonymi włosami
działało bardzo romantycznie. W powietrzu można było wyczuć tą chemię między
naszą dwójką. Przeklęte napięcie, które wyzwalało pierwotne instynkty. Chciałam
trzymać fason i zgrywać niedostępną przez najbliższy czas, a w tym momencie bym
kazała zatrzymać mu samochód i sama bym się na niego rzuciła. I pewnie
zrobilibyśmy to właśnie na jego siedzeniu, nie trudząc się przeniesieniem na
wygodniejsze tyły.
-Rose?
-Tak?-powiedziałam odchrząkując. Moje policzki paliły,
miałam nadzieję, że Ann nałożyła wystarczająco dużo podkładu.
-Mówiłem coś. –zaśmiał się wyplątując swoją dłoń z mojej i
ścisnął nią pewnie moje udo. Jeśli to robił ze względu na to, żeby mnie
podniecić to naprawdę, trochę się spóźnił, bo zrobił już to, kiedy wsiadłam do
tego samochodu i zamknęłam za sobą drzwi. Mój Boże. Kim ja jestem.
-Zamyśliłeś mnie. Znaczy. Ja, się. Zamyśliłam.
Marco roześmiał się zaczynając rozglądać za miejscem do
parkowania.
-Mówiłem, że pięknie wyglądasz. Strasznie seksownie. To
miała być randka a… Boję się odpowiadać za to co zrobię.
-Będziesz musiał się postarać, żeby to była randka.
-Będę. –przytaknął gasząc silnik i spojrzał na mnie z
uśmiechem. –Zapraszam panią do restauracji.
Przeszedł do mojej strony i otworzył mi drzwi, żebym mogła
wysiąść. Podał mi też dłoń, którą z uśmiechem ujęłam wysiadając z samochodu.
-Rose?
-Hmm?
-Wyglądasz niesamowicie. Naprawdę. Ta bluzka. Będę musiał
znosić spojrzenia innych facetów ale…
-Spokojnie. Już mi to mówiłeś.-zaśmiałam się obracając do
niego. On stanął w miejscu i wyciągnął dłoń w moim kierunku. Powoli położył ją
na moich żebrach, przykrywając mój tatuaż. Delikatnie ścisnął to miejsce dłonią
na co od razu wstrzymałam oddech. Powoli zaczął przesuwać swoją dłoń coraz
niżej, jednocześnie przybliżając się do mnie.
-Marco…-szepnęłam tuż koło jego ust. On uśmiechnął się
nieznacznie i nagle podniósł mnie tuż pod pośladkami i przeniósł na maskę
samochodu.
-E, nie zapominaj się! –roześmiałam się oplątując go nogami
w pasie.
-Nie umiem przy tobie trzeźwo myśleć. –wyznał na chwilę
przed tym jak wpił mi się nachalnie w moje usta. Zupełnie poddałam się jego
dotykowi, jego cudownie miękkim wargom. Oplotłam dłońmi jego szyję oddając
kolejne pocałunki. Jego dłoń zahaczona wcześniej o szlufkę spodni delikatnie
zaczęła wślizgiwać się pod materiał jeansów na moje pośladki.
-Marco… -szepnęłam między pocałunkami. Było mi dobrze,
lepiej niż dobrze… Ale.. Przecież byliśmy w centrum miasta, na parkingu, gdzie
chodziło dużo ludzi. Pewnie musieliśmy wyglądać jakbyśmy mieli tu dopiero
odstawiać niezłe widowisko. –Przestań.
-Nie. –zaśmiał się głęboko nie przestając mnie całować.
Zaczął schodzić pocałunkami na moją żuchwę, delikatnie przygryzł płatek ucha,
szyję, by na koniec znów powrócić do ust.
-Proszę..Ludzie się patrzą. –powiedziałam, jednak nie
przestawałam oddawać jego pieszczot. Nie byłam na tyle silna, on musiał to
zrobić. –Jeszcze pomyślą, że zaraz będziemy robić coś na masce tego samochodu.
-Rose! –westchnął odrywając się ode mnie. Przeraziłam się
widząc jego spojrzenie. –Nie mów tak! Cholera.
-Ja… Tylko.. –zaczęłam obserwując jego wyraz twarzy.
Przecież nie powiedziałam niczego nieodpowiedniego…chyba.
-Nie mów takich rzeczy. Nie teraz, kiedy próbuję w ludzki
sposób naprawić naszą relację.
-Poprzez całowanie mnie na samochodzie?
-Nie! Nie.. Spieprzyłem.. –westchnął opierając się dłonią na
masce, tuż koło mojego uda.
-Nie spieprzyłeś, to było bardzo…fajne. Z ciekawości, co
powiedziałam nie tak?
-Nie tak? Rose, to było bardzo tak. –zaśmiał się zagryzając
zęby na dolnej wardze obdarzając mnie wygłodniałym spojrzeniem. –Wizja nas na
masce samochodu.
-Jesteśmy na masce samochodu. –uśmiechnęłam się szeroko
próbując delikatnie się zabawić jego kosztem.
-Nie bierz mnie pod włos.
-To ty nie bierz mnie na masce samochodu i chodźmy na
randkę.
-Rose!
-No co!?-roześmiałam się zeskakując z jego Astona Martina i
ruszyłam przed siebie.
-Wiesz, że kiedy to mówisz, to ja od razu to widzę? Nas,
nagich, na tym pieprzonym samochodzie?!-podszedł do mnie zbliżając usta do
mojego ucha. Jakby przez to się upewniał, że nikt poza mną tego nie usłyszy.
-Ja też coś tam widzę, ale byś musiał mi kiedyś to bardziej
zobrazować. –powiedziałam utrzymując powagę. Stanęłam przed drzwiami
restauracji z sushi i czekałam, aż on sam mi je otworzy.
-Nie ułatwiasz tej randki.
-Nie powiedziałam, że będę. –odpowiedziałam ze zwycięskim
uśmiechem i weszłam do środka kiwając głową w podzięce blondynowi za otworzenie
drzwi.
W tym wieczorze było coś niesamowitego. Marco był sobą. I ja
też byłam sobą. Cały czas się uśmiechałam. Moje myśli już nigdzie nie uciekały.
Słuchałam uważnie jego opowiadań o czasach dzieciństwa i jego zapale do gry w
piłkę. Z tego co mi mówił to był niezłym zdolniachą. Mówił też trochę o jego
przyjaźni z Mario, o jego wcześniejszej drużynie. Widać było w jego oczach
ogromny entuzjazm i radość, kiedy mówił o piłce. A może uśmiechał się, bo był ze mną? Ech, marzenie ściętej głowy.
Kelner przyniósł nam całą tace z sushi i dwa talerzyki. No i
pałeczki. Tu się zaczynały schody. To nie tak, że nigdy nie jadłam sushi, bo
znalazłoby się kilka razy, jednak zawsze, wsiowo, lub też jak kto
woli-tradycyjnie, jadłam palcami. Bo jak ja mam trzymać pałeczki. To jakaś
porażka.
Ale okoliczności były inne, byłam w restauracji. Z moim
facetem, przed którym nie do końca chciałam sobie robić obciachu.
-Rosie?
-Tak?-zapytałam uśmiechając się jakby wszystko było w porządku.
-Pokazać ci?-zapytał śmiejąc się pod nosem i sam nie
czekając na moją odpowiedź wstał z miejsca i przeszedł za moje krzesło.
Poczułam jak się do mnie nachyla i obejmuje rękoma z obu stron. Chwycił moje
dłonie i bardzo powoli zaczął w nich ustawiać pałeczki. Spojrzałam na niego z
delikatnym uśmiechem czując lekkie zawstydzenie, jednak on był zupełnie
pochłonięty moim trzymaniem dwóch drewnianych patyczków. Po moim ciele przeszły
delikatne ciarki. Uwielbiałam jego dotyk, a przy tym jego zapach i jego oddech
tak blisko mnie. To wszystko przyprawiało mnie o zawroty głowy.
Zaczął mi po kolei opisywać muskając przy tym delikatnie
moje dłonie palcami, jak powinna być ułożona pałeczka, ustawione moje palce, gdzie
powinnam przycisnąć, a gdzie utrzymywać nieruchomo. Zanim się ode mnie odsunął
niby to przypadkiem pocałował mnie w szyję. Niemożliwy.
Nauczyłam się jeść pałeczkami. Na początku wychodziło to
dość nieporadnie, z dwa razy zupełnie mi wypadały z rąk, jednak się nie
poddawałam. Marco też oszczędził sobie kąśliwych komentarzy w tym temacie, co
mnie ucieszyło. Stawiałam, że nie zmarnuje okazji, żeby się ze mnie pośmiać.
Może to nie był najodpowiedniejszy moment do psucia chwili,
jednak chciałam wypróbować poziom jego bycia otwartym w stosunku do mnie.
Komunikat o podjęciu kursu na fizjoterapeutę postanowiłam jeszcze trochę
opóźnić.
-Marco?-zapytałam patrząc w mój kieliszek czerwonego,
wytrawnego wina.
-Tak?
-Jak w pracy?-zapytałam, a chwilę później wypiłam łyk z
kryształowego kieliszka.
-To zabawne, nikt jeszcze nie określił Borusii pracą. Jesteś
pierwsza.-zaśmiał się uroczo i nałożył sobie z niekończącego się podłużnego
talerza jeszcze jedną sztukę sushi.
-To jak powinnam mówić?
-Jak tylko chcesz, Rosie. –uśmiechnął się szczerze. –Jeśli
cię to ciekawi, większość po prostu używa zamiast praca to klub. Albo po prostu
Borussia.
-To ja będę używać praca. –pozostałam przy swoim obserwując
z ciekawością mojego męża.
-W porządku. To.. Dodaliśmy większe obciążenie na treningach
siłowych, nie potrzebuję już fizjoterapeuty, ostatnio miałem jeden trening
biegowy…
-Nie wiem czemu, ale nie zabrzmiało to za
wesoło…-powiedziałam przekręcając głowę na lewo. Kiedy to mówił jego oczy
zrobiły się takie smutne.
-Po tym ostatnim treningu znów zaczęło mnie boleć w tym
samym miejscu co przedtem.
-Mówiłeś trenerowi? Lekarzowi czy komukolwiek kogo tam masz?
-Jeszcze nie, ale sam domyślam się co powie. –westchnął i
spojrzał na ostatnią sztukę sushi. –Będziesz jeszcze jeść?
-Nie, ja dziękuję, jestem już pełna. A co powie?
Marco zjadł ostatnie sushi i dopił do końca swoją zieloną
herbatę. Zrobiłam to samo z moim winem, uznając, że zbieramy się już do wyjścia. Kelner zjawił się zaraz przy
stole z rachunkiem do uregulowania. Po zapłacie założył swoją marynarkę i
odsunął krzesło dla mnie.
Na zewnątrz trochę bardziej się ściemniło. Nawet tego nie
zauważyłam, z Marco czas zupełnie inaczej płynął. Dużo szybciej, a mimo to
wcale się tego nie odczuwało.
Nie tylko było ciemniej, ale też dużo chłodniej. Miałam
ochotę zatłuc Ann, że nie pozwoliła mi nic na siebie włożyć.
-Przejdziemy się? Obiecuję, że nie zaciągnę cię do
najbliższego lasu i..
-Dla swojego dobra nie kończ. –zaśmiałam się przypominając
sytuację przed wejściem do restauracji. Marco uśmiechnął się i objął mnie
ramieniem przyciągając mocniej do siebie.
-Jesteś cała zmarznięta! Czemu nic nie mówisz?-zapytał się i
od razu zdjął swoją marynarkę i założył ją mi na ramiona. Uśmiechnęłam się i
włożyłam ręce w rękawy.
-A tobie nie będzie zimno?
-Jestem zahartowany. –odparł dumnie i pocałował mnie w
czubek głowy. –Nie dokończyłem ci co z tym trenerem.
-A no właśnie. –przytaknęłam obejmując go mocniej.
-Po prostu… Mam tak, że jak biorę krok do przodu to zaraz
potem dwa kroki w tył. Jak tak dalej pójdzie będę mógł się pożegnać z karierą
jeszcze przed trzydziestką. Doleczę się a potem zaraz znów coś mnie dopadnie...
-Ej! –zatrzymałam się puszczając moją rękę z jego pleców i
wycelowałam w niego palec. –Wyjaśnijmy coś sobie, Reus. –powiedziałam twardo,
na co Marco uśmiechnął się z rezygnacją. – Masz dożywotni zakaz mówienia takich
rzeczy.
-Widzę przecież jak jest, i nie tylko ja.
-Ja tak nie widzę. Wiesz czemu? Bo za każdym razem
wychodzisz ze wszystkiego z podniesioną głową i trafiasz do pierwszego składu,
wszyscy cię podziwiają i jesteś niesamowitym zawodnikiem.
-Skąd niby wiesz?-zaśmiał się wzdychając i ruszył do przodu.
Byłam jednak szybsza i w porę go zatrzymałam.
-Przeczytałam pół internetu o tobie. Obejrzałam filmiki na Youtubie i fanpage'ach. I przeczytałam masę ale to masę komentarzy twoich
fanów. Marco jesteś naprawdę niesamowity. Wiem, że to może trudne znów nie
grać… Ale ja wiem, że po tym wszystkim znów będzie Marco w szczytowej formie,
którego każdy chciałby mieć w swojej drużynie.
-Rose..
-Wierzę w ciebie. Całym sercem i całą sobą. Proszę, weź choć
trochę ode mnie tej wiary i walcz. Dla swojej rodziny, przyjaciół.. Dla mnie.
–powiedziałam czując łzy pod powiekami i nie czekając na jego reakcję
postanowiłam go po prostu mocno przytulić. –To co robisz na boisku to coś
niesamowitego. –powiedziałam wtulając się mocniej w jego szyję. –Ty jesteś
niesamowity.
-Nie, to ty jesteś niesamowita, Rosalie. –odpowiedział
troszkę wzruszony. Odsunął mnie delikatnie od siebie żeby móc mnie pocałować.
To był cudowny pocałunek. Delikatny, czuły…Uroczy. Tak, że mogłabym spędzić w
nim resztę życia. Bez jedzenia, snu. Tylko ten jeden, niekończący się
pocałunek.
***
-To jak?
-Co jak?-zaśmiałam się idąc powoli do bloku. Nie chciałam
się już z nim rozstawać, jednak zaraz dochodziła północ, Ann pewnie się
martwiła a Mario zachodził w głowę czy mu ulegnę czy nie. Ale przez ten wieczór
dowiedziałam się znacznie więcej niż przypuszczałam. Mogłam rozmawiać z Marco w
nieskończoność. Zupełnie tyle samo ile bym mogła się z nim całować. Nie było
ani jednej chwili, która by była niezręczna. Rozmawialiśmy bardzo luźno, o
wszystkim i niczym. Dużo się śmialiśmy, przytulaliśmy, trzymaliśmy za ręce.
Jeszcze jakiś czas temu powiedziałabym, że to niemożliwe…
-Jak udała się randka? Podobało ci się?
-Tak, dziękuję. To był naprawdę wspaniały wieczór.
-To prawda. –przyznał mocniej ściskając moją dłoń. –To prawie takie fajne jak inne rzeczy, które
robiliśmy wieczorem.
-Oglądać telewizję?
-Niezupełnie. –zaśmiał się i cmoknął szybko mnie w usta.
–Bardziej tak w sypialni. Ale też pamiętaj, że prawie. Bo sypialnia to jest…
-Nie rozpływaj się. Dzisiaj zawędrujesz najdalej do klatki
schodowej.
-Mam poczekać jak będzie po północy?
-Czemu?
-Bo wtedy będzie już rzecz biorąc jutro. –uśmiechnął się
szeroko wyszczerzając dwa rządki lśniących zębów.
-Jutro to nawet do klatki cię nie wpuszczę, tylko pięć metrów
przed.
-Ehh.. Wiesz? Nigdy nie przytulaliśmy się przed telewizorem.
-Wszystko przed nami. Może jeszcze kiedyś zaprosisz mnie na
randkę.
-Choćby jutro. –powiedział od razu, a po chwili przyjrzał mi
się bardziej jakby myśląc nad tym, co powiedział. –To znaczy... Jeśli masz
ochotę.
-Jutro brzmi dobrze, o ile to nie to jutro zaraz po północy.
-W porządku. W takim razie późniejsze jutro?
-Wspaniale. Jeszcze raz dziękuję. I za różę też.
–uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek. Byłam już pod klatką, także był
czas zdejmowania pachnącej nim marynarki. Najchętniej położyłabym sobie ją na
poduszkę, od razu by mi się lepiej spało.
-To ja dziękuję. –powiedział tak cudownie patrząc mi prosto
w oczy. Położył dłoń na mojej brodzie i pogładził kciukiem mój policzek. No i
mój kolejny uśmiech. Uśmiech przy nim zaczynał wchodzić w nawyk.
-Twoja marynarka.-powiedziałam zsuwając ją sobie nieporadnie
z ramion. Marco nachylił się i pomógł mi ją zdjąć, jednak nie puścił jej
rękawów, które wykorzystał, żeby mnie mocniej do siebie przyciągnąć i
pocałować.
-Nie ubieraj się tak nigdzie indziej. Tylko na spotkania ze
mną. Tylko dla mnie są zarezerwowane takie cudowne widoki. –zagryzł wargę raz
jeszcze lustrując moją prześwitującą bluzkę, później jego spojrzenie przeszło
na szyję, oczy a na koniec usta, które znów ucałował.
-A ty bądź zawsze taki jaki jesteś. Bo takiego ciebie k..
uwielbiam. Jesteś wtedy taki naturalny, częściej się uśmiechasz. Zaufaj mi
Marco i pozwól mi być przy tobie.
-Postaram się.-uśmiechnął się zakładając na siebie z
powrotem swoją marynarkę. Na pożegnanie postanowił pstryknąć palcami w mój nos,
co wywołało u nas obojga śmiech.
Mój kochany mąż sprawdził jeszcze wewnętrzną kieszeń swojej
marynarki. Wyjął z niej beżową, podłużną kopertę. Podał mi ją do ręki nie
wyjaśniając nawet sprawy co do jej zawartości.
-Zobacz później, masz czas żeby przemyśleć temat ale wiedz,
że mi zależy.
-W porządku, dziękuję. Dobrej nocy, Marco.
-Tobie również.-odpowiedział i zaczął się powoli wycofywać w
kierunku wyjazdu z osiedla, koło którego stał zaparkowany jego samochód.
Kiedy już miałam otwierać drzwi od klatki, on jeszcze się
odwrócił i zawołał mnie po imieniu.
-Brakuje mi ciebie w domu.
Kiwnęłam z uśmiechem głową dając mu znać, że rozumiem, bo
nie wiedziałam kompletnie, co powinnam mu odpowiedzieć. Potrzebowałam się
upewnić, że nie wrócimy do tego, co było przed przeprowadzką do Ann i Mario.
Nie chciałam tracić tego Marco z dzisiejszego dnia. W takim właśnie się
zakochałam, tam na Karaibach, podczas naszego ślubu i krótkiego urlopu.
~~~
Mam nadzieję, że ten rozdział zwiastuje koniec przerwy! Przepraszam, że nie uprzedziłam o chwilowym zmienieniu bloga na "prywatny" ( btw. te wysyłanie zaproszeń ode mnie, co się wyświetla w komunikacie to nieprawda, kiedy blog jest prywatny jest widoczny tylko dla mnie, to nie tak, że "wyrzucam" sobie czytelników!). Zrobiłam tak, żeby chociaż w tej przerwie mieć poczucie zrobienia czegoś pożytecznego... Wpadło trochę więcej kolorów, szalenie się nad tym męczyłam i nie wiedziałam czy jest dobrze czy nie...Będę wdzięczna za opinie!:)
Co do dalszej publikacji (już nie za wesoło)
Podjęłam decyzję, że rozdziały będą pojawiać się co 2 tygodnie. Głównie dlatego, żeby była pewna regularność i żebym zdała maturę:))
Przede mną ostatni rok nauki, dlatego muszę dać z siebie 200%, żeby pójść na wymarzone studia. Już teraz zaczęłam pisać rozprawki na niemiecki.. Ale uznałam, że to opowiadanie dokończę po polsku..(<-możecie się cieszyć😂). Jeżeli będą takie sytuacje, że będę tak zarobiona i coś się przesunie to poinformuję od razu.
Ps. Wahałam się, czy nie zrobić niespodzianki..ale dodałam teraz jeszcze jedno zdjęcie w zakładce "bohaterowie"(tam też jest mała zdjęciowa metamorfoza).. Zaskoczone pozytywnie/negatywnie? Popsułam teorie spiskowe😄?
Ps. Wahałam się, czy nie zrobić niespodzianki..ale dodałam teraz jeszcze jedno zdjęcie w zakładce "bohaterowie"(tam też jest mała zdjęciowa metamorfoza).. Zaskoczone pozytywnie/negatywnie? Popsułam teorie spiskowe😄?
Ściskam mocno, mam nadzieję, że czekałyście, rozdział przypadł do gustu, będę wdzięczna za wszystkie komentarze <3
Buziaki!